Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'samotność' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o poezja.org
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


  1. JoannaS

    Przejrzyj

    Odkładasz siebie na później, Nie widzisz, jak zastyga twa krew. Myślisz - pewnego dnia wzniosę się I zrzucę ołowiany ciężar minionych dni. Przejrzyj swą duszę na wskroś, Zanurz się w jej głębinach. Odkryj siebie na nowo I odważ się być szczęśliwym. Jeszcze nie teraz, jeszcze nie dziś Zanim założysz nowe buty i pójdziesz w nowe sny. Horyzont spowity ciemnością twych nocy Nie pozwala ujrzeć bijącego światła dnia. Otwierasz rozum, otwierasz serce. Ostatni raz oszukał Cię ktoś. W blasku poranka zburzysz młotem mur, By potem pewnie wyjść ku niebu. Delikatnie i czule okryje Cię dobro. Twoja dłoń kreślić będzie radosne okręgi. Oto stanąłeś na innej ziemi, Gdzie stare już dawno zmył deszcz.
  2. kwintesencja

    Belladonna

    Ekspansja rozkwitu leniwie się płoży Przygnała w rewiry odległe dla wzroku Zbłąkane sylwetki, chcą koc swój położyć A zanim położyć - skosztować owoców Dwie siostry (tak zwykł się zaczynać ten dramat) Dla świata zgubione znalazły krzew jagód Dojrzałe, aż pękać próbują im w palcach Więc wzięły po jednej, jedynie dla smaku Po dwóch dla słodyczy a dziesięć na zapas Te większe najszczodrzej chce podać swej siostrze Lecz ta już zasnęła, uleciał z niej zapał Sprawdziła w atlasie - śmiertelnie trujące
  3. Niewazna

    Nalej mi wina

    Jestem pusta. Nalej mi wina, może wypełni mnie życiem, na chwilę będę tamtą dziewczyną, uśmiechnę się. Pobiegnę gdzieś, obejrzę coś, coś wymyślę. Nalej mi wina. Może pozwolę się dotknąć, zatańczę. Napiszę wiersz, zaśpiewam piosenkę, wypełnię ciszę. Nalej mi wina!
  4. snežinka

    dusza

    dusza jak zagubiony wilk z dala od swej watahy biegnie szalenie zatacza koło wypatruje właściwego szlaku ile zim musi przetrwać nim wreszcie trafi do domu? zdjęcie: pixabay
  5. Saramuzykowa

    Uczucie

    Mówiłeś że jestem dziełem sztuki dlatego też nigdy nie potrafiłeś mnie pojąć
  6. Zostawiłabym ci płuca ale są tak przepełnione papierosowym dymem Że i tak do niczego się nie przydadzą Zostawiłabym ci nogi ale zagubione przeszły tyle samotnych kroków że donikąd cię nie doprowadzą Zostawiłabym Ci serce ale rozwalone na milion małych kawałeczków już dawno jest niezdolne do miłości Zostawiłabym Ci dusze ale jest tak zraniona że krwawi łzami z każdej strony Tylko mózg praktycznie nieużywany.
  7. Saramuzykowa

    Wieczorami

    Lubię wieczory to czas w którym mogę być prawdziwa i nie muszę udawać że moknę we łzach a nie w deszczu wtedy łatwiej jest mówić o tym co w środku człowieka ściska serce tak bardzo że nie sposób rozebrać się z lęków za dnia wieczorami nawet niebo potrafi zapłakać spadającymi gwiazdami które zignorowały życzenia więc jak nie płakać człowiekowi co w nich już tylko pokładał nadzieję? wieczorami wydajesz mi się wciąż idealny nie jak za dnia gdy brak czasu na wspomnienia wtedy zdarza się mi się zatęsknić my też przecież spotykaliśmy się głównie wieczorem i tylko tego w nich nienawidzę.
  8. Saramuzykowa

    Kim jestem?

    Kim jestem? Kolejny raz te pytanie sprawia okropny ból na dnie duszy Czuje się jak brakujący klocek lego zgubiony gdzieś pod kanapą w sypialni Jak kolejny złamany ołówek rysujący burze myśli którą mam w głowie Jak wypisujący się długopis starający się wytłumaczyć za czym tęsknie Jak kolejny papieros odpalony od poprzedniego którym staram się spalić wszystko co mam w głowie Kim jestem? Boje się, że odpowiedź którą w końcu odnajdę złamie mnie do końca i nie pozwoli mi się już nigdy pozbierać
  9. Saramuzykowa

    Ból

    Wszystkie moja słowa zostały skradzione przez Twoje usta tak samo jak każdy mój oddech I mam teraz tak po prostu się po tym podnieść? Jeżeli powiesz mi, że tak właśnie powinnam to będę próbować z całych sił. Bo nie błagałabym cię o życie gdybyś przyłożył mi pistolet do głowy Dlatego, że zawsze wspierałam każdą Twoją decyzję. I to ty byłeś tym który miał rację Nawet jeśli ja czułam się z tym jak worek śmieci.
  10. Gdy mówiłeś mi ,,na zawsze" To co miałeś na myśli? Aż tak krótko dla Ciebie trwa nieskończoność? Jeżeli życie pośmiertne istnieje I jest wieczne To poproszę by ta wieczność była twoją wiecznością Bym nie musiała męczyć się zbyt długo.
  11. kim jestem? nie wiem ból rozsadza mi czaszkę pustka jestem szczęśliwa? nie wiem ktoś pytał dzisiaj chciałabym da się uciec? nie wiem schować na chwilę zatrzymać jestem wściekła? nie wiem chyba tak - bez powodu chaos widzę sens? nie wiem codziennie pytam żałość mam kogoś? miałam zepsuło się chyba samotność J. Będę mega wdzięczna za każde szczere reakcje! <3
  12. Anonimowa istoto, Kocham twoje zęby. Żółte od papierosów I ostre kły, którymi mnie gryziesz. Kocham zimno twoich rąk, Skulonych w moich, Szukających chociaż Odrobiny ciepła. Duchu, poleżmy koło Siebie jeszcze przez chwile. Daj mi nacieszyć się Zapachem twojego potu. Namaluję dla Ciebie Tysiące portretów, Ukazujące Cię z każdej Strony, w każdym stylu. Wlewaj do moich ust Alkohol i swoją ślinę. Przyjmę te dary jak Komunię Świętą w kościele. Anonimie, uwielbiam Nasze rozmowy o miłości. Szczególnie stwierdzenie, Że nie istnieje.
  13. Quidem.art

    Ogłoszenie

    Samotny, pogięty w pętli groteski, Trochę obity bokami, W eksploatacji tani, Szuka nie opery, a raczej burleski. Potrafi różne rzeczy, Cienie mędrców ze wschodu Całują mu pięty z głodu. Nie umie tylko siebie wyleczyć. Z ogłoszenia poszukiwana Niech tylko rozumie I umie być w tłumie… Może być cała w ranach. Nagroda warta tyle co nic. Śmiech, trochę płaczu ech, I szeptany grzech. Ot, tyle, żeby nie było szkody, taki bardziej.. pic Na wodę, żeby nie cierpieć bez potrzeby. Kontakt: Cień na krawędzi słońca. Nadzieja nieustająca. Do końca, Potem w prawo... Można tak znaleźć prawdziwą radość?
  14. Werka1987

    Kamieniem być

    Iść do przodu, nie oglądać się za siebie, Być niemym przez chwilę- jak kamień. Patrzeć w chmury, biec po niebie, Wtulić się w drzewo, jak w ramię. Zawsze wokół drzew jest tysiące, A czuję, jakby było pusto... Marznę w tłumie, bo nikt nie rozumie, Że oczy me, to duszy lustro... Chcę kamieniem być, chcę być skałą, Gdy gruzem znów Twe usta zieją! Taką silną i niepokonaną! Kamienie zawsze się śmieją... 11 sierpnia 2016 Zdjęcie w Peak District
  15. Liv

    Szach i mat

    Regularnie zrywałeś mą czerwoną sukienkę, Kiedy nagle poznałeś tę niepozorną panienkę, Twoje myśli, marzenia zwrócone w jej kierunku, Wtem dla nas nie było już żadnego ratunku. Powiedz miły. Dlaczego ? Czy takie było Twoje wybujałe ego, Aby rzucić się w wir nowych wrażeń, Porzucając wydmuszkę naszych wspólnych marzeń, Łaknąc nieznanego, Na rzecz uczucia pięknego, Łączącego nas parę lat, Nagle postawiłeś szach i mat.
  16. Wnętrza świecą ciepłym złotem Gwar, instrumenty stołu i śmiechy. Posłuchajcie kiedyś tego echa. Stojąc za milczącym płotem. Wieczorny wiatr szepcze nadzieje, Chłód wcina się ostrzem noża, Kąśliwa bezsenność. Wtedy gorzej. A z okien ciepło miodowym snem wieje. Bez światła, żadnych słów, zero twarzy. Próchniejących sztachet koślawa tyraliera. Moje święta teraz. Radość po polikach parzy. Zmartwychwstał Bóg. Prawda pokonała fałsz. Jesteś najboleśniejszą miłością. W świetle lamp pokoi wciąż tyle gości… Warto mieć choć ciepły płaszcz. Alleluja! Alleluja! Głoście. Nie zatrzymały Miłości gwoździe. Choć zatrzymały cały świat nasz.
  17. Gimbusom Kurtka Skórzana, buty sk8towskie, tipsy, torebka... – Ważne, by duża! Firma? Hilfiger, Converse, Adidas... Włosów zmierzwionych szalona burza, Spodnie obcisłe, pasek z ćwiekami, Jeden na drugi powsadzanymi. Tak to jesteśmy dzisiaj ubrani Dzieci Warszawskiej Pustyni.
  18. Wszyscy wokół dobrze się bawią, a ty siedzisz obok nich, co rusz patrzysz na kogoś i zastanawiasz się co tam robisz. Nie wiesz co masz o tym myśleć. Nie masz pojęcia dlaczego tak jest. Czemu ja nie czuje, że się dobrze bawię? Mimo iż uśmiecham się, spędzam z nimi czas, a nawet żartuje. Gdy chcesz komuś powiedzieć, że coś jest nie tak, to jak w kosmosie: Chcesz krzyczeć, ale gwiazdy nic nie usłyszą. Chcesz płakać, ale gwiazdy na ciebie nie spojrzą. Chcesz umrzeć, ale gwiazd już nie ma. Jak pozbyć się tego uczucia? Jak uciec przed przyszłością, która niechybnie oznacza smutek? Jedyne, co mi zostało to, śmierć, ponieważ jeśli świat ma być idealny to bez ludzi nieidealnych. Jeśli świat ma być piękny, to bez ludzi brzydkich. Jeżeli świat ma być lepszy, to napewno beze mnie.
  19. Quidem.art

    Taki jeden

    Zostałem sam. Najtrudniejsza cisza cieni. Już nic się nie zmieni. Zakręcony kran. Śpiewałem, płakałem, milczałem. Śnieg stopniał, Choć mróz doszedł najwyższego stopnia. Nie chciałem. Wyrwany z bruku ulicy W przydrożnej trawie zasypia. Czara bez słowa wypita. Boleśnie milczysz. Inne bagaże na mrówce i słoniu, Tylko upadek taki sam. Zakręcony kran I ślady Twoich dłoni.
  20. To był wigilijny wieczór. Idealnie wigilijny. Były kolorowe światła w oknach domów, ozdobione ulice, uśmiechnięci ludzie. Śnieg padał tak puchaty, jakby ktoś na górze rozdarł wielką pierzynę. Nie była to groźna śnieżyca, bardziej przypominało finalne posypywanie wiórkami kokosowymi tortu. Bezwietrzną ciszę nocy, wnikającej w świat delikatnie, jak dłoń chłopca wślizgująca się pod bluzkę dziewczyny na randkowym seansie, wypełniał dźwięk kolęd i pastorałek. Wtedy postanowił. Przez chwilę przyglądał się przez okno jednej z kamienic, jakiejś małżeńskiej, gwałtownej scenie, a potem zamyślony zrobił kilka niespiesznych kroków i stanął w cieniu drzewa rosnącego przy budynku. Znieruchomiał. Na stojącego w absolutnym bezruchu, z pochyloną głową, opadały wielkie kłębuszki śniegu. Osiadały na jego długim, ciemnym, ciepłym płaszczu, wplątywały się we wzburzoną czerń rozwichrzonych włosów. Stał w bezruchu jakiś czas. Śnieg zdążył już zabielić jego ramiona, bark i głowę. Ktoś przechodzący spojrzawszy na niego w pierwszej chwili wziąłby go za posąg. Dopiero słysząc zgrzytliwy dźwięk otwieranej bramy jego ramiona zadrżały, a część śniegu zsunęła się na ziemię. Podniósł głowę. Z bramy wyszedł mężczyzna, którego oglądał przez okno. Wyszedł gwałtownie, ze złością otwierając skrzydło drzwi i szarpiąc się z wkładaną jednocześnie kurtką. Szybko przeszedł obok drzewa. Nawet nie zauważył stojącej postaci. Chwilowy posąg obserwował go zaś uważnie. Kiedy mieszkaniec zaczął się oddalać, ruszył nagle i po kilku krokach szedł już bezpośrednio za nim. Wtedy wyciągnął ręce przed siebie i silnie pchnął idącego z przodu. Tamten zgubił rytm kroków, potknął się i zatoczył. Odwrócił się zdumiony i spojrzał na napastnika - Co jest do cholery!... uważaj pan..- Ten zrobił kilka kroków i, stojąc już en face, znowu pchnął. Zaatakowany zrobił krok w tył, pośliznął się i przyklęknął na jedno kolano. - O co chodzi...?! - Napastnik stanął przed pytającym. - O co chodzi?...Jeszcze pytasz?!... Niech cię szlag trafi!... Dziwisz się, że ktoś cię leje? - - Ale ja naprawdę nie wiem o co chodzi... Nie znam pana!... - Klęcząc, nie zmieniwszy pozycji, odruchowo wysunął jedną rękę przed siebie, chroniąc głowę przed ewentualnym atakiem. - Słuchaj dupku! Mam już ciebie dość, rozumiesz? Mam po dziurki w nosie twojej hipokryzji, obleśnego zakłamania, dwulicowości! Rzygać mi się chce, kiedy nawet w tak szczególnej chwili potrafisz znęcać się nad kobietą, która myśli że cię kocha, a tak naprawdę to boi się ciebie, bo to, co ona czuje to nie da się nazwać miłością, durniu jeden!..- - CO pan sobie?! TO...!... Skąd wiesz?!... O co chodzi? Kim jesteś?... - Klęczący z rosnącym przerażeniem ale i złością patrzył na stojącego. Nagle otworzyła się brama jednego z budynków. Klęczący zerwał się i krzyknął głośno - Ratunku!! Pomocy!! - Zamknij się. - Napastnik zrobił krok, pchnął mężczyznę tak potężnie, że ten usiadł gwałtownie na sporej hałdzie pozostałej po odśnieżaniu. Powiedział to głosem lodowatym, ale spokojnym. Machnął w geście pozdrowienia w kierunku grupki ludzi wychodzących bramą. Tamci odmachnęli i poszli w drugą stronę. Znów spojrzał na siedzącego z pogardą - Kim jestem? A powiem ci, barania łąko, powiem. Jestem twoim cholernym aniołem stróżem, oto kim jestem, dupku.- - Ochroniarzem? - Siedzący pokręcił z niedowierzaniem głową -Ale ja nie mam ochrony, ani nikt...W firmie też nie, no nikt nie płaci... Kto ci kazał?...Skąd? -Jakim ochroniarzem, pusty dzbanie? Powiedziałem wyraźnie. Aniołem stróżem. Aniołem. - Mówiąc to stojący wymierzył siarczysty policzek siedzącemu. - Rozumiesz, tępaku? - - Jakim, kurwa, anio... - ponowny siarczysty strzał tym razem w drugi policzek przerwał wypowiedź. - Nie klnij przy mnie.- - Ale jakim aniołem?!...do.. cholera! - Stojący wziął się pod boki. -Acha. Nie wierzysz? I słusznie. Aniołów nie ma przecież. Tak samo Boga nie ma i tych wszystkich spraw. Przecież zdycha się po prostu i rozkłada w ziemi, prawda? Niebo to karma dla ubogich i głupich. - A żebyś pan...żebyś wiedział! Czego chcesz ode mnie?... - Ja? Ano niewiele. Chciałem ci tylko powiedzieć co myślę o tobie bo już mam dość. Od tysiąca lat dostaję takich dupków. No, może nie zawsze, ale tych normalnych to policzyć można na palcach rąk... Czekaj!... Nie! nawet jedna by wystarczyła! Mamma mia! - Stojący spojrzał w górę z dezaprobatą kręcąc głową. - Taaa, czterech w sumie. A reszta to śmieci. Kłamliwe popłuczyny... - Siedzący zaczął powoli i dyskretnie się odsuwać. Spoglądał dyskretnie na boki szukając czegoś, lub kogoś, kto mógłby go ocalić z tej absurdalnej sytuacji. Jednocześnie słuchał coraz mniej wiarygodnych słów tamtego i coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że trafił na szaleńca. - Jak jeszcze raz pomyślisz sobie, że jestem czubem, to tak dostaniesz w ryj, że stracisz jednego trzonowego i jednego siekacza. - Stojący powiedział to niemal nie przerywając swojej litanii narzekań na podopiecznych. Jednak to zdanie zatrzymało cichą ucieczkę siedzącego. - Skąd wiesz co pomyślałem? - zapytał niepewnie. - Skąd? BO JESTEM PIEPRZONYM ANIOŁEM! Z tego samego wora wiem, że masz kochankę, że kasa z drugiego etatu idzie na jej utrzymanie, że okradasz firmę, że na studiach zgwałciłeś pijaną koleżankę na imprezie sylwestrowej... - ale ... ty.. skąd... ona nie... ja jej nie... ona chciała... była pijana i chciała... - Siedzący w panice wyrzucał z siebie strzępy słów, a jego przerażony umysł szukał jakiegoś wytłumaczenia faktu, że facet, którego on widzi pierwszy raz w życiu, wie tak dużo o nim. - Nie, nie chciała, dupku. To, że nie broniła się to nie znaczy, że chciała. Była upita i po skręcie. Wykorzystałeś ją. I nawet nie próbuj dyskutować, bo jak znów zaprzeczysz to dam w ryj. Nie próbuj ze mną igrać. Nie dziś. Nie teraz, kiedy jestem tak wkurwiony na ciebie. - Siedzący w tej absurdalnie przerażającej sytuacji nagle odważył się na drwinę - Mi nie wolno kląć, a tobie wolno? - Stojący zamilkł na ułamek sekundy i odpowiedział spokojnie - A tak, żebyś wiedział. A co do ciebie i twojej przeszłości, to nie dlatego rozmawiamy. Nie tak do końca. Jesteś małym podłym i bezdusznym robakiem. Ale to nie opowieść wigilijna. Nie mam zamiaru cię prostować, straszyć, czy uczyć. Ja dziś po prostu już nie wytrzymałem. Masz pecha po prostu, dupku. Co tysiąc lat anioł może się wkurwić i tyle. Psy mogą co roku podobno się skarżyć ludzkim głosem, to co, nam nie wolno? Raz na tysiąc lat? No więc nie wytrzymałem, jak tak patrzyłem na ciebie, kiedy wyżywałeś się na pokornej, żałosnej kobiecie, która powinna już dawno cię wyrzucić z domu, albo i przywalić jakimś garem w ten pusty łeb... Po co ty się z nią żeniłeś? Żeby ją tak bezczelnie gnoić? Pieprzony psycholu, aż mam ochotę wyrwać ci ten plugawy łeb i wykopać go do ścieku... Siedzący w pewnej chwili nagle o czymś pomyślał i przerwał - Zaraz, zaraz!... Jak ty jesteś moim aniołem stróżem, to chyba powinieneś MNIE chronić a nie bić! i anioły raczej nie są takie... agresywne...- - Taaa? A skąd to niby wiesz? - Anioł pochylił się z groźnym uśmiechem nad mężczyzną. - No przecież, to... ta, biblia. Tam jest napisane.. albo ksiądz nam mówił... - - Jakoś do tej pory nie wierzyłeś w to, co napisane i w to co mówili. Teraz wierzysz? Czy raczej chcesz wierzyć… No więc dowiedz się, że mogą. I bić i się wkurzać na takich debili. - Ale ja nie chciałem przecież, to ona... - Anioł aż sapnął - Zamknij się! Rozumiesz? Zamknij! Z-a-m-k-n-i-j!!! Przyswój sobie, pierwotniaku, że ja wiem WSZYSTKO o tobie. Każdego twojego pierda znam, każdy wykręt, kłamstwo i złodziejstwo i wszystko. Nawet to, że kupiłeś herę i amfę, żeby to podrzucić żonie i zgłosić na policję, że ćpa i handluje w szkole. A to wszystko, bo chcesz jej zabrać mieszkanie. Chcesz się rozwieść, ale tak, żeby to była jej wina. Nawet te twoje fochy, co przez miesiące, a właściwie lata miały na celu wykończyć żonkę, albo doprowadzić ją do ucieczki albo zdrady. Wtedy byś zabrał wszystko. Tylko dziecko byś jej zostawił. Prawda? - Anioł tę z początku dość energiczną wypowiedź skończył już spokojnie i chłodno. - nie... Anioł uniósł lekko pięść i ostrzegawczo warknął - noo.! - Dobrze, dobrze...To jakiś sen chyba, czy co? Że, no nie wiem, pośliznąłem się na lodzie i teraz leżę nieprzytomny pod klatką, dlatego to wszystko wiesz... aaaa! - mężczyzna uśmiechnął się głupkowato – to znaczy, że cokolwiek mi zrobisz to zwykły sen... - Teraz, kiedy znalazł jakieś rozwiązanie poczuł się trochę pewniej. Zaczął wstawać niezgrabnie. Anioł przyglądając mu się z uwagą pochylił się nad nim i wyciągnął rękę. Mężczyzna złapał się jej i wstał. Anioł nie wypuścił jednak jego dłoni, a płynnym ruchem sięgnął drugą ręką, złapał za mały palec trzymanej dłoni i złamał go. Uśmiech mężczyzny zmienił się w zdumienie, które spłonęło jak obraz z bibuły w ogniu bólu i krzyku. Anioł uśmiechnął się serdecznie. - Nie obudziłeś się?... To chyba jednak nie śpisz. Z tego co się orientuję taki ból, jaki właśnie czujesz, powinien przerwać Majaki. Jeśli tak się nie dzieje, to najprawdopodobniej nie śpisz... Przestań się tak drzeć! I tak cię nikt nie usłyszy. - Mężczyzna przestał krzyczeć i tylko pojękiwał trzymając drugą ręką dłoń z wyłamanym palcem. Groteskowo skrzywiony z bólu, rzucił w złości - ładny anioł popierd... - trzask! siarczyste uderzenie rozpaliło policzek - No co?!!... popieprzony, pochrzaniony... Może tak być?! czemu się znęcasz?! Nie masz co robić do jasnej kk..cholery? Anioł znów się uśmiechnął, tym razem dobrotliwie. - No. Wreszcie właściwe pytanie. Czemu się znęcam? Zastanawiałem się jak ci odpłacić za te lata twojego pastwienia się nad tą niewinną kobietą. Najpierw myślałem, żeby cię okaleczyć, ale wiem, że byłbyś wtedy najbardziej upierdliwym, paskudnym rodzajem kaleki. W sumie cierpiałoby twoje otoczenie. Znów. Myślałem o wielu jeszcze rozwiązaniach a w końcu pomyślałem, że tylko ci się pokażę, powiem w oczy co mnie w tobie wkurzało i dlaczego się tobą brzydzę. I powiem jeszcze, co czynię z nieukrywaną radością, że odchodzę. Rzucam posadę, psycholu. Twój anioł stróż cię zostawia. - No i dzięki Bogu - wyrwało się mężczyźnie. Nawet nie zdążył mrugnąć. razem z ostatnią wypowiedzianą głoską poczuł potężne uderzenie w szczękę, aż poderwało go z ziemi. Poleciał do tyłu czując straszny ból w szczęce. Jednak nie stracił przytomności, za to usta zaczęły zapełniać się krwią i wyczuł jakieś dwie osobliwe grudki . Wypluł krew wraz z nimi na śnieg. W sporym, ciemnoczerwonym kleksie zauważył dwa zęby, w tym jeden trzonowy. Anioł podszedł i spojrzał na kleksa - Trzonowy jak zapowiedziałem -rzucił z satysfakcją - ale ten drugi to kieł. Chyba bardziej boli, nie? Dlatego wybrałem go zamiast siekacza. Dłuższy korzeń... - znów spojrzał na jęczącego mężczyznę - nie wypowiadaj Jego imienia nadaremno. A właściwie w ogóle. Nie jesteś godny, gnido. Ale do rzeczy. Tak właśnie postanowiłem cię ukarać. Zostawiam cię samego - Mężczyzna plując krwią i jęcząc przyklęknął skulony, nabrał w garść trochę śniegu i przyłożył sobie do policzka. Odpowiedział niewyraźnie i z widoczna trudnością wypowiadając słowa - Nie czułem do tej pory twojej obecności, to jak odejdziesz niewiele stracę. - Anioł zmrużył oczy - Hmmm... A wiedziałeś, że jestem przy tobie? Mężczyzna zawahał się. - Nie… - No właśnie. A teraz wiesz. Jak odejdę pozostaniesz sam. Absolutnie. Będziesz jak chodzące mięso bez krwi. Teraz mi nie wierzysz, ale uwierz, ja to wiem i to mnie bardzo pociesza, że to będzie szczególnie przykre doświadczenie. Do końca twojej podłej egzystencji... Mężczyzna spojrzał z przestrachem - a co z wybaczeniem? tyle o tym mówicie i piszecie ... Co z tym?! ładnie to tak? Pastwić się nad bliźnim?! - A kto powiedział, że ci nie wybaczę? Mam czas na przemyślenie tego. - Anioł zmarszczył się niebezpiecznie - Ale uważaj, jak wykonasz któryś z twoich planów i skrzywdzisz jeszcze raz tą kobietę, to wrócę już nie jako anioł stróż, a zemsty. I będę okrutny. Zapomnij o prochach, zapomnij o obciążaniu jej winą. Odejdziesz i nie wrócisz... acha, a alimenty będziesz płacił regularnie. I bez ściemy. Ja wiem ile zarabiasz. Jeśli zaś w sądzie udowodnisz, że nie masz nic i nic nie zarabiasz, to przysięgam, że tak będzie, że się spełni co do grosika. Ona da sobie radę, padalcu, ale ty bez kasy, bez niczego zdechniesz jak wiór pod płotem. Zrozumiałeś? Mężczyzna klęcząc jedną ręką opierał się o hałdę śniegu, a drugą trzymał śnieg przy policzku. Pochylony pokiwał nieznacznie głową. Anioł przykucnął przy nim. Chwycił go za podbródek i uniósł jego twarz tak, by móc spojrzeć w oczy. - Słyszę jak myślisz... Nie, to nie sen, i jutro nie obudzisz się i wszystko nie będzie jak dawniej. A żebyś czasem tak nie pomyślał dam ci na pożegnanie prezent. - Dotknął kciukiem czoła mężczyzny nad prawym okiem. Ten wrzasnął i oderwał szarpnięciem głowę. W miejscu dotknięcia pojawiły się trzy linie, zaczerwienione, jak po oparzeniu. Wyglądało to trochę jak odwrócone do góry nogami, koślawe odbicie lustrzane napisu GYL. - To po hebrajsku "padlina". To będzie taki nasz żarcik. I nie radzę żadnych kosmetycznych zabiegów, żadnego usuwania napisu. Może się okazać, że to jakaś szczególnie przykra odmiana raka, złośliwego jak jasna cholera, albo - anioł zaśmiał się ponuro - jak wkurwiony anioł, i po usunięciu mogą być przerzuty. Ale wiem, że nie zapomnisz. Wiem to. No... - Anioł klepnął mężczyznę w plecy - na mnie już czas. - Wstał, wyprostował się i odetchnął głęboko - Uchhhh! Co za ulga! Dzięki Ci, Panie. - Rozstawił szeroko ręce, zwrócił twarz w kierunku bezkresnego nieba i z dźwięcznym śmiechem zakręcił się wokół własnej osi, burząc leniwy lot puchatych płatków śniegu. Potem odszedł lekkim, dziarskim krokiem. Klęczący mężczyzna patrzył za nim, a z każdą chwilą w jego umyśle działo się coś dziwnego. Czuł coś jakby wślizgujący się chłód, jakby z ciepłego domu wkraczał do zimnego, pustego hangaru. Jakiś dziwaczny strach ścisnął klatkę piersiową i dławił oddech. Wraz z oddalającym się aniołem czuł przytłaczającą samotność. Zaczął rozumieć, jak bardzo był przesiąknięty obecnością tamtego. I już wiedział, jak wielką cenę zapłaci za swoją podłość. A anioł, niknąc w mroku, kopnął z marszu, zręcznie i potężnie, leżący na chodniku kawałek plastiku. Po czym mruknął z lekko kwaśnym uśmiechem - Co za ulga... Szkoda, że tak można tylko raz na tysiąc lat... - Spojrzał kątem oka w stronę nieba - Mógłbyś to, Panie, przemyśleć? Hm?... Uśmiechnął się zawadiacko dokładnie w chwili, gdy uspokojoną, mruczącą bożonarodzeniowe melodie noc przerwało tępe uderzenie, a po nim zaskoczony krzyk bólu.
  21. Quidem.art

    Senny bieg

    Świat tonie markotnym deszczem. Koszmary jawią się jawą, A marzenia strawą, Bez przypraw do tego jeszcze. Przechodnie patrzą nie patrząc. Oddech miarowo świszczy Szukając w stratach korzyści, Które na końcu nic nie znaczą. Kilka łabędzi zostało. Trzymały się z dala od brzegu. Zmęczony nie zwolnił biegu. Czasu tak mało. Pustynia samotnego gońca, Martwe kwiaty słów I rany znów. Pustynia stworzona przez słońce.
  22. Czarna zjawa Nie ma miejsce dla Twoich dłoni, Jesteś obok, Twój wzrok pada na mnie znowu Chociaż prozę każdej nocy żebyś odszedł Ale ty przychodzisz Powiedz, czemu? Jesteś chociaż cię nie chce Odpycham cię Wzrok odwracam od ciebie Chociaż dalej jesteś Kładziesz się obok jakby nic się nie stało Szeptasz mi do ucha chociaż nie powinieneś Co na to wszystko inni? Kiedy się dowiedzą? Nieraz się Ciebie pytałam, Nie odpowiedziałeś Słyszałam tylko Twój szept, Żeby być cicho a nikt się nie dowie Racja, nikt się nie dowie Id tylu lat życia w niewiedzy nic nikomu to nie zmieni gdy się dowie Troszeczkę to boli, Ale już wiem Że nic się nie zmieni
  23. Quidem.art

    Kroki

    Czasami ściszam muzykę, Żeby lepiej kroki słyszeć, A to znowu tylko wiatr Z nocą żarty sobie stroją, Aż każę im milczeć krzykiem!... Bywają kielichy rozbite, Są i pożary z watr. Nie tego się boję. Przeraża mnie myśl, Że pewnego dnia zapomnę. Zamrugam, zapytam co się stało? I zwyczajnie pójdę gdzieś tam. Zniknie całe wczoraj, dziś. Zgaśnie płomień, Którym się ogrzewałem, Leczyłem z ran. Nie chcę. Wolę zasnąć w nocy, I, nękany szeptem wiatru, Z zamkniętymi powiekami, Patrzeć ci w oczy. Tylko po co? Ot, tak, dla żartu. Bo oboje jesteśmy sami, A nasza fortuna dołem się toczy.
  24. Isaac Adrian

    Rzut Medalem

    Rzut Medalem to takie przyjemnie przewrotne tragicznie patowe…....… że zawsze uczucie ….szykuje się ukrywa się . za rogiem; .nie tak starasz się a ono .tak nagle nigdy nie zjawia się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...