Kiedyś odejdą wszystkie trudy,
spoczną spokojnie, niewzruszone.
Pomilczą przy nich chryzantemy,
znicze ogrzeją chłodne dłonie.
To co bolało, straci ważność,
a życie zyska inny wymiar.
Milknącym echem powrócimy,
w pamięci matki, córki, syna.
Jesień nosi spojrzenie,
z którym czuje się godniej,
kiedy lepiej rozumie,
że jest tylko przechodniem.
I jak liść przebarwiony,
jeszcze tańczy i frunie,
ale wie już dokładnie,
jaki jego kierunek.
Jesteśmy do siebie podobni,
lubimy przeglądać się w brązach
i w łanach lirycznych wrzosowisk,
za myślą ulotną podążać.
Pragniemy wyzłocić wspomnienia,
po wiośnie i lecie zdyszanym.
Ja w wierszu skrojonym ze wzruszeń,
Ty w liściu co spadł rozszeptany.
Pozdrawiam Lena
W cichej zadumie jesieni,
znajduję własne odbicie,
jakby po letniej zadyszce,
po trochu zwalniało życie.
Wtapiam się w rdzawe pejzaże,
jak liść swe barwy odmieniam.
Gdy mgły podchodzą do okien,
szukam już w sobie schronienia.