Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Arsis

Użytkownicy
  • Postów

    4 732
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez Arsis

  1. @Arsis absolutnie nie przeszło mi to nawet przez myśl
  2. @Somalija fakt. jak płynność finansowa jest ok, to furkocze serce i nie miękną sutki a człowiek widzi wtedy, jakby spoza mgły...
  3. @Somalija tak? a o czym? to znaczy wiem o czym, ale nie będę się afiszował, bo tu dużo takich, co filują zza krzaka
  4. @Somalija demon upłynnienia w skafandrze? Hej, Aga, nie poznaję koleżanki...
  5. Arsis

    Ambientalnie

  6. Chodź. Pójdźmy jeszcze raz. Jeszcze… Zagrajmy. Idziesz? Chodź. Przez brudną szybę zamkniętego okna wpada szare światło. Świt albo podwieczorny zmierzch. Byliśmy tu jeszcze przed chwilą. A teraz… Twoje milczenie. Twoja kamienna twarz. Nieruchome usta... Weź mnie za rękę i przytul. Zatańczmy. Jeszcze raz. Choć raz jeszcze. Będę ci mówił do ucha i szeptał słowa ostatniego wiersza. Wiesz? Przegrałem. Będę umierać jesienią. Późnym listopadowym popołudniem. W chwilę. W jedną, tylko. W krótkim momencie, który będzie jak błysk. Olśniewający błysk na szybie zamykanego z trzaskiem okna. Ale jeszcze nie teraz… Muszę ci powiedzieć, że byłem na cmentarzu o zachodzie słońca. Wróciłem dopiero, co. Deptałem wilgotną ziemię pociętą lemieszem, przestępując niezdarnie skibę po skibie śladem glinianego fauna. I matkę widziałem, i ojca. Złożonych w szarym grobie. Na wznak. Ich woskowe twarze. Zastygłe. Ich blade usta... Boże, co ja mówię. Po co ci to szepczę… Zniechęciłaś się. I dobrze. Masz rację. Ale byłem tam. I sam już nie wiem. Czy po to, aby zobaczyć ich, czy może bardziej zachód słońca… Albo jedno i drugie… Choć może bardziej… Nie. Już nic. Niczego więcej nie powiem, bo znowu obrzucisz mnie spojrzeniem pełnym gromu. Więc już nie będę. Ale to we mnie i tak pozostanie… Usiądź przy mnie na chwilę. Usiądziesz? Odsunę tylko ten pusty futerał po skrzypcach. Zagrać ci coś? Nauczyłem się niedawno. Albo i dawno. Nie pamiętam. Pamiętam jedynie kilka ostatnich nut większej całości. Lecz i one idą jakoś tak nie po kolei. Zagram ci a potem najwyżej sobie pójdziesz. Dobrze? Ale poczekaj! Nie odchodź jeszcze… Czemu mi to robisz? O! Już wiem. Pójdziemy sobie na ten spacer, na który namawiałem cię tyle razy. Nazbieramy liści. Kolorowych. Jesiennych… Będzie ci z tym bukietem ładnie, mimo że bez czerwonych róż, takich, co zawsze ci dawałem w dzień i w noc. A potem sobie wrócimy do swoich miejsc. (Włodzimierz Zastawniak, 2025-08-30)
  7. Arsis

    Ambientalnie

  8. Pamiętasz to moje nocne misterium? Wtedy, kiedy płonące świece wzniecały poblask jaskrawy. Skrzydlate momenty na suficie, na płaszczyznach porzuconych rzeczy. Teraz już wiem, że ta moja próba przejścia przez ścianę miała na celu dosięgnąć gwiazdy, kiedy stałem w kącie pokoju, przywierając ustami do zimnego tynku. Szeptałem. Recytowałem słowa tajemne. Wtedy. I wtedy… Za oknami szeleściły liście oschłej topoli, kasztanu… Za oknami otwartymi na przestrzał. W ogromnym przeciągu, co się wspinał z krzykiem po ornamentach tapet.. I byłem blisko zrozumienia. I byłem blisko… Blask olśniewał mnie coraz większy. Ten migoczący blask nieznanej natury. Wiesz... Nie. Nic nie wiesz. Bo i co masz wiedzieć? Wtedy, kiedy czekałaś długo na nic. Na dworcu, tuż po odjeździe ostatniego pociągu. Czekałaś na mnie. Wiatr zakręcał i gwizdał. I tak jak teraz tarmosił poluzowanymi blachami parapetów. Zacinały ostre krople deszczu… Z megafonów płynęły enigmatyczne dźwięki jakiejś nadawanej nie wiadomo skąd transmisji. To nadaje wciąż sygnał. To wysyła w eter zaszyfrowaną wiadomość, której sensu nie sposób zrozumieć. Wtedy i teraz. Tylko, że wtedy nie przyszło nam to do głowy. Nam? Przecież nie ma nas. I chyba nigdy nie było… A jeśli byliśmy, to tylko we śnie. Razem, gdzieś trzymając się za ręce. Raz. Jeden, jedyny. Albo i niezliczoną ilość razy. Wiatr szeleści liśćmi topoli. Teraz, kiedy jest bardzo zimno. Skrzypią konary. A więc to już tak późno? Nocne obrazy jak dym z łęciny płyną… Nie. To już przecież było poprzednim razem. W innym życiu, w innym wierszu… Bądź w innym... A teraz? Co z nami będzie? Jeśli w ogóle cokolwiek było. Światłość wiekuista przemierza otchłań czasu. Wieczność całą. I wywija się z gałęzi topoli księżycowym sierpem. I ten szelest skrzydlaty wznieca kurz, ten śpiew słowiczy. Aż wzrusza czarną sadzę w kominie, przysiadając na krawędziach pustych krzeseł jak jakiś zbłąkany kaznodzieja. Jak ten blask na dębowych klepkach podłogi. Na fornirze szafy. Na lakierze... Na jawie? We śnie? Coś pomiędzy… Na podobieństwo kształtu spętanego cieniem mojej własnej ręki, kiedy się przebudzam, otwierając zlepione jeszcze oczy. I próbując to pochwycić w nagłym przypływie zadziwienia. Nie. Nie przebudzam się wcale. Przecież ja nie śpię. Spójrz! Mam otwarte oczy! I nigdy nie spałem. Podczas gdy ty, śpisz snem twardym jak przydrożny kamień. Omszony... Jeśli w ogóle tu jesteś. Jeśli w ogóle tu kiedykolwiek byłaś. Co z nami będzie? Albowiem pęd ten rozwiewa włosy. Czyni bruzdy w skibach mokrej ziemi. Widzisz? Jaskółki wznoszą się do nieba. Wychodzą naprzeciw tej jasności coraz większej. A jeśli i nas dosięgnie świetlista rozpacz zapomnienia, czy będziemy jeszcze? (Włodzimierz Zastawniak, 2025-08-27)
  9. @Somalija nie możesz? nie spodziewałem się innej odpowiedzi. a propos, a co jest takiego podniecającego w skafandrze?
  10. @Somalija no dobra, to polecimy rakietką-wyczynówką, gdzieś pomiędzy pierścienie Saturna albo Urania, bo czuję się trochę jak kosmita... @Somalija i będę cały czas w skafandrze, aby nie zburzyć twojego poczucia estetyki
  11. @Somalija Ze niby kogo? @violetta sf to pisał Lem, Zajdel, Clarke, Asimov... @violetta ja to mogę, co najwyżej nadmuchać sobie kolorowe baloniki i sobie powiesić...
  12. @violetta być może przelecę się z nimi... dokąd? a może będzie tak jak w powieści "koniec dzieciństwa", Arthura C. clarke`a? obcy przylecą do nas a po jakimś czasie, po kliku latach zabiorą ze sobą wszystkie ludzkie dzieci (obdarzając je zawczasu unikalnymi zdolnościami umysłowymi), jako nowy etap w rozwoju gatunku? ich rodzice, dziadkowie i inni dojrzali wiekiem zostaną na ziemi, czekając na unicestwienie, na wymarcie, ponieważ nie będzie już nowych dzieci, nie będą się rodzić. tym samym, nie będzie już przed nimi przyszłości. pozostanie tylko śmierć.
  13. @Somalija siemasz, Aga. coś do nas pędzi, coś przemierza nasz układ słoneczny. to pewnie nic takiego. zwykła, najzwyklejsza na świecie (wszechświecie) kometa pozasłoneczna (ponoć odkryli już komę czyli warkocz pyłowy). ale gdyby jednak... gdyby coś... no wiesz. gdyby się okazało, że jednak to nie kometa, tylko, no wiesz... nasi kosmiczni (bracia) jakkolwiek by oni wyglądali, to... nie będziemy mieli z nimi żadnych szans, przenigdy. obiekt ma zbyt dużą prędkość przelotową, znacznie większą niż standardowa kometa czy asteroida (ok. 70 km na sekundę, to za dużo na dogonienie i zbadanie) nietypowa orbita względem ekliptyki (losowość takiej nietypowości wynosi ok 0,2%) rozmiar znacznie przewyższający inne znane komety (ok 20 km) czyli trochę jak Manhattan (dziesięciokilometrowa zgładziła niemalże życie ok 65 mln lat temu). tu mamy 20 km) wreszcie w peryhelium znajdzie się po przeciwnej stronie słońca (trochę to wygląda na celowe działanie, Boże, co ja plotę), nie pozwalając na jakiekolwiek zbadanie, a jeśli to jakaś technologia, to będzie ów obiekt miał ku temu znakomitą okazję na wykonanie manewru takiego czy innego.... trochę mi to przypomina cykl powieściowy "Rama", a szczególnie "Spotkanie z Ramą" i "Rama II", Arthura C. Clarke`a. Ale pewnie to tylko zwykła kometa. ale gdyby jednak to był, no wiesz, gdyby to byli nasi kosmiczni bracia... to nie mielibyśmy z nimi żadnych szans. zdeptali by nas jak karaluchy. jak... a może to tylko kosmiczni turyści? a może zabrać się z nimi? chciałabyś?
  14. @Somalija pozwoliłem sobie zapunktować, ponieważ...
  15. Arsis

    Odszedł Stanisław Sojka

    @violetta Zycie to tylko powiew wiatru. taki lekki, chwilowy powiem na twarzy...
  16. Arsis

    Odszedł Stanisław Sojka

  17. @violetta... nasze winy, jako i my odpuszczamy...
  18. @violetta skąd wiesz, że nie mam? może mam dżambodżeta?
  19. @Somalija fakt, że ryży donek, co smaruje sobie gębę pomarańczowymi chitosami, jest nadęty jak ta dmuchana lala, którą wystarczy przekłuć i całe powietrze z niej zejdzie z gwiżdżącym świstem i furkoczącym pierdzeniem na koniec jak z balona. wołodia (ten jego rozrechotany wyraz kałmuckiej gęby zza szyby pancernej limuzyny ryżego) coś tam ustalił ze swoim kumplem donkiem ponad głową trzeciego. i ten trzeci, najbardziej zainteresowany, ma się zgodzić na coś tam bez gadania. impeachment donka to za mało, tego typa powinni skuć w kajdany i wyprowadzić, bo ma ciągoty do dyktatorów, choćby te jego przymilne spotkania z kim dzong unem w poprzedniej kadencji, z tym koreańskim kryminalistą i bandziorem. przecież obściskiwał mu łapę i poklepywał po plecach, tak jak bił brawo kałmukowi putinowi...
  20. @Somalija Hej, Aga? a gdzie to ty zaglądasz? co? nie poznaję cię, Aga...
  21. @Somalija nigdy nie kupowałem dmuchanych lal w seksszopie, więc nie wiem
  22. @Somalija ależ on sam wygląda (te jego ułożone w kółeczko usta) jak dmuchana lala z seksszopu
  23. @Somalija było buzi prosto w usta, takie namiętne z języczkiem, wiesz... a następnie wypili po czarze okowity. a potem były słowa donka: oj, wowa, oj wołodia, władimirku.. jaki z ciebie zimny drań, ty łobuzie jeden, i znowu było mocno z języczkiem tak namiętnie do samego końca...a bladym świtem donek do wołodii; jak się tamten nie zgodzi cośmy ustalili, to zwalimy na niego winą za wszystko... i piąteczka donka z wową na pożegnanie i znowu po buziaku i lekkim klapsiku po nagich , spoconych po seksie pośladkach...
  24. Szedł z nisko pochyloną głową poboczem pola, piaszczystą drogą. Szedł. Idzie obok kartofliska, które okrywa potok wieczornego słońca. Cały w pomarańczowej zorzy. Chłopski malarz. Namalował świat: bydło na rżyskach i pajęczyny babiego lata. Drżące. Sperlone kroplami rosy. Wiesz… Jesteś tu jeszcze? Idę i jestem tutaj. Idę tak, jak szedłem wtedy, pamiętasz? Niczego nie pamiętasz. Już nic nie pamiętasz i nie widzisz, gdyż twoje oczy... Martwe. I takie zimne zimnem kamienia. Bladego marmuru wyciosanego wieki temu dłutem nieznanego rzeźbiarza… Ale znowu idziemy razem. Idziemy tak, jak moglibyśmy iść we dwoje. Tak jak moglibyśmy… Idziemy. Idziemy. I idziemy raz jeszcze… Stawiamy kroki powolne, jakby w zadumie. Idziemy jak ten sen śniony nagle nad ranem. Jak ta widziadlana korektura zdarzeń, co chwyta za gardło jakimś ciężkim westchnieniem. Wypiłem trochę, to prawda. I wypiłem raz jeszcze, wznosząc toast za ciebie. Za nas… Dlaczego milczysz? Spójrz, wznoszę kielich… E, tam, kielich, butelkę całą. Wznoszę ją pod światło wieczornego słońca. I przez szkło przesącza się światłość pomarańczowa. Nadciągający wieczór. I przez szkło, przez płyn przejrzysty, przez te szkliste turbulencje spienionych majaków… Napijesz się ze mną? Patrz, jest jeszcze trochę. Widzisz? Nic nie widzisz. Ale ja, widzę za ciebie. Nie wypiłem do końca, albowiem chciałem… chcę zostawić tobie. Stoję w otwartym oknie i patrzę. Wiatr szarpie gałęziami kasztanów. Szeleści liśćmi. I szepcze. Szepcze. O, mój Boże, jak szepcze… Na stole leży talerz okruchami czerstwego chleba. I mży cały w pozłocie kryształowy wazon z wetkniętym bukietem czerwonych róż. I te róże. Te róże czerwone… Chodź, napij się ze mną. Na stole lśni butelka. Podnoszę ją, aby wznieść… Wiesz, był tu przed chwilą mój ojciec. Przyszedł zza grobu, aby się ze mną napić. Nie mówił nic, tylko patrzył. I patrzył tymi swoimi oczami. Takimi oczami zasklepionymi czarną ziemią jak u trupa. Był i znikł. Nie powiedział ani słowa… Kielich stoi nadal. Mój i jego. Jego i mój… Był i nie ma, choć przed chwilą jeszcze… Wiesz, ćwiczę wirtuozerskie szlify chorobliwej fantasmagorii. I próbuję przecisnąć się przez ścianę. Atomy mojego ciała łączą się z atomami tynku, zaprawy murarskiej i cegieł. Lecz nie mogę. Utykam, gdzieś pomiędzy. Nie potrafię przebrnąć jeszcze tej otchłani czasu. Choć jestem już bliski poznania tajemnicy przemieszania się w czasie. Wiesz, to jest w zasadzie proste. Bardzo proste… Wystarczy tylko… Zamykam oczy. Zaciskam szczelnie powieki. I widzę jak idzie ten malarz chłopski i maluje odręcznie dym płynący z łęciny, nad lasem idący... Mimo że cierpi na bóle głowy i zaniki pamięci. Ogląda swoje dłonie, palce. Licząc odciski, rdzę z lemieszy zdziera. (Włodzimierz Zastawniak, 2025-08-10)
  25. Arsis

    Ambientalnie

×
×
  • Dodaj nową pozycję...