
Leszek_Dentman
Użytkownicy-
Postów
1 458 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Leszek_Dentman
-
Samotność w tłumie a druga zasada termodynamiki
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na Midare Shinami utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Niezwykłe spojrzenie, znakomita narracja, zaskakujące paralele, świetne zakończenie. Zastrzeżenia mam do fragmentu: Tłum biegnie nieustannie, każdy w inną stronę- tłum może być jeden, zatem przyda się tu jakaś niwielka korekta. -
...ale z jakim satyrycznym zacięciem. Bomba.
-
Bambino, czyli drzewa umierają stojąc VI
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na Leszek_Dentman utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
21 Po kilku dniach Sandra zaczęła siadać na łóżku. Opatrunek z jej głowy już zdjęto, a na oczach zamiast opaski miała ciemne okulary. Do pokoju weszła pielęgniarka. – Znowu kwiaty dla ciebie, Sandro. – Od niego? – Jak zwykle. – Jaki kolor? – Czerwone. – Mój ulubiony – wyciągnęła ręce, by przejąć bukiet od pielęgniarki. Wtuliła twarz w bukiet, rozkoszując się jego zapachem. – Siostro, jeśli jutro przyjdzie tu znowu, to proszę go do mnie przyprowadzić. Bardzo proszę. – Dobrze, Sandro - spróbuję. Kiedy następnego dnia Tino ponownie przyszedł do szpitala z naręczem świeżych kwiatów, pielęgniarka prawie zmusiła go, do odwiedzenia Sandry. Zaprowadziła go przed drzwi sali i odeszła. Tino przez chwilę spoglądał przez szybę na bladą, niemal całkowicie niknącą za ciemnymi okularami twarz Sandry, po czym nieśmiało zapukał. – Proszę – powiedziała Sandra. Mimo, że nie wiedziała, kim jest gość, przeczucie podpowiadało jej, że musi to być tajemniczy adorator. Jej twarz w jednej chwil nabrała rumieńców. Tino wszedł na salę, zbliżył się do łóżka i wręczył Sandrze bukiet. – To ja... Dzień dobry – wydukał nieśmiało. – Dzień dobry... – Zapadło kłopotliwe milczenie. Sandra zaczęła gładzić dłonią kwiaty, – Jakie? – Herbaciane róże. – Moje ulubione... Dziękuję panu. – Zlizała z palca kropelkę krwi. – Jestem Tino. – Dziękuję ci, Tino. To bardzo miłe z twojej strony, że przynosisz mi tyle kwiatów. Szkoda tylko, że nie mogę ich zobaczyć. – Tych jeszcze nie, ale za kilka dni na pewno już będziesz mogła... – Nie, nie będę mogła. Już nigdy nie będę mogła zobaczyć żadnych kwiatów!– gwałtownie powiedziała Sandra – żadnych kwiatów...–zawahała się nieco – ani ich ofiarodawcy. – Uspokój się, – Tino ujął ręce Sandry w swoje dłonie – na pewno wszystko będzie w porządku. Puścił dłonie dziewczyny i ukradkiem ścierając płynącą po policzku łzę nagle zaczął okazywać nienaturalny pośpiech: – Przepraszam cię, muszę już iść, ale jutro przyjdę znowu. Kilkanaście dni później, do Sandry wypoczywającej na leżaku rozłożonym na tarasie przyszedł Tino, z kolejnym bukietem w ręku. – Cześć Sandro! Słysząc jego głos Sandra zerwała się z leżaka i padła mu w ramiona. – Ach, Tino, tak się cieszę! Profesor powiedział, najpóźniej za tydzień wyjdę z kliniki. – To wspaniale. Będziemy mogli się pobrać. Twarz Sandry spochmurniała. – Tino, wiesz przecież... Nie mogę przyjąć twojej propozycji... Nie chcę... nie mogę być dla ciebie ciężarem. – Ależ Sandro, kocham cię. Nie wolno ci tak mówić! – Mylisz się, Tino. To nie jest miłość, tylko litość. Nie wierzę, że mógłbyś pokochać kalekę. – Uwierz mi. Nie mam wątpliwości, ze łączy nas najprawdziwsza i najpiękniejsza w świecie miłość. Przecież tyle razy ci to tłumaczyłem. 22 Profesor Carlsson siedział za biurkiem w swoim obszernym gabinecie, gdy rozległ się sygnał interkomu. Profesor nacisnął przycisk. – Panie profesorze, doktor Werner do pana. – usłyszał głos sekretarki. – Niech wejdzie. Do gabinetu wkroczył, a właściwie wpadł młody, dobrze zbudowany blondyn z mocno zarysowaną dolną szczęką. – Finis coronat opus! Mamy to w końcu, panie profesorze. Próby na zwierzętach wypadły bezbłędnie. – To wspaniale. Dziękuję panu, kolego. Jestem przekonany, że pana i całego zespołu nie ominie wysoka nagroda. Nasi zleceniodawcy są niezwykle zainteresowani postępami w pracy. – Dziękuję. Parę dolców się przyda. Linda spodziewa się dziecka, i musimy zamienić mieszkanie na normalny dom. – Czy wszystkie dane są już uporządkowane i wprowadzone do komputera? – Oczywiście. – Proszę zatem, o przeniesienie ich na CD i dostarczenie mi tego wszystkiego, razem z wszelkimi notatkami. Po zweryfikowaniu danych, proszę sformatować wszystkie dyski, tak, by nie pozostawić żadnych śladów naszej pracy. – W porządku. Zrobię tak, jak pan każe i przyślę dyski przez któregoś z techników – w głosie Wernera słychać był lekkie zdziwienie. – Może mi pan wyjaśnić, dlaczego niszczymy te dane? – Panie doktorze. Jestem tak, jak pan naukowcem i też mnie to trochę bulwersuje, ale takie jest polecenie naszego zleceniodawcy. No cóż - nie kąsa się ręki, która karmi. I bardzo proszę, kolego, byście zajęli się tym osobiście. Zdaje pan sobie przecież sprawę, że nie chodzi tu o nową odmianę pszenicy, czy kukurydzy... – Ma się rozumieć, panie profesorze. Dopilnuję wszystkiego. Werner opuścił gabinet, a profesor uniósł się z krzesła i podszedł do ściany, której całą niemal powierzchnię zajmował wielki regał biblioteczny. Zaczął się przyglądać tytułom wydrukowanym na grzbietach książek, wysuwając nieco to jedną, to drugą i natychmiast odruchowo wsuwając je na swoje miejsce. Jego twarz zdradzała jednak, że myślami był nieobecny. Po kilku minutach westchnął ciężko i podszedł do biurka, podniósł słuchawkę telefonu i wybrał numer. W tym samym czasie, w innym gabinecie zadzwonił jeden z licznych telefonów. Młody mężczyzna odczekał kilkanaście sekund i podniósł słuchawkę. – Czym mogę służyć? Profesor usłyszał w słuchawce komunikat: – Proszę mówić - rozmowa rejestrowana, – a po chwili inny głos zapytał – czym mogę służyć? – Mówi G-3. Proszę połączyć z dyrektorem. – Dyrektor w tej chwili nie może odebrać. Proszę zostawić wiadomość. Kiedy tylko szef będzie wolny - oddzwoni. – Informuję zatem, że nasza praca zakończyła się pełnym sukcesem. Wszystkie próby na zwierzętach przyniosły oczekiwany efekt. To wszystko. – odłożył słuchawkę, odchylił się na fotelu i przymknął oczy. Chwilę relaksu przerwał mu dzwonek telefonu. Profesor podniósł słuchawkę. – Tak, przy aparacie. – ... – Dziękuję dyrektorze, też się cieszę. – ... – Oczywiście. Wszystkie dyski i notatki za chwilę będą na moim biurku. Zobowiązałem do tego kierownika laboratorium - doktora Wernera. – ... – Tak, rozumiem, jak go rozpoznam? – ... – W czasie lunchu? A nie dałoby się zrobić tego w południe? Po takim sukcesie chciałem dziś rozpuścić ludzi do domów trochę wcześniej. Pracowali nawet w weekendy. – Dostaną wczasy? Na koszt państwa? No dobrze, niech będzie o pierwszej. Carlsson odłożył słuchawkę i oddał się rozmyślaniom. Po około godzinie rozległo się pukanie do drzwi. – Wejść! Sekretarka uchyliła drzwi, przepuszczając objuczonego pudłem pełnym dokumentów doktora Wernera. Na wierzchu papierów leżało również kilka płyt CD, oraz kilka pojemników przypominających puszki konserw. – Dziękuję, doktorze. Proszę to położyć na biurku. Proszę też zapowiedzieć wszystkim, że punktualnie o pierwszej w laboratorium odbędzie się telekonferencja z udziałem najwyższych władz. Obecność bezwzględnie obowiązkowa. Aha, macie zagwarantowany długi urlop na koszt państwa. To wszystko. Lizo – zwrócił się do sekretarki – powiedz Bobowi, żeby przeniósł do laboratorium telewizor z sali konferencyjnej. Profesor Carlsson ponownie podniósł słuchawkę i wybrał numer. – Halo! To ty, kochanie? Słuchaj teraz uważnie i zrób dokładnie wszystko to, co ci powiem. W moim sejfie znajdziesz płytę CD. Wyjmij ją i ukryj gdzieś poza domem... Albo, jeszcze lepiej wyślij ją na adres Rona. – ... – Tak, wiem, że są na wakacjach. Sama szybko pakuj dzieci i gdzieś wyjedź. Tylko, broń boże, nie do mamy. I proszę cię o maksymalny pośpiech. Nie, o nic nie pytaj. Może to nic poważnego, ale należy być ostrożnym. Zadzwoń do mnie pojutrze w południe. Kilka minut przed pierwszą, w laboratorium, przed wielkim telewizorem, podłączonym do karty graficznej komputera sieciowego zebrali się wszyscy pracownicy. Zamontowana została również kamera internetowa. Nikt już nie był zabezpieczony „kosmicznym skafandrem”. Zegar na monitorze pokazywał 12:53. W tej samej chwili do gabinetu profesora weszła sekretarka. – Nie idzie pan na lunch? – Nie, ale ty możesz iść, Lizo. Minutę później przed budynkiem instytutu zatrzymała się furgonetka, z której wysiadło czterech mężczyzn. Weszli do budynku, gdzie rozdzielili się. Trzech zaczęło powoli wchodzić na piętro, a czwarty skierował się do podziemnej części gmachu. Po zejściu na dół przeszedł długim, słabo oświetlonym korytarzem, do ciężkich metalowych drzwi. Wszedł do pomieszczenia pełnego rur i zaworów. Spojrzał na wyjęty z kieszeni rysunek, po czym zakręcił jeden z zaworów i opuścił pomieszczenie. Tymczasem pozostali dotarli na piętro. Jeden z nich skierował się w kierunku laboratorium. Wsunął do czytnika kartę i wpisał kod, a po jej wyjęciu włożył w szczelinę metalową płytkę. Następnie zaryglował z zewnątrz ciężkie pancerne drzwi z napisem: LABORATORIUM. OBCYM WSTĘP WZBRONIONY. Do mikrofonu przypiętego do kołnierza zameldował: – Dwójka gotowa. Tymczasem dwaj pozostali znikli za drzwiami z tabliczką: DYREKTOR INSTYTUTU. Przeszli przez pusty sekretariat i bez pukania weszli do gabinetu profesora Carlssona. – My w sprawie G-3. – Proszę zabrać. Jeden z mężczyzn wyjął spod marynarki dwie cienkie, nylonowe torby podróżne i zaczął przekładać do nich zawartość pudła, drugi podszedł do okna i wyglądał przez chwilę na dziedziniec, równocześnie sięgając ręką pod marynarkę. – Dziękujemy, profesorze i przepraszamy za kłopot – powiedział mężczyzna kończąc pakowanie. Tymczasem jego towarzysz odwrócił się od okna i podszedł z boku do Carlssona. Przyłożył mu do skroni pistolet i nacisnął spust. Stłumionego odgłosu wystrzału nikt nie mógł usłyszeć. Profesor osunął się na pokrywający podłogę dywan. Mężczyźni bez pośpiechu opuścili gabinet. Zegar na monitorze pokazał godzinę 1:00 PM, a z głośnika popłynął głos: – Witam wszystkich zgromadzonych... Setki mil dalej w dużym pomieszczeniu, z podłużnym stołem siedziało trzech, zwróconych plecami do kamery mężczyzn. Jeden z nich mówił: – ...w imieniu narodu dziękujemy za wasz trud. W tym momencie z głośników dobiega odgłos detonacji. W widocznym na monitorze laboratorium błyskają języki ognia. Rozlegają się również okrzyki przerażenia. Jeden z pracowników podbiega do gaśnicy, lecz ta okazuje się być pusta. Inny rozwija węża gaśniczego i odkręca zawór hydrantu, lecz z prądownicy wypływa tylko kilka kropel wody. Widać również grupę pracowników szturmujących do drzwi, lecz te nie ustępują. Pożar rozprzestrzenia się. Z głośników dobiegają coraz słabsze, przechodzące w skowyt bólu krzyki, lecz po chwili słychać jedynie syk rozprzestrzeniającego się ognia. Jeden z mężczyzn wcisnął przycisk pilota - wygaszając monitor i wyłączając głośniki. W chwilę później człowiek, który zablokował drzwi laboratorium powrócił do nich. Chwycił za rygiel i natychmiast go puścił, po czym zaczął dmuchać na dłonie, na których natychmiast pojawiło się zaczerwienienie. Potem, trzymając rygiel przez połę marynarki odkręcił go powoli do pozycji OPEN. Następnie przy pomocy wyjętej z kieszeni cienkiej pincety wyjął z czytnika blaszkę uniemożliwiającą wcześniej wprowadzenie do szczeliny karty magnetycznej i skierował się do wyjścia. -
Bambino, czyli drzewa umierają stojąc V
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na Leszek_Dentman utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Cieszę się, że niektórym z was podoba się, ale bardziej zależy mi na uwagach krytycznych, niz pochwałach. Wyrazów uznania (w postaci gotówki) oczekiwałbym raczej od ludzi, którzy skłonni by byli kupić książkę pod tym tytułem. Chlastajcie mnie zatem do woli. -
Bambino, czyli drzewa umierają stojąc IV
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na Leszek_Dentman utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Dzięki, Basiu. Poprawione. -
Bambino, czyli drzewa umierają stojąc IV
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na Leszek_Dentman utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Dzięki Jay. Poprawiłem, prócz przecinka. Chyba go tam nie cza (?) -
pod znakiem malachitu, cz VI
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na natalia utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Też nie wiem jak zaznaczyć fakt, że wypowiedź została brutalnie przerwana, ale jednak sądzę , że trzy kropeczki, a w komentarzu przy następnej frazie wyjaśnić to. Co zaś się tyczy zapoznawania się z Heleną - mam wątpliwości, co do słowa rzetelniej, nie do całego zdania. Ale to twoja bajka. Ja nie usiłuję ci niczego narzucać, a jedynie wyrażam swoją opinię. -
pod znakiem malachitu, cz VII
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na natalia utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
17tego -nie ten tego - siedemnastego matka zafrasowała się nad tym stwierdzeniem - nad? teraz ma jazdy - to chyba slang - nie znam tego języka, ale czy nie lepiej :"ma odjazd"? Ja powiem tacie a co z Mateuszem - przecinek że to jednak słuszna decyzja - powiadomienie Kubickiego o dziecku - zmieniłbym szyk Kontrolnie spojrzała na niego- no nie wiem... może badawczo? uderzył ręką w stolik (przewracając bukiecik z suszków). - a anwias po co? - Ale - ... – na te słowa Mateusz poczuł się dotknięty. - czy nie brzmiałoby lepiej: Mateusz poczuł się dotknięty tymi słowami? - Chcesz powiedzieć, że - też bym dał ... Przecież tam prawie nie masz dla siebie miejsca a co dopiero na dziecko!? - przecinek Za kogo Ty mnie miałaś? sądzę że powinien zapytać w czasie teraźniejszym, ale się nie upieram Pięknie się rozwija, wciągająca historia. czekam na c.d. -
Bambino, czyli drzewa umierają stojąc V
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na Leszek_Dentman utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
16 W ogrodzie zoologicznym Tino spotkał się z szefem. Usiedli na ławce przed wybiegiem lwów. – Lubię obserwować lwy, a ty? – Niespecjalnie – leżą w bezruchu przez cał dni, co najwyżej od czasu do czasu machają ogonami. Co w tym ciekawego, szefie? – No to popatrz. – Szef wyjął z teczki duży kawał świeżego mięsa i przerzucił je ponad barierą otaczająca wybieg. W zwierzęta wstąpił nowy duch - zerwały się natychmiast z legowisk i z donośnym warczeniem rzuciły się na łup wyrywając go sobie nawzajem. Po kilku sekundach ochłap znalazł się w pysku największego z nich i za moment zniknął w czeluściach groźnej paszczęki. Po chwili na wybiegu na powrót zapanowała sielanka. – Myślisz, że są głodne? Nic z tego. To tylko instynkt każe im walczyć o żarcie. Właśnie dlatego je lubię. Walczą, choć nie muszą. Ale dobrze, gadaj! – Na ekranie pańskiego monitora będzie widać obraz jedynie z „naszej” kamery, choć w normalnym telewizorze może być widoczne coś zupełnie innego... – w tej samej chwili obok zajmowanej przez nich ławki zatrzymuje się niewielka grupa zwiedzających. – Widzę, że lubi pan oglądać lwy – głośniej odezwał się Tino. Często pan tutaj przychodzi? – Lubię, ale nie mam zbyt wiele czasu na zwiedzanie ZOO. Czy oglądał pan już żyrafy? – Nie. – To może przejdziemy się do nich razem? – Chętnie. Obaj mężczyźni podnieśli się z ławki i oddalili się od wybiegu lwów, szukając spokojniejszego miejsca. Po chwili usiedli na ławeczce ocienionej przez wielki platan. – W celu precyzyjnego namierzenia będzie pan miał na monitorze, nieco powyżej środka ekranu namalowane kółko. Kamera w tym studio nie może stać zbyt daleko od obiektu, więc dokładność będzie wystarczająca. 17 W studio telewizyjnym trwały ostatnie przygotowania do emisji programu. Ustawiano oświetlenie, kamery, sprawdzano mikrofony. Po chwili miejsca za stołem zajęło kilka osób. Reżyser programu rozpoczął odliczanie. – Kaaamera! – Przedstawiam państwu – rozpoczął prowadzący program dziennikarz – nowego dowódcę specjalnej brygady do walki z terroryzmem. Panie pułkowniku, czy zechciałby pan zrelacjonować telewidzom kroki, jakie ma pan zamiar podjąć w celu likwidacji plagi terroryzmu, jaka rozpleniła się ostatnio w naszym kraju? – Ma pan rację, redaktorze, porównując terroryzm do plagi. Powiem więcej – to jest rak toczący żywe ciało organizmu państwowego - i, jak w przypadku raka, leczenie jest trudne, lecz nie niemożliwe. Zmuszeni jesteśmy podjąć zdecydowane kroki i obiecuję, że najdalej w ciągu... – w tym momencie z głośnym hukiem pękła żarówka w jednym ze znajdujących się w studio reflektorów. Słysząc huk, pułkownik wykazując się znakomitym, zdobytym w wielu akcjach zbrojnych refleksem, wykonał gwałtowny unik. 18 W tym samy czasie, w kamperze stojącym na ulicy nieopodal gmachu telewizji siedział szef z Mariem, oglądając program o walce z terroryzmem. Oprócz normalnego, turystycznego telewizora znajdował się tam drugi, na ekranie którego, nieco powyżej środka, widniało wyrysowane flamastrem kółko. Cały niemal ekran telewizora pokazywał twarz pułkownika, natomiast na monitorze kontrolnym – widać było ogólny plan studia. – Porca mizeria! – zaklął szef – kiedy w końcu ta pieprzona kamera zmieni kadr? Jak na zawołanie obraz na monitorze zaczął się zmieniać, ukazując twarz pułkownika w coraz większym zbliżeniu. W końcu kółko na monitorze wskazało na czoło pułkownika. – Szefie! Teraz! Szef nacisnął przycisk na pilocie. Obraz na monitorze zniknął. Spojrzeli na telewizor - na ekranie widać był opadającą na bok głowę antyterrorysty. – Załatwione! Szef zatarł ręce z zadowoleniem. Wsiadaj za kółko i spierdalamy stąd! Po przejściu do przedniej części samochodu nie mogli dostrzec, że pułkownik gwałtownie wstaje z krzesła. Nie dosłyszeli też głosu redaktora prowadzącego: – W związku z próbą zamachu, zmuszeni jesteśmy przerwać nasz program. Przepraszamy państwa i zapraszamy do obejrzenia bloku reklamowego. W sąsiednim studiu, oznaczonym literą „C”, odbywała się w tym samym czasie próba nagrania koncertu, w wykonaniu orkiestry rzymskiego konserwatorium. Nagle grająca na flecie dziewczyna, osunęła się na podłogę. Z jej głowy pociekła strużka krwi. Tymczasem w studiu „D” prawie wszyscy zgromadzili się obok szczątków kamery. Tylko pułkownik nie zwracając uwagi na miejsce, z którego padł strzał podszedł do ściany, z zainteresowaniem spoglądając na otwór wybity przez pocisk w miękkiej dźwiękochłonnej ścianie studia. Przyłożył oko do otworu. – Wezwijcie karabinierów. Niczego nie dotykajcie, nikt też nie może opuścić studia – wykrzyczał, po czym wybiegł na korytarz. Szybko odnalazł drzwi do sąsiedniego studia i wszedł, a raczej wbiegł do środka i pochylił się nad leżącą dziewczyną. Zbadał tętno na szyi poszkodowanej. – Ambulans! Natychmiast! 19 Na wieść o tym wydarzeniu większość stacji telewizyjnych przerwało swoje programy. – Dziś, w studio telewizyjnym – informował reporter Telegiornale – w Rzymie doszło do zamachu skierowanego przeciwko dowódcy specjalnej brygady do walki z terroryzmem. Na skutek zbiegu okoliczności, planowana ofiara tego zbrodniczego aktu wyszła z opresji bez szwanku, natomiast poważnego urazu doznała dziewiętnastoletnia studentka konserwatorium - Sandra Bertolucci. Poszkodowaną przewieziono do kliniki Giuseppe Gemelli, gdzie została otoczona troskliwą opieką lekarską. Jak poinformował nas rzecznik prasowy kliniki, życiu jej nie zagraża niebezpieczeństwo, wystąpiło jednak uszkodzenie wzroku i grozi jej całkowita ślepota... Na ekranie ukazała się twarz, ładnej, uśmiechniętej dziewczyny. – ... kiedy wreszcie uda się położyć kres zbrodniczej działalności wszelkich grup terrorystycznych!? Kiedy na ulicach naszych miast przestaną ginąć niewinni ludzie? Dlaczego takie dziewczyny, jak Sandra nigdy nie będą mogły zobaczyć słońca? Dlaczego!? Dlaczego!? Dlaczego!? – Kurwa mać! – wysyczał przez zęby oglądający ten program Tino, po czym zerwał się z fotela i wyłączył telewizor. 20 Na szpitalnym łóżku leżała Sandra. Głowę miała owiniętą opatrunkiem. Jej oczy również zostały zasłonięte. Podeszła do niej pielęgniarka z wielkim naręczem kwiatów. – Kwiaty dla panienki. – Dziękuję siostro. Od kogo? – Przyniósł je jakiś młody człowiek. Nie przedstawił się. -
Bambino, czyli drzewa umierają stojąc IV
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na Leszek_Dentman utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
To jest komentarz narratora. Terroryści strażnika nie widzieli. -
Bambino, czyli drzewa umierają stojąc III
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na Leszek_Dentman utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Dzięki za wnikliwą analizę. rzeczywiście zapomniałem, że jeden członek grupy ubył. Jeśli idzie o pośrednictwo Tina w kontaktach z szefem, to pamiętaj, że Tino przekazał Mariowi słuchawkę i wtedy szef mógl przekazac Mariowi sposób na to by się mogli spotkać. Co do upływu czasu pomiędzy poszczególnymi wydarzeniami - nie wiem, czy ma to istotne znaczenie. Przeanalizuję i ewentualnie uzupełnię. Pozdrawiam takoż. -
SKOPIOWAŁEM, WYDRUKUJĘ, PRZECZYTAM I WYPOWIEM SŁÓW KILKA. Na razie pytanie- gdzie podział się Tymon numer X ?
-
z mostu, czyli ars moriendi
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na j.renata utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Ja to z okazji urodzin przyjmuję już kondolencje, ale kobiety zawsze pozostają młode, więc: WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! :))))))) -
tonu zdecydowanego - załamując się - przechodzi w płacz. - dlaczego myślniki, a nie przecinki? załamujący się głos chłopca -chwilę wcześniej inny głos się załamywał Moje oczy zaczęły niespokojne rozglądać się wokoło. - nie oczy, a ty rozglądałaś się Szukałem na ścianach choćby jakiegoś cienia, ... Na ścianie cień młodej kobiety rytmicznie zginał się to prostował.- trochę jak w teatrzyku cieni wyszeptał zdecydowanym, drżącym głosem - zdecydowanym, czy drżącym? Złowrogie myśli przewalają się przeze mnie - złowrogie? - może ponure? Całość znakomita - nowy obraz w starych ramach. Im bardziej się zagłębiałem w tekst, tym bardziej się zagłebiałem (parafraza Kubusia Puchatka - jakby ktoś miała wątpliwości). Na koniec jeszcze jedna uwaga: raz piszesz w czasie teraźniejszym, raz w przeszłym - ja rozumiem, że w ten sposób oddzielasz to co było, od tego co jest, ale można to dodatkowo wypunktować graficznie przez zminę kroju.
-
Radosna sztuka umierania cz. I (narkotyczna epika)
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na Sanestis_Hombre utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Dobry pomysł. :) Tylko dlaczego w pierwszej części piszesz w czasie teraźniejszym (spodziewałem się jakiegoś scenariusza), a późniejsze wydarzenia są pisane w czasie przeszłym? Inne usterki już ci wypomnieli poprzednicy. czekam na c.d. -
Historie miłosne (VIII)
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na Jay Jay Kapuściński utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Jak zwykle u Ciebie dobry pomysł, zabawny tekst, zaskakujący finał, ale tym razem przefajnowałeś. Trochę pokrętna stylistyka jest do przyjęcia, popełniłeś jednakowoż jeden kardynalny błąd: piszesz o wizycie Marysi (może już Miriam) w barze, wspominasz też o plaży naturystów. I gdzie to wszystko lokalizujesz? W Arabii Saudyjskiej - najbardziej muzułmańskim wśród muzułmańskich państw, gdzie system prawny oparty jest na szariacie. No, gdybyś to przeniósł do Egiptu, czy Tunezji, to jeszcze, choć nie sądzę, by i tam były plaze dla golasów. -
Już jako dziecko, uważano mnie za dziwaka. - byłem uważany za Nie jednak zwykła muzyka. - SZYK MI SIĘ NIE WIDZI niepodległości energetycznej - NIEZALEŻNOŚCI coraz słabiej wierząc w genialność - TRACĄC WIARĘ, WĄTPIĄC bez niczego, co obniżałoby - BEZ CZEGOŚ, CO Kontakt z kosmitami ci nie wyszedł, ale tekst - i owszem. Gdybyś miał powtórzyć eksperyment, nie bądź głupi i nie padałuj sam. Załóż siłownię. Będziesz miał darmową energię, a oprócz tego kasę. Może zarobisz na rakiete? :)
-
przypadek
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na Arkadiusz Nieśmiertelny utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Próbowałem przeczytać, ale porobiły się krzaki, a zastanawianie się, co się kryje pod jakimś tam kwadracikiem psuje całą przyjemność. Popraw i daj cynk na priva, to wrócę. -
z mostu, czyli ars moriendi
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na j.renata utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Przyłączam się do oklasków. Muszę jednak nieco pogrymasić: jaskrawo-nosząca się - po co ten myślnik? rekwiem - requiem, albo, po spolszczeniuu rekwijem zasłon i dywanu, "a w ogóle to woleliby z żoną jakiś pejzaż jesienny". - tu akurat należałoby zrezygnować z efektów graficznych Ale to drobiazgi. Zadziwiłaś mnie czymś. Ty, MISTRZYNI grafiki tekstowej nagle zaczęłaś pisać jednym cięgiem, jak od sznurka. Zdrowiej, estetyczniej i łatwiej czytałoby się, gdybyś w jakiś sposób wyróżniła przeżycia narratorki, od jej komentarzy. -
straszna noc -postepilog-
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na Tali Maciej utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Pierwsze cztery wersy dobre (poprawić interpunkcję) potem załamanie rytmu (o rymie w ogóle trudno mówić). Mógłbyś nad tym jeszcze poślęczeć. Nie! nie jest to sen bo naprawdę biegnę = Nie! Nie jest to sen, bo naprawdę biegnę uczucie de lirki – de lirki? ustaje ból podbrzusza – niekiedy pierwszy pomysł jest najlepszy – ustępuje kolka Wchodzę na most, który jest na rzece kolorowej – wyciąłbym „który jest”, i Kolorowej jeśli to jest nazwa, lub kolorowej rzeki – jeśli to tylko wygląd domu] – usuń klamrę Zatrzymuje się = zatrzymuję się wycięczenia= wycieńczenia W pewnym momencie, błysk wyobraźni – tu chyba nie chodzi o wyobraźnię, lecz przypomnienie, świadomość? Jak jasny piorun widzę – nie rozumiem tego sformułowania wraz z wizualizacją – wizualizacja? Fe! Z wizją. zaczynam słyszeć urojone odgłosy – jeśli słyszysz te głosy, to skąd wiesz, że są urojone? Przecież piszesz w pierwszej osobie. Wymiotuje =ę W domu chcę zmyć z ciała krew – nie podoba mi się szyk (krew z ciała?), (obmyć się z krwi?) ( z ciała zmyć krew?), (zmyć z siebie krew?) czuję jak jestem tym brudem oblepiony – piszesz o krwi nie o brudzie, a więc nią oblepiony, lub wykasuj „tym”. ma wielkie czerwone oczy, małe kły – według mnie demon winien mieć małe czerwone oczy i wielkie kły, ale widać są różne ich gatunki Jego włosy chaotycznie porozrzucane – coś mi nie leży szyk tego zdania Głowa przybita do pierza poduchy – piękne sformułowanie dziwnego stanu zamyślenia, odłączenia umysłu od ciała – może otępienia? Puk puk puk – przecinki Z przestrachem podszedłem ,chwyciłem klamkę , za drzwiami nie było nikogo, - (przestraszony, przerażony) podszedłem (do? drzwi) i otworzyłem. Za drzwiami nie było nikogo Szybko podbiegłem do okna, gdy odsłoniłem żaluzje = Szybko podbiegłem do okna. Gdy odsłoniłem żaluzje Mój anioł stróż Będę się za pana modlić - w kwestiach poezji jestem NOGA, ale wydaje mi się, że „Będzie się z a pana...” To tyle uwag technicznych. Generalnie tekst wielce obiecujący. Zobaczymy, czy nie rozmienisz go na drobne. -
Kochanie... (wiem, że gdzieś jesteś)
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na Katarzyna Brzezińska utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Miły, sympatyczny tekst. Mnie ta "osóbka" również uderzyła po oczach. Jeśli zmienisz jakieś słowo, to tekst nadal będzie twój. Nie przywiązuj nadmiernej do takich szczegółów. Pozdrówka. -
Bambino, czyli drzewa umierają stojąc IV
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na Leszek_Dentman utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Dzięki H.S.- poprawiłem "się". Aksjo, trudno każdy odcinek kończyć w zaskakujący sposób - to jednak nie jest miniatura. Na razie powoli zmierzam do celu. Zaskakiwać powinien finał, a na razie chodzi raczej o wytyczenie tylu ścieżek, by czytelnik miał gdzie się zgubić, i nie mógł z góry przewidzieć kto zabił, dlaczego, i czy zabił wogóle, czy też sam został zabity. -
Bambino, czyli drzewa umierają stojąc IV
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na Leszek_Dentman utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
10 Na posterunku rozdzwonił się telefon. Dyżurny podniósł słuchawkę: – Polizia Municipale. Słucham. – ... – Pańskie nazwisko? Halo! Halo! Odpowiedział mu tylko sygnał. Dyżurny połączył się z innego telefonu z przełożonymi, powiadamiając ich o otrzymanej przed chwilą informacji. 11 Policja miejska i karabinierzy przeprowadzili pośpieszną ewakuację klientów i personelu domu towarowego, oraz pracowników i mieszkańców pobliskich budynków. Zablokowano ponadto kwartał ulic przylegających do obiektu. W chwilę potem budynkiem wstrząsnął potężny wybuch. Na miejscu zdarzenia niemal natychmiast pojawiły się wozy bojowe straży pożarnej. Po ugaszeniu płonącej zawartości magazynów straż odjechała. 12 Tino siedzący w samochodzie szefa, wyjaśnił mu istotę swojego pomysłu: – ... odpowiednią broń uda mi się załatwić, – powiedział szef – ale czy Toni poradzi sobie z elektroniką? – Twierdzi, że tak, z tym, że trudno będzie zorganizować mikronadajniki o odpowiedniej mocy. – A gdyby użyć komórki... – Myślałem o tym, ale co by się stało, gdyby ktoś przedwcześnie zadzwonił na ten numer. Chociażby przez pomyłkę. Cała akcja na nic. Musi być radionadajnik. Ten typ jest najprawdopodobniej jedynie na wyposażeniu armii. No i przepustki... – Z przepustkami nie będzie problemu. Nadajniki też się da skombinować. Porozumiem się z Centralą - i, jeśli wyrażą zgodę, przystąpimy do szczegółowego rozpracowania akcji. 13 Tino i Toni weszli do gmachu telewizji. Był już późny wieczór, lecz przepustki okazane wartownikowi nie wzbudziły u niego najmniejszych wątpliwości, włączył więc przycisk otwierający drzwi. Po przejściu przez hol, skierowali się na schody wiodące do podziemnej części budynku. – Gdzie teraz? – szeptem zapytał Toni. – W prawo. Pokój numer trzydzieści siedem. Idąc wzdłuż korytarza sprawdzali numery namalowane na drzwiach. – Jest. Jest trzydziestka siódemka – powiedział Tino. – Wchodzimy. Toni nacisnął klamkę i pociągnął do siebie. Drzwi ustąpiły. – Jak na razie, wszystko zgodnie z planem – stwierdził zadowolony Tino. Znaleźli się w sporym pomieszczeniu z rzędami metalowych szafek. Tino rozejrzał się i podszedł do jednej z nich. Wyjętym z kieszeni kluczem otworzył zamek i uchylił drzwiczki. W szafie dostrzegł dwa niebieskie, monterskie kombinezony, oraz dwie torby na narzędzia. – Sprawdź, czy niczego nie brakuje. Toni przejrzał zawartość toreb. – Jest wszystko, prócz tego. Wyjął zza pasa jakiś podłużny, owinięty w kawałek tkaniny przedmiot i włożył go do torby. Obaj wyciągnęli z kieszeni jeszcze kilka niewielkich pakiecików i wepchnęli je do drugiej torby, po czym nałożyli kombinezony. – Tino, pokaż jeszcze raz ten plan. Tino sięgnął pod kombinezon i z kieszeni koszuli wyjął złożoną kartkę papieru. Rozłożył ją na podłodze i obaj pochylili się nad nią, i analizowali przez chwilę wodząc palcami po kartce. – No to chyba już wszystko jasne. Nie powinniśmy zabłądzić – stwierdził Tino. Opuścili szatnię i poszli w kierunku windy. Tino miał już nacisnąć przycisk, ale w ostatniej chwili zrezygnował. – Wiesz co, lepiej chodźmy schodami. – Dlaczego? – A jeśli w windzie spotkamy kogoś? Zapamięta ten fakt i potem może nas opisać glinom. – Przecież na schodach też możemy się na kogoś natknąć. – Mało prawdopodobne. Myślisz, ze im chce się chodzić po schodach? Nie znasz tego środowiska. Taki gość będzie co rano uprawiał jogging, każdej soboty będzie grał w tenisa, ale do kibla we własnej chałupie jechałby samochodem. A jeśli nawet, to szybko miniemy się na schodach i nie będzie miał czasu, by nam przyjrzeć. Poszli więc w kierunku schodów, którymi dostali się do podziemi i udali się na drugie piętro, po czym poprzez plątaninę korytarzy dotarli do celu. Celem tym były dźwiękoszczelne drzwi z napisem STUDIO D. Podświetlana w czasie nagrywania programów tablica nad drzwiami był ciemna. Mężczyźni weszli do środka. Było to niezbyt duże pomieszczenie, rozjaśnione jedynie słabą poświatą wpadającą przez okno reżyserki, urządzone w sposób wskazujący na to, że realizuje się w nim programy publicystyczne. Rozejrzeli się po nim świetle wyjętych z toreb latarek. Przez szybę zajrzeli jeszcze do reżyserki - nikogo tam nie było. Nałożyli silikonowe rękawiczki, po czym Toni wyjął z torby jeden z pakiecików i rozwinął opakowanie. Wewnątrz znajdował się miniaturowy mikrofon-nadajnik, z metrowej długości przewodem antenowym. Toni uchylił drzwi studia i ostrożnie wyjrzał na korytarz, na którym panowała niczym nie zmącona cisza. Wyszedł więc na zewnątrz i kawałkiem taśmy przykleił przewód w kącie utworzonym pomiędzy płaszczyzną drzwi, a framugą, tak by mikrofon zwisał tuż nad posadzką korytarza. Toni powrócił do studia zamykając drzwi za sobą. Z kolejnego pakiecika wyjął niewielki odbiornik połączony kabelkiem z mikrosłuchawką. Wcisnął słuchawkę do ucha i przez chwilę dostrajał jeszcze głośność wystającym z odbiornika potencjometrem, po czym schował go do kieszeni. Po wykonaniu powyższych czynności podszedł do kamery, przy której zatrzymał się Tino. – To ta? – Zapytał. – Chyba tak... Jest na środku, to pewnie z niej będzie szedł główny obraz. Rozłożyli resztę zawartości toreb i przystąpili do demontażu obudowy. W pewnym momencie Toni dał koledze znak, by zachowywał się jak najciszej. Wskazał na ucho, w którym tkwiła słuchawka, a palcami drugiej ręki naśladował kroki. – Idzie ktoś – szepnął i podszedł do drzwi trzymając oburącz kawałek cienkiego, lecz mocnego drutu. 14 Na końcu korytarza, przy którym mieści się studio „D” pokazała się sylwetka poruszającego się spokojnym, miarowym krokiem człowieka. Po chwili można było rozpoznać uniform strażnika. Coraz głośniejszy stukot podkutych butów donośnym echem odbijał się od ścian korytarza. – Zatrzymał się gdzieś blisko – poinformował szeptem Toni. Przez kilkadziesiąt sekund czekali w milczeniu. Strażnik zatrzymał się niemal przy samych drzwiach studia. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił. Zaciągnął się kilkakrotnie, po czym ponownie ruszył przed siebie, nie dostrzegając zwisającego nad posadzką mikrofonu. – Odchodzi. – Toni odetchnął z ulgą. Po upływie kilkudziesięciu sekund mężczyźni przystąpili do dalszej pracy i po chwili część obudowy kamery została zdemontowana. Tino wyjął z torby ów podłużny przedmiot i odwinął go z płótna. Przedmiotem tym była pogrubiona na jednym końcu rurka. Wspólnie przystąpili do zamocowania jej wewnątrz obudowy za pomocą kleju epoksydowego. – Włożyć? – zapytał Toni. Tino skinął przyzwalająco głową. Toni włożył więc do rozszerzonego końca rurki jakiś niewielki przedmiot i przy pomocy klucza nakręcił na rurkę nakrętkę, od której odchodziły dwa cienkie przewody. Następnie wewnątrz obudowy przykleił jeszcze jeden prostopadłościenny element, do którego przymocował przewody odchodzące od rurki. Do otworu w jego ścianie wcisnął końcówkę jeszcze jednego przewodu i wypuścił go na zewnątrz kamery, przyklejając kropelkami kleju do nogi statywu. – Antena – wyjaśnił Toni. Po wykonaniu tej czynności Tino zakleił otwór w obudowie kawałkiem papieru, po czym wspólnie przystąpili do ponownego zamocowania obudowy kamery. Z kolei Toni zamaskował papier przy pomocy lakieru w sprayu, a na koniec wziął z woreczka garść kurzu i rozdmuchał go po powierzchni kamery w celu zatarcia śladów swojej pracy. Tino, używając taśmy mierniczej zmierzył kamerę, oraz jej odległość od stojącego za stołem krzesła, po czym zapisał te dane na ręce. – Po co te pomiary? – zapytał Toni. – Będę musiał obliczyć odchylenie od osi optycznej kamery. Co prawda studio jest niewielkie, ale jednak wolę uwzględnić poprawkę. A teraz możemy się już zwijać. Mężczyźni wyszli na korytarz, zdejmując po drodze mikrofon przyklejony do drzwi. Tą samą drogą powrócili do szatni, gdzie zrzucili kombinezony i zatrzasnęli je w szafce razem z torbami. Gdy przechodzili obok portierni, pilnujący wejścia ochroniarz odezwał się ze współczuciem: – Dobranoc, panowie redaktorzy. – Dobranoc – odpowiedzieli. – Że też chce się panom tak pracować po nocach... 15 W licznych klatkach, oraz wiwariach laboratorium naukowego kierowanego przez profesora Carlssona przebywało wiele zwierząt różnych gatunków i rozmiarów. Można też dostrzec dużą kolekcję roślin. Mimo późnej nocy, odziany w „kosmiczny skafander” człowiek, montował pod laboratoryjnymi stołami jakieś urządzenia. -
Bambino, czyli drzewa umierają stojąc III
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na Leszek_Dentman utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Wyluzuj Pedro. Wszystko ma się połączyć w logiczną całość, ale to dopiero jakieś dwadzieścia procent całości. Dzisiaj postaram się wkleić kolejny odcinek- a potem znowu czterodniowa przerwa reklamowa. Pozdrówka. -
Bambino, czyli drzewa umierają stojąc I
Leszek_Dentman odpowiedział(a) na Leszek_Dentman utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Słuszna uwaga wojt s - zmieniłem na stan zgodny z budową anatomczną. Dzięki za podpowiedź.