To był korytarz...albo krużganek zamkowy;
Wzdłuż niego drzwi wyniosłe swych tajemnic strzegły;
nim krok zrobiłam - naprzód myśli me wybiegły,
lecz wstrzymał je twych źrenic bezkres zagadkowy.
Czarnoksiężniku... choć mnie wabiła twą postać,
nie znałam mocy twoich zaklęć ani sideł,
gorącej namiętności rozpostartych skrzydeł,
żaru spojrzenia, którym umiesz ciało chłostać...
Lecz wtedy tarczę przeciw twej potędze miałam:
chronił mnie urok jego oczu bursztynowych,
i uśmiech pogodniejszy od ranków lipcowych,
w którego blasku wątłe swe serce kąpałam.
Minęłam cię swobodnie, lekkim idąc krokiem,
nietknięta jeszcze żadną strzałą zapaloną,
lecz beztroska naiwność cienką jest osłoną
przed twoim rozognionym, magnetycznym wzrokiem...
A ty patrzyłeś za mną swym czarnym spojrzeniem
snując już sieć drapieżną, snując sieć misterną;
nie przeczułam, że skruszysz barierę mizerną
ogarniając mnie całą słodkim zniewoleniem...