Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Justyna Adamczewska

Użytkownicy
  • Postów

    6 866
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    73

Treść opublikowana przez Justyna Adamczewska

  1. Damien, : Zobacząc jak wiersz się do nas odzywa, Zobacząc kogo przyzywa - czy tajemnicze ogniwa, czy tylko nijak się nazywa. Pozdrawiam. Wiesz, myśli dość myśli zawarłeś/aś, ale monotonia się wkradła. Pozdrawiam J. A.
  2. I znam też taki wiersz mówiła go czasami moja babcia "raz pewien człowiek rozżalony, powiedział tak do swojej żony: - Ja jestem durny, ty jesteś durna - skończmy z tym życiem , lepsza jest trumna. Ale jak to zwykle na świecie się dzieje - żyją dalej i maja nadzieję. Nie wiem , skąd znała ten wiersz. Pozdrawiam. J.
  3. Raz pewien wieprzek, świńskim różem zanudzony, postanowił wyjść z chlewu i pozwiedzać świat. Ucałował prosięta, szepnął: „Pa!” do żony, włożył garnitur, krawat i ruszył jak wiatr. Pod wieczór było, kiedy ujrzał Polaczkowo – zaścianek katolickich wartości i cnót, krzywdzony przez sąsiadów przez całą dziejowość, niszczony przez komuchów, żydostwo i głód. W tej dziurze stanął kaban, szukając noclegu, a po ulicach tańczył ze śmieciami zmierzch; świntuch spytał przechodniów pierwszych lepszych z brzegu, czy jest tu gdzieś koryto, może nawet chlew? Ludzie objęli wieprza, setnie rozbawieni, rozumiejąc pytanie jako miły żart; a że był w garniturze, jak ci dżentelmeni, więc – swój facet, biznesmen, zakumplenia wart! Do knajpy zaprosili, takiej ze striptisem, by do różowych samic kwikać, chrumkać, wyć; dymiły po gorzale golone łby łyse, że czasem nie odróżnisz, czy czerep, czy rzyć. Nad ranem knur powracał z kompanią radosną przez śpiące Polaczkowo w tę stronę, gdzie chlew, śpiewajkę rycząc skoczną, fałszywą a sprosną, aż w oknach budził światła ten pierwotny zew. Rozmowy przeraźliwe w antraktach piosenek niczym pieprzny i wieprzny, twardy przekleństw stek, charkośmiechy, dowszipy o szipach panienek, plucie, szcianie po szcianie, ryńsztok, kanał, szciek. W tym stanie luzackiego interupojenia odyniec z ludźmi raźno puka do swych wrót; lecz mu locha w ryj rzuca, kwicząc z obrzydzenia: „Aleś się zeczłowieczył! Wracaj w ten wasz smród!” 1 Oxyvio, a mnie ten wiersz przeraził, jak jestem odporna, tak tutaj poległam. Koszmarna wizja ujęta w niewesołe słowa, te w wersy, zwrotki, całość. Np. "Nad ranem knur powracał z kompanią radosną przez śpiące Polaczkowo w tę stronę, gdzie chlew, śpiewajkę rycząc skoczną, fałszywą a sprosną, aż w oknach budził światła ten pierwotny zew." - to mi przypomina staropolsczyznę i wiersz "Marchołt gruby a sprośny". Na pewno wiele pracy kosztował Cię ten utwór - neologizmy, interupjenia, zeczłowieczył, charkośmiechy, dowszipy o szipach panienek, plucie, szcianie po szcianie, ryńsztok, kanał, szciek. ileż tu nowatorskiego języka!. Ja miałam przesyt. Wybacz. Wiesz (znasz mnie na tyle, z moich utworów), że nie możesz posadzać o zakłamanie, bo nie jestem zakłamana. Czym są owe "rozmowy przeraźliwe? Obgadywaniem. To tyle na teraz, muszę jeszcze pomyśleć nad całokształtem i znaczeniem o raz przesłaniem wiersza. P.S. MAM NADZIEJĘ, ŻE NIE URAZIŁAM. OBIECUJĘ, PRZEANALIZUJĘ TEN WIERSZ WERS PO WERSIE, MAM NADZIEJĘ, ŻE SOBIE PORADZĘ. Pozdrawiam. j. Tak nad nim usiadłam.
  4. Wiem, kocie, wiem, dostrzegam i podziwiam, ale też w pajęczynkach widzę... pająka, który zjada muchy, krople wody drążą skały... na Twoich zdjęciach piękno. Jeno, jak wiesz piękno ze szkarada porównane, dopiero staje się prawdziwym pieknem. Nie byłoby tych fotek pod moim wierszem, gdyby nie jego treść. Ale dziekuje z całego serca, naprawdę. Chciałabym tak widzieć świat. Niestety... Pozdrawiam Kocie. Miłe, że tak pięknie odpowiedziałeś. J. :)))
  5. To nie sen, Waldku, to moja wyobraźnia. Tak już mam, wiesz o tym. Trochę męczy, trochę dręczy, ale nigdy nie klęczy. Pozdrawiam. J.
  6. Mnie b. bliski jest to, co napisałaś w powyższych słowach. Tak -- tafla, za szybą też czasami jestem, a świat po drugiej stronie. Straszne uczucie, wyobcowanie. Miłe, ze czytałaś moje opowiadanka. Pozdrawiam. J.
  7. Tytuł trochę "odstaje" od treści, mowa o głupocie - dlatego tytuł dziwi nieco. Nie bardzo też rozumiem zwrotkę: "Czy nie jest to głupota? być w programach stworzonych.". Jak to "stworzonych"? I w ostatniej zwrotce - poiincie, zabrakło mi pytania. Ale rzeczywiście, fanatyzm jest zgubny, z tym , ze ja uważam, iż fanatycy nie są "zagubieni", jak napisałaś, jeno twardo stąpają po ziemi - mają cel. I to jest b. niebezpieczne. Fanatycy często wybijają się i szerzą nienawiść, pragną wcielać swoje chore poglady w czyny. Pozdrawiam j.
  8. Betko, nie domyśliłam się tego, wybacz. Ale jedno ma - otóż, gdy ja się zdenerwuję, to równiez "oblewa mnie zimny pot", nie znoszę tego uczucia. Pozdrawiam j. :))
  9. wyłażą ponad wierzch mają drgawki wsciekłości lubią kraść pierwszy dech i rozrywać kości czas zalać robaka ciemną juchą strachem porusz grdyką i cześć nie dziel się zapachem smród gnoju pozostaw na stromych skałach gór zmierzchołaków postać jawi się tu bez skór gotuj do walki się kotły nad ogniem lśnią waruje dzikie psię i gryzie łapę swą łakniecie razem zła dadzą i tobie zmierzch wtedy bierz futro lwa idź spać po czasu kres Justyna Adanczewska
  10. Cześć betko, wiersz trochę "nakazowy". ale ciekawa ta "tafla" - kojarzy się z poziomem, czyli równością. Choć może i chodzić o lustro, ale mnie przywodzi na myśl taflę zamarzniętego jeziora. Odmienne stany skupienia, trochę też świadomości. Zaczarowały mnie wersy: Smutne nieco. P.S. "pocić się" w zimnie? - zastanawiające. Pozdrawiam. J.
  11. Befano kolorystyka w wierszu ciekawa. Obraz utkany ze słów. Szczęśliwi "bohaterowie " - uzupełniją się, jednocześnie zachowują swoją integralność. Pozdrawiam J. :)))
  12. Dziękuję, Maks. Miłe, że uważasz moje opwiadania za ciekawe. Dziękuję za serduszko. J.
  13. Dziękuje, Ithiel. Pozdrawiam. :))) I nie Witkacym, jeno Mrożkiem -tak sądzę. Bywaj.
  14. Oczko Elwira kupiła bardzo drogie, eleganckie rajstopy. Czarne, pasujące do zielonej sukienki, którą chciała założyć na przyjęcie. Ubrała się, zrobiła makijaż i czekała na Ryszarda. Siedząc w fotelu, myślała o tym, że zabłyśnie wyglądem na raucie zorganizowanym przez prezesa spółki, w której pracował jej przystojny partner. Tak, Elwira lubiła poklask, lubiła, gdy o niej mówiono, gdy pojawiały się jej zdjęcia w kolorowych czasopismach i Internecie. Zainteresowanie, jednak, budziła tylko dlatego, że związała się z wybitnym ekonomistą. Ona sama stanowiła dodatek, ozdobę, jak różne gadżety, mające upiększać pomieszczenia. Czy zdawała sobie z tego sprawę? Nie. Była zbyt pusta i zapatrzona w siebie. Usłyszała nadjeżdżający samochód. - To Ryszard – pomyślała. Ostatnie spojrzenie w lustro, ocena wyglądu, akceptacja. Jest okej Klakson dał znać, że jej towarzysz się niecierpliwi, więc szybko wyszła z domu, zamykając za sobą drzwi. Cofnęła się jednak. Zapomniała torebki zrobionej ze skóry aligatora, polakierowanej i dodającej pewności siebie, gdy ją przy sobie miała. Czas naglił, ale Elwira nagle uważniej przyjrzała się torbie, coś ją zaniepokoiło, jednak nie zatrzymywała w sobie tego uczucia. - No nareszcie - powitał ją zniecierpliwionym głosem Ryszard. Nawet nie wysiadł z samochodu, nie otworzył jej drzwi, musiała sama się z tym uporać. Mężczyzna ruszył, rozległ się pisk opon. Jechał szybko, przemykając między innymi samochodami. - Zabijesz nas - powiedziała Elwira. - To tylko będzie twoja wina- odparł. - Następnym razem się nie spóźniaj i nie każ mi na siebie czekać. Atmosfera zgęstniała, a miało być tak pięknie. Milczenie i cichy szum klimatyzacji towarzyszyły im podczas dalszej podróży. Elwirę nagle zaczęło boleć prawe oko. Łzawiło i szczypało. Wyjęła chusteczkę, krople. Myślała, że ich użycie, ulży, ale było coraz gorzej. Tusz, którym pomalowała rzęsy, drażnił. - Pewnie cała się rozmazałam, makijaż spływa mi po twarzy i wyglądam coraz gorzej - pomyślała z przerażeniem. – Jak ja się pokażę na tym przyjęciu? Ryszard będzie wściekły. I rzeczywiście był. - Coś ty z siebie zrobiła?- zapytał agresywnie. Dlaczego nie zadbałaś o swoją twarz? Że też wcześniej tego nie zauważyłem, gdzie ja miałem oczy?! - krzyknął. - Ależ wszystko było dobrze, gdy wychodziłam z domu - próbowała tłumaczyć kobieta. - Teraz nie jest – odparł. - Przypominasz dziwkę po trudnej i pracowitej nocy. Łzy stanęły w pięknych, choć umazanych teraz tuszem, oczach Elwiry. Sukienka się wygniotła, wysokie obcasy zaczęły przeszkadzać, zauważyła też, lecące oczka w eleganckich wcześniej rajstopach - No, nie. Co to ma wszystko znaczyć? - pomyślała - Nigdzie ze mną nie pójdziesz, weź taksówkę i wracaj do domu - powiedział Ryszard. - To nawet mnie nie odwieziesz? - zapytała. - A niby dlaczego mam to zrobić? - Zawiodłem się na tobie, idź już. Odwrócił się i ruszył w stronę apartamentu. Została sama na podjeździe, rozpłakała się, nie była przyzwyczajona do takich sytuacji. Spojrzała na swoją torbę - jedyny dodatek, który był nadal elegancki. Faktura skóry - nieskazitelna. Jednak znowu ogarnął kobietę niepokój, gdy przyjrzała się jej bliżej. To samo czuła już wcześniej, jeszcze w domu. Coś było nie w porządku. Otóż na torebce dostrzegła czerwone, przerażone oko cierpiącego zwierzęcia. „Mówiło”: - Hodowali mnie w ciasnym stawie, tuczyli, niby dbali, ale tylko dla zarobku - tacy są ludzie. Twoje drogie rajstopy też już mają lecące oczka, a twarz szpeci tusz do rzęs. Nie jest ozdobą, tak jak i ty przestałaś nią być dla Ryszarda. Odtrącił cię i poszedł. Wcale nie na przyjęcie, to hazardzista, który nigdy nie ma „oczka” w kartach, ale za to uważa, że posiada na własność dwudziestoletnią kobietę - ciebie właśnie. Oko zamilkło. Elwira wróciła do domu. Dziś miała urodziny, jednak nikt nie podarował jej tortu, nikt nie świętował, była bardzo samotna. - No nic, muszę i chcę żyć dalej, mam przecież przed sobą jeszcze parę „oczek lat”. Przestała być gadżetem, zaczęła być dojrzałą kobietą, w pełni samodzielną. Justyna Adamczewska 2016 r.
  15. Deonix_ dziękuję. Ja pisuję częściej opowiadania niż wiersze(w których jestem b. przeciętna). Poprawiłam, na ile mogłam, dzięki za tak cenne rady. Jesteś nieoceniona. Jeszcze się temu przyjrzę pod względem budowy zdań, itp. Wiesz, mam trochę opowiadan jeszcze, ale nie zapodawałam, bo tu nikt nie czyta prozy - tak przynajmniej zauważyłam. Tylko wiersze, nie wiem dlaczego. Dlatego b. mi miło, że zajrzałaś. Jeszcze szlifuję moje opowieści, bo zdarzają się błędy, np, Ty o nich napisałaś i za to jeszcze raz dziękuję. Postaram sie co jakiś czas coś zapodać. Moze ktoś przeczyta? Pozdrawiam koleżanko, Justyna A. Miłego dnia. J. P.S. Moim zdaniem lepsza jest "Perfuma i żaba" - polecam, też zamieściłam na Portalu. No, to hej. j. A i jeszcze powinno być "dźwięcznie", choć "wdzięcznie" też pasuje, ALE TU NIE O CHODZI O "WDZIĘK" - TEGO WYRAZU NARRATOR NIE LUBI, CZYLI NEPOMUCEN, BO JEST OKREŚLENIEM UROKU, A ON UCIEKA PRZED PIĘKNEM. Jest "dźwięcznie" od słowa "dźwięczeć", np dzwonów kościelnych, odmierzających, od wieków, czas. Bywaj, Koleżanko. J. :))). Nie gniewam się, jam nie poetka, to wiem. Moja poezja - jeśli tak to można nazwać, ma wiele prozy w sobie. Wiesz, kazde opowiadanie można przekształcić w wiersz i odwrotnie, ja tak czasami czynię. :)))
  16. Tak, Maciejku, był kochany. Dzieciństwo. Dziękuję za odpowiedź. J.
  17. Nieurokliwe piękno Oto ja, Nepomucen Maria Żądło. Nadzwyczaj spokojny człowiek, tylko, kiedy coś mnie zachwyci, to moje wyciszenie gubi się, usuwa, wyrywa z piersi, wybiega, wychodzi po angielsku. Chwile owe zagrażają mojej jaźni i ciału. Targają nimi, miętoszą, rwą na kawałki, aby w końcu wmówić mózgowi, że piękno, które dostrzegłem jest szpetne. To nie lada problem i bardzo rzadki przypadek, gdyż na ogół ludzi cieszy uroda, powab, klasyczne wzorce, elegancja. Z mojego punktu widzenia dobrze, że do XXI w. nie przetrwały, na przykład, Wiszące Ogrody Semiramidy czy Latarnia morska na Faros. Cóż bym biedny uczynił, gdybym miał możliwość zobaczenia, choćby z daleka, snopu światła Ptolemejskiej budowli?A tak, śpię snem sprawiedliwego, choć czasami miewam koszmary – nawiedza mnie Cheops i jego grobowiec. Myślę sobie wtedy: "ten to miał chody, niezniszczalny od pięciu tysięcy lat." Ów dziwny stan rzeczy przyprawiał moich rodziców o ból głowy, a znajomi… Jacy znajomi? Nikt nie chciał ryzykować, bo a nuż poszedłby ze mną do parku i jakiś liść jesienny mógłby mnie zachwycić. - Co wtedy? Klapa, kompletne zdziczenie, nogi za pas, bieg do utraty tchu, następnie siedzenie w piwnicy, chlanie denaturatu, łzy. Byle zapomnieć o nadzwyczajnie zwykłym listeczku. Moje trwanie to slalom. Ohyda i fetor stanowiły graniczne słupki. Czasami tkwiłem przy nich godzinami, bo inaczej porwałby mnie strumień uroków życia. Aby ratować resztki swej dumy, unikałem piękna i dążyłem do tego, aby je od siebie odstraszać. Musiałem przywdziać skwaszony wyraz twarzy, przygarbić się z lekka, wysuwać język z zaślinionych ust oraz bełkotać. Zapewniało mi to bezpieczeństwo. A i jeszcze. Wkładałem na nos spuszczony na kwintę, bardzo mocne szkła w okropnej oprawie. Tak wkraczałem w codzienność od ponad trzydziestu lat. Matka patrzyła z troską na swego jedynaka, ojciec omijał mnie wzrokiem. – Co z tobą będzie, młodzianku? – pytała babcia a dziadek pykał z fajeczki. – Może byś się w końcu ożenił? – walnął raz tatuś. – No, no. - przytaknęła mateńka. – Ja mam szukać kobiety, która zechce mi towarzyszyć przez resztę życia?! – krzyknąłem skonsternowany. Chór sopranów i basów przytaknął. Rozpoczęły się przygotowania do Wielkiej Poszukiwawczej Wędrówki. Cztery dorosłe, a nawet już podstarzałe osoby, znosiły do domu torby, torebki, torebeczki zapchane po brzegi różnościami z wyprzedaży. Babcia miała szał w oczach, dziadek zapodział gdzieś fajeczkę a tato zgolił brodę. Matka wpychała we mnie jedzenie, abym mógł spojrzeć w lustro i nie przerazić się piękna własnego oblicza. Minął miesiąc. Ważyłem ponad sto kilogramów przy wzroście metr siedemdziesiąt jeden. Nie czesałem się, z rzadka odwiedzałem łazienkę. Wypadła mi lewa przednia dwójka, a czwórka zaszła kamieniem. Ubranie specjalnie plamiłem, na przykład musztardą Starepską – polecam do takich praktyk. Zarosłem niczym niedźwiedź, nos jeszcze bardziej na kwintę, okular o szkłach grubości denka od butelki po wypitym ostatnio, denaturacie. Byłem gotów. Ruszyłem w miasto. Przechodnie się za mną oglądali, niektórzy zatykali nosy, inni kiwali z politowaniem głowami. A ja, jak szarżujący byk, prułem do przodu. Byle szybciej znaleźć się w Biurze Matrymonialnym o dźwięcznie brzmiącej nazwie: Wieńcówka. Dotarłem wreszcie na miejsce. Wszedłem do małego pokoiku i… upadłem niemal, gdy zobaczyłem siedzącą przy biurku kobietę. Ubrana na czarno, twarz blada, włosy tłuste, paznokcie zarośnięte brudem. – Ideał. – pomyślałem. Ona wstała, zbliżyła się do mnie powolnym krokiem – na szybki nie pozwalały wykoślawione buty i rzekła. – Jesteś mój książę, czekałam. - Skąd wiedziała, że się pojawię? Skąd, że ją zaakceptuję? Tej tajemnicy nigdy nie zgłębiłem, a minęło prawie pół wieku, od kiedy jesteśmy małżeństwem. Bardzo szpetnym, fakt, ale w naszej brzydocie kryje się piękno. Oboje mamy takie przekonanie. Koniec. Justyna Adamczewska KWIECIEŃ 2016 r.
  18. Cały wiersz fajny, Maciejko, ale te wersy najlepsze. Jeszcze to mnie za serducho złapało: " Noż to prawda. I ten tytuł. Kiedyś taka bajka była z NRD. Pozdrawiam J.
  19. Zależy o jakich molekułach tu mowa, bo te "życiowe" (białka, nukleotydy itd.) jednak mają ładunek, z tego, co wiem, Justi :) Nie, Justyno, to nie jest naiwne. U roślin występują reakcje stresowe i obronne w odpowiedzi na uszkodzenia mechaniczne. Ja myślałam o czystej, teoretycznej fizyce molekularnej - tam nie ma miejsca na duchowe rozterki. To teoria, ale w praktyce zaczęliśmy jej "używać", ponieważ Bóg (jakkolwiek Go pojmujemy), dał nam rozm i pozwolił się rozwijać. Jedno tylko zastrzeżenie, że nie będziemy mieć innych bogów przed Nim. W to wierzę. ZASADY, LOJALNOŚĆ, WOLNOŚĆ, ODWAGA - to moje priorytety, Deonix_. Ja Ci b. dziękuję za Twoje wyjasnienia, bo wiesz, ja nawet liścia z drzewa nie zerwę, a ludzie czasami tak robią, a potem , bezmyślnie wyrzucają. Tego nie mogę pojąć. Nie lubię też zrywania kwiatów, np. na łące, potem, trzymania ich w dusznych wazonach - umierają. Nie lubię suszenia roślin, to jak mumifikacja za życia. Oj, alem się rozgadała. Mam nadz. że nie zanudziłam. Pozdrawiam. J.
  20. bajago, ja w takie rzeczy nie wierzę, choć przyznaję, ze każda nasza decyzja podyktowana jest "myślą" a to już inne spojrzenie na działanie. Mamy Duszę, patrzymy w gwiazdy od kiedy istniejemy, od kiedy mamy świadomośc, czyli od momentu, kiedy ludzie pojęli, czym jest śmierc - nie do końca, oczywiście. Słonie tez mają cmentarze, zółwie wracają na plaże, na której się urodziły, ptaki, itd. To jest równowaga. A to piosnka.
  21. Bajago. A ja spod raka, który często daje drapaka, aby go nie parzyli i w łyżce wody nie zatopili. Pozdrawiam. J. :)))
  22. befano, Ból ma różne oblicza. Różne natężenia. Tępy, przyprawia o zawrót głowy i jest niemiłosierny, Ostry - boli, ale przynajmniej wiemy, że istnieje i można go dośc szybko wyeliminować, choć często staje się tępy - koło. Od paroksyzmu do odrętwienia- taki jest świat, tak go odczuwam. Pozdrawiam. J.
  23. Luule, nie wiem czy znaki zodiaku mają wpływ na nasze życie. Ale niewątpliwie to b. ciekawe zagadnienie, raczej zagadka. Oj, i pory roku wg zodiaku się zmieniają - może rzeczywiście coś w tym jest. Natura - znamy ją, równocześnie nie znajac do końca, bo nie bylibyśmy w stanie znieśc takiej wiedzy, wg mnie, oczywiście. Wiersz? Najbardziej zaintrygowały mnie słowa: "wędrowanie po śmiejących się punktach paraboli ...". Pozdrawaim. J.
  24. Oby, befano, oby. Ja mam pewne wątpliwości, co do "równowagi wszechświata", ale na pewno jest jakiś ład - inaczej by życie nie trwało. Tylko, ze ja nie rozumiem takiej nierównowagi w równowadze. . Pozdrawiam. No i te molekuły – neutralnie elektryczne, czyli nijakie. A wg mnie świat nie jest neutralny, no wg ludzkich pojęć. Dlatego mamy subiektywizm i obiektywizm - ten ostatni taki jakiś "bezduszny", choć, przyznaję, potrzebny, lecz jest b. służbowy, ze tak się wyrażę. Powinna być sprawiedliwość, ale ludzie są tylko ludźmi, albo az ludźmi, dlatego nigdy nie będzie sprawiedliwości. Fakt istnieje fizyka molekularna, ale my za maluczcy, aby to wszystko zrozumieć - tak "od serca". Zawsze "wkradnie się" subiektywizm", który dziwi się, prostym rachunkom. Zakończenie wiersza dało mi kopa... może tak mi potrzebny teraz. Pozdrawiam J. No cóż zmiany, zmiany, zmiany... od romantyzmu i rozmemłania, do pozytywizmu - pracy i wzięcia sie za siebie. To też powinno być w równowadze. Ale... różnorodność podejść ludzkich do życia, zmienność, nawet z sekundy na sekundę - to człowieczeństwo. Nie jesteśmy głazami, które, tak uważam, czują. Wszystko ma duszę. Wiele filozofii i religii tak twierdzi. Ja.. uważam, że nawet ziemniak też może cierpi, gdy go obieramy ze skóry. Naiwne? Dla mnie nie. Ale o tym wszystkim może kiedy indziej. Pozdrawiam. befano. J.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...