Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Kamil Mikietyński

Użytkownicy
  • Postów

    95
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Kamil Mikietyński

  1. Zwróciłem uwagę na ostateczny sposób zachowania głównego bohatera - bardzo podobny w większości Twoich opowiadań. Tym razem "Krzesimir" krótko po zastrzeleniu (jak się później okazało - pozornym) doktora Jaryla udaje się od razu na policję. To opowiadanie jest jednak inne, jeśli chodzi o kreację wspominającego swoje przeżycia głównego bohatera. Ma on bowiem odróżniający go od poprzednich stosunek do religii - co wydaje mi się tutaj istotną sprawą. Po raz kolejny pojawia się miłość - czy bliskie temu uczucie, które można by nazwać zauroczeniem, zainteresowaniem lub jeszcze inaczej. I znowu to ona ma decydujący wpływ na losy bohatera. Wiele wplatasz w ciąg opowieści swoistych dygresji. Opwiadanie to jest inne - mimo wszystko - od wcześniejszych, w których pojawiały się podobne motywy. Podczas lektury nie pojawiło się we mnie znudzenie. W pewnych chwilach byłem zaskoczony, bardziej zaciekawiony i czekałem z pewnego rodzaju napięciem na odpowiedź na uprzednio postawione pytanie czy wspomnianą okoliczność. Forma Twoich opowiadań pozwala na wprowadzenie w tok akcji (czy na zakończenie) pewnych - pozwolę sobie tak napisać - filozoficznych (a już na pewno refleksyjnych) treści. Co jednak sprawia, że Twoi bohaterowie w ostatecznym rozwiązaniu zachowują bierność lub oddają się sami w ręce - w tym przypadku - policji? Nie ma paniki, nie ma nieskładnego potoku nieracjonalnych, emocjonalnych myśli. Ważny okazuje się spokój. Ważne jest zastanowienie nad zaistniałymi zdarzeniami. Taki komentarz. Wyjaśnienie. Co wpływa na takie ich zachowanie? Czy ta wyjątkowość - większa wrażliwość, Inność, zdolność czy może skłonność do samokrytycyzmu albo właśnie chroba psychiczna? Poza tym, czytając pierwsze fragmenty, znów dostrzegłem pewne treści, które mogłem odnieść do własnej sytuacji. Chodzi szczególnie o sposób opisu charakteru przyjaźni obu bohaterów. Pojawiło się kilka myśli - uważam, że istotnych. Słowo... No tak. Pojąłem też sens motta. Nie przychodzą mi do głowy jakieś negatywne uwagi. Cóż? To tyle. (Pusto się zrobiło na tym portalu). Z prawie trzymiesięcznym spóźnieniem - Pozdrowienia!
  2. Mam kilka uwag natury czysto gramatycznej. W pierwszym akapicie zamiast "tą właściwość" powinno być "tę właściwość". Dalej - w tym samym zdaniu - chodziło chyba o to, że kolce nie kłuły, a nie - kuły. W drugim fragmencie: napisałeś "przyszedł jej do głowy właśnie to warzywo" - powinno być raczej "przyszło". To tyle. Przyjemna to lektura. Pozdrawiam!
  3. Zacznę może od tego, co mi się spodobało. Po pierwsze nawiązanie do Nietzschego i użycie pojęcia "przewartościowania wartości" w odniesieniu do wydarzeń skłaniających ludzi do powrotu do wartości sprzed tego pierwotnego przewartościowania. Po drugie fragment o pogrzebach - szczególnie użyta tam ironia (przynajmniej ja to odebrałem tak, jakby sam kronikarz pisał o tych dostojnikach, kondukcie i całej tej uroczystej oprawie raczej z przymrużeniem oka). Pojawiająca się w Twoim opowiadaniu wyspa, motyw wspólnej pracy i właśnie ta ironia przypomniały mi Morusa i jego Utopię - pewnie do niej nawiązywałeś? Ciekawość moja największa była przy tej na wpół legendarnej historii o Marii Magdalenie. Tam jednak nie wszystko chyba dobrze zrozumiałem. Chodzi o Domicellę. Podczas czytania wydawało mi się, że podróżowała ona razem z Marią Magdaleną i że była służącą Marty. Tymczasem jej syn walczył już z Czyngis-chanem, który pojawił się ponad tysiąc lat później. Nie wiem, czy jest to nieścisłość, czy po prostu ja coś przeoczyłem. Napisawszy szczerze, to opowiadanie raczej mnie nie porwało. Trochę się wynudziłem - szczególnie, czytając pierwszą część. Parę razy miałem ochotę odłożyć tę lekturę na później. Część druga jednak wzbudziła moje zainteresowanie - dosyć umiarkowane - tą sprawą z pogrzebami, Nietzschem oraz historią rodu, z którego wywodził się między innymi Kopernik. Ta druga część w pewnych momentach przypominała baśń - to tylko mój odbiór, nie definicja znawcy. I ta swoista kronikarska baśniowość była jednym z głównych powodów mojego zainteresowania. Napisałeś wcześniej w komentarzu, że raczej trudno będzie zaciekawić czytelnika taką formą opowiadania. Muszę przyznać, że jest ono cięższe od czytanych przeze mnie wcześniej. Pod koniec tekst przypomina nawet "przewodnik turystyczny" (wzięcie tego określenia w cudzysłów pełni bardzo istotną rolę). Może nie jest to najlepsza nazwa, ale takie miałem skojarzenie. Jeśli chodzi o tę "przemowę" - jakim to okresleniem posłużyłem się w poprzednim komentarzu - nie myślałem o żadnej oracji ani niczym innym głoszonym z ambony czy jakiejś mównicy. Chodziło mi bardziej o coś w rodzaju odczytu (to tylko skojarzenie).Oczywiście całe opowiadanie ma jak najbardziej charakter kroniki. Pewne fragmenty zmusiły mnie do chwili zastanowienia... To chyba wszystko. PS Dlaczego sądzisz, że moje myśli i odczucia, o których wspominam w swoich komentarzach nie są prawdziwe? Pozdrawiam!
  4. Nie będę już się czepiał jakichkolwiek nieścisłości gramatycznych - które w pewnych fragmentach wychwyciłem - bo swoją drogą nie mam pojęcia, czy rzeczywiście można je nazwać błędami. Od początku byłem bardzo zaciekawiony... Później, niestety, ta nieodparta ciekawość trochę we mnie przygasła, choć nadal zastanawiam się, jak skończy się ta cała historia. Powstrzymam się teraz od większego komentarza, bo chciałbym mieć przed sobą obraz całego opowiadania - które w wielu częściach bardziej przypomina esej czy jakąś przemowę. Rozwinę się - mam nadzieję - pod drugą częścią... Chciałem zaznaczyć swoją tu obecność - przeczytałem. Pozdrawiam!
  5. O poprawności sformułowania "krótka chwila" decyduje z pewnością kontekst, w jakim zostało użyte. Twoje argumenty, co do tego, raczej mnie przekonały. Chciałem zwrocić uwagę na sytuację, w której Ty sam posłużyłeś się "krótką chwilą", ale - szczerze napisawszy - umknęło mi to podczas czytania (a teraz już nie będę "lustrował" każdej linijki teksu). Nie rzuciło mi się to jednak w oczy... Teraz zainteresowała mnie pewna tajemniczość. Niewyjaśniona sprawa z liczbą dzieci, z adresami, z sytuacją matrymonialną Marleny Szagowskiej, a jednoczesnie dość zagadkowa i pobudzająca wyobraźnię sugestia doktor Rosteckiej -dotycząca udziwniania. To chyba tyle. Obiecałem, że przeczytam jeszcze raz i przeczytałem - z przyjemnością. Ta pozorna błahość pewnych wydarzeń, to nastawienie do życia głównego bohatera, te szczegóły, które po latach dają o sobie znać... To mi się spodobało. Pozdrawiam! PS. Właściwie nie pomyślałem o próbie zinterpretowania tego opowiadania w kontekście motta, które do niego dołączyłeś. To jednak chyba tylko potwierdza tę całą dziecięcość, swoiście lekką formę pogodzenia się z życiem, światem, wszystkimi okolicznościami.
  6. Pisz także (osobisty) dziennik... To niezwykle rozwija - nie tylko, jeśli chodzi o pisanie. Pozdrawiam!
  7. Przepraszam, że odzywam się dopiero teraz. Przeczytałem na raty. Połowę rano i połowę teraz (ze względu na brak czasu). Zainteresowałem się. Mam nadzieję, że - kiedy będę miał więcej czasu - wrócę do tego opowiadania i przeczytam je "jednym tchem". Niby zwykły spacer, niby zwykła wizyta u lekarza, a ile można z tego myśli wyciągnąć! W dodatku - możliwe, że przyczyniła się do tego "jesienna" pogoda i cały widok za oknem mojego pokoju - poczułem coś miłego, jakieś dawno zapomniane uczucie, które nie przypomina się przecież codziennie. Wspomnienia... Jak już wspominałem, zamierzam w najbliższym (mam nadzieję) czasie przeczytać Twoje opowiadanie jeszcze raz i wtedy może pokuszę się o napisanie kolejnego - tym razem "bardziej przemyślanego" - komentarza. Pojawiła się znowu pewnego rodzaju naiwność - oczywiście u Twojego bohatera. Piękna naiwność i swoista prostota, które często sprawiają, że mam ochotę się uśmiechnąć. Rajmund wcale nie cierpi z powodu - tak można chyba nazwać to uczucie - niespełnionej miłości. Usprawiedliwia każdą okoliczność, jest pogodzony ze "światem" i z sobą. To mnie zastanowiło. To przynajmniej okazuje się godne przemyślenia. Często bowiem spotykam się z ludźmi niemal przesiąkniętymi egzaltacją i "uczuciowym egocentryzmem", a znam to i z własnego doświadczenia. Takie podejście do sprawy to jest coś. Możesz się ze mną nie zgodzić, ale jestem trochę wyczulony na tym punkcie. Chodzi o sformułowanie "krótka chwila" - czy chwila nie jest sama w sobie krótka? Pojawiło się także "wracał z powrotem" - i to już zupełnie mi nie pasuje. Zdaje mi się też, że w przedostatnim zdaniu powinno być "je" (w odniesieniu do opowiadania), a nie "go" - ale tutaj nie jestem już tak bardzo pewien. Zresztą to tylko gramatyka. Samo opowiadanie - warto było je przeczytać. Pozdrawiam!
  8. Zastanwiające. Codzienne. Ciekawa stylizacja języka, ale trzeba czytać w głębokim skupieniu, żeby zrozumieć sens każdego zdania. Pomysł ciekawy. Nie mogę się jednak pogodzić z tym "tak więc" na początku. Pozdrawiam!
  9. Zapach śmierci... Przeczytałem zaciekawiony od pierwszych do ostatnich zdań. Raz pojawiło się to "żeśmy" i ono specjalnie mi nie pasowało. Zauważyłem też, że często zmieniasz czas narracji, lecz nie utrudniło mi to w żaden sposób zrozumienia opowiadanej historii, więc nie będę się czepiał. Moje zainteresowanie było szczere. Pojawiły się także uczucia. Miło mi się czytało, a teraz myślę o tym, co przeczytałem. To też dobrze... Pozdrawiam!
  10. To opowiadanie już wcześniej czytałem. Wkleiłeś je drugi raz. Niemniej zwróciłem teraz uwagę na parę innych aspektów - niekiedy dosyć luźno związanych z Twoim opowiadaniem. Po pierwsze, swoista ucieczka, powrót, może pragnienie ponownego przeżycia dzieciństwa - szczególnie jeśli chodzi o postrzeganie świata. Mimo wszystko, Twój bohater patrzy na ten świat raczej naiwnie - pięknie naiwnie. Pojawia się jakieś rozmarzenie. Z różnych względów musiałem założyć słuchawki i włączyć muzykę, by móc się skupić na lekturze, przez co uczucia z pewnością znacznie urosły, ale - jak pamiętam - parę miesięcy temu, czytając przecież w ciszy, też byłem pod wrażeniem. Trafiła do mnie ta szczerość, ta prostota, ten sposób patrzenia na otoczenie... Twoim najcenniejszym atutem - w mojej ocenie - okazuje się język, umiejętność opisywania mogącego w pewnym stopniu zachwycić, a już na pewno zwrócić uwagę. To chyba tyle. Pozdrawiam!
  11. Tak, rzeczywiście dawno nie zaglądałem na to forum. Twoje opowiadanie jednak obiecałem sobie przeczytać od chwili, gdy się tutaj ukazało - może trochę późno spełniłem tę obietnicę, ale teraz wiem, że dobrze zrobiłem. Nadzieja, która pojawiła się we mnie po przeczytaniu "Opustoszałych pól [...]", okazała się jednym z powodów podjęcia paru ważnych (przynajmniej teraz tak mi się wydaje) decyzji. Przepraszam, że piszę tak osobiście, a do tego nieco tajemniczo, symbolicznie. Nie mogłem się jednak powstrzymać od wklejenia jeszcze paru zdań komentarza. A zresztą odczucia czytelnika - te bardzo osobiste może szczególnie - muszą być chyba znaczące dla pisarza. Teraz ogarnia mnie optymizm, a nadzieja, która stała się swoistym tematem tych komentarzy, przerodziała się w wiarę i - napisałbym nawet - pewność. Znowu ta abstrakcja - przepraszam za nią. Twój warsztat jest godny podziwu. Opowiadania - godne uwagi. A ja czekam na kolejne opowiadanie... Jeszcze raz Ci dziękuję, przyjacielu!
  12. Nieco przygnębiające - przynajmniej dla mnie (w momencie, w którym przeczytałem) - jednak dające nadzieję. Nie mogę napisać, żebym szczególnie się zachwycił. Niektóre fragmenty trochę mnie znudziły. Mimo wszystko, zmusiłeś mnie do myślenia, do zastanowienia się może nie do końca nad sprawami związanymi bezpośrednio z Twoim opowiadaniem, lecz z pewnością nad sprawami znaczącymi. Naprawdę - jak tak dłużej myślę nad tym "ścierniskiem" - czuję jakąś stłumioną, zatopioną w żalu nadzieję. Nadzieję... - to jest dla mnie bardzo ważne. Nie wiem, jaki napisałbym komentarz, zabierając się za niego całkowicie obiektywnie, z "zimną głową", w innych okolicznościach. Teraz szczerze dziękuję... No i pozdrawiam!
  13. Lekkie i docipne. Myśli głównego bohatera - pierwsza klasa. Wydawało mi się, że człowiek ten skończy w zakładzie psychiatrycznym... Jego zaskakujące spostrzeżenia, rozważania nad błahymi sprawami, które w trakcie opowiadania nabierają większego znaczenia dla obserwatora, jego tok myślenia, wypowiadane słowa, komiczne komentarze i samo zachowanie "pani Marty" szczerze mnie rozbawiło. Porównania typu: "dłonie latają jak motyle po łące" czy sama "kapitulacja z "deserkiem" wywołuje uśmiech. Przeczytałem także "Historię poznania Marii". Nie odnalazłem w Twoich tekstach zbędnych słów. Wszytskie pełnią jakąś - dopeniającą, a nie przepełniającą - funkcję. Jestem pełen podziwu dla Twojego poczucia humoru. No dobra... Błędy jednak wynalazłem. Zwykła literówka: "Bom mężczyzna, tom śliny" (powinno chyba być: "silny"). "Spoglądam na ów zdobycz" - wydaje mi się, że zdobycz ma rodzaj żeński, więc powinno być: "ową". I jeszcze, co najbardziej mnie ukłuło: "kopnąłem nogą". A czym innym miał kopnąć?! "Nogą", według mnie, jest niepotrzebne. Zalicza to się bowiem pod pleonazm. No i jeszcze z "Historii...". W ostatnim zdaniu zmień na: "TĘ samą" A co do Twojego "komentarza"... Od paru dni na forum dla prozy zrobiło się jakoś pusto, ciemno i głucho. Aż strach wchodzić czasami! Piszę komentarze i nikt mi nie odpowiada. Mam nadzieję, że to tylko taki krótki przejściowy okres ciszy. No cóż... To moja - myślę - dość wyczerpująca odpowiedź na Twoją prośbę. "W miarę możliwości..." Pozdrawiam serdecznie!
  14. Po przeczytaniu zapadła we mnie taka idealna cisza. Niby zastanawiałem się nad treścią tego opowiadania, jego zakończeniem, ale tak naprawdę przez kilka sekund nie pojawiła się w mojej głowie żadna myśl. A to wyciszenie pojawia się we mnie zwykle po przeczytaniu świetnej książki, opowiadania... Uważam Twój tekst za więcej niż dobry. Z początku bałem się, że tym razem mnie zawiedziesz, bo w pierwszym akapicie plątały mi się niekiedy słowa i trudno mi było zrozumieć dokładny sens niektórych fragmentów. Jednak później (początek odczytałem dwa razy)... Cóż? Powtórzę jeszcze raz: jestem pełen podziwu dla Twojego stylu - budowania zdań. Pozdrawiam serdecznie!
  15. Mądre. Siedem kotów zjedzonych przez myszy. Później jeszcze te psy za ścianą. Człowiek zjadający na spółkę z kotem karmę... Sama "rozmowa", czy może: słowa wypowiadane do bibliotekarki - zabawne (choć - jakby się zastanowić - tragiczne). Uszczypliwa ironia - jak na mnie, wspaniale ją wykorzystałeś. Wzbudza szczery śmiech, ale i dość ponurą refleksję. . Twój styl, "szybki", krótki i treściwy przekaz - jak najbardziej mi odpowiada. Tylko jak zachęcić do czytania tych nieczytających? Przez tekst - nawet najwspanialszy - trudno będzie. Powodzenia...
  16. No tak... Bajka rzeczywiście niekonwencjonalna. Ciekawe, muszę przyznać, odwrócenie ról. Wilk ma po prostu złą opinię, a wcale taki zły nie jest. Za to leśniczy postrzegany jako "delikatny i wrażliwy chłowiec" okazuje się zepsutym moralnie gościem. Babcia nie jest ofiarą, a raczej sprawczynią całego zamieszania. Za to "Czerwony Kapturek" nieco już wyrosła... Nie spodziewałem się takiego zakończenia z babcią. Chociaż znalazłem chyba pewną nieścisłość. Nie jestem do końca pewien, kim jest właściwie matka "Kapturka". Czy to córka "babci" (jak zrozumiałem, czytając drugi akapit), czy jej synowa (jak na końcu)? Nie całkiem też podoba mi się ta "forma zawierania małżeństw"... lecz nie chcę tego specjalnie komentować (niby to też pewna forma niekonwencjalności, zerwania z wcześniejszą tradycją). Literacko - jakbym skądś to znam i jest to motyw dosyć interesujący. Nie mogę napisać jednak, że jestem niezwykle zachwycony Twoim opowiadaniem, ale szczerze, muszę przyznać - udało Ci się zmienić moje spojrzenie na dobrze przecież znaną bajkę. Cóż... Pozdrawiam serdecznie!
  17. Właściwie jestem na tym forum od niedawna. Do "prozy dla wprawnych" trafiłem w zasadzie niezamierzenie, ale już po przeczytaniu pierwszej części "Uczennicy" postanowiłem czytać wszystkie teksty, jakie tu zamieścisz. Szczerze mnie bowiem zainteresowały. To opowiadanie okazało się bardzo lekkie. Przy wielu fragmentach nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu. Swoista naiwność, piękna prostota i wręcz dziecinność bohatera napełniają czytelnika - przynajmniej mnie - optymizmem. Szczególnie spodobał mi się fragment o wykorzystywaniu chusteczek do spisania swoich myśli. Świetnie budujesz zdania. "Widząc beznadziejność w przezwyciężeniu fundamentalnej trudności, nie próbowałem dłużej przebijać głową muru, tylko pogodziłem się z niewyjaśnionym fenomenem z zakresu teleportacji połączonej z transformacją i, mówiąc obrazowo, wrzuciłem wszystko do szufladki z napisem: Tajemnica." A to zdanie - wyznam - wręcz mnie zachwyciło. Przeczytam inne twoje opowiadania. Na pewno. No i ode mnie to tyle... Pozdrawiam serdecznie!
  18. Nie wiem, co o tym myśleć... Po przeczytaniu jestem w lekkim szoku. Zaskoczony kompletnie. Lekki komizm sytuacji z policjantami przyćmiewa właśnie to wręcz skrajne zaskoczenie. To moje pierwsze wrażenia. Chyba przeczytam jeszcze raz i komentarz napiszę "na zimno", bez tego nieco krępującego umysł szoku. Ciekawy pomysł. Oryginalny. Bardzo... ale co dokładnie chcesz przekazać, na razie - mam nadzieję, że tylko na razie - nie mam pojęcia. No cóż?... Pozdrawiam!
  19. Po dosyć obszernym opisie życia "Goethego" takie zakończenie jest bardzo zaskakujące. Tę część czytałem z uśmiechem. Lekko i dowcipnie wyszedł ci ten opis ogółu pacjentów. Bardzo optymistycznie... Czas, który poświęciłem na przeczytanie "Uczennicy", uważam za świetnie wykorzystany. Dzięki. Naprawdę dobrze, że piszesz. Pozdrawiam!
  20. Byłem nieco zaskoczony tym opisem "całego długiego życia" bohatera (czy też Goethego). Piszesz świetnym językiem. Muszę jednak przyznać, że podchodziłem do czytania tej części dwukrotnie. Za pierwszym razem te wszystkie nazwiska, daty i "przygody" zaczęły mi się zlewać. Dzisiaj moje zainteresowanie okazało się silniejsze i... ciekawy jestem końca. Miałem też pewne problemy z czasami - głównie przeszły, ale w niektórych momentach pojawia teraźniejszy - ale teraz uważam, że cała opowieść jest zupełnie czytelna. No cóż... To taki mój komentarz. Zapewne zaskoczysz mnie także w trzeciej części "Uczennicy"... Pozdrawiam!
  21. Przeczytałem z przyjemnością. Jednak wyrażenie: "Miesiąc listopad..." to raczej pleonazm. No chyba, że było to zamierzone. Na pewno niedługo wezmę się za następne części... Pozdrowienia!
  22. Szczęście. Marzenie i swoisty ogólny cel każdego człowieka. Talizmany - sławna czterolistna koniczyna, a nie ludzie. No tak, oczywiście zgadzam się z treścią. Możnaby niby o tym podyskutować, powiedzieć swoje za i przeciw, ale wyszłaby z tego obszerna rozprawa filozoficzna. Naprawdę myśli, które przekazujesz są całkiem trafne. Nie mam także zastrzeżeń, co do kompozycji. Jednak nie podoba mi się taka "bezpośrednia dosłowność". Piszesz np. "a powinno w ludziach" i "Mamy nadzieję, że". Czytający wiersz powinien sam odczytać jego przesłanie - mniej lub bardziej ukryte. Sformułowania typu: "rób tak, a nie inaczej" nie pasują raczej do wierszy. Chyba najprostrzym (możliwe, że tylko teoretycznie), a na pewno najskuteczniejszym sposobem przekazania, jak należy postępować, jest pokazanie konsekwencji związanych z opisywanym zagadnieniem zachowań. Prykład: jeżeli będziemy polegać wyłącznie na talizmanach mających nam rzekomo zapewnić szczęście, tak naprawdę pewnie go nie znajdziemy. Gdy zaczniemy szukać go u ludzi pójdzie nam o wiele lepiej - chociaż to też zależy od tych ludzi. Ubrać to w słowa godne miana poezji, poukładać w wersy i... powstaje utwór, do którego doczepią się pewnie już mądrzejsi ode mnie. To właśnie moje "tylko" o jakiś rok spóźnione zdanie. Cóż, szczęścia życzę!
  23. Przykro mi, ale chyba nie rozumiem. Zresztą, kto tak naprawdę rozumie poezję? Jednak niektóre fragmenty są bardzo ciekawe. Przeczytam jeszcze kilka razy - może zrozumiem. Pozdrowienia
  24. Nie wiem czy jestem dość (lub nawet w ogóle) kompetentny do oceniania utworów i dawania rad innym autorom, ale moje zdanie też może mieć jakieś znaczenie. Nie wiem czy było to zamierzone, ale w tym wierszu jest pięknie użyta metafora (przenośnia). Jeżeli chciałaś tak zrobić, to szczere gratulacje, bo ja jakoś się tego nie nauczyłem. Jeśli chodzi o rady, nie wiem czy teraz ich potrzebujesz. Twój wiersz różni się od innych i to jest piękne, to właśnie jest najlepsze. Trzeba jednak uważać, jeśli tworzyć będziesz niezależnym stylem, żeby zawsze w pełni rozumieć swój wiersz, by móc go wyjaśnić innym. Aha, i jeszcze jedno: jeżeli ktoś będzie krytykował Twój wiersz czasem bardzo ostro, nie przejmuj się tym, bo jeżeli twardy komentarz nie zawiera uzasadnienia, nie pokazuje konkretnych błędów ani żadnych wskazówek, jak te błędy poprawić, to taki komentarz nie jest wart, by się nad nim zastanawiać. Mimo wszystko nigdy się nie zniechęcaj i pisz. Pozdrowienia!!! No i powodzenia dalej!!!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...