Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

więc tak od conajmniej kilku miesiecy nosze sie z rozpoczeciem pisania dramatu współczesnego bedącego swoistym kiczem i groteską, ale przneoszącym głeboką mysl w sobie. Problem z tym, że nie wiem czy to bedzie warte. Zanim zacznę pisać chcialbym sie upewnic ze to nie jest kicz i ze warto psoiedzidc nad tym, dlateog zamieszczam tu ledwie zamysl mojej mysli. Ocencie sami i powiedzcie czy oplaca sie siedziec nad tym:



Rozpoczyna się niedawno ustanowione święto o którym 99% ludzi nie wie: "Dzień Poety", wcześniej głośno oprotestowany przez ladacznice, ponieważ w tym samym czasie odbywa się Międzynarodowy Festiwal Kurwy. Prostytyutki nie martwią się o konkurencję: ulice zawsze są pełne pochodów na ich cześć, a wieczorami burdele pełne, denerwuje ich, że w tym samym czasie odbywa się tak siarowe święto i żę "jego woń psuje wszystko". Źądają usunięcia tego święta. Grożą strajkiem. Władze uginają się i obiecują, żę wyłącznie w trym roku bedzie święto obchodzone oficjalnie a potem się zobaczy. Rozpoczyna się Dzień Poety. W teatrze Wielkim zebrali się poeci, naukowcy, urzednicy, rząd i pare ludzi zaproszonych lub wyłonionych z tłumu )promocja w chrupakch: zaproszenie do widowni( Na scenie opróczmównicy złożonej z drewnianych skrzynek po jabkłach stoi taboret a na nim magnetoon. Z kasety leci muzyka do my cyganie... ale sala fałszuje i śpiewa: my, poeci. Magnetofon się zacina, Cieć wychodzi na scene i jedny kopem zrzuca go ze stołka. Zaprasza Premiera. Premier wygłasza napisane na szybko przemówienie. Parę prostytutek, któe przeniknęły do widowni głosno protestuje. Premier je ucisza i obiecuje wysokie odszkodowanie. Poeci nie wytrzymują żenady. Widownia zaczyna się dzielić: poeci uważajaą że to upokarzające i obraźliwe że się ich tak traktuje, a druga część uważą, że to chamstwo, że tak znieważono prostytutki. Premier postanawia skrócić przemówienie i przechodzi do wręczenie wyróżnienia. Każdy poeta dostanie bon na 25 zł do supermarketu Stonka. Premier rozdaje bony: nagle jeden z poetów zauważa, że są przeterminowane. Podnosi hałas. Żąda ich wymiany, Urzednicy siedzą bezradnie, premier przeprasza, ale nic sie nie da zrobic. Rozwścieczony poe
ta wyrywa premierowi mikrofon z rąk i krzyczy, że to oznacza rewolujcę. Wypowiada posłuszeństow premierowi. Wzywa widownię do buntu. Część ludzi popiera go: pracownice STONKI, paru gapiów (nie popieraja dnia poety, ale maja beznadziejnie w zyciu wiec mysla ze taka reowlucja cos im da) Wychodza na scene. Premier ucieka na swoje miejsce. Poeta proklamuje nowe państwo w miejscu sceny, Obecny na sali generał stwierdza, że secesja oznacza wojne. Premier rozkazuje rebeliantów i terrorystów zatrzymać. Poeci porywając ciecia(tego z początku) i zamykaja drzwi na klucz. Swój obóz tworzą na scenie, premier i reszta przegrupowują się na tył sali. Premier bezskutecznie dzwoni po ochronę - sala jest ekranowana. Stan jest niebezpieczny. Jedna z nauczycielek (po stornie premiera) krzyczy, że to musiało się stać, ze zwyrodniali poeci w końcu musieli stac sie tyranami. Zdradza ze nienawidzi poezji, ze to jest glupie, ze musi tych pierdol uczyc w szkole, ale na szczesxcie dzieci szybko zapominaja o wierszach. Wasza władza będzie jak wiersze, nikt was nei zrozumie. Wszyscy na to srają. Rozwscieczony poeta rozkazuje czytać poetom sowje wiersze. Oboz premiera cierpi. Na szczescie generalowi udaje sie rozszerzyc zasieg telefonu i dzowni po wsparcie. Premier ogłasza przez telefon o dyktaturze-poetów. Ogłasza jefnak, że dyktatura myślenia zostnie obalona. Stwierdza, że myslenie jest wbrew wolności. Musi zostac zniszczone. Wojsko otacza gmach teatru. W miedyczasie wiesc o naruszeniu wolnosci i dyktaturze myslenia rozchodzi sie po europie. Wszyschy politycy zadaja stanowczego rozprawienia sie z terrorystami. Pertraktacje nie przynosza skutku. Premier nie moze jednak rozkazywac przez tel. Prawo mu zabrania. Rozwiazuje zatem parlament i oglasza sie bojownikiem o wolnosc. Sala klaszcze. Poeci czuja ze przegrywaja, policja wezwała slusarza i chce otworzyc drzwi. Poeci tortutruja ciecia, przynosza pornosa i na kazdej stornie gola kobiete zaklejaja wierszem. Ciec nie wytrzymuje. umiera. Wiesc o tym rozcohdzi sie. Wszyscy zadaja obalenia tyrani. Poeci zapowiadaja walke do ostatniej kropli krwi. Poeta żeni sie ze sprzedawczynia ze Stonki. Wojsko wkracza na sale, Poeci skacza na glowki ze sceny. zabijaja sie. Sprzedawczyni ze stonik wypija zmywacz do paznokci. Premier zwycieza. Oglasza koniec dykatrury myslenia. Delegalizuje myslenie. W huku braw oglasza przedluzenie Dnia Kurwy az do nastepnego Dnia. Na koniec okazuje sie ze bony wcale nie byly przeterminowane. to byl blad w druku

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Ja już pisałem o tym jakieś 4 lata temu, a nawet poszedłem dalej i osadziłem akcję poza nasza planetą. Może przyda Ci się ;)


romantyzm zmechanizowny

"Tragedia na Marsie!" - jak podaje bzz... bzz... "Agencja Sonet"
osada Poetów na Marsie została bzz... bzzz... w nocy pochłonięta
przez Kosmicznego Krytyka. Odchody nie zagrażają bzz.. bzzz...
jak na razie bezpośrednio Ziemi, jednakowoż bzz bzz...
istnieje możliwość tak zwanego bzz.. bzzz..
rykoszetu psychosolarn... "bzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz...

Ogród, z którego jesień zdarła wszystkie wdzięki,
Wierzchołki drzew strzaskane, kości bielejące,
Marmurowy Apollo bez głowy, bezręki
Wśród sztandarów podartych, szumiących ciemności.

Miłość, która przewiała przez dusze jak wicher
Łzy pijąc niczym strzygi, co krew śniących mlaszczą,
Wiarołomne przysięgi, które ciągle słyszę,
Zaklęcia, com w nie wierzył i oddałem wiatrom.


A nad ową otchłanią, gdzie razem się splata
Zło i dobro i w trupiej rozkłada się pleśni,
Głos się wznosi i echem się niesie po parkach:
"Poeta na prezydent... a żyć będziesz w pieśni!"

bzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Choćby najwyższy sąd tu zadziałał  To familijną będzie tak sprawa Nazwisko nieznane ród rozwiedziony  A co ważniejszym jegomość to sprawia Data nieważna koledzy klapą  Małpą odchaczyć a na przybitkę uderzyć łapą   Wywód bez końca poprowadzony Rodowód zwodu już wywiedziony
    • @infelia dziękuję bardzo jestem marzycielem może ktoś kiedyś?
    • @infelia dziękuję bardzo za miłe słowa pozdrawiam serdecznie 
    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...