Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Zapiski na piersiach I


Rekomendowane odpowiedzi

- Tylko, proszę, ostrożnie. Delikatnie. Żadnego uzewnętrzniania uczuć. Nie jest na prochach, ale bardzo z nią źle – pielęgniarka była stanowcza. – Nic nie je, dlatego podłączyliśmy jej kroplówkę – otwierając drzwi, ciągle mówiła. – Ma pani trzydzieści minut. Potem przyjdę.
- Dobrze. Żadnych głośnych westchnień. Zrozumiałam.
- A kwiatki może pani wsadzić do kubka. Stoi na półce. Później przyniosę wodę – i odeszła. Była dużą kobietą, a biały fartuch potęgował to wrażenie.
Kara ze strachem weszła do sali. Widok, który zobaczyła, spowodował, że do oczu napłynęły jej łzy.
- Weź się w garść. Dla Małej – pomyślała i zamknęła za sobą drzwi.
Sala była mała, ciemna, z jednym oknem. Mebli prawie w ogóle nie było. Tylko potrzebne sprzęty – łóżko, stół, krzesło, półka. W rogu stała mała komoda, a nad nią lustro.
Na metalowym szpitalnym łóżku, w półmroku, leżała wychudzona istota. Na zapadniętej twarzy nie było widać śladu życia. Blada, wpadająca w ziemisty odcień, skóra, wydawała się pękać. Mała miała podkrążone, spuchnięte oczy. Bez wyrazu i nieruchome. Usta całe w ranach po przygryzaniu.
- O Jezu. Gdzie jesteś, Mała – cicho rzekła Kara, po czym przyjęła weselszą pozę. – Cześć, Mała. Mam kwiatki dla ciebie – za radą pielęgniarki, wsadziła je do kubka na półce. – Zobacz, jakie są śliczne. Kwiatek je zbierał po drodze.
Mała leżała nieruchomo, wpatrując się w jakiś punkt, tylko dla niej zauważalny. Nie zareagowała na żadne słowo przyjaciółki. Kara pogłaskała ją po głowie. Nie mogła pojąć, co się stało, Jeszcze dwa miesiące temu Mała tryskała zdrowiem, optymizmem. Nie skarżyła się na ból duszy. A teraz – zdiagnozowana zaawansowana depresja.
- Kurwa mać! – krzyknęła ze złości i natychmiast pojawiła się pielęgniarka.
- Prosiłam, aby nie było większych wzruszeń. Nie wiadomo, jak na to zareaguje – i pospiesznie poprawiała Małej poduszkę. – Mogła ją pani przestraszyć – mówiła dość szybko, wyraźnie zdenerwowana, że Kara nie zastosowała się do jej poleceń. – Wystarczy już. Dobrze, że przestała gryźć usta.
- Już wychodzę – Kara wstała z krzesła, rozdrażniona zaistniałą sytuacją. – Jutro do niej przyjdę, dobrze?
- Proszę. Oprócz pani tylko jej matka przyjeżdża. Biedactwo. Coś musiało się stać strasznego.
- Do widzenia.
Gdy Kara odchodziła, pielęgniarka zawołała za nią w ślad.
- Niech pani poczeka chwilę. Mała zostawiła coś dla pani – i dała jaj zwitek kartek, jakieś zeszyty i luźne papiery. – Prosiła ”tylko do rąk własnych”, jak mówiła jeszcze, oczywiście.
- A co to jest? – Kara przyglądała się z zaciekawieniem właśnie otrzymanemu pakunkowi.
- Nie wiem, ale chyba coś ważnego.
- Dziękuję. Do widzenia.
- Do widzenia – i pielęgniarka odeszła do swoich zajęć.
Na korytarzu na Karę czekała jej ukochana.
- I jak się czuje Maleńka? – spytała z zatroskaną miną.
- Zabiję go – Kara szybko rzuciła do Kwiatka. – Choć, jedziemy.
- A wiesz chociaż, jak tam dojechać? – Kwiatek ledwo nadążała za pospiesznym chodem swojej dziewczyny.
- Ta dziura jest po drodze. Znajdziemy.
Dziewczyny całą drogę myślały, co mu powiedzą. Ale którymi słowami najlepiej opisać to, co jej zrobił? Którymi go opluć? Kara biła się myślami. Nawet słodki Kwiatek nie był w stanie jej pomóc.
- Może po prostu, dać mu w ryj – w delikatnych ustach Kwiatka zabrzmiało to dość dziwnie. Ona, pacyfistka, kochająca cały świat, nieczęsto wpadała na takie pomysły.
- No nie wiem. Przecież nie można podejść do obcego człowieka i dać mu w twarz – mówiąc to, Kara co jakiś czas zerkała na tajemniczy podarunek.
- Co nie można? Jak się boisz, to ja to zrobię. Przecież też ją znam, choć troszkę słabiej niż ty. Też jest mi bliska. A tak w ogóle, to co to jest? – i wskazała na stertę papieru, leżącą na tylnym siedzeniu.
- Jeszcze nie wiem, od Małej. A z nim coś wymyślimy. Skarbie, pilnuj mapy, bo się jeszcze zgubimy – Kwiatek posłusznie przerzuciła kartkę atlasu samochodowego.
Kara lubiła szybką jazdę. Miała ciężką nogę i nie bała się. A jazda po terenie górzystym sprawiała jej wyjątkową frajdę. Dociskała pedał gazu z nieukrywaną rozkoszą, choć tego dnia robiła to wyjątkowo nerwowo. Kwiatek natomiast podziwiała widoki. Była to jej pierwsza wizyta w Karkonoszach i zachwycała ją każda górka.
W końcu dojechały do celu. Miejscowość nie była zbyt duża, ani ładna, ale brzydotę wynagradzała wszechobecna zieleń. Dość szybko znalazły siedzibę byłej firmy Małej. Przed wejściem zastanawiały się, co zrobić. Po krótkiej dyskusji Kara zdecydowała, że pójdzie sama.
- Dzień dobry. Zastałam pana X?
- Dzień dobry. A w czym mogę pomóc? – Kicia jak zwykle z cudownym uśmiechem witała każdego petenta.
- To bardzo delikatna sprawa. Raczej natury osobistej – Kicia spojrzała z zaciekawieniem i zmierzyła gościa wzrokiem. – Nie. Nie chodzi o mnie. Mam do pana X parę pytań. A chodzi o Małą. Mogłaby go pani poprosić?
- Dobrze. Proszę poczekać – i wskazała Karze salę konferencyjną. – Może zrobić coś pani do picia? Kawy?
- Nie, nie. Dziękuję.
Kara weszła do środka. Pomieszczenie było średniej wielkości, ale dość przestronne.
- Fiu. Fiu – pomyślała. – Nieźle.
Na środku stał czerwony stół, osiem krzeseł. Był nawet czterdziestocalowy telewizor. Kara nie zdążyła się dobrze rozejrzeć, gdy otworzyły się drzwi. Do sali wszedł wysoki, szczupły mężczyzna.
- Dzień dobry – wyciągnął do niej rękę. Przedstawił się.
Kara wstała, podeszła do przybyłego i wymierzyła mu siarczysty policzek. Nie zareagował, tylko popatrzył na obcą kobietę z niedowierzaniem.
- Jest pan dokładnie taki, jak pana opisała.
- Kto? Może mi pani powiedzieć, o co chodzi? – czerwień na policzku stawała się coraz bardziej wyraźna.
- Chyba nie warto. Właściwie nie wiem, po co tu przyjechałam. Pewnie pan też nie wie, że poroniła pana dziecko?
- Ale kto, do jasnej cholery? – Smutas w końcu nie wytrzymał. – Kim pani jest tak w ogóle? I proszę mi to wszystko wyjaśnić. A nie, przychodzi pani do mnie do pracy i bije mnie po twarzy bez słowa wyjaśnienia. I o czym pani mów, co cholery?
- Nie fajne uczucie, prawda? Ale dobrze. Jestem przyjaciółką Małej. I nie powinnam tu być. Nawet nie wie, że przyjechałam. Ale musiałam pana zobaczyć i zrobić to, co zrobiłam.
- Ale, zaraz. Ja nie mam z nią nic wspólnego! – oburzenie Smutasa sięgnęło zenitu.
- Ale pan miał. I zrobił coś niewybaczalnego.
- To jest śmieszne.
- Bynajmniej. Niech się pan troszkę zastanowi.
Smutas powstrzymał nerwy i prawie już spokojnie zapytał: - O jakim dziecku pani mówiła?
- W sumie to nie pańska sprawa. Do widzenia – Kara odwróciła się na pięcie i wyszła. W samochodzie czekała na nią Kwiatek ciekawa zaszłych wydarzeń.
W zimnej salce Smutas został sam. Usiadł. Pierwszy raz od pół roku pomyślał o Małej.
- Kurwa! – krzyknął na cały głos.
Do sali wbiegła Kicia, a zaraz po niej Kolega.
- Co się stało? Źle wyglądasz. Chcesz wody?
- Nie. Kurwa. Muszę zapalić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...