Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Bronisław Jaśmin

Użytkownicy
  • Postów

    935
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Bronisław Jaśmin

  1. 1 Jesteśmy... świat jest w nas jest za nami... [ogarnięcie] i nic nie ma z nas jesteśmy... świat wokoło to jesteśmy my a my to świat co właśnie taki jest jak w oczach lecz razem go widzimy jaki jest więc świat a może odejmować trzeba więc nas samych świat tylko jest tym liściem przez wiatr nie dotkniętym a może jest on mgłą niezdecydowaną jak ręce opływowe kochania fenickiego ładowność perfekcyjna na wzór chmur rozlania dla dźwięku adamaszku stłumionego wodą dla liń przepychu mocno zmiażdżonego ręką srebrzystych ławic które odplamiają srebro i wszystko tak jak słońce co bez chmur zachodzi by tylko obrysować dla niej stek wybrzeży 2 Zegary odmierzają zdradę stóp najemną zegary mierzą w sobie rozkochanie zdrajców a kto ją zaś wynajął to nie odpowiedzą dwa słońca zaglądają - codziennie bez obawy codziennie przed wybuchem słowem opuszczonym promieniem od początku w nim już nasiąkniętym w nawyku w przywyknięciu do wybuchów ZAWSZA co dla nas z rąk zrośnięte ---- światło w nas czy my w tym świetle lecz jest wiadome tylko że blask się nie zmienia nie siebie przystosował do potomków własnych bo zdradzą go nim będzie mógł zaświecić głową w nas las jest wysunięty jak dłoń dla wędrowców a rzeki chwil przypłyną jak ślad po przypływie w nas las być może każdy las jest taki właśnie bo las jest pogubiony w liściach serc niedrzewnych
  2. I Zagląda wśród połonin pogodą najczystszą Oblicze niby płonne, lecz dając nam obrót, Rzęs, oczów je zmieniając księżyców odkrywką, W posypkę dla ziemskości, jakby nocy szkorbut. A mówiąc o księżycach nietrwałej krągłości, Szkorbutem włada Księżyc a wspomniany obrót, Sprawiony przez oblicze czystej przytomności, Jest całą naszą osią jak bezchmurny powrót. Posypka barw i druga, dziwna... mniej od naszej, Już tyle uczyniły szlifów i hołubców. I chociaż tak nawzajem się zwalczają raczej, Wytworzyć muszą jedność, a głos z linią mówców. II Bo pana jedynego w tym obliczu mają...
  3. Wieczorem co z nas szydzi jakby z kramów granit, Gdy w sercu wciąż szukamy troski dla umysłu, Potęga oświetlona nasze twarze plami I schodzi w wyniosłości z mgieł i par przemysłu. Wieczorem i nieboskłon całkiem jest samotny, I my podobnie w głuszy klniemy swą goryczą. Lecz wieczór nas i niebo cieniem swym markotnym Połączy darciem mżawki - intryg świec podszytą. Niebawem dźwięcznych plusków znów uśmiechu zdroje Dobiją się do krynic w słowach oblodzonych. I znowu ze słów czystych, zdzierać będą zbroje Jak ciała brakujące przybłęd rozmodlonych. Niebawem z oczów spłynie wilgoć ma, gdzie sandry, I wbije w suche czoło barwny obraz tęczy. Aczkolwiek już przed jutrznią wśród włochatej chandry, Coś w sercu ukrytego rozum bez tchu dręczy - Jak gorzki skręt łudząco słodkiej pomarańczy...
  4. Już Gwiazdo z ran, nawleka mnie żył trakt mój z losem, W mym sercu twarz Twą myję, swoją zaś rozmywam...! Na Twoich wysuszonych dłoniach od mych wioseł, Bez śladu słów okrętem cichutko odpływam. A potem gdy zostanie skamieniałość w oczach, Przybliżaj swoje dłonie do warg swych atolu, I poczuj jak w nich wiatrem chodzę i mamrotam, Jak morzem go oddaję, dla fal bez oporu. I przyjrzyj się tym wodom pod nocnym snem cichym, Zmęczonym i odnajduj swe dłonie, co drżące, Zwierciadło tworzą drogi śladów błądzeń w litym, Podwoziu mej przestrzeni - w sercu innej, w śpiączce. Już wlecze rozdrożami trakt stóp mnie bosymi, Nie bose są me kroki, choć jestem w nich bosy. I wloką jak dolina wlecze rzek owymi, Krokami krok jak słońcem we mnie strużki rosy.
  5. Wiersz z rodzaju literatury stosowanej, bo jakże on jest nieodzowny. Jeśli chodzi o budowanie mostów między światem a tworzonym w świecie dziełem, to nie wiem czy my sami przeszkodą nie jesteśmy by owy most połączył obie strony drogą. Pozdrawiam zamyślony... :)
  6. Och, wielkie z nas półmiski dla jesiennych znamion, A szyję siebie liściem w liściach albo liściom, Twą krętą na obłokach szyją, burzą ramion, I lasem odżywianym siarką jak okiścią. I wielkie są z nas wazy, z rąk i z naszych oczów, Połonin blask się wzdyma jako brzuch żołędny. Jesiennie w twoich słowach, krokiem w pieśniach Gotów, W chmur wyż kierunek pada zagadką obłędny. I jeszcze co powiedzieć gdy zegar już stanął, Gdy liście, w głowach rosną - wielkie bramy świtu. Ciemnieją wówczas drogi..., kamień z serc przystanął, I serce staje słońcem, rozdrożnego bytu. I serce staje słońcem, - słońce sunie - drga... I w tej melodii mglistej stąpa i w nas gra, I burze ramion wyschły, szyje znów rozwlokły,- Skręconych dróg twe szyje mój stracony świat... ----------------------------------------------- A drogi zawsze ciemną w świetle ujrzą drogę... A drogi... ja bez nogi, w nich poszukam nogę...
  7. Uchodzę za zacnego gdy ręką tron stawiam. A nikt mnie nie uprosi abym na nim zasiadł. Lecz jestem tronem także dla chmur kiedy spławiam Promienie, więc dla słońca jestem tronem w kwiatach. Lecz gdy się tron rozpadnie jak miecz słaby w głazach, Tronować nadal będą niezwykłym istnieniem Obłoki przyczajone, lecz mi będzie kazać Coś mówić, że króluję nimi swym milczeniem. I padną jak opadły deszcze, chmur zastępy. I padnę?... pozostanę nad wielkim dni dziełem. Że władzy nie ma świata, tak jak to okręty Dla wód nie będą służbą, żaglem ani sterem. Bo fale wód są w służbie - ich, jedynym celem...
  8. Chodzimy nie inaczej niż po chmurach promień, A schnie swym nieodgadłym, niezwykłym ciężarem. Szczęśliwy krok, że rani go śmiech skrzydeł w kamień, Szczęśliwy gdyż jest dymem, a ruch ludzki żarem. W uprawie, w opaleniu miast słońc mniejszej siły, Nie pomrą słów twe sieci z innych wód słońc-owych. I oby wysłowiony tętniącej mogiły Był w ustach mych, nie w trumnie, twój dech słów deszczowy. I wonność w potrzeb źródle twoją i nikogo Hoduję ust sierocą, twe piękne i drogie, Oddechy przeszczepiły się w mych słowach błogo, Oddechy życiodajne w jednej skali - mnogie. 13/14 IX 2010r.
  9. *** O, być kamieniem górskim i być częścią drogi, I patrzeć lecz nie swoim wzrokiem na wzrok inny, I utkwić himalajskim szlakiem, szeptem progów, Kołysać w jednym miejscu wiele wcieleń swoich. I razem przemierzałaby mnie podskokami, Śmiejąca, tybetańska droga gór wciągana. Ruchliwie - ożywiona, która się przeradza Z podskokiem to kolejnym do pra... okiem Niebios. A czas jedyny rzeką zawsze jest podskoków, Podskoki te wnikają w dźwiękach górskich świątyń, I gnieżdżą się pod palcem, w głowach i pod sercem, Bez wzgardy, sprawiedliwie... Noc jest kompromisem. Lecz ja nich pozbawiony słucham gwiazd chór wieczny, I tylko mógłbym, tylko, odkryć tkwiąc kamieniem, Bez skoków, nieruchomym czołem słów harmonię, Lecz sami nie jesteśmy w sobie jak podskoki. Lecz większość chwil wstrzymanych w gimnastyce czasu, Odnajdzie jednorodną taflę do przywarcia. Kamienne usta kamień w ustach ma spełnionych, Księżyce opadają postrzępienia godzin. I chcę być tym kamieniem - dróg rozbitkiem mocnym, Co przejadł tyle kroków, stóp, dni i obłoków. Co włożył w swą kurzawę jakże ile cierpień, Im bardziej podskakiwał dzień, na grzbietach jaków. 2010
  10. I Dni są ostatnio szare, o tej porze roku. Ulice pełne oraz żywe oddychały napełnione niskopiennym gazem pary, który brud zlizywał z jezdni. Czasami można było, będąc czujnym przyuważyć, jak z innym, ciężkim tworem rwała się do walki. Gotował się jej rywal jednak tylko po to, aby cicho mógł ją zgwałcić, gdy był już rozpuszczony na wolności dla nas zgubnej, i dziwne gdyż niedawno dla nas męczył się tak ciasno, będąc niewolnikiem. Jesteśmy zniewoleni równocześnie dniami: z nim i z otoczeniem - więc w aucie w czasie jazdy trwa podwójne niewolnictwo... I nastał nowy cel milionów kroków, pogubionych w sercach; by zaś swój cel osiągnąć, będąc w jego jakby sieciach nowe ptaki, drzewa, chmury, i rozdroża odmawiają modły zostawione przez swych przodków. Dlatego zawsze dziwię się, czemu tak niezwykle trudno wpada do serc głodnych, naszych głów otwartych, rozcieńczony rwący lej, co wypada wodospadem... dawnych, świętych praktyk; wodospad owy jednak widzi w nas podłoże, dno co tylko w nim zabłądzi, jako my w słońcowych bagnach. Ochotę swej słabości kiedy pokonałem, a zatem początkowo jako słaby jeździec, jeszcze nieudolny gdy znów zacząłem naśladować glob co jest pod batem ciepłym, pod tresurą lampy, co dla niego na wpół gaśnie, pierwsze co zrobiłem bardziej konkretnego, to z oka uczyniłem okna na pobliskie drzewa, przysłonięte pelerynką projektantów, którzy nie lgną przed kreacją, lecz kreacje wytworzone, są dla ludzi tych najprostszych zwierciadłością mody. A mówiąc o tych drzewach, które już wspomniałem, jak pięknie i jak sprytnie, zapewniły sobie lekkie i dostatnie szumy liśćmi, z całego świata najbliższego czyniąc swe królestwo, gdzie pełno w nim służących, do nich w noc przywartych, a w dzień tak pracujących, bo się trwożą pana - słońca. Nie mówiąc o ogromnej rzeszy dostojników, i nieprzebranym morzu stylistów niewidzialnych... No cóż, w rozpędzie tych tygodni nieco służbę pozłocili. A czemu? To jest proste. Rozległym miastem łąk, szpalerów, parków, lasów, skwerów, świętują ostatnimi dniami jak zawsze swe ostatki. Jakże są podobni do nas... * ( to pierwsza część jeszcze niedokończonego utworu prozy poetyckiej)
  11. ludzie i przedmioty krótko jak najkrócej: rzeźby formy kształty bryły figur ostrza eksponaty artefakty konterfekty elementy ornamenty i kreacje i tak dalej dalej dalej nalej dalej... a w przyrodzie tylko ona brak gradacji i podziałów brak poróżnień selekcyjnych przestrzeń ZIEMIA puls żywiołów i tak ludzi jest tysiące jeden przedmiot o ten cokół jeden tylko a tysiące... wyciągają się dla niego aluzyjnie oto człowiek leży rybą pod kościołem sam samotnie i stosunek obiekt - człowiek jeden : jeden -------------- (może jeszcze wiatr co tylko bardziej zbliża ich do siebie)... płetwalowe masowisko rośnie rośnie fastfoodowe K-O-M-E-R-C-Y-J-N-O-Ś-Ć a więc nigdy nie istnieje w nim nadwyżka w dziwnej osi kierunkowej stałej jedno - kierunkowej rzeczy - ludzie jeden : jeden... -- -- w tych proporcjach podliczamy obżartuchów i bywalców McDonaldów różnych barów wyłączając mizantropów którzy trwają + sprawiedliwi + bo z przyrody mają tyle ile oni dadzą jej... wyłączamy: Inuitów i cywili nekropolii wyłączamy śpiących w życiu alergików głodujących wyłączamy się głodzących dietetyków ortodoksów i bogaczy niemowlęta lecz w tym wirze chaotycznym w tej komercji rozbójniczej gruz po slumsach tyle pewnie może przypaść na jednostkę gdyby można było zważyć tamte żarcie porównując jego masę z białym gruzem pustostanów ludzie i przedmioty krótki dystans nów rzecz publiczna jest rozdarta och ja cierpi na depresję i błagalnie w zagajniku w zadrzewieniu okresowym szuka swego właściciela lecz na darmo nadaremno... jeśli chodzi o rzecz inną o monopol posiadania i tu bzdura ze skór schodzi bo przedmioty takie często są mętlikiem w samym sobie byt ich jest rozczłonkowany gdyż rozdzielić trzeba było go na fazy + przepaście nie w przestrzeni tylko w innej sferze się się rozszerzające chociaż mogą być dzielone biedaczyska wśród materii w bardzo dziwny inny sposób... jedna rzecz miliardy ciągnięć miliardami operacji rozdzielania poprzez dzielnik poprzez... ... choć nie wyjdzie nam iloraz jeden człowiek choćby ludzie (na wspólnocie w kumulacji na skupisku zbiorowisku zlepku papce mozaice szkiełku rysie wycinance jednak lepiej dużo lepiej można zobrazować) oto ludzie i miliardy się nakładań podeszw butów gdyby czas nasz akcyjności tak zespolić i rozsypać jeden przedmiot a tak znany człowiek jeden odrzucony jeden człowiek i z tyloma jest rzeczami wciąż bratany można śmiało więc powiedzieć że przedmioty nas swatają my jesteśmy więc w konsumpcji w fiskalizmie materialnym braćmi albo no takimi co są wiecznie na płaszczyźnie nieustannej równoległej co w statusie jest jak absurd...- kazirodczą masą dziwną albo dziećmi syjamskimi w czasie tym rzecz się chce ścigać i nas ciągle koligaci... czy dziś chcemy siebie szukać czy dajemy coś swym braciom nie bo trudniej z nas wykrzesać krople latarń albo tunel
  12. Wychodzę w dzień bez słońca - kołacząc chmurami, Ni deszcz się im należy, ani suche łąki; Lecz są nam jak darczyńcy, i są motylami, I tylko szelest skrzydeł kryją jak liść pąki. I idę, i zostaję, w chodzie tym nad ziemią, Nad ziemią, choć na ziemi, tworzę życia mapy. Jest serce, krew z kamieni, a kamienie mienią Mniemaniem się o kruchym milczeniu akacji. Połykam siebie wiatrem, rozpijam powietrzem, Gdzieś świątyń blask i łuczyw żywot ktoś poprawił, A ja odmienny od nich palącym ognie-tchem, Co cząstkę światła sercem - ostatnią zakrwawił...
  13. *** Radość ma troskę w snach niezwykłą, Że schodząc ze swych barwnym schodów Barwnego łona złotą nitką, Co jest barwniejsza od jej płodów... Że umie w sobie, siebie znaleźć I radość drugą, inną ale, I taką samą w żółtej skale Bo napojonej nią wytrwale... Obficie drogą jej opitą, Ta skała czyni serce lekkim. Bo źródłem jednym dłoń wyrytą, Mają radości nieodmienne. Bo słońce świeci w nich od razu, Tych słońc wspaniałych jest miliardy. Bo wszystkie inne bez wyrazu Radości są w błysk halabardy. Ale pomimo owych różnic, Jeden płyn ciężki w nich jest bardzo, Dla nich jak głaz w uśmiechach próżni, Lecz dla serc, dla nas lekki - wargom ! Bo wszystkie je wypełnia jeden, Napój dla wszystkich serc radości. Bo wszystkie inne strącą kredens, Bo wspólny szlak ma - łów kwitłości... Jest jedne źródło: pamiętajmy, Że dno rozciernia się jak w żyle Radości żyją - w nich zostańmy, I ozdabiajmy nimi szyję. I dekorujmy szyj tunele, By piękne w nich płynęły statki, Co łowią przestrzeń: same biele, I tylko co w nich jest prawdziwe. Więc jedno źródło - słodkie tonie, Co koją rany mej radości, Iż gdy już dotknie słońcem stronę, Tchnień wód uprzywilejowanych; Tylko poczuję napełnione Promienie słońcem już niezwykłym. Jej słońce słońcem jak grzmot błonie, Jedne jest źródło więc radości... Bo jedno źródło słońc każdego, Miliardy fal, lecz w jednej fali, Te płyną blisko przed zachodem, Bo jeden cel na wschodzie pali. ------------------------------------- Bo jedno *źródło* słońc jest każdej, Bo potem źródeł nieskończoność, Bo jeden *cel* radości kraśnej, Bo radość gasnąc ** w nich nie gaśnie. ** 2 października 2010 r.
  14. Wydaje mnie się także, że utwór twój Stefanie porusza sprawy dotyczące granic między tym co jest końcem czegoś, a tym co pozornie jest nowym początkiem. Twój utwór sprawnie zawiera myśl o nas (o ludziach), którzy będąc w samym centrum zmian nie dostrzegają, że samą swoją obecnością naruszają porządek rzeczy, nie umiejąc tak naprawdę uchwycić ledwo co zarysowanych granic cykliczności różnych zjawisk. Pozdrawiam.
  15. I Oddechy są nadzieją, przed swym kiełkowaniem, Nad ziem grzbiet się wzbijając, tworzą jej pogłowie. Bo oczy jej umarłe budzą stron-rozstajem, Mieszając ją w swych ustach, wiatrem - w jej wymowie. I lecą jak rybołów, dumnie, tak wysoko, By jego łeb zamienił się jak bełt kusznika. Bo gwiazd całując kręgi, dusze rwą obłokom, Przez martwe z grud oddechy, płynie z chmur muzyka. Opada liść jesienny, zleciał krzyk, iż marzę: By oddech mój jak lico był lecących liści. Bym mógł wysoko lecąc ponad skał wyrazem, Hołubiąc gwiazd potęgę, chylić krew warg - prysznic. A oddech mój niech będzie sakramentem kolan, Niech będzie jak ptak, który korząc się błękitom, Rozkochał się swym piórem z pogubionych polan, W dnie ziem, jak my w gwiazd grudzie - mennicą rozbitą. (fragment)
  16. Jesteśmy jak płonące w oczach loty ważki, A spokój trzcin zerwany jest jak świt, bzyk skrzydeł. Zachować lub chociażby dotyk sponad maski, Jednego wiatru do serc schylić takich widzeń. Ja jestem z ust ogrodów słów kojących mową; Lecz co ukoić może prócz zbóż -- słońc nazwanych? Więc i me słowa padną ponad własną głową, Bo przestrzeń dni jest tkana witrażem wylanych. Wiatr ważkę tknie, co pocznie pieścić trzcin wysiłek. My nią jesteśmy - dźwięczną, lecz wiatr gra nad siłę... Więc my nie gramy wiatrem lecz to on gra nami, Rozchyla gorzkie dźwięki - mieczy, jodłą snami. I tylko gdy osiada do ust nie wpadając, Pochłania naszą mowę ważka skrzydłem łkając. I gdzie jest nasze miejsce w tym obrazie świata? A ptak ma skrzydła aby chmurą, bez chmur latać. I ptak trzepocze aby bez chmur, bez nas latać...
  17. Cicho płynie i dociera - W objętości kurz i rdza. Każde żebro w nim zawiera Sekret ciepła wielu lat. Jak wypuszczą ją na wybieg - W kontemplacji woda trwa. Wrząca w nim jest moc jak w szybie Wygładzony śniegiem blat. Cudnie dźwięczą skoczne drgania, Melodyjnie topią nas. Kaloryfer nie zabrania, By w nim zagrał cały świat. I choć tylko to jest przedmiot, Piękno w nim formuje kształt. Spełni prośbę on nie jedną, Bo to dla nas ciepła dar.
  18. To nie moja wina, że forma przekazu do ciebie nie dotarła, a utwór ogólnie został napisany przejrzyście i nie ma w nim żadnego bałaganu.
  19. Egipskie piramidy - cukier w silnej wodzie Trzymają nadal piasek pod masywnym ciałem. A jednak słodka przeszłość dziś w nich nie zostanie - Kryształy poszczerbione ulegają modzie. Lub było znów inaczej, że to szklany Paryż Postawił przed Wersalem swój karciany domek; I czekał jak turyści wyjmą mu pierścionek: Dla żyw szkieł trójkątowych - ż y j ą cy g l o b a l i z m. A cukier był bez smaku, jest już zapomniany, Jak sława piramidy przeszłością grzebana. Bo przyszłość i kultura, w których będzie zmiana, Kiedyś zadrży w historii basztami ze stali. I zaufa świat cały wielkim plagiatorom, - Będących z pasmem sklepów dziedzictwa ostoją!
  20. Nie martw się że nie wiesz czemu, Tworzysz ciągle bez przystanku- Nieustannie jak oddechy, Przez płuc siłe pobierane. Ale za to bądź szczęśliwy, Że wiesz czemu po co piszesz, Bo czas płynie kolorowy Choć czasami jest bez barwy. Pisz i twórz, wypuszczaj myśli, Bo przestrzeni jest nie mało. Kiedy wszyscy sobie wyszli Dziel jemiołę dla swych ust. I stwórz wywar z niej pożywny, Złóż swe ręce na dwa dzieła. Pisz i dziękuj Celtom brązem, Dziś przybyła w dzień niedziela.
  21. W utworze starałem się uchwycić przestrzeń horyzontu zastosowując w tym celu poetycki opis. Jednakże bardzo proszę o wyrozumiałość (to pierwszy mój utwór takiego typu).Przestrzeń oraz jego miejsce, tu z powierzchni Ziemi jak i uwzględnić drugi horyzont - horyzont kosmosu.Utwór rzeczywiście posiada sporo niedociągnięć, jest niekompletny i nie ma wystarczająco nakreślonej sytuacji lirycznej. Niestety pisałem go za szybko, niepotrzebnie pozbawiając go głębi poetyckiej.
  22. Bezcenne słowa w głębiach serca, Nie dadzą nigdy się przekupić. Poezja zawsze będzie piękna, Gdy pieniądz nigdy jej nie skruszy.
  23. Mi też się wydaje, że nie potrafię przerwać nieustannego pisania.
  24. Genialnie pokazałeś egzystencjalne fatum wielu z nas. Ale...przecież niektórzy mają predyspozycje biznesowe i potrafią dogadywać się z ludźmi, i z własnej twórczości rozkręcić niezły interes. Pozdrawiam mniej ubogo :)
  25. Jest gdzieś na świecie, choć nie istnieje Do tego miejsca droga świadoma, Z której ujrzymy czas zza kryształu, A z niej dochodzi głos zniewieściały. I wciąż to miejsce na wszystkich czeka. Chociaż nie może kierować sercem, Jest w samym sercu całej ludzkości - Od morza, przez błękit, po ślad pustyni. Miejsce ludzkości i wszystkich istnień, Które potrafią zarządzać dzieląc. Bynajmniej to byt tak niepotrzebny, Lecz w nazwie żyje OPAMIĘTANIA.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...