Czas aniołówjak demon wyje wiatr ciemną, mroźną nocąsamotny ptak w przestworzach z trudem szybuje pod prądchoć sam nie wie dokąd, ale wciąż ma fart, bo wciąż niosą go skrzydła choć nie raz próbował mu je ktoś podciąći znaczy za sobą krwawy szlak brocząc z ran brunatną jak rdza kroplą pod sobą ma ocean zdrad, przed sobą brzaskwszechświat nad głową choć przed nieznanym strach paraliżuje tak niemocą to on wie, że nie może poddać się, leci więcprzed siebie prosto, pod nieboskłonchoć jak pejcz siecze śnieg, choć zlepiły pióra te brud i krewchoć przez zamieć szczerzy kły śmierć wymachując wysoko uniesioną kosąto głos jakiś w duszy głęboko mówi mu - nie zatrzymuj się leć! bo oto, twoją nagrodą jest wolność!wysoko ponad las z betonu, poza czas atomu, ponad ślad horyzontu to życie to zbiór niewykorzystanych szans, blizn i nałogówmożesz trwać jak głaz zastygły w półkrokumożesz spod chmur spaść próbując trafić do domu możesz puścić się w tan, dziki korowód idiotówchlać na pomór, szczać pod wiatr i twarz ocierać z moczuniech żyje bal! - pieprzony bohater wieczoruto zważ, że nie da się przepić stuporui czasem ta jedna łza dzieli nas od skoku, w przepaśćjeden głęboki oddech, jedno uderzenie sercacoś do przodu nas pcha, by tylko przerwać letargjednak coś nie pozwala nam ruszyć z miejsca - syndrom więźniapoczuj jak z ramion rosną skrzydła, lekko jak piłka spod nóguskoczy ziemiapozwól bogu, by łobuz w pełni odczuł sens swego dzieła obudź się! nie lękaj Ikara piętna to czas aniołów leć teraz!wszyscy jesteśmy jak te kolorowe ptakiw swoich prywatnych klatkachpozamykani, spoza krat własnych granicpatrzymy na świati nie da rady nic w nas zamazaćpragnienia tego, by pod niebo lataćjak ptak