Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 30.01.2024 uwzględniając wszystkie działy
-
to zwykły pionek może stać się wszystkim a król... wciąż potrzebuje ochrony i ruchy ma mocno ograniczone w dodatku bez przerwy straszony szach mat szach mat szach mat... i stracony11 punktów
-
Zmierzcha w głowie potyczki myśli przed kominkiem fotel buja się z własnym cieniem w szarościach futryn kot przemyka cichcem kaprys na kawę tymczasem sowy nawołują północ znużony sekundnik tka między godzinami podwórko i... dorastanie gdy rozgarniam cukier do filiżanki wpadają słowa styczeń, 20245 punktów
-
Nie sztuką kochać w łóżku lecz gdy smutek dopada Płakać na pokaz lecz wtedy gdy żal tuż obok Mówić prawdę która kłamstwem pachnie Ciągle uciekać tylko dotrzeć do celu Śmiać się z innych tylko z siebie Nie sztuką jest umierać sztuką to zrozumieć5 punktów
-
4 punkty
-
Bywa bardzo nieprzyjemnie Znów trzeba lizać rany zabliźniają się twardnieją To taki proces genetycznie zaprogramowany Jednak żyjemy, żyjemy Jeszcze jest czas Wkrótce kolejna wiosna Kolejnym bzem zakwitnie w nas Chociaż zmienieni Tu, lustro dla potwierdzenia Wystarczy jedno dobre słowo By wyjść z cholernego Cienia4 punkty
-
Jagusia. Pogodzona z przeszłością, upojona fantazją na spacer - śladami Mazowsza - po polach udała się. Alejami młodości szukała ścieżek miłości. Serce biło tak samo, ale już inny rytm. Bez pychy i bez dumy, świadoma błędów młodości, z plecakiem - wrażeń pełnym - tu czuła życia smak. Woły i ludzie to jeden gatunek – - myślała zapewne Jagna – - wyrzucona z rodzinnych stron. Na Boryny polach wciąż ptaki śpiewają, bociek kleci gniazdo, bo już jego czas. W gromadzie żyła, zrozumieć trudno – kto? gdzie? popełnił błąd. Z domu Jagusia, Jagna Boryny, Antka przekleństwo i zew. Nie ma już Antka i nie ma Hanki, wycinanych żurawi, co straciły blask. Zamilkł nawet lęk. Szukała siebie w chmurach, nie wszystkie swe mroki odkryła. Dziś Jagna swawolna i wolna, co nadmierną urodą grzeszyła przypomniała jej się. Poukłada swe życie od nowa, w sztuce odnajdzie się. Do pól, zagonów i lasów przywołał ją Jagny śpiew… w Borynowej izbie zbyt gwarno i ciasno, by usłyszeć mogła o czym szepce mysz…..4 punkty
-
chciałbym zapłakać lecz to za trudne nie umiem już bezpowrotne to się wydaje jak dusze za Acheronem to i ta kartka biała od lamentu mego nigdy nie nasiąknie czego czuję oddać nie mogę dusza za sucha nie chce już ognia tylko łez mych wzruszeń wyrazić nie potrafię tak bardzo chciałbym zapłakać3 punkty
-
rozpuściłaś włosy spadły kaskadą pieściły ramiona delikatnym goździkowym szeptem chciałem je musnąć dłonią ale wiatr okazał się lepszym tancerzem zawinął złote smugi wokół twojej szyi w rytmie walca ja stałem obok i upajałem się zapachem goździków3 punkty
-
tych miejsc zwiedzić się nie da nawet w tygodniu zamknięte kustosz z kluczem zaginął nikt tu już dziś nie zagląda zaszły tam nieład panuje smętnych myśli skrzepy zakurzone strupy i strzępy bez światła powietrza zatęchłe czy ktoś tam kiedyś się włamie chwyci za miotłę wysprząta tak abym zajrzał w głąb siebie na razie gniję od środka2 punkty
-
Świata uczuć emocji wrażeń i tak nie zamkniesz do klatki – choćby pojemnej – rozmyślnych słów, a nawet konceptualnej książki. Po co więc próbować tego dokonać? I tak ulecą i tak odlecą i najprawdopodobniej w całkiem nienazwane rejony nieobmyślonych i niecynicznych przestrzeni. I dobrze się dzieje jeśli wysokich, rozległych i swobodnych. Urwą się w pogodę i uwolnią się w niepogodę. A ty przynajmniej miewasz odczucie, że chociaż wolnymi poleciały i buszują w przestworzach. Właściwie cieszysz się, że przegrałeś z kretesem to niemożliwie przyziemne zamykanie. Warszawa – Stegny, 30.01.2024r.2 punkty
-
gdy cię nie ma pogrążam się w białej ciemności w jednorodnych brzmieniach kwilą skargi przerzuty złowrogiej kafkowskiej aparatury jak daleko nieobecny wydaje się twój żywioł a przecież wiem że jesteś za tą martwą ciszą2 punkty
-
Nanometry uczuć Wypełniają perspektywę Garnę powietrze na krótkim wdechu Równemu dźwiękowi twego imienia Zostawiam je między wierszami Słowem okalam ciszę Zgrabną kropką kończę modlitwę Bo gdzie trwa niewiara w to co boskie Pozostaje cud naszego współtrwania W nie wierzę dozgonnie.2 punkty
-
codzień zaglądam za płotek sąsiedzie jakże mi lekko że Ci się nie wiedzie nieważne co u mnie w moim portfelu u Ciebie smutniej drogi przyjacielu tak Cię nazywam wśród swoich znajomych by z hipokrytą nie bywać mylony niech Ci się żyje byle tylko gorzej będę za płotkiem o tej samej porze2 punkty
-
*Limeryk z cyklu; nauka i wiedza. Pewien profesor znad Orinoko, Zajrzał studentce niechcący w oko. Zaszczepił w niej chęć do nauki, Usłyszał jej ciche pomruki. Chłonęła wiedzę, jakże głęboko.2 punkty
-
Wybór przeglądarki narzuca z góry scenariusz. Trochę na marginesie lecz od razu zaczyna wciągać okno, którego nie można zamknąć. Wietrzysz podstęp, wciągając w płuca odległy dym; niech będzie chcieliśmy szybkiego dostępu, lecz świat pokazuje tylko sprzęty z pól oddychające jesiennym chciejstwem. Stało się, całość spraw ulepiono w kulki do rzucania i glina twardnieje. Można się wznieść ponad lecz ciśnienie wyborów pozostanie między śpiącymi ikonami. Tchnąć trochę życia? Przecież nie zawadzi drzeć się o kontur nieba, sprawdzając czy w skarbczyku grzechocze groch i ziemia odpowiada na hasło. Przebacz, jeśli dokopię się i tak wyjmę nie tę kość co trzeba. Enty raz nie sposób wrócić na drzewo tak żeby dalej chciało zrosnąć się z człowiekiem i nie bać szumu w głowie coraz mocniej budzącego się w nas, chociaż nigdy nie wiesz, które to ucho.2 punkty
-
wieje zatykam uszy wiać nie ustaje słucham co mi się w duszy dzieje lament snuję wątek za wątkiem lecz bezskutecznie milczę gdy się pojawia w głowie zamęt2 punkty
-
@Rolek Erotoman-gawędziarz, Mościska, lubi czasem z palucha coś wyssać, co jemu się marzy, a podejrzeć zdarzy. Dziś szansa (pod celą) za...rąbista.2 punkty
-
w rozgrzanym powietrzu sępy zataczają coraz szersze kręgi a ludzie znów pieką chleb w domach wśród ciemnej pustynnej nocy przy wlocie do jaskini wiszę głową w dół i w zaciśniętej kurczowo dłoni trzymam fragment przydymionego szkła ja strażnik zagrożenia w pocie i strachu wędruje szlakiem kolejnych klikanych lajków pod zdaniem już od tygodnia nie czułem smaku soli i zmieniam gawiedź nawet wbrew jej woli2 punkty
-
2 punkty
-
Witam - cieszy mnie twój komentarz - Pzdr.serdecznie. Witam - miło że czytasz - uśmiechem za to dziękuje - Pzdr.serdecznie. @Andrzej P. Zajączkowski - @Tectosmith - @Natuskaa - dziękuje -2 punkty
-
Życie to ocean kłamstw i prawd morze chwil które raz cieszą raz smucą jezioro łez Życie to kosmos - niepewność która udają że jest przezroczysta łatwa Życie to czas który ucieka zegarem kalendarzem dniem oraz nocą małym krokiem Życie to niełatwa wycieczka Jak widać powyżej ale warto ją przeżyć2 punkty
-
- Cztery wiatry krain podniebnych, Widzieliście śmierć dziewczyn biednych, Zdradźcie, czy sposób jest wam znany By wiernym był mój ukochany, - Rada wiatru południowego, - Przenigdy nie całuj ust jego, - A rada wiatru zachodniego, - Zrań jego serce do żywego, - A rada od wiatru wschodniego, - Z uczty odeślij go głodnego, - Wiatr północny tą radą służy - Poślij go w sam środek burzy; Gdyś jest od niego okrutniejsza, Będzie ci Miłość łagodniejsza.- I Sara: "Four winds blowing through the sky, You have seen poor maidens die, Tell me then what I shall do That my lover may be true." Said the wind from out the south, "Lay no kiss upon his mouth," And the wind from out the west, "Wound the heart within his breast," And the wind from out the east, "Send him empty from the feast," And the wind from out the north, "In the tempest thrust him forth; When thou art more cruel than he, Then will Love be kind to thee."2 punkty
-
@Rolek Chwalił się optyk pod Olkuszem: "Ja w każdy dekolt zerknąć muszę." Optyk się wcale nie optykał, aż lustra zwiodła go optyka. Niechcący spojrzał w swoją duszę. Pozdrowionka2 punkty
-
poczekam na nowy taniec mam jeszcze czas tu barwne miękkie trupy w półtaktu znieruchomiały szeptana ciepłem cisza do martwych dźwięków lukrowanym rozkładem muzyki przylepiona w niej chrupkie zastygłe rytmy karmelowych fletów waflowych trąbek bezowych bębnów orkiestra o smaku batuty dyrygenta chłonie zapach wspomnień słodkiego szaleństwa za oknem niecodzienności gdzie cukrowy człowiek pewnie czeka w roztopieniu2 punkty
-
pod rzęs nieboskłonem upojony twoim wnętrzem tańczę z mgłami przylegam by zyskać przychylność i brodzę językiem jak w złocie2 punkty
-
Tonę w odmętach nieświadomości Gdy raz wtóry myślę o swej przyszłości Niby uciekam od tych kazań Lecz wziąż zmuszam się do rozważań Chyba tylko dla spokoju sumienia Próbuję zgadnąć, co świat mi przydziela I tak powstają plany na kolejne dwie dekady By je osiągnąć wyznaczam cele, czytam porady Wciąż pcham i pcham ten kamień syzyfowy Który strącić może każdy pomysł nowy Ktoś głupi powie: na co się tak męczyć Można od innych wziąć pomysł od ręki Może i można, ale bądźmy szczerzy Kto chciałby żyć życiem ściągniętym od kolegi?2 punkty
-
Jesteś? Jestem Na pewno? Na pewno To jestem Ale na pewno? Na pewno Bo nic nie czuję Jestem To jestem Złap mnie za rękę Dobrze Nic nie czuję Trzymam cię To jestem Mów do mnie Mówię Nic nie słyszę Czytam ci To jestem Widzę nasze wzgórze Widzisz? Znowu jestem dzieckiem Jesteś?2 punkty
-
Leży obok po tylu latach. Oddycha szybko ciało tygrysa. Śpi, nie mogę zasnąć. Czuwam. Nie pozwalam iskierce zgasnąć. Ta noc może być ostatnią. Ta noc jest. Niechaj trwa! Pod drzwiami wiatr fujarki fałszywe gra. Życiodajna siła unosi uśpione zwierzę. Tylko teraz.. nie jest bezbronny. Nie umiem go ochronić. Chciałbym zabić. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj jest nasza Wigilia. Czuwam. Staram się wstrzymywać oddech. Łączyć się współistnieniem. Są światy, o których powinieneś wiedzieć. I o nich śnić.. Już różnymi drogami poszedłeś. Śpij tygrysie. Jestem obok. Zawsze tu byłem. Wziąłeś całą kołdrę. Śpij.2 punkty
-
,, Lud,który siedział w ciemności, ujrzał światło wielkie,, Mt 4,16 na początku było światło ciemność włada pławimy się w niej toniemy po ratunku życie gubi radość spada na ziemię tłukąc się jak kryształ podeptana codzienność szuka się na bezdrożach potrzebuje światła brak nie usypia sumienia bądź ŚWIATŁEM otwórz nam oczy przejrzymy 1.2024 andrew Niedziela dzień Pański2 punkty
-
pierwsza strona miasta jeszcze niezapisana ugruntowane ulice oddycha noc tylko o Bogu wers krótki przemieszczamy się między neonami myśli rozchodzą się we wszystkie strony w oczach błądzą kolory i każdy z nas zapisałem się na murze czekam na ranek przez profil zaufany turla się moja głowa2 punkty
-
Miasto spowiane mrokiem, sprowadzonym na siebie wyrokiem "Troja upadła!"- krzyczą zebrani. Wino płynie przez gardła, radość zalewa ciała, krew zasycha. Jednak wśród szczęścia, gdzieś w lewym rogu stoi smutna pogarda- zwana inaczej Kasandra. Po jej prawicy, tęsknota blondwłosa- Achilles czekający na Partoklosa.2 punkty
-
Komu to zawdzięczam?… nie prosiłem o to, przyszło samoistnie, jak wypadanie włosów i zmarszczki na twarzy. Pamiętam natomiast dziewczynę, która chciała mnie z tego wyleczyć. Właściwie nie była to moja dziewczyna, tylko córka znajomych moich rodziców, ale zawsze odnosiłem wrażenie, że byłem dla niej kimś więcej aniżeli zwykłym kolegą. Stanęła tuż przy krawędzi dachu, lecz pomimo łatwości z jaką to zrobiła, za żadne skarby świata nie ruszyłbym za nią. Widok pustki otaczającej jej drobną postać przyprawiał mnie o mdłości, moje ciało instynktownie przywarło do ściany, a ona drwiła sobie z najmniejszych oznak bojaźliwości: — Nie bądź tchórzem, zobacz jaki stąd wspaniały widok! Prosiłem, żeby przestała stroić żarty, ale nie zwracała uwagi na prośby. Uniosła jedną nogę i pochylona nad czeluścią rozłożyła dla równowagi szeroko ręce, jak baletnica w Jeziorze Łabędzim, tylko w tej chwili nie było to jezioro, lecz podwórko ze śmietnikiem i trzepakiem. Spojrzałem w dół i od razu poczułem zawrót głowy. Dziesiąte piętro lub wyżej, a ja, niezdara dokonałem niemożliwej sztuki: zrobiłem kilka kroków i postawiłem ostrożnie stopę obok jej malutkiego czółenka. Stała pewnie na jednej nodze, ja na obydwu, a mimo to czułem jak kolana mi miękną, plecy oblewa pot, serce podchodzi do gardła. Dopiero gdy zamknąłem oczy, uczucie lęku odeszło nieco. Czułem powiew wiatru, słyszałem szum pojazdów jadących ulicą, dookoła huczał zgiełk miasta w najbardziej ruchliwym momencie dnia. Nagle naszła mnie myśl: czy spadając na chodnikowe płyty zginąłbym na miejscu, czy może umarł po drodze ze strachu, albo stracił przytomność uderzając głową w balkon? Dotknęła mojej ręki, a wówczas zapomniałem gdzie jestem. Tańczyliśmy wysoko na dachu świata. Pozwoliła bym niósł ją w obłokach, a ja trzymałem ją mocno, dopóki czar nie prysł. Wtedy zjechaliśmy windą na klatkę schodową, odszedłem bez słowa, przestałem myśleć o niej. Przypomniałem sobie tamten dzień dopiero lecąc na wczasy do Bułgarii. Nikt na sąsiednim miejscu nie siedział, nie było komu złapać mnie za rękę. Po drugiej stronie korytarza jakiś starszy pan ruszał bezgłośnie ustami, siedzący za nim przesuwał w palcach różowe koraliki, ktoś zakreślił kilka razy znak krzyża. Nad rzędami siedzeń panowała grobowa cisza, nikt nawet nie zakaszlał. Samolot kołował po płycie lotniska, jeszcze za szybą widać było błękitne kwiaty chabrów na łące, lecz moment oderwania kół od ziemi nadchodził niepowstrzymanie. Nie mogłem zrozumieć czemu w takich chwilach ludzie przystępują do modlitwy. Skoro wierzą w Boga, żadna ryzykowna czynność nie powinna ich przerażać. Bóg zapewni im bezpieczną podróż, choćby nad lotniskiem zawisła burza, nadeszło gradobicie pociskami wielkości arbuza, diabeł urwał silnik… Wszystko idzie zgodnie z bożym zamysłem; gdyby nawet z malutkiego turbo-śmigłowca zostały tylko drobne szczątki, byłby to akt miłosierdzia, bo jakże dobry Bóg mógłby uczynić człowiekowi coś złego? A jednak ludzie nie dowierzają Bogu, powątpiewają w jego doskonały plan, a nawet chcą ten plan zmienić, wybłagać dla własnych korzyści wyjątkowe traktowanie: niech będzie wola boska, żebym tylko ja i moja rodzina ocalała. Ci co wierzą naprawdę, siedzą cicho, o nic nie proszą, ufają stwórcy i czekają spokojnie aż samolot łagodnym ruchem uniesie ich w przestworza… Podobne medytacje towarzyszyły mi przed odlotem w czeskiej Pradze, bo nie miałem szczęścia kupić biletu na bezpośrednie połączenie. Dwa starty, dwa lądowania, za każdym razem te same emocje. Tym razem leciałem odrzutowcem Tu-154, któremu uśmiechnięty dziób podskoczył raptownie na starcie, podrzucając nas jak na huśtawce, żebyśmy przypadkiem nie zawadzili na końcu rozbiegu o coś twardego. Składających rąk w modlitwie nie zauważyłem, za to po niespełna dwóch godzinach lotu, widok mijanych brzózek i murawy pod spodem lądującego samolotu przyniósł pasażerom wyraźną ulgę, choć wtenczas właśnie pacierz należy odmawiać jak najgorliwiej, gdyż zatrzymanie rozpędzonej masy samolotu jest najbardziej niebezpiecznym manewrem. Tak to mądry Bóg postanowił, że katastrofa przychodzi zazwyczaj w najmniej spodziewanym momencie. Samochody wpadają w poślizg, pociągi wyskakują z szyn, statki walczą z wściekłymi falami, podczas gdy samolot idealnie stabilnym ruchem pokonuje przestrzeń w sterylnej atmosferze, a mimo to ludzie odczuwają paniczny lęk podczas lotu. Na pierwszy rzut oka Sofia sprawiała wrażenie miasta obfitości, lecz gdy górską drogą dotarłem do Kozłoduju, gdzie mój ojciec pracował przy budowie reaktora numer pięć tamtejszej elektrowni, szybko zdałem sobie sprawę, że na potrzeby stolicy ogołacano cały kraj. Mój stary wczesnym rankiem pojechał do roboty, a ja wyruszyłem na zakupy: od placu do placu, szlakiem marmurowych promenad, którym ojciec oprowadził mnie poprzedniego dnia. Pierwszy napotkany sklep był zamknięty z powodu przyjęcia towaru, którego nigdy nie przywiozą, w drugim rozpoczęto jak na złość remont generalny na niby, następny był chwilowo nieczynny z powodu przerwy śniadaniowej trwającej cały dzień, w kolejnym miała miejsce fikcyjna inwentaryzacja, a do ostatniego sklepu stała tak długa kolejka kołchoźników, że dałem sobie spokój i resztę upalnego dnia spędziłem odbijając piłkę rakietką o betonowy mur przed apartamentem ojca. Wracając z wakacji odkryłem, że lęk przestrzeni łatwo można uśmierzyć dużą ilością wina polewanego przez dobre wróżki przebrane za stewardessy. Niebawem po starcie miejsce wcześniejszego lęku zastąpiło wzruszenie: myślałem z żalem o ojcu, z którym popadłem w kłótnię już pierwszego dnia o to, że pomimo najszczerszych chęci nie zdołałem kupić mu mleka. Za karę ojciec wyekspediował mnie do Złotych Piasków i nie widziałem go, aż do dnia odlotu. Zawiodłem jego oczekiwania, co gorsza wyrządziłem mu przykrość, a wypijane wino tylko umocniło mnie w przekonaniu własnej winy. To nieświadome, a całkiem miłe topienie smutku w kieliszku zaprowadzi mnie w przyszłości nad przepaść alkoholizmu, tylko wtedy jeszcze tego nie wiedziałem. Na razie cieszyłem oczy słoneczną pogodą i towarzystwem kumpla, który przywitał mnie na warszawskim Okęciu. Większość musującego wina zakupionego w Sofii nie doczekała planowanej zabawy w Sylwestra — kilka butelek wypiliśmy tamtego gorącego wieczora przy śpiewach i muzyce. Dwa lata później kolega poleciał do Londynu pracować jako pomoc w restauracji, a mnie czekał najtrudniejszy test w locie długodystansowym. Dwa okropne wypadki w krótkim odstępie czasu, po których Ił-62 zyskał miano latającej trumny. Tylko czekać aż „trumną” poleci na śmierć więcej bogobojnych ludzi. Patrzyłem przerażony na rozchwianie skrzydła, nasłuchiwałem monotonnego buczenia turbin, a najmniejsza zmiana natężenia dźwięku budziła we mnie alarm. Z tyłu w ogonie, towarzystwo kilku osób podróżowało na wesoło. Asystentki bez szemrania podawały wódkę w nadziei, że pasażera to znieczuli i da im odpocząć. Byłem chyba jedynym z niepijących. Na szczęście wkrótce zapadła noc i koszmar urwanych skrzydeł chwilowo przeminął. Powoli zaczynałem wierzyć, że bezpiecznie dolecę do celu. Widząc jak stewardessy wynoszą nietrzeźwych gości z samolotu, nabrałem nawet przekonania, iż jestem kimś lepszym: zostałem stworzony do wykonania jakiejś ważnej misji i choć nie znam szczegółów, muszę przeżyć szczęśliwie do samego końca. Z lekkim sercem zająłem miejsce w Boeingu 747, wynalazku najwyższej technologii, ale po kilku godzinach przyjemnego lotu poderwały mnie na nogi sygnały ostrzegawcze i komunikat pilota: „Turbulencje, proszę wracać na miejsca i zapiąć pasy!” Jak na ironię, na ekranach leciał właśnie film science-fiction o skazanym na zagładę statku kosmicznym. Większość lubi takie filmy, bo mogą przeżywać lęk z dala od niebezpieczeństwa, w komforcie własnego mieszkania. Gorzej oglądać coś takiego we wnętrzu jumbo jeta rzucanym na wszystkie strony: jedno piętro do góry, dwa piętra w dół… Powietrzem też można nabić sobie guza. Wyjrzałem przez okienko: dookoła ciemność, widać tylko zielone światło pulsujące na końcu skrzydła. Ten zielony punkt to była teraz latarnia morska, jedyne źródło zbawienia. Byłoby mi bezpieczniej gdyby tysiące metrów pode mną przelewał wody ocean, ale mapa pokazywała niezmiennie suchy ląd: olbrzymi, surowy, niezaludniony… Powinienem mieszkać przez wszystkie lata w jednym miejscu: ponurym, czteropiętrowym bloku usytuowanym w połowie drogi między przystankiem tramwajowym i budką z piwem, pod którą mógłbym wystawać z gitowcami i zaczepiać dziewczyny, ale dziewczyny widywałem codziennie, a dalekie kraje, egzotyczne wyspy wabiły mnie samą tajemnicą istnienia. Ptaki migrują nieustannie pomiędzy kontynentami, a ja, cóż takiego miałbym zrobić, żeby latać jak one? Podróżowałem samolotem tak często, aż pokonałem strach. Pomagała mi w tym obserwacja żeńskiej części personelu, bo przecież spędzają w powietrzu połowę życia i nic sobie z tego nie robią: wykonują rutynowo obowiązki, dowcipkują, opowiadają sprośne kawały, zabijają czas wspólnie z koleżankami układaniem rankingu najprzystojniejszych facetów na pokładzie… — Czy mogę usiąść obok? — Proszę bardzo, a co złego z pańskim fotelem? — Nic, nie lubię latać samemu… — Niech pan nie będzie dzieckiem. Samolot to najbezpieczniejszy środek transportu. — Możliwe, ale rzadko kto wychodzi bez szwanku. Jak w tym francuskim co runął tydzień temu na dno Atlantyku. Wszyscy zginęli. — Po co pan to ogląda? Nas nic takiego nie spotka. — Skąd ta pewność? — Bo jestem urodzona pod szczęśliwą gwiazdą, wystarczy to panu? Faktycznie, trudno jej nie wierzyć: szansa spotkania takiej wynosi jeden na tysiąc lub rzadziej. Siedzieliśmy chwilę w milczeniu, gdy nagle coś mnie ścisnęło w dołku. — Słyszałaś ten podejrzany zgrzyt… Co to może być? — Wysuwane podwozie, podchodzimy do lądowania. Minęło kilka sekund… — Silnik w ogniu! Patrz, kłęby czarnego dymu, chyba coś wleciało do turbiny… — To tylko strzępy chmury. Podać panu coś do picia? Lepiej być nie może. Strach jest nieodłączną częścią życia. Trzeba do niego przywyknąć, a najlepiej traktować jak dobrego znajomego i wyjść mu naprzeciw. Może dlatego jednego dnia wpadł mi do głowy szalony pomysł: pójdę na kurs dla pilota, otrzymam licencję prywatną, zostanę lotnikiem! Kierowanie samolotem też dla ludzi, zwłaszcza w kraju, gdzie nie wszędzie można zdążyć na czas samochodem lub pociągiem. Awionetkami transportują chorych do szpitala, farmerzy używają ich do uprawy dużych obszarów rolnych, kowboje tropią z wysokiego pułapu stada dzikich koni, to czemu ja nie mogę polatać sobie raz na jakiś czas dla czystej przyjemności? Siedzę w kabinie za panoramicznym oknem, ramiona wrastają mi w skrzydła zamocowane wysoko nad głową, nic nie przesłania widoku, wyczuwam w drążkach pod stopami opór powietrza na sterach, jestem zespolony z maszyną! Moja Cessna ma wyraźną tendencję do skręcania w lewo, pracuję nad utrzymaniem steru na linii środkowej, potem dobra robota przy przepustnicy prędkości, trochę więcej nacisku, jeszcze więcej, no i już jest prawie tak jak powinno być, wtedy pcham lekko do przodu, bo dziób musi dotykać linii horyzontu i sprawdzam piłkę: piłka jest szczęśliwa, ale żeby utrzymać wysokość wycinam dziobem nieco w dół i gotowe: uzyskuję poziome położenie, znowu pcham, przycinam, nieźle jak na drugi lot, całkiem fajnie mi to idzie, świetnie nawet… Spoglądam z wysokości pięciu tysięcy stóp na szachownicę pól, pastwisk, lasów, ale nie odczuwam lęku. Bojaźń dokucza tylko tym, których los spoczywa w rękach innych ludzi. Szybując samotnie na bezkresnym niebie myślę o dziewczynie z wieżowca. Pewnie wyszła za mąż, mają dziecko, może nawet więcej niż jedno. Czy mnie jeszcze pamięta, czy miałaby ochotę lecieć teraz ze mną, czy chciałaby przeżywać to samo co ja?1 punkt
-
@jan_komułzykant .... to, o czym piszesz.. zgadzam się... ale co tam, wspomnienia bywają bardzo przyjemne.... :) Pozdrawiam także. @jan_komułzykant ... zbyt lakonicznie odpowiedzaiłam Ci na komentarz, sorry. Ja, chętnie cofam się w minione. 'mały człowieczek' czuł się bezpiecznie, bo miał kątki, do których mógł zawsze wrócić. Inni zgarniani byli w całkiem inne .. kąty.. a tego dzieciak nie rozumiał... dopiero w latami zaczynał "odcedzać" to i owo. Każdy wspomina to, co miłe.. gorsze sprawy zdarzyły się i tkwią w pamięci.. to także lekcje, czaaaasem do odrobienia. Dziękuję Janko.1 punkt
-
@[email protected] :) no tak... królowa... Choć specjaliści od szachów ją wyeliminowali przekształcajac w hetmana :) Coś ich ta królowa uwierała ;) Również zdrówka najlepsze i dziękuję:) @Radosław :);) Dziękuję:) @Nata_Kruk :) cóś się tam uczę;) Dziękuję:)1 punkt
-
Ok.. dzięki za odzew... :) wiem, że chciałeś do rymu, ale.. zostawiłam dwa grosiki ode mnie. No.. można, od razu pomyślałam, który poeta dorobił się bogactwa na wierszach. Ok. i hej..1 punkt
-
.... :) jej, dziękuję bardzo za.. limeryk. To.. na serio... nauka i wiedza... ;)) @Rolek ... daj ze dwa entery po limeryku. no i po.. z jeden, że dla "me". Dzięki.!1 punkt
-
@iwonaroma Świetnie @Nata_Kruk Czasem sobie uświadamiam po prostu pewnego rodzaju nieudolność własnego pisania, że właściwie robię za stróża więziennego słów :// Że jakby ja też sam i w sumie z siebie i za darmo wpakowuję się w tę funkcję :// Że w pisaniu też coś takiego ma miejsce...1 punkt
-
Park Chopina wita nas latem Muzyka w parku, śpiew ptaków Letnie kolory lśnią Wiatr trzęsie drzewami Liście tańczą na trawie Słońce jest z nami tego dnia Cieszymy się Relaks wśród natury i dzikiej przyrody Chwila relaksu daje nam energię na nadchodzący dzień Lovej . 2024-01-27 Inspiracje . Wasz ulubiony relaks1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Wiedz, że szypszyniec różany to nie eliksir na rany, lecz owad, pasożyt róży i róży raczej nie służy. Narośl na różanym pędzie, ładna z ażurową główką, chociaż podobna do kwiatu to szypszyńca jest kryjówką. W niej nawet i zima mroźna dla szypszyńca nie jest groźna. Gdy go spotkasz w swoim domu to ty nie wszczynaj alarmu, bo nie zagraża nikomu. Odwłok czerwono-brunatny, odnóża krótkie, pasiaste i nie odżywia się ciastem. Na śniadania i obiady on preferuje owady, niech więc ci co go nie znają żądzą mordu nie pałają, bo to jest całkiem niewinny zyzuś tłuścioch – mały pająk.1 punkt
-
Na razie postoję, dziękuję nie piję, Poczekam samotnie i w ciszy przez chwilę. Na razie dziękuję, głodny zbyt nie jestem, Życie jeszcze trawię i wypluwam resztę. To miłe, że martwisz się o mnie i ze mną, Kiedyś to docenię, dzisiaj mogę ledwo. Nie wzywaj pomocy, nie dzwoń po lekarza, Złamane mam serce i mogę zarażać.1 punkt
-
Tak, ważne, żeby planować kilka ruchów do przodu, też umieć poświęcać doraźne korzyści, żeby osiągnąć cel i wygrać. Pozdrawiam1 punkt
-
Nie co inna wersja, dawnego tekstu ˙˙˙˘˘˘≈°≈˘˘˘˙˙˙ Była bardzo malutka, gdy przyszła na świat w Wielkim Strumyku, z wyjątkowej kropli ożywczego deszczu. Nie miała kształtu, niewidoczna w wodzie, lecz plumplała głośno od samego początku. Nawet ryby by na nią nakrzyczały, gdyby umiały mówić. Wszelkie falowanie razem wzięte, nie robiło tyle hałasu, co urocza Plumplumcia. Niektóre nieznośne Ropuchy, chciały ją złapać, w celu zadania chociaż kilku wychowawczych klapsów. Ady gdzie tam, nie dały rady. Nie dosyć, że odpływała żwawo, to jeszcze dojrzeć śmigającej nie mogły, bo jak na wstępnie wspomniałem, była tylko kawałkiem przezroczystej wody. Nawet pewnego dnia stary zrzęda szczupak, zapragnął rozrabiaczkę połknąć dla świętego spokoju, ale nic z tego. Znowu zwiała, plumplając zapamiętale. Większość stworzeń ją bardzo lubiło, a także sam Strumyk, którego część stanowiła. Wielu żyjątkom, radosne, szczere dźwięki, dodawały chęci do życia. Czasami nieznośna a nawet bardzo psotna, jednocześnie sprawiała, że wodorosty przepraszały okoliczną trawę, ryby robiły pocieszne sznupki do żab i nawet stary i marudny pierdoła Szczupak, nie chciał jej więcej połykać. I można by pomyśledź, że wszystko popłynie w dobrym kierunku. Niestety. Razu pewnego z pobliskiego bajora, przybyła banda obrzydliwych Plumplaków. Te akurat były widoczne, jako przezroczyste, zamglone ciemnością bąble. Zaczęły mieszać wszystkim, we wszystkim. Tak skutecznie, że nawet sam Wielki Strumyk uwierzył w to, co mu fałszywie nakapały. A były to kłamstwa na temat Małej Plumplumpci. Po jakimś czasie całe wodne życie uwierzyło, że przez te wiecznie plumplanie, mają same kłopoty i jest im bardzo źle. *** W czasie zgromadzenia została osądzona i wydano wyrok. Zdecydowano, że zostanie wygnana na brzeg. Zrobiono, co postanowiono. Po kilku samotnych chwilach, wsiąkła w ziemię. *** Wtedy Plumplaki zaczęły coraz bardziej dokazywać. Dokuczać różnorodnie a nawet szarpać biedne ryby, boleśnie za płetwy. Rechotały też złośliwe z kumkania leciwych żab i zmuszały raki, by chodziły do przodu. Życie w strumieniu upływało smutno i coraz bardziej nerwowo. Pomału zaczęto wspominać wygnaną i tęsknić za niewidoczną Psotką. *** Trochę czasu minęło. Aż kiedyś, z miejsca gdzie wsiąkła Plumplumcia, wytrysnęło źródło niemiłosiernie dźwięczne. Czystej wody przybywało. W końcu wpłynęła do Wielkiego Strumyka. Przestraszone wredne Plumplaki, odpłynęły w te pędy i to jeszcze na sucho. Pierwszy raz oglądano takie zjawisko w Strumieniu. Co prawda nie bardzo wiedziały, dlaczego muszą i skąd w nich ten niepojęty strach, ale musiały i już. Po wygnaniu bandy, życie było mniej męczące, chociaż wcale nie łatwiejsze. Często trzeba było płynąć pod prąd, walczyć z burzami, piorunami i groźnym ciemnym szumem. Nie było łatwo. Nawet w pewnym sensie gorzej, niż za Plumplaków. Lecz o dziwo… jakoś nikt nie narzekał. Co jakiś czas słyszeli ciche, znajome plumplanie. Snuli domysły, kto spokój zakłóca. Wierzyli, że jest z nimi. A przynajmniej chcieli wierzyć. To im dodawało sił. Teraz sytuacja była zupełnie inna. Mogli nie zobaczyć, że jej nie widzą.1 punkt
-
Coś umarło w nas Pękło jak bańka mydlana A jedyne co poznałem To był smak samotności z rana I ciebie już nie było przy mnie Przepadłaś jak kamfora I już chyba jedno wiem To była za wczesna na odejście pora1 punkt
-
Tylko czas potrafi Zdefiniować człowieka Jaki on będzie Jak się potoczy jego życie Czy będzie szczęśliwy Czy też i nie Człowiek wybiera ścieżkę Dobra czy zła Czy chce być zwierzyną Czy też ofiarą Być silny i odważny Czy skrywać się w ciemnościach Choć pewne kwestie Nie mają na niego wpływu Zepsute i przegniłe społeczeństwo Czy patalogiczna rodzina I wtedy właśnie on Wybiera swą ścieżkę Musi postąpić mądrze Bo od tego zależy Cała jego przyszłość Życie jest ciężkie Nie zawsze mamy dokąd uciec Schować się i popłakać Nie ma innej drogi ucieczki Albo walczymy do ostatniego tchu Albo przegrywamy I będziemy myśleć co poszło nie tak W kółko i kółko Dopóki nie oszalejemy Wtedy zaczyna się jazda Zaczynasz się gubić Dostrzegasz rzeczy Których inni nie widzą Stajesz się obłąkany Uwięziony w swej własnej głowie Będziesz szukać pomocy Gdzie tylko się da A prawda jest taka Że nieliczni pomogą O ile ktokolwiek Wtedy musisz radzić sobie sam I czas dopiero pokaże Czy dasz sobie radę Czy też i nie Możesz być kochany przez wszystkich Jak i również znienawidzony Spędzić czas wśród ludzi Czy też w domowym zaciszu Najważniejsze jest to Żebyś pokochał siebie Wtedy odnajdziesz szczęście Od dawna przez każdego upragnione W tym oto momencie Człowiek staje się jednocześnie Zwierzyną jak i ofiarą...1 punkt
-
Dzisiaj nie wstałam o siódmej i budzik też nie zadzwonił leżę - już chyba południe czas mnie w ramionach roztrwonił. Telefon się rozładował nie chce już mego dotyku, kołdra mnie tuli namiętnie lenistwo wnika do szpiku. Nie pójdę dzisiaj do pracy nie taka to inna będzie, niech każdy mnie wypatruje i niech pozostanie w błędzie. Nie wstanę, bo tak mi dobrze, oczu otworzyć nie zdołam, podrzemię do upadłego i do snu kogoś przywołam. Czuję się taka bezbronnna, łóżko ma niecne zamiary, ale nie stawiam oporu chociaż spodziewam się kary. Przekręcę się jeszcze na bok, raz jeden a może cztery, i niech mnie nikt nie obudzi, spać mi się chce do cholery! Nie czuję przymusu, presji, świat niech się kręci, ja leżę, jak prawie śpiąca królewna noc już nadeszła, nie wierzę! Dzień dobry noc, moja miła! Czas wstać, za siebie się zabrać, lecz spaniem się nie znudziłam, na życie nie dam się nabrać !1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne