Epoché
Ziemia w słoiku zamknięta,
dłońmi ze szronu ogrzana,
wyszczerza się, śpiewa, Wszechświat
pochłania nas, spada na nas
taki soczysty i bliski,
że gwiazdy zrywać jak śliwki.
Pod niebem o sowich oczach
trójwymiarowo czelustna
noc elektryczna, pachnąca
ozonem i twoje usta
z moimi w jedno scalone
w ten moment co był eonem.
Odległe światła w rozmazach
tańczyły klatka po klatce,
a ich poświata wołała
przez ciemność nas ku zatracie,
i straciliśmy się wtedy
w sobie bez reszty, po niebyt.
Żeby przedświtem skąpani,
w łąk mleku brodząc za rękę,
ku słońcu pójść tacy sami,
siebie bogatsi, ja jeszcze
wierzę, wrócimy do tych łąk,
gdzie metaforą jest wszystko.