Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Trzydzieści pięć dni.
Tyle minęło nim dotarłem do momentu, w którym jestem.
Sponiewierany i opluwany podejmowałem miliony prób uwolnienia się od prawdy.
Od prawdy, która uderzyła we mnie jak kometa trzydzieści pięć dni temu.
Nigdy nie zastanawiałem się nad tym ile waży życie. Myślałem o tym skąd się bierze, ale nigdy o tym ile waży. Jedni mówili, że to te dwadzieścia jeden gramów, które rzekomo tracimy w obliczu śmierci. Drudzy zarzekali się, że to przecież zjawisko logicznie niemożliwe. Trzeci nie wierzyli w nic. Nigdy nie lubiłem klasyfikacji. Unikałem jej jak ognia by nigdy nie popaść w skrajności. W tej jednej, szczególnej sprawie coś się jednak zmieniło.
Ku mojemu własnemu zdziwieniu nim się zorientowałem szerzyłem teorię o pośmiertnym odchudzaniu. Czy się poddałem? Czy dałem się zmanipulować? A może po prostu to bieg tej historii doprowadził mnie do tego punktu? Wszak przecież to już trzydzieści pięć dni.
Pozornie krótki okres czasu, w pozornie młodym wieku wyrządził najwięcej.
Zmienił mnie, moje otoczenie, a nawet cały świat. Nie prosiłem się o to, nigdy nawet o tym nie myślałem. Pewnego dnia po prostu zrozumiałem. Zrozumiałem wszystko, co mnie otaczało. Każdy proces, zjawisko, zależność stały się zwyczajnie wytłumaczalne.
To tak jak gdybym zasnął jako noworodek, a obudził się jako starzec w bujanym fotelu.
Miałem już kiedyś taką wizję: ja w wielkim pokoju; ja pośrodku wielkiego pokoju; ja pośrodku wielkiego pokoju na wielkim bujanym fotelu; przy kominku ja.
Wiedza, którą posiadłem była nieopisana i fenomenalna. Niestety była też przerażająca.
Jak najgorszy koszmar z dzieciństwa wracało to do mnie z każdym oddechem.
Z każdym tchnieniem było wyraźniejsze, aż w końcu stało się przejrzyste.
Tak, zrozumiałem życie. Zrozumiałem sens istnienia, bytu, miejsca we wszechświecie.
Mimo to wciąż byłem głupcem, bo co w końcu po wiedzy, której nie potrafi się zastosować?
Wróciłem do życia, do oddychania i podziwiania. Łapałem każdą godzinę, minutę, sekundę, chwilę. Wiedziałem, że jeśli nie teraz to, kiedy? Ile przecież można bezczynnie leżeć i patrzeć w gwiazdy. Jałowe były dni spędzone w domu. Powietrze aż parzyło mnie w nozdrza.
Uznałem, koniec! Popijając herbatę, – czego nie miałem w zwyczaju – zrozumiałem, że obudziłem się w odpowiednim momencie. Momencie tak doskonałym, że aż ledwo dostrzegalnym. Wierzyłem w przyjaźń. To ona często pomagała mi przetrwać. Tak, ludzie też odgrywali istotną rolę, jednak w nich nie potrafiłem uwierzyć. Wciąż są dla mnie tylko bandą degeneratów dążących do samozagłady – ze mną na czele. Jesteśmy wszak tylko masą kości, a nasze uczucia ważą jakieś kilo trzydzieści. Dlatego wolałem wierzyć w ideę. Idea po prostu jest. Nie pluje, nie gryzie, nie wszczyna wojen - ona po prostu istnieje. To czy uznamy ją za prawdziwą zależy tylko od nas. Taka jest właśnie przyjaźń, to jest jej sens – istnieć.
Uwielbiałem o niej pisać. Dobierałem słowa, łączyłem je w zdania. Te dzieliłem i redagowałem by znów połączyć w coś zupełnie innego. Zaczynałem od rymowanek takich jak ‘idzie Grześ przez wieś’. Uczyłem się, więcej czytałem, więcej pisałem. Doskonaliłem swój indywidualny proces myślenia. Stworzyłem model opierając się jedynie o precyzyjnie wysublimowaną werbalizację uczuć. Jak Frankenstein stworzyłem potwora – siebie, przerażającego, siejącego grozę pragmatyka. Nie pomogło mi to w kontaktach z ludźmi, ale przynajmniej pomogło mi się skupić na pisaniu. Na fali blogowego trendu spróbowałem swoich sił tworząc przy tym prywatną ścianę płaczu. Miejsce gdzie poruszałem tematy egzystencjonalnie niewygodne szybko stało się moją niepodległą drugą osobowością.
Uzewnętrzniałem się tak często i tak mocno, że aż w pewnym momencie niewiele mnie już zostało. Wtedy zrozumiałem błąd, jaki popełniłem – przestałem oddychać.
Co za tym szło przestałem wierzyć w życie, a to w końcu ono pozwoliło mi się znaleźć tutaj dzisiaj. Kiedy to czytasz ja już prawdopodobnie nie istnieję.
Nazywam się Sen. Urodziłem się wczoraj, ale umieram od trzydziestu pięciu dni.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @huzarc Dziękuję za tak ciepłe słowa. Bardzo mi miło, że dostrzegłeś w tym obrazie radość prostego szczęścia. Tak właśnie chciałam - by deszcz stał się przyjacielem i bliskością. Pozdrawiam serdecznie!   @Berenika97 Piękne skojarzenie, bardzo Ci dziękuję. Rzeczywiście, deszcz ma w sobie coś z mitu, coś uwodzącego i większego od nas. Twój komentarz sprawił, że mój wiersz zobaczyłam w nowym świetle. Dziękuję za tę interpretację! :)   @P.Mgieł Ogromnie dziękuję za tak wnikliwe odczytanie. Masz rację, że motyw deszczu i pocałunku bywa używany, ale ja chciałam, by był jak najbliższy mnie i prawdziwy, jak rozmowa z samym sobą. Bardzo doceniam, że odebrałeś go właśnie jako intymny i szczery.   Przy fontannie powietrze drży, jakby ktoś rozsypał kryształowe paciorki i każda kropla niosła ulgę.   - Oddycham  a z oddechem wchodzą do mnie szum, chłód i światło, lekkie, pełne życia, jakby niebo rozprysło się na tysiąc błękitnych westchnień.   I nagle czuję, że jestem bliżej samego źródła oddechu.   Ponadto - Jony ujemne - spadające i rozpryskujące się krople wody powodują jonizację powietrza. Te ujemne jony wiąże się z poprawą nastroju, poczuciem lekkości i świeżości. Podobne zjawisko występuje przy wodospadach, fontannach i po burzy.   @Migrena, dziękuję 
    • @Berenika97 Wygodny samochód i nie w korkach to i jedzie się wygodnie :) Wygodna muzyka to i słucha się przyjemnie. Leżaczek jak się patrzy pod drzewkiem to i odpoczywa się lepiej :) Można by mnożyć te aspekty w nieskończoność. A skoro są to postuluję wpisanie tego w konstytucję. Bo wtedy jak coś będzie absolutnie jawnie temu zaprzeczało będzie z nią niezgodne czyli eliminowane z rynku. Nawet coś w rodzaju absolutnie zaprzeczającej tym wartościom pracy, bo i w pracy komfort jest potrzebny. 
    • @Berenika97 Świat nie lubi tej koncepcji, bo co ona zakłada? Ano zakłada że choroba niekoniecznie bierze się z niezdrowego życia. Bo zakłada że przestępca jest przestępcą, bo tak wyszło, a nie z uwagi na jego myśli i czyny przestępne. Bo zakłada że święty jest nim, bo tak się ułożyło, a nie z wielkiej potrzeby czynienia dobra. Bo dobry mąż jest dobrym mężem tylko dlatego że natrafił na dobrą żonę, a nie na jakąś cholerę. Ta koncepcja odsuwa nieco sprawstwo więc nie podoba się siłą rzeczy prawnikom, lekarzom, religijnym, politycznym też i wielu innym. Wybór jak każdy wybór może być nieco bardziej świadomy i nieco mniej. Ale dużo w tym racji - na mój ogląd - że to nie do końca tak jest, bo tkwimy od dziecka, od najmniejszego w szeregu różnych okoliczności, które nas warunkują. Wzrastamy w nich, wybory nasze nie są w pełni kontrolowane. Środowisko zewnętrzne ma ogromny na nas wpływ. Predystynacja może to nie jest, ale predykcja. Determinizm może też nie, może to za dużo powiedziane, ale determinizm wyborów już jednak trochę tak. Zresztą to taki spór, bo możemy się pokłócić, wokół tego jak opisujemy świat, a nie wokół tego jaki jest, bo tego nie jesteśmy w stanie przesądzić. Nikt tutaj nie był w stanie przeprowadzić takich badań na szerszą skalę, bo to z gruntu niemożliwe. To tylko może być mniejsza lub większa dysputa o filozoficznym podłożu. Życie jak życie pisze różne scenariusze i już :)) 
    • jak słonecznik obracam twarz za słońcem i karmię się światłem serce w zenicie rzuca krótszy cień
    • Myśli przelewam  Nie na papier   A raczej ekran komputera    Bo każdy tam żyje  I nikt nie umiera    Gdzie prawda  Między oczy dociera    Jak w upalne dni    Gdy blasku słońca  Nie widać końca    Ani dnia ani nocy...
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...