Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Czarek Płatak

Użytkownicy
  • Postów

    5 630
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    55

Treść opublikowana przez Czarek Płatak

  1. Ryczcie pióra głośno niech się nas ulękną I ci het pod Łodzią i za Ostrołęką! Pięknie dziękuję! Ślę pozdrowienia!
  2. Dziękuję pięknie i pozdrawiam!
  3. Dziękuję. Rzeczywiście zamiarem moim był utwór o charakterze lekko satyrycznym. Nóż przełożony :) Pozdrawiam!
  4. Kiedy mnie pyta Czasem kiedy mnie pyta czy kocham, w oku mym staje błysk ostrza noża. I myśl ta uparcie gniecie mi mózg- byłby nietaktem ten nóż oraz grób? Wciąż epolety, grzmi dyrdymały, te banialuki i komunały. O tym, że ktoś tam, i że coś tam gdzieś, naonczas ją kropnąć chcę, ot tak - na śmierć. Terkocze, dziamocze, wrzeszczy i łka, na każde me słowo ma zawsze dwa. Megierę z Ksantypą mogłaby zjeść, lecz póki co żre, rwie i kąsa - mnie. I gdy o świcie sen z powiek ścieram wiem, że znów nękać będzie - Gangrena. Niemniej udręką miłość jest też więc najmilsza, dalej że - męcz, depcz i dręcz!
  5. ooo dziękuję! Bardzo mi miło :) Tym bardziej, że wszystkie spostrzeżenia bez pudła :D Pozdrowienia !
  6. Do przyjaciół w Liryce Jestem starej daty nie pcham się na afisz nie szukam pochwały ni prawic klaskaczy frazy łapię za pysk-i układam w landszafty w zeszytach upycham wyrazy w cytaty tu im eforaty wyżej imperaty a styl ponad bohomazy sterczy jak stalagmit twardy Dziwią się Polacy ci prawdziwi tacy - jak ten typ parchaty układa wyrazy w mowy hemacytoblasty?! - Pan raczy wybaczyć lecz według sondaży o ilości Polski we krwi najwydatniej świadczy język tak prześladowany przez każdy przeklęty reżim ze wszystkich żołnierzy najbardziej wyklęty agenci bezpieki biblioteki w ogniu lecz nam nie zabiorą tej skradzionej iskry bogów wieczni nie jesteśmy więc nim nam do grobów te zastępy wierszy rzucimy jak odium poeci osiedli ponad dachy bloków znów się uniesiemy wiodąc słów korowód nasze postumenty - lir dźwięki nasz złotogłów to głód i łapczywie z boku łypie na nas cokół wajdelotów
  7. Dies Diem Docet Ja nie mam czasu do stracenia nie zamierzam go więc tracić jest jak pieniądz do zgarnięcia - w chwile będę się bogacić tu gdzie niemal każdą z nich kraść trzeba by nic nie przegapić z tego co życia poemat nam serwuje przebogaty ja mam zmysł przemijania nadrozwinięty nabrzmiały żyłami w których szumie krwi rozmazują się obrazy tych dni wczorajszych wszystkich i ich karmazyn jest jak obietnica na świt nowy daje mi, siły by, dalej iść stopy w pyle drogi zostawić ślad tik, tik, tak bije zegar godziny my wtedy mówimy jak mija czas szybko a to my mijamy tylko i znamy sposobów tysiąc jak go zabić ale jak go wskrzesić tego nie wie nikt, co? ty mnie tylko strzeż od degrengolady losie mamy bowiem jedno życie, aby jego tajemnicę zgłebić jedno, by wady swe dostrzec i spróbować wyplenić w sobie jednym słowem, by się uczłowieczyć i choć śmierć mieszka w wszystkich naszych oddechach to Dies Diem Docet i o tem trzeba pamiętać.
  8. Troszkę zarozumiale drepczę, troszkę nieporadnie ścieżką, którą przecierał Konrad mówiąc: "Ja czuję nieśmiertelność, nieśmiertelność tworzę, Cóż Ty większego mogłeś zrobić - Boże?" Dziękuję, pozdrawiam i noworocznie szczęśliwości życzę :)
  9. Cieszy mnie, że ta treść wprawia w zakłopotanie. Właściwie to sam jestem zakłopotany czego wyraz chciałem dać tym tekstem. Nie podając jednak wszystkiego na tacy, choć podałem i tak bardzo dużo.
  10. hahah, dziękuję. Postaram się. I powtórzę za wielkim Władysławem: „W jednej piersimieści się świat najszerszy, gdy się miłość poczyna,tej mi trzeba, nie wina, i bez niej nie ma wierszy”
  11. Dziękuję. Dokładnie taki był mój apaszowski zamysł :) Pozdrawiam serdecznie
  12. Czarek Płatak

    Wisz Pan

    Wisz Pan "Wisz Pan - znałem raz typa był jak kameleon bynajmniej zgrywał się na takiego by jak najlepiej wypaść zależnie od sytuacji byleby zyskać na czymś Wisz Pan - cirka fałszywka często bydlak nie mówił tego co mu siedziało w myślach zakładał maski, z cichca błyszczał oczami, mamił i wychodziła z niego ta gnida kiedy opadła kurtyna dopiero i gdy codzienność mu zmyła makijaż z twarzy się okazywał bezbarwny w bliznach, z ciężarem krzyża ego o głębokości kibla jego parszywe piekło lecz się do tego nie przyznał że kiedy w głąb siebie patrzył już sam nie znał o sobie prawdy pozą kupował przyjaźń i tak, nie było dla niego życia innego jak kogoś innego zgrywać aż w końcu zamaskowany obczaił Wisz Pan - że stoi sam pośród takich samych jak on - zamaskowanych". (cisza)
  13. W odpowiedzi na powyższe komentarze nie pisałem wiersza anty JHWH, Jahwe, Jehowa, Metatron, Adonai, Elohim, Allah, Budda, Brahma, Wisznu, Quetzalcoatl, czy jak tam jeszcze zwać, a anty religijny w ogóle, bo w imię wiary więcej krwi przelano niż upłynęło wody w Wiśle.
  14. serdecznie dziękuję za wszystkie uwagi lecz mimo chęci nie rymują się ptaki żywię też nadzieję - mój trud nie daremny że zrozumie co nieco nawet człowiek ciemny ;)
  15. świątynie, tłumy wiernych, ołtarze kapiące złotem, powiedz - co w zamian dałeś boże?służebnice, święte księgi, kultu lat idzie w tysiące,powiedz - co w zamian dałeś boże?ciche modlitwy, śpiewy głośne byleby do ciebie dotrzeć,powiedz - co w zamian dałeś boże?twe imię w obliczu śmierci w nadziei, że to początek,powiedz - co jest po tamtej stronie?gdy ginie kolejny męczennik za wiarę i twoją łaskę,pytanie - co wzamian dałeś panie?gdy spłynie krew niewiernych w rynsztok na twoją wieczną chwałę,pytanie - co w zamian dałeś panie?za życie na tej drabinie świętych przeklętych,za prawdę i za kłam też, pytanie - co w zamian dajesz panie?ty który pragniesz, by wielbił cię nawet wcielony diabeł,pytanie - gdzie jest ten raj, gdzie?starość co ci nie wyszła, kalectwo, chorobę, obłęd,oto - co w zamian dałeś bożemarność ludzkiego życia, dzieci zmożone głodem,oto - co w zamian dałeś bożeciało kruche ja trzcina, które ląduje w grobie na koniec,oto - co w zamian dałeś bożeatom, by nam zaświecił jasno jak grzyb w trupim kolorze,oto - co w zamian dałeś bożeniewinnych katom na pastwę jak stado bydła oddałeś,spójrz na mnie! to w zamian dałeś panie!ten gaz, cyklon b, zagładę, obrożę i kaganiec,oto - co w zamian dałeś panie narkotyki, alkohol, banknot, biedę skrajną, by nas zgnębić jeszcze bardziej,oto - co w zamian dałeś panietym co płacząc otwierają balkon skaczą na chodnika spotkanie,co w zamian dałeś panie?i jeśli mógłbym kiedykolwiek stanąć przed twym obliczempowiedziałbym ci jedynie, że się za ciebie wstydzęi jeśli mógłbym kiedykolwiek spojrzeć ci prosto w oczymój wzrok by cię unicestwił, on by cię roztopił
  16. Czas aniołówjak demon wyje wiatr ciemną, mroźną nocąsamotny ptak w przestworzach z trudem szybuje pod prądchoć sam nie wie dokąd, ale wciąż ma fart, bo wciąż niosą go skrzydła choć nie raz próbował mu je ktoś podciąći znaczy za sobą krwawy szlak brocząc z ran brunatną jak rdza kroplą pod sobą ma ocean zdrad, przed sobą brzaskwszechświat nad głową choć przed nieznanym strach paraliżuje tak niemocą to on wie, że nie może poddać się, leci więcprzed siebie prosto, pod nieboskłonchoć jak pejcz siecze śnieg, choć zlepiły pióra te brud i krewchoć przez zamieć szczerzy kły śmierć wymachując wysoko uniesioną kosąto głos jakiś w duszy głęboko mówi mu - nie zatrzymuj się leć! bo oto, twoją nagrodą jest wolność!wysoko ponad las z betonu, poza czas atomu, ponad ślad horyzontu to życie to zbiór niewykorzystanych szans, blizn i nałogówmożesz trwać jak głaz zastygły w półkrokumożesz spod chmur spaść próbując trafić do domu możesz puścić się w tan, dziki korowód idiotówchlać na pomór, szczać pod wiatr i twarz ocierać z moczuniech żyje bal! - pieprzony bohater wieczoruto zważ, że nie da się przepić stuporui czasem ta jedna łza dzieli nas od skoku, w przepaśćjeden głęboki oddech, jedno uderzenie sercacoś do przodu nas pcha, by tylko przerwać letargjednak coś nie pozwala nam ruszyć z miejsca - syndrom więźniapoczuj jak z ramion rosną skrzydła, lekko jak piłka spod nóguskoczy ziemiapozwól bogu, by łobuz w pełni odczuł sens swego dzieła obudź się! nie lękaj Ikara piętna to czas aniołów leć teraz!wszyscy jesteśmy jak te kolorowe ptakiw swoich prywatnych klatkachpozamykani, spoza krat własnych granicpatrzymy na świati nie da rady nic w nas zamazaćpragnienia tego, by pod niebo lataćjak ptak
  17. Ja jestem nikt Ja jestem nikt chociaż mam dwie ręce dwie nogi, na których tak wiele przeszedłem. Nikt jestem chociaż w rytm serce pompuje krew pełną tych niedopowiedzeń. Jestem nikt i jestem zaledwie cieniem na wietrze podmuchem mgły co skoro świt rzednie. Ja jestem nikt choć dusza drży we mnie z radości i nieszczęść codziennie. Nikt jestem zlepkiem tym myśli ledwie na rozdrożu zmierzchem jak sny ciemnem. Ja jestem nikt, jestem pył, tej iskry błysk która na chwil kilka twe niebo przetnie nim zblednie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...