Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 11.10.2025 w Odpowiedzi
-
Stoję tu samotnie ile to już lat spoglądam nadzieją na bezmyślny świat. Ludzie pochłonięci gonitwą mamony kupują, sprzedają i budują domy. Smagają mnie wiatry i słońce wypala niebo na mnie płacze na wszystko pozwalam. Trzymam swą koronę w niej przyjaciół miłych śpiewają swe trele gdy już nie mam siły. Jeszcze trochę przetrwam dzień lub setki lat nie liczę oddechów nie notuję dat. Matka ziemia żywi i nadaje sens nikt tego nie widzi póki przyjdzie kres. Trochę jest mi smutno nie rozumiem dni nocą patrzę w gwiazdy i wylewam łzy. Ta samotność boli gdy nie tuli nikt sypię listy do was zamykacie drzwi. Jeszcze tu postoję w tym nieludzkim świecie żyłoby się wiecznie ale mnie zetniecie. Lecz przed egzekucją dumnie będę stać katów z siekierami nie będę się bać. Wszystko przecież minie i odejdzie w pył skończy się głupota która wiedzie prym. Cóż ja mogę zrobić tylko rzucić cieniem wysłuchać, przemilczeć i zostać wspomnieniem.18 punktów
-
To było w operze, a może tylko w wyobraźni, gdy nasze spojrzenia się spotkały i skrzypce zamarły w połowie taktu. Na małej stacji ktoś spóźnił się na pociąg i zgubił przyszłość w dwóch minutach. Ulicę dalej wiatr porwał z balkonu słowa, jeszcze niedojrzałe do wyznania. A ja wciąż noszę ciszę po tamtym spojrzeniu — pęknięcie chwili, które mogło stać się lawiną - a zostało tylko przypadkiem.16 punktów
-
ktoś znów zasłonił uśmiechem co w sercu za długo więził jak ten co poszedł na grzyby a wypatrywał gałęzi11 punktów
-
Odbija się w lustrzanej tafli spokojnego błękitu, obrośniętej zmarszczkami wody. Trwa — i przemija. Tu się Polska zaczyna i kończy… Gmach strzelisty gotykiem, doprawiony barokiem, i witrażami roztrzaskanymi w gruz, cierniami wojen wciśniętymi w oczy krucyfiksu. Modlitwy bez końca, bez głosu — o wieczną nadzieję, o przyziemną prawdę… Roztrzaskany jak niejedno spojrzenie w głębię osieroconą. Po nas…11 punktów
-
Jeszcze chwila. Jeszcze westchnienie utkwi w powietrzu - jak dźwięk harfy, co nie może przestać drżeć. Twoje dłonie, ciepłe i drżące, rysują po mojej skórze mapę z gwiazd i ciepła, a każdy dotyk otwiera niebo. Cisza między nami - gęsta jak wino, które dojrzewa w głębi serca. W niej słyszę bicie Twego ciała, które zna moje imię lepiej niż wszystkie słowa. Twoje włosy pachną nocą, która jeszcze nie zdecydowała się odejść, a w spojrzeniu tańczy ogień - ten, co spala wszystko oprócz miłości. Nie mów nic. Niech milczenie zakwitnie, niech czas zapomni, że istnieje, bo teraz - jesteśmy wodą, jesteśmy ciepłem, jesteśmy światłem, które śni samo siebie. A gdy poranek rozchyli powieki, świat znów stanie się światem - lecz w jego środku, cicho jak modlitwa, będzie tlić się nasz szept: Byliśmy miłością.10 punktów
-
marzę o różanym ogrodzie każdego dnia kolorowy bukiet i odwiedzające mnie motyle póki co jestem byliną dominuję w fiolecie różu nad brązem złocieniem mam ochotę na ravioli z dynią a do sosu dodaję szpinak odrobinę parmezanu i nasturcję8 punktów
-
niektóre listy pisze się w myślach - nie po to, żeby wysłać do kogoś, ale po to, żeby były. tak jak są rzeczy, do których lepiej wzdychać niż je mieć. to także forma posiadania - lżejsza, bardziej z duszy - i tylko w niej się pięknie zapodziewa. więc je chowam, a wspomnienie przewraca kartki.8 punktów
-
Nad rzeką Strawą wpośród kilku zbrojnych obozów gdzie fighterzy napinają mięśnie i piłują i piłują i walczą o swoje chodzi mi tylko o kąpiel w rzece i o melodię traw i o uroki zaułków dam oczywistą zadość swoim słabościom zagubię się w drodze i jak tutejszych bardzo wielu spróbuję nazwać co nienazwane spróbuję napisać znów to co dawno napisane spróbuję ponownie nie dać odpowiedzi próba nie będzie wcale a wcale złotem najwyższego lotu i klasy zatem mi ulży ulży doprawdy i ulży wcale nieprzesadnie Wiersz napisał ten, który niczego nie wiedział. Ten który domyślał się tylko po łebkach. Ten który nie opanował techniki między wierszy. Warszawa – Stegny, 11.10.2025r.8 punktów
-
Zaśnij przy makówkowych śpiewach, Niech sen się rozsypie miękko, Na niebie już księżyc ziewa, Przez okno zagląda sielsko. Tu mak czerwienią się mieni, Stary płot piersią podpiera I strzeże twojego domu Przed zmorą, co poniewiera. Tą, która pcha się od progu, By ciepło ognia ugasić, Zły urok rzucić na szczęście I szczery uśmiech zastraszyć. Sypnij ziarenkiem pod progi Z wierzeniem, że zło ominie I nie zawładnie twym domem W nocnej, ciemnej godzinie. Pogubią się w rachowaniu Jędzyny i Wiedźmy z drogi, Gdy makową płodnością Rzucisz im prosto pod nogi. Zaśnij przy makówkowych śpiewach, Niech sen się rozsypie miękko, Na niebie już księżyc ziewa, Przez okno zagląda sielsko.8 punktów
-
Ateny i egejska diaspora z nadmorskich rywalizacji wyrosły, ekspansji i wojowniczości. Kontynent europejski jak wzburzone morze, fale bezładne czy bardziej niepoukładany był Rzym? Traktaty jak znaki historii, augsburski, westfalski, utrechcki, wiedeński czy wersalski- im pokój udało się zachować na dwa pokolenia. Co dalej? Chrześcijańskie wartości i symbioza tradycji z nowoczesnością to idee Ojców Założycieli, tolerancja, wolność słowa i praw. Oni tego chcieli. "Frontierę" dziś ledwo słychać. Tam miłość oparła się światu, przechytrzyła czas. Przebiła czekanem skałę, strzepnęła z rękawa odłamki martwe. Utorowała drogę, by iść było łatwiej. Na szlaku kamienie spotkała, one są nieme. Nie ustąpią po mimo burzy nic ich nie wzruszy. Żadne słowo muru nie skruszy? Partenon zburzony został. Lew z Pireusu w kierunku Valldemossy patrzy, Preludium Deszczowe słucha. Wierzy, że szczytne idee zwyciężą, wiatrom się oprą, nie ugną przed naciskiem. Kamień nie może być wpisany w dziedzictwo, tylko dobro i słońce jak imię przed nazwiskiem. Boję się, że on zwycięży, obojętności ogrom oręży Pomimo wszystko.7 punktów
-
Kiedyś wieczorem od niechcenia, Gdy przeleciałem pilotem po kanałach, Ujrzałem na ekranie plazmowego telewizora, Jak jakiś głupkowaty celebryta, Swoim nowym stylem się przechwalał… A z oczu jego biła pogarda, W pogardliwym uśmieszku wykrzywiły się usta, Gdy tak ochoczo nad ,,plebsem” się wywyższał... Szpanując drogim ciuchem markowym, Jak to przeważnie celebryci, Także i ten nie stronił od pogardy, Od szaraczków czując się lepszym… Przeto myśląc niewiele, Dla celebryty zaraz ułożyłem ripostę I rymując od niechcenia wersy kolejne, W taki oto zakląłem ją wiersz: ,,To mój styl jest najlepszy na świecie, Bo samemu takim oto jestem, Na przekór konwenansom wszelakim, Czerpię z życia pełnymi garściami. Dni codziennych przygody, W sny zaklinam prawem księżycowych nocy, By piękna ich zazdrościły mi nawet gwiazdy, Na firmamencie świata uwięzione na wieki... Mój styl jest najlepszy na świecie, Choć gołym okiem go nie dostrzeżecie, Utkany z bezcennych z całego życia wspomnień Niewidzialny noszę swój sweter… Jednym ruchem znoszonej czapki, Zgarniam z nocnego nieba całe gwiazdozbiory, By niczym cukru kryształkami, Grzane piwo wieczorem nimi posłodzić… Mój styl jest najlepszy na świecie! A niezaprzeczalnym tego dowodem Że kruczoczarną noszę swą bluzę, Od kuzyna gwiazdkowy prezent… A stare przetarte spodnie, Za wygraną na loterii niegdyś kupione, Miłym dla mnie są przypomnieniem Tamtej bezcennej chwili ulotnej… To mój styl jest najlepszy na świecie… Bo niby dlaczego nie??? Kto zabroni mi tak myśleć, Tego będę miał gdzieś! Zaraz też wyłączyłem telewizor, A z dumą spojrzawszy w lustro, Sięgnąłem po stare wysłużone pióro, By podzielić się z Wami tą myślą…"7 punktów
-
Pojęcie własności w przewrotnym świecie wciąż się rozmywa w przeróżne formy. Co jest już czyjeś, może być przecież tego, co władzę ma tworzyć umowy. Biednieją ubodzy, bogaci się mniejszość, zmieniają się tylko tryby systemu, sprawniejsze co roku w tym, by nie uszło fiskalne przestępstwo komuś biednemu. Bogatych nie wzrusza, tak bardzo prawo, choć wisi nad nimi również siekiera, zazwyczaj przychodzi im raczej łatwo swoje pomnażać, cudze odbierać. Pojęcie własności bywa też złudne, bywają w dzierżawie dobra przechodnie, niestety, czasami bywa też trudne, ponieważ obciążać może i pognieść. Choć kradną biedni, kradną bogaci, to wszystkim wybije jedna godzina, ten tylko w niej wygra i nic nie straci, kto dobra zostawił albo ich nie miał. Gdy wokół hołdują tłumnie zyskowi jak echo powraca znów prawda stara, że mogą jedynie dusze uzdrowić uczciwe ciężarki i równa miara. Wersja śpiewana przez AI:7 punktów
-
październikowy poranek powitałam kichaniem już nawet flanelowe skarpety nie chronią przed chłodem za oknem plucha w luźnym splocie swetra odnajduję zagubiony supeł nic tylko pociągnąć rozpleść węzeł gordyjski a później włosy tak niedawno wplatałam dłonie w twoje włosy gdzieniegdzie poprzetykane siwymi pasmami babiego lata dziś chowam je po kieszeniach poniewierają się między kluczami a miętusem7 punktów
-
w środku nocy ktoś zapukał do drzwi kto tam? Chrystus chcę umrzeć za twoje grzechy otwórz za moje grzechy umrę sam spadaj rano wychodząc do pracy zobaczyłem faceta leżącego na schodach lekki uśmiech na twarzy poza czasem poza światem ponad wszystkim na ścianie wydrapany napis w domu ojca mego jest mieszkań wiele a ja jak ten Hamlet z telefonem w dłoni dzwonić czy nie dzwonić psia jego mać6 punktów
-
Gdy za oknem pada deszcz, piszę wiersze o zapachu jesieni. Życie znów prosi do tańca, a ja wciąż nie umiem tańczyć. W tłumie tamtych ludzi zawsze czułem się jak Stańczyk. Dlatego teraz — ja i goździkowa kawa. Uwielbiam ten klimat goryczy. Nie muszę być miły, siadam spokojnie i spuszczam demony ze smyczy. Zawsze lubiłem ten półmrok. Wiosna rodzi kwiaty, a ja czekam, aż umrą.6 punktów
-
w mchu zieleni kruchość księżycem osrebrzona drży w kroplach rosy między konarami starych buków i świerków zastygłem w bezruchu nie zauważyłem kiedy ptaki zbudowały sobie na mnie gniazda stoję i słucham porannych treli a konsumpcję sprowadziłem do poziomu korzeni całe życie szukałem kodu w prostym przekazie nie zdołałem przyznać się do miłości wiatr przenosi moje liście do miejsc których nie ma (Lifting 2025)6 punktów
-
wytrwale żyjąc zawzięcie umieram śmierć zaprasza na herbatę życie częstuje ciastkiem słodkości niesmaczne raz się już zatrułem chcę pić gorące napoje ona w długą suknię ubrana ono bez szaty żadnej jedno się uśmiecha drugie wstydem płacze walczą o mnie kobiety dwie nie chcę żadnej zjadam ciastko dopijam herbatę opuszczam herbaciarnie6 punktów
-
Tak naprawdę nie ma wcale tego pająka ani jego nici. Pajęczyna utknęła w sznurowadłach wiatru, chce wpleść się miastu w jego nieporadność. Chodnik próbuje osłonić się liściastymi kałużami przed miarowym stukaniem obcasów; ale my jesteśmy zawsze szybsi i bardziej uparci w drodze do celu. Znowu przechowuję dar wymowy na inny czas, może mniej porywisty. Pająk cierpliwie tka własne ulice, torowiska, tunele, by zagłuszyć każdą wyrwę po zbędnym słowie. We wszystkich kierunkach rozpełzają się dźwięki, na które oczywiście bez uprzedzenia wciąż się rozpadamy. Krzyżak - Tie-break/wrzesień 2025 r.5 punktów
-
poezja poezja pochłania czasami zastanawiałem się czy istnieję poza nią czy ja jestem w niej czy ona we mnie takie tam rozmyślania twórcy tak było do wczoraj bo bo zaczęło mnie zachwycać malarstwo namalowałem na sztywnej dykcie obraz wspaniały podoba mi się bardzo obawiałem się pokazać żonie bo co myśli o moim pisaniu nie nadaje się na forum tutaj mnie zaskoczyła stwierdziła że obraz super nie tyłko można zawiesić na nim wzrok znakomicie nadaje się jako podstawka pod garnek do zasłonięcia dziury w oknie i farba solidna nie jak te w muzeach zupa się wylała przetarła i nic jest jak był spytała czy to dla niej trochę ze smutkiem ale pożegnałem się z dziełem niech jej dobrze służy namaluję nowy cieszę się wreszcie znalazłem u niej zrozumienie dla mojej sztuki 10.2025 andrew Sobota, już weekend5 punktów
-
Chcąc zaczerpnąć dopływu świeżego powietrza jak i życiodajnego światła letniego słońca. Otworzyłem na oścież, ciężkie, drewniane okiennice i wychynąłem głowę poza obręb parapetu. Dzień był suchy i skwarny. Niemiłosiernie uciążliwy żar, lał się z błękitnego nieba, niepohamowaną strugą. Promienie słoneczne, roztapiały wręcz bruk a ściany i elewację kamienic zamieniały się pod ich władztwem w rozpalone kotły piekielne z tonącymi w ich wnętrznościach, pomstującymi na pełnie lipcowych upałów, wyczekujących na mrozy, niewdzięcznymi, ludzkimi grzesznikami. Rynek był prawie zupełnie wyludniony. Ogródki kawiarni tchnęły letargicznym spokojem i parną dusznością. Pojedyncze kramy i rzemieślnicze wozy, sennie przycupły w cieniu gzymsów i balkonowych nawisów. W bramach, okutane w szale i chusty, babulęta w kwiaciastych, ciężkich spódnicach, handlowały mlekiem, serem i czosnkiem. Właścicielki zdobnych, jedwabnych sukien, ukryły swe alabastrowe cery i dłonie pod zbawczymi rozłożysztymi cieniami parasoli. Oddając swe ramiona pod protekcję, dżentelmenów w skrojonych na miarę surdutach i garniturach, uchylających ronda meloników i fedor przed szacownymi na równi sobie przechodniami. Dzieci i pacholęta, nie trwożyły się wcale. Ich śmiechy, krzyki i kwilenia niosły w obraz ten sennie ciężki, trwałe nośniki życia i szczęścia. Zajęte igrami uciesznymi i beztroską swawolą, korzystały z młodych swych chuci w całej pełni. Nim na powrót cofnąłem się do powoli nagrzewającego się mieszkania, pozdrowiłem jeszcze ochoczo, oblicze sąsiada z naprzeciwka, który palił fajeczkę na parterowym tarasie u stóp małego angielskiego ogrodu. On był malarzem życia i piękna. Ja poetą mroku i żałoby Widać w złej godzinie umysł mój wywołał to słowo z niebytu, letniej, delikatnej atmosfery. Żałoba - wkradła się gwałtem niczym obca armia. Jak skuteczny, cichy złodziej do tego pałacu beztroski. Nagle znikąd nadpłynęła burzowa, ciężka pełna wodnego balastu chmura, skutecznie otoczyła swym srogim jestestwem tarczę radosnego słońca. Kto żyw, uniósł swe oblicze na niebo teraz stalowo szare i mętne. Chmura wygrażała ludziom i ziemi. Choć nie wyszedł z niej ani jeden grzmot. Ani jedna kropla deszczu nie zmąciła wysuszonej na wiór, pełnej pyłów i lekkich drobin gleby. Wtem kolejny nagły i przewrotny ton dał o sobie znać, ostrym, nachalnym dźwiękiem. Na skraju prowadzącej na południe ulicy, stał od wieków mały, murowany kościółek z kaplicą. Ciszę przed burzą, przerwał dźwięk jego dzwonu. Groźny, głęboki, hipnotyczny tembr jego serca tak dalece bardziej okrutny w odbiorze niż radosne, ratuszowe kuranty zegarowej dzwonnicy. Bił smutno, przeciągle. Wtem odrzwia świątynne rozwarły się jękliwie, skargą zastygłych zawiasów. Zdać by się mogło, że tak ten obraz zastygnie na wieki ku zdziwieniu mieszkańców. Lecz wreszcie, ujrzałem dobrze postać księdza, który pewnym, sprężystym krokiem przekroczył święty próg. Dierżył w dłoniach, wysoki, drewniany krucyfiks. Zatrzymał się u schodów widać czekając na kogoś. Po krótkiej chwili, wychynęło na zewnątrz kilku starszych, lekko podgarbionych jegomości w steranych już i przesianych marynarkach. Stanęli, robiąc widać miejsce kolejnym za sobą. Ludzi było już jednak tylko kilkoro w tym dwie, starsze już kobiety. Wszyscy na czarno odziani, z głowami opuszczonymi w zadumie. Wyglądali jak te kruki cmentarne, które gnębią żywych z dachów grobowców i desek nierówno zbitych krzyży o chlebową jałmużnę ku zbawieniu dusz czyśćcowych. Wreszcie w kompletnej ciszy wyniesiono, sosnową trumnę bez zdobień. Wsparło ją czterech, silnych chłopców, najpewniej pomocników grabarza. Uszli z nią do podnóża schodów i złożyli z czcią na wcześniej podstawiony wóz. Powoził nim wikary. Ksiądz wyszedł na czoło konduktu, zaintonował pieśń pogrzebową i wszyscy ruszyli tropem zmarłego po wybujałym, krzywym bruku w stronę mojej kamienicy. Dzieci ucichły, spętane uściskami matek i babć, które nagle pojawiły się u ich boków by zmarły mógł odejść w godności i spokoju. Dżentelmeni i ich damy, chronili się na granicach ulicznego rynsztoku, spuszczając głowy i odprowadzając duszę zmarłego znakiem krzyża. Starsze przekupki, wyciągały z tobołków i fałd ubrań różańce i krzyżyki, przystawiając je do ust, sączyły wyschniętymi wargami, słowa modlitw, żegnając się z dewocką natarczywoscią. Gdy kondukt kroczył pod mym oknem spojrzałem raz jeszcze ku tarasowi z ogrodem. To co ujrzałem, wprawiło mnie w rozstrój i szaleństwo. Sąsiad nadal tam był. Widać gdy nie patrzyłem skupiony na pochodzie konduktu, on dopalił fajkę i rozstawił sztalugę z płótnem. Malował i to nie byle kto służył mu za modela. A była to Śmierć. Wysoka i dumna. Odziana w swój, najczarniejszej nocy płaszcz. Przywdziała maskę śmierci szkarłatnej. Pozowała z kunsztem jak najprawdziwsza diwa. Na tle krzaka pąsowych róż, które dałbym sobie rękę uciąć. Żyły pełnią kwitnienia, jeszcze przed kwadransem. Teraz opadły, uschły, zmarniały. Dotknięte zgnilizną. Obsypane czerwiami.5 punktów
-
spójrz na starą leszczynę zaczyna gubić orzechy wymykają się małe ziarenka niegdyś ciasno przywarłe z impetem spadając wprost pod Anny stopy po bruku niesie się stukot końskich kopyt ciągnących wóz za wozem tak niedawno jeszcze wyplatałaś kosze ścinałaś witki młodych wierzb formując ścisłe sploty które niczym grzbiet kota sprawnie przeginały się pod naciskiem dłoni na Zagórzu w Pańskim słychać gochnię jak ryje ziemię odrzucając raz po raz wątłe skiby ziemi tak że baby w popłochu co nagłej zagarniają łupy gdzieniegdzie trafi motyka na kamień albo to raz metal zagrzmi roznosząc łoskot na pół pola tylko dzieci z nieskrywaną radością przerzucają nać na kopczyk już niebawem strawi ją żar w którym spopielą resztki plonu5 punktów
-
Kto wie, czy winni są, czy niewinni; t a m /c i nadają na innej linii... Ja zaś odbieram na własnej fali, więc myślą żeśmy się nie spotkali. *** (Jakąż ma o w a minę zawziętą... Nie, ja nie jestem owej k l i e n t k ą)5 punktów
-
Wierzchosława to co na wierzchu musi wyglądać więc przygląda się sobie wszędzie lustra i witryny sklepów przywykły do brwi pod linijkę ociężałych rzęs strojenie mięśni w odpowiedniej pozie uwypukla to co już napompowane bańka mydlana w pejzażu jesieni nadęta jak bąbel w kałużach miasta smuga perfum drażni kołujące liście w dłoni telefon wypluwa błyski flesza selfie gotowe na profilu kłęby spojrzeń oto jest - sława - tylko podziwiać i... zaszlochać październik, 20254 punkty
-
nieprawda — wszystko jest nieprawdą. mogę patrzeć na ciebie i nie znać cię, mogę omijać twój cień jak obcego w tłumie, ale po słowach nie pomylę się nigdy. nawet gdy mówi setka ust, setka masek, bezbłędnie wskażę: to ty. ty jesteś prawdziwy, a wszyscy inni kłamią. jego też — twojego znajomego — rozpoznam pod twoim imieniem, tak samo jak poznałam twój głos kiedy dzwoniłeś z jego telefonu, z cudzego życia którego dotknąłeś może dłużej niż na chwilę. bo prawda nie leży w twarzy, w rękach, w numerach telefonów. prawda mieszka w tym, co drży na końcu słowa, nim spadnie cisza.3 punkty
-
Kto by pomyślał, Że o to, co ma matka ziemia, Przyjdzie nam się bić I mordować – wartko, równo iść w szeregu Za mogiłą czyjąś po mogiłę swoją? Kto by pomyślał, Że o to, jak naszpikowany ideologią, Masz kręgosłup – jam ten prawy! I pouczać – dziarsko, z werwą – tłumy Za wolę czyjąś za niewolę swoją? Kto by pomyślał, Że ani kroku dalej – tylko zamęt, Zawierucha: padnij, spocznij, napnij ducha I zresetuj, skoro dychasz, Za straceniem kogoś – zatraceniem siebie? Kto by pomyślał, Że dopadnie nas to wszystkich Bez wyjątku: kamień, pięść i znieczulica I jużś gotów – by wymierzyć cios Za nienawiść czyjąś, w tym nienawiść swoją3 punkty
-
pozwól, świecie, że cię zdefiniuję na własny sposób, przechrzczę, przesteruję na swoją modłę, ujmę we własne ramy, chropowatości, potraktuję eternitem zdartym ze spichrza, który zbudował mój dziadek. zatem: myśli samobójcze. małpiątko ucieka przed lwicą, a inne osłaniają je krzykiem. destrukcyjniactwo: jedna oblizuje się marząc o szpiku w niedojedzonych kościach. utrzymywanie się na powierzchni. niestety, przez całe lata jedynie z powodu (winy?) instynktu samozachowawczego. dziury w łajbie zaklajstrowane woskiem, a nie żadna hardość i charakter niczym oporopowrotnik. a potem: miłość. pojedynkowanie się z samym sobą na igły magnetyczne. bezustanna chęć podążania we właściwym kierunku. głęboki oddech. ratowanie się przed dryfem, płytkimi zakotwiczeniami w dnach: płynie, proszku. granie na nosie naiwniakom wierzącym w skrzynie pełne złota uśpione w ładowniach zatopionych transportowców. miękkość mchu wyrosłego między szarymi falami eternitu, zapałka rzucona w kierunku nadciągającej pirackiej armady. zwęglające się galeony z drzewa tekowego. rozdygotane serce małpki, której udało się umknąć przed pazurami.3 punkty
-
Szpilko, szpileczko czym ja zawiniłam, innym cię oddać musiałam sama w balerinach zostałam. Ja tak cię lubiłam gdy gdzieś wychodziłam z pośród wielu par i modeli wybór był niezmiennie ten sam. Ty i ja, ja i ty jak to znajomo brzmi nie istotna barwa, model, cholewki ważne by każdy bucik go miał obcasik w słupek lub szpileczkę. Szpileczka to jest to o co szło nóżka zgrabniejszą się staje, kobietka elegancko się prezentuje na co każdy mężczyzna reaguje. Niestety mnie dopadł pewien Pan niedobre ci to chłopisko szpileczki na "hiszpanki" zamieniło wiele innych problemów dostarczyło. Niesprawiedliwy dla mnie ten los wiem o tym coś co mi daje pokornie biorę szpileczki po kryjomu ubiorę. K.W.3 punkty
-
wczoraj łzy i smutek dziś uśmiech nie tylko słońca wczoraj było pod górę dziś wiele lepiej aż miło iść wczoraj zagubienie teraz o wiele lepiej łatwiej sobą być wczoraj j dziś niby ten sam los a mimo to inny jest3 punkty
-
Rychu się modli - jego metody Mało skuteczne, ale bez szkody Ojciec do niego: „Co wyprawiacie? Dawać koszulę! Zawieszę w chacie.” Rychu już skończył, koszulę daje Potem przesiąkły wszystkie jej skraje „Wypiorę szybko, będzie jak nowa Inaczej będzie - ścierka darmowa!” Wyprał ją ojciec, zawisła w salonie „Kto mi ją ruszy, tego pogonię!” Gdzieś u sąsiadów bębny słyszę Koszulą Rycha przeciąg kołysze3 punkty
-
Linia cmentarna, jak co roku, łączy koniec z końcem i milczenie z milczeniem. Cisza prowadzi przez alejki smużką dymu, wstążką wykradzioną z wieńca. Z każdym sezonem potrzeba coraz więcej czasu, aby wszystkim złożyć wizytę. Siatka spękań już porosła nagrobki, teraz przechodzi niepostrzeżenie na dłonie. Przy pomniku czapeczka żołędzia tuli się do kamiennej płyty; wewnątrz zastygły krople wosku z rozbitego zeszłorocznego lampionu - oto wróżba na dni jeszcze niedojrzałe, nieopadłe. W palcach zaszeleściła reklamówka, liście chryzantem sypią się na na buty. Po długim spacerze przemoczone nogi odmawiają posłuszeństwa. W głowie tłucze się nie wiadomo skąd dziecięcy głos, coraz natarczywiej. - Mamo, czy pod ziemią jest ciepło?3 punkty
-
2 punkty
-
Koneser z pasieki, tej słynnej, oczęta ma słodko - niewinne. Zajada chlebuś z miodem - miód kapie mu na brodę. Nad wyraz kontentą ma minkę.2 punkty
-
zbiegasz po wersach mojego wiersza mokre liście wirują wokół słów na polanie złotej i jesiennej dwa mozaikowe żubry Leona wiatr przegania październik we wszystkie strony od tej pory i zmarszczki wszystkie są nasze2 punkty
-
Życie nowym tchnieniem wraca, Gdy siwe włosy nabierają koloru. Czas cofa się, już figlami nie nęka, Z twarzy zmarszczki zanikają powoli. W lustrze już odbicie nie jest obce, Znów patrzy na mnie Jadwisia, rumiana podlotka. Zniknął świat, który zszarzał, zbladł, A teraz nasyca się barwą, jak poranek letni. Z ust uśmiech tryska, czysty, mleczny ząb wyrasta. Yyy, niedowiarkom pokazuję. I ciało, które niegdyś słabło, Łamliwe, kruche, skrzydeł dostaje. Czuję, jak mięśnie się regenerują, Żwawość wraca, wnet na dancing się wybiorę. Włos bujny wiatr rozwiewa, A w sercu młodość rozkwita na nowo. Pamięć wróciła, każdy szczegół, słowo i kłamstwo, Jak dawny, wierny przyjaciel, Co sto złotych pożyczył na weksel. I tak się staje cud odmłodzenia, Gdy krok żwawy wybija takt nadziei. A największą tajemnicą jest to, Że wspomnienia odrastają z lat dziecinnych. Eliksir młodości to hasło, cudowny znak, Że w jesieni życia przychodzi wiosna, A z nią zapomniane aromaty, Smaki owoców ze starych grusz i jabłoni. Bose stopy znów biegają po łące. Lasu poznaję zapach, igieł, grzybów i mchu, I pierwszy raz od lat naprawdę oddycham. Aż w kąciku oka łza się kręci, Jakby historia zaczęła się od nowa.2 punkty
-
Skóra biała niczym papieru ryza. Dłoń moja po jej udzie niby łódź płynie. Zakochałem się w jej zimnych oczach. Zakochałem się w zimie. Włosy z czoła na plecy prowadzą, niby ściółka leśna. Znaczą drogę mym palcom. Chwytam ją za nie i znów zimnym oczom daję wiarę. Mówią: „chodź do mnie, kocham cię skarbie”. Niby urok co rusz rzucany, niby woda opadająca z przelanej wanny. Widać, że emocji w tych słowach za dużo, aby lód oczu mógł je wypowiedzieć. Widzę, że zwabić mnie chce i w potrzasku zimnych ramion trzymać. Zakochałem się w jej zimnych oczach. Płynąc ręką po jej udzie, zakochałem się w zimie. Patrząc w lód otchłani oczu jeziora, zakochałem się w ułudzie. I płacić mi przychodzi za to. Po zimie rozstopy, dziś mamy lato, a ja dalej mrozu wypatruję. Bo zaufałem jej oczom Bo poczułem zimno ramienia Bo pocałowałem usta, w których tyle cierpienia Bo pogładziłem ją po skórze Bo w talii objąłem Bo za włosy złapałem Płakałem, a łzy w lód na moich policzkach się zmieniały. Ona się śmiała, a ja stałem oniemiały. Ni dźwięku z siebie nie wydałem. Zamarzłem wpatrzony w nią tam, gdzie stałem. I tak czekałem do lata, ale nic mi to. Czekałbym nawet do końca świata, bo... Zakochałem się w jej zimnych oczach. Płynąc ręką po jej udzie, zakochałem się w zimie. Patrząc w lód otchłani oczu jeziora, zakochałem się w ułudzie. I płacić mi przychodzi za to. Po zimie rozstopy, dziś mamy lato, a ja dalej mrozu wypatruję.2 punkty
-
@viola arvensis fajnie :) to bardzo proszę o ocenę :) chętnie przyjmę uwagi krytyczne :) już go piszę - na razie myślami :) dzięki i spokojnej nocy :) R.2 punkty
-
@Berenika97 atam, ale dzięki. W Valldemossie był Chopin, chory już, skomponował swoje wspaniałe preludia. Myślę że dlatego tak pięknie komponował, słowo piękne- to może za mało. Jego utwory już po pierwszych są rozpoznawalne- od pierwszego akordu wiadomo że to On. Albo walce- nie do tańczenia przecież, piękne, bez ozdobników( tak jak np u Straussów) I to dlatego, że jego serce tęskniło za Ojczyzną. Dziękuję @Migrena UE- głosowałam w referendum za. Bo to był sen- sen o wolności. I się ziścił. My nie mamy wielkiej alternatywy, nie jesteśmy Brytyjczykami. Brexit? Ich było stać. A nas? Czy to nie oznaczałoby powrotu do tego co było.2 punkty
-
2 punkty
-
@Berenika97 też napisałaś piękny esej- duma mnie rozpiera, że zawsze z taką pieczołowitością podchodzisz do wiersza, rozprawki, prozy. To jest niezwykłe. Tak- tam miłość oparła się światu, uporządkowała chaos. Tam czas się zatrzymał- jak preludium Chopina bez barw i bez złotych ozdobników- nie potrzebują- są same w sobie piękne- gdzie jasność przeplata się z ciemnością. Dziękuję @Nata_Kruk boję się obojętności, obojętność spala nawet kamienie. Dziękuję pięknie Natka.2 punkty
-
@Annna2 To, co napisałaś, jest czymś znacznie więcej niż wierszem. To poemat, esej liryczny o duszy Europy, ubrany w niezwykle celne i poruszające słowa. Czytając go, czuję ciężar historii i jednocześnie troskę o przyszłość. Jest to tekst o ogromnej skali, odważny i głęboko przemyślany. Pisałam ci już, że masz niezwykłą zdolność do łączenia wielkiego planu historycznego z intymnym, ludzkim doświadczeniem. Zaczynasz od potężnego obrazu kontynentu jako "wzburzonego morza", przypominając, że pokój jest tylko chwilową przerwą w wiecznej rywalizacji. Pytanie "Co dalej?" wybrzmiewa stąd z całą mocą. Następnie zestawiasz tę brutalną historię z ideą – z marzeniem Ojców Założycieli. I tu pojawia się najpiękniejsza, jak dla mnie , metafora w całym wierszu: miłość, która "przebiła czekanem skałę" i "utorowała drogę". To ona jest odpowiedzią na chaos historii. A w chwili zwątpienia dajesz piękny obraz - Lwa z Pireusu, słuchający Preludium Deszczowego. Koniec jest osobisty - wyznanie "Boję się, że on zwycięży, obojętności ogrom oręży" sprowadza wszystko do ludzkiego lęku, który jest tak bardzo zrozumiały. Ale wiersz nie zamyka drzwi, jest dwuznaczny. To piękny, intelektualny i mądry tekst.2 punkty
-
2 punkty
-
@Berenika97.... Bereniko, tak, w jakichś większych aglomeracjach, czasem to niemal obsesja, ale na tzw. "prowincji", chyba aż tak źle nie jest... :) Na ulicach widzę normalnie wyglądające dziewczyny, ale "u mnie" jest kilka, obok których nie da się przejść bez zdziwienia - zszokowania, że ktoś tak się zeszpecił. Dziękuję Ci za bardzo ciekawy komentarz... :) Jacku... dziękuję za strofki... :) trudno powiedzieć czy wszyscy tacy może to popis przed rówieśnikiem znam młodych ludzi którzy są przeciw zmianom na twarzy i w głowie przy tym.... ;) Pozdrawiam jesiennie.2 punkty
-
2 punkty
-
2 punkty
-
2 punkty
-
Witam - ja też lubię - dzięki za czytanie - Pzdr. Witam - Witam - miło że zajrzałaś - dziękuje serdecznie - Pzdr.uśmiechem. Witaj - miło że ładnie - cieszy mnie - dziękuje - Pzdr.serdecznie. Witam - fajnie że sympatyczna - poprawiłem - dzięki za kolejne czytanie - Pzdr. Witaj - dziękuje za ten uśmiech i czytanie - Pzdr.jesiennie. Witam - tak było oby nigdy więcej - miło że czytasz - dziękuje - Pzdr.serdecznie.2 punkty
-
kochajmy życie cokolwiek jest warte ale jest może tylko fartem a może i nie dzisiaj rocznicowy wierszyk nic nie warty ale jest2 punkty
-
1 punkt
-
Ten wiersz sprawia dla mnie wrażenie niemal wizjonerskie. To jakby poetyckie proroctwo. Pisząc: "Tu się Polska zaczyna i kończy" odnosisz się nie tylko do podwalin naszej tożsamości, ale też konkretnie do historii i tym, co w niej nieuniknione. Tak, Polska umrze z ostatnim zburzonym albo zamkniętym kościołem. I nie tylko mam na myśli realny gmach, ale także i ten, o którym pisze@violetta. O gmach modlitwy i pamięci.1 punkt
-
@Nata_Kruk @Nata_Kruk ... natura także przebiera się często spogląda w taflę jeziora robiąc miny chętnie by się głośno zaśmiała lubi jednak ciszę zwłaszcza o poranku myśli co jeszcze ubrać robi kolejny makijaż, będzie jeszcze kolorowo ... Pozdrawiam serdecznie Miłego wieczoru1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne