Szedł raz Postęp leśną drogą,
przytupując lewą nogą,
jakby w tany pociągnięty.
Święty Postęp, święty, święty!
Prawa noga mu kulała,
w marszu-tańcu przeszkadzała,
jednak pląsał jak najęty.
Święty Postęp, święty, święty!
Stał przy drodze Dziad Śródleśny,
zarośnięty i obleśny.
"Czemuś taki zarośnięty?!"
Święty Postęp, święty, święty!
Z kniej śledziła setka ślepi,
jak się Postęp Dziada czepił.
Strój mu wytknął, brudne pięty...
Święty Postęp, święty, święty.
...że cuchnęło Dziadu z gęby,
poprzez próchnem zżarte zęby
i że cały był pogięty...
Święty Postęp, święty, święty.
... że mu kłaki wyszły z nosa
i że gapił się z ukosa,
że strój mchami porośnięty...
Święty Postęp, święty, święty.
... że jak mruk stał tuż przy drodze
i że marszczył brew swą srodze.
Dziad się zdawał być przejęty.
Święty Postęp, święty, święty.
Nagle jakby ze snu ożył,
jakoś strasznie się nasrożył,
złapał kija w suche łapsko
i tym kijem Postęp pacnął.
Raz i drugi, potem trzeci,
raz za razem na łeb leci
i na nogę, tę kulawą,
i na drugą, w tańcu żwawą.
Wnet się zgrały nogi obie,
pędem Postęp przed się pobiegł,
het, do sadyb leśnych ludzi,
odtąd w głuszy nie marudzi.
Zaśpiewało coś po drzewach:
"Takich tutaj mam nie trzeba,
bo ten Postęp coś podstępny!
Święty Postęp??? Nic nie święty."