Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 02.05.2025 uwzględniając wszystkie działy

  1. karzesz mnie srodze za co, nie wiem aż prawie z bólu oniemiałam chyba za durną pieską wierność, co się do ciebie przyszwendała po co gładziłeś dobrym słowem było w co kopnąć sponiewierać po co uczyłeś mnie jak kochać, pogryzłam kiedyś? więc cholera, za co wygnałeś na tułaczkę, wredny nieludzki egoisto zadowolony dumny z siebie, krawat przykryje takie świństwo? uważaj pańciu na swe szewro, bo się na dobre ostro wściekłam przebrałeś miarę, nie widziałeś najprawdziwszego jeszcze piekła jak będziesz sobie spał w najlepsze z pianą na pysku siądę bliżej w podziękowaniu skroję tyłek, że się już w życiu nie wyliżesz przestanę szczekać, skomleć żalem przeszła przez gardło prawda cudem lecz teraz wilcze mam pazury, a twoja litość psu na budę!
    9 punktów
  2. Wyrachowanie pomieszało mi się z pragmatyzmami. Na poezji nie szło się dorobić, a poza tym musiałbym żmudnie próbować. No a potem ją oszukałem. Gdzieś naplotłem, oplątałem, a nawet rozplotłem warkoczyk. Ach te plotki, wspaniale się w nich odnajduję. Eter teraz plecie trzy po trzy. Gromi kuksańcami wszelkie eteryczności. Snuje taką oto tezę, że niechcący, że przypadkiem. Swoje wiem i przepijam własne winy. Nawet czasem duża flaszka wódki nie wystarcza, by je przepić do końca. Proszę też czasem koleżankę karmę o wybaczenie, ale rzadko. Bo zawsze byłem dużej próby skubańcem. Ja już się nie zmienię. Bo jak? Bo gdzie? Bo w imię czego? Świat sobie oskubuję z marzeń i bywa mi z tym wesoło. I bywa zaradnie. Chodzi o zamierzenia przecież, a nie o jakieś wiotkie marzenia. Dobra, już kończę, albowiem trzeba tutaj przede wszystkim napieprzać. Warszawa – Stegny, 02.05.2025r.
    6 punktów
  3. domalowujesz codziennie kolory ja zaczynam dzień od herbaty zmienna od gorąca do zimna czy to już wiosna? to po prostu takie piękne jak wolne życie letnie owoce znajdę miejsce na odpoczynek i wskoczę do wody usiądę na plaży pójdę na spacer wzdłuż ogrodu w śpiewie ptaków wieczornej bryzie w motyle sukience odsłonię piersi
    6 punktów
  4. Dziś na majowe biją dzwony, roznosi echo ciepły wiatr, niech będzie Chrystus pozdrowiony i Matka co za krzyżem szła. Przyjm Panie nasze dziękczynienie: za dary, które przyniósł dzień, za talerz zupy, za spełnienie, za dobrą pracę, mocny sen. Lecz całym sercem Cię błagamy, abyś doświadczać przestał nas. Bo smak niewoli jest nam znamy, prosimy - daruj szczyptę łask. Znów na majowe biją dzwony, dźwięki porywa szeptem wiatr, unosząc nutki antyfony, wplatając loretańskiej takt. Litanie w niebo ślą wieczorem kapliczki, których strzeże Bóg. Szczera modlitwa, niczym oręż, na rozwidleniach krętych dróg. Płyną koronki i pacierze, różaniec rozważaniem splótł. Słabi dostaną siłę w wierze, a niedowiarków wzmocni cud. Niech na majowe biją dzwony, roznosi echo ciepły wiatr, niech będzie Chrystus pozdrowiony i Matka co za krzyżem szła.
    4 punkty
  5. Patriotyzm naszych pradziadów... Różnił się od tego z piłkarskich stadionów, Nie potrzebował rozwrzeszczanych trybun, A tlił się cichuteńko w szczerym sercu… Nie były ważne nazwy miejscowości, Wypisywane pośpiesznie sprayem czarnym, Na łopoczących flagach biało-czerwonych, Na wielkich stadionach widoczne z oddali, Lecz wypisane w sercach złotymi zgłoskami, Nazwiska wielkich bohaterów narodowych, Nad książką w myślach złożony hołd cichy, Chlubnym kartom polskiej historii… Nie były jego atrybutem głośne wuwuzele, Setkami co rusz odpalane race, Pełne emocji wiwaty głośne, Tysięcy kibiców wzajemne się przekrzykiwanie, Lecz patriotyzmowi ich nadawało sens, Że na każde ukochanej Ojczyzny wezwanie, Bez zawahania za ojców swych ziemię, Gotowi byli poświęcić życie… Patriotyzm naszych pradziadów... Wolnym był od wszelakich służalczości aktów, Umizgiwania się do dwulicowych polityków, Wchodzenia w kieszeń biznesowych magnatów, Błyszcząca u boku szabelka, Liczyła się bardziej niż sowita wypłata, Na pierwszym miejscu zawsze była Ojczyzna, Nie pochłaniała ich praca w zagranicznych korporacjach… Nie był ważny wypchany euro portfel, Liczyło się tylko swym wartościom oddanie, W prawym sercu intencje szczere, Wielowiekowych tradycji czułe pielęgnowanie... Nie była ważna pogoń za sukcesem, Rokroczne przychodów pomnażanie, Dla każdego nadrzędnym było celem, Służenie Polsce w dni codziennych trudzie, Cotygodniowy bilans zysków i strat, Bez reszty nigdy ich nie pochłaniał, Największą wartością była dla nich służba, Codzienna, wytrwała dla Ojczyzny praca… Patriotyzm naszych pradziadów... Nie wyrażał się w potokach zbędnych słów, Lecz pełen był przykładów heroizmu, Gotowości do ponoszenia wszelakich trudów, By gdy nadejdzie godzina próby, Na wezwanie Ojczyzny karnie się stawić, W obronie krewnych i swemu sercu bliskich, Nie zawahać się życia poświęcić… I nie dawać posłuchu wrogiej propagandzie, A kierować się rozumem i sercem, A odebrane w dzieciństwie patriotyzmu lekcje, Przekuć w dorosłości w czyny chwalebne, By gdy wrogich mocarstw dywizje, Bladym świtem przekroczą granicę, Z klejących się powiek spędzając sen, Sięgnąć odruchowo po karabinu kolbę. I niewzruszenie trwając w okopach, Po krótkim pacierzu o świcie się przeżegnać I z karabinu mierzyć we wroga, Bez zawahania oddając strzał… Patriotyzm naszych pradziadów... Ojczyzny swej umiłowanej wiernych stróżów, W oczach znających ludzkie dusze aniołów, Cenniejszym był od najwyszukańszych klejnotów, Każda kropla krwi, Uroniona w obronie ukochanej Ojczyzny, Cenniejsza była od rubinów kosztownych, Skrzących w słońcu dukatów szczerozłotych, Każda odniesiona rana, Na wielkich wojen o Niepodległość frontach, Uznanie wszystkich rodaków zjednywała, Cieszył się szacunkiem każdy polski weteran… Pośród dni pełnych wyrzeczeń i trudów, Pośród niezliczonych wojennych zawieruch, Niczym skrzące iskry pośród zimnych popiołów, Oni niewzruszenie trwali na posterunku, By pomimo upływu kolejnych dziesięcioleci, Pozostać dla nas przykładem niezatartym, Jacy winniśmy być w czasach współczesnych, Jakim winien być nasz patriotyzm… Czym jest nasz dzisiejszy patriotyzm, w porównaniu z dawnym patriotyzmem naszych dziadów i pradziadów? Tamten niewątpliwie był niedościgłym wzorem… Obecnie nie przywiązujemy do patriotyzmu już tak wielkiego oddania, poświęcenia, gotowości do największych wyrzeczeń. Dawnemi czasy Polak dla Polski się rodził, Polsce oddawał każdy swój oddech, dla Polski umierał… Toteż patriotyzm dla dziadów naszych równie był ważny co Wiara w Boga. Kiedyś, kiedyś patriotyzm nie wyrażał się w potoku słów, próżnej gadaninie, lecz w wielkich czynach, o których przez lata zaświadczały blizny weteranów wojennych. Nasi dziadowie i pradziadowie w imię patriotyzmu zdolni byli do czynów tak wielkich, jakich nawet nie byli sobie w stanie wyobrazić ludzie z najodleglejszych zakątków świata!...
    4 punkty
  6. tu ja roślina trująca a przecież jesteś my
    4 punkty
  7. Zasłaniamy własne rany i słabości, gładką mową i uśmiechem przyuczonym do relacji powierzchownych, gdzie wygodniej jest pokazać swoją duszę z jasnej strony. Miałkie słowa nie udźwigną zrozumienia, a milczenie zatuszują głośnym śmiechem, który lubi pokaleczyć wspólną przestrzeń i powraca znów upartym, pustym echem. Czasem jednak, gdy głos traci równowagę, łza odważnie zdradza wszystkie konwenanse. Właśnie wtedy jest ta chwila najprawdziwsza, która sobie i drugiemu daje szansę.
    3 punkty
  8. bezwietrzny ranek zerwałem jedną gruszkę a dwiema oberwałem
    3 punkty
  9. w krzewie forsycji świergocze mały ptaszek piegża czy rudzik
    3 punkty
  10. czasem jestem cięty na papierze
    3 punkty
  11. urodziłem się razem z Manifestem Lipcowym kiedy większość wierzyła w Syna Cieśli (co nieustannie mnie zdumiewa) ja na Boga wybrałem syna szewca wśród oswojonych gołębi rynsztoki wciąż pełne są krwi a przez sny o potędze kośćmi brukowane są drogi lecz gdzieś w najgłębszych warstwach podświadomości wiosenne strumyki jak tchnienia modlitwy oczarowany wypełniam słowo oddechem i omijam szpaler białych mieczy wznosząc się nad łunę czerwoną poniżej gwiazdy szczęśliwej ulepiony z miękkiej gliny nie dożyję starości lifting 2025
    3 punkty
  12. nie roń szczęścia bez oleju mniej łut wieńcząc ulać all i pałką trącać się gdy śmieje termos ciągnąć strój paroli; pomni każdy swojej rządzę w wyrywaniu pamiętników; łez kapanych grą pieniądza jeśli wzejdzie paść donikąd powolutku rozwód zmaścić póz kiwania nad tapczanem po dół biegu bluesa garścią komandorów przytłaczając; po oktawie na czas ściemy roztańczona płatkiem lekko utrzymując przekrój biernie; prze do stania pisma kredką
    2 punkty
  13. Buczenie lodówki współgra z szumem samochodów zza zamkniętego okna. Nie ma okna tak zamkniętego, by żaden dźwięk się nie przedostał. Przedostają się do Twojej duszy także, prawda? Ciekną powoli, po kropli, czasami nierozpoznane, poznajesz je tylko po lekkim dyskomforcie bezsensownego życia, a inne zupełnie jawnie krzyczą: obudź się! Obudź się!
    2 punkty
  14. Jesteś niewidoczna Ciasno upchnięta pomiędzy meandry nierzeczywistości Tląca się wątłym płomieniem przelotnych wspomnień Twoje Istnienie krztusi się bajkową eutanazją bycia realną Migasz jak wyczerpana świeltówka Patrzę w nadziei, że rozświetli mój sen Ciągle tu jestem Ciągle
    2 punkty
  15. jak wyobrażam sobie potworność pierwszych chwil bez ciebie? budzę się, kompletnie nagi, w ciemnym zaułku Narajangondźo albo innego egzotycznego miasta, w którym nigdy nie będę, usmarowany seledynową farbą, z camembertem między pośladkami i naklejką przedstawiającą jelonka Bambi na środku czoła. żeby było śmieszniej. krzyk, bezskuteczne próby dogadania się z lokalsami. niech ktoś mi wreszcie pomoże, bo od nie mówiących po angielsku policjantów jedynie dostałem pałą! zimno i głód. święty Aleksy-menel-Godzuki zwinięty w naleśnik koczuje pod plakatem reklamującym Godzillę XV. ryk, z bezsilności. zaprzyjaźnienie się z wykolejeńcami, deale na migi. robienie paskudnych rzeczy, byleby przetrwać. szpetnokształtne dziewczyny częstujące tym i owym. zlizywanie zawartości strzykawek. sreberka, pazłotka, parszywe kadry niejako przesuwające się obok mnie. piloerekcje, stroszące się skóry. chwile wesołe jak ból zębów albo drutowanie ryja. i ten ciągły brak, niezagłuszalny. papierowe uliczki potiomkinowskiej metropolijki. miasto właściwe trwa dalej. tak odległe, nieosiągalne. a mi coraz durniej. aż po obłęd.
    2 punkty
  16. Słońce Chmury Deszcz A na jej nagim ciele Podniecenia dreszcz
    2 punkty
  17. Obudziłem się leżąc na twardej podłodze. Nie czułem nóg. Całe ciało było odrętwiałe. Przez parę chwil dość uważnie obserwowałem sufit. Pęknięcia rozchodziły się promieniście z lewego kąta pokoju jak fale na jeziorze po wrzuconym kamieniu. Po środku widać było plamę po tym jak sąsiad zalał swoją podłogę. Od prawej strony mniej więcej w połowie, kilka płatów farby wielkości dłoni lekko naderwane wisiały wyglądając jak śpiące nietoperze. Tak. To było moje mieszkanie. Poznałem po sztuce tego sufitu. Wstałem obolały. Nie wiem ile leżałem na podłodze. Zajrzałem do lodówki ale nie czułem głodu. Mdliło mnie na myśl o jedzeniu. Na stoliku przy kanapie znalazłem moje pudełko po MDMA. Było puste. Albo wziąłem z kimś albo sam. Nie pamiętam ile leżałem na podłodze. Wyszedłem przez drzwi i zamknąłem je na klucz. Na korytarzu cuchnęło moczem i marihuaną. Czy jestem skazany na takie życie? Korytarz był długi ale udało mi się go pokonać korygując ciało chwiane zaburzeniami równowagi. Na schodach odór był jeszcze większy. Po przejściu paru stopni, na pierwszym spoczniku upadłem na kolana i puściłem pawia, dodając do mieszanki smrodu kolejny składnik. Za drzwiami ujadał pies. Świst gwizdka czajnika rozrywał mi głowę. Pani Maria spod szóstki minęła mnie przy wyjściu. Jak byłem mały dbała o mnie jak matka. Dziś już mnie nie poznaje. Alzheimer wymazał jej moje imię z pamięci. Na dworze oślepił mnie blask pochmurnego dnia. Lekki deszcz kropił zmywając z mojej twarzy brud i ślady po łzach. Założyłem czarny kaptur bluzy i z dłońmi w kieszeniach ruszyłem w stronę centrum. Nie przeszedłem nawet stu metrów i podszedł do mnie Sachiv. Jak zwykle chciał fajkę i jak zwykle snuł opowieści o tym jaką karierę w Polsce zrobi jak uzbiera kasę z pracy kuriera. W jakimś stopniu rozmowa z nim pomogła na chwilę. Zapomniałem o bólu na parę sekund. Padało coraz mocniej gdy stałem na światłach. Przetarłem czoło od wody. Jeżdżące auta zakłócały jednostajny szum deszczu. Szedłem wzdłuż szerokiej alei zgodnie z planem zmierzając ku mojemu przeznaczeniu. To nie była moja decyzja. „I tak musisz to zrobić” – głos w głowie był tak silny, że upadłem ze strachu znów raniąc kolana. Wszystko zaczynało być takie dalekie. Wszystko się ode mnie oddalało. Wszystko było jakby za szybą. „Wszystko w porządku?” Ocknąłem się i spojrzałem w górę. „Wszystko dobrze?” Dwie dziewczyny wyraźnie zatroskane chciały mi pomóc ale uspokoiłem je „Wszystko ok. Nie martwcie się.” - dodając na koniec udawany uśmiech. Wstałem i ruszyłem dalej kierowany jakby obcą siłą. Bezwolnie stawiałem krok za krokiem. Moja głowa niegdyś pełna myśli wypełniona była tylko jedną. W końcu go ujrzałem. „A więc tam na górze skończy się mój ból” – myśl dźwięczała mi w głowie jak wybawienie. Trzydzieste piętro Pałacu Kultury i Nauki oświetlone było przez zachodzące słońce, które przebiło się gdzieś pomiędzy ciężkimi chmurami a linią horyzontu. Coraz cięższym krokiem udało się dojść do wejścia. W środku siła zimnego marmuru i granitu zmroziła mi serce znieczulające je w całości. Wrzuciłem kasjerowi odliczona kwotę i monety zagrały dźwięcznie w metalowej kuwecie. Do windy wsiadłem sam. Moje niegdyś sprawne nogi ugięły się i przyspieszenie windy wcisnęły mnie w podłogę. Wstałem sam dopiero na samej górze. Nie widziałem ludzi na tarasie. Dla mnie oni nie istnieli. Zobaczyłem tylko słońce, które uciekało za horyzont nasycając cały świat czerwienią. Poczułem mroźny wiatr na policzkach. Na wprost mnie znajdowało się okno. Wysokie na cztery lub pięć metrów. Bez szyb. Tylko z kratą. Wspinaczka po stalowych prętach nie sprawiła mi problemu. Przecisnąłem się przez otwór u szczytu okna i z taką samą sprawnością zszedłem po drugiej stronie. Tam widok wydawał się już taki żywy i kontrastowy jak nic innego co widziałem w życiu. Nasycałem się widokiem barw. Słyszałem światło. Czułem słońce na skórze. Smakowałem mroźny wiatr. Niesiony jedną myślą zmierzałem ku krawędzi. Oczy miałem pełne łez. Stroskani ludzie wychylali głowy mówiąc coś między sobą i do mnie. Słyszałem słowa, nie rozumiałem zdań. Kamery telefonów nagrywały dramatyczny film. Kto był reżyserem tej sztuki? Sam nie wiem. Chwycili mnie za bluzę i spodnie jakby myśleli, że mnie uratują. Tkwiłem tak ukrzyżowany do kraty rękami lamentujących gapiów. Nagle cały świat wypełnił się ciszą. Nie słyszałem ludzi, nie słyszałem wiatru. Rozmazywał się obraz. Wyrwałem się im ściągając bluzę i wykonałem krok do przodu. Moje ciało przechylało się w stronę ziemi. Zamknąłem oczy. W tych ostatnich chwilach usłyszałem tylko głos kobiety cicho wypowiadającej moje imię. Ten lot był ucieczką i końcem. Wiatr szumiał mi w uszach. Zimno zdawało się zmrażać moje ciało. Otworzyłem oczy - unosiłem się nad miastem. Zamknąłem oczy – oślepiały mnie gwiazdy. Otworzyłem oczy – leżałem na chodniku. Zamknąłem oczy – stałem się gwiazdą. Świecąc mocą tysiąca Słońc oświetlałem planety wokół siebie. Docierałem do najdalszych zakątków kosmosu. Poza wymiar i poza czas. A więc tak to wygląda. Z prochu powstałem i w proch się obrócę. Z pyłu gwiazd do gwiazd. Myślący pył gwiezdny. Poczułem wolność przestrzeni w niewoli nieskończoności. *** - Jak z nim? - Stan jest stabilny. Podaliśmy leki. Będzie spał kilka dni. - Dobrze, że ten strażak go złapał. - Był na linie? - Tak. Skoczył na niego z sąsiedniego okna. - Jak długo zostanie u nas? - Pewnie jak ostatnio, na miesiąc.
    2 punkty
  18. Moje życie wiele ma z : komedii, limeryku, żartu, tragedii, kryminału, komiksu, liryku, trenu, fraszki, ody…
    2 punkty
  19. klawisze martwe jak ręce pianistki nikt nie usłyszy pięknej melodii prędzej nuty zginą z cierpienia blada kobieta grała w agonii palce miała połamane i zranione ostatni akord brzmiał niczym krzyk
    2 punkty
  20. Czasem za przytulenie Do głębi kości Które trwa Niespiesznie i czule Ciepłem Rozpuszcza pancerz W milczeniu koi Dałabym wiele Za męskie ramiona W których mogłabym Wszystko odpuścić Rozpaść się I poskładać na nowo
    2 punkty
  21. @violetta Violka, bo jak jest źle, to potem musi być lepiej. Życie bez nadziei i wiary ma niewielki sens. Desperacja doprowadza człowieka do granic obłędu.
    2 punkty
  22. @Alicja_Wysocka Prawda. Natura ludzka pełna jest sprzeczności. Rezygnacja z własnych żądań i oczekiwań względem drugiej osoby to temat rzeka. Najpierw przyciąga nas ktoś taki, jaki jest, a potem staramy się go zmienić pod siebie. Rościmy sobie do tego prawa, czasem bardzo subtelnie. Cienka granica. @violetta Różnorodność jest pięknem tego świata. Jakże byłoby nudno, gdyby wszyscy byli tacy sami. Pozdrawiam
    2 punkty
  23. No jasne, ale warczeć na siebie cały dzień, to już jest bardzo realistyczne :) Często się zastanawiam jak i dlaczego zachodzi taki proces, że człowiek najpierw pragnie, uwagi, spojrzenia, dotyku, może z czasem i więcej, a jak już to osiągnie, to żąda! @violetta Violka, zależy od tego kto i kiedy, no przecież nie każdemu na to pozwalasz, to jest oczywiste, ale jak Twoja wnusia się wtula w Ciebie, to już chyba lubisz? :)
    2 punkty
  24. @Deonix_ Wyśmiewania nie zauważyłam, ale faktycznie jest to "towar deficytowy". A Twój wiersz bardzo też do mnie przemawia. Pozdrawiam @Alicja_Wysocka @Ewelina To jest tak cudowne poczucie bliskości, że trudno ogarnąć, dlaczego tak trudno to zrealizować. Wszyscy potrzebują, a nawet w związkach siedem razy dziennie brzmi mało realistycznie. Pozdrawiam
    2 punkty
  25. @Yavanna tAK, czasem tego potrzeba pewnej każdej kobiecie i mężczyznom też - choć może rzadziej się do tego przyznają. Pozdrawiam:)
    2 punkty
  26. @Yavanna Gdzieś tam czytałam, że człowiek powinien się przytulać ok. siedem razy dziennie. Obniża to poziom kortyzolu.
    2 punkty
  27. Odpływam w słowa, które nie wybrzmiały, jeszcze za wcześnie na lśniące poranki, jeszcze trochę się waham na księżyc wskoczyć, by mieć to, co kocham, na wyciągnięcie ręki.
    2 punkty
  28. powitanie z tekstem do muzyki skrzypiącego wózka dźwięki niczym ból przykre lecz wierne drżą w dłoni rozczapierzonej jak zniszczony pędzel mało czytelne parametry ostatnich tygodni bezużyteczność włożona na najwyższą półkę bezradność powieszona na oknie i nieodwracalność wniesiona na strych wraz z dawną fotografią o filmowym uśmiechu "piękna..." (łzy) tylko nikt jej tego wtedy nie powiedział
    1 punkt
  29. dzisiejsza noc była smutna bez gwiazd i księżyca drzewa nie szumiały milczał wilk i echo sny się wałęsały - mysz szczur mocno rządziły ciemność im pomagała pijany kumpla szukał strach się czaił myśl bała się myśleć na cmentarzu umarli o coś się kłócili dzisiejsza noc była sobą nic a nic nie kłamała można nawet rzec że prawdziwa była
    1 punkt
  30. Dziękuję, pozdrawiam Świątecznie :-)
    1 punkt
  31. @wierszyki Zgrabnie, z pomysłem i bez zarzutu, msz :)
    1 punkt
  32. 1 punkt
  33. @Wochen akurat Bóg się nie wtrąca w związki:) chce, żeby istniały, kochali się, było potomstwo:)
    1 punkt
  34. Tak również bywa, chociaż ostatnio obserwuję przesadę w drugą stronę:) fajny wiersz:)
    1 punkt
  35. tekścik też jet oskubany jakby skubaniec skubał słowa poskubał myśli też skubane lecz nie wyskubał i skubać trzeba już odnowa :))
    1 punkt
  36. Ten dzień postawił mnie w bardzo trudnej jak dla mnie sytuacji. Nagle dochodzi do ciebie – nie masz racji, że przez całe życie szybko decydować, od ciebie samego zależy, jak powinieneś postępować, jak barkę kierować. Ciągła presja — jak postąpić? Zaczynam już wątpić. Nie zrozumiem tego wszystkiego na raz, tak łatwo wmawiamy innym zło, że się nie da, "że coś". Poskładałem to w całość właśnie dziś, od chwili, po której ukochana osoba zamyka przede mną drzwi. Zarzuca na mą szyję ciasno linę, zrzucając całą tę winę — pętla zaciska się w krótką chwilę. Dla mnie — wielkie zaskoczenie. Biorę głęboki ostatni wdech, dociera do mnie, że ona pragnie, bym zakończył ten sen... Jeszcze chwila i bym zrozumiał, co naprawdę oznacza pech. Ten ostatni łyk tlenu wykorzystany w całości. Nie wiem czemu — śmieję się, choć przenika mnie lęk, obawa, że Kamil właśnie wykrztusił swój ostatni wydany dźwięk. Siła znacznie spadła w dół, zgasiła cząstkę nadziei. Osiada kurz, tli się jeszcze we mnie wiara, widzę, że opadła szara kotara. Nie słyszę poklasku, jedyne, co słyszę, to jak pękam w pół przy wrzasku. Szczelina w mym sercu, blizna na wierzchu — nie przeoczysz mego stresu. Gdyby nie wewnętrzny, ledwo słyszalny kierunek, pogrzebałbym swój wizerunek, przegrany los. Ciarki na mym ciele, widzę siebie jako wisielca, jako straceńca. Zrobić to niczym oszust i słyszeć swe imię na każdej parze ludzkich ust: "że on miał zły gust, zatracony tchórz." To zbyt proste. Ja nie chcę tak już. Doświadczam to drugi raz, tym razem mój różaniec wisi na mych bliskich drzwiach, tuż pod stopami — lecz to tylko w snach. Kamil Kaczyński — "Nieświt"
    1 punkt
  37. wolne życie letnie owoce - udane słowne zestawienie :-)
    1 punkt
  38. @Leszczym Nie ma to, jak o sobie źle mówić, to się bardzo fajnie sprzedaje. Jak się chwalisz, i tak nikt tego nie słucha i nie wierzy. Dobrego dnia, Michale :)
    1 punkt
  39. @Leszczym To nie było o Tobie, mam nadzieję :) Oglądam teraz filmiki na YT, o porzuconych zwierzętach, pieskach, kotkach, często jeszcze przywiązanych do drzewa, albo skutych łańcuchem, zabiedzonych, wychudzonych, chorych, kalekich, masakra :( @Waldemar_Talar_Talar, dziękuję :)
    1 punkt
  40. @Dagna No widzisz, nawet jak się złoszczę, to jest zabawne. Złoszczę się jak każdy, czasem, ale i tak nie na zawsze, nie na bardzo długo. Pozdrawiam również :)
    1 punkt
  41. @violetta Wierzę, bo inaczej bym się chyba zaćpała :)
    1 punkt
  42. Ten wiersz "Po kilku latach" i powyższe komentarze bardzo trafne, przywołał mi skojarzenia z "Propagandą sukcesu" a o tym obrazowo śpiewał Andrzej Rosiewicz. Rosiewicz śpiewał, że już nie żyje "Ona" ale jak to jest? Czujnym trzeba być zawsze.Wstawiłem link do tej piosenki, warto posłuchać i przypomnieć sobie te czasy, może są aktualne? Pozdrawiam Adam https://www.google.com/search?q=szła+na+wschód+Rosiewicz&oq=szła+na+wschód+Rosiewicz&aqs=chrome..69i57j0i22i30l2j0i751l3.17808j0j15&sourceid=chrome&ie=UTF-8#fpstate=ive&vld=cid:554431d5,vid:2wMNL12UYOo,st:0
    1 punkt
  43. @Ewelina są fantazji i życia :)
    1 punkt
  44. @Rafael Marius co prawda, to prawda. Życie to jednak niespodzianka. Spodziewać się niespodziewanego to chyba dobra strategia życiowa.
    1 punkt
  45. @Naram-sin ale w tym przypadku chyba tak dla mnie to jest komplement - nie umiem się śmiać we współczesnych kabaretach (toporna a czasem wręcz żenująca "satyra") @iwonaroma bzu nie należy zrywać więdnie natychmiast cięty za to na krzaku bywa frymuśny i przepiękny i jeszcze przypomnę:
    1 punkt
  46. Na taksówkę czekaliśmy około piętnastu minut, kończąc powoli rozmowę i wyglądając przez okno, czy już przyjechała i oczekuje. Gdy kierowca zatrzymał auto pod moim domem, zatelefonował do Jerzego. Ten, odebrawszy połączenie, poinformował go, że zaraz wyjdzie, po czym pożegnał się z moją mamą. Wręcz galanteryjnie: nachylając się, aby pocałować jej dłoń. - Miło mi było pana poznać... Jerzy - przezwycieżyła niezdecydowanie. - Mam nadzieję, że do zobaczenia wkrótce. - Z pewnością, proszę mamy - uśmiechnął się w odpowiedzi. - W każdym razie taki jest plan. - Doskonale - moja mama też pozwoliła sobie na uśmiech. - Chodź już, Jerzy - teraz ja pozwoliłam sobie na więcej bezpośredniości. - Przecież taksówka nie będzie czekać zbyt długo. Uśmiechnął się lekko, kwitując moje zniecierpliwienie. - Chodźmy - odparł spokojnie i otworzył drzwi, przepuszczając mnie i ciągnąc za sobą walizkę. Taksówkarz wysiadł na nasz widok, otworzywszy uprzdnio bagażnik. Odpowiedziawszy nam "Dobry wieczór", schował doń postawioną na jezdni walizkę. W międzyczasie Jerzy otworzył mi drzwi z prawej strony, a gdy wsiadłam, zamknął je za mną i przyszedł na drugą stronę samochodu, aby zająć miejsce z mojej lewej strony. - Kurs będzie do hotelu w Rumii - odpowiedział na pytanie kierowcy, ująwszy uprzednio moją dłoń. - Przy ulicy... - tu podał dokładny adres - po czym wróci pan pod dom, spod którego właśnie ruszyliśmy. - Tak, proszę pana - przytaknął taksówkarz. Przytuliłam się do Jerzego, nagle posmutniała i niespokojna. - Jerzy, czy my dobrze robimy? - szepnęłam mu do ucha. - Nie mogę zaprzeczyć, wszystko wygląda dobrze, zależy nam na sobie, ale... A jeśli wkrótce?... Mocno uścisnął mi palce. - To nie miejsce na tę rozmowę - odparł równie cicho. - Porozmawiamy o tym kiedy indziej. Nawet jutro, jeśli zechcesz. Ale ja nie mam wątpliwości. Popatrzyłam na niego rozumiejąc, że celowo spogląda przed siebie. Nie chcąc, abym odebrała jego spojrzenie jako coś, co ma mnie spróbować przekonać, a co - o czym oboje wiedzieliśmy - wypadnie sztucznie. Tym samym aprzekonująco. - Przecież ty też w gruncie rzeczy ich nie masz - powiedział po chwili, również szeptem i takim samym tonem. - Prawie nie mam, pomyślałam. - Prawie. I tu jest kłopot! Bo wciąż je mam, chociaż wiem, że nie powinnam. Łatwo ci mówić, Jerzy, ty nie zmagasz się z własną traumą!! Ty nie dźwigasz ze sobą bólu i lęku po skrzywdzeniu i porzuceniu! Ty nie płakałeś!! Ty nie rozpaczałeś nocami, tuląc poduszkę, bo tylko ona ci została zamiast!! Ty nie... Zbyt późno poczułam, że moja dłoń drży. I że drżę cała, przytulona do niego. Musiał to poczuć! - przeraziłam się. - A niech to wszyscy... Spojrzał na mnie. Powoli. Przeciągle. Pozornie w zwykły-niezwykły sposób, jak zawsze - a przynajmniej jak często. Ale tym razem w jego wzroku zobaczyłam coś, czego dotąd jeszcze nie widziałam - a w każdym razie nie w takim natężeniu czy też ilości: obawę o mnie. Zrozumiałam nagle, że wszystko, czego domyślał się do tej pory, teraz stało się dlań pewnym. Oczywistym. Podążył spojrzeniem za moim ruchem, gdy sięgnęłam do klamki. Przytrzymał mocno moją lewą rękę, nie pozwoliwszy mi jej wyrwać. - Proszę się zatrzymać! - polecił kierowcy. - Już!! Voorhout, 20. Kwietnia 2025
    1 punkt
  47. Boże, jesteś tak wielki, że zasłaniasz cały horyzont! Czy "wszechmogący" - tego nie wiem. Nie dałeś mi się poznać od tej strony. Każdego poranka ubieram wątpliwość w kożuch Z mleka. Jakikolwiek pewnik jest mocarnym tąpnięciem. Trwa ułamek sekundy. Życie? Kasyno, w którym gra się na zwłokę. Nie oszukuję genealogicznych drzew wmawiając im, że "jeszcze tu chwilę pobędę" - skołowany umysł co sekundę pakuje nesesery. Biblia, pasta do zębów i wspomnienia: poprzednich pakowań w poprzednich dzisięcioleciach. Stacja końcowa: zawsze labirynt, po którym krążę jak spanikowany szczur. W końcu ląduję na skrawku znajomej rutyny wypolerowanej każdym krokiem ludzi, którzy opuścili chwiejny pokład naszej koegzystencji. Rajskie jabłko. Nikogo nie częstuję. W lustrze - Wilhelm Tell. Czasem łaszę się do siebie jak skunks. Albo biznesmen z pustą teczką pełną wyrafinowanych oszustw. Bywam bileterem - wyłącznie filmów zdjętych z afisza. List w butelce. Ostatni numerek na poczcie. Bez potwierdzenia odbioru. Czy kiedyś jeszcze pokocha mnie ktoś poza skórzaną tapicerką w obcych samochodach? Z głębi swojej wiary - nie uwierzę. Dlatego zawsze się żegnam. Na amen.
    1 punkt
  48. Pospacerowy wieczór upłynął nam bardzo miło: na lekkiej, owocowej kolacji - dla Milanka truskawkach ze śmietaną, a dla nas plastrach ananasa do kawy - i rozmowie. Moja mama towarzyszyła nam i pomimo mojej obawy, że Jerzy będzie miał coś przeciw temu, albo że z powodu obecności synka rozmowa nie do końca będzie swobodna - cała potoczyła się naturalnym torem. Chwilami mój synek, najwidoczniej przysłuchując się, włączał się w jej tok - ku mojemu i swojej babci zdziwieniu - jak dorosły. Cóż - pomyślałam już przy drugim jego wtrąceniu - wygląda na to, że przez całą tę sytuację z nieobecnym ojcem stał się dojrzalszy, niż myślałam. A teraz, przy Jerzym, ten jego szybszy rozwój po prostu uzewnętrznił się. Uśmiechnęłam się do swoich odczuć: zdaje się, że podjęłam właściwą decyzję. Chyba faktycznie coś - jakaś duchowa siła - pokierowało mną wtedy... I chyba spotkaliśmy się nie przez przypadek. Zaraz, przecież Jerzy już kiedyś powiedział, że przypadków nie ma! Czyżby to wszystko przewidział? - znów się zaniepokoiłam. - To w gruncie rzeczy nieważne - odparłam sobie po chwili. - Bo nawet gdyby, to co z tego? Obejrzeliśmy potem film. Trafem tego wieczoru Polsat wyemitował "Birds", jeden z bardziej lubianych przez Milanka obrazów. Jerzy przez większość tego czasu milczał, zerkając na niego od czasu do czasu i uśmiechając się. Na mnie, co też zauważyłam - i po kobiecemu przemilczałam - zerkał niby mimochodem trochę częściej. Naprawdę mu się podobam, uśmiechnęłam się do siebie raz i drugi. Ciekawe, czy zauważył i te moje uśmiechy? Pewnie tak... Jerzy odczekał do końca wspólnego oglądania. Gdy film dobiegł końca, podniósł się razem z nami z kanapy. - Dziękuję za przemiły czas - powiedział, wyraźnie kierując te słowa jednocześnie do wszystkich nas współobecnych w pokoju. - Na mnie już powoli pora, a i wam - szczególnie tobie, Milanie - czas spać. Dotknęło mnie - rzec, iż uderzyło, byłoby za dużo - że Jerzy znów zwrócił się do mojego synka jak do dorosłego. Mam tu na myśli także ton. Zauważył coś, co mi jako matce umknęło? - zadałam sobie kolejne tego wieczoru pytanie. - Bo czyżby była to tylko maniera? - Milanku, pożegnaj się... z Jerzym - zawahałam się, apewna, czy nie powiedzieć "z panem Jerzym". Od razu jednak zmieniłam zamiar: nie pora na wprowadzanie dystansu tam, gdzie przyszedł czas na budowanie rodzinnych więzi. - Dobranoc, Jerzy - mój synek najwyraźniej nie miał tych co ja wątpliwości. - Dobranoc, Milanie - odparł Jerzy, przykucając. Reakcja synka zaskoczyła mnie kolejny raz. Bo oto, najzwyczajniej w świecie i znów jak dorosły, odrzekł: - Dziękuję ci. Miło mi było cię poznać - po czym wyciągnął do Jerzego rękę, którą ten uścisnął w odpowiedzi. Gdy Jerzy wyprostował się, wymieniłam z nim szybkie spojrzenie. - Zaczekaj na mnie, aż Milanek zaśnie - rzuciłam, biorąc synka na ręce i wchodząc z nim do jego pokoju. - Odprowadzę cię. Zaczekał. Voorhout, 6. Kwietnia 2025
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...