W Twoim wierszu widzę poetyckie i metaforyczne, a jednocześnie psychologiczne podejście do smutku - oglądanie go z boku, dookoła, opisywanie jego przejawów i elementów. Jednak smutek nie bierze się znikąd. Smutek ma swoje korzenie - i czasami są one albo bardzo długie, albo bardzo rozgałęzione. Ani go wyrwać, ani odciąć, ani wykarczować. Zawsze odrasta. Można go zasłonić, udawać, że nie istnieje, albo zaakceptować - żadne z tych rozwiązań nie jest skuteczne. Smutek wyrasta na gruncie - to grunt go generuje.
Takie są moje przemyślenia na dziś - a temat jest bardzo mi bliski.
Małe uwagi:
1) w pierwszej zwrotce "wyśnił" zamieniłabym na "wysnuł"
2) wersy 9 i 19 zmieniłabym tak:
"za chwilę niemoc do krwiobiegu wtłacza"
"aby nie ciążył lub zbytnio nie smucił"
żeby zachować jednolity jedenastozgłoskowiec.
Pozdrawiam