Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 28.12.2025 w Odpowiedzi

  1. To, co było całym światem, dziś jest ledwo cieniem. Podążając w stronę słońca patrzyłam na Ciebie. Dziś kolorów więcej widzę, nie tęsknię za mrokiem. Zasłoniłam świat, bo byłam pod Twoim urokiem. A tymczasem wachlarz cały horyzont zalewa Miłość to jest tylko miłość, nie jasna cholera. Życie daje więcej wzruszeń, z cokołu Cię zsunę. Nadal jesteś ważny, ale bez Ciebie nie umrę.
    14 punktów
  2. Polują dyskretnie, kocim spojrzeniem, od góry na szklanej nitce lub rozhuśtani w zawisie. Z sinego podnieba wypatrują zamaskowanego bezruchu w tłumionym oddechu między zębami, zagryzionymi w wargi do martwej krwi, oczekując na przelot w niebyt suchego powietrza. A wy nadal nie wierzycie w rowy przykryte mgłą i ciałami sterczącymi ku nicości. U nas wieczór, pluszowy. Włączamy seans grozy na Netflixie.
    12 punktów
  3. gdy poczujesz ciszę tul się do niej nie pozwól by była sama cisza nie lubi samotności jest czuła delikatna rozumie nas cisza to nie pustka - jest namacalna ma w sobie dużo poezji ciszy trzeba się nauczyć ona jest tego warta nie omijajmy jej
    11 punktów
  4. Zabłądziłem tam pewnej nocy: chwiejny, głodny, płacząc w szale — tam gdzie lądu piąstkę obmywają czyste fale. Wyciągnąłem więc dłoń — gałązkę — chwycić Coś z nieba chciałem… i chciałem… A ono kruszyło tę moją gałązkę: tym mniej — im dłużej ją wyciągałem —
    10 punktów
  5. Tak jakby słońce trochę przygasło. I nie, nie nad horyzontem. To nie jest kolejny wieczór. Butelka Bordeaux na białym piasku. Muśnięcia fal przygarniają coraz bliżej i mocniej, wciągają. Lampek nigdy nie było, bo nie ma czego świętować. Słona woda obmywa stopy, otula. Zimny wiatr wyciska łzy. Słońca jakby mniej i mniej, a puste niebo nie oczekuje sztormu. Zamknięte w zielonkawym szumie myśli blade w poświacie księżyca zostają nagie, bez zbędnych słów. A ona dotyka spokojnie, delikatnie. Zaprasza miękkim ruchem w stronę kipieli. Nie mówi, czy dobrze, czy źle, nie obiecuje. Wino rozgrzewa płuca i żyły. Umysł przerabia zakamarki pamięci i miota się między teraz a kiedyś. To był bardzo dobry początek. Piwo dobrze smakowało w knajpie, ale rzeczywistość nie odpuściła. Ściśnięta kotłującym się światem w tym małym punkcie taniego życia udowodniła ponownie, że wszystko się kończy. A ja nazywałem cię kiedyś przyjacielem.
    8 punktów
  6. wielką sztuką jest odnaleźć się po przejściach głowa w prawdzie chce do przodu jednak serce wciąż gdzieś skręca szuka dobrze znanych miejsc
    8 punktów
  7. Poezja! Grzmi neonem. Biały wiersz - obejmuje przez ramię. Życie! Istna randka z demonem I tango - z białą damą Nikt albo każdy - istnieje. Pustka to źle pojęta całość. Od dawna nie oglądam cudzych żyć: wolę swoje kłamstwa pieszczone przez niedbałość Miasta. Idę nimi, ponad nimi Wymyślam nowy pierwiastek i tango na sześciolinii Rozum to naga prawda Miłość? - domierza bikini ... Zegary niech kończą ten wrestling Z czasem. Lepiej poszukać miłości! ... a robią jeszcze kompasy?
    8 punktów
  8. w skrzynce na listy domysłów rymy i rytmy do kurwy nędzy w kakofonii kościelnych dzwonów i w zwilżonych palcach szukała wiatru czepiając się życia jak dzikie wino na brzegu jeziora zdyszanym szeptem chciała zaistnieć na dłużej z dźwiękiem srebrnych kurantów lipcowego poranka odleciała na skrzydłach szarej czapli za krawędź kwiatów grabie ze strzępami włosów pływają w Styksie na pamiątkę
    8 punktów
  9. Miasto w deszczu zamyka się w sobie, nie śpiewa, nie tętni. W brzuchu kamienic przechowuje życie. Szumem wylewa łzy i przykleja je do ulic. Tkwią w bezruchu aż do rozdeptania. Nie całuje, nie głaszcze, nie tuli. Milczy o tobie i o mnie. Razem z miastem czekam na mrugnięcie słońca. Miasto odetchnie gwarem, a ja znajdę cię na końcu ulicy.
    8 punktów
  10. - Przepraw mnie na drugi brzeg, Proszę, zależy mi. - - Przeprawię, jeśli w swej sakiewce Masz grosze trzy. - - Mam w sakiewce mej trzy grosze, A oko me skrzy; Więc na drugi brzeg mnie przepraw Proszę, zależy mi. - - Zatem do mej łodzi wsiadaj, Czy w oku mrok czy skrzy, A na drugi brzeg przeprawię Za twe grosze trzy. - I Christina: "Ferry me across the water, Do, boatman, do." "If you've a penny in your purse I'll ferry you." "I have a penny in my purse, And my eyes are blue; So ferry me across the water, Do, boatman, do!" "Step into my ferry-boat, Be they black or blue, And for the penny in your purse I'll ferry you."
    7 punktów
  11. Noc płonie pełnią księżyca, niebo składa obietnice. Przed lustrem. Wybieram zmysłowe koronki. Aksamitem skóry dotykając siebie. Oddechem wypełniam rozmazane usta, pokusą podwiązki rozkładając uda zastanawiam się Nad sensem. Małej, czarnej sukienki. Czekam, słyszę twoje kroki.? Jesteś.!
    7 punktów
  12. w szaleństwie zimy na jerozolimskich marzną kolory tak łatwo przechodzi się z próżni do gwaru za zielonym światłem między tobą a mną jest bezbarwny czwartek bujamy po przejściach podziemnych
    7 punktów
  13. Milczałem nad kubkiem zimnej już kawy, patrząc jedynie przez szerokie, jednoszybowe okno małej kafejki na front kamieniczek przy lekko owalnym rynku. Ludzi było wokół w brud. Niczym robotnice w mrowisku, uwijali się w uporządkowanym szyku śliskich od mżawki chodników. Nie spieszyli się ani nie trwali w pomroczności zajętych sprawunkami i problemami życia zmysłów. Po prostu szli z nurtem. Jak rzeki w korytach, czy krew mająca swój obieg w żyłach. Mieli widać swój cel w tym, by tak tłumnie wychynąć w niedzielne południe na ulice miasteczka. W pierwszej chwili pomyślałem o mszy w pobliskim kościele. Tłum był jednak na to zbyt wielki. Zresztą w dzisiejszej epoce, Bóg nie był już katalizatorem. Stada owiec buntowały się przeciw swym ziemskim opiekunom. Pragnęły prawdziwej wolności sumień i wyboru a nie praw spisanych na kamiennych tablicach, których nieprzestrzeganie było karane jedynie postępującą niemoralnością ich i tak psujących się dusz. Ludzie pragnęli samowładztwa i samospełnienia. Gwałtu bezprawia. Dziś wyjątkowo nie otworzył się jarmark ani targ. Wozów prawie nie było a kramy świeciły pustkami. Kuglarze i iluzjoniści opuścili wietrzne wyloty bram. Nawet nędzarze i pijacy, leżący w bocznych wąskich uliczkach czy na rogach kamienic. Starali się nie rzucać w oczy. Przykryci szczelnie narzutkami i kapotami, kołysali się sennie w upojenie w przód i w tył, niczym w siodle a nie na wyślizganych kocich łbach dochodzących do rynku traktów. Nie był to też dzień żadnego święta ani liturgii. Nie był to czas pielgrzymek oraz procesji. A jednak ci wszyscy ludzie mieli w tym cel, by zebrać się za szybą kafejki w której siedziałem w milczeniu nad kawą. I patrzyliśmy na siebie przez transparentność szkła niczym w zoo. Jakim wielkim i niezrozumiałym dysonansem, musiała być dla nich moja opanowana postawa. Żadnych słów wydobywających się zza sklejonych wręcz miesiącami milczenia ust. Żadnych ruchów nóg ani dłoni. Palce zaplecione w warkocz, ułożone pomiędzy porcelanową filiżanką a cukiernicą. Kelnerka dobrze wie, że nie słodzę ale podobno ma obowiązek przynosić każdemu klientowi cukier i mleko do kawy. Wzrok bystro i czujnie wbity w ich twarze. Czytam ich zamiast porannej gazety, zwiniętej w rulon na boku stolika. Lubię czytać ludzi. Do samej głębi. Wystarczy, że zakiełkuje w nich choć jedna myśl, uczucie. Już je znam. Czasami to śmieszy a czasami boli, że istoty zdać by się mogło tak dalece rozwinięte, są tak ułomne i słabe psychicznie. Potęgę rozumu, którą im dano, rozmienili na chwiejność emocji. Nie rozumiem. Jak na własne życzenie można dać się strącić z tronu ewolucji. Patrzę na nich z lekkim znudzeniem. A dostaję w zamian z ich oczu, obraz lęku, grozy, strachu i przerażenia. Lecz wiem że nie patrzą na mnie a na wydarzenia, które rozgrywają się w centrum sali, niedaleko za moimi plecami. Nadmienię jeszcze, że w kafejce która zazwyczaj w niedzielne południe pęka w szwach od klienteli, jestem teraz tylko ja i młoda para przy rzeczonym stoliku za mną. Wszyscy pozostali uciekli w popłochu. Wywracając stoliki i krzesła. Rozbijając się o kontuar baru i ławeczki przed wejściem. Rozpierzchli się jak wybudzone nagle na skutek strzału i kłótni nietoperze, które wylatują z jaskinii z głośnym sprzeciwem tak brutalnego potraktowania ich prywatności. Nie dalej jak kwadrans temu. Rozegrał się tutaj prawdziwy dramat. Zaczęło się od sprzeczki, ta przeszła w kłótnie a strzał z rewolweru, był kulminacyjnym punktem tej sceny. Większość aktorów uciekła zanim pojawiła się żądna sensacji widownia. Zostałem ja, jako cichy rekwizyt. Młodzieniec, rozparty teraz na stoliku w malignie szału i rozpaczy. Nie mógł przestać mówić. Chaotycznie rwąc zdania i kontekst. Klął i miłował. Pieścił i kąsał. Ubóstwiał swą wybrankę to znów beształ i równał ją z pannami z rynsztoka i dzielnic kolorowych świateł latarni. Rewolwer nadal ściskał w prawicy. Bezwiednie bawił się kurkiem. Były momenty, że cichł zupełnie by sekundę potem wybuchnąć rykiem zgubnej rozpaczy. Szeptał jej imię, płacząc jak dziecko. Brał ją w ramiona. Na próżno. Jego wybranka nadal wsparta była o oparcie krzesła. Lekko zgarbiona jednak i przechylona na prawo. Jej biała suknia i gorset, opływały w słodki szkarłat krwi. która sączyła się strumykiem z przestrzelonego czoła, przez jej młodzieńczą jeszcze twarz ku brodzie a z niej skapywała, niczym woda z nawisów skalnych jaskinii, ku małemu jeziorku, które zebrało się w zagłębieniu pomiędzy jej piersiami. Było mi jej bardzo szkoda. Nie dlatego, że zginął człowiek a dlatego że podniesiono rękę na cudowne piękno. Żywą do niedawna doskonałość i formę stworzenia. Winna była jej dusza, nie ciało. A tak bluźnierczo i okrutnie z nim postąpiono. Oskarżał ją o zdradę i widać nie bezpodstawnie bo dziewczyna słuchała jego krzyków ze stoickim spokojem a potem gdy dał jej wreszcie dojść do głosu, do wszystkiego się przyznała. Nie tylko do zdrady mu wiadomej, lecz również do wielu innych. Może gdyby usłyszał tylko to na co przygotował swe zmysły, nie użyłby broni. Lecz kolejne nazwiska kochanków, były jej gwoźdźmi do trumny i biletem do piekła. Były ołowianą kulą, która strzaskała jej czaszkę. Pod kafejkę dopadli wreszcie zawezwani lub zaalarmowani strzałem policjanci. Wpadli do środka celując z broni najpierw do mnie a dopiero potem do zabójcy. Ten zdążył jeszcze przyłożyć sobie rewolwer do skroni, lecz nim zdążył pociągnąć za spust, jego pierś przeszyły trzy, wycelowane w serce pociski. One domknęły tą tragiczną scenę niedzielnego południa. I cały akt. Sztuki śmierci. Byłem już zbędny. Mogłem już iść. Uiściłem jak gdyby nigdy nic pieciopensówkę na stolik. Założyłem melonik i wstałem. Policjant szybko doskoczył do mnie ze słowami. Dokąd się Pan wybiera. Musimy pana przesłuchać w charakterze świadka. Był Pan widać sparaliżowany ze strachu, jako jedyny Pan nie uciekł. Położyłem mu rękę na ramieniu i delikatnie acz stanowczo odsunąłem go ze swej drogi. Mną proszę się nie niepokoić. Byłem tu tylko rekwizytem. Przypadkowym świadkiem. Lepiej proszę zająć się ciałami tych dwojga i rozgonić tą gawiedź zanim przybędą reporterzy. Wyszedłem na zewnątrz bez przeszkód a ludzie rozstąpili się przede mną niczym biblijne morze.
    6 punktów
  14. czasami wypełniam cię po brzegi czasami odchodzę na trochę na dłużej na zawsze beze mnie jesteś pustym domem uschniętym badylem podróbką Gucci nie udawaj obojętności może udaje ci się przetrwać bez żebrania bez śladu wilgoci bez znaków na ustach ale to ja jestem między światami ja jestem światłem które otula twoją ciemność ja jestem kroplą która gasi twoje pragnienie ja jestem nasieniem które buduje twoje światy JA! twoja wena ⚡️⚡️⚡️
    5 punktów
  15. Autorzy: Michał Leszczyński plus AI. Prawdziwy blues płynie ze zmęczenia Coś we mnie samemu sobie nakazało znaleźć remedium i tę jedną odpowiedź napisałem wiersze i są gdzieś moje piosenki dalej zostałem sam z moim wielkim nic nie wiem komu i czemu i w co mam teraz wierzyć? Włożyłem w poszukiwania swe wykształcenie zestawiłem ze sobą cztery ważne tajemnice spowiedzi, adwokacką, medyczną i naukową zderzeniem tych protonów zamęczyłem umysł czy mnie lubisz - nawet tego już nie wiem... Jak ten mag bitewny chciałem tu cudów co wyśpiewałem - wzięto na odwrót co na odwrót było - zabrano dosłownie wszystko odebrano, a w zamian dano obawy dzisiaj i oby tak dalej nie wiem w co wierzyć... Pomyślałem przypomnę życiu matowego bluesa chciałem czegoś jakiegoś ważnego dla pokoleń wyszło, że wielu odebrałem całe mnóstwo czasu oni również są zmęczeni moją długą opowieścią wytłumacz mi proszę skąd mam wiedzieć czym sens... I tylko nowi radykalni podtrzymują na duchu że kiedyś, ze za lat sto, że może za lat pięćset będziemy jednak coś określonego wiedzieć dziwnawe są nasze mgielne wysprzątywania chciałem tylko wiedzieć, czy dojdę do choćby jednej odpowiedzi... I chyba to już wiem, że do niej chyba nie dotrę... Przypuszczam, że odpowiedzi są unikalnym zjawiskiem... Choć chyba już wiem, że chyba próbowałem... Ale chyba już wiem, że chyba zupełnie nieudolnie...
    5 punktów
  16. ał to bolało jak wicher słoneczny trzyma mnie obroża bezpiecznie targany przymusem który wygasa czas na długi urlop w dobrych warunkach
    5 punktów
  17. miałam myśl kryształowo czystą przepadła z pierwszym zgrzytem niechęci podłości pospolitego czasem pięknego zła jednakże częściej piękne nie było nie siliło się na kamuflaż po co kiedy można przemocą ostrym słowem pięścią między oczy i nigdy myśl już czystą nie była nie odzyskała krystaliczności poszarzała sczerniała nabrała znamion codzienności mojej codzienności
    5 punktów
  18. chodzi więc o to żeby przestać czuć słucham ciszy spomiędzy słów uczysz że światło oznacza chłód wkładam oddech w książki na których osiadł kurz chodzi więc o to żeby przestać czuć
    5 punktów
  19. Wśród wszystkich kwiatów świata nie ma tak pięknego, że byłby równy tobie, gdy oddychasz; przynoszę ci więc kwiat mojej krwi gorącej. Wśród wszystkich ptaków świata nie ma tak śpiewnego, że jego głos mógłby z twoim spleść się w jednej arii; przynoszę ci więc moje serce jak słowicze gniazdo. Wśród wszystkich gwiazd świata nie ma tak świetlanej, żeby mogła zasłużyć na sen pod twoją powieką; przynoszę ci więc słowo gwiazda, kładę na dłoni, później w nim topnieję. I wśród wszystkich uśmiechów świata nie znajdę takiego jak twój, który kwiatem, gwiazdą,słowikiem wzrasta we mnie, tętni, wije wieczne gniazda. I nie wiem, co ci jeszcze przynieść, więc tylko jestem. Tylko jestem daleko, najbliżej.
    5 punktów
  20. sprawnie przelewałeś gorące mleko z kubka w kubek lubiłam patrzeć jak ciężkie krople jedna za drugą pokonywały cienkie krawędzie naczynia tamowałam palcem ten ciepły wodospad teraz ja osiadam na zimnych ścianach z każdym przechyleniem bez kożucha za to z gracją hop na jedną nóżkę i tylko zliż nadmiar mówisz patrząc głęboko w oczy
    5 punktów
  21. W kominku ogień rozwiał wiatr zakręcił czarodziejsko chwilą i rozlał w pokój mocą barw odkurzył czyny w myśli wpłynął. Ponad grzbietami starych ksiąg nad rzeźbą w barokowym stylu przeleciał szybko niczym fal spieniony potok z góry spłynął. A bibelotów pełną garść rozrzucił na komody przestrzeń i suchych kwiatów tęgi kosz na łono rozsiał słów niewieścich. Treścią wypełnił każdy kształt rozpoczął czasu odliczanie odświętny przybrał układ rąk bezdusznie przed oczami stanął. Już nie te ręce pieszczą ust... wypity duszkiem dzbanek wina rozgrzaną głowę przeszył lód bierz ciało Świecie mnie w nim nie ma.
    4 punkty
  22. Mewy tańczą kurtuazyjnie wsród wyrafinowanych fal między niebem, a ziemią cisza zapadła w milczenie podziwiając niknący śpiew ptakow za światłocieniem drzew kołysanych do snu mój cień otulony pustą przestrzenią echa i samotnym zmierzchem. Autor fotografii: M.Lewandowska
    4 punkty
  23. Spryciarz w śpioszkach i ze smokiem W ustach wydostał się cichaczem z łóżeczka Wspierany prześcieradełkiem, niczym Akrobata po linie ruszył w świat, do kuchni. Tam węsząc za bajkowymi przygodami Rozpoczął inwentaryzację szafek: trzask, trzask. Co się nie dało ugryźć, odrzucał w kąt. Na chwilę został perkusistą topowym, Waląc łychą w wielki garnek – bam, bam. Tu śnieg z torebki mąką się okazał... Już miał lepić bałwana, ale ciekawsza Łapka na myszy czekała pod stołem. A w niej mechanizm, że tylko palec wsunąć I zbadać ustrojstwo: „łaaa, iiii, uuu” Usnął smyk na bitewnym polu, zmęczony, Szczęśliwy, cmok, cmok intonował. Śnił o mieczu z łapki na muchy I zbroi z durszlaka odpornej na strzały, O rumaku bujanym, którego dosiądzie I pogna w siną dal, trzymając się grzywy. Jutro znów będzie mógł bohatersko Zdobywać swój dom – ten wielki, Nieznany świat, jako odkrywca, A może i gwiazdy z taką samą odwagą… Szczęśliwego Nowego Roku!
    4 punkty
  24. Każda chwila umiera bez echa na łące gdzie mróz przechowuje ślady na skrzydłach martwego już motyla w bezkres rozpaczy samotnie lecę czarne godziny już czarnym rokiem sens mówi moim głosem więc milczę motyle niewiedzą że to koniec razem z nimi na trawie się położę będziemy cichnąć zimą na łące nikt nas nie znajdzie w śnieg się zmienimy one w swym pięknie ja w swej brzydocie razem bo cisza mniej boli we dwoje a wtedy w motyla się zamienię wolny od siebie i piekła życia a motyl dostanie moje imię może zrozumie ciężar skrzydła
    4 punkty
  25. Stary rok, przygarbiony, posiwiały i bez Jednego zęba, gdyż życie dało mu w kość, Pakuje swoje manatki i układa w kartony Kalendarium zebrane w czasie kadencji. Usiadł ostatni raz w fotelu i wspomina Miniony czas porażek i wielkiego smutku. Przywitano mnie hucznie fajerwerkami, Strzelały szampany i konfetti na balach. Niech żyje nowy rok – niosło się hucznie Od wsi po metropolie, witano mnie brawami, Jak króla, a może i cesarza, wznoszono toasty, Klepano się po plecach jak po wygranej w totka. Z tego uwielbienia unosiłem się niczym ptak, Na skrzydłach niesiony radością ludzi I marzeniami o lepszym, szczęśliwym życiu. Cóż, z początkiem stycznia, gdy opadła euforia, I krzyki poniosły się po krainie, a tamtamy Zadudniły, że podwyżki, podatki i brak chleba. Zamknąłem oczy ze wstydu i zatkałem uszy, A w kalendarzu przerzuciłem kartki na kwiecień. Niech wiosna nastanie uśmiechnięta, radosna, I da promyk nadziei, a zapach kwiatów Niechaj się niesie i mile drażni nosy złośników. Niestety, zaczęły się jęki na upały i powodzie, A rolnik rzucił beretem w glebę, klnąc I złorzecząc na nieurodzajny, zły rok. Chwalono babie lato i barwną jesień oraz Zbiory grzybów, lecz o mnie cicho sza. W smutku minął listopad, nadeszły srogie mrozy, Oczywiście też z mojej winy, a w grudniu podają Deszczową prognozę pogody na Sylwestra I psioczą pod nosem: „Na ciebie, starcze, już czas”
    4 punkty
  26. Kochać potrafi każdy lecz o kim będziesz myśleć, tak pięknie widzieć w jego oczach gwiazdy kochać ludzie potrafią jak ptak przylatują- zakochują się tworzą gniazdo- wspólną przyszłość odlatują- mówią koniec: zrywają kochać potrafią też jak psy zostają zranione lecz i tak wracają kochać można przez różne sny myślisz o kimś nawet w nocy kochać może każdy i każdy może być kochanym na miłość trzeba być gotowym trzeba kochać ponad życie, a nie traktować miłości jak chwilowe przeżycie
    4 punkty
  27. Anno nigdy nie będziesz lepsza od niej spójrz jak zgodnie rozgarniają siano by już pochwili stanęły równe stygi pachnące suchą ziemią i macierznką niepotrzebnie uchyliłaś drzwi nienaoliwione skrzypią kiedyś ktoś usłyszy jak zdzierasz resztki emalii z futryn pozostaje ściana miedzy którą ona ty ona to nie łatwe ułożyć się pod miedzą zamieść rąbkiem spódnicy wszystko dać się ponieść wykrzykując imiona tych którzy cię mieli dotykać ciepłych miejsc rwać perz i jaskry tak aby zadośćuczynić
    4 punkty
  28. mróz, aż oko wykol. w wieczornych ciemnościach aż eksploduje blask bijący od gospody Pod Wściekłym Azorem. w środku – dziesiątki gorących żyłek (w tych stronach, aby nawiązać kontakt z drugą osobą, trzeba wysnuć z nozdrzy świetlistą pajęczynkę, wetknąć ją w ucho "rozmówcy"). bezdźwięczny rozgwar. pospolity środek odrętwiający wlewa się do ust gości. zziębnięty proboszcz-staruszek zwiesza nos na kwintę, żali się szynkarzowi, że znowu odór i zgroza, kolejny utopiec i dwóch nieumarłych przywlokło się prosić o rozgrzeszenie. jak tak dalej pójdzie – sama Śmierć zjawi się przy konfesjonale! sołtysowi jest wstyd, że potrafi majsterkować (talenty i umiejętności to tutaj straszny obciach!). zapomniał maski, więc podnosi przydrożny kamień, po czym z zapamiętałością uderza się nim w twarz. może sąsiad, do którego idzie pożyczyć wyrzynarkę, nie połapie się, z kim ma do czynienia, w przypływie hojności-gościnności da urządzenie nieznanemu opuchleńcowi. tymczasem opadam z Księżyca, kochanie, wprost pod twoje okno. mam napomadowane wąsiska półłokciowej grubości, na sobie – plażowy strój z lat 20. XX wieku. paskudny i w paski. robi ci się lepko na sercu na mój widok. wsiadasz do gondoli balonu. przesyłam pajęczynką miłosne wyznania, komplementy, po czym zwiększam płomień. wzlatujemy. nawet jeśli coś pójdzie nie tak i przyjdzie się rozbić – bądź spokojna, nie skończy się tragedią. Śmierć, zamyślona, robi listę grzechów. jest zajęta rachunkiem sumienia.
    4 punkty
  29. Jedyny tytuł na czasie to kalendarz.
    3 punkty
  30. czy Anna potrafi wybaczyć pytasz patrząc gdzieś ponad jej głową na klucz żurawi które z lekkością przecinają niebieską powłokę nieba wiesz że czasem wyciąga z siennikia stare listy w pożółkłych kopertach skryte strzępeki uczuć młodzieńcze ledwo z westchnień stłumionych sklecone tekie które pod wpływem dotyku skruszeją miażdżąc miłość zostały jeszcze dwa zdjęcia z odciętą datą do zatracenia do zapatrzenia do zapomnienia czy Anna potrafi wybaczać słoność łez płynących szybkim strumieniem wprost do ust do zachłyśnięcia i tą biel sukienki kłującą w oczy tą która nadeszła jak złodziej niestałością uczuć rozchełstaną jak halka podarta w trzech miejscach przez innego odmierza kolejne rozdziały przez życie idąc w nie swoich butach bo po co brudzić stopy czy Anna potrafi już kochać tak po prostu codzienną rutyną spraw wazniejszych między jednym a drugim praniem do zamyślenia do zatracenia do zobaczenia... Kochanie
    3 punkty
  31. KOBIETA & hollow man la petite mort motel na przedmieściach mieszkańcy wyspy bez imienia masz w oczach czerwień neonu słowa nie karmią głodnych ust rzęsami domykasz przestrzeń w dłoni zaciśniętej na pościeli galaktyki docierają gdzie ich kres krążysz pod skórą zamiast krwi jak oddech który zapomniał powietrza serce co nie potrzebuje bić
    3 punkty
  32. szalone ptaki zima - silny wiatr i mróz one się cieszą!
    3 punkty
  33. opuszczam wszystkie moje światy byle z tobą to oddychająca ciepłem bliskości historia przyzwolenie człowieczeństwa subtelne pobudzenie a stare bawidła krwią roztętnione tęsknią oplatasz uda dotykaj bez snu dotykam
    3 punkty
  34. Przyjdzie kochać, niech nie przejdzie. Nie chcę wiatru, nie chcę deszczu. Chcę jak promień wejść pod skórę i poszukać z Tobą sensu. Twoje słowa, wspólne chwile, które są po prostu nasze, w górę niosą, jak motyle, do Krainy Słowa Zawsze. Tylko gdzie jest ta kraina? Skoro życie jest skończone i dla wszystkich jeden finał: ciało w ziemi roztopione. Sama podróż jest wartością, do bram wiary, w głębię serca, do wspólnego szczęścia, losu, który pragnę z Tobą spędzać.
    3 punkty
  35. zimowy czas wróble w karmniku wszystko zjadły pochmurny dzień wcale nie nudny kawa z Małgosią wiele hałasu nad morzem sztorm morskie powietrze
    3 punkty
  36. tanio sprzeda swoje marzenia i smutki nie bedzie targował dołoży jeszcze łzy tanio sprzeda swoją przyszłość oraz sny a jak komuś pasuje doda szczyptę nudy tanio sprzeda stare drzwi które niejedno widziały widziały życia trud tanio sprzeda chore sytuacje w których nie widać światła tylko czarny dym tanio sprzeda komuś głupotę ponoć ona nic nie boli jest szczera jak strach tanio sprzeda noc po której nie ma dnia jest niepewność która z życia drwi tak moi drodzy skuście się drugiej takiej okazji już nie będzie jutro zamyka ten kram
    3 punkty
  37. Upiory, demony i maszkarony! Obserwują nas z każdej strony! I tylko strach, strach i strach! Każdy i tak w końcu będzie gryźć piach!
    3 punkty
  38. Kłaniają się drzewa swą czarną starością. Suche ciała ze spękanej kory dumą lat biły w krajobraz pokornie. Czasem, niewzruszone z ciepłej jeszcze mogiły spijały śmierć i szelest martwych łez bogobojnie. Nam, wiatr twarz zaorał nagłym świstem, lęk bruzdy wyciął krwiste i usta napuchły od trwogi. Las rąk, ludzi mrowie, ślepych saren i jeleni stado, stoimy spłoszeni, gdy patrzysz oczami z pełnym deszczem i kłosem traw wzdychasz, sennych łąk szeptem, gdy mówisz, cichsi niż kamieni szept czy gest wątłych dłoni. Pójdziemy za Tobą w nieba rozwarte domy, a horyzont niebieski jak dywan kroki zgasi. Pójdziemy, gdy noc strzeli tysiącem białych ćwieków, gdy dzień na szyi uwiesi tysiące kolejnych słów.
    3 punkty
  39. Wyciągnąłeś do mnie rękę, kiedy tkwiłam poraniona i obolała, zaplątana w zasieki codzienności. Słów i czynów najbliższych mi wrogów, które jak deszcz wystrzelonych pocisków, gruchotały kości, przebijały się przez mięśnie a co najgorsze wrzynały się w tkankę mózgu, zostawiając blizny, które bardzo przypominały ślady po żyletce czy nożyczkach. Cały świat ginął wtedy w majaku omdlenia. W kałuży krwi, rozlanej na świeżo wypranej pościeli. I wtedy Ty. Ten jeden anioł. Zwiastował mi nadzieję. Usiadłeś obok i wziąłeś mnie w ramiona. Mówiłeś głosem wsparcia i miłości. Głaskałeś dłońmi moje rany a one zasklepiały się magicznie. Całowałeś rozognione gorączką policzki, szkliwe oczy, utkwione w martwocie nieosiągalnego dla śmiertelnych punktu. Trzymałeś mą dłoń. Mocno i pewnie. Tak bym już nigdy nie mogła zbłądzić, chciałam żebyś prowadził mnie za rękę już zawsze. Do bezpiecznych przestrzeni Twego świata. Mogłeś ratować tysiące czy miliony innych a Ty wybrałeś mnie. Zawsze myślałam, że powtarzasz w kółko te brednie. Nie liczy się wygląd. Liczy się wnętrze i osobowość. Kiedy w gorące i parne, lipcowe, widne noce, kochałeś się ze mną, porównując w pauzie między westchnieniami me ciało do arkadyjskich łuków, linii i zagłębień. do strzelistych kolumn i sklepień gotyckich katedr Proporcje doskonałe. Ad quadratum, ad triangulum. Szeptałeś pieszcząc mnie ustami. Pełna harmonia spełnienia się piękna. A oczy moje widziałeś jako widne witraże, przedstawiające żywoty nie świętych a grzeszne, lubieżne fetysze, którymi karmiliśmy swe nienasycone zmysły. I wreszcie po miesiącach całych. Uleczyłeś mnie w pełni. Stałam się boginią i aniołem. Tobie oddana i Tobie przeznaczona. Na zawsze. Obiecuję i przysięgam. Lecz zapomnieliśmy w tych miesiącach niebiańskiej miłości, że nie aniołami jesteśmy a ludźmi wątłymi. I obietnice czy przysięgi nasze znaczą tyle co zamki z piasku porwane przez fale. Pomiędzy ludźmi jest tylko dystans. Coraz dalszy i dalszy. Nie ma harmonii. Nie ma doskonałości. Katedra miłości wycisza z czasem swe organy a przez wybite witraże, wpada nie słońce a armia gargulców i demonów. Popada wszystko w ruinę i pożogę. Z ołtarza płynie ostatnie zdanie. Ofiara spełniona. Idźcie w pokoju boże dzieci. A przed ołtarzem na strojnym w kwiaty i ornamenty castrum doloris. Spoczywa trumna otwarta. Ostatni raz patrzysz mi w oczy i mówisz z pustą rezygnacją. Nie kocham Cię już. Wracaj do swego świata śmierci. Mam już innego anioła. I zaiste w prezbiterium objawił się nam anioł. I podszedł do nas bez lęku ani wahania. Objął ją i ucałował tak jak dotąd robiłem to ja. Oderwała się z trudem od jego ust, tylko po to by dodać jeszcze tylko to. Dziękuję, że mi pomogłeś i byłeś ze mną w najgorszych chwilach. Uleczyłeś mnie i wyciągnąłeś do świata. Dzięki Tobie mogłam zacząć normalnie żyć. Drobiazg. Odpowiedziałem jedynie, dając szerokiego kroka, wchodząc do trumny i zamykając za sobą skrzypiące niczym dusza potępiona wieko. Organy zagrały swymi przeciągłymi piszczałkami marsz pogrzebowy a z ołtarza popłynął głos kapłana. Wieczny odpoczynek, racz mu dać Panie. Para aniołów uleciała przez rozwarte wrota ku niebu ciesząc się swoją obecnością. W tym samym czasie świątynia zawaliła się grzebiąc całą doczesność w trwałym korowodzie śmierci.
    3 punkty
  40. Na gniazdku z ości, w głębokiej norze, przy szmerze plusków, chłodzie w potokach, wolno się zdobi w niebieskie pierze podobne łuskom — pisklę zimorodka. Ojciec z czatowni w głogu i olszy jak rycerz w zbroi, podniebny nurek, świtem przed groty otworem smoków pory połowu już wypatruje. Ona na dystans trzech kilometrów. W rewirze tylko samiec, co łoży. Dla młodych strzebla, ukleja, ciernik. Mizerność jamy, stajenki lichej.
    3 punkty
  41. Złamany Moje niegdyś tętniące życiem serce zostało wypłukane z człowieczeństwa. Bolą kości od ciągłego stania za spraną, spoconą bawełną koszulki. Jarzące nadzieją światło przebiega bez iskry. Jak mam przebaczyć ludziom, gdy oni, w poliamidowych kurtkach, odłączyli mnie od własnej krwi? Płakałem między kruchym, zziębłym tynkiem a własną biologiczną ścianą, bo zrozpaczona matka straciła syna, gdy spojrzała mu prosto w oczy. Porwała mnie własna skóra, złamała mój drewniany podest. Więc zerwę na samym dnie, plakaty ze swoją podobizną. Nie chcę, by świat mnie szukał.
    2 punkty
  42. powieki są zbyt lekkie, by opaść sufit wisi nade mną jak czarne lustro bez połysku bez odbicia jakby wchłaniał wszystko, nawet moje myśli nie liczę owiec liczę oddechy każdy jest za głośny i burzy układ ciszy czas przestał płynąć, uporczywie kapie ze ścian jak zimna woda jestem jedynym czuwającym punktem w całym domu wgnieciona w materac leżę nieruchomo i czekam aż czerń pęknie i wpuści trochę szarości
    2 punkty
  43. jak kwiat Orchidei który nie więdnie bo czuje cud boskości tak ptak Słowiański leci obłędnie w swej doskonałości jak liść brzozy co spocznie na swym nocnym wersalu tak drzewo radości popłynie do wiosennego balu gdy tęcza zahaczy o pojezierza na Mazurach zabłyśnie swym promieniem o zboża w nizinnych Wzgórzach jak wiatr co pędzi z wielką ochotą porywczości tak świat zabarwia się z poranną kawą swej skłonności gdzie schody idą do swoich pól na piedestale tych malowniczych wiślanych gór co płoną stale tak łuna co w gwiazdy wleci już jest na swym niebie obłoki nam światłem świecą dotykają jedynie siebie ....[ciepłem stroń matczyna zaraza owianych tajemnicą to wieczna zmaza bo drętwy zgiełk otacza się w niechcianych chmurach a stronniczy śpiew zatacza w murach wielkie to pastwiska w urodzajnym lecie gdy wiara i miłość się dobrze wiedzie wielkie to śpiewy akwarelowe gdy pańskim słowem wystaje w mowę] jak słońce co gorzką łzą zapłacze ten świat plącze się niebiańskim chlebem ja go haczę jak złota rybka co słono słodko lubi zatańczyć a mama swe dziecię chce aby sobie niańczyć jak parasolem otwieram swe ludzkie wrota do drzwi które wypowiem brzmi sobie ta słota jak dach nad drzewem koroną się to czai kocham te łąki co wolno o sarnę odwiedza swój gaj
    2 punkty
  44. nad morzem sztorm będzie dużo bursztynów u nas na południu dotyk morskiej bryzy chłodny jak dotyk Anioła nie czekam na rewolucję nie czekam na tajemniczy plan jednak życie to za mało trzeba utrzymywać równowagę
    2 punkty
  45. Ojej Ojej Ajaj Ajaj, bo AI coś knoci z moją A. Warszawa – Stegny, 25.12.2025r.
    2 punkty
  46. Kiedyś wierzono że za złe zachowanie przyjdzie po nich parzystokopytny Lucyfer, albo trafią do jakiegoś kotła ze smołą zamiast solanki jak w SPA. Zostaną tak na wieki, cholera wie kto będzie razem z nimi w tym osmalonym garze z diabłem dźgającym po plecach. Jednemu z drugim to się udało. Siedzą i coś klną pod nosem. Ciągle wokoło śmierdzi dymem, zdradą i kłamstwami. Jęki niektórych słychać nawet na powierzchni Ziemi.
    2 punkty
  47. dla nas ta noc pod gwiazdami! a ja....kocham cię życie łez mych winne nie zamienię cie na inne! Wanad. Bizmut. Astat. czy robot może się zadurzyć w wybrance swego serca? oto jest pytanie bzy na wiosnę pachną odurzająco jak słodkie dziewosłęby Jana z Czarnolasu... kurdesz kurdesz nad kurdeszami na bok kieliszki pijmy pucharami !
    2 punkty
  48. Wena zycia, Wena glowy Kto wie czym jest Wena? Może chęciami, moze poezja Może słowami, Może presją Wena czym wlasciwie ona jest? Gdy napiszesz w internecie Wena- co to jest? Odpowie ci: natchnienie Lecz gdy nie masz na nic siły, Gdy leżysz w łóżku dzień cały Masz to natchnienie, masz Wene? Zastanawiasz się pewnie czym Wena jest dla mnie Dla mnie jest to np jak siedzenie w wannie Wannie pełnej wody, spokoju i szczescia Lecz co tak naprawdę ta wanna oznacza? Może właśnie twoj smutek? Głęboki i ciemny Gdy nie masz weny do zycia, do szczescia Co to ma oznaczac, że to wanna nieszczęścia? Wanna pustki i rozpaczy? Wanna jest jak Twoje zycie- pelna wody, emocji i spokoju. Weny Gdy nie masz tej weny. Zatapiasz się Coraz głębiej i głębiej. Tracisz tlen. Znikasz. Powoli. Dokładnie. Cierpiąc. Gubisz się. W swoim zyciu Bo jak wlasciwie masz zyc beż natchnienia? Da się? Nie wiem Może i da, lecz jest naprawdę ciężko. Bez tego wszystkiego chęci, natchnienia Gdy je stracisz pozostają ci tylko zyczenia Na jutro lepsze. Lecz kiedy ono nadejdzie? Jak nawet nje wiesz co z toba następnego dnia będzie.
    2 punkty
  49. @KOBIETA @violetta no właśnie, może bez wytykania, tzw. mankamentów i ubytków, które zdarzyły się naturze, przynajmniej na początku, poproszę :P nie wszyscy muszą paradować ze złotymi torebusiami i w majtkach :P
    2 punkty
  50. - Mistrzu jaką ulgę masz najbardziej w cenie? - Najbardziej sobie cenię dobre wypróżnienie, a gdy mu towarzyszy bąków cała chmara, czuję, że się unoszę z lekkością Ikara. Robertowi, autorowi genialnego "Odurzenia"
    2 punkty
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...