Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 16.02.2025 uwzględniając wszystkie działy
-
widać za mało tęskniłam wierszem bez przekonania czy małowiernie optymistyczne klomby w marzenia dopełniaczowe niecierpki cierpień co tam u ciebie ta sama bieda ciągle za mało do powiedzenia te same meble ze stanowczości albo uporu nie lubię sprzedaj mówiłeś ludzie nie chcą dziś prawdy przecież kłamałam przez całe życie za co ta kara czyżbyś uwierzył w słowa motyle w ćmy jasnolice a ja wciąż sklejam potworki z myśli zlepiam bezsensy bez rąk i nóżek mija godzina kilka miesięcy sto lat minęło więc gdzie są róże8 punktów
-
Kiedy będę już stara to sprawię sobie miękki fotel. Postawię go na skraju lasu tam, gdzie słońce składa swoje promienie. Sosnowe igły usypią się na moich ramionach pledem, a cisza ułoży miękko na kolanach kota i wymruczy dawne wspomnienie. Kiedy będę już siwa, to bosą stopą pobrodzę po rosie i nazrywam kwiatów macierzanki. A potem zawieszę je pod spróchniałymi belkami. Wieczorami zaparzę herbatę w miedzianym czajniku. Krzątając się po minionych latach. wpuszczę księżyc przez okno i znajdę cię między wierszami.7 punktów
-
Jak na to patrzeć? Jak to rozumieć? Jesteśmy strasznie inni... Często się krzywię. Brzydzi mnie na myśl... Jaki ty jesteś dziwny.6 punktów
-
w strudze zimnego powietrza misterium wody wymykające się słowom w klepsydrach oczu kotredans wspomnień kręci człowiekowi w głowie wokół szare chmury i śnieg leży nieruchomo na kałużach z kutego srebra za małe mam dłonie bym mógł ogrzać zmarznięte drzewa6 punktów
-
Opowiem wam bajkę o lesie co żył - chwilą obecną, choć długo już był. Niejeden go przeszedł, słyszał o wielu, a on dalej rósł, pnąc wciąż do celu. Nie rozpowiadał obcych tajemnic, choć mnóstwo z nich mogło go gnębić. A może po prostu już nie pamiętał co było wczoraj, wszak dziś jest świętem. Napawał się słońcem, wiatru powiewem, brat bratu cicho pomagał w potrzebie. I żaden buk, dąb czy sosna, nie rozmyślali po co tam rośli. Szumią o dzisiaj, wczoraj już nie ma. Czy będzie jutro? - zagadki temat.5 punktów
-
Tak, przy okazji a ja wciąż sklejam potworki z myśli zlepiam bezsensy bez rąk i nóżek mija godzina kilka miesięcy sto lat minęło więc gdzie są róże * róże są w słowach które zostawiasz pocieszasz oczy gdy je czytają ja dla przykładu z tą samą biedą roziskrzam serce i... ciągle mało takim potworkom myślom sklejonym dam przyzwolenie w każdej sekundzie niech mija miesiąc za nim rok cały bo przyjdzie chwila że się rozsmucę wokół bezsensy zdarzenia biegną a w kołowrotku człowiek zdumiony szuka nadziei matki od - głupich - a tych nie sieją - rodzą się z nowa dlatego ciągle jakby na przekór promyki zbieram gdy gwiazda świeci ale nocami kiedy czerń gada szukam światełka na szare życie * strofka z wiersza Ali Wysockiej, pt. "Przy okazji"... Ala, inspiracją Twój, zatem.. ten, jw. dla Ciebie. luty, 20255 punktów
-
Dziewczynie klęczącej przed ołtarzem spadł ze stopy... więzienny drewniak. Klekot w kaplicy ktoś nagrał komórką. Narzeczony uśmiechnął się i spojrzał na JEJ szarą sukienkę a ona na małą plamę na jego czarnym garniturze.5 punktów
-
potrzebowałem twojej pomocy tak jak dzisiaj przyzwyczajenia przeważnie są gorsze od nałogów a za drzwiami jest inaczej każde pytanie ma odpowiedź dlatego wciąż wstawiam nowe okna i nie naprawiłem ogrodzenia4 punkty
-
okruchy chleba na stole to nie bałagan to smutna rozmowa rozmowa o łzach i głodzie które niestety świat szpecą okruchy chleba na stole to nadzieja na coś lepszego coś co smakuje ma w sobie moc która żyje4 punkty
-
rdzeń jądro żywogień skupiony w potężnej masie środek istnienia gwarancja i pewność blask samowiedza i mleko dnia3 punkty
-
3 punkty
-
lokomotywa przepędza nieprzesadnie głodne króliki wczoraj czekały na pospieszny i dwa ekspresy semafory spuszczają głowy we krwi jest mniej żelaza niż w stalowej szynie mogliśmy być wcześniej spalić papierosa dwa jeden umazany czerwoną szminką przez chwilę zlewamy się jak te tory w jeden punkt gdzieś w nieskończoności parę mostów stąd miast bez nazwy w rozmazanym oknie a może to jednak kropka i tak byliśmy tylko na wypadek żalu prawie ślepa babcia wykręca gdzieś numer chce spytać jak podróż czy kanapki dobre nikt nie odpowiada wini łącza i centrale nieznanych ludzi3 punkty
-
trudno w to uwierzyć zaakceptować też nie można nic naprawić gdy wiesz że jest jak jest odeszły słowa chciane wiosenną ścieżką już choćbyś oddał wszystko nie wydarzy się cud a jeśli tam pod niebem gdzie księżyc gwiazdką lśni spotkam śliczną ciebie więc pozwól się choć śnić3 punkty
-
Prawdziwy mężczyzna Powinien mieć swoją dziuple Taką w drzewie A tam pistolet W naoliwionej szmacie Zdjęcia kochanek Szklankę i wódkę3 punkty
-
3 punkty
-
nasłuchuję wiosennych szeptów wybudzonym pąkiem w słońcu przylatujesz pierwszym ptakiem chcę twojego gwarnego śpiewu3 punkty
-
@Nata_Kruk Wiesz Natka, mnie też inspirują niektóre wiersze, dlatego czasem odpowiem na wiersz jakąś strofką. Jednak nie zawsze, nie na zawołanie, nawet nie potrafię powiedzieć co o tym decyduje. Może niektóre metafory otwierają nowe perspektywy i poszerzają pole wyobraźni. Podziękowania i uściski :) @[email protected] Nigdy w życiu wszystkie kwiaty są piękne, związane przecież kokardą szczerych intencji, dziękuję ślicznie :)3 punkty
-
3 punkty
-
3 punkty
-
3 punkty
-
* * * nagie walenie tłuszcz powłoką dla zimna w polarnych wodach * * * ciało mniej waży figielkom nie ma końca mięśnie w zakwasach luty, 20252 punkty
-
Na szpitalnym łóżku niejedna dusza kona Chociaż czy kona? Może już w nieboskłonach Przez otwarte wyszła usta Jeszcze się odwróciła i rzuciła ostatnie spojrzenie Na to co już tylko cieniem Dalej chcę z nią snuć tę wizję Lecz już przecież nie umysłem Wzrokiem za nią nie podążę Słuch też już pozostawiłam Żadnym członkiem nie poruszę Bo odpadła od nich siła O nic też jej nie zapytam Wszak me ciało całkiem nieme Więc mam tutaj tak pozostać Gdy ona w zaświaty wieje? Jak to się stało? do tej pory zawsze razem Aż tu dusza osobno i osobno ciało? Jeszcze inne pytanie myśli me porusza Czy Ja to byłam ciało Czy może astralna dusza? A może duszy wcale nie ma Jest tylko ciało i tylko Ziemia? A jeśli jednak jest Oddziela się i zbliża do nieboskłonu To Może dusza po prostu Tęskni i chce powrócić do domu2 punkty
-
zawęża się pole rażenia nie widzę pod światło wyczuwam – poszerza się krąg oparzelin w grymasie from Glasgow nie wierzę w głód trwania po zmierzch człowieczeństwa2 punkty
-
Czytałem kiedyś bajkę z morałem, O dziewczynce co na mrozie została z zapałki żarem, Los zapisał bajkę bez morału, O dzieciaku co w samotności zdychał pomału. W bajce były nie bajeczne zdania, O miłości w której nie zdobył uznania, O dziewczynach które księżniczkami nie były, O uczuciach które go zabiły. Baśń ta opisywać mroku się nie bała, Każda wybranka go wyśmiała, Każde zdanie wypowiedziane pamiętał, Każdej nocy długiej w bólu trwał. Bajeczka żałośnie zabawnie opowiadała, Jak ze łzami w oczach siebie "karał", Jak z bladej skóry czerwień się lała, Jaki piękny kolor żyletka miała. Powieść wcale długa nie była, Nikomu żal nie było że tragicznie się zakończyła. ~GrimM2 punkty
-
2 punkty
-
Do własnej melodyjki dwa krasnalki on i ona żyją hen nawet trochę nie są razem tak to jest na zielono pomalujmy im ten dzień by zanucić gromko śpiewnie głośny szept: nie śpij grzybku w swojej baśni przeznaczenie zbudź i szlus niechaj wreszcie coś załatwi musi móc *** wilki sarny i zające szumią też jak rozwiązać ów dylemat licho wie dziś na żółto popaćkajmy każdy cień żeby zabrzmiał znów radośnie cudny śpiew: nie śpij grzybku w baśni nawet pytaj licha przecież wie ale myśli ma koślawe w kwestii tej *** wtem na niebie całą gębą gwiazdka lśni nawet księżyc zapytuje czy to tyś każdą stroną jest zdziwiony jego zmysł więc śpiewajmy najradośniej także dziś: aleś durny ja to przecież piękniej cieplej uwierz mi wiatr wiosenny nam to rzecze w dłuższe dni2 punkty
-
2 punkty
-
(Głodny księżyc) Pod imieniem Eulalii, czyli „Dobrze mówiącej”, – Jedno z imion Ciotki. – Czyż dlań komplementu słońce? Pod imieniem Modesta, więc „Z umiarem” „Skromnego”. Pod znakiem Lwa, symbolu dla silnego, odważnego. Pogoda dość mroźna przy jej ostatniej łagodności. – Czujnyż indiański obserwator zza egzotyczności? Dla ciała błysnęła mi znakiem na dziś dzień choroby. Przejdzie jak wiele? Czy jak któraś musi między groby? Ale „póki my żyjemy”, póki ja jeszcze żyję, Niech stan ciała może przejściowy mi duszy nie wyje! [1] A tu pan polityk powiedział, oraz ludzkie trendy... – I choćby pełni, żeby mieć pretekst uciec którędyś. To był sen? a może nie? czyżby jedynie marzenie? Wielka woda – morze „nieżywe”-„pustynne”, stworzenie Jeśli jakieś, a przecież zapewne wśród tych mas wody, Skryte za płaszczem nieożywionej ciało przyrody. Przyszedł mi do głowy mikry kryl i wielki wieloryb, Nieukazujący się i nienależący do ryb... Samotny we śnie, wołam w głębię bądźże pozdrowiony Patrząc czy mi pustka odpowie znakiem utęsknionym. I „głębia” odpowiedziała: drryyy – dość zaskakująco, Na znak straszliwy, że dzień i spanie ma się ku końcom. PRZYPIS [1] Chodzi o wyjedzenie jak w „Panu Tadeuszu” Adama Mickiewicza „rosa oczy wyjje”, a nie o wycie. Ilustrował program „Imagine”, pod moje dyktando.2 punkty
-
@Łukasz Jasiński Bardzo dziękuję Panie Łukaszu @Waldemar_Talar_Talar Dziękuję Waldemarze w końcu jesteśmy na poetyckim portalu, więc trzeba się starać ile wlezie Przy czym nie mam na myśli ilości. Miłej niedzieli :)2 punkty
-
2 punkty
-
2 punkty
-
Dziękuję:) ::) Dziękuję:) Dziękuję:) @[email protected] dziękuję,:) @akowalczyk dziękuję:)2 punkty
-
2 punkty
-
* * * na drzewach okiść nieruchomieją auta w wędrówce klępy * * * chmura zrzuca śnieg bałwanki na parkingu rysunki chłopca luty, 20251 punkt
-
@mariusz ziółkowski nie widzę ani jednego i to stwierdzenie o przyzwyczajeniach gorszych od nałogów, dla mnie dziwoląg ale cóż rzecz gustu Kredens pozdrawia1 punkt
-
@Marek.zak1 a wiesz za Twoją sugestią poprawiłam, a za rewelację bardzo dziękuję i pozdrawiam Kredens1 punkt
-
A więc przychodzą do mnie. Przychodzi to i owo. Na jawie. We śnie. Przyszło ono albo ja-ono. Dziwna hybryda zawieszona w substancji czasu. Coś, co się wczepiło, bądź wczepia wciąż pazurami w słoje dębowej klepki albo potrójne drzwi starej, matczynej jeszcze szafy. Udekorowane w skrzydlate halucynacje błyszczącego forniru, mimo że pościeranego tu i ówdzie przez zapomniane już epoki i lata. Chodziłem. Chodziłem. Chodzę nadal korytarzami jakiegoś instytutu albo szkoły. Albo byłem zajęty przekładaniem stosu papierów od czoła, od ramienia, od ręki… I szukałem wszędzie. Szukałem czegoś ważnego, bądź szukam czegoś, co się kryło w odmętach szalonego umysłu. W tych stukach i szeptach. W echach i pogłosach nikłego pierzchania kroków. Coś się kryło pod tynkiem. Pod wiszącymi od wieków plakatami wielkiej kinematografii. Kreski i koła. Twarze. Wszędzie twarze, rozczapierzone palce… Szeroko rozwarte oczy. Niewidzące. Martwe. Jak oczy mojej umarłej matki. I te oczy. Wszędzie wpatrzone. We wszystko, co ruchome i nieruchome zarazem. Oczy widzące na przestrzał w powietrzu płynącym na lśniących cząsteczkach kurzu. I w tym powolnym przepływie, w piskliwym szumie, w snopach bladego świtu, co wpada przez okna. Idę korytarzem po podłodze z dębowej klepki, omijając sęki, brunatne kropki, plamy gnilnego rozkładu… I w tym rozochoconym stadium syndromu Aspergera, w tej nieokiełznanej ciszy, w tym powtórnym wstąpieniu w obszar pomiędzy snami, w tej ekstazie pustki wypełnionej powietrzem o nikłym zapachu woskowej pasty, w tym skrzypieniu podłogi od nie wiadomo czyich kroków... Albowiem unoszę się w powietrzu i płynę. Przepływam bramy nieistnienia. W tej,… … w tamtym, w tymże, w tym… Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Więc do kogo ja to mówię? Do nikogo. Albo do wszystkiego, choć martwego jak zimny kamień. Omszony głaz zagłębiony do połowy w błotnistej brei. Na ścieżce. Na drodze. Na leśnym dukcie. W polu pełnym gwiżdżącego wiatru. W zarośniętym ogrodzie. W nieskoszonej trawie. W plątaninie gałęzi, korzeni… Pełnej liści brunatnych, wilgotnych, błyszczących w jesiennym odlewie, co się czai po kątach w mgłą zasnutych zakamarkach. Cichych. Wiesz, ja tu jeszcze wrócę, choć jestem. Choć nigdy tutaj nie byłem. Tak jak nie byliśmy tutaj nigdy, choć byliśmy wiele razy we śnie, ale tak, jak tylko można być we śnie. Czy ty mnie słuchasz? Milczysz, kiedy mówię. Albo milczymy razem jak te dwa ciche drzewa, pnie. Wyłamane, spróchniałe kikuty. Kto tu jest? Nie ma nikogo. Jakieś posągi, rzeźby, popiersia. Podobizny obojętnych za życia ludzi. Ale wykute z niezwykłą starannością o szczegóły i detale. I detale…W pracowniach otwartych na oścież gipsowe odlewy, kamienne bryły, okryte folią, stojące w kącie, równo, jak na wystawie. Młotki, dłuta. Jakieś rupiecie. I cement, gruz. Oprószone wszystko białym pyłem zapomnienia. A teraz słuchaj. Słuchaj. Nasłuchuję. Ale czy ten ktoś też nasłuchuje? Ten ktoś? Czy ty? A może nikt? W ciszy rozchodzą się szeptane słowa, których treści nie sposób zrozumieć. Wychodzą skądś, z każdej ściany, żeliwnej rury, kaloryfera… Z każdej szczeliny, z każdego pęknięcia… Słychać powtarzające się trzaski i zgrzyty igły rysującej spirale rowków gramofonowej płyty. Na koniec, na zakończenie jakiejś historii. Jakiegoś muzycznego monodramu… Na podłodze leży porzucona skuwka od długopisu. A więc ktoś tu był. Przez okno. Przez cały rząd otwartych okien wpada postrzępiony blask wstającego słońca. Gęstniejąca łuna idąca migotem przez liście, gałęzie kasztanów. Ponad murem zapleśniałym w jakimś nierealnym lecie. Gdzieś. Gdzieś w miejscu już nieistniejącym. A jeśli nawet istniejącym, to tylko dla mnie. Albo i dla ciebie. Jak wtedy, kiedy szliśmy ścieżką, idziemy otumanieni bezkresem wiatru niosącym maleńkie płatki żółtych kwiatków. A więc, kiedy szliśmy w tym deszczu, który kładł się lekko na nasze głowy, zerwałaś grono z drabinki dzikiego wina. Upajając się smakiem, podałaś mi kilka ziaren miłości. Ustami. Pomiędzy gałęziami wychylonymi znad płotu, co wonią aromatu kusiły wszystkie pszczoły. I ptaki, gdzieś szły, szybowały. Leciały w przestwór głębokiego nieba. W miejscu już nieistniejącym. A więc to już było. Minęło… Zaraz, zaraz… Kto tam tak błyszczy? Lśni i mieni się w butelce? W trunku tym wykwintnym, w którym przechodzę przez tysiąc przezroczystych bram. Marynarz? Młodzieniec? Dojrzały mężczyzna? Stojący plecami w czarnej, skórzanej kurtce. Stojący plecami i zwrócony do mnie bokiem swojej pięknej twarzy. Ze wzrokiem widzącym wszystko. Ze wzrokiem wiedzącym o mojej obecności, choć nie patrzącym na mnie, tylko tak jakby w przestwór zobojętnienia. Ale jednak wzrokiem wiedzącym i widzącym na przestrzał. Na całej długości amfilady półmrocznych pokoi w jakiejś przytłumionej budowli. I ten wąs. Ten czarny wąs przystrzyżony. Wąs pełen lśnienia. I usta uchylone. Półotwarte. Pragnące. Chciwe. Usta zmysłowe… Czy ty mnie choć trochę kochasz? Bo widzisz, ja ciebie... I kocham cię ponad wszystko. Ale czy ty mnie. Czy ty, chociaż trochę… * Rozkładam ręce. Wiruję. Wiruję coraz szybciej wokół czarnej dziury… Dotykam jej. Tej wirującej z prędkością światła obracającej się sfery. I wyczuwam. Wyczuwam ten ruch niebywałych porywów kosmicznego wiatru. I wyczuwam je opuszkami palców. Ustami. Jakbym dotykał ust umarłej przed wiekami kochanki. Jakbym całował ją poprzez cienką woalkę. Lecz będącej w formie horyzontu zdarzeń, który już na powrót niczego nie przepuszcza a tylko więzi na całą wieczność. We wnętrzu. W osobliwości… Dopóki nie wypromieniuje do końca cała materia wszelkiego istnienia. Tak więc składam się z setek milionów, miliardów migoczących cząstek, będąc rozgrzanym dyskiem akrecyjnym. Gazem ściąganym po spirali. Wchłanianym tak szybko, że coraz bielszym, aż do oślepienia. W lodowatej próżni wszechświata. W jakiejś szczątkowej formie niesamowitego majestatu. W jakiejś aureoli… Wiesz? Czas tu jest względny. Czas. Dylatacja czasu. Ty mnie widzisz w mgnieniu. Widzisz mnie rozciągniętego w obszarze magnetycznego pola. Za to ja widzę ciebie po miliardach lat. Widzę cię zmienioną. Rozmytą w czasie. W molekularnym obłoku. W resztkach. W niczym… Rozpadniętą dawno na całe roje subatomowych cząstek. Rozbitą na kwanty elementarnego bytu. Poszatkowaną strumieniami olśniewających dżetów, jakby mieczami pradawnego kwazara. Wielkiego światła. Wiesz? Oboje jesteśmy już niczym. Za dużo czasu rozparło się między nami. Jak ta pleśń. Jak te złogi skamieniałej martwoty, co puchną w nieskończonych przestrzeniach nieubłaganej entropii… * Przechodzą. Przechodzą. Przystają. I znowu idą dalej. I dalej… Trącają czubkami butów w to truchło rozpadłe. Chcący albo i niechcący. W te resztki rozwleczone przez gnojniki, przez chrząszcze zamieszkujące spróchniałe konary drzew. Słońce świeci jaskrawo. Złoci się. Na gałęziach rozwiesza swoje świetliste nitki. Na szeleszczących w powiewie liściach. Tworzy inne ściany. Inny ogród. Inne w parku ścieżki. Już inne... (Włodzimierz Zastawniak, 2025-02-16)1 punkt
-
@Leszczym A może to Archipelag.........pomyślałam.Pozdrawiam niedzielnie.... @Bożena De-Tre Prowokuje i to jest cenne. Jedno zdanie a tyle szufladek.1 punkt
-
@violetta Oddech wszyscy łapią, śnieg bielą oskarża, nie daliście szansy, rozświetlić mitręgi. Poszóstny... i ginę, spływam do przerębli, placuszki na trawie, to ostatnia marża. Pozdrawiam Violu niedzielnie w wiosennym uśmiechu!1 punkt
-
@m1234 Dziękuję raz jeszcze :) Lubię dysputy na temat pisania, zawsze się z nich nauczę czegoś nowego. Cenię sobie sympatycznych i mądrych ludzi, miałam też trochę szczęścia do dobrych nauczycieli i myślę, że to nie koniec Pozdrawiam :)1 punkt
-
@UtratabezStraty Ale pojechałeś ;) Sacrum i profanum - więzienie i ślub, brud i czystość, teraźniejszość i przyszłość. I ten drewniak! Klekot? To raczej odgłos filmowego klapsa (zmieniłbym to "nagrywanie" na streaming live!), tak więc Klaps! (nie klekot ;)) i jedziemy... ... a w dzisiejszym odcinku, proszę Szanowni Widzowie Zamknięci W Tych Cudownych Banieczkach Live, rozpoczniemy od wiwisekcji wszelkich skaz bohaterów, bo nie darmo panna ma SZARĄ ślubną sukienkę, a nieszczęśnik PLAMKĘ na garniturze! Tak! Tak! Już po reklamach dowiecie się o tych wszystkich świństwach i niecnych uczynkach. Małe rzeczy wielkie skazy! W końcu nie na darmo trzymamy w tajemnicy, kto siedzi i za co! Zatem otwieramy usta w niemym zachwycie, poprawiamy pieluchy i grzecznie czekamy... Reklama! PS. Pozwoliłem sobie, bo lubię takie kadry, fajny wyzwalacz dla wyobraźni. Gratuluję!1 punkt
-
Witam - widać za mało tęskniłam wierszem - poetyckie otwarcie wiersza - podoba się - Pzdr.serdecznie.1 punkt
-
Rozebrali was na czynniki pierwsze, a stało się to wszędzie i nigdzie: na dworcu, w mieszkaniu, w parku. Płakałyście, płakaliście, a często tylko posłusznie unosiliście biodra (im z niecierpliwości drżały ręce) Mieliście, miałyście wiek każdy i żaden: lat cztery, osiem, dwanaście, dwadzieścia. Ubrane, ubrani w: koronkową bieliznę, krótką sukienkę, sweter po babci. Zwykle nie ginęliście od razu; nie było w tym nic dziwnego, przecież ludzie na co dzień skaczą z ósmych pięter, wykrwawiają się w wannach i przedawkowują diazepam. Czasem ginęliście tak wolno, że śmierć zajmowała wam resztę życia – naprawdę, nie ma się czemu dziwić. Mówiono wam często: jesteście egoistami. Dlaczego nie obchodzą was głodujące dzieci, kryzys gospodarczy? Milczeliście i szliście do swoich pokoi. A tam wszędzie krew: na podłodze, dywanie i przede wszystkim w lustrze. Potem szliście pod prysznic; woda spływała na ciała brudne od śladów, których nie dało się zmyć żadnym mydłem. Ale przecież nie stało się nic takiego – na świecie głodują dzieci, są kryzysy gospodarcze, myśleliście, i szliście spać, nie mogąc spać; sny pełne były tych palców, ohydnych palców, które były waszą winą, bo pozwoliliście (a przynajmniej tak twierdziła opinia publiczna). Budziliście się cali mokrzy i brudni trzydzieści razy każdego miesiąca; nie ma w tym nic dziwnego, myśleliście, po czym kupowaliście: żyletki, sznury, białe opakowania, modląc się o ostatni ratunek, względnie zmartwychwstanie (bóg nie kocha samobójców). Ale nikt nie przychodził, nigdy nikt nie przychodził, bo przecież nic właściwie się nie stało1 punkt
-
@Rafał Hille A niechżeby ta dwójka dała sobie kiedyś parę minut swobody przed odjazdem - nawet kosztem obniżenia poziomu mikroelementów w wyniku inhalacji nałogu, skutkującego tymże obniżeniem oraz – oczywiście! – czerwoną obwiednią, która w obrazku zawsze budzi spore napięcie ;) A tak? Wszystko na ostatnią chwilę, jak te nieszczęsne króliki, ubezwłasnowolnione regularnością przebiegów kolejowego taboru. Dobrze, że – jak rozumiem – jednak zdążyli, wsiedli, a punkt zamienił się w rozmazaną falę. Bo to przecież względne, co i w którym kierunku rozmywa się w ruchu i na osi czasu. Obrazek ciekawy, a jeśli odczytuję go dobrze – jest jeszcze babcia, a tak naprawdę kolejna inkarnacja Heisenberga, która złośliwie wprowadza tutaj swoją nieoznaczoność. Bo jak inaczej ocenić nietrywialność jej stanu w obliczu tylu niewiadomych… Wiersz mi się podoba.1 punkt
-
Wielki tumult ludzi opasany szarością; Posuwa,przeciska,brnie przez ogrom betonowy. A oni pośrodku bezmiaru ogarnięci samotnością; Stoią--ulatując ku wyżynom nowym. Ciało-od--duszy, Dusza--od-ciała. Rzeczywistość przepustan się oddala; Kiedy dwa rozgrzane,stopy nieokrzesane Wirówką namiętną całościowo wymieszane; Ekstazy stan osiąga... przerywając. Hydrolium--oddzielając, Oddzielając--Duraluminium. Zimnem bezwzględnym do cząstek zmrożone, Pęka ogniwo starannie złożone. Kiedy kochankowie murem są rozdzieleni; A długi jak rzeka z cegliwia, wbity w głąb ziemi. O-gubiona--myśl, Myśl--o-szproszona. Cości-pękło,cości-stękło zamęt wdraża, Wolfram grzeje, stożek szklisty się rozpada. Wkracza--P.U.S.T.K.A--stopiona; Z żalu stworzona... Skręt--w lwent, W prent--skręt. Wielki tumult ludzi opasany szarością; Posuwa ,przeciska, brnie przez ogrom betonowy. Niczym posąg, marmurowy niczym niewzruszony, Stoi wypatrując...starej rzeczewistości[ą]...1 punkt
-
@violetta ... :) @Domysły Monika ... ehh.. za bajzlem świata, to chyba już nikt nie nadąża... ;) ale to, co napisałaś, bardzo fajnie dookreśliło.. kobietę.. z tej 'składanki'. Dziękuję. @iwonaroma ... nie ponad miarę chyba.. eksperymentalnie.. ot, po prostu "składanka". Dostawiam już 'zgubioną' literkę. Dzięki. @Starzec, @Andrzej P. Zajączkowski, @Robert Wochna... Panowie, dziękuję1 punkt
-
@Jacek_Suchowicz Witaj Jacku Kiedyś przeczytałam, że zanim prawda zawiąże buty, plotka obleci już cały świat, czy tak jakoś. Później że lepiej roznosić pchły niż plotki. Przesłanie jest raczej znane, doszyłam mu tylko rymowane falbanki. Dziękuję, że zawsze mnie czytasz ja Ciebie, również. Pozdrawiam :) @lena2_, @sisy89, dziękuję za uznanie :)1 punkt
-
Dosyć zagadkowe. Chyba jednocześni nie dam rady ;) Ciekawe, że przychodzi do głowy zimny gorski potok. Pzdr. 🌼1 punkt
-
Ty przychodzisz do mnie jesienią, w liściach żółtych, czerwonych, zielonych. Ścielisz dywan wspomnień nad ziemią, tkliwych uczuć, gdzieś w życiu zgubionych. Przypominasz dawne miłości, sentymenty zostawione na drodze, te zmartwienia smutki i troski, które przejął następny przechodzień. Ty przychodzisz do mnie kasztanem, spadającym wraz z wiatru powiewem. Żywym brązem zdobisz poranek, chcąc powiedzieć: "to piękno dla ciebie". Mgłami snujesz przeszłe obrazy, do miejsc wracasz, gdzie chwile szczęśliwe, aby chłodno czyny rozważyć i żałować, że młodość nie przyjdzie. Ty przychodzisz do mnie kwiatami, kapiesz złotem z wazonu chryzantem, ciepłym słońcem w firance omamisz, podszeptujesz, że czeka świat tamten.1 punkt
-
Słodkich złudzeń garstkę przynoszę Ci miła. Nadzieje z migdałów, które tak lubiłaś. Rodzynkową czułość w szampańskich pieszczotach, wspólne rozmarzenia; ja kocham, ty kochasz. Choć ostatnie słowa łatwo jest wymówić, nie lepiej powiedzieć: ja lubię, ty lubisz....1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne