Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Prolog

-Wyruszam do Miasta- zakomunikował.
Zdziwiłam się. Czegóż mój przyjaciel chciał szukać w mieście?
-Czemu?- spytałam. –Źle ci tu ze mną?
Uśmiechnął się.
-Dziecko z ciebie- zakpił.- Nie mogę całe życie mieszkać u Twojej babci. Mam szesnaście lat. Myślę że to odpowiedni wiek, aby znaleźć pracę w Mieście. Przyjmę się u jakiegoś rzemieślnika… zdobędę fach.
Zasmuciłam się. W mojej trzynastoletniej głowie nie mieściło się, jak świat będzie wyglądał bez Wilka.
-Ale wkrótce wrócisz, prawda?- spytałam.
-Pewnie tak…- popatrzył mi w oczy.- Zaczekasz na mnie?
-Oczywiście- obiecałam.- Tutaj. Na naszym miejscu. Będę czekać choćby całą wieczność.
Zaśmiał się serdecznie.
-Nie wytrzymam wieczności bez ciebie, droga przyjaciółko- powiedział figlarnie.- Czekaj. Wrócę. 


***




Sobota. Wstałam wcześnie, jak co tydzień, w dzień odwiedzin u babci. Włożyłam ulubioną, czerwoną sukienkę, w której jest mi tak do twarzy i którą tak bardzo lubi Leśniczy.
Wzięłam koszyk, ubrałam czerwony płaszczyk, gdyż ranki są chłodne, i wyszłam nie budząc matki.
Aby dostać się do babci musiałam przejść przez las. Nie bałam się. Od prawie dziesięciu lat pokonywałam tę trasę co tydzień. Mogłam przez pół godziny marszu cieszyć się samotnością i zapominać o codziennych troskach.
Lubiłam wizyty u babci. Była ona surową kobietą o ostrych rysach, ale zawsze dodawała mi otuchy swoją stanowczością. Była zupełnym przeciwieństwem Matki- kruchej i słabej, ledwo dającej sobie radę z życiem.
Miałam nadzieję, że jestem podobna do babci. Krucze włosy i ciemną karnację odziedziczyłam po ojcu, wojowniku z południa, którego nie było mi dane poznać. Moja sylwetka, była zupełnie różna od sylwetki Matki. Szerokie, pełne biodra i krągłe piersi wzbudzały błyski w oczach mężczyzn. Matka szyła dla mnie skromne, luźne sukienki, jednak babcia kazała mi je związywać w tali szarfą.
Słuchałam babci, ku zgorszeniu statecznych matron z miasteczka, wierząc, że dzięki jej radom, w końcu zobaczę znany błysk w oczach Leśniczego.
Szłam szybko, więc po niedługim czasie zobaczyłam domek babci. Chatynka ukryta wśród zarośli, idealnie pasowała do krajobrazu.
Energicznie zapukałam do drzwi.
-Proszę!-odpowiedział głos wewnątrz. Jednak nie był to głos babci.
Zaniepokojona weszłam do środka.
-Dzień dobry- powiedział Wilk.
Był ostatnim człowiekiem, którego się spodziewałam.
-Co tu robisz?- spytałam natarczywie. –Gdzie babcia?
Uśmiechną się.
-Kazała mi tu czekać na Ciebie. Rano dostała wiadomość od ciotki Ruth, że natychmiast ma przybyć. Marina zaczęła rodzić….-uśmiechną się znowu.
Był piękny, gdy tak stał wyprostowany patrząc mi bezczelnie w oczy. Oboje wiedzieliśmy, że ciąża Mariny to jego sprawka, lecz mieliśmy na ten temat różne poglądy. Ja byłam oburzona, on nic sobie nie robił z ojcostwa.
-W takim razie, pójdę już.-powiedziałam najbardziej oziębłym tonem, na jaki mnie było stać.
Jednym susem był przy drzwiach.
-Nie ma mowy-powiedział. Wzdrygnęłam się. Stał przy zamkniętych drzwiach, lekko pochylony do przodu. Napięte mięśnie rysowały się pod obcisła koszulą. Wyszczerzył groźnie zęby. Wilk.
Poczułam lekki strach. Słyszałam historie dziewcząt, które spodobały się Wilkowi. A mnie już dawno dał do zrozumienia, że mu się podobam. Czerwona sukienka, którą miałam na sobie, również nie dodawała mi szpetności. Mimowolnie zasłoniłam dłonią dekolt, widząc jego wygłodniałe spojrzenie.
Powoli zaczął się do mnie zbliżać. Gdy zrobiłam krok w tył, jednym skokiem znalazł się tuż przy mnie, chwytając za nadgarstki.
-Puść!-krzyknęłam.
Ale on zacisnął ręce jeszcze mocnej i pocałował zaborczo. Przestałam odczuwać strach. Dreszcz przebiegł po całym moim ciele. Sama nie wiem, kiedy zaczęłam oddawać pocałunki. Uścisk na nadgarstkach wyraźnie się zmniejszył, jednak nie miałam siły uciekać.
Pocałunki stały się delikatniejsze mimo swej zaborczości.
Mruknęłam mimowolnie, gdy językiem ponaglił mnie do rozchylenia warg.
Jego dłonie błądziły po moim ciele. Aż w końcu zatrzymały się prowokacyjnie na piersiach. Zaczął je masować, co wywołało we mnie kolejne dreszcze.
I nagle przestał.
Otworzyłam oczy. Patrzył na mnie z wyraźnym zaciekawieniem.
-Co z Leśniczym?- spytał.
Miałam zupełny chaos w głowie.
-Co z Mariną?- spytałam pragnąc zyskać na czasie.
Przytulił mnie i cicho zamruczał do ucha:
-Przecież wiesz, że nie mam z tym nic wspólnego…
Chciałam w to wierzyć. Po raz pierwszy pomyślałam ze wstrętem o delikatnej twarzy Leśniczego. Zbyt kobiecej dla prawdziwego mężczyzny.
-Nie ma Leśniczego- powiedziałam.
Zamruczał cicho.
Poczułam delikatne, gorące pocałunki na szyi. Nie pamiętam, kiedy znaleźliśmy się w pokoju gościnnym. Sprawnie rozpiął sukienkę, która gładko spadła na ziemię…

***

Leżeliśmy przytuleni. Nadal byłam lekko oszołomiona ostatnimi wydarzeniami.
-Kocham Cię- szepnął…
Popatrzyłam na niego.
-To dlaczego przed chwilą zszargałeś mi reputację? – spytałam.
-Nie protestowałaś zbytnio- mruknął mi do ucha wywołując kolejny dreszcz.
-Wiem jaką mam opinię- szepnął, jakby od niechcenia całując mnie delikatnie.- Jednak, Maleńka, nie musisz wierzyć we wszystko, co plotą ludzie…
-Maleńka?- powtórzyłam zaskoczona, chcąc przypomnieć mu o moim znacznym wzroście. Umilkłam jednak zawstydzona widząc jego spojrzenie.
-Maleńka…- mruknął, delikatnie muskając dłońmi moje ciało…

***

Obudziło mnie natarczywe pukanie do drzwi. Nie chciało mi się otwierać oczu. Przepełniało mnie nieznane dotąd uczucie spełnienia i zupełnego bezpieczeństwa.
Usłyszałam nad uchem siarczyste przekleństwo. Wilk równie zaspany jak ja gramolił się z łóżka.
-Kogo diabli niosą?!- krzyknął w stronę drzwi.
-Gdzie ona jest?!- odpowiedział mu wściekły głos Leśniczego. Otworzyłam oczy.
Wilk z bezczelnym uśmiechem podszedł do okna i otworzył je.
-Tutaj!- krzyknął.
Szczelniej otuliłam się kołdrą ciekawa rozwoju wypadków.
Leśniczy podbiegł do okna i stanął jak wryty, widząc nagiego Wilka.
-Ty gnojku!- krzyknął. –Jak śmiesz?! Jeszcze ci mało?! Po tym co zrobiłeś Marinie?!
Wilk stał niewzruszony. Popatrzył Leśniczemu w oczy i powiedział:
-Obaj dobrze znamy Marinę. I obaj dobrze wiemy, że to nie moje dziecko.
Leśniczy rzucił spojrzenie w moją stronę. Przecież przy pannie nie należało prowadzić tego typu rozmów… Ale wszystko wskazywało na to, że panieństwo już straciłam.
-Jak śmiesz…-zaczął, zwracając się do Wilka.
-Wygrałem- przerwał mu Wilk. – musisz się z tym pogodzić. Ona jest moja, bo według Tradycji właśnie się pobraliśmy. A ty…A ty wracaj do swojej żony… i dziecka, które właśnie urodziła.
Zamknął okiennice przed nosem Leśniczego.
Byłam wstrząśnięta, tym co przed chwilą usłyszałam. Ja, żoną?
-Jak to się pobraliśmy?- zdołałam wyjąkać.
Zobaczyłam, jak opada z niego napięcie, gdy zaczął się śmiać. Położył się obok.
-W sumie, nic dziwnego, że o tym nie slyszalas. Rzadko się to praktykuje, każąc czekac narzeczonym do nocy poślubnej. Ale według tradycji, pierwszy mężczyzna, zostaje twoim mężem.
-Ups…-zdołałam wyszeptać.

***

Poznałam Wilka, kiedy miał cztery lata. Zamieszkał ze mną, nie mając gdzie się podziać, po śmierci rodziców. Był z niego urwis jakich mało, jednak miał dobre, czyste serce. Gdy miał szesnaście lat, postanowił wyruszyć do miasta, usamodzielnić się. Nie protestowałam. Nie potrafiłam walczyć z jego wilczą naturą domagającą się przygód.
Moja wnuczka miała wówczas lat trzynaście. Chowana pod czujnym okiem matki, zdradzała jednak, żywiołową, nieposkromioną duszę. Moja synowa, nie potrafiła stłumić w niej charakteru odziedziczonego po ojcu, a więc i poniekąd po mnie.
Marzyłam o dobrej partii dla niej. Nie zdziwiłam się, kiedy, zaczęła okazywać uczucie Leśniczemu. Jednak tylko ja wiedziałam, że ten delikatny i wrażliwy na pozór chłopiec, ma na sumieniu złamane serca niejednej panny.
Wezwałam czym prędzej Wilka.
Zdobył on sobie w mieście opinię flirciarza i łajdaka. Winy Leśniczego spadały na niego jedna po drugiej, a on im nie zaprzeczał, uznając to za przednią zabawę.
Przyjechał. I tak jak myślałam, na zabój zakochał się w mojej wnuczce.
Jednak ona, odrzucała jego zaloty, wciąż wierząc w dziecięcą miłość do Leśniczego.
Na szczęście jednak wdała się we mnie, więc wiedziałam jak temu zaradzić. Opowiedziałam Wilkowi o Tradycji i wyjawiłam swój plan.
Okazja do zrealizowania go przyszła bardzo szybko. Marina wkrótce miała urodzić dziecko Leśniczego.
Tak jak myślałam, w mojej wnuczce wzięły górę geny jej ojca, a więc i moje, i przy żywiołowym i jakże przystojnym Wilku, wnet zapomniala o Leśniczym… A że przy okazji została jego żoną… No cóż, bajki zwykle tak się kończą. Nawet te niekonwencjonalne…

  • 4 miesiące temu...
Opublikowano

No tak... Bajka rzeczywiście niekonwencjonalna.
Ciekawe, muszę przyznać, odwrócenie ról. Wilk ma po prostu złą opinię, a wcale taki zły nie jest. Za to leśniczy postrzegany jako "delikatny i wrażliwy chłowiec" okazuje się zepsutym moralnie gościem. Babcia nie jest ofiarą, a raczej sprawczynią całego zamieszania. Za to "Czerwony Kapturek" nieco już wyrosła...
Nie spodziewałem się takiego zakończenia z babcią.
Chociaż znalazłem chyba pewną nieścisłość. Nie jestem do końca pewien, kim jest właściwie matka "Kapturka". Czy to córka "babci" (jak zrozumiałem, czytając drugi akapit), czy jej synowa (jak na końcu)?
Nie całkiem też podoba mi się ta "forma zawierania małżeństw"... lecz nie chcę tego specjalnie komentować (niby to też pewna forma niekonwencjalności, zerwania z wcześniejszą tradycją). Literacko - jakbym skądś to znam i jest to motyw dosyć interesujący.
Nie mogę napisać jednak, że jestem niezwykle zachwycony Twoim opowiadaniem, ale szczerze, muszę przyznać - udało Ci się zmienić moje spojrzenie na dobrze przecież znaną bajkę.
Cóż...
Pozdrawiam serdecznie!

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • piękny dzień  słowo Ciałem się stało    niebo otworzyło świt  przyszedł na świat  Bóg człowiek    Jego słowa  światłem  światłem  wskazującym drogę    mamy  prawdziwą wolność  możemy Go przyjąć  lub nie  nasz wybór    bez Światła… łatwo pobłądzić   12.2025 andrew  Boże Narodzenie   
    • Czym jest miłość, gdy zaczyna się kryzys? Co się czai, by zranić, by zabić jak tygrys? Gdy chcesz pogadać, lecz pustka w głowie. Zapytasz „co tam, co robi?” i po rozmowie. Albo przemilczysz i nie napiszesz słowa, wtedy powstanie wielka brama stalowa, którą będziecie próbować otworzyć, by szczęśliwe chwile od nowa tworzyć. No chyba, że żadne kroku nie zrobi — wtem brama się zamknie i kłopotów narobi.
    • @Rafael Marius wróciłam do domu jak dama nowej generacji toyotą corollą, mam tyle systemów bezpieczeństwa. Gdyby ktoś usnął przy jeździe, zatrzymałaby się sama w punkcie zero. Dłuższy sen, weekend odpoczywam w domu:)
    • - Witaj, Rzeszowie - powiedziałam na głos, gdy wysiadłam z piątego wagonu pociągu ekspresowego Pendolino po przemierzeniu trasy z Gdańska. Działo się to późnym wieczorem 23. Grudnia, kilka minut po 23.00 . Cóż: zbieżność daty z godziną po typowym, jak wiedziałam, ponad półgodzinnym opóźnieniu tego właśnie pociągu. Kolejna zbieżność, tym razem odwrócona względnie naprzemienna: trzydzieści dwa. Ano, co zrobić. PKP, emocje nie pomogą. Rozejrzałam się odruchowo, poprawiwszy plecak ujęłam uchwyty walizek dużej i małej, po czym szybkim krokiem ruszyłam w prawo, w kierunku ruchomych schodów.    - Dawno tu nie byłam - kontynuowałam myśl. - Czas to nadrobić, pobyć w twojej przestrzeni chociaż raz na rok. Chociaż teraz, z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Tak zwanych Bożego Narodzenia, poprawiłam się. Wszak Wszechświat odnawia się austannie w każdej żywej istocie, od najbardziej skromnej rośliny poczynając na najbardziej imponującym wiedzą, światowym obyciem, majątkiem czy fizycznością człowieku kończąc.     Westchnęłam ciężko.    Nasza przedwyjazdowa rozmowa - w znaczeniu moja i mojego mężczyzny nie była zbyt miła. Wiadomość, że chcę pojechać do dawno nie odwiedzanej rodziny na święta przyjął spokojnie - trudno zresztą, aby było inaczej. Ale gdy zapowiedziałam, że przez cały ten czas nie znajdę dlań ani chwili, poczuł się urażony.  Z tonu jego słów i wyrazu twarzy, pomimo zachowywanego spokoju, przebiło się wspomniane poczucie urazy.     - Chwilę - zaczął powoli. - Po twoim ponadrocznym zniknięciu bez słowa wyjaśnienia schodzimy się na powrót pod warunkiem, że będziesz dokładać więcej starań niż za pierwszym razem. Tymczasem w dwa miesiące po naszym drugim początku dajesz mi do zrozumienia, że nie dość, że podjęłaś decyzję o wyjeździe beze mnie, to jeszcze oznajmiasz mi, że nie będziesz miała wtedy czasu nawet na rozmowę, bo - jak to określiłaś - potem na pewno będziemy mieli go wiele? Nawet nie zaproponowałaś, abym z tobą pojechał - zaciął usta w sposób, którego nie lubiłam i którego trochę się obawiałam.     Dłuższą chwilę zbierałam się na odwagę. Przyszło mi to wbrew pozorom tym trudniej,  że pozostał opanowany, czego zresztą mogłam być prawie pewna: przy mnie zawsze bardzo mocno kontrolował uzewnętrznianie swojej mrocznej strony.     - Nie zaproponowałam - zaczęłam powoli odpowiadać, ze słowa na słowo coraz szybciej - wiedząc, że i tak pojedziesz tam ze mną. Chociażby po to, aby być blisko mnie. Co zresztą jest całkowicie logiczne także z emocjonalnego punktu widzenia. Po co miałbyś tkwić sam na drugim końcu Polski? - spróbowałam uśmiechnąć się lekko. Wyszedł mi ten uśmiech jak zwykle w podobnych sytuacjach. W reakcji uśmiechnął się tyleż lekko jak ja, a trochę od swojej strony - krzywo.     - Chyba lepiej, że proponujesz mi to późno niż wcale - odparł. - Ale czy zmienia to fakt, że sytuacja ta nie powinna mieć miejsca? Spójrz na to od mojej strony, wyobrażając sobie, że to ty zgadzasz się dać mi drugą szansę pod określonym warunkiem, tymczasem ja daję ci do zrozumienia, że ty i ten związek nie jest dla mnie tak ważny, jak cię zapewniam.     - To nie tak... - spróbowałam spojrzeć mu w oczy. Nie udało mi się. Odruchowo spuściłam wzrok, odwracając po chwili głowę. Wiedziałam, że w pierwszym odruchu chciał wyrzec z przekąsem, że dokładnie taki mój ruch był do przewidzenia. Jednak po chwili ciszy usłyszałam inne pytanie.    - A jak? - spojrzał na mnie, pozostając tam, gdzie stał i krzyżując ręce, po czym powtórzył trochę głośniej: - Jak?    Chciałam podnieść wzrok i spojrzeć mu w oczy. Nie zdołałam. Kotłowało się we mnie do tego stopnia, że przestałam być zdolną wykonać jakikolwiek ruch, o wypowiedzeniu jakiegokolwiek słowa nie wspominając. Przeklęte emocje! Przeklęte wspomnienia! Nie byłam gotowa powiedzieć mu o tak wielu sprawach z przeszłości. Gdy spotkaliśmy się i zaczęliśmy być ze sobą po raz drugi, obiecałam sobie - solennie na wszystko, co dla mnie ważne - że tym razem będę wobec niego w porządku. Że nie popełnię żadnego błędu. Że koniec z przerwami w komunikacji, z zamykaniem się, wycofywaniem i milczeniem. Z osobnym spaniem wreszcie, chociaż akurat przy spaniu w jednym łóżku nie upierał się twierdząc, że chrapie, a nie chce, abym chodziła ciągle niewyspana. Skończyło się tak, jak się obawiałam. W miarę upływu tygodni strach zapanowywał nade mną, coraz bardziej wpływając na moje postępowanie. Zmianę w moim zachowaniu i milczące "odstawanie" od złożonych deklaracji zauważył od razu. To, że początkowo przyjmował to w ciszy, ciążyło. Gdy zasugerował, abyśmy o tym porozmawiali, poczułam się przybita jeszcze bardziej.    - Znów zaczyna się dziać ze mną jak wtedy - spostrzeżenie to, a jeszcze bardziej to, że dzieje się tak właśnie - nie dawało mi spokoju. - Ale jak mam przyznać mu się do strachu? Do rozdźwięku pomiędzy uczuciem i chęcią bycia z nim a lękiem przed wspólną przyszłością?    Starałam się przerwać ten napierający na mnie od wewnątrz tok myśli, ciągnąć za sobą walizki międzyperonowym korytarzem do hali dworcowej, po przejsciu której zamierzałam złapać taksówkę. Nie wychodziło. Przemieszczały się po owalnej linii wewnątrz mojego umysłu, to przyspieszając, to zwalniając przy pytaniu "Pędzimy jak chcemy. I co nam zrobisz?" Po czym gasnąc i przekształcając się w pobrzmiewające jego głosem pytanie. Które zadał mi sięgając po moje ręce, biorąc za dłonie i przyciągając do siebie, ale zatrzymując krok przed nim tak, aby musiała popatrzeć mu w oczy.    - I co ja mam teraz z tobą zrobić?      Rzeszów, 25. Grudnia 2025   
    • Rzekli mu bracia: – „To dziś bracie!” – „Następne dziecko dla mnie macie.” – „Tak dziecko, ale nie następne! Tysiącleć wpraw szlaki tu błędne, Weź duszę Zbawiciela na świat! Choć wątpliwe czy będzie mu rad? Widzisz z nami wszystko…: krzyż i śmierć, Na Boga, tak ma być, bierz i leć!” Wziął czarnoskrzydły dziecko-słońce I spadł pociech szepcząc tysiące, Zdumion, a szczęśliw kogo niesie… . . . – „Panie magu, patrz tam: Kometa!” – „Choć, zda mi się piękna, to nie ta, Co się wśród dal kosmosów niesie… Siodłaj koń! Anioł niósł tam dziecię.”   Wszystkim dobrym duszom z życzeniami wszystkiego najlepszego na Święta Bożego Narodzenia.   Ilustrował „Grok” (pod dyktando Marcina Tarnowskiego), grafiką „Anioł niosący duszę Jezusa na ziemię”.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...