Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Arsis

Użytkownicy
  • Postów

    4 604
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez Arsis

  1. Arsis

    Monarchinie

    @Somalija muszę doczytać "rasputina", douglasa smitha. czytałaś? ... z którą? strzelam: Elżbieta Piotrowna Romanowa?
  2. Arsis

    nasza muzyka - org.fm

  3. Arsis

    Monarchinie

    @Somalija muszę chyba nieco poczytać o systemie determinacji płci. kobieta to xx, facet to xy. ha, już wiem!
  4. Arsis

    Monarchinie

    @Somalija odnoszę wrażenie, że jesteś na mnie zła...
  5. Arsis

    Monarchinie

    @Somalija "... oczywiście leczył syna z królewskiej choroby, roznoszonej przez księżniczki w tamtych czasach... ", masz na myśli chorobę krwi hemofilię? choroba ta chyba nie była jak to napisałaś "roznoszona", tylko raczej przekazywana. roznosić, to można chyba raczej chorobę zakaźną, a nie genetyczną. hemofilię przekazują genetycznie matki swoim synom. one (kobiety) są jedynie bezobjawowymi nosicielkami. choć jest bodaj odmiana hemofilii, na którą chorują mężczyźni jak i kobiety. popraw mnie, jeśli napisałem coś nie tak.
  6. Arsis

    Monarchinie

    @Somalija tak, masz rację, wkradła się literówka. a rasputin nie przepuścił żadnej, starej, młodej... to napruty sterydami cwaniak i hochsztapler. był tak pobudzony, że nie mogli go zamachowcy z feliksen jusupowem na czele dobić ani cyjankiem, ani z broni palnej. umarł dopiero w wyniku utopienia w newie. @Somalija już wróciłaś z plaży??
  7. Arsis

    nasza muzyka - org.fm

  8. Arsis

    nasza muzyka - org.fm

  9. Arsis

    nasza muzyka - org.fm

  10. Arsis

    nasza muzyka - org.fm

  11. Nie trzeba. Już nie trzeba. Spłonę w samotności i ciszy. Już nie trzeba. Wiem. Wszystko wiem. Ale, czy ty wiesz? Czy wiesz o meandrującej chwili w środku bezkresnej nocy? Unoszę wolno powieki. Zasnuwam szczelnie kurtyny. Noc mnie spopiela u kresu czasu. Noc mnie spopiela mrokiem i chłodem beznadziei. Wiesz, rozmawiają ze mną jakieś cienie. Czyje? Przecież nie moje. Może twoje? Niczyje. Opowiadają mi o słońcu, które umieją na pamięć. Opowiadają mi o pustce i opuszczeniu. I wcale nie podnoszą oczu, by wszystko pamiętać, bowiem są zbiorowiskiem poznania. Opowiadają ze smutkiem przeszywającym kontury mroku. Opowiadają samotnie nadzy w swym jasnowidzeniu. Ich głosy przemieszczają się na zasadzie echa, aż do wyciszenia. Lecz zanim znikną zupełnie, kołaczą mi się w labiryntach mózgu, w przejaskrawionych obrazach rozgorączkowanego snu. O, jakże są piękne, jakże powabne. W stojącym lustrze chwiejąca się postać. Próbuję się odbić i podążyć ku gwiazdom stłoczonym lękliwie i tęskno. Lecz nie potrafię, stężały w bezruchu. Lecz nie potrafię… Coś miałem zrobić, lecz zapomniałem, co. Potykam się o krzesła, fotele…O wypełniającą wszystko pustkę. W żółtawym świetle wiszącej lampy szara ćma rozprostowuje skrzydła, uderzając o wrzącą powierzchnię żarówki. Wznieca kurz w beznadziei i bólu. W trwodze zapomnienia. W opuszczeniu i rozkładzie bytu. Mijają mnie umarli o nieustalonych rysach twarzy. Maria? Teresa? Sylwia? Mijają mnie tak wiek za wiekiem, aż do nieskończoności. Podzwaniają dzwoneczkami w tym nieskończenie milczącym, zakapturzonym kondukcie o powiewających szatach, który podąża znikąd, donikąd… Który wyłania się z niebytu i wnika w niebyt… Zapomniałem o wszystkim, tak jak tylko można zapomnieć zaraz po przebudzeniu. Pamiętam, że coś śniłem, ale zatarło się w otchłani niepamięci. Coś wiedziałem. Wiedziałem wiele. Jednak urwało się znienacka… Noc otumania i budzi melancholię. Wychylam się przez okno i widzę chodnik, kwadraty płyty, krawężniki, trawniki, drzewa. Na poboczu rdzewieje szkielet pojazdu o nadnaturalnych gabarytach. Jakby rozsypujące się truchło jakiegoś prehistorycznego gada… Spoczywa na pozrywanych gąsienicach, podpierając swoje przechylone, poplamione smarami cielsko na opuszczonym ramieniu. Wychylam się, i widzę. Co widzę? Pustkę i opuszczenie. Chyba zaraz wyjdę. Pójdę sobie donikąd. Zejdę po schodach, żegnając się z duszami sąsiadów. Kiedy otwieram drzwi, owiewa mnie chłód schodowej klatki. W nacierającym półmroku, rozświetlonym jedynie żółtawą poświatą ulicznych latarni, rozchodzi się pogłos moich kroków. Mój przyspieszony oddech. Szum wzburzonej gorączką krwi… Spoglądają na mnie smutno niedokończone rzeźby, popiersia, rozrzucone w chłodnym kącie sanktuarium. Okryte folią bryły, bez oddechu, kamienne, martwe… ― obojętne… Ktoś miał przyjść… Kto ma przyjść? Kto? Nie przyjdzie nikt… W ogromnym przeciągu rozchodzi się z oddali trzask drzwi bez klucza… Skrzypienie furtki, bramy… Uchylonych okiennic, poluzowanych blaszanych parapetów, rynien… Skrzypienie dębowych pni, topól, kasztanów… Idę. Podążam w niebyt. Lipcowa noc. Bezkresna i upojna. Lipcowa noc. Otumaniająca melancholią zapachu. Słyszę drzewa. Wciąż drzewa. Podczas gdy przywieram ustami do ich pomarszczonej kory. Całuję namiętnie i szepczę. Och, jak szepczę zmyślnie i czujnie… Odpowiadają mi poszumem leśnego mroku drewniane bożki, poruszając lepkimi od żywicy wargami. I przechodzą, i pojawiają się nowe. I wciąż pojawiają się nowe… I wciąż wiatr przetacza się po mojej twarzy. Gładzi i osusza wilgotne policzki, powieki… Porywa, rozrzuca pożółkłe ze starości gazety… (Włodzimierz Zastawniak, 2022-08-05)
  12. Arsis

    nasza muzyka - org.fm

  13. @Somalija aaa, to udanej laby. dodałem coś do wątku "Monarchinie", w hydeparku...
  14. Arsis

    Monarchinie

    Aleksandra Fiodorowna Romanowa. Urodzona jako Alicja Wiktoria Helena Louisa Beatrice Heska, w Darmstadt, 6 czerwca 1872 roku. Znana jako "Alix, bądź "Słoneczko". Luteranka. Po przejściu na prawosławie została cesarzową Rosji, żoną ostatniego jej cara Mikołaja II. Została zamordowana w Jekaterynburgu, w domu Nikołaja Ipatiewa (obecnie znajduje się tam Cerkiew na Krwi, właściwie Cerkiew Na Krwi pod wezwaniem Wszystkich Świętych w Ziemi Rosyjskiej Jaśniejących, wzniesiona w latach 2000-2003 na miejscu mordu i upamiętniająca to tragiczne wydarzenie) wraz z całą carską rodziną w lipcu 1918 roku przez bolszewików, min. na rozkaz Lenna i Swierdłowa, który został skrzętnie wykonany przez Jakowa Michajłowicza Jurowskiego, ówczesnego przewodniczącego komisji śledczej przy Trybunale Rewolucyjnym Czeka. Podejrzewana była o romanse z Grigorijem Rasputinem, mnichem, mistykiem i kaznodzieją, a przede wszystkim erotomanem, faworytem rodziny Mikołaja II. W 2000 roku została kanonizowana przez cerkiew prawosławną.
  15. @Somalija dobry wieczór, dobranoc albo dzień dobry...
  16. Arsis

    Symfonicznie

  17. Arsis

    Symfonicznie

  18. Arsis

    Tylko dla zakochanych

  19. Arsis

    nasza muzyka - org.fm

  20. Deszczowy dzień. Jaskrawe słońce. Noc. Obskurna noc, pełna ulicznych latarni. … pełna niewyraźnych widm… Moja matka urodziła mnie, kiedy padał deszcz. Urodziła smutek z oczami pełnymi nostalgii. Padał wtedy deszcz. Pamiętam, że pędziłem przez życiodajne, rozległe polany, pełne lecących ptaków, kiedy nagle ― zapadłem się na dno zmętniałej wody, wchłonięty znienacka ze zdwojoną siłą… Wchłonięty, przez co? Przez zapadłość okrutnego mroku. … czarną otchłań stężałą w bezruchu. Przez ukryte zjawy znaczące krwią mój powolny powrót na ziemię… Głową do dołu. Do ciepłej groty ― przytulnej jak łono. Aż do eksplozji światła rozpękłej w straszliwym skowycie echa. By zasnąć wreszcie w otulinie czyichś dłoni. Gdy otworzyłem oczy, padał deszcz. Stukały o parapet ostre krople. Ściekały z pełnych szarego nieba okiennych szyb. Padał wtedy deszcz, podczas gdy ja, tuliłem się w ciszy do niczego. Do chłodnej powierzchni aluminiowego blatu, opuszczony w pomieszczeniu pełnym łez. Za ścianą narastał czyjś przejmujący szloch. Nie rozumiałem wtedy jeszcze niczego. Nie rozumiałem, choć wiedziałem już, że byłem sam, mimo że za ścianą narastał czyjś niespokojny oddech, wzruszany koszmarami snu. Za ścianą wzlatywały okrutne widziadła, machające postrzępionymi skrzydłami w niepojętym żalu. Przedzierające się przez mżące piksele wysypującej się zewsząd samotności… Padał wtedy deszcz. A ja? Wodziłem oczami przyzwyczajonymi już do tęsknoty. Po krawędziach przedmiotów. Po awangardzie kształtów i wzorów. … po jednolitej bieli… Nie płakałem, choć moje oczy pełne były łez. Ale nie płakałem, wiedziony melancholią podczas niskiego lotu nad ziemią. Leciałem, gdzieś za horyzont, za las. Za granicę jawy, zatopiony w jakiejś dziwnej substancji czasu. Rozpoznając wyrastające znienacka kształty. Chłodne. Zimne. I obce. Bezwzględne w swojej potędze martwoty. Niewzruszone. Milczące… Wychodzące naprzeciw stwory, rozstępowały się znienacka, zatrzaskując się za mną, uniemożliwiając mi drogę ucieczki. Pędziłem coraz szybciej, meandrując pomiędzy wzorami tapet, które mrugały do mnie porozumiewawczo. I wyciągając w moim kierunku wypustki, aksony… Pędziłem, wchłaniany przez żarłoczną nicość. Tuż nad ziemią, nad rozpierzchłymi słojami podłogowej klepki… Pędziłem długim korytarzem w trwającej jak przekleństwo ciszy. Pędziłem jak kometa, rozciągając za sobą długi warkocz białych włosów. Pędziłem co tchu do swojego zamkniętego świata, szeleszcząc w powietrzu jak wyrwana z zeszytu kartka… Pędziłem, co tchu, targany porywistym wiatrem w poszarpanej koszuli. Rzucony w przestwór zimnego deszczu… Widziałem schorzałą śmiertelnie twarz mojej matki. A więc, to już tyle minęło czasu? Uciekł mi on, nie wiadomo kiedy… Moja matka już umarła, nie doczekawszy pomocy w zgorzknieniu i żalu. Nie doczekawszy wnuka. A więc, to już tyle minęło czasu? Mignęły mi przed oczami kropliste neony. Rozbłysły i zgasły, jak iskra życia. Przede mną szelest wiecznych traw już bliski. Rozległe polany… Lecące wysoko ptaki… Mignęło wszystko, jakby zaledwie zmrużenie powiek. Po co to i na co? Jaki był w tym wszystkim sens? Przede mną coraz bliższy huk wodospadów. Patrzę na to wszystko wielkimi oczami, lecz nie płaczę, mimo że są pełne łez. Odczytuję w kompleksie ciszy zatajone symbole, znaki… W plątaninie opuszczonych korytarzy jakiejś nieokreślonej budowli, pomiędzy życiem a śmiercią. Lecz śpiew ptaków coraz bliższy, co biegnie lekko w powietrzu. Przesiąknięty wilgocią porannej rosy, odlatuje w nieznane, gdzieś ponad drzewami dotykającymi intensywnie błękitnego nieba. Lecz śpiew coraz bliższy… Dotykam palcami powietrza… … rozgarniam świetliste jego powłoki… (Włodzimierz Zastawniak, 2022-07-31)
  21. Arsis

    nasza muzyka - org.fm

  22. Arsis

    nasza muzyka - org.fm

  23. Arsis

    nasza muzyka - org.fm

  24. @Somalija rozluźnij się i skosztuj baryłki z likworem, chcesz? ewentualnie mam ptasie mleczko waniliowe...
  25. @Somalija cześć. czuje się w skali 1-10 na 1. psychicznie mnie nie ma...ale mam nadzieję, że ty czujesz się o wiele lepiej...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...