Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Na teren Polski weszli wrogowie. Z początku żołnierze polscy odnosili sukcesy, lecz nieprzyjaciół było coraz więcej i więcej, wybiegali jak mrówki z mrowiska gdy rzuci się tam kij.Widzieli wiele krwi, słyszeli huki armat i gromy spadające z nieba. Świat wokół nich był jak krater wulkanu, błyśnięcie fleszem. Z czasem wrogie wojsko wyparło obrońców mimo ich heroicznej walki, wycofali się by móc zaatakować ponownie. Po wzmocnieniu i opatrzeniu ran żołnierze ukrywający się w kanałach mieli dość smrodu i ciemności. Chcieli wyjść na powierzchnie i walczyć o swoje.

Żołnierz: Co zrobić? Zostaliśmy zepchnięci
Przewodnik: Ja widzę coś jasnego...
Żołnierz: Widzisz światło? Gdzie? Mów!
Przewodnik: Czy tylko ja mam widzieć? Może inni też widzą, choć nie chcą zobaczyć. Widzę wolność, zwyciężymy!
Żołnierz: Nie ma wiele wojska, nie ma broni.
Przewodnik: Bronią jesteśmy my i nasza wiara.
Żołnierz: Lecz czy wszyscy wierzą? Czy są jednością?
Przewodnik: Lękam się o to, lecz cóż mamy do stracenia?
Żołnierz: Tylko życie
Przewodnik: Cóż warte życie bez domu, bez nadziei?
Żołnierz: Nic lecz ja pragnę oddychać!
Przewodnik: Nie lepiej nadać oddechowi sens?

Wroga armia była zupełnie zaskoczona, na warcie stało tylko dwóch ludzi. Zabito ich cicho. Otoczono budynki. Polacy zaatakowali z impetem, przestraszeni agresorzy nie byli w stanie nic zrobić. Zobaczyli płomienie duszy w oczach Polaków, przestraszyli się. Na ich bladych twarzach pokazał się pot. Siedzieli przestraszeni i patrzyli się tępo na Polaków nie wierząc własnym oczom.

Opublikowano

Moim zdaniem, budowa każdego zdania pozostawia wiele do życzenia. Na przykład, drogi autorze zwróć uwagę na komizm tych zdań; cyt. "Wroga armia była zupełnie zaskoczona, na warcie stało tylko dwóch ludzi. Zabito ich cicho." - Widzisz to?
Pozdrawiam

Opublikowano

Jakoś Twój tekst nie daje mi spokoju. Wydaje mi się, że potrzebujesz konkretnej rady. Pierwsza podstawowa moja rada, to abyś koncentrował się na adekwatnym nazywaniu rzeczy i zjawisk. Nie ufaj pierwszej wersji zdania, która wydaje Ci się brzmieć dobrze bądź ładnie. Sprawdzaj ją - analizując słowo po słowie.

Weźmy pierwsze Twoje zdanie, cyt. "Na teren Polski weszli wrogowie". Niby brzmi dobrze. Ale!
Diabeł tkwi w szczegółach i między innymi one świadczą o klasie warsztatu piszącego.

W zdaniu użyłeś słowa "weszli". Wyobraź sobie dom. Kto wchodzi do domu? Każdy - prawda? A przeważnie jest to domownik. A teraz zadaj sobie pytanie, kto może wtargnąć do domu? Chyba zgodzisz się, że raczej ktoś niepożądany aniżeli domownik. Trzeba było napisać: "Na teren Polski wtargnął wróg".
No właśnie, piszemy "wróg" - nie "wrogowie". Można powiedzieć, że wrogowie to wtargnęli w 1772 roku, aby dokonać pierwszego rozbioru Polski. Jak wiadomo było ich trzech: Austria, Prusy i Rosja.
Widzisz, w jednym prostym zdaniu znalazłem dwie nieadekwatności.

Pozdrawiam adekwatnie! :-)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Choćby najwyższy sąd tu zadziałał  To familijną będzie tak sprawa Nazwisko nieznane ród rozwiedziony  A co ważniejszym jegomość to sprawia Data nieważna koledzy klapą  Małpą odchaczyć a na przybitkę uderzyć łapą   Wywód bez końca poprowadzony Rodowód zwodu już wywiedziony
    • @infelia dziękuję bardzo jestem marzycielem może ktoś kiedyś?
    • @infelia dziękuję bardzo za miłe słowa pozdrawiam serdecznie 
    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...