Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Leszek_Dentman

Użytkownicy
  • Postów

    1 458
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Leszek_Dentman

  1. zalotnik - pasażer samolotu siedzący na tylnym miejscu
  2. Szczypiorek - czy znacie kogoś, kto na imię ma Piorek? ;-)
  3. rozwodnik - barman "chrzczący" alkohol bezwodnik - uczciwy barman (rzadkość) rzadkość - osteoporoza
  4. ciemniak - fotograf tykanie - skaknie o tyczce tyczkanie - odgłos zegareczka
  5. No co jest, czarodziej słów? ;-) Nie macie pomysłów? na początek proponuję: śledzik - szpicelek
  6. Hugonotki (Notki Hugo(na) - aforyzmy profesora Hugona Steinhausa. Dla lepszego zrozumienia istoty zabawy odsyłama na stronę: http://pryzmat.pwr.wroc.pl/Pryzmat_162/162hugo.html
  7. Ja, o ile pamiętam nie nie mówiłem, że tu jest wątek fantastyczny. Ale jednak element s-f występuje. Przecież uzyskanie w laboratorium wirusa - bo zakładam, (choć tego nie napisałem), że czynnikiem powodującym zmianę genotypu ze zwierzęcego na roślinny jest jakiś wirus - to nic innego jak sci-fi. Przemiana jest efektem jego działania. Dzieki za uwagi. Chyba poważnych poprawek nie będę w stanie porobić, bo już mam to poza sobą. Alea iacta est. No, gdyby Amber, lub Harlequin zaproponował mi wydanie, to wziąłbym pewnie z miesiąc urlopu, zasuwałbym dniami i nocami i tak bym to spieprzył, że już nikt nie chciałby tego tekstu, nawet gdybym miał dopłacać.
  8. Z tymi czasami rzeczywiście miewam problemy, ale nie wynika to z pośpiechu, lecz z faktu, że pierwotna wersja poswtała jako scenariusz, czy raczej coś, co wydawało mi się być scenariuszem. Teraz w trakcie przeróbek gubię się czasami. Zaraz poprawiam. Kora chyba (na razie ) pozostanie.
  9. 36 Kiedy następnego dnia, nad horyzontem ukazało się słońce, oświetliło postaci stojących w tym samym, co wczoraj miejscu, jakże jednak odmienionych Sandry i Tina. Trwały w bezruchu, twarze ich stały się brązowe i poorane głębokimi bruzdami. Jedynie ich oczy pozostały niezmienione. Nadeszła zima, potem wiosna. Zaczynają kwitnąć drzewa i krzewy. Z Sandry i Tina opadła postrzępiona odzież, lecz to, co się pod nią ukazało w niczym nie przypominało ludzkich ciał. Całe były pokryte brązową, spękaną korą, a z tułowi, ramion i głów zaczęły wyrastać gałązki, które następnie pokryły się zielonymi listkami. Potem na każdym z nich ukazał się jeden duży, wabiący pszczoły kwiat. Kiedy nadeszło lato jeden z kwiatów przekształcił się w owoc, który jesienią spadł na ziemię. Następnej wiosny u stóp drzew wyrósł młody pęd. Drzewa chroniły swoje dziecko przed palącymi promieniami słońca i podlewały strząsaną z gałęzi rosą. 37 Na miejsce, gdzie Sandra i Tino ulegli tej nieprawdopodobnej przemianie przybiegła grupa chłopców. – Bawimy się w wojnę? – zaproponował jeden. – Nie, lepiej w policjantów i złodziei – zasugerował inny. – A może w tych... no... telo... – zabrał głos najmłodszy. – Terrorystów, Marco – podpowiedział inny chłopiec. – Tak, właśnie. Tellolystów. – Dobrze, niech będzie. Robimy karabiny! Chłopcy rozbiegli się po krzakach w poszukiwaniu odpowiednich gałęzi. Marco zaś złamał młode drzewko rosnące u stóp rodziców i zaczął obrywać z niego listki. Po chwili chłopcy rozbiegli się po chaszczach. Wokół rozlegają się okrzyki: – Ta-ta-ta! Jesteś zabity! Nieprawda, to ty jesteś zabity! Hurra! Naprzód! Ta-ta-ta. Z wąskiej szczeliny, w miejscu, w których kiedyś znajdowało się oko Sandry wypłynęła kropla złocistej żywicy i powoli spłynęła po korze. EPILOG Kilka lat później pojawił się w tym miejscu projektant, wraz z ekipą geodetów, którzy przystąpili do niwelacji i pomiarów terenu. Nieopodal z groźnym pomrukiem potężnych silników czaiła się gotowa do ataku wataha koparek i buldożerów. Mierniczy przystąpili do pracy, a ich pomocnik znaczył farbą przeznaczone do wycinki drzewa. Kiedy zamachnął się pędzlem, by wydać wyrok na drzewo będące kiedyś Tinem, projektant wstrzymał go. – Te dwa zostaw! – W jakim celu? – zapytał geodeta. – Po co drzewa w supermarkecie? – W tym miejscu ma powstać przechowalnia dla dzieci. Coś w rodzaju żłobka. Po to by rodzice mogli swobodnie oddawać się szałowi zakupów, bez potrzeby pilnowania swoich pociech. Trzy miesiące później supermarket oddano do użytku. Dzieciaki, pod czujnym okiem opiekunki radośnie bawiły się na rozlicznych urządzeniach zainstalowanych w przechowalni. Nad nimi stały dwa drzewa ze smutnie zwisającymi gałęziami.
  10. W miejscu nazywanym Eden mieszkał ongiś facet jeden, aż kiedyś, z nudów zapragnął cudu. I dostał - na naszą biedę.
  11. 31 W mieszkaniu Rona odbywało się party, w którym oprócz gospodarzy uczestniczyły dwa zaprzyjaźnione małżeństwa. Po wstępnych powitaniach i wymianie informacji o swoich wakacjach i wychyleniu pierwszych drinków jedna z przyjaciółek pani domu zaproponowała: – Ron, może byś puścił jakąś muzykę? Mam ochotę potańczyć. – Już się robi. – Ron nacisnął przycisk odtwarzacza, głośniki pozostały jednak nieme. – Cholera, zapomniałem zanieść go do naprawy. Niestety, nic z tego nie będzie, ale mogę włączyć telewizor... – Chwileczkę, Ron – odezwała się żona. – Do tej pory nie wiemy co jest na tej płycie. Całkiem o niej zapomniałam. Przynieś zestaw audio od dzieci. – A co to za płyta? – zapytał jeden z sąsiadów. – Po powrocie z wakacji znalazłem w skrzynce pocztowej paczuszkę z jakąś płytą. Chcieliśmy ją przesłuchać, ale odtwarzacz, jak widzisz był zepsuty. Potem całkiem o niej zapomnieliśmy. Nawet nie wiemy kto jest nadawcą. – Po co masz taskać taki ciężki sprzęt? – odpowiedział sąsiad. – Przecież masz laptopa. – Słusznie. Głośniki też do niego dokupiłem. Momencik. Wyszedł do gabinetu, a po kilku sekundach powrócił z laptopem i uruchomił go. Wyjął płytę z odtwarzacza i położył na tackę napędu. Po chwili na ekranie ukazała się jej zawartość. Ron włączył odtwarzanie. 32 W sobotni poranek Sandra z Tinem wyszli na spacer. – Patrz Tino, jak pięknie wokół. Przypomina mi się pewien wiersz. – Jaki? – A nie będziesz się śmiał? – Gdzieżby śmiał. – No to posłuchaj. PORANEK Na liściach lśnią kropelki rosy -poranka łzy przejrzyste. Wśród drzew się niosą ptaków głosy, aż drży powietrze czyste. Dzięcioł z zapałem dziuplę kuje, świerszcz koncertuje w trawie, trzmiel głośnym basem mu wtóruje, rechocą żaby w stawie. Blask słońca listowie przenika, jak jasnozłote włosy. Ucichła poranna muzyka. Wyschły kropelki rosy. – Ładny. Kto to napisał? – Ja, jak byłam w Polsce u babci. Widzisz, jaką masz genialną żonę. Sandra zerwała gałązkę z rosnącego w pobliżu krzewu, złączyła końce splatając je w kółko i nałożyła na skronie. Następnie, przybierając patetyczną pozę, stanęła na leżącym nieopodal głazie. – Fakt. Powinnaś otrzymać nagrodę Nobloscara. – zaśmiał się Tino, składając przed nią głęboki pokłon. – Wiesz co, Sandro, – dodał obejmując żonę – jestem bardzo szczęśliwy. W końcu wszystko jakoś się ułożyło. Dobrze mi z tobą i na pewno zawsze będzie. I wiesz co, ja też kiedyś napisałem wiersz. – Chyba żartujesz?! Kiedy? – Jak miałem czternaście lat byłem z klasą na wycieczce w Wenecji. I wtedy mi się przydarzyło. – Coś ty? Zadeklamuj. – Eee, nie będę się wygłupiał. – No powiedz, Tino. Proszę cię. – No dobrze. Posłuchaj. – Tino zastanawiał się przez chwilę. SERENISSIMA Z dawna zbierają się czarne chmury nad miastem. Wilgoć wciąż zżera mury. W kwaśnych opadach niszczeją stiuki, miliony butów wyciera bruki. Jak długo jeszcze wszystko wytrzyma Wenecja - Serenissima? Czy ja was jeszcze kiedyś zobaczę domy, kościoły, ulice place cudowne mosty, pałace stare, z Piazza San Marco gołębie szare? Modlę się za nią. Niechaj się trzyma. Wenecjo, trwaj - carissima! – Dno! – zawyrokowała Sandra. – No widzisz, wiedziałem, że się ci nie spodoba. – Żartowałam, głuptasie. Podoba mi się. 33 Z podłączonych do laptopa głośników dobiegał głos profesora: Nie wiem, kto będzie słuchał tego nagrania, ale zaklinam go na wszystkie świętości, by porobił większą ilość kopii i przekazał je prasie, i telewizji, oraz opublikował w Internecie. Nasz instytut prowadził prace nad uzyskaniem niezwykle groźnego dla zwierząt i ludzi preparatu biologicznego, którego działanie polega na... 34 Sandra z Tinem dotarli do niewielkiego zagajnika u stóp stromego zbocza. Nagle Tino nastąpił na ukrytą wśród traw, nieco już przerdzewiałą puszkę, miażdżąc ją. Nie zwracając na to uwagi zakochana para kontynuowała swój spacer, jednak, po przejściu kilkudziesięciu metrów Sandra zatrzymała się. – Tino! Coś dziwnego się ze mną dzieje. Kręci mi się w głowie, mam nudności. Czuję się jakaś taka usztywniona i odrętwiała. – A może jesteś w ciąży, kochanie? – O, tak! Na pewno masz rację. – To cudownie. Wracamy do domu, a jutro zaprowadzę cię do doktora. – Zawrócili w kierunku domu, gdy nagle Tino przystanął. – Nie, Sandro. To nie to. Ja też czuję się jakoś dziwnie. Nie mogę się poruszać. Co to może być?! 35 Goście Rona w skupieniu słuchali nagrania. – ...moją wolą jest i spoza grobu wołam o jej spełnienie. Nie dopuśćcie do uruchomienia produkcji tej straszliwej broni. – To potworne – odezwał się Ron po chwili milczenia. – Wiecie co – skopiujmy nagranie w kilkunastu egzemplarzach, i podzielmy się nimi, a potem niech każdy porozsyła, gdzie kto może. Jeśli znacie jakichś godnych zaufania dziennikarzy, to przekażcie im bezpośrednio. Gdybyśmy mieli tylko jedną kopię mogłaby utknąć na jakimś biurku i sprawa nigdy nie ujrzałaby światła dziennego.
  12. Panie nadszyszkowniku Cichy Melduję posłusznie, że, mimo usilnych starań nie zdołałem sobie przypomnieć, w jaki sposób makaroniarze serwują swoją pastę. W tej sytuacji postanowiłem zmienić potrawę na „ruschie pieroghi”. Zmiana ta, jakkolwiek nie wpłynie na rodzaj śmierci, jaką przewidziałem dla głównych bohaterów, w istoty sposób wpłynie na dalszy ciąg narracji i w konsekwencji narzuca wprowadzenie znacznych przeróbek w kolejnych odcinkach mego opowiadania. ;-))) Młodszy podszyszkownik Dentman.
  13. 30 Tego samego wieczoru, Sandra i Tino odpoczywali po dniu pracy w swoim, umeblowanym już domku. Telewizja transmituje koncert, w którym z towarzyszeniem grupy dzieciaków To_Ya śpiewa swoje przeboje, w tym słynne już na cały świat „Bambino”. – Ach, Tino, tak bardzo pragnę mieć dziecko. Tylko tego nam brakuje do szczęścia. No, prawie tylko tego. – Na pewno będziemy mieli całe stadko słodkich dzidziusiów. Byłaś u lekarza? – Byłam. – Co powiedział? – Robił mi nadzieję... – No widzisz, będzie dobrze. – ...ale odniosłam wrażenie, że mówił to bez przekonania. – Jeśli okaże się, że nic z tego nie wyjdzie, to ostatecznie możemy zdecydować się na adopcję. – Naprawdę, Tino!? Zgodziłbyś się na to? – Oczywiście, że się zgodzę. – To wspaniale, ale na razie jeszcze zaczekamy? – Tak, na razie czekamy, ale może w międzyczasie przygotujesz coś do zjedzenia. Koncert się już kończy. – Już idę, kochanie. Sandra wyszła do kuchni, Tino zaś, nie wyłączając telewizora sięgnął po gazetę. Gdy Sandra wróciła do pokoju z półmiskiem ruskich pierogów, oraz miseczką skwarków i drugą pełną śmietany, akurat zaczęły się wiadomości. Tino zabrała się do jedzenia pierogów ze skwarkami. – Nasz dzisiejszy program rozpoczynamy informacją dnia – aksamitnym głosem relacjonowała prowadząca – dziś we wczesnych godzinach porannych podczas próby rutynowej kontroli samochodu, w pobliżu miasteczka Lamezia w Kalabrii doszło do ucieczki, oraz wymiany ognia pomiędzy pasażerami jednego z samochodów, a policją. W wyniku strzelaniny ścigany pojazd wypadł z trasy i stoczył się ze wzgórza. Kierowca poniósł śmierć na miejscu, pasażer natomiast zmarł w drodze do szpitala. Przed śmiercią zdążył jednak złożyć zeznanie, z którego wynika, że byli oni ostatnimi członkami organizacji terrorystycznej, znanej jako Amarantowe Legiony. Całe nasze społeczeństwo z niecierpliwością oczekuje na ostateczną... – Tino! Słyszysz? Tino, jak zahipnotyzowany wsłuchiwał się w słowa reporterki. – ...likwidację plagi terroryzmu, jaka ostatnio ponownie rozpleniła się we Włoszech i innych, głownie wysoko rozwiniętych krajach świata. – Słyszałeś? Nie ma już Legionów. Jesteś wolnym człowiekiem. Już nie musisz się o nic martwić. – Tak, to prawda. Możemy rozpocząć normalne życie. Pojutrze pojadę do Rzymu i zacznę załatwiać wszystkie formalności, a od nowego roku akademickiego wracam na studia. Spotkam się również z rodzicami. Teraz będę mógł im ciebie przedstawić. Na pewno bardzo się ucieszą. Aha, Sandro, co to było? – O co ci chodzi? – Co ja właściwie jadłem? – Ruskie pierogi. – Ruskie? Znaczy rosyjskie? – Nie, polskie. – To dlaczego nazywają się ruskie? I skąd w ogóle znasz polską kuchnię? – Oj, Tino! Przecież ci mówiłam, że moja matka byłą Polką. Nauczyłam się od babci, kiedy byłam u niej na wakacjach, wtedy... – twarz Sandry spochmurniała –no wiesz... kiedy rodzice lecieli na Alaskę. – Rozumiem. Wtedy byłą ta katastrofa. – No właśnie. A co, smakowały ci? Spróbuj jeszcze ze śmietaną. – Pycha. A ja myślałem, że tylko my i Francuzi potrafią gotować. Po kilku dniach Tino, wraz z Sandrą stanęli przed drzwiami willi państwa Venturi. Ledwo Tino zdążył sięgnąć do dzwonka, drzwi rozwarły się na oścież i stanęła w nich matka Tina. Za jej plecami ukazała się sylwetka pana Venturi. – Pozwólcie, że przedstawię wam swoją żonę. Być może, trochę późno, ale sami rozumiecie, że nie mogłem tego uczynić wcześniej. – Witaj w rodzinie, moja droga. – Powiedziała pani Venturi ściskając serdecznie synową. – Cieszymy się, że mogliśmy cię poznać. – Dodał mecenas Venturi. – Lepiej późno, niż wcale. Ale nie rozmawiajmy w drzwiach. Wchodźcie do salonu. Wszyscy weszli do salonu i rozsiedli się na fotelach. – Espresso? – Zapytała pani Venturi. – Tak, prosimy. – Wszyscy ochoczo zaakceptowali propozycję. – A teraz chciałbym wam zadać pytanie. – Powiedział pan Venturi, gdy na stoliku stanęła taca z kawą. – Po pierwsze - czy macie zamiar przyjąć takie nazwisko, jakiego powinniście faktycznie używać? – Oczywiście tato. Postaram się jak najszybciej załatwić formalności, by powrócić do nazwiska Venturi dla siebie i Sandry. – Po drugie – kontynuował Venturi – gdzie będziecie mieszkać? Mam nadzieję, że z nami. – To chyba oczywiste. – Do rozmowy wtrąciła się pani Venturi. – Jeśli się zgodzicie, to chętnie skorzystamy z waszej propozycji - prawda, kochanie? – Tino spojrzał pytająco na Sandrę. – Bardzo chętnie. Będzie okazja do bliższego zapoznania się. – No to załatwione. Ale dopiero od wakacji. Aktualnie mamy pewne zobowiązania – oboje pracujemy. – To świetnie, kochani - bardzo się cieszę. Mam nadzieję, iż niedługo będę się mogła zajmować swoimi wnukami. – Rozmarzyła się matka Tina. – Tak.. mamo. – Niepewnie odpowiedziała Sandra 31 W mieszkaniu Rona odbywało się party, w którym oprócz gospodarzy uczestniczyły dwa zaprzyjaźnione małżeństwa. Po wstępnych powitaniach i wymianie informacji o swoich wakacjach i wychyleniu pierwszych drinków jedna z przyjaciółek pani domu zaproponowała: – Ron, może byś puścił jakąś muzykę? Mam ochotę potańczyć. – Już się robi. Ron nacisnął przycisk odtwarzacza, głośniki pozostały jednak nieme. – Cholera, zapomniałem zanieść go do naprawy. Nic z tego niestety nie będzie, ale mogę włączyć telewizor... – Chwileczkę, Ron – odezwała się żona. – Do tej pory nie wiemy co jest na tej płycie. Całkiem o niej zapomniałam. Przynieś zestaw audio od dzieci. – Co to za płyta? – Zapytał jeden z sąsiadów. – Po powrocie z wakacji znalazłem w skrzynce pocztowej paczuszkę z jakąś płytą. Chcieliśmy ją przesłuchać, ale odtwarzacz, jak widzisz był zepsuty. Potem całkiem o nie zapomnieliśmy. Nawet nie wiemy kto jest nadawcą. – Po co masz taskać taki ciężki sprzęt? – Odpowiedział sąsiad. – Przecież masz laptopa. – Słusznie. Głośniki też do niego dokupiłem. Momencik. Wyszedł do gabinetu i po chwili uruchomił komputer. Wyjął płytę z odtwarzacza i położył na tackę napędu. Po chwili na ekranie ukazała się jej zawartość. Ron uruchomił odtwarzanie.
  14. Leszek_Dentman

    ocki san

    Choć się bardzo stara mówią mu "SAJONARA".
  15. Leszek_Dentman

    oracz

    Przeorałby przeora, lecz niebożę nie może.
  16. Dzięki Tichon, za uzasadnioną krytykę, ale konkurs - to konkurs i chyba już nie wypada niczego zmieniać.
  17. Nie wiem, czy obrzydliwe. Nigdy nie próbowałem. Ale serio. Faktycznie o zjedzeniu własnych dzieci starożytnym zdarzała się opowiadać (zresztą archeologiczne wykopaliska potwierdzają tego typu akty kanibalizmu, jednakowoż w tym przypadku mamy do czynienia z czymś innym. Czytałeś może opowiadanie (nie pamiętam tytułu) Topora o zaginionych w górach facetach, z których jeden połamał sobie nogi? Gościu zeżarł własną (ten własnie motyw jest bliższy sensowi mojej makabreski) nogę i był w lepszej kondycji niż współtowarzysze.
  18. Dziekuję pani i panom za niezłe recenzje. Wypada mi tylko jeszcze żywic nadzieją, że dodacie mi po punkciku za odwagę i determinację - wszaszkże zgłosiłem sie do odpowiedzi jako pierwszy. ;-)))
×
×
  • Dodaj nową pozycję...