Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Oktostychy (2)


Bronisław Jaśmin

Rekomendowane odpowiedzi

Oktostychy (2)

I

(wprowadzenie)

wiem że wszystko co ptak śpiewa
jest jedynie samym śpiewem

nic nie wiemy o przybyciu
bieli miasta rzeszy płatków

śnieg porastał nagie łąki
widać było kiedy odszedł

czasem walnie bez przycyny
świat zaskoczy błyskawica


II

(część zasadnicza)

cz. 1 - Naiwność

Za mym głosem krocz swym głosem,
Za drzewami jest twój dom.

Kiedy wreszcie pokonamy
Drogę i jej długą dłoń?

Nie martw się i patrz na niebo,
Umiem z niego (z chmury) czytać.

Jego szumem, głuszą, ciszą -
Wiedz, przez cień mój nie zabłądzisz.


III

cz. 2 - Obłęd

Widzisz te kamienie białe,
Jeszcze tylko dwa zakręty.

Jak mówiłem jestem z niebem
W stałym, boskim wręcz kontakcie.

Czy czasami mnie nie zwodzisz -
Mówiąc takim dziwnym głosem?

O, ty głupcze! To mój dom,
Nóż i miejsce twojej śmierci!


IV

cz. 3 - kwintesencja prawdy

Ten wędrowiec był bogaty
I odziany klejnotami.

Zaś ten drugi nieznajomy
Skrytobójcą był wybornym.

Lecz pragnienie plącze zmysły,
Więc wędrowiec z naiwności

Kroczył równo za krokami,
Tego który nosił szmaty.


dnia 12 lipca 2010 r.
(z poprawkami w kompozycji)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Dared Racja !! 
    • Patrząc przez okno, tym patrzeniem raczej smutnym. Sponad parapetu w typie lastriko, w którym wyłupało się kilka drobnych kawałków w czasach mojego dzieciństwa. Podczas zabaw z młotkiem i śrubokrętem. W wojnę…   Testowane były wybuchy jądrowe na pacyficznych atolach czy na płaskich terenach Kazachstanu… Jeden z okruszków trafił mnie wtedy w oko. Łzawiłem.   Ojciec zezował na mnie gniewnym wzrokiem jak na przegraną walkę Goliata na polu bitwy. Nie było łatwo w czasie próby odzyskania prestiżu.   Ale szedłem w górę z mozołem.   Wspinałem się po obsypujących kamieniach.   Kilka razy obsunąłem się na stoku. Skrwawiłem sobie boleśnie kolano.   Pies wesoło szczekał, merdał ogonem. Ojciec kazał wyjść z nim na spacer.   I szedłem wtedy. I idę nadal w te czasy napełnione szczenięcym śmiechem.   Uciekałem od siebie.   Uciekając w świat pustych otchłani, w których ciszą napełniał się każdy oddech.   I każde ciężkie westchnienie.   I wszystko oddychało w dalekich gongach stojącego zegara.   Kiedy pewnego razu, wyrwany ze snu wołałem, przestępując próg drugiego pokoju… — nikt nie odpowiedział.   Nie było nikogo.   Szukałem długo wśród mżących w powietrzu pikseli znajomej twarzy ojca albo matki…   Lecz tylko wgniecenia na fotelach świadczyły o ich niedawnej obecności.   Podchodziłem ostrożnie do drzwi, próbując się porozumieć ze skulanym za nimi głosem. Pełen nadziei…   Kiedy je otworzyłem, chłód owiał moje skronie tym chłodem idącym ze schodowej klatki, piwnicznej głębi.   Na drewnianej poręczy odłupana drzazga, promień zachodzącego słońca. Falujące na ścianach pajęczyny… W ogromnym przeciągu trzask zamykanych drzwi.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-06)    
    • @agfka bywa i tak:)
    • Nie mam ostatnio motywacji do pisania, więcej czytam. Dziękuję za komentarz  :)
    • @Leszczym Po co Tobie ta polityka, nie słuchaj idiotów
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...