Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Dekaos Dondi

Użytkownicy
  • Postów

    2 591
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3

Treść opublikowana przez Dekaos Dondi

  1. Prolog. Spójrz synku, ciocia przysłała pocztówkę, z opanowanej przez nas, planety Ziemia. Urocza fotka. Przyznam, że taką zapobiegliwością, miło mnie zaskoczyła. -------------------------------------------------------- Siedzimy przy stole, w pięknym sadzie. Drzewa pełne różnorodnych owoców i zapachów, dopełniają wrażenie raju. Nagle szum, świst i ogólny chaos. Gałęzie biorą zamach, jak sterowane. Oblepiają nasze ciała, słodką mazią rozciapywanych pocisków. Na trawie lepkie grzęzawisko, co utrudnia ucieczkę. Widzimy ogromne słoiki. Szybują nad koronami, niesione w wielgachnych, macko-czułkach. Inne nas wyłapują i wkładają do naczyń, by zakręcić twistem. ---------------------------------------- Epilog Mus to mus. – cienki głosik musu mięsno-jabłkowego, jest pełen wściekłości i determinacji – Przegryzamy wieczka. Ruchy, ruchy, na agresora.
  2. @DrzewoMigdałowe Drzewo Migdałowe↔Dzięki:)↔To tak dwuznaczność↔słowa "dzisiaj" w kontekście↔wczoraj i jutro, co też "jest dzisiaj" ↔Pozdrawiam:)
  3. @Leszczym Leszczym↔Dzięki:)↔Ciutkę przed chwilą zmieniłem. Czasami dłuższe teksty, przerabiam na drabble lub... prozowiersze. To "dyscyplinuje" bo trza dużo wyciąć. Dokonać wyboru:)↔Pozdrawiam:)
  4. Skrót w formie prozowiersza, dawnego tekstu. ----------------- srebrzysty drucik spinacza między odłamanym różowawym daszkiem a zżółkniętym mięskiem spoconego palca czyste paznokcie nade wszystko tłuste skrawki brudu szczątki spalonych motyli zdobią szarym pyłem wypalone zapałki oślinione pety na wytartym linoleum zaschnięte lepkie kałuże plamy pośmiertne zdobią rozkład trupa podłogi cuchnącą szatą uryny stół wyszczerbiony talerz spleśniałe resztki jedzenia przyschły do dana skrzepła krew do ciała świat wokół cuchnie i gnije to nic musi mieć czyste z większą siłą duszenia przesuwa drutem zatłuszczony mankiet koszuli przeszkadza w pracy słabe światło też problemem szczur potrąca postrzępione opakowanie po czekoladkach w kształcie trumienki z datą smrodu na wieczku pająk pieści suchą muchę na zbrązowiałym ogryzku mała purchawka z wyssanym fruwaniem do rozgniecenia z pustym pyknięciem musi poprawić światło podnosi spocony tyłek wywraca wiadro odgłos jelit wypływających z rozciętego makowca brzucha w brudnej cieczy pływają skrawki paznokci i dzieciństwa pluszowy misiu z odprutym oczkiem musi wkręcić żarówkę wchodzi na taboret ciężka od krwi i potu koszula przygniata stopę bestia pogryzła kawałek łydki odgonił póki co nie trafił butem duszno po nierównym sufitem szmata krępuje nogi osrana żarówka parzy ręce trzyma nową jak ostatnią chwilę kropelki potu dławią oczy obraz się rozmywa taboret niestabilny spada całym ciężarem ciało jakiś czas faluje tłuszczem stabilizacja leży na boku wyczuwa tuptanie bliżej i głośniej czuje lekki oddech i zapach sierści łaskotanie wąsów oczy duże i małe złączone bliską przyszłością szczur wgryza się w gardło a on w ostatnich sekundach życia zdaje sobie sprawę że umrze z brudnymi paznokciami
  5. Zmieniłem trochę, ale sens pozostał ten sam. -------------------------- powiedz mamusiu czemu motylek krąży nad łąką męczy się tyle takie są ciężkie barwne skrzydełka mógłby zakończyć na kwiatku przestać wtedy biedronka i pasikonik by już wiedzieli że coś go boli a tak trzepocze tylko biedaczek tłumiąc to w sobie mógłby inaczej ? zobacz mamusiu motylek cudak na małym kwiatku leży nie fruwa czemu nie wzniesie ciała nad trawę leniuch niezdara idiota nawet w ciągłym bezruchu uparcie zwisa wierzyć w motylki przestaję dzisiaj nawet biedronka i pasikonik od towarzystwa jego dziś stroni
  6. na gałęzi ciepły wiatr wczoraj przysiadł przytulił owoc miłością kołysał jutro powtórzy manewr by nie były same mam pecha jak zwykle w dzisiaj
  7. Światowa Komisja do Spraw Pogłębiania Stosunków, ofiarowała nam Wspólnego Wroga. I to za friko. Z całodziennym wyżywieniem i noclegiem w palcówce. Ustały waśnie tubylcze. Każdy tłum, mógł ladaco wyzwać, transparentować obelżywymi napisami, a nawet pokazać środkowy. A bohater stał jeno i przytakiwał łaskawie. Niepojętą radością zaowocowała Kraina. Jednakowoż owoce miłosierdzia wobec ojczyźnianych bliźnich, zaczęły niebezpiecznie sprzyjać gniciu. Finał był taki, że każdy chciał mieć zbawcę dla siebie. Dochodziło do regularnych, napiętych rozlewów oraz realizacji pozostałych talentów, w celu przejęcia. Światowa Komisja... roztropnie wycofała Prezent, by uszczęśliwić inne państwo. A w naszym jest teraz gorzej, niż za czasów, sprzed Wspólnego Wroga.
  8. w pozłacanych stopach skrawkami orbit słońca wchodzisz między podszewkę a zewnętrzną stronę prześwitujące czarne dziury żłobią na sklepieniu rękawa horyzonty supernowych guzików brniesz na miękkim podłożu w razie upadku bezpieczniej lecz trudniej iść srebrzysta smukła kometa ciągnie za sobą długi ogon pojawia się i znika zaszywa rozdarcie nie odczuwasz lęku choć ktoś na tobą toczy czerwonego karła dostrzegasz ślad wgłębienia na łukowatym suficie przesącza płyn z drogi mlecznej prawie jak w domu a daleko na horyzoncie zastygłe ziarenka piasku w klepsydrze utkanej... z naftaliny... ze skrzypienia drzwi ktoś otwiera szafę idziesz dalej coraz bardziej pod górkę ześlizgujesz się po strunach pulsującej materii tajemnych światów mijasz co minąć musisz spadasz ciemność gdzieś wysoko małe światełko nie ma wewnątrz klucza * owszem życie to komedia chociaż nie zawsze śmieszna a reszta jaka reszta a jednak na twojej sukni zmartwychwstają ślady moli
  9. @Gosława Gosława↔Dzięki:)↔Jam rad, skoro tak:))↔Miło Cię gościć:)↔Pozdrawiam:)
  10. W naszej wiosce zamieszanie. Zgorszone kumy zamalowują chatkę mojej babci. Nawet proboszcz pędzlem macha. Wywiad z poszkodowaną na ścianach. –– Proszę powiedzieć, jak doszło do aktu wandalizmu? –– Dureń wychodził, a zimno jest. –– Może pani jaśniej? –– Po lampę mam iść? Dopowiada dziadek. –– To wina czcigodnej małżonki. Spełniłem prośbę, a teraz gdera. I dogódź tu takiej. –– Mogłeś psiajucho słuchać wyraźniej, skoro do znudzenia biadolisz, żeś ułomny. Uzupełnia sąsiad. –– Zboczeniec jeden. Gołymi babami chałupę ojców obmalował. Teraz muszę patrzeć. * –– Co pani wrzasnęła, gdy wychodził? –– Nie zapomnij zaszalić! –– ... –– Szalem szyję. –– O! * –– Łatwiej dziergać drutami. * –– Zrozumiałem, że mam zaszaleć. –– Tyś taki głuchy, jak ja niewymowna.
  11. Inna wersja jeśli pozwolisz zamieszkam w twoim ogrodzie spoko nie wyważę zamkniętej furtki możesz nie wierzyć w bajki zaklęte wśród drzew i kwiatów nieraz spękanej ziemi na której kiedyś ujrzysz kwitnienie pierwszej chwili początek wytchnienia od zgniłych jabłek pochmurno tu jakoś liście szeleszczą gniecione zapomnianym wiatrem napędzał żaglówki łamał drzewa rusz wreszcie tyłek z zimnej trawy wilka dostaniesz może ci odgryźć ostatnią szansę spójrz to miejsce magiczne widzisz upływający i siebie w nim przeciskasz się pomiędzy sekundami na tarczy w jedną stronę tiku tiku tak może byś chociaż wyczyścił zostawiasz cuchnącą smugę na zegarze po którym pełzniesz tiku tiku tak nie wiesz kiedy kukułka wyskoczy zepchnie z czasu na ostrą krawędź wskazówki poderżnie gardło wylogowaniem pytasz co to znaczy zakładam że doczekasz wakacji więc się przygotuj na wyspę bez powrotu * powiedz czy w zmierzchu ostatnim ujrzę świt * hmm… a jeśli nadal śnisz...
  12. @Waldemar_Talar_Talar Waldemar_Talar_Talar↔Dzięki:)↔Spostrzegłem błąd. Miało być↔nadstawiam:)↔Pozdrawiam:)
  13. Aniołowie Stajenni Przeraźliwe wycie na kozłach, słychać z wierzchołka góry. Strzelają baty i klekoczą bryczki, zaprzężone do setek tętniących kopyt, z doczepionymi końmi. Bogato zdobiony w wielobarwne wstęgi szał, niczym szal, szybuje pośród rżenia spienionych, żółtych zębów. Wichrzy pyszne kłaki, jedynej w swoim mniemaniu, skołtunionej słusznie grzywy. Spod kopyt wylatują Roziskrzeni Aniołowie Stajenni. Szybują, lecz nie spoczywają na laurach, tylko na spoconych zadach, by zadać pytania i zjednać słońce. Okrągły koński befsztyk, o krwawym smaku przeznaczenia, wiruje na horyzoncie, segregując galopowanie. Balsamiczno wrzące krople, kapią cwałem pincetami, szukając szpilek w żłobie. Grzebią uczciwie, lecz papierowe ostrogi, szalonym popiołem jeno. Na szczęście podkowy ocalały. Czekolandia Czekolandia tętniła życiem, za sprawą czekoladowych ludzików. Z białej, czarnej gorzkiej, oraz nadzianej bakaliami. Ci to się ustawicznie wywyższali, jako że posiadali bogatsze wnętrze. Najbardziej pyszni, przyodziani byli w szaty ze srebra. Czekoladowe przekomarzanki, kto lepszy, a kto nie, rosły na sile. Aż nagle zaistniał ten, co zakończył waśnie. Los im zesłał wspólnego wroga i kłótnie ustały. Rzucali w niego spleśniałym kakaem, aż poszedł sobie precz. Pech chciał, że w tym czasie, krainę którą olał, pragnęli zaatakować nieznośne Czekoladojady. Jednak ludzik Czekoladopodobny, tak ich zniesmaczył, iż go okrutnie spożyli i zatruli się własną pogardą. Czekolandia została w ten sposób ocalona.
  14. Trochę zmieniłem tekst. ja nie mściwy chrześcijanin i bliźniemu dobrze życzę ktoś mnie walnął nadstawiłem wytęskniony mój policzek nadal ze mnie chrześcijanin pełna zgoda z pierwszym wersem choć mi gębę nicpoń obił to tym drugim kuszę jeszcze nie dubluję już początku wybacz panie moje pienia ale tak mu mordę stłukłem bo trzeciego to już nie mam ** lecz niestety dureń byłem chcąc zakupy zrobić wreszcie obtłuczony chrześcijanin przypierdzielił mi w maseczkę? jaki morał się wyłania spieszę wyznać ową prawdę gdy ktoś komu chce przywalić to policzek zawsze znajdzie?
  15. jeśli pozwolisz zamieszkam w twoim ogrodzie to twoja wola którą szanuję a zatem zdecyduj tylko ty nie wyważę zamkniętej furtki możesz nie wierzyć w bajki zaklęte ważne jakim człowiekiem dla innych będziesz lecz zapamiętaj to ważne też gdy kiedyś ujrzysz kwitnienie chwili ostatniej masz jeszcze mnie zaufaj jeśli chcesz dopóki nocy dopóki dni każdy ma szansę bez wyjątku w ostatnim zmierzchu ujrzeć świt
  16. dziewczynko tyś przemoczona paskudnie jest ci na pewno o wiele trudniej to przez ten straszny deszcz spójrz na mnie jam kosmitą zielonym jest już coś niecoś o was wiem a nawet gdzie twój dom niedaleko stąd przyleciałem z gwiazd by nadzieję wam dać znam też waszą mowę pomogę tobie chętnie pozwól zatem że cię złapię i z całych sił miłością wykręcę o widzisz przestałaś cierpieć jesteś sucha odprowadzę cię do domu no chodź.. dlaczego się nie ruszasz?
  17. wróżko bobkowa weź nas w opiekę w lśnieniu swej wiedzy stań się człowiekiem wskaż nam poezji słuszne arkany byśmy przestali wciąż grafomanić wróżko bobkowa tyś jest balsamem czułe twe słowa żadnym skaraniem a delikatność jest jak muśnięcie ślicznej poezji czytanej chętnie wróżko bobkowa wywody twoje każą nam wierzyć że to nie koniec zatem jak duszek z cicha nas wspieraj choć bodaj czasem aż dech zapiera wróżko bobkowa brylant poezji kto nie tak mówi jak ćwok ów bredzi bądź dla nas ojcem bądź dla nas matką nauczaj częściej a nie tak rzadko <•> wróżko bobkowa panienko płocha czemuś nam zwiędła wypada szlochać w brzasku z metafor tyś pochowana z wieczną poezją co tak kochałaś
  18. @Marcin Marcińczyk Marcin Marcińczyk↔Dzięki:)↔To takie... wzmocnienie metafory jakby:))↔Pozdrawiam:) Drzewo Migdałowe↔Dzięki za↔:)↔Pozdrawiam:) Gosława↔Dzięki:)↔Za: szczególnie↔też. :)↔Szkoda, że tam puste miejsca:)↔Pozdrawiam:)
  19. jestem tu sparszywiały brud gówno wredne deformacją skalane na amen nie strząśniesz mnie ciężko ci będzie z ciężarem ułomności pąka za bardzo cię kocham nie chcę zostać dobrze zrobiłaś spadłem jestem gdzie moje miejsce na dnie leżę w błocie nie wiem co będzie potem cuchnę spokojnie w rozkładzie nie zakwitnę tej wiosny zgniję niebawem miłuję cię mocno choć nigdy nie przytulisz gałązką
  20. Tekst na zadany temat. Pan Grabarz biegał na polu, bo niedoszłego trupa gonił, bo chciał go do dziury wsadzić, którą sam uprzednio wykopał na pobliskim cmentarzu. Lecz uciekający biegał w kółko, a za nim w kółko pan grabarz, aż w końcu kręćka dostał i padł zdyszany, ale przybiegł diabeł i kopnął go w rzyć. –– Wstawaj –– zakrzyknął. –– Mnie o duszę uciekającego chodzi. Prawie tak wredna, jak moja. Jak jego martwe ciało zobaczę w dziurze, to żona twoja odmłodnieje i wiecznie będzie chciała, a tobie wiecznie będzie stał i też wiecznie będziesz chciał, a zmęczenia żadnego. A ścigającego męża, co go teraz diabli nadali, żona właśnie ścigała, krzycząc wniebogłosy, jakby przeczuwając obiecaną nagrodę: –– Zajmij się mną, mnie przyciśnij w rajce, między pyrkami, na grzbietach stonek i łętów, blisko natury, jeszcze niżej, duś duś, ciśnij, duś duś, wkładaj, raz dwa, raz dwa, tak, tak jest dobrze, zamiast trupy po polu ganiać. –– To jeszcze nie trup –– odkrzyknął mąż. –– Jak go trzasnę w łeb, to dopiero będzie. –– Tylko mi duszy jego nie uszkodź –– zakrzyknął diabeł rozjuszony po same kopyta. –– Bo żadnej piekielnej wspólnej chuci, nie będzie. Przez ten czas, uciekający na cmentarz uciekł i stanął obok wykopanej dziury, wytrzeszczając groźnie oczy poza oczodoły. A panu grabarzowi ścigającemu, już tylko jedno w członku było. Gdy zobaczył takie wielkie koła z czarnymi źrenicami, to mu się to z wielgachnym biustem żony skojarzyło, z czasów, gdy jeszcze takie obnosiła, strącając zabawki z szaf. Zanurkował, odbił się i wpadł do dziury, robiąc ze siebie zwłoki, bo nadział się na wystający korzeń, obok swojego. Diabeł machnął w złości ogonem, aż iskry poleciały, plując wrzącymi słowami: –– A bodaj by cię diabli wzięli, pojebańcu jeden –– ryknął wściekle. –– Głupia ziemska dusza, to nawet mnie zwisa koło kopyta. Mogłeś cicućkać do śmierci, a ty co? Między halucynacje cycek wskoczyłeś. Uciekający w tym czasie spokojnie się oddalił, by jeszcze paru gościów w swoje własne dołki, co wykopali, wpędzić. Bo to był zgrywus, morderca seryjny grabarzy. Żona też wskoczyła za mężem i zaczęła jego i swoje odzienie zdejmować, bo myślała, że jeszcze się rusza i będzie chciał w nią wejść, ale on nie chciał już nigdzie wchodzić, bo już w dziurze był i tylko leżał spokojnie, to ona tak na nim i w końcu zamarzli razem, bo przymrozek w nocy przyszedł i wszystko zamroził, jak to z mrozem bywa. Nawet ich gołe dupy.
  21. byłeś jakim będziesz szukasz siebie wszędzie gdy nowe wygasa poprzednie zaczyna okrągłym kwadratem stajesz się domina
  22. strach jakie oczy ma wielkie największe pośród pól okolonej butelkami żytniówki w cieniu lecących klekotów ojczystych kopiesz dziurę i co widzisz zajęte dno ktoś inny tam wpadł motylki pasikoniki myszki krówki a oprócz nic boś tchórz piastujesz lękowe nici w rzyci ciebie w dołku brak to ty miałeś wpaść obleciał cię strach biegał w kółko po całych łanach jak wariat goły od rana lecz niezupełny powiem nosił myckę na głowie i wąchał trawkę nochalem muskał co mu wróble świrki przyniosły w dzióbkach rękami nogami groźnie machał warczał straszliwie piszczał skrzeczał robił hu hu zombi straszny cuchnący trup dźwigałeś w gaciach stracha dobrze że ci nie odgryzł czegoś kolego a oczy miał wielkie niczym słońca gorejące w źrenicach piekieł ogień wzmagał łechtał wzmacniał trwogę choć prawda zwisała malusia i nimi wciąż smęcił u sia siusia a tyś przestraszył się he he he bo normalnie brak słów nawet przysłowia o dołku nie ziściłeś tu
  23. choć wiatr przeciwny nie łamie jeszcze cienkie łodygi z kwiatem przyciężkim ścianki wazonu bronią zawzięcie a przytulanka za dzieckiem tęskni spowite w błękit szarość i ciemność w zwierciadle sensy odwrotnej łąki ślady na ścieżce mogą odetchnąć kto je zostawił i czas wyłączył w zaśpiewie nuty wśród pięciolinii muzyka się błąka pośród krzyżyków aby na pewno klucz tu zawinił w rytmie melodii których bez liku na luźnej kartce słowa stłoczone tekstu to środek albo początek powiedz margines za tobą koniec bo my nie wiemy czy wskoczyć w książkę w źrenicach oczu obraz więziony kurtyną powiek tu w międzyświatach farba się łuszczy nie te kolory że nawet łezka musi zapłakać po cóż na ziemi ciągnąć latawce a w zgięciu kartki przeciąć pytajnik na spodzie kropka w oku od zawsze czasem i bliski horyzont zadrwi * jednak szybuje frunie wysoko mimo że czasem za mocno zadmie póki nić trzymasz bliski obłokom a jeśli puścisz on wolny spadnie
  24. nie wiem czy to jest mgła czy mleko które się dawno rozlało i nie wiem jakim cudem znalazłem się w tych gęstych cieniach lecz nie w zupełnych ciemnościach mam wrażenie że jestem niepełnosprawnym pojemnikiem z wypełnionym wnętrzem zardzewiała łukowata klapka skrzypi przy każdym wrzucaniu a brunatne skrawki odgrywają w tym teatrze spadające liście z drzew wtedy jest na moment bardziej jasno mogę tutaj chodzić na nogach w kształcie kół oparcia stabilne tylko różne ubranka wchodzą w szprychy wtedy trudno się poruszać ściany wokół lekko prześwitują widzę na zewnątrz wózek czyżby inny a jednocześnie ten sam transportował moje ciało aż tu się znalazłem dostrzegam że stąd odjeżdża piękny i świecący dlaczego taki i dlaczego nie mogę na niego wsiąść a może już nie muszę gdy stąd wyjdę tak normalnie jak zazwyczaj gdzie moje ciało i podtrzymka niby jestem lecz nic ponadto ktoś otwiera pojemnik zaczyna się sortowanie nadal dostrzegam wózek jest coraz dalej od pojemnika czy na niego jakimś cudem wsiądę czy pójdę już obok widząc puste wyduszone miejsce tam gdzie siedziałem czyżbym był w dwóch miejscach naraz gdzie w ogóle jestem co tu jest grane znam orkiestrę lecz tytuł nagrania pozostaje w cieniu a może zostanę odrzucony jako nieprzydatna szmata co już nie okryje żadnego ciała czuję cholerną klaustrofobię cholernie duszno widzę pot pomimo ciemności lecz nie dostrzegam z czego spływa i swoją nierozpoznawalną twarz w każdej słonej kropli spoglądam na zielony trawnik coś tam stoi poprzez skrawek przezroczystości dostrzegam małą figurkę to matka głupich niestety poza kadrem mimo wszystko odczuwam radość jaką radość w takiej sytuacji pogięło mnie czy co skąd takie myśli we mnie nagle widzę płot oko opatrzności jedno przy drugim jakby ich nieskończona ilość wyczuwam niewielki krzyżyk jest przyczepiony do dziecięcego ubranka za chwilę znika w gąszczu kłębiącej odzieży w tym całym chaosie nie mogę go znaleźć a czy naprawdę chcę nie wiem widzę kartonowe pudło przenikam przez ścianę czuję zgniły zapach papieru i czegoś jeszcze podchodzę w to miejsce w jakiś niepojęty sposób akurat teraz mogę słyszę wewnątrz niepokojące dźwięki a wózek stoi w dali w niepojętej poświacie wiem że mnie obserwuje dlaczego osądza czy potrafiłem udźwignąć czy raczej on mnie zaglądam do środka opakowania kilka szczurów obgryza niemowlaka przynajmniej nigdy nie będzie niepełnosprawne jak mogłem tak pomyśleć w takiej chwili właśnie jeden wyżera oko z ostatnim obrazem czyim? chcąc nie chcąc muszę wracać sortowanie trwa
  25. Waldemar_Talar_Talar↔Dzięki:)↔Skoro tak, to jestem rad. A skoro piszę, to jeszcze oddycham:) Pozdrawiam uśmiechowo:))
×
×
  • Dodaj nową pozycję...