Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

wszyscy zmierzamy do podręcznika
żeby nasze słowa były w podręczniku
wszyscy z tej lub z tamtej flanki bijemy
a już najbardziej ci, którzy zdecydowanie nie chcą
być w podręczniku

oto my
zazdrość – jak chleb powszedni i kartka
zawiść – alfabet każdego dnia naszego
małostkowość z chwilą gdy ku słońcu
z nienawiścią twarz podnosimy

modlimy się o porażkę dla niego
modlimy się by nie okazał się lepszy
wybrańcy bogów – my, modlimy się
błagamy, żeby spadł pierwszy
on, wróg

Opublikowano

Na szczęście Michale kochankowie bogów umierają młodo! :) Smutny problem wyścigu szczurów w środowisku twórczym, jaki poruszasz w tym wierszu, dotyczy na szczęście niewielu! Zdrowa "zazdrość" o talent, pytanie: "dlaczego ja na to nie wpadłem", są często źródłem inspiracji, i to dobrze. Bywa jednak, że rodzi uczucia i zachowania niezdrowe, okrucieństwo, nielicujące z postawą twórcy - humanisty. Sprzedajność "zniewolonych umysłów" rodzi się z wielu powodów. Niestety: dziś jest nią uporczywa i nieetyczna chęć popularności dla komerchy, obrzydliwej i niskiej w pobudkach, jak dawna chęć wdzięczenia się systemowi! Oby nas nie dotyczyła.
Ważny temat, ciężki gatunkowo!

Wiersz jest ważny, jednak...przemawia zbytnią dosłownością, bez finezji i wdzięku poetyckiego tekstu. Masz możliwości, mów metaforą! Pokaż, jak czytać prawdę między wersami!
W programowych tekstach poetów Twojego kalibru czekamy na więcej artyzmu!
Pełna szacunku wierna czytelniczka, Para:)

Opublikowano

zastanawia mnie 1 strofa do pozostałej części, gdyż nie mogę zrozumiec powiązania w jedną całość, gdyż 2 ostatnie strofy super jednak pierwsza nie czaję, ale może nie potrafię zrozumieć czasami bywa i tutaj może być np zastosowany chwyt literacki, którego nie mogę połapać

serdecznie

be

Opublikowano

heh wróciłem, gdyż nie daje mi spokoju .. flanki bijemy" czyli z każdej strony , ale właśnie tylko Ci, którzy nie chca być w podręczniku heh , czyli z jednej strony może chodzić o np samouwielbienie , gdyż taka postawa nigdy nie bedzie w książce, ba, zaiste zakręcony ten wiersz , ale pewnie ma jakiś kruczek i chyba w nim tkwi sens

szacuneczek

be

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Stuk końskich kopyt po kamiennej  drodze i dźwięk butów żołnierzy zakłóca spokój i jest nie do zniesienia.   Pomarańczowy zachód słońca  miesza się z kolorem rzeki zabarwionej po zakończonej bitwie.   Padający deszcz zakrył ślady  i zmoczył Twoje ubranie  zostałeś sam i masz teraz spokój.   padający deszcz stuka o taflę wody  i jest coraz mocniejszy wyzwalając unoszącą się falę.   Kobieta Cię szuka wołając po imieniu. Wyszedłeś rankiem  żeby nigdy nie wrócić.    Wyzwolona dusza krąży nad jej głową i liczy ostatnie włosy które straciła przez Ciebie.   Kto Cię zaprowadził do doliny gdzie słońce jest czerwone i zawsze pada deszcz.   Potok ludzkich serc co dzień wzbiera i nie zmienia barwy. Ci co tutaj byli ich ciała zakryła woda.   Oddalający się stuk kopyt które   chcą wyjść z doliny mgieł, tylko strach ich ratuje tonących.
    • @TylkoJestemOna Dzięki, samo życie niestety. Pozdrawiam
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Niektórzy uważają, iż w tym jest clue poezji, ja się z tym nie zgadzam, ale życzę po prostu, by szukać w dobrym miejscu. Nie zamykać się. Pzdr.
    • Wygnanie z Raju. Albo Cztery wesela i pogrzeb. (szkocka orkiestra) Pzdr :-)  
    • Szedł z nisko pochyloną głową poboczem pola, piaszczystą drogą. Szedł. Idzie obok kartofliska, które okrywa potok wieczornego słońca. Cały w pomarańczowej zorzy. Chłopski malarz. Namalował świat: bydło na rżyskach i pajęczyny babiego lata. Drżące. Sperlone kroplami rosy.   Wiesz…   Jesteś tu jeszcze?   Idę i jestem tutaj. Idę tak, jak szedłem wtedy, pamiętasz? Niczego nie pamiętasz. Już nic nie pamiętasz i nie widzisz, gdyż twoje oczy.   Martwe. I takie zimne zimnem kamienia. Bladego marmuru wyciosanego wieki temu dłutem nieznanego rzeźbiarza…   Ale znowu idziemy razem. Idziemy tak, jak moglibyśmy iść we dwoje. Tak jak moglibyśmy…   Idziemy. Idziemy. I idziemy raz jeszcze…   Stawiamy kroki powolne, jakby w zadumie. Idziemy jak ten sen śniony nagle nad ranem. Jak ta widziadlana korektora zdarzeń, co chwyta za gardło jakimś ciężkim westchnieniem.   Wypiłem trochę, to prawda. I wypiłem raz jeszcze, wznosząc toast za ciebie. Za nas…   Dlaczego milczysz? Spójrz, wznoszę kielich… E, tam, kielich, butelkę całą. Wznoszę ją pod światło wieczornego słońca.   I przez szkło przesącza się światłość pomarańczowa. Nadciągający wieczór. I przez szkło, przez płyn przejrzysty, przez te szkliste turbulencje spienionych majaków…   Napijesz się ze mną? Patrz, jest jeszcze trochę. Widzisz. Nie widzisz. Ale ja, widzę za ciebie.   Nie wypiłem do końca, albowiem chciałem… chcę zostawić tobie.   Stoję w otwartym oknie i patrzę. Wiatr szarpie gałęziami kasztanów. Szeleści liśćmi.   I szepcze. Szepcze. O, mój Boże, jak szepcze…   Na stole leży talerz. Mży cały w pozłocie kryształowy wazon z wetkniętym bukietem czerwonych róż. I te róże. Te róże czerwone…   Choć, napij się ze mną. Na stole lśni butelka. Podnoszę ją, aby wznieść…   Wiesz, był tu przed chwilą mój ojciec. Przyszedł zza grobu, aby się ze mną napić. Nie mówił nic, tylko patrzył. I patrzył tryni swoimi oczami.   Takimi oczami zasklepionymi czarną ziemią jak u trupa. Był i znikł. Nie powiedział ani słowa…   Kielich stoi nadal. Mój i jego. Jego i mój… Był i nie ma, choć przed chwilą jeszcze…   Wiesz, ćwiczę wirtuozerskie szlify chorobliwej fantasmagorii. I próbuję przecisnąć się przez ścianę. Atomy mojego ciała łączą się z atomami tynku, zaprawy murarskiej i cegieł.   Lecz nie mogę. Utykam, gdzieś pomiędzy. Nie potrafię przebrnąć jeszcze tej otchłani czasu. Choć jestem już bliski poznania tajemnicy przemieszania się w czasie.   Wiesz, to jest w zasadzie proste. Bardzo proste… Wystarczy tylko…   Zamykam oczy. Zaciskam szczelnie powieki. I widzę jak idzie ten malarz chłopski i maluje odręcznie dym płynący z łęciny, nad lasem idący...   Mimo że cierpi na bóle głowy i zaniki pamięci.   Ogląda swoje dłonie, palce. Licząc odciski, rdzę z lemieszy zdziera.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-08-10)    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...