Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Rosną drzewa, rosną,
a broda siwieje,
to co sztywne wiosną,
jesienią się chwieje.

To co twarde zimą,
rozpływa się w lecie,
nic stałego nie masz
w materialnym świecie.

Skąd więc ta przypadłość,
skąd więc to złudzenie,
że jest jakaś stałość
zagnieżdżona we mnie?

.............................................

Może ta przemiana
też stałością bywa,
tyle, że ją człowiek
po części odkrywa?

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


no to raz na ludowo? :)

nima nic stałego,
syćko moze zwisać
cepy wiyrch gromnica
baba baranica
bocyć mus kolego
coby ka smrek stojał
abo i sekwoja
gest Kozakiewica.
;)
Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


nie przypadek?
mam wrażenie, że poświęcasz mi za dużo czasu; doprawdy ;>

u mnie ciężko, bo za miliony - takich Twoich - świetny odbiór - dobry kontrast
dziękuję i pozdrawiam
:)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



nie wiem skąd jesteś,
nie wiem kim jesteś,
nawet nie wiem czy to jest poprawnie gwarowo,
ale...
potrafisz być niesamowity :)))))))))))))

na ludowo :)
mówiąc szczerze, to jestem trochę uroczony pewną formą ludowości odkąd na wiejskim pogrzebie, po odejściu księdza usłyszałem piosenkę śpiewaną przez zebranych nad zasypywanym grobem. to było ładnych parę lat temu. nie wiem czy teraz jeszcze takie pogrzeby się odbywają. teraz jest przeważnie wszystko szybko i przy muzyce z megafonów. taka forma ludowości raczej do mnie nie przemawia. raz nawet słyszałem utwory w stylu disco polo. szkoda słów. totalna żenada.

dzięki za wizytę i tekścik, który sprowokował mnie do uśmiechu. mam nadzieję, że innym odwiedzającym też umili pobyt ;).

serdecznie :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


nie przypadek?
mam wrażenie, że poświęcasz mi za dużo czasu; doprawdy ;>

u mnie ciężko, bo za miliony - takich Twoich - świetny odbiór - dobry kontrast
dziękuję i pozdrawiam
:)
myślę, że tyle co innym, jak zajrzę i akurat jesteś, to czytam ;)

to ja dziękuję
do poczytania :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Lubię rymiki, więc czytałem z zaciekawieniem. Przemijanie, to to, co nas nie opuszcza nawet w pisaniu. Każdy ma swój czas w życiu i każdy ma swój zegar. Na śmierć na pewno się nie spóźnimy.

stałość u mnie bywa nieraz i żylasta
kiedy wprawne dłonie garną się do ciasta... hahaha

wybacz staremu satyrowi, coś mnie ta stałość wzięła. Pozdrowienia :)
Opublikowano

O, bardzo fajny wiersz. Pozornie lekki, ale dotyka tzw. pytań ostatecznych: czy jest we mnie cokolwiek stałego? A jeśli nie, to dlaczego mam takie wrażenie? A jeśli tak, to co to jest, że nie umiem tego nazwać? Często o tym myślę.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena Nie jest, tylko mało spałam. Wiesz, moje myśli na noc ubierają szpilki, takie z metalowymi końcówkami i ganiają się. Nigdy nie zakładają kapci, zegar też nie - ale zegar jest do wytrzymania. Teraz piję kawę, dam radę, a jak nie, to zasnę na klawiaturze :)
    • @Alicja_Wysocka niech Ci nie będzie smutno :) Proszę.
    • @Migrena Ależ nie gniewam się, Czasem jest mi smutno i przykro, ale gniewać się nie potrafię, no może godzinę, dwie... Dobrego dnia :)
    • Złota klatka nie tylko dla ducha.
    • Mają po pięćdziesiąt lat i czarne dziury w oczach – nie patrzą, tylko wciągają rzeczywistość jak ssąca rana po niedokończonej modlitwie. Ich dłonie – puste łuski po chlebie powszednim, ich kręgosłupy – barykady z kości, po których przejechały wszystkie reformy jak czołgi bez hamulców. Mieszkają w sarkofagach z kredytu, gdzie wilgoć skrapla się jak wstyd, a lodówki milczą jak świadkowie koronni biedy. W kuchni – Jezus spuszcza wzrok. Nie potrafi zapłacić za gaz. Ich świętość – to odmówienie obiadu, herosizm – to czekanie w kolejce do kardiologa dłużej niż Mojżesz czekał na deszcz. Są rżnięci – bez znieczulenia, przez państwo, co ma twarz mównicy i ręce kata. Z każdej ich rany wypływa formularz. Krew zamienia się w akta. Marzenia – wywożone są na wysypisko razem z obietnicami z ulotek wyborczych. Ich oczy – śmietniki reklamy, na ekranach telewizorów bez dźwięku leci kabaret – posłowie śmieją się z własnych podwyżek. Ich kolana – klęczą pod ciężarem zakupów, gdzie margaryna kosztuje więcej niż godność. Miłość? To kanapka bez szynki, cisza między dwojgiem ludzi, którzy nie mają siły mówić. Ich ciała – mapy skreśleń i guzów. Ich dusze – grzyby po Czarnobylu, niby żyją, ale do niczego się nie nadają. Rząd ich nie widzi – rząd liczy. Kościół zbiera na dach, a Bóg kąpie się w ciszy i nie odbiera. Listonosz przynosi tylko mandaty. Listy umarły. Marzenia zdechły na poczcie. Ich dzieci – wyemigrowały do snów, gdzie lekarka mówi „dzień dobry”, a nie przelicza człowieka na ryczałt. Tu – trzeba umierać według grafiku, bez bólu, bo nie ma już morfiny. Bez świadków, bo pielęgniarki płaczą w kiblu między dyżurami. Ich serca biją jak młotki sędziowskie w sprawach o zaległości czynszowe. Ich wolność – to przerwa na fajkę między tyraniem a zdychaniem. Ich nadzieja – konsystencja oleju silnikowego. Zgęstniała. Lepi się do palców. A mimo to – idą. Z oddechem jak para z ust zimą, z kieszeniami pełnymi paragonów napisanych krwią portfela. Idą po chodnikach z gówna i betonu, po Polsce, która udaje, że jest państwem. Ich skóra – atlas zmarszczek po wszystkich rządach. Ich języki – zapomniały słowa "godność". Zostało tylko: „proszę”, „błagam”, „czekam”. Ale czasem, w ciemnym lusterku tramwaju, za warstwą kurzu, żółci i łez, widać coś – nikły błysk, iskra pod popiołem. Jakby ktoś tam w środku jeszcze miał zęby. I trzymał je – na potem.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...