Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Dekaos Dondi

Użytkownicy
  • Postów

    2 770
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3

Treść opublikowana przez Dekaos Dondi

  1. motylkowiec co ty masz w głowie powiedz jesteś jakby motylem nad niby łąką fruwasz sobie tyłem a czym będziesz za chwilę żółtym błękitnym kolorem cierniową koronką co oplata horyzont i wschodzące słonko rozdwojonym kołem wczoraj dzisiaj jutro ech… chyba się nie dowiem trudno zatem wiersza koniec hmm... jednak coś dopowiem przytul łzę wieczorem zaśnie mniej smutna może o świcie łatwiej ci będzie gdy doczekasz jutra...
  2. Konrad Koper↔Dzięki:)↔Coś mnie napadło, więc to wrzuciłem:))↔Pozdrawiam:)
  3. niewielki wnuczek babciny jestem powiem historię o tym sweterku co babcia dla mnie robiła pięknie prawie od świtu nawet do zmierzchu ona też była bardzo rozmowna rada gawędzić ze mną i z resztą a zatem każdy pragnął ją poznać spoko bajała dziergając z chęcią na konwersacje do wciąż mówiącej biegły więc kumy z okolic wszelkich i plotkowały aż zaszło słońce a ów dziergany był coraz większy pewnego dzionka z bojaźnią rzekłem babciu ty zakończ z drutami taniec ona uśmiechy słała przepiękne bajeczkę mówiąc merdając dalej * bardzo się cieszył co pykał fajkę bo wyszła z tego aż niespodzianka babcia sweterek zrobiła w kratkę lecz nieco większy na miarę dziadka
  4. <1> A było to tak: Brat ciężko zachorował i śmierć w źrenicach przeglądać się zaczęła. Wtedy Zuzia, siostra jego – chcąc nie chcąc – do Zbawiennej Wróżki pobiegła, co mieszkała tam, gdzie dziewczynka – złorzecząc na przeszkody – w te pędy pospieszyła. A poprosiwszy o specyfik uzdrawiający, tegoż otrzymała. Jednak w drodze powrotnej, napadnięta przez inną siostrę została – innego chorego brata – która to, specyfik niosącej ukradła, by wziąć. Za niedługo brata Zuzi z tego świata kosa wycięła, a obcy brat wyzdrowiał, gdyż uchylić się mógł. Po krótkim czasie, matka Zuzi z tęsknoty za synem, zachorowała, a sprawy ten sam obrót sprawczy, przyjęły. Zuzia napadnięta przez inną córkę innej matki została... Też za niedługo, matka Zuzi umarła, a inna matka żyć nadal mogła. Za miesiąc ojciec Zuzi, z tęsknoty za żoną i synem, zachorował. Wypadki tak jak zwykle, tradycyjny finał miały. Tamten wyzdrowiał, a ojciec Zuzi, zszedł. Po kolejnym miesiącu, dziadek, z tęsknoty za córką, zięciem i wnukiem, rzecz jasna zachorował, a wszystko znany ciąg zdarzeń przyjęło. Aż kiedyś wreszcie, było inaczej i babcia Zuzi wyzdrowiała. Wtedy uradowana dziewczynka, do Wróżki kolejny już raz pobiegła, ale tym razem po to, żeby jej za uzdrowienie ukochanej babci podziękować i pozostałych bliźnich. Nie licząc obcej babci. Jej wnuczka się przewróciła i zwichnęła nogę. Lecz po miesiącu, babcie Zuzi ludożercy zabrali i maleńkie kawałki za jej żywota wycinali, by się mięso nie psuło, gdyż wyszło na jaw, iż na wszelkie dolegliwości śmiertelne, owe ciało przydatne było, lecz w rozkładzie takich możliwości nie miało. Rezolutna dziewczynka, sama na świecie zostawszy, wśród kanibali zamieszkać postanowiła. Oni to, z wdzięczności za babcie i specyficzne wnuczki zachowanie, pokochali ją i kontent byli. Lecz kiedy z babci, same kości zostały i wszelkie inne części, do spożycia niezdatne, gdyż bez cech uzdrawiających w sobie, to wszyscy prawie pomarli, lecz jeszcze trochę, dychać dychali. Oprócz adoptowanej. Jakoś mniej pomarła, gdyż niezłomna do żywego była i z tej to przyczyny, żwawo po ratunek czym prędzej pobiegła, albowiem samotną jak palec, nie zostać postanowiła. Wróżka jednak w tym samym czasie, wywarem na nieśmiertelność, przełyk definitywnie zachłysnęła, ze skutkiem. <2> Brudne ubranie nasączone oparami przeszłości, okrywa żywe ciało. Siedzi oparte o graffiti na elewacji. Wielu przechodniów wrzuca kasę do czapki. Możliwe, że za uczciwość, albowiem na tekturce widnieją słowa: „Zbieram na piwo. Jasne.” Po niedługim czasie żebrał na więcej procent. Powiedział też: –– Dziewczynko, jaką masz ładną sukienkę. Przywołuje uśmiech na pyzatej buzi. Słyszy: –– Mamo. Ten pan pochwalił moją spódniczkę. Siedzący wstaje, by iść. Kupuje. Wypija. Kroczy niestabilnie blisko dłużyzny, gdzie rządzą samochody. * Dziecko się wyrywa. Biegnie. Chwiejny pan niechcący pada. Przewraca berbecia. Dzięki temu, ów płacze, leżąc na trawniku. Sprawca nie rozumie słów matki, zatrzymanego. Jest za bardzo pijany.
  5. Wędrowiec.1984↔Jeśli szczerze rzekłeś, to mi miło. Jeżeli nie, to też podziękuję:)) Aż mnie się z "Rok 1984" skojarzyło. Czytałem:)↔Pozdrawiam:)
  6. Marek.zak1↔Dzięki:)↔Ano słusznie prawisz, jednakowoż na swą obronę rzeknę, iż trampolinę metaforyczną na myśli, a nie w ogródku, miałem:))↔Pozdrawiam:)
  7. Od małego lubiłem kiełbasę. Dlatego pobiegłem do nowo otwartego sklepiku, jak tylko zaistniał w naszej osadzie. Już sam szyld mnie podniecił, w uwielbianym temacie kubków smakowych. –– Dzień dobry. –– U nas wszystko dobre. –– Ma pan smak kiełbasy? –– Ja? –– Proszę mnie nie łapać… –– Nie śmiałbym. Ja nie z tych... –– Za słówka. Chce kupić ów specyfik. Jest? –– Oczywiście, młodzieńcze. –– Poproszę. –– To kosztuje. –– Ile? –– Cena widoczna na ekranie. –– Biorę. –– Proszę… i proszę dokładnie przeczytać instrukcję obsługi, a zaś – jeśli nadal będzie pan zdecydowany – wstrzyknąć kilka kropel, dajmy na to, w dynię. Będzie miała smak kiełbasy. –– Co za odjazd! Fajnie! –– Pragnę też dodać, iż reklamacji nie przyjmujemy. Żadnego zwrotu pieniędzy. Jedynie wyjaśnienia gratis, w razie pytań. –– Czort z tym. Proszę zapakować. –– Jak łaskawy pan sobie życzy. * –– Dzień dobry. –– U nas wszystko… –– Gówno prawda, że tak się wyrażę. –– A… to pan, co kupił smak kiełbasy. Przypominam sobie. Nie wierzę, że nie skutkuje. –– Owszem. Skutkuję. Nie przeczę. Jednakowoż jestem niepocieszony. –– Czytał pan instrukcje. –– Rzuciłem okiem, to tu, to tam. — Widocznie akurat nie tam gdzie trzeba. –– A niby co tam stoi? –– Chociażby to, że ów specyfik działa w pewnym zakresie… dozgonnie i wysyła fale smakowe… do wszystkich produktów spożywczych na Ziemi. Chociaż licho go wie, czy tylko do tego, co niby do jedzenia. Może tynk ze ściany, też smakuje kiełbasą. Próbował pan? –– Nie próbowałem i nie zamierzam. –– Szkoda. Taka informacja mogłaby być przydatna w kwestiach marketingowych... –– W dupie ma owe kwestie… o cholera…. Czyli, co? –– A to, że do końca żywota, wszystko, cokolwiek pan zje, będzie miało smak kiełbasy. Oprócz kiełbasy. –– Jak kto? Nie rozumiem. –– Tak to działa. Próbował pan kiełbasę? –– Nie. –– Będzie miała smak truskawek. Każda. –– No to mam przesrane. Nie cierpię truskawek. Od razu mam torsje. Mnie chodziło o to, żeby inne pokarmy, na jakiś czas i tylko te które wybiorę, też miały smak kiełbasy, ale kiełbasa też. –– Ona już zawsze będzie truskawkowa. Dla pana kubków smakowych, rzecz jasna. –– I nic się nie da zrobić. Jest jakiś wyjątek. –– No... owszem. Proszę posłuchać… * — Dzień dobry. –– U nas wszystko… o widzę, że ma pan zabandażowaną łydkę. –– Taa… wczoraj trochę wyciąłem. Upiekłem. Smakowała sobą. Słodkawym mięsem. –– Ale nie kiełbasą? –– Nie. Smak podobny, a jednak inny. –– Czyli pańska łydka zachowała… tożsamość własnego smaku? –– Można tak powiedzieć. Nie wiem, jak inne organy. Chociaż mam wybór pomiędzy: smakiem kiełbasy – który mi zbrzydł... w czymś innym – własnym ciałem i kiełbasą truskawkową, której nie ruszę nigdy więcej. Rzygałem po niej i miałem sraczkę, jednocześnie. –– Hmm… tylko na jak długo pana wystarczy… chyba nie chce się pan cały… obgryźć? –– No nie. –– Pocieszę pana, bo jak domniemam, nie doczytał pan. –– Co nie doczytałem? –– No właśnie. Gdyby pan doczytał, to by pan nie pytał. –– O co? –– Rzecz się tak przedstawia, że działanie specyfiku, tylko do pana przynależnego, ustanie za rok. –– A później wróci do stanu… sprzed? Naprawdę? –– Nie wróci, ale zmieni się pewien szczegół. –– Słucham? –– Tylko i wyłącznie, ciało innego bliźniego, będzie smakowało… jak mięso. –– Dzięki. To zawsze jakieś pocieszenie. Bo wie pan. Kiełbasy… –– ... wiem … truskawkowej, pan nie ruszy.
  8. szukać nie szukać próbować znaleźć tego co jakoś nie mieści się w pale no cóż człowieku jak już tam chcesz lecz wiedz że życie przeminie też mądrość wiedza... nie są wszak wszystkim więc się za bardzo czymś nie zachłyśnij i wreszcie koszulę w kącie pozostaw albo chociaż od ciała oddal jeśli cię nie stać na nic więcej to chociaż bliźnim miłości troszeczkę zanim na pewno ze świata zejdziesz i być może? lepiej lub gorzej zaczniesz żyć wiecznie
  9. powiedział wczoraj że jestem chora lecz za to będę mieć ładne sny słoneczko gaśnie więc szybko zasnę lecz kołysankę zaśpiewaj mi tutaj znów biegam wesoło śpiewam a moja mama ze mną jest tu budzić się nie chce bo tak jest pięknie z kąta ktoś patrzy może to Bóg? a jeśli jesteś dowiedz się wreszcie bardzo zmartwiłeś lecz o tym wiesz choć jestem mała to rozmyślałam skoro więc musisz zabierz i mnie ostatni dzionek snu tego koniec lecz z moich oczu nie płyną łzy nie płacz już tatko pomyśl czy warto we śnie tym kiedyś będziesz i ty
  10. kwiaty na łące żółto błękitne wspomnieniem kwitną minionych dni tulą do wiatru by zaniósł nad rzekę siłę co jeszcze ostatnim tchnieniem pozwala nie tonąć o brzegu śnić kolczasty balsam pluszowe ciernie w tym zaplątaniu zrodzony świt drapieżny chaos koło napędza wodę wciąż kusząc powabnym brudem gdy znowu w ciszy umiera krzyk szpula życia wagę wciąż traci aż kiedyś zniknie splątanie chwil udławi się czas w gardle klepsydry horyzont blasku słońca nie skusi tam w dali przystań zamglona lśni
  11. Delikatny zmierzch, jakby zażenowany nieco swoją nieuniknioną powinnością, iż dzień zakończyć musi, smużkami nocy przytłumioną jasność otula, a jam właśnie w bliskość bagna wędrowanie swe kieruje, w przekonaniu, iż za chwilę gul gul usłyszę i ostatni skrawek nieba nad głową ujrzawszy, już żadnych problemów ni trosk, za żywota swego nie doznam. A jednak dupa z tego. Coś mnie zatrzymało. Jakieś bulgoczące formowanie. Zatem stoję, słucham i coś tam widzę, aczkolwiek niewyraźnie, gdyż jak nadmieniłem wyżej, właśnie się zaczyna odwrotna strona świtu. Bagno formuje wielkie, błotniste usta, pełne balonikowych, napęczniałych trupich szczątków. Moich poprzedników zapewne. Aż mi lżej na duszy i na sercu. Nie jestem samotnym w swoim postanowieniu. Podniesiony na duchu, zdejmuję z siebie całe ubranie, składam w kostkę i pieczołowicie na już nieco grząskim terenie, kładę. Dla biednych, gdyby przyszli. Zabiorę ze sobą, chociaż jeden dobry uczynek. Cwany proceder myślenny, zakłócają, gęste, szeleszczące słowa: –– Mniemam, iż pragniesz, bym cię wciągnęło, he? –– Co he? Daruj sobie taką nieliteracką końcówkę. Z szacownego portalu przybywam. Gdyby owi usłyszeli twój wulgaryzm, to by się w grobie przewrócili… kiedyś. Bo musisz wiedzieć, ze tam sami kulturalni, miłosierni, o umysłach ponadfilozoficznych… –– Ej. Co z tobą? Za chwilę umrzesz i jeszcze im kadzisz. Wazelinę wciskasz. A na cholerę –– To przez nerwy głupoty gadam. W końcu to będzie moja pierwsza śmierć. –– No chyba że tak. Ja tam się nie znam, na ludzkich sprawach. No więc… –– Co no więc? Oczywiście, że masz mnie wciągnąć. –– To podejdź bliżej z laski swojej. Przecież ja do ciebie nie podejdę. –– Dowcipne bagno. Pierwsze słyszę. –– Następnego nie będzie, jak podejdziesz bliżej. Hmm… coś z tym bajorem nie tego. Jakby głupka zgrywało, lub nie musi. Wyraźnie mnie zachęca, bym nie zboczył z postanowionego zamysłu, ale w ten sposób, żebym nadal myślał, iż to moja decyzja. –– No bo twoja –– słyszę bulgotanie. –– To ty w myślach czytasz? –– Tylko potencjalnych samobójców. Dowód na to, że nadal masz chęć, na… gul gul. –– Masz rację. Gadu gadu, ale czas na mnie. Uważaj. Dochodzę. Wciągaj mnie obleśną gębą. –– Byś sobie chociaż obelgę na finał darował, pod moim adresem. –– No coś ty… tonę… pogięło cię… ratuj mnie… rusz dupę. Grząsko jak w bagnie. Już mi przeszła chęć. To twoja wina. Sprowadziłeś mnie tu jakimś sposobem. Żebym myślał jak postanowiłem. Nie widzisz, że mam już błoto po pachami. A niedługo do ramion… o już do ramion… i dolnej wargi… górnych zębów… a fuj… a tam na dole stopami, to co to dotykam? –– To tylko trupy. Nasi. Do swoich opadasz. Poczujesz się jak w domu. –– Nie mogę oddychać. –– Wiem, że o tym myślisz. A powinieneś o czymś innym. Szczególnie w takiej sytuacji, w której się znalazłeś. * Cholera! Gdzie się podziało bagno. Co tu robię goły na trawie. I co słyszę. Niemożliwe. Czysty strumień szemrze przy mnie. Nawet słyszę, co: –– Cześć. Nie poznajesz mnie? — A muszę? –– Nie, ale trochę jest mi przykro. Bagno jestem… to znaczy, teraz czystym strumieniem. –– Czy ja śnię? –– Pierwsza Wróżka z mojej bajki obiecała, że jak wciągnę człowieka w moje ciało, to w nagrodę, przemienię całość, w to co widzisz. –– A tamte trupy? Czemu nie jesteś dawno, tym co teraz. –– Ty jesteś wyjątkowy. Tak myślę. Ona też. –– Ja wyjątkowy? A to ci dowcip. Już twój drugi. –– Miło, że pamiętasz. –– Niby w jakim sensie… wyjątkowy? –– To już musisz sam wykombinować. A tak na marginesie strumienia, wierzysz we Wróżkę z naszej bajki? Może cię jeszcze ocalić. –– Bagno. Z ciebie dureń jest. Przecież żyję. Nie widzisz? –– Nie widzę, ale wyczuwam coś w tobie. Kładziesz się we mnie. Twarzą do dna. Nie wstajesz. Nawet już nie wiem, o czym w tej chwili myślisz.
  12. no cóż skoro pytasz to tak odpowiem zachowaj chociaż dno sprężyste odbić się możesz
  13. Dzisiaj twój wielki dzień. Na przystrojonym torcie, sflaczały mosty nad rzekami z karmelu, a płomienie latarni gasną na obrzeżach zielonego pobocza. Brniesz przez grzęzawisko, z kolorową trąbką w ustach. Uparcie starasz się wyplatać warkoczyki z galaretki, by zarzucić zbawienne sidła na skrzywienie horyzontu. Przelatuje między palcami, czujesz lepkie mrowienie sygnalizacji świetlnej. Już tylko żółte migocze. Ciekawe, czy zdążysz, zanim nastąpi zachód ostatniej świeczki. Na domiar złego przepełzła ci drogę, miauczącą czarna poziomka. Na paznokciu lśni kawałek autostrady. Ścieka kropla po kropli, gorzkich, przypalonych opon i śladów hamowania. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, bulgocze słodkie bagno. Truskawki z uśmiechami klaunów, potrząsają szypułkami koloru matki głupich. Poszukaj wisienki na torcie zanim przylecą szpaki, a nóż wykroi twój kawałek.
  14. Pewna Sowa zwichnęła skrzydło. Dzięki temu nie mogła fruwać. Zyskała jednak dar biegania. No i biegała wesoło. Jednakowoż pnącza okolicznych krzaków, wyszarpały połowę piór. Przez to zmarzła jak jasna cholera. Biegała więc raźniej i szybciej, dla rozgrzewki, tym bardziej, że była lżejsza. Wtem walnęła głową w drzewo i odpadło jej połowę dzioba. To ją nie zniechęciło. Nic a nic. Hu hu. Ani ociupinkę. uj z tym. Zaczęła biec dalej, by radować świat swoim widokiem, lecz potknęła się o wspomnianą połówkę, by załamać drugie skrzydło. Hu hu. Po co mi. Pomyślała logicznie. Ponownie biegła dalej.Aż złamała nogę. Świr świr. Zaćwierkała, bo się nauczyła w międzyczasie. Skakała na jednej. Hej siup. Hu hu. Hej siup. Z przyczyny wstrząsów, pogubiła resztę piór. Przy okazji złamała drugą nogę. To ją też nie załamało. Wczołgała się na wzniesienie, by zjechać na dupie, zamiast biegania. Aż w końcu jednak się zdyszała. * Wtedy przyszła mysz.Pogadali. Mysz dowiedziała się wiele ciekawostek, z życia swojego wroga, a sowa zaspokoiła nie głód... (bo myszy i tak by nie dogoniła, gdyż nie miała jak) ...lecz ciekawość, jak to życie takich obiadów upływa. Też wcale nie takie, siup siup. Mysz sowę podnosiła na duchu i odwrotnie. Tylko duch narzekał, bo musiał dźwigać naprzemiennie, obydwa ciała. I tak, od pi pi, do hu hu, Zostali przyjaciółmi. Do czasu. * Możliwe puenty przysłowiowe: „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. Zawsze może być gorzej. „Na szczęście nigdy nie jest za późno”. I inne...
  15. Anima_corpus↔Dzięki za zaproponowany, zaiste podniosły wiersz. I tak też się poczułem. Pomimo... ostatniego wersu. No cóż... mówi się trudno:))↔Pozdrawiam:)☺️.
  16. JWF↔Dzięki za: "ładne". Skoro tak twierdzisz, to jam rad:)↔Gdybyś rzekł, że brzydkie zupełnie, to też bym podziękował. Bom kulturalny, przeważnie:))↔Pozdrawiam:)) # Error_erros↔Dzięki:)↔ Hmm... to pewnie rzadka okoliczność, gdzie nawiązanie do zazdrości, nawet cieszy w pewnym sensie:)) Chyba? potrafię rytmicznie i z rymami literacko wychowanymi, w uzasadnionym zakresie... ale chciałem tak jak chciałem, specjalnie. To przykład racjonalizacji:)) Pozdrawiam:)
  17. Nie naprawię, nie przebaczę, zaległych słów, nie wypowiem. Odszedłem nagle. To koniec. Hej! Jestem tu, w swoim grobie. Choć szczerze mówiąc, ciasnota w cholerę, gdyż w urnie miejsca niewiele. Pobiegał bym, lecz próżny trud. Nie mam dupy, nie mam wszystkiego. Nawet nóg. Samego siebie, z grobu nie wskrzeszę. Cud i marność, tak dumnie zwany człowiekiem. A jednak pytam, gdyż pytać warto. Czy zanim zgasłem, odnalazłem światło?
  18. szeleści wplątana w ciszę gorzki oddech zakłóca biel napędu krzyżyki skrzepłej krwi zerują brzmienie chłonie dźwięki spleśniałych nut niektóre nie toną w spełnieniu zgniłej batuty dopóki są wysoko wątpią na szczycie orkiestry owiewane przez wiatr z podnóża pierwszych śladów pięciolinii pomiędzy rękojeścią a ostrzem koncertu
  19. czyżbym mej duszy widział konanie po cóż więc pienia co miłość wabią mój przyjacielu tyś uciśniony niezdrową strawą poza horyzont uciech i trosk byliśmy jestem na tym padole chociaż po prawdzie brak ci pokory dureń mądrością całunem mrocznym ściele zasłony kiedy szoruję umysłem dno w cieniu zapachu koloru brzemienia gdzie promień sączy muzyki krople skryjesz niebawem pod ciemną czaszą wtedy odpocznę zakwitnie w cieniu w dwójnasób splot
  20. Biała wigilia. Śnieg chrupie pod butami, niestabilnie kołysząc. Tkwię na leśnej polanie. Nade mną okrągła przestrzeń. I tylko jedna gwiazdka. Z lekka się rozmazuje. Najchętniej bym na nią wskoczył i odleciał w dupę kosmosu. W jednej ręce trzymam sznur, a w drugiej gwintowane naczynie z ostatnim łykiem… o cholera… to butelka ciepłego mleka. A niby skąd? I niezamarznięte. A to co? Niemowlę w paśniku na skrzyżowanych, zakrwawionych gałęziach. Mówi, że spragnione. Co mi tam. Karmię chwiejnie dzieciaka. Słyszę, że się dla mnie narodził, ale umrze, bym ja ożył, gdy umrę, pod warunkiem, że nie teraz. Mam jeszcze tyle do zrobienia.
  21. A–typowa–b↔Dzięki:))↔Ja też jeszcze na surowo, ale czuję cieple przyjęcie.... Pozdrawiam:))
  22. Corleone↔Dzięki:))↔No tak ma być, z tym G/g→wiazdorkiem:)) Pozdrawiam:) Jacek_K↔Dzięki:)↔Przesłuchałem dzwoneczki:)) Jam bardziej na... akordeonie ze słuchu pogrywam:) Wiele Dobrego w 2022 życzę i Zaś:)↔Pozdrawiam:))
  23. Corleone 11↔Dzięki:)↔W interpunkcji, to jam blisko dna:)) Wytrwała wytrwałość→tak jakoś specjalnie:) Wiele Dobrego w 2022 życzę i Zaś:)↔Pozdrawiam:)
  24. Sylwester Lasota↔Dzięki:)↔ Twój komentarz... nic dodać, nic ująć:) Wiele Dobrego w 2022 życzę i Zaś:)↔Pozdrawiam:))
  25. Waldemar_Talar_Talar↔Dzięki:))↔Ano. Pomimo... tego... tam:) Wiele Dobrego a 2022 życzę i Zaś↔Pozdrawiam:))
×
×
  • Dodaj nową pozycję...