Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 15.10.2025 w Odpowiedzi

  1. umrę ci kiedyś trochę o świcie lub późnym wieczorem nie znajdziesz mnie, nie wypatrzysz wszystko co cenne zabiorę uśmiechy zabiorę słodkie serdeczność, łagodność i miłość i umrę ci trochę, naprawdę jakby mnie nigdy nie było będziesz zdziwiony i smutny że ci bezczelnie zniknęłam i że co było najdroższe na krótką wieczność przejęłam nie szczędzisz mi zmartwień, kłopotów i kłody wyrzucasz pod nogi więc umrę ci trochę za młodu byś doznał choć cząstki trwogi umrę bo musze kochany odpocząć, odetchnąć przez chwilę nie szumi mi w głowie od ciebie i dawno spłoszyłeś motyle to tylko chciałam powiedzieć że umrę mu trochę- już wiecie poskładaj mnie w całość nim padnę nim umrę - kochany mój Świecie... https://share.google/BL6nF1p01r7m2zGSH
    12 punktów
  2. NIEMCY Chcieli przestrzeni życiowej. Przyszli — i stodoły spłonęły. Ostatnie ciele poszło na kontyngent. Zarządzenie gauleitera. Stary zginął od bata tam, na polu, młody kuleje od kuli — tam, w lesie, na mchu. Dziś przychodzą. Nie palą — jeszcze. Higienicznie moralni — jak zawsze. Ale lemiesze nasze, zamiast ciąć wilgoć wiosennej ziemi, zakopują tegoroczny plon. Gnije. Takie dyrektywy. Tymczasem wnuki mistrza z Ameryki, owi wypędzeni z Odessy, ślą wołowinę i worki soi. Patrzą na nasze złoto. Za gruzy zapłacili, jak mówią — dobrymi radami. I starczy, reszta będzie pojednaniem. I ciszą. Ale im wolno. To podobno wyższa kultura prawna — oddychająca cyklonem i zawieszona wysoko na strunie fortepianu, jak cienie Volksgerichtshofu. POLSKA 2025 Trochę człowieka, trochę robota. Technologia codzienności — reszta to we-fi i promocje. Najlepsze z czasów, jakie są. I lecimy na Seszele albo do Hiszpanii. Tam uciekniemy, kiedy przyjdą tu, i sprzedamy live’a o traumie. O tym nigdy za wiele. Mamy marzenia — oczywiście na kredyt. Witryny są nieprzebrane. Nic nie trzeba, za to wszystko można wziąć. Nie jak ci gorsi obok, którzy poświadczają naszą wyższość. Ale dlaczego dzieci już się nie rodzą?
    8 punktów
  3. Rosarium- wieniec z róż. Prostota powtarzania, pewien rytm. Wyrównuje oddech, pozwala odetchnąć od codzienności. Maryi Mateńce, tak bliskiej, tej co doświadczyła ból i cierpienie tak bardzo człowiecze. I kapelki łustoziane Matulce, to w októłbrze różaniec. A niebo to łod warnijsko farba est. Kożdan ziy że od lnu modre je, i doczamu takyie est. My na Warniji niebo zawdy mowamy. Jeśli mam trzy słowa, Bóg Ojciec Syn Boży i Duch Święty, to nie spróbuję nic dodać. Bo wiem , że to miłość. Jeśli mam dwa słowa, Maryja Mateńka, to nie potrzeba nic dodać. Bo w Niej jest bezpieczeństwo. októłber- październik kapelki- kapliczki farba- kolor doczamu- dlatego zawdy- zawsze mowamy- mamy
    7 punktów
  4. wiatry co wieją w trąby powietrzno-wodne na których dżdżyste panny genueńskie w tańcu i śpiewie płyną nad pola zżęte i dalej w głąb lądu gdzie deszczem łzawią i mdleją wśród chabrów i wrzosów na czubkach traw kołyszą ślady po pocałunku aby z jesiennych szarzyzn wykrzesać ciepło
    6 punktów
  5. na początku była niczym bajka lecz kończyła się horrorem słodkie wypieki i wyroby mleczne ustępowały posiekanym sercom gotowanym mózgom i językowi zwierzęcemu na talerzu koszmar dzieciństwa
    6 punktów
  6. .... a jednak Wreszcie odkryłam, gdy w Pieckach chłodno, wystarczy kompa włączyć, podobno. Temperatura w domu wzrasta, Jan nad książkami, no nie - basta. Konkurs się zaczął... każde osobno. październik, 2025
    5 punktów
  7. Wieczór. Morze oddycha nami. Każda fala – jakby znała rytm naszych serc, jakby słuchała ich szeptu pod skórą świata. Ona – w świetle zachodu, z włosami rozsypanymi jak płomień na wodzie. Jej oczy, dwa brzegi ciszy, gdzie wracam. W nich odnajduję dom, i sens, i wszystkie zapomniane imiona miłości. Dotykam jej dłoni – i nagle wiem, że czas nie istnieje. Tylko ciepło. Tylko ten drżący błękit, w którym wszystko, co było i będzie, tańczy jak światło w jej źrenicach. Jej oddech – sól i obietnica. Jej uśmiech – miękki przypływ, który rozbija się o moje milczenie. Nie mówimy nic. Bo słowa są zbyt kruche, żeby udźwignąć to, co płonie między nami. Morze przytula nas swoim bezkresem, jakby chciało nas zachować w sobie – w kropli, w fali, w szumie, w każdej cząstce swojego bezsennego istnienia. A kiedy jej wargi dotykają moich, świat przestaje być światem. Jest tylko ciepło. Jest tylko ona. I ta niewidzialna nić, która łączy nasze dusze w jedno tchnienie, jak dwa płomienie, które nie gasną, bo nie wiedzą, gdzie kończy się jedno, a zaczyna drugie. Morze słucha – cicho, wiernie, z rozświetloną głębią. A my trwamy w jego oddechu, choć wiemy, że każdy szum to ostrze, które czeka, by to ciepło odciąć od nas, i zostawić tylko sól, i tylko pianę. A my trwamy, stworzeni na nowo, jakby Bóg przypomniał sobie o miłości i nazwał ją nami. Ale morze, co nas słyszy, zapomina z każdym przypływem – a gdy odpływa, odtwarza nas w szumie i fali, w tym, co jest początkiem i końcem, w soli miłości, co smakuje jak łzy Boga.
    5 punktów
  8. Koronkowe drzewa nigdy nie gubią liści.! W śnieżnej mgle, potrzebuję nieustannego czuwania. Obiecałeś mi ciepło mroźnej nocy, w oddechu wiosny, trzymam się nagich gałęzi czasami tylko marznąc. Zimowe zapadanie bez snów jest bolesne, zaognione rany, i niepewny grunt wypełnia nas głęboko. W lodowej ciszy gwiazdy spadają raczej lekko. Przysięgałeś.! Tamtego wieczoru, przed pierwszym pocałunkiem.
    5 punktów
  9. Siedzieliśmy, wpatrzeni w siebie, Na pierwszej naszej randce, nieśmiali Rozdmuchując dym kadzideł fiołkowych. Widziałem w jej oczach rubiny. W palcach zawijała włosy anielskie. Z rękawa sypałem drętwe dowcipy, Uśmiechem litościwym już miała mnie zabić. Ani przez sekundę nie zerknąłem na biust! Przysięgam, bez bicia, nigdy w życiu! Ona pomyślała: „a to świnia, ty chultaju!” Pod stołem łup mi w kostkę, ból zadała, Jakby pięciokilowym młotem ktoś mnie zdzielił. Tylko przylizałem włosy z głupim uśmiechem. Skrzypek nad uchem przygrywa cygańskie nuty, Smyczkiem koło nosa mi wywija; zaraz kichnę. Ona kwiaciarkę z bukietem róż pachnących Skinieniem przyzywa: „to dla mnie? ależ urocze!” Orkiestra wróciła z przerwy na jednego. Czarno to widzę; za rękaw schwytany, powstaję, Suniemy na parkiet lambady wywijać. Amor z łukiem celuje do nas, ma niecne zamiary; Polowanie rozpoczęte, a schronienia wcale. „Jeśli we mnie się zakochasz, dam ci strzelić Z gumy od stanika” – szepcze panna moja... A jak nie, to będzie w ryło? marny los mnie czeka. Ojoj! strzałą ugodzony – klękam i proszę o rękę. Wierność obiecuję: sam skarpety wypiorę, Piwa nie tknę i oglądać będę z tobą, miła, seriale. Lepiej przytaknąć w porę, niż potem skamlać, Nie ma ucieczki, gdy panna zmarszczy brew, Gdzie żart się kończy, sam tego nie wiesz, I tak zawsze zwycięża zuchwała płeć...
    5 punktów
  10. Ktoś ważny zawodzi — z dodatkiem obrazy. Coś niewybaczalnego. Na horyzoncie pojawia się dal dusz, które kiedyś były sobie bliskie. Mijacie się w prozie życia, udając nieznajomych. Zapomniane chwile radości i spełnienia, spotkania w kawiarni, z wkładką do kawy pełną łez śmiechu. Zapomniałeś, jak było? Siedzisz na kanapie w towarzystwie samotności. Hej, świecie — czy naprawdę ci się to opłaca? Mądrością życia są dobrze obstawione obligacje z kapitałem relacji. Opłaca się tobie…?
    5 punktów
  11. cisza jak przytulny koc, jak piramida miękkich poduszek i wolność... bo przecież nikt nie usłyszy, nikt nic nie powie. wolność przemilczania, wolność zawiłej obojętności... oddalam się lekkim krokiem - ku sobie i po horyzont niezdarnej bliskości.
    4 punkty
  12. silna i bezwzględna jak cyfra, jedyna, samotna, nieco bezduszna... bez podwójnego znaczenia, cyfra dumnie jak paw skrzydła rozkładam... dwa życia, dwa światy, dwie śmierci, w głębi krzywizny - znaczeń bezmiary i tak do wieczności, jak cień przy mnie kroczy, najtrwalsza cyfra, z bliska wciąż patrzy, nadludzka cyfra, bezwzględne dwa
    4 punkty
  13. nuty jak tancerka starają się płynąć ponad myślami zapraszają do świata malowanego dźwiękiem fruną bez skrzydeł unosząc nas w sny kolejnych wykonawców muzyka bawi się przestrzenią obrazy zmieniają się jak pory roku życie dotykają słońca i ran miłość i radość przeplata się z tęsknotą i smutkiem różnorodność podziwiam jak łąkę pełną kwiatów wśród szczebiotu ptaków poranna rosa mieni się kolorami wschodów zachody pełne rumienców wśród trawy polskie maki emocje dodają smaku istnieniu piękna które możemy chłonąć całym sobą 10.2025 andrew
    4 punkty
  14. siedzimy pod muralem w ascetycznym kręgu między kropką A a kropką B huśta się czas w sennym mieście błądzi jesień usprawiedliwiasz wszystkie kolory gdy pytasz o kształt nieba powstają luki w mojej autobiografii
    4 punkty
  15. * * * znowu szaruga w poszumie wiatru Szopen krople jak nuty * * * w koronie burza wzrok orła przenika mgły w piersi polonez październik, 2025
    3 punkty
  16. 18 lat początkiem? szkoła nigdy się nie kończy
    3 punkty
  17. -Mistrzu, mówią, uroda nie jest najważniejsza. -Jest i taka, że drzewa zaczynają śpiewać, wiatr ustaje, drży kamień, a czemu to wszystko, zrozumiesz tylko wtedy, gdy jesteś mężczyzną.
    3 punkty
  18. Nie są winne palce, które odcinały warkocze, nim gazowa mgła zalepiła krzyk gardeł. Nie są winne palce, które wlewały napalm w żelazo, nim jego rozbłysk zawiesił lampiony w dżungli. Nie są winne palce, które obracały zimny klucz w ogniwie łańcucha u taczki skazańca. Samych niewinnych zna historia.
    3 punkty
  19. zanim odejdziesz uśmiechnij się ręką pomachaj żeby upiększyć to co w tej chwili psujesz dopiero wówczas obróć się i idź idź do diabła próbując zamazać łzami własny wstyd a nie zachowuj się jak tchórz któremu zabrakło odwagi na zwykły ludzki gest
    3 punkty
  20. Są rachunki krzywd, które nigdy nie będą wyrównane. Są zdarzenia i ich tragiczne następstwa, których umysł ludzki i sumienie jeśli je jeszcze ludzie posiadają, wybaczyć nie są w stanie. Są bestie tak zajadle nienawidzące i gorejące zemstą, że nawet po śmierci będą w stanie kąsać dusze swych oprawców, kryjąc swe zwyrodnienie, za potulnymi wyrazami skruchy i pojednania. Bo nawet bestii należy się słowo i krótka "Mowa końcowa” Pomyślałem że napiszę, choć z pewnością jestem dla Ciebie już tylko ciężarem na sercu. Pełnym pejoratywnych odczuć cieniem, odchodzącym z mokrych jeszcze po nagłym przebudzeniu oczu. Potworem gorszym niż deliryczne wizje z moich wierszy. Jeśli to czytasz to znaczy że moja siostra, wypełniła moją ostatnią wolę i wsunęła kopertę z listem do twojej skrzynki. Tak. Dobrze rozumiesz. Nie żyje. Zapewne od kilku dni spoczywam cicho pod ziemią. Czy cię winię? Być może. Lecz na pewno lepiej jest być martwym, niż uciekać całe życie przed grozą własnych fantasmagorycznych myśli pełnych kruchej i zimnej rezygnacji z owoców beztroskiej egzystencji której jak sama wiesz nie dane mi było zaznać ani dnia. Tak jak i w chwilach dojmującego odrzucenia i samotności. Nie pozbyłem się tej bestii ze swojego dwulicowego jestestwa. Stałem się nią na dobrę, gdy Ty bawiłaś się i uczyłaś w zamglonym pełnym dżdżystego dymu Londynie. Nie mogłaś uchronić tego którego, bezstronnie i w pełni pokochałaś Przed losem mu przesądzonym. Wiesz? Jego grób leży niedaleko mojego. Jest piękny tak jak piękne było jego życie. O zgrozo! Można by wręcz rzec, że pełen jest życia. O nim ludzie pamiętają nawet po śmierci. O mnie nawet ja chciałem zapomnieć jeszcze za życia. Dziwi mnie tylko że tak długo go szukano i dopiero nocą późną po trzech dniach od zabójstwa odnaleziono ciało. Zgotowaliście mi prawdziwe tortury swoim związkiem. Jego też okrutnie torturowano. Jedna kobieta. Dwóch samców walczących o jej względy. Dwa ruchy kosy. Rozstrzygające. Litościwej śmierci. Wiesz nawet chciałem się przyznać. Lecz zwlekałem aż nadeszła pierwsza mroźna pełnia listopadowa. Przemieniła mnie w bestię na zawsze. Stałem się wilkiem bez uczuć. Nie martw się nie wyruszę już więcej na łowy. Moje serce kiedyś Cię kochało, teraz gnije w moim wnętrzu plugawym przebite osinowym kołkiem. Za życia pętał mnie ograniczeń i upodleń łańcuch. Po śmierci również mnie nim spętano. Teraz mnie znienawidzisz jeszcze bardziej. Lecz moja śmierć da ci choć częściowe ukojenie. Śpij spokojnie od dziś Najdroższa. I wyrzuć wraz z pierwszym marzeniem sennym. Imię prześladującego Cię aż do dziś. Imię prawdziwej bestii.
    3 punkty
  21. Dla mnie cebulka, to jak lilia. A dla ciebie jedynie smrodek. A mi cebulka w jedzeniu miła i co ja teraz zrobię? Pyszna cebulka, ona kochana, czy można obie pogodzić? Bo na cebulkę nic nie pomaga, a ona powie: "znów smrodzisz".
    3 punkty
  22. Bluźnierstwo Okrucieństwo Krew rozlana Na wszystkie strony I bijące kościelne dzwony Grzesznik karmi się swoim grzechem A głupiec dławi śmiechem
    3 punkty
  23. Siedzę z jednym, pustym talerzem w kuchni, który pękł. Próbuję go skleić każdego ranka, i za każdym razem — płaczę. Łza przesuwająca się po policzku, niesie mój ból. Słona kropla spada z moich gorzkich myśli w dół. Uderzając o pęknięte naczynie.
    2 punkty
  24. spowiadałam ci się z każdego powłóczystego spojrzenia odgarniętego pasma włosów nagłego trzepotu rzęs a ty mi nie wierzyłeś wyciągałeś ze mnie gdzie byłam co robiłam czy ktoś spróbował się oswoić z moim szlachetnym natręctwem myśli chciałam zniknąć ale zapewniałam ciebie że pomimo pozorów całej mojej otwartości i mówienia o wszystkim zamiast o tym co ważne z nikim nie łączą mnie bliskie kontakty ale tobie wiecznie było mało ciągle chciałeś jeszcze więcej mojego życia więcej niż ja sama z niego miałam oficerze prowadzący
    2 punkty
  25. Gdy ludzie rzucają słowa na wiatr to ten się o!-burza.
    2 punkty
  26. Grupa Milnera* To po prostu nic innego jak anglosaski kolonializm - iście wyrafinowane niewolnictwo, istota - ludobójcze ideologie: nazizm, komunizm i faszyzm, także te współczesne i jeszcze nikt nie widzi zła - jak: syjonizm, holokaustianizm i banderyzm i chroń pana władcę i chroń pana władcę i niech nam długo żyje i niech nam długo żyje Jego Kurewska Mość! Łukasz Jasiński (sierpień 2025) *więcej informacji Państwo znajdą w następujących esejach: "Komentarz - komentarz odautorski" i "Mój drogi świecie" - Autor:
    2 punkty
  27. @violetta a tak, uwazność też ważna rzecz ale zachwyty nad małym kwiatkiem/ptaszkiem itp to do tego wrażliwość potrzebna.
    2 punkty
  28. @Marek.zak1 - Mistrzu, mówią, uroda nie jest najważniejsza. - Nie jest najważniejsza, ale pierwsza wchodzi do pokoju zanim pojawi się mądrość. Ale z drugiej strony, dobrze jest, gdy mądrość ma ładną oprawę. :)
    2 punkty
  29. @KOBIETA Twój wiersz jest intensywnym lirycznym studium rozczarowania i przetrwania w obliczu emocjonalnego mrozu. zimowy pejzaż z wewnętrznym bólem. tytuł „Gwiazdy spadają lekko” jest gorzką puentą. wiersz ten jest esencją zamrożonego żalu i poczucia osamotnienia w walce o przetrwanie. Konfucjusz (?) powiedział : jeżeli stracisz pieniądze - nic nie tracisz. jeżeli tracisz zdrowie - dużo tracisz. jeżeli tracisz nadzieję - wszystko tracisz . tak mnie naszło jakoś. świetny wiersz :)
    2 punkty
  30. @Nata_Kruk A Zdzicho odkrył - gdy w Wildze wieje, trzeba w muzyce pokładać nadzieję. Po drinku lekkim nie zaszkodzi, radio na dwójkę włączyć młodzi, bo jest wiadomym, że Szopen grzeje. Pozdrawiam konkursowo
    2 punkty
  31. Dostałem od niej mojej A kilka nietęgich wierszy. Były bardzo dobre, choć może nie umiałem aż tak ocenić, co prowadzi do wniosku, że tym bardziej jak należy docenić. Chwaliłem A, owszem chwaliłem, wiele ścian jest mi w tym świadkiem, choć może nieco za mało i zbyt nieprzekonująco. A być może nie zdawała sobie sprawy, że mi może czasem chodziło o coś nieco bardziej prozaicznego, że tak to ujmę, niż te jej wyśmienicie najlepsze i najpiękniejsze wiersze. Choć z drugiej strony A mogła wiedzieć swoje i to doskonale, bo poetki mają ogólnie wysoki poziom w zdawaniu sobie sprawy. Niniejszym nie narzekam, a skarżę się tylko trochę z czegoś co było przecież niezaprzeczalną przygodą. Zresztą jakby się zastanowić to czego chciałem od A było równie, a może nawet jeszcze bardziej wcale nieprozaiczne, podobnie jak te jej wściekle dobre wiersze. Gdy była na mnie zła nawet jeszcze lepsze wiersze jej wychodziły, ale to inna historia, aczkolwiek mimo powyższej świadomości starałem się jej nie prowokować. To co oczekiwałem od A mogło być wręcz równie niewykonalne jak powtórzenie jej najlepszego i mi najbliższego wiersza o arcymistrzowsko autorskiej wymowie. Jakieś to niesamowite, że chcesz mieć A, a dostajesz jej wiersz, w dodatku tobie adresowany i piękniejszy niż niejedno dzieło sztuki epistolarnej, więc ponad miarę rozwlekłej. Siadasz więc skruszony w kafejce, gdzieś nieco odarty z wrażliwości i doprawdy już nie wiesz, które począć z tym artystycznym faktem fantem. Czujesz się jak uczestnik loterii, która niekiedy mylona jest z za wesołą karuzelą w centrum twojego miasta, której nawiasem mówiąc sporo jeszcze brakuje do Disneylandu. Sytuacja ciebie nieco dziwi, ale przecież życie jest dziwne, więc właściwie to nic dziwnego, że jesteś zdziwiony. Marzysz czasem o skoku na bank, a wychodzi ci co najwyżej skok na banji. Lajf taki. Potem sobie myślisz, raz niechętnie, innym razem w niekłamany sposób, doceniając ten niebanalny stan rzeczy, że właściwie tkwisz w kłopocie rangi poetyckiej, czyli w czymś o relatywnie dużym oddziaływaniu i o odpowiedniej sile rażenia. Ponadto szybko się reflektujesz, że gdy tylko za dużo piśniesz możesz wylądować w dużej rangi nieprzychylnym wierszu jako ten przysłowiowy zły i to pan w dodatku. Już sam nie wiesz, czy czekasz na kolejny wiersz, czy pragniesz by A przestała w końcu pisać, choćby na jakąś dłuższą chwilę wspomagającą nieco zastanowienie, zresztą was obojga. Warszawa – Stegny, 14.10.2025r.
    2 punkty
  32. Miasto pulsuje jak rana pod plastrem ciszy, a my - obywatele oddechu na raty - uczymy się żyć między reklamą a rachunkiem. Każdy poranek zaczyna się od długu wobec światła, które też już dawno nie świeci za darmo. Dentysta wierci w duszy przez ząb, czas kapie z kranu jak odsetki od bólu. Wiertło gra psalm o inflacji, a człowiek, ten zwykły, siedzi ze znieczuleniem w sercu i modli się, żeby znieczulenie nie przestało działać za szybko. W sklepach jabłka błyszczą jak monety, mięso patrzy jak urzędnik, chleb - święty chleb ! - leży na półce jak relikwia, bo nie każdego już stać na jego zapach. Masło zamieniło się w złoto, a woda - w rachunek sumienia. Na przystankach starcy czekają na autobus do lekarza, do grobu, do lepszego jutra - nikt nie wie, dokąd naprawdę jedzie ten kurs. Emeryt trzyma swoją marną emeryturę w słoiku po ogórkach na mieszkanie, w cukiernicy na lekarstwa, pod obrusem na życie. Chleb, mleko, ziemniak, a za dwa tygodnie kupi sobie ciastko za dwa pięćdziesiąt. Numerek w przychodni to dziś nowa forma modlitwy, bo ciało jest najdroższym kredytem, a empatia została wycofana z obiegu jak stary banknot o zbyt ludzkiej wartości. A oni - ci z góry, z marmuru i telewizji - śpią w fotelach zrobionych z cudzych pleców, piją szampan z ludzkiego potu, w kupionych z KPO jachtach i solariach dla kochających inaczej. Śmieją się ustami, które nigdy nie jadły taniego chleba. Ich słowa są jak ryby z martwej rzeki - pełne śluzu i obietnic, które gniją w powietrzu. Karmią się ciszą tłumu, tańczą na ruinach zamkniętych fabryk jak na weselu po pogrzebie. Złoto błyszczy im w oczach jak łzy ludzi, których nigdy nie spotkają. Każde ich zdanie - tłuszcz na języku, każdy gest - ość w gardle narodu. A my? My chodzimy po sklepach jak po cmentarzach, czytamy paragony jak epitafia. „Tu leżał sen o lepszym jutrze” - pisze drobnym drukiem pod datą zakupu. Nawet na cmentarzach zaczęli liczyć metry - mówią, że teraz mają chować ludzi na stojąco, żeby taniej wyszło, żeby ziemia się nie marnowała. Bo nawet po śmierci trzeba umieć oszczędzać. Na ulicach ludzie mijają się jak duchy, z rachunkami w oczodołach, z sercami pełnymi VAT-u, z duszami sprzedanymi w promocji 2 za 1. Domowe grzejniki milczą jak skarbonki po opróżnieniu, dzieci śpią w czapkach, a dziadek zakłada kufajkę z czasów Jaruzela, bo historia znów wróciła w wersji ekonomicznej. Zimno gryzie w palce jak głód, co nie ma już zębów, a dzieci rysują słońce, żeby ogrzać kuchnię. Wieczorami miasto płacze neonami, a człowiek kładzie się w łóżku jak w trumnie z pościeli z wyprzedaży. Śni o świecie, w którym współczucie ma zasięg większy niż Wi-Fi, a władza nie pożera własnych dzieci. Rano znów wstajemy. Myjemy twarze w wodzie, na którą nas nie stać, śniadanie jemy z poczuciem winy, że jeszcze żyjemy. Potem wychodzimy - do pracy, do lęku, do ciszy, która jako jedyna nie zdrożała. Bo tu, w kraju pożyczonych snów, nawet Bóg musi płacić rachunek za gaz, żeby świeciło niebo.
    2 punkty
  33. @Migrena jesteś dla mnie zbyt łaskawy, dzięki wielkie za piękne słowa :) A jeśli się wzruszyłeś rzeczywiście, to dobrze - bo czemuż to tylko ja mam się tylko wzruszać czytając Twoje utwory ;) @Simon Tracy dziękuję za serduszko, pomyślałam nawet przez chwilę, że ten wiersz to poniekąd Twoje ulubione tematy, choć jego klimat może zgoła odmienny :)
    2 punkty
  34. @viola arvensis Czyta się z melancholijnym skupieniem, w końcu wszystko się tu, na tym świecie, nawet jeśli dużo i bardzo myślimy o tym co poza lub ponad nim… Stąd Twoje słowa, płynące jak ciepły, szczery i delikatny ruczaj, między sercem a umysłem, między świątynią czułości a kartoteką zmęczenia… pozdrawiam:)
    2 punkty
  35. @Migrena bardzo romantycznie i zmysłowo. Miłość o jakiej można a nawet trzeba marzyć :) Fajnie, że znalazła swoje miejsce w Twoim utworze. Powinnam przestać czytać takie wiersze w pracy , bo zaczynam lewitować.... ;) @violetta pięknie napisałaś o Bogu :) Tutaj jednak : jest jedno małe, niepozorne a jakże ważne słowo "jakby" - a to zmienia postać rzeczy. To swoista przenośnia, którą trzeba zrozumieć.
    2 punkty
  36. O metale ziem rzadkich Śnicie mi się po nocach Oceaniczne, polaryczne Księżycowe – wszystkie Jesteście niezbędne Do tego, co powiem Chcę was, pragnę, potrzebuję Snapdragon, Gorilla Glass Jakże intuicyjnie się scrolluje Moja Tesla, solar panel, robovacuum Sam się wspina i mopuje O metale ziem rzadkich Przyjdzie nam się pozabijać Ultrasonicznie, dronicznie Z video przekazem 24h na dobę W 4K, Ultra Dolby Surround – i tak powiem: Imperialne zachcianki znów sprowadzą Na świat trwogę
    2 punkty
  37. @Annna2 Wiersz, który jest wyznaniem wiary, szczerej i nieprzymuszonej. A nikt nie jest bardziej szczęśliwy niż dotknięty łaską wiary:) pozdrawiam
    2 punkty
  38. W dzieciństwie moją ulubioną wędliną była kaszanka. Taka z dużymi kawałkami wątróbki właśnie. Pewnie też taką pamiętasz. Później dowiedziałem się jak się ją robi, a jeszcze później, gdy zacząłem już dorastać, postanowiłem nie jeść mięsa. Nie było w tym żadnej ideologii, żadnego podążania za modami, po prostu wewnętrze postanowienie. Nie było łatwo, ale przez kilka lat przeżyłem na bezmięsnej diecie. Teraz też staram się unikać produktów mięsnych, chociaż czasami zdarza mi się wchłonąć jaki kawałek mięsa. Jednak do kaszanki nie udało mi jakoś przełamać. Tak, przełamać. Po długotrwałym odstawieniu mięsa wytworzył się we mnie jakiś opór przed spożywaniem tego typu pokarmów. Opór, który czasami trzeba przełamać. Dziękuję za czytanie :) Pozdrawiam
    2 punkty
  39. Nie pytaj więcej o jutro, lęk lubi rozkładać karty i wróżyć chciałby złowieszczo, a wzrok ma dziwnie uparty. Możesz zapytać o wczoraj - spotkałam jesień w alei. Nabiera pięknych rumieńców, chyba się wreszcie ośmieli, spłynąć słoneczną kaskadą, by złotem nakarmić oczy. I stracę od nowa głowę - tak łatwo mnie zauroczyć.
    2 punkty
  40. Oczywiście pięknem przyrody:):)Dzięki:):) @Migrena Bardzo dziękuję za uznanie:):) @Jacek_Suchowicz Dziękuję:):) @Berenika97 Bereniko jak pięknie odpowiedziałaś na mój wiersz, dziękuję:):) To jest za duże słowo jak na mnie, nie czuję się poetką:):) serdecznosci Violu:):) @Alicja_Wysocka Bardzo dziękuję Alicjo za tak miłe słowa:)
    2 punkty
  41. @lena2_ Twój wiersz jest piękny! :) nie pytam – po prostu patrzę jak jesień nabiera odwagi i Ty z nią razem złotem w oczach rumieńcem na policzkach lęk niech sobie wróży my mamy wczorajszą aleję i dzisiejszy blask i tę łatwość urzeczenia którą warto nosić w sobie
    2 punkty
  42. jak zwykle urocze ciasteczko z wstążeczką jesiennych rumieńców kabały stawiane na jutro to bzdury zapewne nic więcej a ono już gdzieś się tam czai przyniesie cudowne prezenty słoneczko takowe jak w maju i zdrowia dostaniesz najwięcej :))))
    2 punkty
  43. @lena2_ zawsze potrafisz ubrać w słowa to, co najgłębiej w duszy gra. Twoje wiersze są jak jesień z tego ''Spotkania''. pełne subtelnego piekna i niezwykłego uroku, któremu nie sposób się oprzeć :)
    2 punkty
  44. staram się jak mogę najbardziej za każdym razem przed posmarowaniem chleba opalam nóż w denaturacie tak aby masło mogło przetrwać koniec świata gdy nadepnę linię na chodniku zawracam pewnego dnia dwie larwy wygryzą dwoje oczu
    1 punkt
  45. @violetta Bo korzysta pani z komputera, a ja: ze smartfona i jeśli chcę mieć swobodę - muszę je likwidować. I pewnie są zazdrośni o moje zdjęcia: one są dużo lepsze od reklamodawców - wszystko chcieliby za darmo i zarabiać i zarabiać i zarabiać - iście niewiarygodna pazerność - chciwa... Łukasz Jasiński
    1 punkt
  46. @Łukasz Wiesław Jasiński ja lubię kompoty naturalne:) ja dzisiaj zjadłam na szybko devolaya z marchewką z groszkiem i bielutkim ziemniaczkiem:) mniemaniem :)
    1 punkt
  47. @viola arvensis być może naturalnie:)
    1 punkt
  48. @huzarc... w wielu z nas, buzują te same sprawy. Wiesz co.. dreszcz mnie przeszedł. Świetnie napisane.
    1 punkt
  49. No to poczekam:))) Dziękuję i pozdrawiam:)
    1 punkt
  50. Słów się nie nazywa, więc ich się nie rozumie, Badając ostrze znaczenia w nabrzmiałym szumie, Oglądając tylko strukturę nagiej plamy Wokół piksela drżącego w barwie gamy. Znak nie mówi — odarty już z kształtu — on mruga, Frazą, cięciem, przepycha się jak czarna smuga, Androgenicznych warg w soczewce nieboskłonu, Które oślepło, jak pęknięcie w czaszce dzwonu.
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...