Najtrudniej zrozumieć Cię Panie,
gdy krzyże rozstawiasz na drodze
i wierzysz, wciąż wierzysz w człowieka,
choć przecież , zawiodłeś się srodze.
Gdy ciężar zanadto przygniecie,
a noce, okryje złym cieniem,
nie pozwól, by zgasła nadzieja,
z popiołu się rodzi zwątpienie.
Jest w tym wierszu coś bardzo delikatnego, co ujmuje,:)ta piąstka , nasuwa mi skojarzenie z dzieckiem, równie pięknym i delikatnym jak magnolia:)pozdrawiam:)
Czy można się życiem nasycić
i dni nie obarczać już żalem.
Mieć pewność, że tyle wystarczy,
więc skarżyć się mniej,
albo wcale.
Jak spokój odnaleźć i zgodę,
na to, co w zasięgu jest ręki.
Gdy w dali, choć kształtu żadnego,
coś jednak przyzywa,
i nęci.
Lubię listopad za dojrzałość,
z jaką odmierza kroki swoje.
Za ciepłe myśli przy kominku,
gdy zegar mruczy ze spokojem.
Winię listopad za pochmurność
i za poranki siwo-mgliste.
Za konar nagle owdowiały,
co łzami żegna wszystkie liście.
Nie wierzcie poecie na słowo,
on z wiatrem czasami rozmawia
i myśli wciąż dzieli na czworo,
by w każdej niepokój zostawiać.
I ciągle przegląda pytania,
by wybrać te najmniej wygodne,
co będą umiały w sumieniach,
rozpalić refleksji pochodnie.
lubię październik za pokorę
zrudziałych liści pod stopami
kiedy z szelestem lgną do ziemi
wirując jeszcze kolorami
lubię październik za nostalgię
w spojrzeniu słońca szczerozłotym
gdy z mgieł porannych się rozbiera
darując światu czuły dotyk
najbardziej boli ostateczność
w środku rozgrywek w pół sezonu
gdy nagle trzeba wstać od stołu
a w dali słychać jęki dzwonów
nagle gotowym być na wynik
choć wszystkie karty nie rozdane
jeszcze by można rzucić asem
lecz czarna dama woła amen