Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Był maj, kwitły konwalie, niezapominajki - jak każdego roku. Co prawda, jakby po rowach jest ich mniej, maków też - znikają, chorują - ludzie znaleźli sposoby na unicestwienie tego maleńkiego piękna. Od kilku dni słońce rozkoszowało się świeżą zielenią. Po południu miał być pogrzeb. Stałam przy oknie i wyjątkowo długo patrzyłam na ogród - zupełnie zaniedbany - pomyślałam. Co ja mam wziąć na ten cmentarz? - niewiele mam oszczędności na dobry bukiet z kwiaciarni - tam potrafią to sprawnie i szybko przystroić, dopiąć to co trzeba, kolory dobrać - nie trzeba się martwić - zawsze poprawnie; jakoś nie mogłam tego przyswoić.

Zapytałam: tam na końcu rosną niezapominajki - może pójdę pozrywam je na bukiecik - jest jeszcze trochę czasu do pogrzebu.

Ile miał lat? Zabrzmiało to bezbarwnie. Dlaczego żył, był szczęśliwy? Był bardzo szczęśliwy - mówił o tym tak niedawno. Pamiętam wszystkie jego wystawy z okazji różnych "leci", ale ta ostatnia miała inny ton. Była uroczysta, już te ponad sześćdziesiąt trzy lata pracy twórczej, było okazją do przekazania mu złotej odznaki - tak niewielu artystów ją otrzymuje. Rozmowy przed wystawą, wybieranie prac, porządkowanie, katalog; wszystko to odbywało się u Artysty w domu. Nie chciał wychodzić; był po chorobie, czuł się jeszcze niepewnie fizycznie, bezpieczeństwo domu trzymało go przy siłach. Na moje prośby i zapewnienia, że fotel będzie nie tylko wygodny i łatwy do przemieszczenia, bo na kółkach - nic nie obiecywał.

Trochę było mi żal, czułam się jakby niedowartościowana, egoistycznie smutna, kiedy nie przyjechał na wernisaż. Grono wernisażowych gości gęstniało, trzeba było zafunkcjonować i skupić się na nich, wszystko zgodnie z planem "popłynęło". Gratulacje, listy pochwalne, telegramy, laurki, odznaka, którą przywieziono z Warszawy - zostały przekazane na ręce Pani Meli - dla Tatusia.

Radość, grzeczności; było dużo - nie było Artysty. Teraz Go rozumiem - myślę, że denerwowały Go takie większe "fety" i pochwały, w głębi serca był naprawdę skromnym i cichym człowiekiem. Robił swoje z miłością i upodobaniem, z pasją i z zachwytem. Był sobą aż do granic... "Nie wyobrażam sobie, abym w życiu mógł robić coś innego. Wydaje mi się, że robię to właśnie co powinienem i co potrafię najlepiej. Dlatego jestem szczęśliwym człowiekiem" - tak mówił.

Otwarcie przyznawał się do nierozumienia abstrakcji - tak mało Go obchodziła - może nigdy nie potrzebował jej rozumieć, czy głębiej poznać; "Wolę malować to co widzę - przecież jest najpiękniejsze, co widzę w naturze".

Niewiele też zajmował Go człowiek ze swoją skomplikowaną i przewrotną naturą - chociaż z mojej skromnej obserwacji w pracy i w Związku Plastyków, zawsze był ogromnie tolerancyjny na wszelkie mankamenty ludzkiego postępowania. Nie tyczyło to jednak działań artystycznych - tu potrafił "wypalić z grubej rury", ostro, jasno, zdecydowanie i prosto - mówił co mu się nie podoba i już. To jednak nie znaczy, że nie malował czy nie rysował ludzi. Mamy dowody pięknych, rysowanych portretów, jak również wspaniale, w studio wykonanych dużych portretów osób, które Go zafascynowały, lub zamówiły sobie portret.

Skupiał się jednak na naturze, ta była Jego najwspanialszą muzą. Wnikliwie studiował pejzaż, jego zmienność i tajemnice, które się w nim kryją, kiedy słońce wstaje, czy zachodzi, kiedy dzień płonie złotem i skwarem i kiedy otula go mgła lub opary znad jeziora. Pejzaż wciągał Go nieprzytomnie. Nie potrafił przejść obojętnie obok skoszonego pola, łąki zarośniętej ziołami, krzakami, kaczeńcami, które wykluły się z mokrej ziemi. To banalne! Może. Niech sobie będzie niemodne i banalne, ale w Jego wykonaniu stawało się to genialne. Na pewno był doskonałym pejzażystą; "Wolę malować to co widzę".

A malował solidnie, w skupieniu, z pełną powagą warsztatu, każda chmura - a tu był na pewno mistrzem - musiała żyć ze światłem w przyjaźni. Nastrój, prawda, kolor, rytmy - wszystko było ważne. W czasie wernisażu, którejś z wcześniejszych wystaw, jedna Pani kupiła Jego obraz. Był dopiero skończony, farba była zaledwie przyschnięta - był oczywiście bez rewersu. Minęło pięć miesięcy - Artysta przychodzi i pyta o Panią, o obraz - zapomniałam, że trzeba zarewersować - On nie zapomniał.

Oglądałam kilka dni temu wystawę ostatnią, tematyczną - "Od Kozielska do Rzymu". Małe, piękne, pełne miłości i cudownej kreski rysunki, na których słodko usiadł sobie czas i te tekturki zamalowane zupełnie impresjonistycznie, Nie do wiary jak świeże, jak żywe - nie straciły ani jednej barwy.

I tu znowu przypomniały mi się moje niezapominajki sprzed czterech lat. Przez trzy godziny je zbierałam, starannie oczyszczałam nóżki z liści, układałam, układałam ciasno, aż powstało błękitne koło. Wianuszek białych konwalii zamknął błękit - byłam zadowolona - bo trzy godziny rozmawiałam z Artystą - to dziwne, w tej trawie, z tymi małymi niezapominajkami, moja cała uwaga i wszystkie myśli były z Nim, Zupełnie metafizycznie płynęła rozmowa, nikt mnie z ziemskich nie słyszał, więc czasem mówiłam półgłosem - tylko trawa ponownie podnosiła się w miejscach, gdzie przykucnęłam.

Popołudnie na cmentarzu było gorące, ktoś mówił o Kozielsku, ktoś o smutku, ktoś o cierpieniu, o sukcesach. Przyplątał mi się wówczas, nie wiem jak, - na litość Boga - nie wiem nawet czyj kilkuwiersz, i kołatał się w mózgu, i dziś go dalej pamiętam:

Módlmy się wśród drzew, za zdeptany wrzos,
za przelaną krew, za zburzony los, i za śmierć
od kul, i od byle rdzy, i za cudzy ból, i za własne łzy


Niezapominajki i konwalie pozostały obok małego płomienia znicza. Jakoś nie pasował mi ten znicz do Artysty. Do Artysty, który kochał wszystkie kwiaty, który miał wypisaną w sobie radość istnienia i który po to zbudował dom, a w nim pracownię, aby być szczęśliwym człowiekiem.
I nagle ten znicz.

  • 1 miesiąc temu...
Opublikowano

Leoś, przepiękne opowiadanie - wspomnienie. cudownie poprowadzone, poetycko, wzruszająco acz bez wazeliny i sztucznej, przesłodzonej, częstej w takich przypadkach, przesady.
zachwycił mnie ten bukiecik, tak sugestywnie, zachwycająco opisany. zachwyca mnie również opowiadanie o Artyście - ciepłe, serdeczne, obiektywne.
wspaniałe, bez zarzutu.
jedno mi tylko przeszkadza - te liczne odstępy między akapitami. wystarczyłoby tylko wcięcie akapitowe - podciągnij tekst - będzie lepiej
buziak, Leoś!
gratuluję

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Wald, niejednokrotnie mamy problem z opisem ostatniego pożegnania.
Mnie zaszło parę lat nim się odważyłam, ale Artysta, po pierwsze zapracował, a po drugie śnił się po nocach.
Przyznam, że 5 poprzednich sprawozdań ( jakby) z tego wydarzenia, po prostu wyrzuciłam, bowiem nie oddawały atmosfery tamtego wydarzenia, ani wspólnie spędzonych lat pracy. Były zbyt suche, zbyt chaotyczne, dlatego dopiero po czasie wyszło coś bardzo prawdziwego, z czego sama (powiem po cichu) jestem zadowolona. Ten człowiek, jak zapewne wielu innych zasługują i już.

Błędy poprawiłam, a za wskazanie dziękuję pięknie:)))
Również za poczytanie i ciepło o Artyście.

Przyjaznego dzionka - Waldi!

Leo.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Moje marzenie to gwiazdy Świat bez lustra, w którym kocham ciebie i ciebie W moim śnie nie mam nic na własność Dzielimy się szczęściem, biegnąc ku Niebu   I nie świecimy już samotne Szukamy innych, by dawać blask I już nie toczą się żadne wojny Odżywa ziemia i wiara w nas   Moje marzenie – złączyć się z Bogiem, bez telefonów, konsol, tiwi Moje marzenie – śmiać się z ex-wrogiem To jecer hatow Nie ten, co ma kły   I nie świecimy już samotne Razem wracamy w ogrodu blask Już jecer hara nie stawia stopni Wreszcie widzimy prawdziwy świat  
    • Jesteśmy chwilą W chwili Przez chwilę ... Mamy w sobie byka Miewamy - motyla   Potrafimy śmiać się, kląć, żałować Przez lata pamiętać czyjeś puste słowa A prawda jest taka, że nie warto:  cokolwiek rozdadzą - taką też graj kartą   Każda nowa chwila to świat całkiem nowy Stworzony naprędce Świeży, kruchy, prosto z twojej (?) głowy   Dziś chmury są lżejsze. Nie ma samolotów Kawiarnie - mądrzejsze - nie ma tylu trzpiotów szukających przygód,  wieszczów i potworów Wszyscy siedzą w domach: sercowych komorach   Moja - tętni mocno Ukrywanym życiem. Miłość-bycie-rozkosz-nie ... Raz. Na całe życie.  
    • Możesz przekomarzać się z czasem, możesz go zwalczać, możesz pilnować, by nic mu z siebie nie dać.  Żadnych kompromisów.  Bywa, że stracony zakrada się bezsenną nocą by sprawdzić, czy jesteś dostatecznie oblany zimnym potem. Masz dreszcze - myśląc o cherubinach przybywających punktualnie o 'godzinie śmierci naszej amen'?  Nic cię nie uspokaja. Ja też czasem nie myślę prozą.   Utknęłam w pętli czasu gdzieś, na ławce oblanej ciepłym wrześniowym słońcem.  Myśląc o niczym. O tym, że zawsze tak samo ... rozmyślam o niczym. Z nadzieją, że to się nie zmieni. Nawet, gdy zmienię ławkę. I cały park.   Mijają mnie ludzie niosący ze sobą różnorodność - jak nosi się torby i apaszki.  Czym się różnią? Dwukropek.  Przeżyli już wszystkie możliwe śmierci.  Rozważają wysokość kary piekieł za niepopłacone rachunki, soboty bez wyjazdów czy ewentualność rozwodu.  Są świeże połogi I sytość po "ostatniej" wizycie u kochanki.  Są także aberracje, apostazje i inne przejawy elokwencji rodem że słownika wyrazów niemalże obcych.  Czytasz coś teraz, czy tylko gejmingujesz?    Ulice służą do zwiedzania.  Nawet jeśli chodzi się tą samą do pracy przez 40 lat.  Kupuję sobie tort. Zapalam jedną świeczkę. Marzę wdychając Nowy Świat.  Przecieram szyby oczu.  Nikt nie podziela mojego zdumienia: Jesteśmy. Nieważne kim, nieważne, po co.  Przytulamy się - niezdarnie czując COŚ. Do końca życia pozostało jeszcze ...   To nie ten peron. Wracam do siebie. Starannie przygotowuję samotność do snu: gorący prysznic, szklanka whisky i łyżka dziegciu.  Rozczarowaniem ścielę łóżko: miał być szampan, upadek, po nim wzlot  i ''ten ktoś,'' ... a jest tylko fantom ze wstrzymanym oddechem.   
    • Umówić się na randkę z losem pod sękatym baobabem przeznaczenia i zerwać zakazany owoc... Natchnienie? 
    • @Konrad Koper   Dobre.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...