Kołyszę pytania do snu,
niech zasną troski serdeczne,
a czas je zapewni, że nic
na świecie tym, nie trwa wiecznie.
I cicho zanucę im pieśń,
niech miękko utulą głowę,
wierząc, że często odpowiedź,
jest prawdą, tylko w połowie.
mój ojciec
nie potrafił mówić
o miłości
przez każde z nas
płynęła naturalnym rytmem
i pachniała zbożową kawą
w niedzielny poranek
a jej esencja
osiadała łagodnie
na dnie serca
wyścielając wszelkie
niedostatki
nie musiał nas
zapewniać
Poprzez dolinę lęku,
samotna wiedzie droga,
dopóki nie spróbujesz,
poszukać dłoni Boga.
Prowadzi przez rozstaje
i kiedy kurz się wznieca,
a gdy się piętrzą kłody,
przenosić chce na plecach.
pójdę
lecz jeszcze nie teraz
gdy słońce
świeci mi jaśniej
i kwiaty
pachną najsłodziej
a serce
rośnie mi właśnie
pójdę
bo dotrzeć tam muszę
dozbieram tylko zachwyty
później
spełniona poczekam
na czas
przede mną ukryty
wydobądź ze mnie
drobiny światła
i delikatnie
złóż na powiekach
może rozpoznam
drogę do serca
bo przecież każde
na kogoś czeka
wysłucham wszystkie
słowa wyparte
stworzę im przestrzeń
do przytulenia
niech się zagoi
pierwotna rana
by w jasne blizny
sny pozamieniać