Bo nie ma mnie
Bo nie ma ciebie
Bo nie ma gwiazd na niebie
Bo nie ma słońca
Bo nie ma cierpienia końca
Bo nie ma gorzkich łez
I w sercu już nie kwitnie bez
Gdzie zaprowadzi mnie
Moja tęsknota?
Czy do twojego ciała
Spowitego spazmami rozkoszy?
(Czy też nie...)
Tylko czas zna odpowiedź
(I Bóg i wszyscy święci i trójca jedyna)
Właśnie się budzę mamo!
Nadzieja umiera ostatnia
I nadzieja matką głupich
(Tak przecież mówią)
A ty gubisz się
W tym wszystkim
Szukając odpowiedzi
Spoglądasz w niebo
(I pytasz się Boga)
O drobne wskazówki
W swoim życiu
(Nie doszukuj się w tym żadnego sensu)
Ciepło i dobro
W sercu
To coś pięknego
W ten świąteczny czas
A zatem pojednajmy się
Z naszymi nieprzyjaciółmi
To będzie coś pięknego!
W ten świąteczny czas!
Jedno ciało
Jedna dusza
Jeden sen
(Jestem cały twój)
Jeden pocałunek
Jedno zbliżenie
Jedno westchnienie
(Ręce wyciągnięte do nieba)
Jeden dotyk
Jedna bliskość
Jedna miłość
(Bo kochać przecież trzeba)
Życie to dar
Od najwyższego
A ty nie pytaj dlaczego
Tylko rozkoszuj się
Słodkim istnieniem
I bądź poety natchnieniem
Nawet wtedy gdy
Deszczowa jesień
Puka do twych drzwi
Bo nadzieja na coś dobrego
Jeszcze się w duszy tli
Słońce nie świeci
Już dla ciebie
Bo w chwilach uniesienia
Lądujesz w ramionach ciemności
I odliczasz tylko
Minuty i godziny
By spokojnie odejść
Z uśmiechem na ustach
To koniec pieśni!
Znowu złamane serce
Który to już raz?
(Nie wiem sam)
Więc lepiej już nic nie mów
Bo tylko jedno pożegnanie
(Nam zostało)
Tyle wystarczy
Do pełni szczęścia
Po co nam łzy?
Gdy nie możemy płakać
Po co nam krzyk?
Gdy nie możemy krzyczeć
Po co nam ból?
Gdy nie możemy cierpieć
Po co nam miłość?
Gdy nie możemy kochać
No po co nam?
Kim jesteś?
Głosem który mnie prześladuje?
Nie!
(Jesteś nikim!)
Tylko wytworem mojej chorej wyobraźni
I karmisz się moimi koszmarami
(Najwyższy czas powiedzieć tobie żegnaj!)
Bo zostanę tylko ja sam
Na własnych zasadach
I zostawisz mnie w końcu w spokoju!