
HAYQ
Użytkownicy-
Postów
8 235 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez HAYQ
-
Przez to niewinne lanie, świat się kloaką stanie. Bo kiedy chmury z-moczy, śnieg... żółty - tak zaskoczy, że Zenek też nie wstanie.
-
No przeciesz wiesz, że tylko technika w ułana zmienia... hydraulika. Bo nawet gdy gruba jest rura, to bez niej nic nie wskóra, choćby był z niego kawał byka.
-
Ja słyszałem, że w tym Kongo major sam częstował nią go, bowiem słabe miał pokrycie, ten niedojda i stręczyciel - w kartach, oraz w baja-bongo.
-
Gdy przyjdzie do głowy dziewczynie rwać gruszki na drabinie, to niech uważa... bo na dole ktoś wztrzymuje bożą wolę. ;)
-
Mistrz w Paryżu - damie w halce syfon przepchał w umywalce. - zrobiłeś to jak dawni ułani (wzdycha, z rozmarzeniem pani) mimo, że masz cztery palce.
-
I dlatego się spakował, mundur do plecaka schował i pojechał do Katangi, gdzie urządza wciąż balangi - by go nikt już nie lustrował. Żona także nie urąga, bowiem w tej prowincji Konga cicho sobie siedzi, bo w kopalni miedzi ma kochanka, jak King-Konga.
-
Takich pięciu, jak ich dwóch (?) - to nie ma ani jednego. Nieszczęścia... wszak parami... więc, nie martw się kolego ... dziś tylko, co się da dzielą jeszcze na dwa, bowiem się babka myliła, kiedy na dwa wróżyła.
-
A co to będzie, gdy na grzędzie, posadzą tak uczciwe ciało, że z dobrobytu i zachwytu psioczyć nie będzie wypadało? Chociaż... prognoza cechy ma wsze... że taki ktoś się nie uchowa, a więc narzekać będziem zawsze, wszak to... jak cecha narodowa. Nie mamy się więc martwić o co, przebierać przecież mamy z czego, a na psiczenie dniem i nocą nie starczy życia nam naszego.
-
pieprzenie o końcu świata
HAYQ odpowiedział(a) na Piotr Rybczyński utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
- dobry wieczór państwu, jutro koniec świeta, podajemy program na jutro... A myślałem, że mam pomysł na wiersz ;) Pozdrawiam -
Pewien astronauta z NASA przyłapany na golasa rzekł: yes, yes... (yes - znaczy siur) - ja też krochmal leję w żur, zamiast jajek... jest biomasa.
-
Sama winna sobie krowa - jak nie noga, to znów głowa ciągle ją bolała, więc się doczekała, że się wkurzył Casanowa.
-
Nie zatańczy Bajadera, bo posłanką jest Peppera, i w podwodnej żółtej łodzi na chama(ku...) dzieci płodzi, by z DNA czerpać na fryzjera.
-
Pięknie Waści tu gwarzycie... żadne: wicie... rozumicie, więc też rzeknę, jak Onufry, kiedy pludry wsadzał w kufry: Każda dziewka hubka Każdy chłop krzesiwo Będzie iskier kupka Jeno krzeszcie żywo
-
Chyba, że nam (kaczanoga -czu-czu) tak zagrają że korony przyodzieją, mówiąc - że... zostają! Potem w kontrybucji zapis przyiwanią taki, by i cysorz bykiem leżał... jakoż i dworaki. Mam nadzieję tylko jedną, bo mnie myśli trwożą, że się już - do jasnej ciasnej - chyba nie rozmnożą?
-
Nigdy nie podejrzewałem, chociaż Abby nie słuchałem, że AA-BB-A - wzorem tym będzie kiedyś w życiu mym i niemalże ideałem.
-
Jakże furczeć ma nasz sztandar? Pe-eR-eLu awangarda właśnie wraca sobie z pychą i zadęciem. Zamiast drzewca krótki kołek, gdzie myśl pierwsza, to pogarda, a najwyższym osiągnięciem - kaczy dołek.
-
Jak mówił, tak zrobił - wzleciał ponad chmury (czy w guru to nie wiem), lecz wiem, że do góry.
-
Nikt już Bajaderze jaj tych nie odbierze, tak starała się robić, by czasem ich nie pobić, no i wciąż są świerze.
-
Go - ni - cień po polu babę, baba go - ni - cienie trawy, lecz rozeszły się już wici, że znów z tego będą nici.
-
Nie zrobi się motyla z robaka, bo motyl fruwa, a robak s-kaka.
-
Cóż nie chciałem być Ci ością, lecz, gdy Ty tak "brykasz", daj pobrykać również innym, bo się z nimi stykasz. Kropek też nie musisz stawiać, Tego nikt nie każe Ci, lecz, gdy wierszem chcesz rozmawiać, to jak:... be or not to be.
-
Pozazdrościć wyobraźni... ino trza cóś dopracować, bo brak rytmu nieco drzaźni... nie tam... żeby krytyko-o-o-wać... lecz wiem, acan żeś nerwowy, (więc nim wzlecisz ponad chmury) miast szarżować - swemi słowy, pisz na brudno, (wtedy bzdury nie wylezą spod Twe pióry,) Wykrzykniki i przecinki w dobre miejsca sobie wstaw, (nie na prędce) zlicz sylaby i upajaj się i baw..
-
Wpadł - zamorzony piesek z Phnom Penh, bo snuł się wkrąg jak ni duch, ni cień, w łapy dwóch sekcji od dezynsekcji, co wytrzebiają nicienie w pień.
-
Jeszcze w Pol-szcze, tej pradawnej, tarcia już istniały, co w nieszczęścia ów kraj Lecha wiecznie pakowały, gdzie szlachetka, jeden z drugim uzbrojony w veta sprawiał, że do sejmu trafiał cwaniak lub gambeta. Ciągłe waśnie o prywatę, hucpy i swawole sprowadzały nam rozbiory, nędzę i niewolę. Czy się lęgną te nieszczęścia w kodzie genetycznym, czy, że władzy zwykle sięga dureń polityczny? Nie zostanie dziś polityk guru, ani wieszczem, Bo prócz własnych interesów sra na całą resztę. I tak lepsi ci włościanie, co na pańskie lali W demokracji wszystko zeżrą, chociaż nic nie siali.
-
Zamiast kozę niepokoić, czy nie prościej ją wydoić? Popacseć ji w ślipki zrobić se łoscypki i na targu kasę kroić? P.S. Wiem, łoscypek je z łowiecki i tak cepry nie poznajom, cy źrom gupie syr ze świecki, cy zaś koze tak wtrajajom.