Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Dekaos Dondi

Użytkownicy
  • Postów

    2 770
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3

Treść opublikowana przez Dekaos Dondi

  1. Iazbela 799↔Może nie aż tak. Trza by zgłęb9ć umysł ślimaczka:))↔Pozdrawiam:)
  2. ... spojrzał pomyślał jam mądry jest lecz gdy jeszcze wyżej wszedł znowu pomyślał jam głupim jest...
  3. Pewnego dnia postanowiłem wyjechać z wycieczką szkolną, na Planetę Myślącej Wody. Stałem z kolegami na kosmodromie i czekałem na przylot naszego statku. Po chwili usłyszeliśmy donośny głos zawiadowcy: Uwaga! Uwaga! „Tylżycki Nadprzestrzenny” lecący przez „Planetę Kłaczatych Wirusów” do „Planety Myślącej Wody” wyląduje na stanowisku U1. Proszę zachować ostrożność. Gdy pojazd wylądował, otworzyły się drzwi rękawa i wessało nas do opustoszałej kabiny głównej. Miała ona wiele iluminatorów oraz trzydzieści pięć foteli pneumatycznych. Wszystkie znajdowały się przy oknie, ponieważ statek miał kształt wrzecionowaty. Oświetlony był starodawną lampą elektryczną. Usiadłem na fotelu, który dostosował się do moich kształtów. Po chwili otrzymaliśmy pozwolenie z wieży kontrolnej. Start nastąpił planowo. Pokrywa statku cudownie błyszczała w promieniach zachodzącego słońca. Przez najbliższe dwie godziny nie działo się nic szczególnego. „Tylżycki Nadprzestrzenny” bez przeszkód opuścił Układ Słoneczny. Kolejne dwadzieścia sekund, komputer pokładowy o imieniu: „Zuziu” obliczał parametry skoku. Przebiegł on w miarę pomyślnie, gdyż zgodnie z trajektorią konika szachowego. Po jakimś czasie statek wszedł na orbitę „Kłaczatych Wirusów” a po dwóch godzinach wylądował. Wypchnęło nas na zewnątrz. Tubylcy wielkości bochenków chleba oraz małe tubylątka o wyglądzie maślanych bułeczek, radośnie podskakiwały na nasz widok, wiewając kłaczkami. Po uściśnięciu macek i rozładowaniu poczty, Ziuziu dał znać migającym zniczem, byśmy powrócili do pojazdu. Po wyjściu z pola przyciągania planety, wykonał kolejny skok na skróty w kierunku celu naszej wycieczki. Po dwudziestu dwóch minutach zredukował prędkość, do stu kilometrów na godzinę. Statek powoli zwalniając, przystąpił do lądowania na planecie „Myślącej Wody.” Lądowanie nastąpiło bez przeszkód. Wyszliśmy na zewnątrz, by powitać mieszkańców, a tu ich, ani widu ani słychu. Dopiero po chwili, z różnych zakamarków, wypełzło w naszym kierunku pełno różnokolorowych stworów, o strukturze wodno galaretowatej. Widać było, że chcą z nami rozmawiać, ale nie mają za bardzo czym. Na szczęście każdy z nas posiadał elektronicznego, wszechstronnego tłumacza. Dzięki tym urządzeniom, wiadomo było, co tam luźne żelatynki, bąblą i bulgoczą. A bulgotać umiały. O tak! Całe pół godziny słuchaliśmy w milczeniu. Mówiły o przeszłości i życiu codziennym. Wytłumaczyły na przykład, że im woda bardziej myśli, tym bardziej się ścina w galaretkę, a jak wcale nie myśli, to lodowacieje. Natomiast po roztopieniu, jest już tylko zwykłą woda. Kiedy gospodarze przestali bulgotać, poczęstowali nas obiadem, składającym się wyłącznie z ryb. Później wsiedliśmy do małego autobusu powietrznego, w celu zwiedzenia planety. Były na niej domy w kształcie: zlewek, szklanek, samowarów i puszek. Małe tubylątka pluskały radośnie na placu zabaw, pełnego różnych: lejków, probówek, rur, wężów, wazonów, czajników, a nawet muszli klozetowych. W autobusach latających nie było siedzeń, ponieważ tubylcy nie mieli stałego kształtu, lecz mogli nim władać dowolnie, tak samo jak kolorami, które zmieniały się ustawicznie, poprzez różnorodne załamywanie światła. Po zwiedzeniu większości obiektów, znaleźliśmy się w Muzeum Biologi. Była tam napryskana na ścianach: ewolucja wody. Od wolnych gazów, przez zwykłą wodzę, aż do galaretowatej, myślącej. Po pożegnaniu z gospodarzami, udaliśmy się na pokład naszego statku, który wzniósł się na wysokość czterystu metrów nad powierzchnią „Myślącej Wody.” Nagle stała się rzecz najmniej spodziewana. Zuziu dostał chwilowej czkawki oraz zanik pamięci i „Tylżycki Nadprzestrzenny” zaczął dryfować w kosmosie, jak kulawa żaba w stawie. Po godzinie udało nam się wczytać pamięci awaryjną. Pomogła ona odtworzyć komputerowi poprzednią pamięć. Jednak do dawnego kursu, musieliśmy wrócić za pomocą sterowania ręcznego, bo program takiego przypadku chorobowego nie uwzględniał. Zajęło to pół godziny. Po powrocie na właściwy kurs, sterowanie statkiem przejął ponownie „Zuziu” bez pytania nas o zgodę. Z radości, że mu się polepszyło, wykonał kolejny skok, na szczęście w kierunku Ziemi. Gdy statek zaczął się zbliżać do Układu Słonecznego, komputer zmniejszył prędkość, do minimalnej prędkości kosmicznej. Nie minęła godzina, a byliśmy w „Przedpokoju Ziemi.’’ Na orbitę weszliśmy bez żadnych zakłóceń. Gdy wieża kontrolna dała pozwolenie na lądowanie, statek zaczął opadać na stanowisko kosmodromu. Po wylądowaniu, każdy z nas udał się szybko do domu, bo jutro mieliśmy też lecieć. A gdzie, to było niespodzianką. * Wyobrażaliśmy sobie, że „Tylżycki Nadprzestrzenny” przelatuje przez własną żółtą dziurę, a on tylko lśnił w blasku ojczystego Słońca i aż dziwne było, że stoi w miejscu.
  4. Poczuła ciężar na plecach i nieustający powiew wiatru. Pole ogołocone z życia, jakby przygniatało grząskim zębem czasu, a nagie stopy brodziły w gęstych chmurach. Nie przeszkadzało jej to. Tylko skąd ten zapach i co tu w ogóle robię? Wtedy ujrzała wodne zwierciadło. Migoczącą, pionową taflę. Wielki ptak siedział na ramionach. Usłyszała niby słowa –– Brawo. Nie zwątpiłaś, chociaż jesteś obrana ze skórki. –– Z jakiej znowu skórki ? –– A z czego są utkane, moje pachnące skrzydła? –– Hmm… wielkie mi co. –– Skoro tak, to bardziej wygrałaś. Za chwilę pofruniemy do krainy, gdzie rosną całe pomarańcza. –– A kasę masz? –– Zadziwiasz mnie. Jeszcze bardziej wygrałaś.
  5. topole to wysokie drzewa wierzchołki blisko nieba a życie woda stanowi żywioł czasem człek nie wie co robić gdy na drodze zmęczone ślady horyzont daleki słońce cicho świeci psyche bawi lub dławi twoje imię motyl biały wziął pod skrzydła jeszcze jesteś lub byłeś tu przez chwilę we śnie zakopiesz myśli po przebudzeniu będzie lepiej lub tylko ci się przyśni
  6. Najdłuższy tytuł, jaki w życiu napisałem:)) ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ zasuszona miłość skrzypi muzyką zwiędłego liścia oj grało się kiedyś zajebiście odłamkami pieprzył kryształ dudniły organy w pięciolinię żwawym kluczem wiolinowym pośród fugi wilgotnej na długie chwile dźwięków co potem zapachy splecione zlepiły w rozkosznym trudzie szalały namiętnie fanfary tudzież pulsujących przywołań jeszcze cholera jeszcze koniecznie no przecież ślimak muszelkę łechce wyzwala echa w rozkroku żwaworzewnie wtem oklapła batuta białym lepkim lukrem fest było jak w niebie cudnie samotna w żarze jaskinia odsapnąć kwiatuszku nam trzeba by koncert znowu zaczynać na łące pośród kłosów złocistych bocianów zabójców co w krwi zastygłe żaby miażdżą patriotycznie czerwonym dziobem spoko maleńka ty na mnie ja na tobie jeszcze płoniesz jeszcze płonę żarzenie popiół koniec
  7. nie udawaj przed światem cudownego pisklęcia wy pa da jąc z gniazda
  8. ... pod górkę ślimaczył się on wie że mu źle ścieżka daleka lecz kiedyś on czekał dlatego zostawił nie tylko zdrowie także swój domek
  9. A-typowa-b↔Raczej nie. A przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Szczerze, to dobry film, dobrze zagrany, z odpowiednią muzyką, zdjęciami, treścią itd... bardziej do mnie przemawia. W odczuciu mym jest.."mniej sztuczny"→no ale każdy inne odczuwania ma. Taki świat. Każdy czasem coś gra, do ostatniej kurtyny:)↔Pozdrawiam:))
  10. A-typowa-b↔No faktycznie. Ostatnio mnie jeden zaatakował w lesie i zaczął stukać w czoło. Musiałem odgonić. Chyba za dużo stukał i poluźnił 5 klepkę:))↔Pozdrawiam:)) Nata_kruk↔Różnie to bywa w nocy z tym stukaniem. Trza być czujnym. Nie zasnąć:)) Pozdrawiam:))
  11. Od dłuższego czasu, odczuwam pilną potrzebę skomplementowania. Nieważne gdzie i kogo. Wędruję cierpliwie, aż w końcu trafiam w objęcia opuszczonej chałupy, poprzez drzwi i od razu ją zauważam. Powabna gładkość, kłuje gałki oczne sensem pozytywnym. Skąd takie cudo przedziwne, okryta bielą, w takim nędznym otoczeniu? Jakby na mnie czekała. Tyś piękna – wrzeszczę. – Nie ma piękniejszej od ciebie tu – dodaję subtelnym słowem naocznego obserwatora rzeczy niezwykłych, zasługujących na podziw. Gdy dotykam twojego ciała, gładkiego niczym lotos, to aż ciarki rozkoszy czuję w okolicach. Poprzez twój umysł, dostrzegam tajemnicę świata... –– Przestań mi wreszcie wciskać kit w ten sposób odzywa się rama okienna.
  12. w wypasionych połaciach owiec pasterz błądzi w rozterce tęsknym wzrokiem spogląda wokół wszędzie pyta się gdzie jesteś pomiędzy słońcem a mrokiem czy bliżej horyzontu w złudnej zieleni traw szukasz początku czasami tak trudno rozwikłać sprawę odnaleźć siebie w swoim stadzie przecież nie tylko co oczom znane pozwala wierzyć w sens istnienia szukać dalej na tym się skupić i umrzeć głupim
  13. nocka zapadła księżyca nów zaszeleściło wśród listowia tu trza podejść zobczyć nie strzępić słów leży zerwany przegniły sznur e tam to tylko z gałęzi spadł trup
  14. Wielkie marzenie ma swój finał. Są na wyśnionej Planecie Lśnienia. Co prawda nie dane im było dotrwać całą rodziną, ale chociaż oni mają to szczęście. Jak setki innych, podobnych. * –– Tato! Tutaj jest bosko, ślicznie, cudownie. To ciepłe, kochające światło. Szkoda, że mama nie doczekała. –– Taa... owszem… cudownie. –– Wspominałeś o gigantycznej, przezroczystej kopule. Co pod nią jest? –– Hmm… trzymają tam najbardziej groźne drapieżniki. –– A po co? –– Żeby się... przeistoczyły. –– Nie rozumiem. –– Ja też niewiele więcej. A swoją drogą, uważaj na siebie. –– No coś ty, tato. Przecież są zamknięte. Sam powiedziałeś. –– Niby racja. –– Spójrz. Niebo się otwiera! –– W ten sposób nas karmią.
  15. czy skrawki światła da się odkleić od złudnej strony wabiącej magią a może jednak czekać na cienie wybór nasączyć myśli rozwagą a gdyby słodycz pozbawić smaku zniweczyć w ustach złudy rozdanie po cóż na próżno apetyt kochać skoro wnet wzmocni gorzki kawałek być na wahadle takiej huśtawki że człowiek leci pod same niebo klej na siodełku mieć odpowiedni szybować nie bać się lotu tego nie rzucać zwątpień na wiatru powiew wśród drzew zaginą znów niespełnione próbować kochać cierniową różę zanim zakwitnie ostatnim słowem
  16. Dekaos Dondi

    Z Kur Trzy Byki

    To taki metaforyczny skrót myślowy... wybiegają z kur trzy byki dziesiątkując biedny drób a gospodarz głośno płacze bo zdeptana kasa tu kilka kurek widząc pana zaostrzyło sobie dziób i odcięły bykom miała każda jajka pełne już wysiadują warcząc cwanie odmienimy cały ród się wykluły i wyrosły skurczybyki lumpy znów wybiegają z kur trzy byki dziesiątkując cały drób a gospodarz gdaka jęczy bo się ostał jeno smród wnet zawitał jemu sposób rewolucji uciął łby wnet przerobił bunt na rosół i zniknęły byki trzy
  17. słowa zastygłe w ciszy schowane uśpione nuty zamknięty teatr kurtyna jakby w połowie drogi przerwana rola zbędna już teraz raz po raz deski cicho zaskrzypią gdy mała myszka biegnie po scenie patrzy na domek krągły i pusty w nim zapomniany suflera beret a w miękkim kurzu jak czaszka szarym tam rekwizyty niczym w kołderce lecz obojętne duchom aktorów chociaż zapewne chciały by jeszcze przez okna świtem dzień się przeciska żeby rozjaśnić zaułki wspomnień szczur zatroskany skrzywiony wiekiem myśli wśród cieni a co tu po mnie gdzie nad widownią brzask niepotrzebny świeci pustkami aż blask szeleści woskowe świece w swych ciałach skryły brzmienie ostatniej słyszalnej pieśni czasami człowiek zlękniony nawet jeśli zostanie przez nockę całą gdy wtem z widowni oklaski słychać jakby tu nadal trochę się grało
  18. mówili na niego wariat bo wciąż czekał masz w mózgu pusto bo malował echa na żółto echa są złoto zielone durny matole takim maluj kolorem
  19. Mieliśmy z Jasiem wesoło, czego nie można powiedzieć o warzywach. Te nie miały. Co jakiś czas strzelał do nich z popsutej wiatrówki. W pomidory, ogórki, sałatę, nawet w głąby kapuściane. W liczbie ofiar nie przesadzał i nie wadził nikomu, to dawaliśmy mu spokój. Miał ustalony rytuał. Naciskał spust, porzucał broń i biegł w stronę warzywka, gdyż robił za śrut. Patykiem żłobił otwór lub gniótł nogą, gdy załadował nabój rozpryskowy. Jednak kiedyś miał pecha. Spod maszyny wystrzeliła kolba kukurydzy i ugrzęzła w gardle rzeczonego. Teraz kombajnista został snajperem warzywnym. Kleci lunetkę do procy bez gumki, na cześć prawie św. pamięci Jasia.
  20. Babciu, piszę do ciebie teraz, kiedy okno przed ciemnością, bo mam wreszcie święty spokój. Tatuś pojechał na dele… coś tam, a mamusia była przed chwilą, zaśpiewała połowę kołysanki, dała całusa w czoło, pogroziła paluchem w drzwiach, że mam w tej chwili spać, bo jutro raniutko trzeba wstać i sobie poszła. Wiesz babciu, z twoją córką, to tak zawsze jest. Czasami zapomina, że jutro niedziela i nie trzeba. A niech to, złamałam rysik co wystawał z ołówka i pisał do ciebie moją ciepłą ręką. Poczekaj chwilkę, zaraz naostrzę. Słyszałaś, jak ostrzyłaś? No nie. To ja ostrzyłam. Na pewno słyszałaś. Pamiętam, że mi kiedyś powiedziałaś, że dziadek, który jeszcze wtedy nie był twoim mężem, też na ciebie ostrzy ołówek, a ja pytałam co za ołówek, ale byłaś nieznośna i nie chciałaś wyjawić tajemnicy… no nie, a sio ty mucha głupia, usiadła na kartce i siedzi jak przylepiona. Podgląda chyba, co do ciebie piszę. E tam, niech sobie podgląda. Czy pamiętasz śmieszną sytuację, kiedy wpadła mucha do kisielu, a ja ryczałam jak wół, że ma zlepione skrzydełka i już nie poleci, jak dziadek na ciebie. No na pewno pamiętasz. Jeszcze wtedy nie byłaś tak stara i lepiej kontaktowałaś otoczenie, czy jakoś tak się mówi po dorosłemu. Wyjęłaś muchę i powiedziałaś, że mam się nie martwić i położyłaś ją na otwarte okno, żeby kisiel z niej spłynął, ale sprawdziłam następnego dnia i była już zdechła. Pomyślałam wtedy, że pająk siedzi w kącie, więc się ciało nie zmarnuję. Dziadek i tatuś mi przytaknęli, ale mama płakała, tylko nie wiem, czy ze smutku, czy ze śmiechu, bo z nią, to różnie, jak z tobą babciu. Wiesz co tobie powiem, babciu. Czasami przytulam zabawki, bo jak już będą kiedyś wspomnieniami, to trudno takie coś uściskać. Można sobie jedynie poryczeć, że ich nie ma, więc lepiej dusić, kiedy jeszcze są. Mamę i tatę i dziadka z fajką też przytulam, póki bałaganią wokół mnie, a tylko mnie wyzywają. No mówię ci babciu. Krzyż pański z nimi mam. Tylko lalki nie przytulam, bo jest ułamana i zraniła ostrym odłamaniem moje ucho. A pamiętasz, jak powiedziałam na ciebie, babcia srapcia, bo nie kazałaś mi z poduszki dalej piórek wydłubywać, a ja tylko chciałam sobie poprzylepiać i pofruwać w pokoju, ale tylko one fruwały i prawie nic nie było widać… ojeju, przeciąg, liść wleciał przez okno, ale bardziej pomarszczony od ciebie, więc nie musisz się martwić… a dziadek wtedy tak się śmiał, z tej srapci, że dostał od ciebie szturchańca i wypadła mu fajka na podłogę, a gdy się schylił… no właśnie, fajnie, że pamiętasz… pękły mu portki na tyłku, aż było słychać rozdarcie. Z wami, a szczególnie z tobą, babciu, to miałam wesoło. Jak babcię kocham. Chyba jednak najfajniej było, kiedy udawałaś wielkie lustro, w komnacie na zamku, stojąc w starej ramie okiennej, z której wystawały drzazgi, nie tylko ty, a ja w tobie się przeglądałam, bo byłam królową, tak samo starą, jak złą. Pytałam ciebie, czy jestem najpiękniejsza na świecie, a ty babciu kiwałaś, że tak, bo akurat coś tam jadłaś, a jak przestałaś, to powiedziałaś, że Śnieżka jest ładniejsza i od razu byłam Śnieżką i wybiegłam przed dom szukać krasnoludków, ale tylko sąsiad kosił trawę, więc był tylko jeden, ale sobie wyobraziłam, że jest w siedmiu osobach… a łaj, spadła mi książka na głowę. Dobrze, że mała. Chyba się za bardzo wiercę, przy pisaniu. Będę musiała pomału kończyć, bo mi się oczy trochę kleją. Nie wiem tylko, gdzie wrzucić list. Nie chcę pytać rodziców, bo to jest nasza tajemnica, że do ciebie piszę. Jeszcze by się ze mnie śmiali, że i tak nie dostaniesz… trochę zmarzłam, poczekaj chwilę…………………………………………… wykropkowałam przerwę, żebyś wiedziała, że na mnie czekałaś, jak kiedyś, a ja się z tego cieszyłam, że gdzieś tam jesteś i czekasz, chyba za dużo tego czekasz, ale co tam. Ty się nie pogniewasz. Przecież wiem, A wiesz, że miałam pomysł, by ten list jak skończę, wkopać w ziemię, w naszym ogrodzie i może by wyrosła książka. Miałaś by co czytać, bo było by w niej więcej. Może inni też nawet, co tam są z tobą. A wiesz, że kiedyś spadł wazonik z mojej szafki, ale mama powiedziała, że za bardzo nerwowo wstałam i przez to spadł, lecz ja sobie myślę, że to byłaś ty. Wlazłaś do wazonika, bo przecież teraz, to już chyba więcej umiesz, kurczę, znowu mi się złamał rysik, zaraz naostrzę, tylko gdzie podziałam temperówkę, o leży tam, gdzie nie leżała, poczekaj, piszę innym, tak jak przedtem, trochę coś kręcę chyba, bo z tobą można, ty zawsze fajna byłaś, jak nie wiem co. Mam na koniec prośbę. Poproś Piotrusia, by zrobił dziurę w niebie i wyskocz na białą chmurkę. Niech ci nogi zwisają, dyndaj nimi, to jutro rano ciebie zobaczę i pokiwam. Tylko żebyś nie spadła. Niech ci aniołki skrzydełka pożyczą, gdybyś jednak spadała. Ale chyba tam masz fajnie, więc bądź szczęśliwą. Może dziadek cię poszmyra w stopy, bo często wchodzi na drzewo, żeby być bliżej ciebie. Tylko nie wiem, czy mu rąk starczy. Na tle księżyca, wygląda jak wampir. Babciu, coś tobie powiem. Gdyby Jezusek marudził, że robicie w niebie burdel, to niech mu Piotruś wytłumaczy, że to tylko mała dziewczynka, tęskni za swoją babcią i chce ją chociaż na chwilę zobaczyć na chmurce, a niech to, ktoś idzie po schodach, chowam list, jutro wrzucę do pierwszej lepszej skrzynki, a resztę, to jakoś babciu załatwisz. Masz tam teraz znajomości, nie z tego świata. Pogadaj z aniołkami, może podfruną i list zabiorą i tobie oddadzą. Całuję. Pa. Narka. * –– Dziecko, wyjdź z okna. Burza jest. Nie słyszysz jak grzmi? –– Mamo, coś ty. To tylko babcia puściła bąka. –– No wiesz. Co ty opowiadasz. Gdyby to babcia usłyszała, to by ci dała. –– Figę by dała. Ona miała jeszcze lepsze pomysły. Chociażby wlazła do dzwonu. –– Jakiego dzwonu? Co my z tobą mamy. Same niespodzianki. –– Cieszcie się, że macie, bo jakbym się przemieniła we wspomnienie. –– W co znowu? –– Swoje wiem i już. A Piotruś wcale nie taki święty, tyko wesoły. –– Jaki znowu Piotruś? –– Święty. –– Taki jak ty i babcia? Współczuję niebu.
  21. Chciałbym chyba powtórzyć, że nie komentuję tu kogokolwiek, ale nie z braku szacunku dla Autorek i Autorów. Po prostu nie chcę się angażować w inny portal i robić wyjątki. I tak się dziwię, że jestem przez niektórych czytany, za co Dziękuję:) --------------------------------------------------------------------- w krainie struktur niewyjaśnionych gdzie miód zlepia brzęczenie pasikoników w żółte czarne paski żałobnych uciech a z okrągłej łąki drzewa podłużnymi sękami wykrawają kwadraturę koła uplecioną z trysekcji kwitnącego rzepaku pomiędzy kwitnieniem wołających ryb w rzece przesypującej nurt lśnieniem płynnej ciszy w punkcie początku teraz gdzie rodzi się czas który załapie i już nie puści do czasu gdy sam umrze w prześwitującej kołysce a dziecko narodzi się powtórnie w drugim płaczu świadomości poza każdy możliwy horyzont
  22. Pan Dzięcioł zaniemógł i leżał w gniazdku, przyfrunął pan doktor, co z tobą ptaszku. Och bardzo mi ciężko nie mogę już stukać, ktoś mi dziś w nocy, stukanie wystukał. Ależ kochany, tak powiem tobie, nie każdy co stuka, jest dzięciołem.
  23. Sylwester Lasota↔Dzięki:))↔Może myśl głupia, ale z przesłania nie wyzuta: Poeto, jak teraz zaniedbasz sprawę, to może być gorzej nawet:))↔Pozdrawiam:)
  24. usiadł poeta usiadł nie wie czy pisać czy siusiać bo jednak gdy pęcherz dusi na rymach trudno się skupić albo na jakiś przerzutniach średniówkach czy nie za krótka wtem wizje ma głowa struta to wenie chce się dziś siusiać poeta więc myśli cwanie na muszlę ją wnet posadzę nie sprawdził jednak rozmiaru płacze on teraz pomału gdyż wena cała się skryła przytula ją kanaliza poecie choć nie chce siusiać do wiersza daleko mu tam bo w głowie już nic słychać jak tu bez weny ma pisać * poeto znasz bajki morał powtórka gafy od wczoraj uszanuj nie kładź tam wenę bo znowu porzuci ciebie
  25. przyrzekam kochana powrócimy nad truskawkowe morze splotą się nasze ciepłe oddechy przepełnione zapachem bryzy o smaku zielonych szypułek jeśli będziesz chciała zatrzymasz je dłużej źrenicą gdzie żółty promień słońca zatańczy zielonym błękitem twoje wilgotne usta z drobinkami piasku a moje z echem muszelki co pachnie płatkami koralowych róż ech wiem nieogolony ja co? o! nie przeszkadza ci? rozwiniemy dywan z konfitur truskawkowych fal sycąc się wzajemnie spełnieniem drżącym niepokojem namiętnej plecionki zmysłów na spoconej plaży pod okiem bałwanów szemrzących przyzwoitek z białymi grzywkami przypływ odpływ przypływ odpływ przypływ odpływ * z koszyczków dłoni sączy się żółty piasek splecione wzajemną ufnością razem i osobno
×
×
  • Dodaj nową pozycję...