Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Jan Paweł D. (Krakelura)

Użytkownicy
  • Postów

    1 624
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    9

Treść opublikowana przez Jan Paweł D. (Krakelura)

  1. Tak chyba będzie dobrze, bo i kraina jest, a jednocześnie pokój, coś obok, coś blisko.
  2. @PuszKin Też ładnie, ale zostanę przy swoim, mama trochę pomoże i dziecko zrozumie. Trzymam się tez miary w wierszu, a Twoja wersja choć ładna, odstaje trochę od przyjętej przeze mnie. ewentualnie tak: To nieprawda, że zmarli odchodzą na zawsze, odchodzą do krainy, niczym do drugiego pokoju, którego nie widać - w nim się nasze spotkają kiedyś ręce. Ich twarzą jest drzewo
  3. A co myślisz o takiej wersji pierwszej zwrotki? : To nieprawda, że zmarli odchodzą na zawsze, oni w zawsze przechodzą, niczym do drugiego pokoju, którego nie widać - w nim się nasze spotkają kiedyś ręce. Ich twarzą jest drzewo
  4. @PuszKin Mi to 3xzawsze nie przeszkadza, pierwsza zwrotka nie jest przekombinowana, ale być może jak dla dziecka zbyt zniuansowana, dlatego potrzebna jest mama przy czytaniu. Dzięki. @PuszKin No ok, jedno zawsze można usunąć, ale pierwszej zwrotki chyba nie chcę przerabiać, najpierw było : w zawsze odchodzą, ale wydaje mi się, że słowo "przechodzą" lepiej oddaje sens. Pomyślę jeszcze. I tak przy pierwszej zwrotce byłby potrzebny ktoś dorosły, dalej już jest bardziej zrozumiałe dla dziecka.
  5. Szukam kontekstu i pasują mi dwie osoby, trochę Lech Wałęsa, bo przechwała z niego niewątpliwie, aczkolwiek swoją rolę odegrał. Natomiast Jarosław K. nie, ten tylko przechwała co chce uchodzić za rycerza. Podoba mi się konwencja utworu.
  6. @agata g. Dziękuję, miłego dnia :)
  7. To nieprawda, że zmarli odchodzą na zawsze, oni jedynie w zawsze przechodzą, z którego my wszyscy przychodzimy i w którym się nasze spotykają ręce, a ich twarzą jest drzewo kwitnące, woda, trawa, chmury i powietrze, wszystko co żyje, zawsze i wszędzie ich spotkasz, usłyszysz w szumie wiatru, jeżeli sumiennie będziesz czyściła uszy. Pamiętaj o ząbkach bo nimi się uśmiechniesz do nich kiedy przyjdą niewidzialni, pokażą się we śnie, przytulą i spytają co słychać. Niektórzy ich słyszą tak wyraźnie, że wiersze im zmarli dyktują, w których proszą żywych by dobrze się uczyli, byli dobrzy dla mamy i zamknęli oczy, a wtedy ujrzą promień z nieba, jak lśni, błyszczy, migoczący i bardzo jasny, kolorowy, którym ich zmarli będą prowadzić przez życie. https://poezja.org/utwor/181387-las/ https://poezja.org/utwor/181301-musi-być-jakiś-list/ https://poezja.org/utwor/181341-zanosi-się-na-deszcz/
  8. Dałbym pocałunek zamiast buziak.
  9. Bo to na trzeźwo trzeba... ;) A wiersz melodyjny, sympatyczny.
  10. @Marcin Krzysica Dzięki, w pewnym sensie pasuje do satyry.
  11. Może dziadek coś wspomina?
  12. Więc najpierw zdejmujemy aureolę i z czcią odkładamy na czystą ligninę. Gotowy skalpel? Rozcinamy. Czy państwo widzą jak zdjąć z łatwością można skórę, niczym kąpielowy czepek zsuwa się z czaszki. Nie widać obrażeń, co nie znaczy, że głębiej ich nie odnajdziemy, jestem pewny. Włosy lśnią jeszcze jak oddale w ogniu i pachną dymem. Już przejdźmy do rzeczy, proszę o piłę, tak, tę właśnie, z obrotowym ostrzem. Nieprzyjemny dźwięk, ale kto z nas nie był u dentysty. Znajomy swąd, prawda? Pochodzi od tarcia metalu o kość, jeszcze chwilę, klik - odskakuje jak wieko od puszki, przejrzysty odsłania się widok wprost na szarą istotę problemu. Proszę spojrzeć na metafizyczny obszar urażonych do głębi uczuć – promień dostał się przez oczy lub uszy i bezbłędnie, jak wypuszczona strzała z łuku przeszył kryształ, nieodwracalne szkody sprawiając, śmiertelne i wieczne obrażenia wartości. Zapytam o nie na kolokwium.
  13. Cyfry w służbie człowieka na baczność do selfie, z bukietem świeżo ciętych uśmiechów, serduszek, wirtualny stos rączek im będzie się szczerzył, aż do chwili kiedy im zapalą się smutne - Rybie dzióbki robią, w sieć łapią pikselową, siedząc na obrębieniu betonowej urny, za nimi piach i popiół, to czego nie objął kadr – szerokiej alei wiodącej do głuchych pomieszczeń, pełnych szmerów pod podłogą bosych, nagości wydrapanej w betonie przeżartym przez zielonkawy osad, zamarzniętej mody pod długim szkłem gabloty, w której szereg twarzy przesuwa się w dzisiejszych krojach, przez pokoje niegościnnie otwarte na ceglany komin, drzwiczki, którymi wyjście dziś szybą zbrojone w pole biurokratycznej, czystej ekonomii. Taka chwila nie może się zmarnować, drugi raz się nie powtórzy – klik – odtąd odciśnięci będą w prochu pikseli, mały fragment skóry zdjęty z tamtego czasu – spojrzenia w refleksji migawki z obozu Majdanek.
  14. @Konrad Koper Spoko, to tylko taki żarcik.
  15. Musisz doprecyzować czego powiewem ma być, bo jeszcze się spełni :)
  16. Mów. Twoje słowa watą otulą, bo mądry z ciebie chłopiec, jedynie troszkę przeziębiony, nic się nie dzieje, wkrótce wyzdrowiejesz, oczy otworzysz szerzej, pojmiesz jak z odmiennej strony, odmiennej perspektywy (nauczysz się mnożyć, dodawać, odejmować, a szczególnie dzielić każdy włos więcej niż na czworo) widzieć chodnik, na którym skopany ktoś leżał wczoraj. Podeszwy ślady rozniosły. Teraz spójrz – jaki to kolor?
  17. Inne mam spojrzenie na kwestię istoty najwyższej, i inne na formę, ale w zasadzie zgadzam się z przesłaniem utworu. Dobrze, że Pan nie śpi, i proszę nie dać sobie wmówić, że jest inaczej. Pozdrawiam.
  18. @valeria No cały sztab za tymi włosami stoi.
  19. Podobno optymista to niedoinformowany pesymista ;)
  20. Czemu żyję w kraju, który palmę pierwszeństwa przyznaje tym bananom do żywego mięsa raniącym uczucia, od których czyjeś dzieci mają spazmy histerii? Czy li fanaberii należy przypisać uczucia niedotknięte, nawet zadowolone i na żadną zemstę nie liczące, chwili nie poświęcające na uprzejme doniesienia o tym, że żadnych ran nie odniosły w starciu z bananem, na dodatek tym samym, który ranił bliźniego jak szrapnel? Jak to o kimś świadczy, kto wychodzi z galerii niekoniecznie handlowej, od twarzy odkleić mu się przysłowiowy banan nie chce, nie może? Aż strach pomyśleć, w którym zbiorze czy podzbiorze, obręczy czy kręgu piekielnym się odnajdzie między innymi, którym żaden banan żadnej szkody nieodwracalnej nie uczynił, wiecznej. Wiecznie się będzie kręcił, obracał się będzie, zachodził w głowę i głową walił aż pęknie o drzewo i banany strącał, nie usiędzie aż wszystkich nie wyprostuje.
  21. Aż się rozum uginał u doskonałych stóp, wybornie odżywionych paznokci, ich szlifów jak klify w zachodzącym słońcu, i byle bóg nie podołałby na nie się wspiąć. Rząd chemików w laboratorium padał na twarz, rząd grafików oczy w nocy przecierał, psuł wzrok przed ekranem, psycholog dosięgał dna, myślał bez przecinków alchemik copywriter, przecież były warte tego włosy, usta, brwi, oczy, skóra, rzęsy, bez przebarwień, kropelki potu, przykrej woni. To nie jest świat dla brzydkich ludzi z toalety korzystających rankiem, szemrały lśniąc włosy nieomal boga warte, jak gdyby miał liczyć na nich palcami bez końca.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...