Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 07.07.2025 w Odpowiedzi

  1. wiem jak bywa trudno pokonać opór świata im mocniej rozłożysz skrzydła tym wyżej nauczysz się latać
    7 punktów
  2. Rozdzwoniła się znów ta słoneczna cisza, a wiatr zagwiżdże może tylko na palcach. Campo di Fiori tej wszechrzeczy pokusa, jak lustro płynie tam na odwilży walca. Barwnych karuzeli rozkoszą natchnienia, miarą krzyku, czy mistyfikacji oddechach. Brzaski i świty- dziś popioły milczenia, w głodzie bliskości i Fausta otchłaniach. Polne kwiaty, i dalej lubię Goethego. Oto świat w którym mewy już nie płaczą, kaskadą zdumień i nie wiem dlaczego. Dzieci znów językiem ptaków mówią. Cud miłości i hołd dla świata potomnych. grzechów pierwszych wiosny niepomnych.
    4 punkty
  3. Powiedział mi czas zmartwiony: "Nie chcę pędzić jak szalony! Dla mnie też zegar tyka. Jego tykanie ciągle mnie dotyka."
    3 punkty
  4. Bułka z pistacjami Pierwsze promienie słońca nieśmiało wślizgnęły się przez firanki, malując na ścianach delikatne, złote wzory. Róża siedziała na kanapie, otulona ciepłym kocem, z kubkiem kawy w dłoniach. Od kilku miesięcy budziła się wcześnie – nie z przymusu, lecz z potrzeby. Cisza poranka była jej schronieniem, chwilą tylko dla siebie, zanim świat zaczął wymagać i oceniać. Dziś jednak czuła się szczególnie samotna. Odkąd rozstała się z mężem, każdy dzień był próbą odnalezienia siebie na nowo. Spojrzała na portfel – dziesięć złotych. Uśmiechnęła się smutno. To wystarczy na bułki z pistacją, o których tyle słyszała od pani Heli. Podobno sprowadzane z daleka, wyjątkowe. Może ich smak osłodzi jej ten dzień? Zeszła do piekarni. Powietrze pachniało świeżym chlebem i cynamonem. – Dzień dobry, pani Helo – przywitała się cicho. Starsza pani spojrzała na nią z czułością. – Ach, Różyczko, przyszłaś po te bułeczki z pistacją? Niestety, dostawa się opóźnia. Przyjdź po jedenastej, powinny już być. – Dobrze, poczekam – odpowiedziała, choć w środku poczuła ukłucie rozczarowania. Nie chciała wracać do pustego mieszkania. Poszła więc do parku. Usiadła pod płaczącą wierzbą, której gałęzie tworzyły zielony parasol. Wpatrywała się w taflę stawu, gdzie kaczki leniwie sunęły po wodzie. Myśli plątały się w głowie – o przeszłości, o przyszłości, o tym, czego naprawdę pragnie. Nagle zobaczyła starszego pana, który zbliżał się powoli, opierając na lasce. – Dzień dobry – odezwał się uprzejmie. – Czy mogę się przysiąść? Róża skinęła głową. – Co taka młoda kobieta robi sama w parku? – zapytał z uśmiechem. – Odpoczywam. I czekam… na bułki z pistacją – dodała z lekkim rozbawieniem. Starszy pan roześmiał się cicho. – W życiu warto czekać na to, czego się naprawdę pragnie. Ja ożeniłem się dopiero po pięćdziesiątce. Wcześniej brałem, co życie przynosiło, bez zastanowienia. Dopiero potem nauczyłem się cierpliwości. Róża poczuła, jak jego słowa trafiają prosto do jej serca. Przez chwilę rozmawiali o życiu, samotności i marzeniach. Kiedy mężczyzna wstał, powiedział na pożegnanie: – Pamiętaj, nigdy nie bierz jagodzianek tylko dlatego, że nie ma jeszcze pistacji. Warto poczekać. Słowa te długo dźwięczały jej w głowie. Gdy wróciła do piekarni, pani Hela rozłożyła bezradnie ręce. – Jeszcze nie ma, kochana. Może jutro? Róża spojrzała na półki pełne słodkich bułek. Kusiły ją jagodzianki i makowce, ale w myślach usłyszała radę starszego pana. Uśmiechnęła się. – Dziękuję, poczekam. Wychodząc, prawie zderzyła się z wysokim, ciemnowłosym mężczyzną. Pudełko z bułkami wypadło mu z rąk. – Przepraszam! – powiedział, podnosząc je. – Mogę jakoś pani to wynagrodzić? – Róża jestem – przedstawiła się, czując nagłe ciepło w sercu. – Michał. Właśnie kupiłem bułki z pistacją w sklepie za rogiem. Chce się pani poczęstować? Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Przez moment wahała się, ale potem pomyślała: może to właśnie jest ta chwila, na którą warto było czekać. – Chętnie – odpowiedziała. Usiedli razem na ławce w parku, dzieląc się bułkami i opowieściami. Słońce wspinało się coraz wyżej, a Róża poczuła, że po raz pierwszy od dawna jest naprawdę obecna – tu i teraz. Czasem trzeba poczekać. Na bułkę z pistacjami. Na właściwego człowieka. Na szczęście, które przychodzi wtedy, gdy jesteśmy na nie gotowi.
    3 punkty
  5. watro żyć marzyć śnić nie bać się prawdy zawsze sobą być bo to wszystko jedną klamrą spięte jest cudowne i piękne
    3 punkty
  6. Walc z walcem jest mocno nieśpieszny Ciepły asfalt kusi żeby zgrzrszyć Czarna smoła wabi w czeluść piekła Raz dwa trzy Raz dwa trzy Zakrzepła Walec w walcu płynie jak Batory Liżą kocioł płomiemnne jęzory W wolnym tańcu suną powolutku Walc za walcem W takt dziwnego smutku
    3 punkty
  7. Gdy nadchodzi milknie świat, nie pyta, nie odpowiada, a słowa łamią się na krawędzi ust. Tylko ona zna ciężar wspomnień i trwa wiernie przy mnie, zbierając bezdomne myśli. A gdy milczy zbyt głośno, moje serce bije wolniej i wówczas musi wystarczyć mi modlitwa.
    3 punkty
  8. Zmruż oczy Nie jestem piętą ze spiżu co krwawe łzy wylewa nie byłem zwycięzca co triumfalny laur otrzymuję nie jestem w sumie nikim specjalnym na szczęście nie jestem tak długo można kim jeszcze lecz masek nie nosze mogę na to sobie pozwolić oczy zmrużyć i tak tutaj bajdurzyć i bedę pięknie opowiadał miałem może osiem lat do mszy służyłem było po mszy wystawienie Sanctissimum dorwałem do Agnus Dei wybiegłem przez zachrystię ale do toalety nie dobiegłem... zmruż oczy w każdej chwili życia dramat to nie śmiać się z Siebie reszta to tło mniej lub bardziej okoliczności się układają ale jak mawiał Arbiter Elegancji Życie jest śmiechu warte wiec pośmiejcie się ze mnie W życiu ważne to nie narobić smrodu ani w swoim łóżku ani przed ołtarzem bo są pewne świętości które szanować warto
    3 punkty
  9. kiedym już znojem utrudzona za szybą księżyc watrą staje z kołysek boso wstają śpiące młodsze siostrzyczki ładnych bajek siadają sobie delikatnie gdzieś w przyramiennych zagłębieniach żeby rozplątać snom warkocze albo posplatać bez znaczenia pomiędzy szepty kładą wstążki ze smużką cieni w seledynach i dwa przybrzegi niedowiary w istną przecudność z tobą spinam nie ma przestrachów nie ma świata tylko rusałki i boginie uśmiechem srebrzą się półsennym pośród czarownych nieprzewidzeń
    2 punkty
  10. Miliony róż a ja w tym ogrodzie tylko z nim muskam płatki róż ilekroć spojrzę mu w oczy. Innym razem jest lasem jednym z tych istniejących te dwadzieścia lat temu, takim niewinnym, pięknym, życiodajnym. Jest morzem, dalekosiężnym dobrem, workiem pękającym w szwach od nadziei. Jest łąką na której mogę odpocząć zresetować zwoje, poczuć ulgę. Jest... lampkami świecącymi tylko dla mnie tylko ja widzę w nim tyle uroku.
    2 punkty
  11. Życie to Śmiech i płacz A śmierć To koniec niespodzianek I początek nowej Brutalnej rzeczywistości (Tam po drugiej stronie lustra)
    2 punkty
  12. ogień zapatrzony w las płoną moje myśli artystka dotyka drzew stoję nie namalowany ludzką ręką
    2 punkty
  13. wakacyjna noc w namiocie cisza śpi cicho szumi las
    2 punkty
  14. Sypie się piasek klepsydry. Spadają dni z kalendarzy. Życie mierzymy czasem, a powinniśmy — chwilą, która w sercach się zdarzy. By każdy poranek miał sens, a dzień — obietnicą się stawał. Bo chodzi o to — naprawdę — byś w życiu się szczęściem napawał. Nie mów, że to już było. Lecz co, tak naprawdę, się stało? Ile uśmiechów, wzruszenia i dobra, które w Tobie zostało?
    2 punkty
  15. @Hiala kwiat nocy uwiądł, proza dnia rozkwitła...☺️ pozdrawiam serdecznie @violetta po lecie znowu jest lato!😇 pozdrawiam!
    2 punkty
  16. Pod niebem latają śmiercionośne drony a w nierozpoznanym do końca kosmosie szukamy bez sensu kolejnej czarnej dziury zawłaszczona prawda przez fejki i bzdury zdawkowe dialogi często przez smartfony to tego wieku najnowsze pokłosie Choć patrzysz na świat swoimi oczyma zamiast człowieka widzisz idealną AI zmęczony życiem myślisz nierzadko o końcu na razie czas pędzi do przodu jak ku słońcu a pewnie nikt nigdy go nie zatrzyma i masz teraz zmyślony nieboski raj
    2 punkty
  17. noszę zapach groszku ciepłego kamyka mówię płatkami ścieżkami żółtym latem między gałązkami urocze małe gniazdko będę słodką morelą do oddychania
    1 punkt
  18. miau zapraszam cię na dach z widokiem na wszechświat i jedyne o co proszę nie rozdrapuj mi nieba patrz gwiazdy świetliste oleandry niczym wizerunki bóstw nakładające się na siebie oczekiwania i nadzieje po drugiej stronie nocy gdzie jeszcze nie byłem miau miau (Lifting2025)
    1 punkt
  19. pogodny wieczór słońce powoli znika płonie horyzont
    1 punkt
  20. Krople ciepłej wody z mydłem leniwo kumulowały się na podłodze. Nie uda mi się nigdy ustalić jednego konkretnego dnia, od którego to zacząłem tę moją przemianę, nie było to klasyczne przebudzenie się pewnego ranka w chitynowym pancerzu lub ciężki efekt suto zakrapianej nocy, ale płynne oddalenie się od jakiejkolwiek przynależności, zatrzymanie samego siebie w ryzach własnego ciała, niedobrowolne, stopniowe wyobcowanie z każdej przestrzeni mojego życia. Zebrałem talerz z blatu, wytarłem go uczciwie gąbką, po czym wrzuciłem go do suszarki. Wszystko zaczęło się w miejscu, w którym najmniej bym się tego spodziewał, albowiem nic w nim nie wskazywało na jego przełomowość, nie czułem na sobie powracających tam myśli, ten moment musiał być pusty, jak każdy inny początek, może było to uparcie nudne czekanie na autobus po zmroku, może śniadanie, jogurt czy jajecznica, gdybym mógł to wtedy określić, chyba rzuciłbym tą jajecznicą o ścianę. W pełni załadowaną suszarkę zamknąłem, drzwiczki cicho szczęknęły, a cały pokoik wypełnił dziki warkot maszyny. O czym to? Szewcy. Zabrałem ich ze sobą, z myślą że będę w stanie wcisnąć ich w dzisiejszą zmianę, rozłożyć się lekko na krześle z dala od zapleczowego ukropu i poczytać, lecz dzisiejszy ruch skutecznie mi to uniemożliwiał. Może gdybym nie zaczął czytać, udałoby się tego wszystkiego uniknąć? Może śmierć mojego wewnętrznego nastolatka nie była obowiązkowa, a ja mógłbym żyć tanim, siarczanym winem i rozbijaniem butelek aż do śmierci, przyjścia zbawiciela, Godota, czy jakiegojużkolwiek końca świata. Nie byłem tego świadomy, ale już przyzwyczajałem się do hałasu. Zebrałem talerz z blatu, wytarłem go uczciwie gąbką, tym razem jednak odłożyłem go po drugiej stronie blatu, tuż przed drzwiczkami suszarki. Nie wiem czy mam jeszcze możliwość powrotu do takiego życia, czy istnieją pokłady alkoholu, czy nawet somy, które byłyby w stanie stępić ten cięty (obusieczny!) umysł, wrzucić go w ciepłe ryzy konwenansów, głupich rozmów o codziennych nowościach, głupich pijackich sztuczek - ogółem życia w wiecznym, serdecznym uścisku, godnym Bożej owieczki, zabłąkanej gdzieś pomiędzy piekłem a niebem. Maszyna wtem zakończyła swój program, zostawiając mi nagle mnóstwo pustej przestrzeni między uszami. Otworzyłem drzwiczki suszarki, pozwalając gorącej parze zgrabnie unieść się pod sufit.
    1 punkt
  21. pozwolisz mi na jesień tego lata? mimo że wróciły bociany, a świat pachnie rabarbarem i czereśniami… pobędę jeszcze chwilę smutna, pod ciepłym kocem, ogrzeję zimne dłonie i stopy, dobrze? i proszę, nie mów: jak pięknie, nie mów: zobacz, przecież patrzę, do zatarcia w biel i widzę. nie podtykaj mi pod usta pysznych słów, nie proś, żebym spróbowała — ćwiczę język od dawna. zjadłam pierwszy dzień lata, potem kolejny, dziś kolejny. wiesz, bo za każdym razem trzymasz mi włosy po. i wiesz, że się staram, że mam apetyt i źrenice wiecznie rozszerzone, proszące. (pozwól mi na jesień tego lata)
    1 punkt
  22. Czerwiec mija: zostało go już mniej, niż więcej. Jeszcze trzynaście dni, nie licząc dzisiejszego. I pięć dni Lipca, bo zobaczę Martę w tę Sobotę dopiero wieczorem. Razem osiemnaście odcinków czasu, umownie nazywanych dniami. Wiem: ona też patrzy w kalendarz i też odlicza. I myśli. Wróci? Nie wróci? Prawda, że do tej pory zawsze dotrzymywał słowa i zawsze, gdy umawiał się, przyjeżdżał. I zawsze z kwiatami. Ale między nami zmieniło się wiele, ba! wszystko - odkąd zaproponowałem, żeby z mną wyjechała. Odpowiedziała, że nie może, podając szczerze prawdziwy powód. Odpowiedziała, jakby już wcześniej wszystko było między nami jasne, oczywiste i wiadome. Jak gdyby propozycja ta była całkowicie naturalna. Bo przecież było - i była. Bo czy mężczyzna umawia się ot tak, przychodzi ot tak, przynosi kwiaty i prezenty ot tak? Czy ot tak spędza długie godziny na rozmowach? A czy kobieta, która nie chce umawiać się, umawia się? Czy kobieta, która nie chce z danym mężczyzną spędzać czasu, czeka nań i rozmawia godzinami? Odpowiedź jest jedna - jej nazwanie jest apotrzebne. Zbędne. Jak wypowiedziane szybko stwierdzenie, że domyślała się niczego. Chociaż prawda: propozycji wspólnego wyjazdu mogła się nie domyślić. Ale "nie mogę" zasadniczo różni się od "nie chcę". Tak samo jak szczerość od jej zaprzeczenia. Myśli. Przyjadę czy nie? Dotrzymam słowa czy nie? Zmodyfikuję swój pomysł ze względu na okoliczność, że Marta nie może na stałe opuścić Polski, a przynajmniej, że nie może uczynić tego na razie? Zastanawia się: Andrzej, jak bardzo jesteś słowny? Na ile twoje pomysły i czyny podążą za deklaracją? Na ile pokażesz mi, że mogę śmiało postawić istotny krok na ścieżce zaufania? Nawet, jeśli miałabym postawić go z pewną obawą? Myśli. Robi to, co do niej należy, wypełnia codzienność urzeczywistnianiem obowiązków zawodowych i rodzinno-domowych: pracą, pomocą mamie, spacerami z psem - i myśli. Czeka. Zrobiłem tak, że Marcie zaczęło na mnie zależeć? Tak. Z pełną świadomością, czego chcę i do czego zmierzam. Ale po odpowiednio długiej obserwacji. Po odpowiednio długim, spędzonym razem czasie. Po rozmowach, które pozwoliły mi dowiedzieć się o niej wiele. Podczas których otwierała się i sama oczekiwała zaufania. Po rozważeniu wreszcie, wystarczająco czasochłonnym i należycie dogłębnym. Wręcz kalkulacji. Mam swoje lata, czytaj: swoje doświadczenia. Mam też dosyć rozczarowań. Podjąłem decyzję. Poczyniłem kroki dostatecznie zdecydowane, dostatecznie daleko idące, aby mogła być mnie pewna - i to nie tylko na początek. Ale z ujawnieniem zaczekam do spotkania. Do rozmowy. Bo ja też chcę móc być jej pewien. Dość mam kobiet, które nie wiedzą, czego chcą. Kobiet nie szanujących mężczyzn, bawiących się ich uwagą i uczuciami. Podstępnych, mówiących kłamstwa prosto w oczy. Czekam na kolejny czas z Martą. Na rozmowę w terminie, ustalonym podczas ostatniego spotkania. Krótko przed naszym rozstaniem o poranku po przerozmawianej nocy, tuż przed szóstą rano w tamten Poniedziałek... mniejsza o datę. Czekam, by wrócić z Chin. Dotknąwszy kraju, tchnącego przeszłością, kulturą i tożsamością. Dumnego z tego, co było i z tego, co będzie. Dobrze, że Chińczycy mówią po angielsku. Czekam, aby znaleźć się przy Marcie. I oczywiście na jej reakcję, gdy... Uspokajam i wyciszam myśli, odliczając dni. Lipiec się zbliża... Phuket, 17. Czerwca 2025
    1 punkt
  23. Rozstanie A więc odchodzisz Noc to jest ostatnia Mrok twarze nasze ukrywa Rozstanie słodzisz Miłość się ulatnia Czasami tak w życiu bywa Ucałuj jeszcze Usta me gorące ust twoich tak spragnione Rozbudź me dreszcze Niechaj w krwi tętniącej Uniesieniu cała spłonę Niech pocałunki I twoje pieszczoty Wyzwolą całą twą tkliwość To podarunki Za smak mej tęsknoty I serca mego żarliwość Przytul mnie mocno Przytul z całej siły Ciało do mojego ciała Tą porą nocną By się pokusiły by miłość z nami została
    1 punkt
  24. gdy był młody nie bał się jutra bo czuł że będzie fajne jak dziś że nie będzie musiał się martwic czy na stole w kuchni zobaczy chleb niestety młodość minęła na karku sporo lat więc inaczej widzi czasem obawy ma czym jutro go zaskoczy czy nie będzie bolało tak moi drodzy to czysta życiowa prawda
    1 punkt
  25. losu się nie boję co ma być to będzie mój los to moja droga która czasem smuci albo się uśmiecha dlatego nie narzekam dalej idę pogodzony z tym że to on rozdaje karty raz gorsze a raz lepsze widocznie tak ma być
    1 punkt
  26. Mniłowanie, szczajście i nieszczajście. I niebo ciasam szpetniejsze je. Z Warniji cole famelijo mojo, tlo tu żyć mogó. Gdzie jest XVIII- wieczne cudo, dar króla Fryderyka I dla cara Piotra I? Miejsce przechowywania Bursztynowej Komnaty było tylko kartą przetargową dla "Czerwonego Ericha" glejtem, gwarancją na przeżycie. Co kryje Wolfschanze jeszcze? Czy wojna skończyłaby się wcześniej, gdyby Stauffenbergowi się udało? Zespół bunkrów był znakomity pod względem militarnym. Gęsty las, Kanał Mazurski, jezioro Mamry z linią kolejową Węgorzewo- Kętrzyn. Co powiedziałby na to zwycięzca bitwy pod Tannenbergiem, zastopowałby czyn? Hindenburg swojego następcę nazywał niedouczonym kapralem, szaleńcem. Dziś resztki po mauzoleum feldmarszałka rozsiane po świecie. Być może piękniejsze są miejsca i nieba. dla Warmii wciąż bije moje serce. I ta miłość silniejsza niż życie. gyszychty- historie ciasam- czasem cole- cała famelijo- rodzina tlo- tylko (Gwara warmińska) -cdn-
    1 punkt
  27. Jak zapach bzu o poranku, ja wyczekuję ciebie, tęsknię, pamiętam te chwile, ten stolik malowany, ja, ty przy nim i te chwile całe, kiedy tak trwaliśmy w szczęściu, zakochani. Ach, ja tęsknię, mój miły, to wojna cię zabrała, już świat cały mi przygasł, i zostałam sama. Ach, kiedy wrócisz, miły? Ja tęsknię...
    1 punkt
  28. Dusze czyścowe niezgrabnie poupychane w olbrzymich ludziowiskach. Na którym piętrze nadzieja wynajmuje przestronną antresolę? Jak często wczorajsze śmieci segregowane są przez lepsze jutro? Czy Zbawca Ludzkości regularnie opłaca czynsz? Burza i susza i wieczny koniec świata. Tłumy niezdecydowanych na istnienie przepychają się przez i ciebie i przeze mnie. ...Boże! A od ludzi aż ... Pusto.
    1 punkt
  29. jeśli mogę prosić – przystaw mi stempelek na... charakterze. taki rozgrzany niczym samochodowa zapalniczka, o podobnym kształcie. niech wypali impulsywność i egotyzm. potrafisz, kochanie. wszystko umiesz i wiesz. na przykład, czy złapano już zamachowca, który cisnął kamieniem w Karola Nawrockiego. i to nic, że nie było takiego wydarzenia. masz wiedzę, kiedy zostanie schwytany, bydlak. i tylko ty masz świadomość, czego (okołoradiomaryjną?) metaforą jest bocian utopiony w chrzcielnicy, a bycie z tobą w związku, to jakby na Open'erze, czy innym festiwalu, paść w błoto pełne stłuczonych butelek, wytarzać się w brei, i wstać nieporanionym, w płatkach róż na bluzie i spodniach, do tego: pachnący maciejką. ponawiam z uśmiechem: przystaw mi gorący stempelek. niech zaśmierdzi, zasyczy, pójdzie dymek. prostuj meandry, bądź trunkiem, którym nie można się upić, bo i po co, tą goryczką i cierpkością, którą pragnę czuć na języku. bez końca. kój mój wstyd bycia brzydkim jak padaczka pourazowa. spal, co konieczne.
    1 punkt
  30. @Annna2Piękne obrazy poetyckie robią wrażenie, świetnie łączysz motywy historii, natury i metafizyki.
    1 punkt
  31. @Leo Krzyszczyk-Podlaś 😁
    1 punkt
  32. i się wyszumieć, też trzeba umieć ;-) Wiele obrazów przywołujące króciutkie haiku :-) Pzdr :-)
    1 punkt
  33. @viola arvensisJesteś bardzo miła, ale jeżeli myślę o poetce to mam na myśli Ciebie. Ja tylko bawię się słowami lub zapisuję to, co mi w "duszy gra". :) Dziękuję, że tu jestem. :)
    1 punkt
  34. wiesz, co bym chciał ci wyczarować? miłosne miasto, Kryształowe Tokio, ale zamieszkałe w większości przez Polaków (bo i po co utrudniać sobie życie łamaniem języka japońszczyzną?). albo swoje Dańce – metropolię usianą wieżowcami z litego brylantu, w której nikt nawet nie słyszał o trądzie, braciach Karnowskich czy gnojowicy, a każda chwila jest niczym letni zachód słońca nad oczkiem wodnym. bez komarów. gdzie karmiłbym cię owocami z serca Toskanii, był Toscaninim beczącym lirycznie, bo z trzewi, arie z Toski. chcę ci wyczarować krainę poezji, gdzie wszystko byłoby przesycone eterycznością, i to do przesady, do granic przyzwoitości, gdzie, gdybym się wypiął, nawet mój esperal (dobra, żart, nie mam) deklamowałby utwory Poego. właśnie, chciałbym osiągnąć podobny poziom uczuciowości, a jak na razie wychodzi mi bardziej styl Bukowskiego, o którym Nick Cave powiedział, że to "bukakke złej poezji". ale jestem szczery i uczciwy, jak złożone w ofierze jagniątko o białej sierści, którego mięso zostało ugotowane we krwi Magika z Kalibra 44. ech, niechby już się okazało, że istnieją jakieś Niebiosa, z których dobry, bo zapijaczony stwórca-poczciwina sypałby na nas miękkie i nieuzależniające narkotyki.
    1 punkt
  35. @viola arvensisPo przeczytaniu Twoich strof czuję duchowe ukojenie, słowa płynące z potrzeby serca są bardzo prawdziwe i piękne.
    1 punkt
  36. przypomniała mi się Halka Moniuszki dziś tak wielkich miłości już nie ma słowa gładkie porywa nam wiatr chłopak rzuca czaruje i ściemnia a dziewczyna nadzieję wciąż ma choć ostatnio zmieniono reguły i dziewczyny uwodzą już nas chłopak pewien zaliczył był czuły a tu dziewczę zdobyło i ma :))))
    1 punkt
  37. @Annna2 tak kolejna porcja solidnej historii, ja tylko się zastanawiam komu przeszkadzało mauzoleum w Rapie żeby tak nimi pomiatać a to historia taka sama jak i dziesiątki innych. Końcówka smutna to języki świadczą o naszej tożsamości z małymi ojczyznami nie powinny zanikać. Znam taką pokrewną historię o serbołużyczanach. Dopóki Niemcy ich prześladowali mieli swój język zbierali się aby kultywować tradycję. W momencie kiedy wszystko już wywalczyli i nawet nazwy w ich języku zostały napisane na tablicach w ich miejscowościach nie było komu już tradycji kultywować i rozjechali się po świecie. Okazało się że to co ich jednoczyło to walka z niemieckimi prześladowaniami jak już osiągnęli wszystko to wszystko umarło. Tyle mi przekazała znajoma z Drezna będzie już 30 lat temu.
    1 punkt
  38. w halce wiatrem i deszczem zaplączę dzikie jeżyny i strumień wącham białą achilleę a tam pada tak pięknie odbijają się świetliki
    1 punkt
  39. Ach, plany taka ważna sprawa. W wieku młodzieżowym człowiek tuli się do nich najbardziej, bo dużo każą, bo musi, bo świat wymaga, bo zewnętrzni proszą ciebie o taniec, bo tyle zadziać się musi. Pomyśl jednak czasem i niech ta myśl cię i pocieszy i niekiedy natchnie i trochę zamyśli, że spokojnie możesz i ty nie dowieźć. Nawet jeśli nie dowieziesz, a każdy nie dowozi wbrew pozorom, będziesz miał – jak każdy - chociaż o czym wspomnieć, opowiedzieć, napisać, zaśpiewać, czy zatęsknić. Warszawa – Stegny, 06.07.2025r.
    1 punkt
  40. Ociekające z rosy liście paproci urzekają swoim zapachem wyróżniając się spośród roślin. Słucham śpiewu ptaków siedzących na wysokich drzewach codziennie gdy tylko wzejdzie słońce. Słońce świeci coraz mocniej, zaraz wysuszy pokryte rosą uśpione rośliny. Wpatrzony w twarz jeziora przenikam do jego wnętrza i słyszę głos jego duszy. Ciągle ta sama woda porośnięta trzciną i tylko cisza którą zakłóca wiejący wiatr. Nic nie wyczytasz z jego twarzy, tylko jego ogromne oczy wpatrzone w błękit nieba. Szum wydobywający się z dna to głos jego duszy i bicie serca otoczone zieloną wodą. Blask słońca dotyka jego serca i wydaje się że ze sobą rozmawiają. Co dzień tak samo tylko słońce i wiatr który rozwiewa nastrój przygnębienia.
    1 punkt
  41. Upalne przedpołudnie, lipcowy czwartek Ciepło leżało na ulicach jak mokry koc – ciężkie, bezlitosne, wsączające się w skórę. Asfalt błyszczał od słońca, jakby ktoś polał go przezroczystym lakierem. Powietrze drgało nad torami tramwajowymi, zniekształcając obraz, jakby rzeczywistość nie mogła wytrzymać tego gorąca. Zegar na przystanku wskazywał 10:43, choć dla wszystkich czekających czas płynął jak przez miód. Czwartkowe przedpołudnie miało w sobie coś dziwnego – nie było już porankiem, ale jeszcze nie było południem. Mieszkańcy miasta funkcjonowali w zawieszeniu. Pani z siatkami patrzyła gdzieś w dal, mężczyzna w garniturze ocierał kark chusteczką, a starszy pan z gazetą szeptał pod nosem: „Tyle lat, a człowiek nadal nie przyzwyczaił się do upału.” Obok wiaty przystankowej stał nastolatek. Na oko piętnaście, może szesnaście lat. Twarz jeszcze chłopięca, ale wyraz oczu – już zmęczony, jakby widział więcej, niż powinien. Na głowie miał kaptur, mimo upału. Może dla cienia, a może z przyzwyczajenia. Papieros tkwił między jego palcami, wypalany z taką intensywnością, jakby każdy zaciąg miał coś zdławić, zgasić, udusić. Po każdym machu chłopak spluwał na ziemię, z głośnym tfu, jakby pluł gniewem. Telefon przy jego uchu zdawał się wręcz parzyć. Rozmowa była głośna, rwąca, pełna przekleństw. – Nie, k..., nie będę tam łaził. Nie moja sprawa. Ty to załatw! – głos przeciął ciszę jak nóż. Obok stojąca kobieta cofnęła się o krok. Starszy pan przestał udawać, że czyta gazetę, tylko spojrzał kątem oka. Ale nikt nic nie powiedział. Nikt nie zareagował. Chłopak miał napięte ramiona. Lewą ręką bezwiednie drapał się po karku, jakby coś go swędziało od środka. Od niepokoju. Od życia. Jego sylwetka mówiła więcej niż słowa – wściekłość mieszała się z bezradnością. Gdy zakończył rozmowę, warknął jeszcze coś pod nosem i wrzucił telefon do kieszeni z siłą, jakby ten telefon był winny wszystkiemu. Papieros zgasł na chodniku. Nie zgasił go, po prostu upuścił i odszedł kilka kroków, nie patrząc pod nogi. Zrobiło się jeszcze cieplej. Przystanek zamilkł. Cisza nie była spokojna – była pełna napięcia, współczucia, może wstydu. Bo każdy z obecnych czuł, że widzi coś więcej niż tylko niegrzecznego nastolatka. Że pod przekleństwami, śliną i dymem kryje się coś znacznie trudniejszego. Może samotność. Może lęk. Może nikt nigdy nie powiedział temu chłopcu, że ma wartość. Tramwaj nadjechał z piskiem kół. Czerwony, jakby też miał w sobie złość tego dnia. Drzwi się otworzyły. Chłopak wsiadł bez spojrzenia na nikogo. I zniknął. A na przystanku znowu zrobiło się tylko upalnie. I cicho. Jakby ktoś właśnie wypuścił z duszy ciężki, niewidoczny kamień.
    1 punkt
  42. @ireneo … zbyt dosłownie pograłeś mickiewiczowską Polską, jako Chrystusem Narodów, a Unia porzuciła dawno swe korzenie Ojców Założycieli i „klęka” ( jakkolwiek to rozumieć) dziś przed Marksem, Gramscim i Komunistycznym Manifestem z Ventotene. Nie wzruszyła nikogo poza zwykłymi Niemcami seria napaści na kobiety za Odrą, nie wzruszy i niewinna śmierć wspaniałej Polki - doktorantki, niewinne ofiary legną na ołtarzu ale tym- ideologii, jednak świadomi Obywatele wiedzą jaką wartością jest nadana im ziemia i zadbają o swoje bezpieczeństwo sami bez „ pomocy” Unii, brawo Ruch Obrony Granic🇵🇱! … a już Hłasko dodam pisał, że „ siła commies polegała na tandecie ich ideologii”…
    1 punkt
  43. Chłopcze malutki, powiedz co się z Tobą stało? Miałeś cudowne życie, kolegów wciąż przybywało. Mówiłeś, myślałeś, że to się nie zmieni, jednak życie potrafi skopać tyłek: " Patrz to ludzie powaleni". Teraz poczułeś, co czuje taka osoba, Zobaczyłeś, na własnej skórze, że to rana potworna. Psychika słabnie, ciało odmawia posłuszeństwa, nie masz siły się podnieść, dopada Cię depresja! Stany lękowe oplatają Twoją głowę, widzisz rzeczy,które od dawna żyły w Tobie. Teraz wypełzły z Ciebie, Patrz ktoś w rogu się uśmiecha. To szatańskie oblicze, które wyszło z Twego serca. Od teraz codziennie będzie Cię nachodzić, co zrobisz, kiedy wreszcie dopadną Cię DEMONY!!!!
    1 punkt
  44. Dziś rocznica śmierci Dziadka! Dziś rocznica śmierci Mamy! Różne ich miejsca, ich daty Lat dwadzieścia siedem dzieli. = Sens pewny! – znają anieli! Ilustrował grafiką „Świece i lilie” program „Imagine”, pod moje dyktando.
    1 punkt
  45. Milcz do mnie jeszcze Bo twoje milczenie Ust moich słodkie wywołuje drżenie I każdym słowem niewypowiedzianym Leczysz mą duszę i zabliźniasz rany Milcz do mnie jeszcze W twych oczu spojrzeniu Widzę co czujesz, pomimo milczenia Twe oczy błądzą po ciele mym wszędzie Czuję że się zatracam w tym obłędzie Milcz do mnie jeszcze Dotyk twoich dłoni Sprawia że ciało moje całe płonie I jestem twoja, dzisiaj i na wieki W błogiej rozkoszy zamykam powieki Milcz do mnie jeszcze Choć wciąż nic nie mówisz Wiem że znów kiedyś u mnie się pojawisz Splecione ciała w uścisku miłosnym Znów się połączą milczeniem radosnym
    1 punkt
  46. Pytasz, gdzie tak patrzę, unosząc wzrok ku niebu. Pytasz, o czym myślę, gdy patrzę na drzewa. Nie wyjaśnię ci czegoś, na co słów nie ma. Dla ciebie to drzewa, dla mnie – energia. Dla ciebie to ptaki, dla mnie – muzyka. Dla ciebie to kwiaty, dla mnie – Boskie dzieła. Poczuj – nie zadając pytań.
    1 punkt
  47. - Postójmy tak jeszcze - odparł na moje pytanie, czy chce usiąść. - Tak łatwiej przyglądać się swoim myślom - dodał po chwili ściszonym głosem. - Andrzej, Andrzej! - myśli same, może nawet trochę wbrew mnie - ale czy na pewno? - powtórzyły jego imię. Zupełnie tak, jakby zaistniały gdzieś obok mnie, a w każdym razie poza moim umysłem. Zupełnie tak, jakby wykreowały same siebie - a może zostały wykreowane - w przestrzeni obok mnie. Nie - poprawiłam - nie obok mnie. W przestrzeni obok nas. - Czy musiałeś mówić to wszystko? - myśli kształtowały się jedna za drugą. - Nazywać? Określać? Czy musiałeś słowami sprawić, aby to, co odsuwałam od siebie, to, czego nie chciałam się domyślić, stało się oczywiste? Cholera, mogłam to przewidzieć! A przecież jakby ostrzegłeś, że być może zacznie ci na mnie zależeć! Odepchnęłam wówczas od siebie to zdanie. Tobie? Na mnie?? To absolutnie niemożliwe, bo i aracjonalne! Każdy, ale nie ty! Nie dość, że starszy, to jeszcze artysta, z dorobkiem, z planem na swobodne i spokojne życie bez kobiety! Ach! - westchnęłam wewnętrznie. - Widocznie musiałeś... - Usiądźmy już - zaproponowałam, uwalniając się z jego objęć. Celowo nie wzięłam go za rękę, chociaż wiedziałam, że czeka na ten gest. Chociaż sama chciałam go wykonać. - Nie, Andrzej. Daruj. Nie zawsze jest łatwo, nie zawsze bywa łatwo. Wiesz coś o tym, i ja też. Usiedliśmy. Siadając, starałam się zrobić to tak, aby nie dostrzegł napięcia na mojej twarzy. Które za nic chciało ustąpić. Nic dziwnego po doświadczeniach, o których mu opowiedziałam. Obróciłam się szybko i usiadłam bokiem do ściany tak, aby naturalnym było, że usiądzie za mną. I że oprę się o niego plecami, a wtedy... Nie pozwolił się zwieść. Nim usiadł, spojrzał na mnie z boku. Wystarczyło. Odwróciłam głowę w płonnej nadziei, że... Za późno. - Co mam teraz zrobić? - myślałam szybko. - Co powiedzieć? Niczym w końcu już mogę odwrócić jego uwagę! A niech to... - Marta - powiedział - nie milcz. Odruchowo chciałam odpowiedzieć, że nie milczę, ale przecież... Wstał z kanapy i stanął tuż obok mnie. Siedziałam w bezruchu, mierząc się z myślami... własnymi? Usiadł na podłodze i sięgnął prawą dłonią do mojej lewej. Ledwie opanowałam odruch, aby ją wyrwać. - Obróć się do mnie - poprosił. Najchętniej siedziałabym tak nadal ze wzrokiem wbitym w ścianę albo jeszcze lepiej znów odwróciła się plecami, ale przecież... W napięciu, nadal malującym się na mojej twarzy, widział pytania. O to, co teraz zrobi. O to, co zadecyduje i o to, jak postąpi, skoro ja... Czekałam, co powie. Nadal niespokojna. - Wyszedłbym na głupca, który nie wie, czego chce... - powiedział głosem tylko pozornie spokojnym. Przerwał myśl: - Gdy planowałem wszystko, nie wiedziałem - bo i skąd? - o tym, w jakiej jesteś sytuacji. Po czym kontynuował: - ... gdybym nie zmienił planów. Ogarniemy to, bądź spokojna - delikatnie ujął moją twarz w dłonie. Patrzyłam z niedowierzaniem, nie będąc pewną, czy rzeczywiście słyszę to, co słyszę. A jednak powiedział właśnie to! - Obietnice obietnicami - pomyślałam. - Zobaczymy, Andrzej, co teraz zrobisz! Co z tego rzeczywiście spełnisz! Na ile okażesz się uczciwy i dotrzymujący słowa... Hua-Hin, 5. Czerwca 2025
    1 punkt
  48. Każdy z nas jest wypadkową genów, wychowania i doświadczeń. Tak więc każdy z nas, ludzi, jest trochę inny, ma nieco inny światopogląd i nie ma w tym nic złego. Przeciwnie, jest to dowód na nieograniczoną kreatywność Stwórcy. Naszym najsilniejszym instynktem jest "przetrwać". Chronienie własnego życia. I dążenie do tego, co nadaje naszemu życiu sens, nam samym satysfakcję i przyjemność. Żyjemy w trybie dobro-zło, co jest już konstruktem społecznym, mającym na celu przytępienie naszych, wypływających z natury drapieżnika zachowań. Tak wiec każdy z nas jest nieco inny. Jedni pragną miłości, bliskości innego człowieka, aby wypełnić pustkę w sercu i swoim życiu. Zmysłowych podniet, przyjemności. Inni ponad wszystko cenią sobie niezależność i swój mały świat, do którego nie chcą nikogo wpuścić. Nie chcą i nie mogą, bo wszelkie dłuższe i bliższe interakcje z ludźmi powodują u nich dyskomfort, psychiczne cierpienie. Zbyt blisko wyciągnięta dłoń sprawia, że odchodzimy. Introwertycy.
    1 punkt
  49. Od pierwszego spotkania z nim minęło mi już co najmniej pół roku - może trochę więcej. Zewnętrzne okoliczności spowodowały, że poznaliśmy się w gronie moich znajomych. Przerozmawialiśmy w ich obecności, podczas kilku następujących po sobie imprez, sporo godzin. W pewnej jednak chwili przestało nam to wystarczać, umawiając się z okoliczności na okoliczność zaczęliśmy szukać osobnego kąta. Ciszy bez obecności - w każdym razie bez tej ciągłej - bawiących się do muzyki i drinków osób. By móc spokojnie rozmawiać bez przekrzykiwania własnych myśli. Opowiadaliśmy sobie o sobie wzajemnie. O kolejach losu. Pracach. Osiągnięciach zawodowych. Prywatnych sukcesach. Pasjach. Zainteresowaniach. Znajomościach i o zakończonych związkach. Krzywdach od ludzi i trudnościach. O kłopotach w rodzinach wreszcie - także zdrowotnych. I o planach na przyszłość, również urlopowych. Mówił wiele o literaturze, w tym o poezji - i o przeczytanych książkach. Do tej pory wydawało mi się, że nie można tyle przeczytać, bo to po prostu amożliwe. Chociaż sama przeczytałam sporo, interesując się wieloma kwestiami. Nie mówiąc już o edukacyjnej i o zawodowej sferze życia - gdyż zrobiłam licencjat z psychologii, wybrawszy jako temat pracy psychoterapię, połączoną z doradztwem personalnym - a potem, już pracując, zdałam egzamin na prawo jazdy i ukończyłam - i to jeden po drugim, prawie ciągiem - kilka kursów, wliczając kilkumiesięczny z zarządzania przedsiębiorstwem. Tym bardziej zaskoczył mnie wiadomością, że jest malarzem. - Malujesz obrazy? - zapytałam z adowierzaniem. - Mówisz poważnie? Myślałam, że raczej piszesz książki... no wiesz, opowiadania i wiersze. Bo tyle mówiłeś o literaturze... Uśmiechnął się. - Pewnie przez to, że tyle przeczytałem. Jakoś tak wyszło, że uwielbiam czytać. To najpewniej dzięki matce, ukończyła polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim... całe dzieciństwo nic, tylko podsuwała mi książki. Nie rozumiejąc, a może nie chcąc przyjąć do wiadomości, że ja wolałem obrazy. I nadal wolę. Zobacz - wyjął telefon z kieszeni marynarki i otworzywszy wyszukiwarkę, zaczął wpisywać nazwiska: Van Gogh... Munk... Dali... Beksiński. Patrz - mówił, odnajdując i pokazując ich obrazy - na ten... na ten... i ten... i jeszcze ten. O, a tego nie można przegapić, wręcz muszę ci go pokazać. - Spójrz - powtórzył, dotykając palcem internetowej reprodukcji. - A to moje - otworzył kolejną stronę i wpisał swoje nazwisko, dodając słowo "obrazy". - Beksińskiego znam i uwielbiam - powiedziałam zmienionym głosem, bo coś mnie tknęło. Jakbym poczuła... ale co? I zdziwiłam się, bo aż do tego momentu potrafiłam określić - lub nazwać - każde z doznawanych odczuć bądź wrażeń. - Wiesz: z powodu wyrazistości, wręcz magiczności... przepraszam, nie magiczności a magii, to jest właściwe słowo - jego dzieł. Beksiński... - urwałam, bo znów coś mnie tknęło. Tym razem - chyba - spowodowało to jego spojrzenie. Kątem oka zauważyłam, że w jeszcze w chwilach, gdy mówiłam o swoim ulubionym malarzu, zatrzymał na mnie wzrok. Gdy podniosłam głowę, wciąż patrzył. Spojrzeniem, jakim dotąd na mnie nie spoglądał. - Andrzej, no co...? - zająknęłam się. - O co chodzi? Dlaczego tak dziwnie na mnie patrzysz? Coś się stało? - stawiałam kolejne pytania coraz szybciej. Wbrew sobie, czując wyraźnie, że powinnam wypowiadać je wolniej. O ile w ogóle, bo.... - Nie patrz tak! - podniosłam głos, próbując rozładować napięcie, które pojawiło się między nami ni stąd, ni zowąd. - Zrobię ci drinka, chcesz? - nie czekając na odpowiedź odwróciłam się, aby podejść do zastawionego butelkami i szklankami stolika. Nie zdążyłam. Podszedł i powstrzymał mnie, obejmując w pasie obiema rękami. I ostrożnie przygarniając do siebie. - Nie odsuwaj się... - powiedział cicho. W odpowiedź "Nie odsuwam się" włożyłam tyle zdecydowania, ile tylko byłam w stanie, aby wybrzmiała pewnie i zwyczajnie. A w duchu sklęłam samą siebie, że nie potrafię odsunąć się odeń. Dobrze, że nie widział mojej twarzy, pierwszy raz tak napiętej w jego obecności. - Andrzej, ja... - zaczęłam. I znów urwałam, bo ton moich słów nie był tak pewny, jak tych wypowiedzianych przed chwilą. - Tak, ty? - zapytał, gdy pozostając w jego objęciu, zaczęłam się doń powoli obracać. On też czuł niepokój, wyraźnie zresztą widoczny również na jego twarzy. Niepokój przed tym, co powiem - w sytuacji, kiedy nagle, prawie bez słów, wszystko stało się między nami oczywiste. Nic innego przyszło mi do głowy, jak tylko powtórzyć ostatnie wyrazy. Chciałam, aby - czując, co chcę powiedzieć - z moich słów domyślił się wszystkiego. Aby złożył wszystko w jedną całość. Dopełnioną tym, co właśnie pojawiło się między nami. Zaistniałym wrażeniem. Odczuciem, że... Przytuliłam się doń, aby tylko przestał widzieć moje obawy. Objął mnie i przygarnął, powoli i ostrożnie. Staliśmy tak bez ruchu, oboje zapatrzeni we własne myśli. Po długiej - bardzo długiej moim zdaniem - chwili ciszy uniosłam głowę. Popatrzył mi w oczy. - Cokolwiek się dzieje - powiedział powoli - damy sobie z tym radę. - Nawet nie wiesz, jak bardzo na to liczę... - pomyślałam. Wiedeń, hotel Levante Rathaus, 30. Maja 2025
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...