Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 08.12.2025 uwzględniając wszystkie działy

  1. Są jak cień, który brudzi ściany. Nie mają twarzy - tylko maski, przyklejone krzywo od cudzych sekretów. Piszą, notują, wklejają. Łażą cicho, jakby bali się własnego oddechu. W kieszeniach noszą strzępy rozmów, wydarte spod skóry tych, którzy zaufali im choć przez chwilę. Donoszą - z zimną ręką, z gorącą potrzebą bycia „kimś”, choćby za cenę własnej godności wrzuconej do rynsztoka. Sprzedadzą przyjaciela za uśmiech władzy, kochankę za chwilę spokoju, koleżeństwo za jeden żałośnie mały błysk bezpieczeństwa. A gdy wracają nocą, światło im się nie zapala - bo nawet żarówka wstydzi się patrzeć na to, czym się stali.
    1 punkt
  2. Zima zaciska na mnie palce - cienkie, twarde, lodowe, jakby ktoś ulepił je z kości ptaków, które zamarzły w locie. Wsuwa mi w płuca powietrze ostre jak tłuczona noc, jakby każdy oddech był odłamkiem zbitego lustra, w którym ktoś przeglądał się po raz ostatni. Czuję, jak świt tłucze się o moją klatkę piersiową, jakby chciał wybić sobie wejście, zanim przymarznie od środka. Oddycham metalem. Oddycham trzaskiem. Oddycham bielą, która nie rozjaśnia - tylko kasuje świat po kawałku, cierpliwie, profesjonalnie, jak gumka, która zna moje imię, mój podpis, moje wszystkie wahania. Zima prześwietla mnie jak rentgen zrobiony z błyskawicy - widzi we mnie kości zanim ja je poczuję. Samochody stoją jak martwe dorsze pochowane w lodowych katafalkach: obrośnięte mrozem, przykryte bezdechem, wypatrują moich dłoni - czerwonych, popękanych, jakby każde knykcie pisały zaklęcia przeciw ciepłu, jakby skóra uczyła się alfabetu zimy poprzez ból. Mróz wcina się we mnie głębiej niż lato, głębiej niż jesień, głębiej niż wszystkie pamięci: jest czysty, anatomijny, bezczelnie uczciwy. Nic nie udaje. Zima nie kłamie - rani prosto, rani w punkt, jak chirurg, który nie używa znieczulenia, bo wie, że znieczulenia są dla miękkich miesięcy. Wiatr oplata mnie jak zwierzę zrobione z noży, jak drapieżnik, który zna moje przeszłe oddechy. Próbuje mnie wypchnąć ze swojego terytorium, a potem wciąga z powrotem - jakby chciał mnie mieć w sobie na stałe, jako gorącą skazę, którą trzeba okiełznać. Wiatr rozkłada mnie na częsci jak anatom, który uczy się człowieka od zewnątrz do środka, mróz po mrozie, drżenie po drżeniu. Śnieg patrzy na mnie jak głuche bóstwo zrobione z ciszy; niczego nie oczekuje, ale wszystko zapamiętuje. Skrzypi pod stopami, skrzypi tak, jakby pod bielą poruszały się nerwy ziemi - biały impuls, wstrząs za wstrząsem, jak elektrokardiogram planety. Nos parzy, policzki drewnieją, dłonie szczypią jakby księżyc przykładał mi do skóry swoje zimne monety, płacąc za każdy gram ciepła, ktory ze mnie wyciąga. Drzewa stoją czarne i ostre, płoną odwrotnym ogniem - ogniem, który nie daje światła, tylko świadomość. Latarnie dymią zimnem. Słyszę świat dzwoniący lodem - jakby wielka szklana misa właśnie pękała nad moją głową. Wchodzę w tę zimę jak w obrzęd przejścia, w alfabet, który można odczytać tylko własnym drżeniem. Lód jest nauczycielem, wiatr jest kapłanem, śnieg jest księgą, a ja jestem atramentem, który zamarza na marginesach. But od nart, pogryziony przez psa, leży jak relikwia nieprzeżytego planu - świadectwo śmiechu, który nigdy nie miał okazji zabrzmieć. Śmieję się pod nosem: nie trzeba nart, żeby spadać. Wystarczy zgodzić się na zimę, pozwolić jej wyssać z człowieka wszystkie lipcowe resztki, aż zostanie tylko cienki rysunek - pulsujący ślad na mrożonym szkle. Jestem upojony. Nie winem, nie jesiennym rozpadem, nie lipcowym ogniem - tylko białym uderzeniem, które wybiela człowieka do zawiasów kości, wyskrobuje z niego pęknięcia, a na koniec zostawia w środku błysk: zimny, chirurgiczny, prawdziwy. Śnieg migocze jakby ktoś zmielił tysiąc gwiazd i rozsypał ich pył, żeby zobaczyć, czy potrafię w nim zniknąć. Zima potrafi kochać okrutnie. Ale kocha uczciwie - pali od środka, wypala powietrzem, aż stoję w jej ramionach niby zamarznięty, a jednak w środku płonę - cichym, niebieskim ogniem, którego żaden lipiec, choćby ryczał w niebo, nie potrafi nazwać.
    1 punkt
  3. @Robert Witold Gorzkowski dziękuję Robert. z sieci: "Osoba która obserwuje kogoś lub jakieś środowisko, a następnie donosi na niego/nich".
    1 punkt
  4. @Migrena ciekawi mnie kto był modelem z kogo opracowałeś sylwetkę szpicla. Mnie słowo szpicel kojarzy się z II Rzeczpospolitą lub IIWŚ. Wiersz na tak z ciekawą puentą.
    1 punkt
  5. Mówili od małego Wierz w Boga, A On będzie Twą tarczą dziecino... Kto tak zaczynał życie - nieopodal Tych imputacji, które są drwiną, Nie tylko z Niego, ale z Obrazu Na Podobieństwo pomazanych zrazu, Ten siedzi sobie, je lody w rynku, A nieopodal grzebią znów synków... A nieopodal myją się i nic I wciąż są brudne... kogo tu winić? Pokazali jak być, przy Niedzieli, Dla innych każdego dnia tygodnia... Kiedy ktoś spytał: Czemu noc dzieli? Czemu zamyka? ...bo Mrok już zgłodniał... Jakie mieć myśli wobec riposty? Dlaczego ogień dzieląc też łączy? A tam gdzie lody jedzą, w tym rynku, Tam nikt nie myśli...głośno, klincz w ringu, I tylko słychać powiew oddechów (frunące ulgi szczerbatych Lechów) Kazali zawsze pilnować kasy, Bo co ma wartość w ludziach - to kieszeń. Dziś umiera, Mrok dostał zawiasy I buszuje w umysłach jak szerszeń. Tyle przelewa się wciąż tego tu, Ilu jest ludzi, tyle mamy cnót, Więc dlaczego po zmroku nie błyszczą? Można zazdrościć sławy tym wieszczom, Którzy nie żyją, współczuć zaś żywym…
    1 punkt
  6. @Wiechu J. K.–Dzięki:)–Aż taka znowu makabryczna, to raczej nie jest. Makabry tyle, co złota w deskach mostu:)) W końcu przeżyli. Nawet krokodyle:)–Pozdrawiam:)
    1 punkt
  7. @Wiechu J. K.–Dzięki:)–Raz po raz, jeszcze można gdzieś zobaczyć. Przynajmniej podczas wędrówki po takiej drodze, nie było nudno, patrząc pod nogi. Każdy kamień inny. Jak z ludźmi:)–Pozdrawiam:)
    1 punkt
  8. @Kwiatuszek Odwzajemniam pozdrowienia. Równie serdecznie. 🙂
    1 punkt
  9. 1 punkt
  10. @Sylwester_Lasota dziękuję 🙂
    1 punkt
  11. @Migrena Ależ tu się narobiło! Zaczynam się bać tego miejsca. Konflikty, wulgaryzmy i niemili ludzie. A chciałam od tego uciec. Pozdrawiam. Jaskółeczka Moja dusza to pieśń, co lęka się bieli, Gdy zima świat marzeń na wersy podzieli. Lecz bardziej mnie trwoży wzrok ludzi z ołowiu, Co gubią poezję w swym szarym pustkowiu.
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...