Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Wędrowcy


Rekomendowane odpowiedzi

Nie ziarna przyniósł nowy wiatr, lecz plewy.
Nowy deszcz napoił spragnione ciała
i zmył cieniutką warstwę gleby
pod którą już tylko skała.

A więc poszli ze wschodem słońca,
w plecakach niosąc podręczny rynsztunek,
i szli z jego biegiem.
Ich cienie wskazywały kierunek.

Pozorem tylko byli napełnieni,
wolności niepokojem.
Szukali obiecanej ziemi,
bo wstydzili się swojej.

Pola czerwieniły się makiem
czerwonym, jak otwarta rana,
a w nich żyła ciągle przeszłość nieudobruchana
i to spojrzenie dwojakie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ojej, aż cztery komentarze.

Fly Eliko, dziękuję za wstąpienie i komentarz. Cieszą mnie Twoje przyjazne słowa. Serdecznie pozdrawiam. Janusz

Panie Biały, cieszy mnie Pana wizyta. Nie wiem jak się ustosunkować do słów "piszesz tak spokojnie aż za bardzo". Jeśli te słowa są szczerą uwagą to powiem tak: bardzo dawno temu słyszałem powiedzenie, że "z młodych i dynamicznych robią się później starzy i wkurwieni" (przepraszam za wyrażenie). Takie stany emocjonalne nie wpływają pozytywnie ani na moje samopoczucie ani na moją kreatywność. Poza tym na świecie jest wystarczająca ilość krzykaczy. Jeśli zacytowane słowa miały intencję ironiczną, przyjmuję je jako feedback bez komentarza. Pozdrowienia i ukłony. Janusz

Kasiu, fajnie, że mój wiersz zatrzymał Cię na chwilkę, szkoda, że już niczym nie można Cię zaskoczyć. Dziękuję za opinię. Pozdrowionka. Janusz.

HAYQ, dziękuję za komentarz i wizytę. No cóż, gdybym na szesnaście wersów wiersza potrafił pisać same mistrzowskie wersy, to pewnie publikowałbym w jakimś wydawnictwie a nie na forum amatorskim dla początkujących. Fajnie, że do mie zajrzałeś. Pozdrowienia. Janusz

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • to była najczarniejsza godzina nocy kiedy świat zaczął im się kurczyć na grudzie ziemi obiecanej w makiawelicznyn kontraście ryk sytych oprawców głód i brud wiekuisty tu obrzezali ich z życia i ułożyli w kopiec swoisty trójkąt Pascala mrowisko przeszłości utleniając się zamknęli Księgę Wyjścia i na skraju koszernego nieba tańczą w kole Mojżesza    
    • @Jacek_Suchowicz Każda wymówka jest dobra teraz trend jest na Bobra Pozdr.
    • @Jacek_Suchowicz dzięki  Również pozdrawiam 
    • @Jacek_Suchowicz Satysfakcja dla mnie spora Fajny wierszyk, mądry morał. Pozdrawiam Adam
    • Wszystko o kant – czegokolwiek. Łóżka, stołu, spodni. Teorii Immanuela przedstawionej w Krytyce. Wszystko zbłąkaniem rozumu na ścianie w postaci iluzji. Powinienem być instead of – to anielski młyn - jestem, zniekształcony głos Boga u Lema. Wyjątkowe stany – somnambulizm pod oknem ukochanej w postaci zespołu Elpenora – niech szlag trafi fantastykę i pchły (kogokolwiek, kolego). Shut up!, duplikacja dwóch w syndromie Gansera – mój stres, twój wybór –  choćby kur, miss world, studiowanie popisu składania jaj przed kogutem, resztki snów pochowanych paskiem zegarka na przegubie dłoni. Starej dłoni. Wszystko jest kantem i o kant – czegokolwiek. Niech trafi szlag – was, mnie, ich – przede wszystkim ich,   onych. Oto jestem – bez zgody. Według artykułu dwudziestego trzeciego. Opisuję, co widzę – i bez urazy. Że ściąłem drzewo dobra i zła – patologiczne upicie – splotłem wieniec cierniowy, nakładając na głowę przeźroczystej postaci welon. I zawołałem – sanna! Ho, ho - jak ja wołałem – owe sanna! I kląłem przy tym to, na czym świat stoi. Aż padł  na twarz, uruchamiając wszystkie mięśnie, każdy, nawet najmniejszy miocyt, to nie był krzyk – by wydyszeć –  Eli, Eli, lema lema lema… (jak kibic) sabachthani. Shut up! – zakrzyknął (i to był ryk) setnik  w obcym języku. Przebili mu bok, krwawił – wyciągnęli na środek drogi, Longinus pochylony nad Caiusem. Płakał. Ten pierwszy. I usłyszałem, jak jakaś kobieta – pięćdziesiąt lat – przeklina świat, nas, żołdaków po obu stronach granicy, pograniczników, wieczną ruchomość celu. I pomyślałem, że drab leżący obok jest ŚWIĘTY. A drab, skulony obok – przeklęty. I rozdarłem kotarę, by widzieć obu. Boga – ŚWIĘTY, ŚWIĘTY, ŚWIĘTY Serafinów i Tronów, w piżamie, gdzie ukryty papieros, dłoń na szyi strażnika zaciśnięta w nienawiść.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...