Démodé
Już nie uświadczysz na ulicy
pani pod rękę z panem dzisiaj,
jak nie uświadczysz krzty dystynkcji,
dystynkcja była z mody wyszła.
Wraz z galanterią od zaplecza
niosąc uschnięte kwiaty róży
we włosach, w zębach, w butonierkach,
by wymrzeć obie jak mamuty.
Z nimi niby motyle rzadkie
odchodzą listy w zapomnienie,
jakby już nie chciał nikt, by papier
zachował myśli kształt i tchnienie.
Spieszy się ludziom, czytać nie chce,
(dla mnie nie czyta — pali wrotki),
może dlatego tekstu więcej
w piosenkach refren ma niż zwrotki.
Już poematów nikt nie pisze,
za dużo liter i wyrazów,
pewnie to tego jest wynikiem,
że wszyscy wszystko chcą „od razu”.
Rym na wymarciu, dziś biel włada,
cóż, zgrabny rym to rzecz nieprosta,
te białe łatwiej się przekłada
i zawsze można Nobla dostać.
Lecz wierzę, wrócą kunszt, misteria,
miłość wciąż będzie listy pisać,
moda to jest tendencja zmienna,
moda przemija, trwa tradycja.