Przebijaliśmy się w pięciu. Było ciasno, ciemno i duszno. Wokół rozwieszały się girlandy dziwacznych, okropnie cuchnących grzybów. Nie mieliśmy żadnych narzędzi, trzeba więc było przedzierać się przez odgradzającą nas od świata zewnętrznego ścianę przy pomocy własnych paznokci. Była to jednak katorżnicza praca- zalewał nas pot, a paznokcie bolały i krwawiły. Ja jako największy i najsilniejszy przez cały czas byłem na przedzie i pracowałem najciężej. Jednak to nie ja pierwszy zauważyłem nikłą poświatę, lecz Piąty. Ze wzmożonym wysiłkiem podjęliśmy dalszą pracę. Po chwili otwór okazał się na tyle duży, że mogłem wysunąć się na zewnątrz. Drugi z Trzecim naparli na mnie, twierdząc, że muszą zrobić miejsce mdlejącemu Czwartemu i- z całym impetem- uderzyłem w sterczący kamień. Paznokieć oderwał się niemal całkowicie i poczułem okropny ból. Posłyszałem też dobiegający skądś z góry donośny głos Pana mego:
-Cholera jasna! Prawie nowe buty, a już zrobiła się dziura!
Paluch