Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Ona siedziała często na krawężniku...
Lekko roztrzepana fryzura, urwany pasek od sandała
I dziura na kolanie w czerwonych rajstopach,
To dodawało jej wyjątkowego uroku.
Pamiętam jak przechodziłem obok,
Zawsze podstawiała mi nogę żebym się potknął,
Wybuchała wtedy śmiechem.
Nie byłem na nią zły, no może trochę.

Pamiętam jak włóczyła się do późna pomiędzy blokami
A światło w jej pokoju gasło prawie zawsze ostatnie.
Któregoś razu, nie pojawiła się między wszystkimi szalejącymi,
Skaczącymi po podwórku dzieciakami
I poczułem że ten zwykły jak dotąd obraz,
Nas wszystkich, jest o jej nieobecność jakby uboższy.
Po raz pierwszy było mi jej brak.

Tak upłynął ponad rok.
My wszyscy chyba przestaliśmy wspominać,
I może nawet pamiętać że była.
Siadałem czasami w jej miejscu na krawężniku,
Mając nadzieje że coś poczuję, ale niestety.
Po długich miesiącach, stercząc któregoś dnia w oknie,
Światło w jej pokoju znów się zapaliło,
Pamiętam jak podskoczyłem z radości
I pobiegłem do mamy krzycząc...
- ZOBACZ! ZOBACZ! ona wróciła.
Mama nie miała pojęcia o co i o kogo chodzi,
Ale to nie było ważne, moja radość nie była naiwna.

W weekendowy poranek,
Jak zwykle pobiegłem na podwórko
już z daleka wypatrując jej postaci.
Szedłem tak jak zawsze, w myślach liczyłem kroki.
Nie mogłem się doczekać kiedy znowu się potknę o jej wysuniętą nogę,
Ale niestety. Stanąłem przed nią i powiedziałem...
- CZEŚĆ... nie odpowiedziała. Dlaczego!?
Była blada z podkrążonymi oczami,
Jej skóra jak pergamin prześwitywała odsłaniając jej drobne żyły.
Była całkiem łysa. Wystraszyłem się...
- CO SIĘ STAŁO...!? I znów milczenie!
Odwróciłem się,
spojrzałem na dzieciarnię szalejącą po placu zabaw,
Wstała i po chwili złapała mnie za rękę,
pokazała palcem krzak bzu i podeszła do niego,
Urwała kwiat i dała mi szepcząc...
- TĘSKNIŁAM ZA TOBĄ. Oniemiałem.

Dziś jak wspominam wszystko wygląda inaczej,
A przecież życie trwa i trwać musi.
Mam piękną córkę która jest tak podobna do niej,
Że czasem jak w serce ukłuje szpila ostra i na wylot,
Przez łzy mówię... - MARZENA ?
Córka mi wybacza jej też brakuje matki.

CZARNO BIAŁE ZDJĘCIA JUŻ POBLAKŁE NIE CO
I WSPOMNIENIA JAK ŻYWE NA WIEKI W NAS BĘDĄ,
JEDNYM SIĘ UDAJE DZIELĄC SIĘ Z INNYMI,
INNI ZAŚ ODCHODZĄ I JAK KWIATY WIĘDNĄ.

Opublikowano

To Arturze przejmująca proza poetycka. Wzruszająca pointą, z tragicznym finałem, refleksją o kruchości naszego życia, bezradności wobec choroby nowotworowej! Niestety - jest sporo błędów. Wybacz, poprawię (bo są i składniowe, nie tylko interpunkcyjne). Nie obraź się, jeśli zignorujesz - ja z kolei się nie pogniewam.

Siadywała na krawężniku...
Lekko roztrzepana fryzura, urwany pasek od sandała
I dziura na kolanie w czerwonych rajstopach,
To dodawało jej wyjątkowego uroku.
Pamiętam, jak przechodziłem obok,
Zawsze podstawiała mi nogę, żebym się potknął,
Wybuchała wtedy śmiechem.
Nie byłem na nią zły, no może trochę.

Pamiętam, jak włóczyła się do późna pomiędzy blokami,
A światło w jej pokoju gasło prawie zawsze ostatnie.
Któregoś razu nie pojawiła się między wszystkimi szalejącymi,
Skaczącymi po podwórku dzieciakami
I poczułem, że ten zwykły jak dotąd obraz
Nas wszystkich, jest o jej nieobecność jakby uboższy.
Po raz pierwszy było mi jej brak.

Tak upłynął ponad rok.
My wszyscy chyba przestaliśmy wspominać,
I może nawet pamiętać, że była.
Siadałem czasami w jej miejscu na krawężniku,
Mając nadzieję, że coś poczuję, ale niestety.
Po długich miesiącach, stercząc któregoś dnia w oknie,
Zobaczyłem, że światło w jej pokoju znów się zapaliło,
Pamiętam, jak podskoczyłem z radości
I pobiegłem do mamy krzycząc...
- ZOBACZ! ZOBACZ! ona wróciła.
Mama nie miała pojęcia, o co i o kogo chodzi,
Ale to nie było ważne, moja radość nie była naiwna.

W weekendowy poranek
Jak zwykle pobiegłem na podwórko
już z daleka wypatrując jej postaci.
Szedłem tak jak zawsze, w myślach liczyłem kroki.
Nie mogłem się doczekać, kiedy znowu się potknę o jej wysuniętą nogę,
Ale niestety. Stanąłem przed nią i powiedziałem...
- CZEŚĆ... nie odpowiedziała. Dlaczego!?
Była blada, z podkrążonymi oczami,
Jej skóra jak pergamin prześwitywała odsłaniając jej drobne żyły.
Była łysa. Wystraszyłem się...
- CO SIĘ STAŁO...!? I znów milczenie!
Odwróciłem się,
spojrzałem na dzieciarnię szalejącą po placu zabaw,
Wstała i po chwili złapała mnie za rękę,
pokazała palcem krzak bzu i podeszła do niego,
Urwała kwiat i dała mi szepcząc...
- TĘSKNIŁAM ZA TOBĄ. Oniemiałem.

Dziś, jak wspominam, wszystko wygląda inaczej,
A przecież życie trwa i trwać musi.
Mam piękną córkę, która jest tak podobna do niej,
Że czasem w serce kłuje szpila ostra i na wylot,
Przez łzy mówię... - MARZENA ?
Córka mi wybacza, jej też brakuje matki.

CZARNO-BIAŁE ZDJĘCIA JUŻ POBLAKŁE NIECO
I WSPOMNIENIA JAK ŻYWE NA WIEKI W NAS BĘDĄ,
JEDNYM SIĘ UDAJE DZIELĄC SIĘ Z INNYMI,
INNI ZAŚ ODCHODZĄ I JAK KWIATY WIĘDNĄ.

Nie widzę też powodu dla użycia dużych liter. Pozdrawiam cieplutko, Para:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Alicja_Wysocka Twój wiersz to uroczy i niezwykle ciepły utwór, który działa jak balsam, jak chwila wytchnienia od codziennych problemów. Przypomina, że źródło piękna i kolorów jest tuż obok nas – w buraczku, groszku, oliwkach. To pochwała dostrzegania poezji w najbardziej prozaicznych elementach rzeczywistości. Zadajesz pytanie: "jaki problem, kochani?", a potem sama udzielasz odpowiedzi: problem znika, gdy zanurzymy się w prostym pięknie świata. Bawisz słowem w niezwykle subtelny sposób. Tworzenie nazw kolorów od ich źródła („buraczkowy z buraczka”, „popielaty - z popiołu”, „butelkowy - z butelek”) jest nie tylko pomysłowe, ale też przywraca słowom ich pierwotny sens. Wiersz staje się swoistą genezą barw. A jednocześnie kolory opisujesz tak, że można ich niemal dotknąć i posmakować. „Groszek, który w ustach się słowi”, „karmelowy, jak ciepło". To tekst, który otula i koi, a jego łagodny ton jest niezwykle kojący. Ostatnie zwrotki, w których kolory pożyczane są od księżyca i słońca, wynoszą ten "codzienny" świat na poziom kosmiczny. Inspiracji i piękna można szukać wszędzie – od tego, co na talerzu, po to, co na niebie. A myśl, że każdy promień słońca „przebiera w dobranoc”, jest cudownym obrazem na zakończenie dnia. To tekst, który otula i koi, a jego łagodny ton jest niezwykle kojący. Jest jak antidotum na szarość i zmartwienia. To tekst pełen światła, ciepła i subtelnego czaru - Alicjo z poetycznej krainy.
    • @wierszyki Ekstra !!!!
    • Wcale nie fastrygowany, szyty na miarę, wturlał się we mnie jak szpuleczka po niciach.  Zagrałaś na mojej fantazji po nutkach uśmiechu :)
    • @andrewRefleksyjny wiersz. Zakończenie – "nie wszyscy" – zastanawia. Bo rzeczywiście, nie wszyscy ludzie mają się dobrze, a świat... świat po prostu jest. Trwa.  
    • @lena2_ Pięknie napisałaś o autentyczności uczuć. Wiersz ma głębię - ta konkluzja o konieczności pokochania własnego życia jest kluczem do wszystkiego. Lubię Twoją poezję, jest mądra, szczera i niebanalna.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...