Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Bronisław Jaśmin

Użytkownicy
  • Postów

    935
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Bronisław Jaśmin

  1. wędrując przez pruderię negliżowych ulic odrywa szept podstopie rozgrzane marzenie wystarczy dłonią chwycić powietrza jako dzieci trzymają kolorowe wiatraczki przed buziami czy była taka chwila że obieg ruchu fałdek monument wzniósł na wargach w akcie architekta na wargach któryś z dzieci czy cały czkawką czasu dróg rozdzieranego przepadał milą wysokości gdy oczy utraciły szyb pozorny do nietkniętych rąk wracając do wiatraczków jedynie duch wyliczy przedziwne równanie między mostem wydźwigniętym na płatkach wiatraczków które leżą na plastyku a dreszcz na skórze z pewnej racji że odczuwa wiatr podobnie jak wiatraczki kolorami a skóra jest nierówna poprzez smagłość wiatru odpowie że pomiędzy mostami śpi nierówność tam czyhają owe znaki potrzeba dmuchać w słońce już nie przyjdzie wschód dmuchawców
  2. I usypię na powiekach śnieg pokutujący daj słowo wypluj prędko jak to czynią chmury podobnie się tułaczą powieki me jak niebo po kolejnej bitwie chemicznej kampanii II jak dobrze że skład w oczach patrzenia w usiane tablice Mendelejewa w SPA dla słońca jednym jest pierwiastkiem
  3. ??? Odbiega pan od sedna sprawy...
  4. Doskonały prezent zrobiłeś mi Ran przed świętami :) Dzięki za komentarz.
  5. samotny chłopak ulicami wypasa zabłąkany wiatr latarnie świecą gwiazd ustami czasami błyszczy kobiet znak rozświetla - świetli włosów smak przyciemnia mech oziębłych włosów zapachu basen gubi w spław pływackie kroki w kurzu stóp przez oczy toczy liście las samotny chłopak usiadł głazem poznaje swój zmęczony sen i z nocą się udaje razem pod wieżę serc nad dachem '''''przekleństw''''' zabiera nogi z koryt ulic podwija łeb jak psy ogony plecami gra statuę marzeń wolnością trąca rzek korony rozstawia oczy na poduszkach podchodzi pod znajomy cień nie poznał twarzy zza ogródka nakryła go różana sień nogami drąży przez ulice koryta o wymiarach takich jak szerokości na pasażach spotkania handlu dzikich serc samotny chłopak pije z niego koryto wypełniła rzeka jej brzegi są pośrodku palców tańczących stopą co ucieka
  6. kiedyś przyjdzie zahaczyć o cały horyzont zapłaciłem sekundom za przestrzeń byłem dla niej za trudnym orzechem lub pestką bo tylko już zostało na jakiś napiwek który nie wymaga ode mnie wysiłku ku temu potrzebne są środki konieczne wręczenie całokształtu odcisków i żył linie papilarne są tylko rzekami epizodycznymi coś musi ważyć jeziora lub same fale są odważnikami z biletem chwil wywiewam a oczy kasują nieporadnie podany za oknem krajobraz dopóki grzęznę we wzroku zakryty jest widok jestem ślepy a wieczność wciąż stoi na stójce
  7. czerwonym smutkiem plaży czeszesz skalny negliż depilacja na drabinie wpina brzuch w obłoki golenie o północy trze bogactwo szkwałów wystarczy że na plaże zbiegniesz przed księżycem lazurem brwi obracasz piaski osadzone na świeżych twierdzach czaszek przez gęstwiny błądzeń oddechy pozostają rozbitkami wiatrów nad latarnią czatowania przed czuwaniem w oczach nad latarnią nasza jako pocieszenie księżycowe w doznań splotu dłoni słońca obejmując wystarczy że odejdziesz a zostanie księżyc
  8. wrzuciłem łzę w płyciznę Szwajcarii oddechów obrotów palcami wiatraków przestrzeni oddechy status kroków rozdmuchały przylizując całym sobą normatywność przepisaną od Szwajcarii obroty przekartkują oddalenie palców od płomieni głów od ogniska oczów ogniska przecież w przestrzeń w kaptur wiatru iskierkami strzelają dla pożaru owego przyszycia tkaniną powietrza wicher iskry w kaptur schowa zawieje nie czekają na św. Mikołaja ja jestem zagaszeniem wrzuciłem łzę w płyciznę niech poszuka żagli moje kroki zarysują linię brzegu rejs
  9. Gdy będziesz znów (inaczej) biegać po wszechświecie, Odkryj, że w oku inny blask wysycha. Dotykiem usta kładąc, księżycem planecie, Wspominaj go paznokciem - zwierciadłem oddycha. Że tylko cieniem - nie patrz ujeżdżam obłoki, Co tyle warte, ile zatrzymają W naczyniach krople tchórzy, nad stepem z posoki; Daleko ode mnie płochliwym drganiom. A kiedy staniesz, zimny, przed gwiazdą, a ona, Okiełzna siłą rwące aż na krańce - nogi. Z korony spalań zerwij liście, jak gojona, Powietrzna rana kroków, jak warg mych rozłogi.
  10. Mówi pani bardzo podobnym językiem do mojej polonistki :)
  11. Zresztą czegoś autor o mnie nie wie: jestem bardzo młody, a odkrywanie języka w poezji i ogólnie w literaturze jawi się u mnie niejako wypływanie łodzią na ocean omijając floty galeonów rozbitych przez najmniejsze skały. Nie powinienem raczej publikować na Zetce, przykładowo zważając na mój wiek. Jednakże między forum dla nowicjuszy a bardziej wprawionych w środowisku poezji.org literatów panuje bezwzględny dystans, a "naparstek" nieskrępowanej subiektywizmem krytyki i zręcznego odbioru tekstów przed odbiorców można znaleźć tylko na tym forum. Rozpatrując powyższy wiersz przez samego siebie, zdaję sobie sprawę, że moja chwytność i płynność w pociąganiu lśniących strun języka w procesie twórczym i myślowym jest ograniczona dla muzyka poezji, któremu dłoń w nowym doświadczeniu jeszcze drży, nie pojmując kształtu wszystkich strun. Pozdrawiam...
  12. A co ma pan na myśli bardziej bezpośrednio ?
  13. *** a moje oczy coraz częściej podobne są do operacji przeszczepiania tlenu przez chirurga wicher rogówki obostrzenia ślizgania się po szkle spróbują mróz przerobić na konserwę pocałunków łzy spuszczam kamienicą z szybami zbitymi łzy w mym korycie żłobień okresowych koryt pewnie kandydują jako radne dzielnic odnogi pajęczyn przed pewną próbą w kamienicy górniczej wolności w złocie szybów o poranku łzy zawieszą się zasłoną mój nos jest tak podobny często do szarugi po deszczu znów przyleci motyl słońce kwiatów ja człowiek lecz nie fauna ja faun zaginiony po deszczu ostatecznym z nosa w swoim życiu nie będę mógł rywalizować z motylami w skrzydłach czasu lecz nos jest wulkanami magma kryje się głęboko paląc papierosy skrętami oddechów doliny zapatrzenia rozłożone w oczach chcą pierdolić sól kamienica zagarnęła znów wstawione okna
  14. Tylko oby się nie potłukł. Thanks za komentarz.
  15. Prawdę historyczną w wierszu żeś ujawnił :) Wiersz jest z sensem. Nie tak samo jak kapłani, którzy roznosili wśród prostego ludu, zacofanego na płaszczyźnie percepcyjnej, wyimaginowane zagrożenia despotycznych władców. Chociaż obserwujmy Kaczyńskiego... a może przed oczami zrobi się zaćmienie. Pozdrawiam jak najjaśniej i bez końca świata :)
  16. galerie otoczenia ich kroki nie wznosiły na schodach szaleństwa malarza powietrzem przed stopą grunt napisem wisiał bez powietrza galerie otoczenia były szklaną kulą uroczą ozdobą lub wspomnieniem twarzy z potłuczonej szklanki nie mieli tylko wizy przepustki lub biletu zatopionych w barwie oczów na girlandach tęczówki na nadruku skóry na Kostce Rubika która spija dno u szyi bufet dziejów kubki ciała nielicznych odpowiednio napełnia w dzień błękitny bezgłośnie coca - colą z błękitem ją nalewa jeszcze nie oddając zawieszonych kubków gromadnej ławicy przed kinem bufet dziejów napełnia księżycami czas zanosząc kubki przez dłoń odchylone bo reszta kubków była i jest z rąk trącana alfabet niepoprawny zawarł się w ich krokach i oni znak jedyny znak... do odczytania?
  17. Gdyby mogło na mojej głowie wyrosnąć suche drzewo przyszyłbym do kory i wszystkich gałęzi barwy śpiewów pustynie myśli i prażynki słów i przedzielał bym kanony barwy głosów gamą luster rozwieszonych przed zastępem rozpustnych obłoków następnie zakorzeniłbym te suche drzewo na wcześniej usypanej glebie dzikich chmur
  18. odwracasz łzami głowę minaretem słów mówić?... nie wiem skąd te chmury płyną i z jakiego nieba odwracasz kształtną głowę jak środki fundamentów samotnie gadających z uśpionym podziemiem pozwól mi napisać ledwo żywe imię bezpieczne od pioruna wścibstwa huraganów
  19. włóczędzy o tej porze rozmawiają z nocą centrala telefoniczna w obłokach odpoczywa nazajutrz oniemieni w lustrze zasłonecznień wyjmować poczną z palców płatki słoneczników nie trzeba by paznokcie wierni naśladowcy odprawiali striptiz przed drogowskazami stóp zmienianych w drogi przez wieki bez prawienia z językami wiatrów sok płatków słonecznika karmił drogą ziarna ku pewniejszym losom włóczędzy przystają przed drogowskazami ugaszonych ognisk zapędzanych słów przez pasterzy cegieł pełnych zagród monet zamiast pieśni harf muczenia im zostaje brzęk skarcony włóczędzy oczekują w drodze własnych strzępków
  20. wodospad wyciągany jednym ruchem ręki lawina haftem mowy kłuje bunt pieszczoty rydwany hodowane warg i ciał pustynnych nie znajdą nigdy więcej nocy swych księżyców ogrody urodziwe łez zmienianych w malwy dyliżans hamujący na przecznicach oczów i człowiek który nie jest cudem i pieszczotą lawiną wodospadem zostając Człowiekiem
  21. H.Lecterze - ma pan rację. Po napisaniu utworu dokonałem nieco później pewnych zmian i modyfikacji, dookreślając pewne kwestie w wierszu. Niestety na sens utworu i jego najwłaściwszą treść, naprowadziłem się czytając kilka razy go na forum i wtedy dokonałem edytacji, nie rozpatrując poprawności składni. Zauważyłem także w pisaniu swoją nie konsekwentność . Nie objąłem całej składni wiersza, a jakiekolwiek zgrzyty sugerowały mi zmianę rytmu w wierszu. Pozdrawiam
  22. Wśród grabów wyrywając z traw wschodzące śpiewy, Stóp stropy związywałem liną słów zerwanych. Od huty mocowanej klingą, traw i mewy,- Śpiew milknie zawodzący, ocaleń zraszanych. A huta nakarmiona surowcem z kopalni, Zamyka piec - dwa wrota. Żar nadal w nie stuka. I znowu metan okiem przetoczył polarny, Chód który jest dla myśli trawą jak posucha. Otwieram impet huty - moc trzaska za cicho. Niech spali znów, przetopi, dal świata za sobą. Bo będąc jak schłodzone, kamienne porohy, Przepali Sicz serc w metal, w mej mowie za tobą. Surowiec jest diamentem, lecz węglem się nazwał. W park grabów ciągnę stopy - w pogwałcenie śpiewów. Wyrwałem do korzeni hutą - z młotów krtani, Narzeczem szum trawiasty, jak serca z mych siewów. Gdziekolwiek bym się udał - zostawiam wulkany, Lub stożek napuchnięty, czyli krwi wnętrzności. Nie u mnie ma dojrzewać, ich kołnierz podlany. Czy gwiazdy dojrzewają, by pęknąć z miłości? Omijałbym prócz grabów biel kabotynizmu, Sianego kręgosłupem brzóz patrzących wiatrem...
  23. powieszę na parkanie wieczornego domu zielony balonik na kolanach wstążki zapiszę na nim imię swoje psa i syna gotowy wtedy będzie do rywalizacji o słoneczne runo planety w mojej skórze * niedługo namaluję delikatnie żonę śpiąc pisakiem w anoreksji dmuchanego balonika szerzonego rzymskim tlenem wykąpanych gladiatorów mrużąc owal śmiesznych ruchów jak objęcie jabłka piersi gdy rozpęta się Bachusa winobranie po epoce gorących stadionów na hamakach sadów gdy niedługo od lekarza otrzymają skierowanie po nastaniu ich kataru i gruźlicy rozkwitania do chłodnicy niewzniesionej nad otwartym dachem żalu ------------------------------ pierś balonu chociaż rośnie tusz na pisak z rzęs sypany jest górnikiem kopalni odkrywkowej pozbawionej szybów aby promień nimi szedł codziennie zapadliska tworzą się gdy wstaję tkając energicznie nitką żywy wąwóz już ile razy chciałem nałożyć na garb jego palony schab kanionu płyty Kolorado a nocą się zszywają szwami te zapaście czasami rodząc dla mnie nowe Himalaje lub subdukcję w oceanach niedługo namaluję delikatnie igłą tkwiąc w strzykawkach kątów znieczuli bytem zapach popękanej ściany stojącą jako powiew względem kształtu gumy za psem któremu trudniej przebić z tuszu sierść niż dziennemu lekarzowi kapci i gazety głodnego psa zostawię na półmisku zimy podpalę dom pod okiem aby piaski w krokach które rozlegają stepowanie słońca były jak oaza z wcięciem w miejscu domu oaza nie zostawi głowy i posągu chromego feniksa naśladując grunty ocalałej Samotraki - ... - ... Joanno mogłaś stopy nie zamieniać w grunty świata które postawiły wieże i budowle znamion z czterech stron pątników świata rzeki skały i pustynie na twym grzbiecie jak pielgrzymka gdy współrzędną jesteś milczeń na atlasie ciszy globu Nil i żwir pielgrzymujący rzeki i szuwary ruchem się tak ustawiają względem twych współrzędnych tworząc z kropek szkice szarej aureoli strome brzegi Samotraki klęcznik ci przypominają mój zielony balonik przez zapałki rzęs może jednak się nie spali pożyczy umiejętność od promieni słońca pochłaniania świata
×
×
  • Dodaj nową pozycję...