Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 29.12.2025 w Odpowiedzi
-
"Nie odchodź" - prosi wiatr błądząc w sitowiu, gubiąc horyzont w kołysaniu trzcin. Też tak proszę, gdy twój dotyk płynie po mojej skórze. "Zostań" - szepczą wodorosty oplatając kostkę wędrowca, nie wiedząc, czy ratują, czy topią. Jeśli uchylisz drzwi do swojego spojrzenia - utonę w nim cała. "Nie gaśnij" - krzyczy noc, liżąc brzegi ostatniej krwawiącej gwiazdy. A ja chcę tak krzyczeć, gdy czuję, jak w twoich oczach eksploduje blask. "Zwolnij" - błaga chwila, nie chcąc tak szybko stać się przeszłością. I ja błagam próbując odcisnąć w pamięci fakturę twoich ust "Wypełnij mnie" - woła ziemia przyjmując deszcz , by nie utracić tego, co dotknęło jej wnętrza. Chcę tego samego. Gdy twoje imię rozpada się na języku, i stajesz się częścią mnie. inspiracja: Wiersz Anny Ciarkowskiej14 punktów
-
Wiersze nieczytane Wiersze nieczytane odchodzą zakładają szpilki albo gumowce kapelusz albo kaszkiet czasem melonik albo welon wychodzą bez słowa albo trzaskają drzwiami rozbijają lustra huśtają się na tęczy albo w kropli rosy załamują skrzydła ciszą oplątują drzewa siadają w pustych gniazdach i czekają na wiosnę albo na miłość krusząc kopie smutku w szklance mocnej kawy9 punktów
-
Każdy mój ruch jest poczęty z bezsilności. Na planszy mojego życia, wszystkie pola są śmiercionośnymi pułapkami. Dlatego najlepszym sposobem wydaje się, utonięcie w myślach. Sennym bezruchu, któremu bliźniacze wsparcie okazuję Twoja obojętna i skupiona na błądzeniu po klawiszach fortepianu twarz. Ty nadal grasz. Palcami, kościstych kłamstw. Opuszkami, chłodnych uśmiechów. Knykciami, zdradliwych, porannych pocałunków. A ja ciągle myślę nad kolejnym ruchem. Minutą, godziną, dniem. Gdybym tylko wiedział ile mi pozostało czasu? Ile nam go bezcelowo ubyło? Ile zabrały wieczory, pełne tulenia i szeptów? Ranki chłodne, łaknące rozgrzania w miłosnych uniesieniach. Podróże słów do naszych serc i dusz. Ukrytych za grubymi murami niedostępnego egoizmu. Uwielbienia własnego ja. Ty - trującą lilia. Ja - doskonały narcyz. Mogę tylko patrzeć ukryty za zwartym szykiem swych wojsk. Pionów, co pieśń bitewną wznoszą. Bez wahania, oddają ofiarę z życia. Zabierając w zaświaty, tylu wrogów ile zdołają Gońców rozesłałem. Wrócili z niczym przed moje oblicze. Zapomniałem już. Jestem sam i sam muszę podjąć decyzję. Nie mam sojuszników ani przyjaciół. A wroga tylko w Twej osobie. Konie, rwą murawę pod sobą. Podkutymi kopytami. Ich oczy przekrwione, ślą pioruny z nienawiści złożone, na wrogie szańce. Parskają i rżą niespokojnie, chcąc rwać cwałem ku miłosiernej śmierci lub wiecznej chwale. Kaptury kolczug lśnią, nad ceglanymi blankami wież. Kusze załadowane bełtami z miłosną trucizną, wcelowane w Twe serce. Czekają jedynie na sygnał by rozpętać piekło. Królową, wygnałem na Twój koniec planszy. Po cóż mi szpieg i kłopot w oddziale. Chodzi mi tylko o Ciebie. By Cię pokonać. Zniszczyć i upokorzyć. Przed światem i ludźmi. Osądzić i osadzić w lochu. Gdzie Twój krzyk i szloch, będą wieczną udręką. Za grzechy nasze. Których ja jednak nie żałuję. Spojrzałaś przez ramię na mnie. Nie grasz? Spytałaś zdziwiona. Myślę nad ruchem. Odparłem. Jak chronić króla. A zabić. Najlepiej jednym, dobrym ruchem. Niepotrzebną królową.7 punktów
-
Przyjdzie kochać, niech nie przejdzie. Nie chcę wiatru, nie chcę deszczu. Chcę jak promień wejść pod skórę i poszukać z Tobą sensu. Twoje słowa, wspólne chwile, które są po prostu nasze, w górę niosą, jak motyle, do Krainy Słowa Zawsze. Tylko gdzie jest ta kraina? Skoro życie jest skończone i dla wszystkich jeden finał: ciało w ziemi roztopione. Sama podróż jest wartością, do bram wiary, w głębię serca, do wspólnego szczęścia, losu, który pragnę z Tobą spędzać.5 punktów
-
Tak jakby słońce trochę przygasło. I nie, nie nad horyzontem. To nie jest kolejny wieczór. Butelka Bordeaux na białym piasku. Muśnięcia fal przygarniają coraz bliżej i mocniej, wciągają. Lampek nigdy nie było, bo nie ma czego świętować. Słona woda obmywa stopy, otula. Zimny wiatr wyciska łzy. Słońca jakby mniej i mniej, a puste niebo nie oczekuje sztormu. Zamknięte w zielonkawym szumie myśli blade w poświecie księżyca zostają nagie, bez zbędnych słów. A ona dotyka spokojnie, delikatnie. Zaprasza miękkim ruchem w stronę kipieli. Nie mówi, czy dobrze, czy źle, nie obiecuje. Wino rozgrzewa płuca i żyły. Umysł przerabia zakamarki pamięci i miota się między teraz a kiedyś. To był bardzo dobry początek. Piwo dobrze smakowało w knajpie, ale rzeczywistość nie odpuściła. Ściśnięta kotłującym się światem w tym małym punkcie taniego życia udowodniła ponownie, że wszystko się kończy. A ja nazywałem cię kiedyś przyjacielem.5 punktów
-
-Mistrzu, ludzie ufają Bogu Najwyższemu. -Nie chcą stanąć naprzeciw śmierci samemu, wierzą, że jeśli będą z Bogiem po swej stronie, pośmiertna nicość ich na pewno nie pochłonie. tak więc zaufanie im się zwyczajnie opłaca, jak inwestycja, która po stokroć się zwraca.5 punktów
-
KOBIETA & hollow man la petite mort motel na przedmieściach mieszkańcy wyspy bez imienia masz w oczach czerwień neonu słowa nie karmią głodnych ust rzęsami domykasz przestrzeń w dłoni zaciśniętej na pościeli galaktyki docierają gdzie ich kres krążysz pod skórą zamiast krwi jak oddech który zapomniał powietrza serce co nie potrzebuje bić4 punkty
-
świat to nie tylko choroby i wojny smutek czy głód wiatr i deszcz świat to orszak pełen miłości dumnych drzew uśmiechu i tęcz świat to droga to kamień i głaz niebo pełne fajnych gwiazd świat to poważny listopad czuły grudzień kapryśny kwiecień cud maj świat to potęga w nim wiele cyfr które nie mają zakończenia świat to świat zawsze będzie więc nie kłam że ci to obojętne4 punkty
-
zabrałabym cię tam gdzie dusza spokój ma zegar niepotrzebny cienia brak myśli resetują się nie szukają pokarmu same nim są ale ty ... zaglądam w dal czy ta na morzu to ty z czapką kapitańską na głowie z uśmiechem beztroski jak w sam raz czy to byliśmy my jutro nie szukało miejsca dziś prowadziło było wodzirejem moczyło nogi w wodzie zbierało muszelki nie chciało wracać do domu życie się przytulało 12.2025 andrew4 punkty
-
wielką sztuką jest odnaleźć się po przejściach głowa w prawdzie chce do przodu jednak serce wciąż gdzieś skręca szuka dobrze znanych miejsc4 punkty
-
W kominku ogień rozwiał wiatr zakręcił czarodziejsko chwilą i rozlał w pokój mocą barw odkurzył czyny w myśli wpłynął. Ponad grzbietami starych ksiąg nad rzeźbą w barokowym stylu przeleciał szybko niczym fal spieniony potok z góry spłynął. A bibelotów pełną garść rozrzucił na komody przestrzeń i suchych kwiatów tęgi kosz na łono rozsiał słów niewieścich. Treścią wypełnił każdy kształt rozpoczął czasu odliczanie odświętny przybrał układ rąk bezdusznie przed oczami stanął. Już nie te ręce pieszczą ust... wypity duszkiem dzbanek wina rozgrzaną głowę przeszył lód bierz ciało Świecie mnie w nim nie ma.4 punkty
-
12. Ostatnia rada (narrator: dziadek Agrianina) 1. Za lekki krok twój. Za ciężki los, co niesie każda włócznia. 2. Myślisz, że tarcza to ściana. A to tylko cień deski w deszczu. 3. Chcesz sławy? Dobrze. Wrócisz z nią — ale może bez połowy duszy. 4. Pamięć ma kształt blizn, których nie zmywa żaden strumień. 5. Wróg i przyjaciel zmieszają się w nocy jak wino z wodą. 6. Na wojnie nie ma blasku. Jest ciemność, która dusi od środka. 7. Nie słuchaj pieśni. One umierają szybciej niż ludzie. 8. Idź, ale pamiętaj: droga jest dłuższa niż twoje życie. cdn.4 punkty
-
3 punkty
-
Spryciarz w śpioszkach i ze smokiem W ustach wydostał się cichaczem z łóżeczka Wspierany prześcieradełkiem, niczym Akrobata po linie ruszył w świat, do kuchni. Tam węsząc za bajkowymi przygodami Rozpoczął inwentaryzację szafek: trzask, trzask. Co się nie dało ugryźć, odrzucał w kąt. Na chwilę został perkusistą topowym, Waląc łychą w wielki garnek – bam, bam. Tu śnieg z torebki mąką się okazał... Już miał lepić bałwana, ale ciekawsza Łapka na myszy czekała pod stołem. A w niej mechanizm, że tylko palec wsunąć I zbadać ustrojstwo: „łaaa, iiii, uuu” Usnął smyk na bitewnym polu, zmęczony, Szczęśliwy, cmok, cmok intonował. Śnił o mieczu z łapki na muchy I zbroi z durszlaka odpornej na strzały, O rumaku bujanym, którego dosiądzie I pogna w siną dal, trzymając się grzywy. Jutro znów będzie mógł bohatersko Zdobywać swój dom – ten wielki, Nieznany świat, jako odkrywca, A może i gwiazdy z taką samą odwagą… Szczęśliwego Nowego Roku!3 punkty
-
Sennnns... A potem kolejny dzień trwania w nonsensie w ruchu. Ileż to razy musiałem się tutaj obudzić, a mój budzik uchodził za wielką wredotę ... Warszawa – Stegny, 29.12.2025r.3 punkty
-
kwiaty przekwitają miłość przemija noc dniu ustępuje śmierć jej nie dziwi tylko ten człowiek dziwoląg ciągle ten sam tak samo wczoraj i dziś widzi szuka dziury w całym raz płacze raz się uśmiecha a potem mówi to nie ja świat spieprzyłem to wina gwiazd których na niebie zbyt wiele3 punkty
-
niejeden raz z głowy do serca droga bywa daleka może szybciej tam dotrę gdy będę miał lżejszy plecak2 punkty
-
Polują dyskretnie, kocim spojrzeniem, od góry na szklanej nitce lub rozhuśtani w zawisie. Z sinego podnieba wypatrują zamaskowanego bezruchu w tłumionym oddechu między zębami, zagryzionymi w wargi do martwej krwi, oczekując na przelot w niebyt suchego powietrza. A wy nadal nie wierzycie w rowy przykryte mgłą i ciałami sterczącymi ku nicości. U nas wieczór, pluszowy. Włączamy seans grozy na Netflixie.2 punkty
-
Noc płonie pełnią księżyca, niebo składa obietnice. Przed lustrem. Wybieram zmysłowe koronki. Aksamitem skóry dotykając siebie. Oddechem wypełniam rozmazane usta, pokusą podwiązki rozkładając uda zastanawiam się Nad sensem. Małej, czarnej sukienki. Czekam, słyszę twoje kroki.? Jesteś.!2 punkty
-
czy Anna potrafi wybaczyć pytasz patrząc gdzieś ponad jej głową na klucz żurawi które z lekkością przecinają niebieską powłokę nieba wiesz że czasem wyciąga z siennikia stare listy w pożółkłych kopertach skryte strzępeki uczuć młodzieńcze ledwo z westchnień stłumionych sklecone tekie które pod wpływem dotyku skruszeją miażdżąc miłość zostały jeszcze dwa zdjęcia z odciętą datą do zatracenia do zapatrzenia do zapomnienia czy Anna potrafi wybaczać słoność łez płynących szybkim strumieniem wprost do ust do zachłyśnięcia i tą biel sukienki kłującą w oczy tą która nadeszła jak złodziej niestałością uczuć rozchełstaną jak halka podarta w trzech miejscach przez innego odmierza kolejne rozdziały przez życie idąc w nie swoich butach bo po co brudzić stopy czy Anna potrafi już kochać tak po prostu codzienną rutyną spraw wazniejszych między jednym a drugim praniem do zamyślenia do zatracenia do zobaczenia... Kochanie2 punkty
-
@KOBIETABardzo dziękuję! Cieszę się z Twojej opinii. :) Serdecznie pozdrawiam. @Leszczym @Simon Tracy Bardzo dziękuję! :)2 punkty
-
Milczałem nad kubkiem zimnej już kawy, patrząc jedynie przez szerokie, jednoszybowe okno małej kafejki na front kamieniczek przy lekko owalnym rynku. Ludzi było wokół w brud. Niczym robotnice w mrowisku, uwijali się w uporządkowanym szyku śliskich od mżawki chodników. Nie spieszyli się ani nie trwali w pomroczności zajętych sprawunkami i problemami życia zmysłów. Po prostu szli z nurtem. Jak rzeki w korytach, czy krew mająca swój obieg w żyłach. Mieli widać swój cel w tym, by tak tłumnie wychynąć w niedzielne południe na ulice miasteczka. W pierwszej chwili pomyślałem o mszy w pobliskim kościele. Tłum był jednak na to zbyt wielki. Zresztą w dzisiejszej epoce, Bóg nie był już katalizatorem. Stada owiec buntowały się przeciw swym ziemskim opiekunom. Pragnęły prawdziwej wolności sumień i wyboru a nie praw spisanych na kamiennych tablicach, których nieprzestrzeganie było karane jedynie postępującą niemoralnością ich i tak psujących się dusz. Ludzie pragnęli samowładztwa i samospełnienia. Gwałtu bezprawia. Dziś wyjątkowo nie otworzył się jarmark ani targ. Wozów prawie nie było a kramy świeciły pustkami. Kuglarze i iluzjoniści opuścili wietrzne wyloty bram. Nawet nędzarze i pijacy, leżący w bocznych wąskich uliczkach czy na rogach kamienic. Starali się nie rzucać w oczy. Przykryci szczelnie narzutkami i kapotami, kołysali się sennie w upojenie w przód i w tył, niczym w siodle a nie na wyślizganych kocich łbach dochodzących do rynku traktów. Nie był to też dzień żadnego święta ani liturgii. Nie był to czas pielgrzymek oraz procesji. A jednak ci wszyscy ludzie mieli w tym cel, by zebrać się za szybą kafejki w której siedziałem w milczeniu nad kawą. I patrzyliśmy na siebie przez transparentność szkła niczym w zoo. Jakim wielkim i niezrozumiałym dysonansem, musiała być dla nich moja opanowana postawa. Żadnych słów wydobywających się zza sklejonych wręcz miesiącami milczenia ust. Żadnych ruchów nóg ani dłoni. Palce zaplecione w warkocz, ułożone pomiędzy porcelanową filiżanką a cukiernicą. Kelnerka dobrze wie, że nie słodzę ale podobno ma obowiązek przynosić każdemu klientowi cukier i mleko do kawy. Wzrok bystro i czujnie wbity w ich twarze. Czytam ich zamiast porannej gazety, zwiniętej w rulon na boku stolika. Lubię czytać ludzi. Do samej głębi. Wystarczy, że zakiełkuje w nich choć jedna myśl, uczucie. Już je znam. Czasami to śmieszy a czasami boli, że istoty zdać by się mogło tak dalece rozwinięte, są tak ułomne i słabe psychicznie. Potęgę rozumu, którą im dano, rozmienili na chwiejność emocji. Nie rozumiem. Jak na własne życzenie można dać się strącić z tronu ewolucji. Patrzę na nich z lekkim znudzeniem. A dostaję w zamian z ich oczu, obraz lęku, grozy, strachu i przerażenia. Lecz wiem że nie patrzą na mnie a na wydarzenia, które rozgrywają się w centrum sali, niedaleko za moimi plecami. Nadmienię jeszcze, że w kafejce która zazwyczaj w niedzielne południe pęka w szwach od klienteli, jestem teraz tylko ja i młoda para przy rzeczonym stoliku za mną. Wszyscy pozostali uciekli w popłochu. Wywracając stoliki i krzesła. Rozbijając się o kontuar baru i ławeczki przed wejściem. Rozpierzchli się jak wybudzone nagle na skutek strzału i kłótni nietoperze, które wylatują z jaskinii z głośnym sprzeciwem tak brutalnego potraktowania ich prywatności. Nie dalej jak kwadrans temu. Rozegrał się tutaj prawdziwy dramat. Zaczęło się od sprzeczki, ta przeszła w kłótnie a strzał z rewolweru, był kulminacyjnym punktem tej sceny. Większość aktorów uciekła zanim pojawiła się żądna sensacji widownia. Zostałem ja, jako cichy rekwizyt. Młodzieniec, rozparty teraz na stoliku w malignie szału i rozpaczy. Nie mógł przestać mówić. Chaotycznie rwąc zdania i kontekst. Klął i miłował. Pieścił i kąsał. Ubóstwiał swą wybrankę to znów beształ i równał ją z pannami z rynsztoka i dzielnic kolorowych świateł latarni. Rewolwer nadal ściskał w prawicy. Bezwiednie bawił się kurkiem. Były momenty, że cichł zupełnie by sekundę potem wybuchnąć rykiem zgubnej rozpaczy. Szeptał jej imię, płacząc jak dziecko. Brał ją w ramiona. Na próżno. Jego wybranka nadal wsparta była o oparcie krzesła. Lekko zgarbiona jednak i przechylona na prawo. Jej biała suknia i gorset, opływały w słodki szkarłat krwi. która sączyła się strumykiem z przestrzelonego czoła, przez jej młodzieńczą jeszcze twarz ku brodzie a z niej skapywała, niczym woda z nawisów skalnych jaskinii, ku małemu jeziorku, które zebrało się w zagłębieniu pomiędzy jej piersiami. Było mi jej bardzo szkoda. Nie dlatego, że zginął człowiek a dlatego że podniesiono rękę na cudowne piękno. Żywą do niedawna doskonałość i formę stworzenia. Winna była jej dusza, nie ciało. A tak bluźnierczo i okrutnie z nim postąpiono. Oskarżał ją o zdradę i widać nie bezpodstawnie bo dziewczyna słuchała jego krzyków ze stoickim spokojem a potem gdy dał jej wreszcie dojść do głosu, do wszystkiego się przyznała. Nie tylko do zdrady mu wiadomej, lecz również do wielu innych. Może gdyby usłyszał tylko to na co przygotował swe zmysły, nie użyłby broni. Lecz kolejne nazwiska kochanków, były jej gwoźdźmi do trumny i biletem do piekła. Były ołowianą kulą, która strzaskała jej czaszkę. Pod kafejkę dopadli wreszcie zawezwani lub zaalarmowani strzałem policjanci. Wpadli do środka celując z broni najpierw do mnie a dopiero potem do zabójcy. Ten zdążył jeszcze przyłożyć sobie rewolwer do skroni, lecz nim zdążył pociągnąć za spust, jego pierś przeszyły trzy, wycelowane w serce pociski. One domknęły tą tragiczną scenę niedzielnego południa. I cały akt. Sztuki śmierci. Byłem już zbędny. Mogłem już iść. Uiściłem jak gdyby nigdy nic pieciopensówkę na stolik. Założyłem melonik i wstałem. Policjant szybko doskoczył do mnie ze słowami. Dokąd się Pan wybiera. Musimy pana przesłuchać w charakterze świadka. Był Pan widać sparaliżowany ze strachu, jako jedyny Pan nie uciekł. Położyłem mu rękę na ramieniu i delikatnie acz stanowczo odsunąłem go ze swej drogi. Mną proszę się nie niepokoić. Byłem tu tylko rekwizytem. Przypadkowym świadkiem. Lepiej proszę zająć się ciałami tych dwojga i rozgonić tą gawiedź zanim przybędą reporterzy. Wyszedłem na zewnątrz bez przeszkód a ludzie rozstąpili się przede mną niczym biblijne morze.2 punkty
-
@KOBIETA Ładny, sugestywny, kobiecy, ale nie nachalny obrazek. Dobrze balansujesz na krawędzi erotyki. Mam jedynie drobną uwagę techniczną - wielokropki w tytule i w tekście trochę osłabiają rytm, moim zdaniem wiersz zyskałby na większej oszczędności w tym miejscu. Pozdrawiam serdecznie.2 punkty
-
czasami wypełniam cię po brzegi czasami odchodzę na trochę na dłużej na zawsze beze mnie jesteś pustym domem uschniętym badylem podróbką Gucci nie udawaj obojętności może udaje ci się przetrwać bez żebrania bez śladu wilgoci bez znaków na ustach ale to ja jestem między światami ja jestem światłem które otula twoją ciemność ja jestem kroplą która gasi twoje pragnienie ja jestem nasieniem które buduje twoje światy JA! twoja wena ⚡️⚡️⚡️2 punkty
-
@Berenika97 Dziekuję, Twój wiersz już się u mnie rozgościł. Wbiegł prosto z ogrodu. Jeszcze krople deszczu błyszczą na butach. Wypił za mnie herbatkę, pogawędził, połaskotał i połechtał. Czy zostanie na noc - nie wiadomo. PS. Wypuść wiersze z szuflady! Niech żyja i cieszą czytelnika! @Tectosmith Dziękuje za opinię na temat wiersza. I za Info na temat Andrew :)2 punkty
-
@APM To niech wiersze będą czytane, bo Wiersze przeczytane zostają zdejmują płaszcze i buty przy progu wieszają słowa na kołkach pamięci czasem zostają na herbatę albo na całą noc wchodzą po cichu albo śmieją się głośno sklejają to co pękło tańczą w oczach czytelnika i w jego snach PS. A moje siedzą w szufladach. :)2 punkty
-
bracie mój gdy światło gaśnie od ludzkiej złości wołam cię wołam wołam w ciemności ty i ja jesteśmy dziećmi jedliśmy z tej samej matki lecz wśród nas są tacy którzy o tym zapomnieli a może mają własny cel w tym by nas podzielić to jest trudne bardzo trudne to jest jak siebie kochać i nie zostać narcyzem córko siebie musisz kochać inaczej nie pokochasz musisz siebie słuchać bo nikt cię nie wysłucha synu mój siebie szanuj i siłę w sobie znajdź by zmieniać świat na lepszy siostro siostro ma nie jesteś tu sama mocno schwyćmy się za ręce od kłamstwa odwróćmy odwróćmy na pięcie [outro] miłość to spotkanie z innym możliwym również w sobie2 punkty
-
Rok z tobą, z życiem w harmonii Serce wypełnione uczuciem Płynęliśmy w tej samej łódce Z twoim ciepłem, rok szczęścia Nasze pierwsze wszystko Zróbmy to jeszcze raz Pozostańmy tutaj, na zawsze Nie szukamy innych dróg do miłości One są wokół nas i nigdy się nie kończą Miłość jest jak nieprzerwane rozmowy I los oraz dzień układają się w pozytywny sposób Sekretem miłości jesteśmy ty i ja Bez względu na to, gdzie się znajdziemy, miłość będzie z nami Każdy nowy dzień przybliża nas do siebie. Lovej. 2025-12-29 Inspiracje . Roczna miłość2 punkty
-
To, co było całym światem, dziś jest ledwo cieniem. Podążając w stronę słońca patrzyłam na Ciebie. Dziś kolorów więcej widzę, nie tęsknię za mrokiem. Zasłoniłam świat, bo byłam pod Twoim urokiem. A tymczasem wachlarz cały horyzont zalewa Miłość to jest tylko miłość, nie jasna cholera. Życie daje więcej wzruszeń, z cokołu Cię zsunę. Nadal jesteś ważny, ale bez Ciebie nie umrę.2 punkty
-
Robi się zimno... Przestaję czuć. Widzę mroczki przed oczami... Czuję zmęczenie... Nie czuję już bólu. To wszystko znika — To, co chciałem, chciałam, To, co czułam, czułem. Słyszę znajomy głos — jedyny, który mnie wspierał. Czuję ciepło na dłoniach. Ktoś je ściska. Ktoś jeszcze chce je ściskać? Czy jeszcze zasługuję na uścisk? Nic mi się nie udaje, Nie potrafię nic dokonać, Więc po co to wszystko? Dla zabawy? Dla miłości? Dla płytkiej pomocy? Nie wiem. Chyba już się nie dowiem. Jednak dalej kocham wszystkich, Których znam, Których było słychać, Których było czuć. Bo to chyba o to chodzi — prawda? Ciekawi mnie, co będzie po wszystkim. Ciemność, nicość? A może wszystko i nic? Może raczej ktoś i coś? Nie wiem. Nawet jeśli nic, To przecież pod widmem ciszy są niekończące się chmury! To jakby patrzeć się na czyste, szkliste niebo, Spowite szarą kopułą, co nie ma końca I tak patrzeć i patrzeć, I nic nie widzieć – prócz gamy bieli i lazuru, Prócz tej przestrzeni upragnionej, Tego pagórka ukochanego... Horyzontu utęsknionego — Tego mi NAprawdę trzeba Bo gdy widzisz czystość, znajdziesz plamę, A gdy nicość, nic nie znajdziesz Chyba jednak znajdę szczęście.2 punkty
-
Witaj - miło że wartościowy - dziękuję - Witam - miło że czytasz - dziękuje - Pzdr. @Natuskaa - @Andrzej P. Zajączkowski - @Robert Witold Gorzkowski @Lenore Grey - @Poezja to życie - @Radosław @Simon Tracy @huzarc - serdecznie wam dziękuje -2 punkty
-
Złoto się sypie oknami do sieni, Dzień się zaczyna od wielkich olśnień! Patrz, jak się w słońcu świat cały mieni, Jakby ktoś pędzlem pomalował go głośniej! Wiatr w polu tańczy, gałęzie kołysze, Ptak wyśpiewuje błękitu potęgę, I taką jasną, świetlistą ciszę, Wpisuje niebo w swą wieczną księgę. Ciesz się tą kawą, co paruje w dłoniach, Ciesz się uśmiechem, co mija Cię w biegu. Życie nie pędzi tylko w pogoniach, Życie jest tutaj – w tym jasnym brzegu! Niech serce bije rytmem radosnym, Jak bęben lata, jak dzwonek wiosny, Bo każda chwila, co teraz trwa przecież, Jest najpiękniejszą chwilą na świecie! Otwórz ramiona! Chwyć słońce za końce! Rozpędź te chmury, co w głowie zostały. Dziś nawet kamień na polnej łące, Zdaje się wołać: „Świat jest wspaniały!”. Więc idź przed siebie, nie patrz już wstecz, Radość to prosta, zwycięska rzecz!2 punkty
-
miałam myśl kryształowo czystą przepadła z pierwszym zgrzytem niechęci podłości pospolitego czasem pięknego zła jednakże częściej piękne nie było nie siliło się na kamuflaż po co kiedy można przemocą ostrym słowem pięścią między oczy i nigdy myśl już czystą nie była nie odzyskała krystaliczności poszarzała sczerniała nabrała znamion codzienności mojej codzienności2 punkty
-
Zero Niema Nic Dorzeczy Pierw Znak Zacznie Czyn Pierwiastki Znaczne Raz Twór Słowa Słów i Ańska MacieŻ Że Aż Słowiańska Mowa Ważone Słowa Czyż Nie Jest Tak? Pierwdźwięku Dziękuj Przemowa Głęboka Nad Tchnienie Powie - Wie Trze ! Do Czary Napięcie Szast Się Dmie i Niesie Oś Odziwo Zdjęcie Przecuda Dżwi2 punkty
-
1 punkt
-
@Tectosmith – zaskoczenie, jak się domyślam, w pleonazmie; cóż, domieszka "uczoności" w codzienności pomaga złapać dystans. Również pozdrawiam.1 punkt
-
1 punkt
-
@Berenika97 Bardzo dziękuję za interpretację!!! Starość zawsze ostrożna, młodość zawsze zuchwała. Co po mądrości, która nic nie daje? Pozdrawiam1 punkt
-
@Berenika97 tak, między światami i zmysłami starałem się poprzez mieszane linijki na przemian ośmio na dziewięciozgłoskowe wersy dynamikę większą zrobić nie wiem do końca czy dało to odpowiedni efekt. Dziękuję to dla mojej nieżyjącej już mamy.1 punkt
-
@Tectosmith – spytam, bo to nie jest gramatycznie oczywiste: czy "ona" w szóstej strofie to nadal słona woda? Nasuwają mi się dwa komentarze: poważny i lżejszy (obydwa też w jakimś związku z ilustracją, którą zamieściłeś). 1. Myślę, że przyjaźń jest najlepszą cząstką każdego związku. 2. Można sobie posypać cukru na głowę😉1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
W finale odlot w nadprzestrzeń. Prawidłowo przy takich temperaturach. Pozdrawiam.1 punkt
-
1 punkt
-
Poezja! Grzmi neonem. Biały wiersz - obejmuje przez ramię. Życie! Istna randka z demonem I tango - z białą damą Nikt albo każdy - istnieje. Pustka to źle pojęta całość. Od dawna nie oglądam cudzych żyć: wolę swoje kłamstwa pieszczone przez niedbałość Miasta. Idę nimi, ponad nimi Wymyślam nowy pierwiastek i tango na sześciolinii Rozum to naga prawda Miłość? - domierza bikini ... Zegary niech kończą ten wrestling Z czasem. Lepiej poszukać miłości! ... a robią jeszcze kompasy?1 punkt
-
@Simon Tracy Świetny tekst! Bardzo mnie poruszył. Też czytam "ludzi" - to mój zawód, ale też czasami to robię w różnych publicznych miejscach. Natrafiłam latem na taką parę w parku, gdy mężczyzna uderzył swoją partnerkę tak mocno w twarz, że ona upadła i już nie wstała. Ten człowiek chciał ją podnieść, nie mógł tego zrobić , a potem zaczął płakać. Długo leżała w szpitalu. Samo życie. Pozdrawiam.1 punkt
-
Wyciągnąłeś do mnie rękę, kiedy tkwiłam poraniona i obolała, zaplątana w zasieki codzienności. Słów i czynów najbliższych mi wrogów, które jak deszcz wystrzelonych pocisków, gruchotały kości, przebijały się przez mięśnie a co najgorsze wrzynały się w tkankę mózgu, zostawiając blizny, które bardzo przypominały ślady po żyletce czy nożyczkach. Cały świat ginął wtedy w majaku omdlenia. W kałuży krwi, rozlanej na świeżo wypranej pościeli. I wtedy Ty. Ten jeden anioł. Zwiastował mi nadzieję. Usiadłeś obok i wziąłeś mnie w ramiona. Mówiłeś głosem wsparcia i miłości. Głaskałeś dłońmi moje rany a one zasklepiały się magicznie. Całowałeś rozognione gorączką policzki, szkliwe oczy, utkwione w martwocie nieosiągalnego dla śmiertelnych punktu. Trzymałeś mą dłoń. Mocno i pewnie. Tak bym już nigdy nie mogła zbłądzić, chciałam żebyś prowadził mnie za rękę już zawsze. Do bezpiecznych przestrzeni Twego świata. Mogłeś ratować tysiące czy miliony innych a Ty wybrałeś mnie. Zawsze myślałam, że powtarzasz w kółko te brednie. Nie liczy się wygląd. Liczy się wnętrze i osobowość. Kiedy w gorące i parne, lipcowe, widne noce, kochałeś się ze mną, porównując w pauzie między westchnieniami me ciało do arkadyjskich łuków, linii i zagłębień. do strzelistych kolumn i sklepień gotyckich katedr Proporcje doskonałe. Ad quadratum, ad triangulum. Szeptałeś pieszcząc mnie ustami. Pełna harmonia spełnienia się piękna. A oczy moje widziałeś jako widne witraże, przedstawiające żywoty nie świętych a grzeszne, lubieżne fetysze, którymi karmiliśmy swe nienasycone zmysły. I wreszcie po miesiącach całych. Uleczyłeś mnie w pełni. Stałam się boginią i aniołem. Tobie oddana i Tobie przeznaczona. Na zawsze. Obiecuję i przysięgam. Lecz zapomnieliśmy w tych miesiącach niebiańskiej miłości, że nie aniołami jesteśmy a ludźmi wątłymi. I obietnice czy przysięgi nasze znaczą tyle co zamki z piasku porwane przez fale. Pomiędzy ludźmi jest tylko dystans. Coraz dalszy i dalszy. Nie ma harmonii. Nie ma doskonałości. Katedra miłości wycisza z czasem swe organy a przez wybite witraże, wpada nie słońce a armia gargulców i demonów. Popada wszystko w ruinę i pożogę. Z ołtarza płynie ostatnie zdanie. Ofiara spełniona. Idźcie w pokoju boże dzieci. A przed ołtarzem na strojnym w kwiaty i ornamenty castrum doloris. Spoczywa trumna otwarta. Ostatni raz patrzysz mi w oczy i mówisz z pustą rezygnacją. Nie kocham Cię już. Wracaj do swego świata śmierci. Mam już innego anioła. I zaiste w prezbiterium objawił się nam anioł. I podszedł do nas bez lęku ani wahania. Objął ją i ucałował tak jak dotąd robiłem to ja. Oderwała się z trudem od jego ust, tylko po to by dodać jeszcze tylko to. Dziękuję, że mi pomogłeś i byłeś ze mną w najgorszych chwilach. Uleczyłeś mnie i wyciągnąłeś do świata. Dzięki Tobie mogłam zacząć normalnie żyć. Drobiazg. Odpowiedziałem jedynie, dając szerokiego kroka, wchodząc do trumny i zamykając za sobą skrzypiące niczym dusza potępiona wieko. Organy zagrały swymi przeciągłymi piszczałkami marsz pogrzebowy a z ołtarza popłynął głos kapłana. Wieczny odpoczynek, racz mu dać Panie. Para aniołów uleciała przez rozwarte wrota ku niebu ciesząc się swoją obecnością. W tym samym czasie świątynia zawaliła się grzebiąc całą doczesność w trwałym korowodzie śmierci.1 punkt
-
@Berenika97 Jesteś absolutnie fenomenalna z tymi analizami. I nie chodzi nawet o trafność, tylko o to, gdzie Cię te treści prowadzą. Czytam własny wiersz i sam w nim zaczynam widzieć drugie, trzecie dno...1 punkt
-
1 punkt
-
Było to w czasach mrocznych, gdy ziemia pruska spływała krwią, a żelazne hufce Zakonu dzień po dniu wdzierały się w serce puszczy, niosąc pożogę grodom Natangów. Wówczas to, niczym dąb pośród wiatrołomów, wyrósł wśród swego ludu wódz potężny o imieniu Herkus Monte. Sława jego niosła się pośród borów szybciej niż grom, wlewając otuchę w serca, w których wiara już dogasała. Lecz zanim Herkus stał się postrachem Krzyżaków, został jako dziecko porwany z ojcowizny i zabrany przez rycerzy zakonnych w dalekie strony, aż do Magdeburga. Tam, w murach chrześcijańskiego miasta, karmiono go obcą mową i kazano czcić obce bóstwo. Został ochrzczony, a nowym imieniem Henryk chciano wymazać z jego duszy pamięć o pruskich korzeniach. Wśród Niemców znalazł się rycerz możny i szlachetny, zwany Hirschhals, który na małego zakładnika nie patrzył z pogardą, lecz z ojcowską dobrocią. A gdy pewnego dnia młody Monte tonął w nurtach rzeki Łaby, to właśnie dłoń Hirschhalsa wydarła go rzece. Mijały lata, a koło fortuny toczyło się nieubłaganie. Monte wrócił wreszcie do swoich, do Prus, gdzie zastał braci gotujących się do wielkiego buntu. Choć wychowany w cieniu krzyża, serce miał wciąż dzikie i wolne. Stanął na czele Natangów, a że znał rzemiosło wojenne swych wrogów, wiódł lud swój od zwycięstwa do zwycięstwa. Aż nadszedł dzień sądu na polach pod Pokarben. Starły się wojska Zakonu z pruskimi plemionami. Obrońcy swojej ziemi triumfowali, a wielu braci zakonnych wzięto w pęta niewoli. I zrządzeniem losu, którego ścieżki dla śmiertelnych są zakryte, pośród jeńców rozpoznano samego Hirschhalsa z Magdeburga. Zgodnie z prastarym prawem przodków, jeńcy musieli ciągnąć losy, by bogowie wskazali, czyją chcą krew. I stało się tak, że pierwszy los padł na Hirschhalsa. Stanął rycerz przed wodzem Prusów, a w spojrzeniach ich odżyła dawna przyjaźń i pamięć o wodach Łaby. Hirschhals, widząc śmierć w oczach, błagał o litość. Herkus zaś, pomny długu wdzięczności za ocalone niegdyś życie, wbrew zwyczajom nakazał losowanie powtórzyć. Złowrogi szmer przebiegł przez tłum Natangów, gdyż gniewali się na wodza, że święte prawa nagina. Lecz rzucono losy po raz wtóry. I znów bogowie wskazali na Hirschhalsa. Rozdarty bólem Monte, ważąc na szali przyjaźń i wolę swego ludu, krzyknął, by ciągnąć po raz trzeci, ostatni. Lecz przeznaczenia oszukać nie można – i trzeci los, ciężki jak wyrok, przypadł rycerzowi. Wówczas Hirschhals, widząc udrękę w oczach przyjaciela, wyprostował się dumnie i zawołał głosem, co echem poniósł się po lesie: — Dzięki ci składam, Henryku! Lecz widzę, że sam Bóg Najwyższy przeznaczył mi dziś umrzeć. Nie będę się więcej opierał Jego woli. Dobrowolnie oddaję się w ofierze! I tak rycerz zakonny, pełnym rynsztunku, dosiadłszy swego rumaka, wstąpił w ogień stosu ofiarnego. A Herkus Monte stał i patrzył, jak płomienie trawią tego, który niegdyś wyrwał go z objęć śmierci. I wiedział wódz potężny, że tego dnia, choć bitwę wygrał, utracił coś cenniejszego niż złoto – utracił cząstkę własnej duszy. Powiada się, że od tamtej pory, gdy noc jest bezgwiezdna, a wiatr szeleści w koronach starych dębów, wędrowcy słyszą pod Pokarben dziwne głosy. To duch Hirschhalsa i cienie dawnych wojów snują się po polach, przypominając światu o czasach, gdy honor i przyjaźń ważyły więcej niż samo życie.1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne