Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 17.01.2023 w Odpowiedzi

  1. Ta garść odłamków łzą przyprawiona, Której przez gardła supeł wykrztusić Nie sposób - trzewia na drugą stronę Wywraca, jednak czemu tak kusi? Skąd ta tęsknota, która po brodzie Krwią ścieka z serca - czemu otwarte Do łóżka każe się kłaść o głodzie, Negatyw rzuca na czystą kartę? Może wszystkiemu winna ta rama, Znosząca szybek bitych cykliczność? Nawet rzucana z żalu po ścianach Ocala pamięć fotograficzną.
    6 punktów
  2. z miłości! z radości! z litości... bo w bieli mógłbyś mi się zagubić jak w gęstej mgle a w czerni mógłbyś mi zniknąć jak w czarnej dziurze szarość cię przygniata wielki zimny głaz...
    6 punktów
  3. w szafie spędziłem pół życia mniemam że mógłbym tam spędzić całe swoje życie do tego jeszcze innych tam zwabić i razem cieśnić się cieśnić ale otworzyły się drzwi skrzypiąc pewnego dnia i ku mojemu zdziwieniu ujrzałem świat cały ?
    4 punkty
  4. gdzie jest ta subtelna granica dzieląca nasze na Twoje i moje, czy dobrze czynię akceptując Twoje, które narusza moje? kiedy Twoje zaczyna przeradzać się w moje to uległości dowód czy zgody na nowe? a gdy moje wchłania Twoje to oznaka, że słabość dominuje w Tobie? jakże trudno odnaleźć wspólną drogę z dwóch ścieżek połączoną zaakceptować tę drugą stronę razem omijać stare i nowe wyboje
    4 punkty
  5. ‘Coż za dramat, coż za dramat!’ Krzyczy kaczka rozbiegana. ‘Niemożliwe! Jak tak można! Toż to sprawa wielce trwożna!’ ‘Droga kaczko, cóż się stało?’ Pyta kaczkę gęś nieśmiało. Kaczka zamiast odpowiedzieć, dalej ciągnie biadolenie. ‘To jest skandal jakiś przecież, to najgorsza rzecz na świecie! Chyba zaraz oszaleję, coś dziwnego się tu dzieje!’ ‘Czy ja moge pomóć Pani, w tejże sprawie niesłychanej?’ Ale kaczka nic nie słucha, na pytania wciąż jest głucha. Krzyczy dalej: ‘powiem szczerze, ja po prostu w to nie wierzę! Toż to problem jest ogromny, czyn najwyższej kary godny!’ Gęś nalega: ’ kaczko miła, powiedz czym się oburzyłaś? Sprawa widzę jest konkretna, może pomóc mogę jednak?’ Kaczka dalej lamentuje: ’ Toż ja tego nie pojmuję! Zaraz szoku tutaj doznam! Nikt mnie teraz nie rozpozna!’ Na to gęś się nie poddaje, wypytywać nie przestaje: ‘Moze Pani jednak doda, kto tak Panią zdenerwował?’ Kaczka krzyczeć zaprzestała, gęsi wreszcie powiedziała: ‘Proszę Panią, ja łzy ronię, bo mi piórka brak w ogonie. Tutaj z tyłu takie miałam i tak bardzo o nie dbałam. Lecz już nie mam, rzecz niechlubna, ktoś mi piórko moje skubnął. Z mej urody okradziona, jestem teraz zrozpaczona!’ ‘Czy to piórko złote było?’ Pyta gęś ze wściekłą miną. ‘Złote było, w rzeczy samej, czyżby piórko wzięła Pani?’ ‘Droga kaczko, piórko owe, masz kochana na swej głowie. Więc na przyszłość zamiast krzyczeć, proszę sprawdzić należycie!’
    3 punkty
  6. I znów jestem. Na końcu drogi zdejmuję buty, by nie nanieść błota. Zostawiam to za sobą, a ty zacierasz ślady dawnych nieznajomych. Dobrze poznać się od nowa; wejść w wiersz, już nie ten sam, bo z inną puentą. Sztuka interpretacji leży po stronie (nie)wiernych, mają więcej do powiedzenia. Historia wyssana z ust błądzi między niewiastami. Na językach: twoja wina, twoja wina, twoja bardzo wielka wina i wszyscy w(y)tykają, nikt nie bije się w pierś. Dlatego jestem. Na końcu drogi dotykam stóp - krwawią. Ścieżka roi się od kąsających stworzeń, judaszowych spojrzeń. Mimo to, wijesz dla nas gniazdo
    3 punkty
  7. Była sobie młoda brzoza Z zewnątrz dostojna i urodziwa Korę miała niezwykle gładką A liście jej idealnie zieleniały w słońcu Słowem - wyglądała jak z Instagrama Rodzinę miała nieidealną Ale zawsze jakąś I nigdy nie brakowało jej Ani wody, ani światła Dorastała wśród innych drzew Które były w nią zapatrzone I chciały być jak ona Kto by pomyślał Że pewnego pogodnego dnia... Może się ona powiesić?
    3 punkty
  8. Żebyś ty miał oczy inne... Nie tak szkliste i w głębokim błękicie zanurzone To bym pewnie nie błądziła tyle Ja i ścieżki moje - pomylone Gdybyś miał oczy matowe Starzejącej się róży Smutne jak jej płatki zwiędłe Gdybyś miał oczy Małe jak jarzębina Jak zachodnie słońce - W blasku blado brązowym To bym może tęskniła Ale bardzo krótko I nic więcej Żebyś ty miał oczy inne Milczące niby herbaciane lilie Na pomniku grobowym... Ale ty masz oczy błękitne Wyjątkowy ich koloryt... Te oczy twoje Nieorzechowe Jesteś Barwą zimno-radosny I mi niczym przebiśnieg Niczym zwiastun Nadchodzącej wiosny Jesteś mi Z tymi oczami niebieskimi Wpatrzonymi w dal nieodgadnioną... Jesteś mi wszystkim Choć nadal w błękicie ode mnie oddalony
    3 punkty
  9. mamy jednego wspólnego znajomego ty masz mnie a ja ciebie i to wystrczy na dobry początek może bez lajka lecz z sercem
    3 punkty
  10. Są takie momenty, w których myśli rozrywają ci czaszkę Z hałasem tak spektakularnym jak podczas wybuchu bomby A nikt nie przychodzi... Wokół pustka i cisza mimowolnie szelestna Bo w głowie wciąż słyszysz kroki Tych co uporczywie nie przychodzą Do ciebie Są takie momenty, że duszę sobie tniesz Pisząc I będąc w gniewie Krzyczysz nawet A nadal nikt nie przychodzi Patrzą na ciebie z ukrycia I nikt nie podejdzie Nikt nie przywitała się z tobą Są takie momenty, że nikt nie rozumie I nikt nic nie mówi W milczeniu bezimienni dla ciebie doszukują się ratunku Myją sobie milczeniem i tak czyste już ręce Nikt nie rozumie Mój Przyjacielu... Nikt nie rozumie Nikt nic o tobie nie wie
    3 punkty
  11. zupełnie nie o to chodzi że jest we mnie dobro i zło mnie dwóch to dalej ja treść i forma dusza i ciało ślepcem jest mój przewodnik gdy wisiał kruki wydziobały mu oczy lecz kocham go jednego mamy ojca
    3 punkty
  12. moja córka jest aseksualna w kraju takim na literę "Pe" gdzie ciemno... wiecznie ważne by powiedzieć na głos... mól syn jest heteronudny klasycznie w sypialni tylko przy zgaszonym świetle ważne by powiedzieć na głos ja jestem heterohiperaktywny dzień w codzień rytmiczny rechot wszędobylski ważne by powiedzieć na głos wszyscy w stosunku mają swoje upodobanie czy jest to takie ważne by powiedzieć na głos
    2 punkty
  13. Niech na zawsze w pieleszach waszych gości Bóg; wiarą w sercach nakreśli, odchodzący Rok nowym. Szcześliwego Nowego Roku życzę wszystkim! Pozdrawiam gorąco / Nie trzeba głosować! /
    2 punkty
  14. Miałem fajny sen nikt nie płakał ptak radośnie śpiewał Niebo było czyste noc z dniem się dogadywała nie dokuczał smutek Na stole był chleb obok polne kwiaty nadzieja się uśmiechała Miałem fajny sen ludzkie twarze były bez trosk wiał ciepły wiatr Okna i drzwi nie dokuczały balkon odwiedził biały gołąb Obok kominka zmęczony starzec patrzy w płomień szuka minionego
    2 punkty
  15. Czy warto wierzyć czy ta wiara ma sens czy może lepiej wierzyć w siebie Czy warto wierzyć w kogoś kto ciągle milczy mimo ze na świecie wojny oraz głód Czy warto wierzyć skoro obok chamstwo nienawiść oraz człowieczy bunt Czy warto wierzyć komuś kto ma trudne dni nie potrafi pięścią walnąć w stół Przecież sama wiara to zamknięte okna zamknięte drzwi to ludzkie łzy
    2 punkty
  16. Na końcu każdego świata Wiszą słowa dla ludzi, Których piękno może zbudzić Prawdziwego wariata. Serca jak winne grona, Cieknące sokiem krwi. By dojść do takich drzwi Trzeba próg siebie pokonać. Podaję Ci rękę, Mocno trzymasz moją. Dzięki tym dłoniom Żyjemy znacznie więcej. Wynurzona z nocnej mgły Przytulonym "dzień dobry, kochanie", Z uśmiechem na śniadanie Zwyczajne dni dla mnie śnisz. Granice między nami Przegania psia niania I już nie chcę samego trwania. Słowami wygnani, wygrani, Bo całe życie do uratowania. Całe życie z wariatami Nam się szalenie kłania.
    2 punkty
  17. śnieżnobiały rozkłada obrus przyglądam się temu uważnie mam tylko to czego używam teraz właśnie używam oczu obserwuje każdy jego ruch raz przywołuje raz poucza jak trzeba rozkładać talerze żeby spełniały swoją funkcję następnie dokłada serwetki bo te od zawsze się przydają kiedy za wolno lub za szybko za miękko za kleiście... za za niebywałe jakie to proste noże na płask się wylegują nawet będąc blisko łyżeczki i naraz powstaje porządek do niego dołącza ta pora która w wazie pełnej rosołu a szczelnie przykrytej dekielkiem zmaga się ze zniecierpliwieniem żeby nie wystygnąć żeby tylko zdążyć żeby dać się unieść w wonnym aromacie
    2 punkty
  18. wszystkie siły rzucone na Instagram i Youtuba prawo Tik Toka ostatecznie rozegrało dziecięce marzenia przyjaźnie bogom tożsami wiedza myślenie tworzą nierówności społecznej struktury masz obowiązek w cierpieniu podążania za modą ciągłe słyszę od córki mamo ty nie żyjesz drżą kolumny czynnościowe mojej kory mózgowej pogrzeb królowej przedsionków piekła przebił w wyświetleniach ostatniego myśliciela nie jesteśmy już produktem genów
    2 punkty
  19. Podejrzany typ na działce, zresztą nieopodal któregoś z wydziałów i chyba geodezji, chodził po działce i warczał, chrychał oraz pokrzykiwał całkiem donośnym głosem – „To nie jest moja działka!”. Warszawa – Stegny, 17.01.2023r.
    2 punkty
  20. Sześciopunkt na prawym policzku Sczytany od skóry do kości Odarty z historii Po krzyku Zabliźnia się ścieżka dotyku Przeżera w głąb bladych kolein Historię cierpienia na wylot Świadectwo zerwanych obietnic Gdy jeszcze sumienie mnie gryzło
    2 punkty
  21. - A więc, ukochana Ewo - zaczął powoli Jezus z uśmiechem, zapowiadającym seksualną nowość - czy jesteś gotowa na spełnienie... - tu celowo zawiesił głos - marzenia - dodał po chwili, widząc dokładnie, jak bardzo jest ona gotowa i co też to jej się marzy. - O Jezu... - zająknęla się Ewa, niemal modlitewnie jak w dawnych latach, kiedy jeszcze wyznawała rzymski katolicyzm. I zarumieniona dokładnie tak, jak przed pierwszym z Nim razem. - Musisz tak... otwarcie... przy nich? - Pewno, że nie muszę - rozpoczął SuperMąż z wyższą intensywnością myśli, aby Ewa ją wyczuła i aby rumieniec na jej twarzy potrwał odpowiednio długo. - Ale mogę, jak wszystko zawsze i wszędzie - dodał urzeczywistniając zamiar, aby dla Ewy każda chwila spędzona z Nim razem była nauką. - Zatem-dom-na-Planecie-Roślin - zostawiał przerwy między słowami, aby przebiły się one przez jej pragnienia, zarumienione jak ona sama. - Zamknij-oczy, proszę - poparł słowa gestem inicjującym międzywmiarowe przeniesienie w przestrzeni wiedząc, że jego ostatnio poślubiona żona obawia się takich podróży. Chociaż przecież przy Nim nic jej groziło. Jej zmysły rejestrowały przez kilka chwil chłód, podczas gdy umysł podświadomie rejestrował pustkę, mimo iż przez zamknięte oczy nie docierał doń żaden obraz. Wreszcie po tym króciutkim czasie, mimo iż wydał się on jej długim, za długim - poczuła na twarzy i ramionach ciepło miejscowego słońca, pod stopami zaś chłód i wilgoć ziemi. Paprocie, które przygniatała idąc, prostowały się tuż za nią. Dokładnie tak samo, jak działo się to poprzednim razem, gdy przybyła tu razem ze swoim WszechMężem. Weszła do domu, wciąż jeszcze trochę oszołomiona podróżą. I jeszcze bardziej zaczerwienionymi wciąż myślami. Jezus, wchodząc za nią, poruszył prosząco palcami prawej dłoni. Żywe drzwi żywego domu posłuchały prośby i bezszelestnie zamknęły się same. Idąca jako pierwsza, jako rzekło się wcześniej, Ewa przeszła przez salon i otworzyła drzwi do sypialni, oglądając się znacząco na Jezusa. Który, używając tego samego co poprzednio gestu sprawił, iż te zamknęły się za Nim. Ewa obróciła się ku Najlepszemu Mężowi Wszechczasów. Powoli. - Metaseks * - powiedział Jezus. Cdn. * Greckie słowo "meta" oznacza "po", "poza" i "ponad". Tak więc, przykładowo, metafizyka jest nauką opisującą świat bytów poza/ponad fizycznych. Zatem "Metaseks" jest, mówiąc najprościej, "ponad-seksem" : seksem odbywanym w sferze ducha. A więc daleko bardziej intensywnym. Brzmi dziwnie? Być może. Ale wszystko, co istnieje w którymkolwiek z materialnych światów, istnieje dlatego, że całą daną sferę, ze wszystkimi szczegółami, wymyśliła wcześniej Pierwsza Istota Duchowa. Tak więc świat materialny jest wtórny w stosunku do duchowego. I tylko odzwierciedla to, co w tym pierwszym - metafizycznym - zaistniało. Ustroń-Zdrój, 16.01.2023
    2 punkty
  22. Powoli znikasz, choć jesteś w tłumie, nikt Cię nie widzi. Niewidzialność swą pielęgnujesz, dbasz o nią jak o roślinę. Zasłaniasz się nią, jak żołnierz tarczą. Gdyż tak wygodnie, może i lepiej. Co Ci to da? Co tym wskórasz? Czy dobrze być w szponach strefy komfortu, Czy też może czas zawalczyć o siebie, o swoje marzenia, życie... Odpowiedź znajdziesz sam.
    2 punkty
  23. mój telefon ma mało baterii więc spiszę te wiadomości póki czasu starczy 4 procent mój telefon nie przepada za innymi telefonami w kąciku swojego miejsca na biurku dobrze mu wśród szmeru powiadomień przypominających mu o tym że właśnie nadeszło nowe 3 procent mój telefon nie ma przyjaciół przez ekran patrzy tylko na przechodzące wdzięcznym marszem - jak po dwuwymiarowej windzie - szeregi ludzi bez zmaz człowieczeństwa ładnych ludzi 2 procent mój telefon za to kocha sztukę lubuje się w spacerach do galerii obrazków na salony Pinteresta hale Instagrama przyjmuje w duchu ich oniemiające piękno estetykę godzin które rozpłynęły się w powietrzu 1 procent mój telefon więc ma się dobrze ma depresję lęk społeczny borderline schizofrenię jest doomerem emo i sigma male dumny jest z tego że wie kim jest dlatego nie troszczy się o to jak żyje bo gdyby nikt mu nie powiedział musiałby stanąć w lustrze i z trwogą zajrzeć w rekurencyjne odbicie 0 procent ............................................................. 16 I 2023 ******************************************* tutaj zdjęcie miejsca, na którym znajdował się mój telefon, albowiem musiałem go wziąć, by je wykonać (uprasza się o użycie wyobraźni, że on tam leży)
    2 punkty
  24. Styczeń się zaczął od nowych obliczeń. W lutym nabiera się co nieco... Buty! Marzec... Co będzie, się jeszcze okaże... Kwiecień okresem wiosennych rozliczeń. Maj to dla Polaków niby błogi raj. Czerwiec, znów złożę ofiarę Minerwie. Lipiec utonie w piwnym miodzie skrzypiec. Sierpień, a trzeba za miliony cierpieć... Wrzesień - jak rudo na polach i w lesie. Październik... Plejady poruszył Kopernik! Listopad. Jak dobrze, że istnieje iPad. Grudzień - tak wiele za nami już strudzeń! Dwanaście miesięcy, antyapostołów! Czasem wciąż zajętych. Kalendarz i ołów Ek...
    2 punkty
  25. proszę szanownego czytaństwa zapewniam nie ma tutaj żadnego oszukaństwa po prostu czytaństwa zamiast państwa gdy sieczka w głowie to „Z próżnego i Salomon nie naleje” gdy siano w głowie to „Z piasku bicza nie ukręcisz” jednym słowem pustosłowie powtarzanie słów i na różne sposoby ich obracanie z nadzieją, że coś nowego powstanie a świat kręci się dalej pozostaje jak zwykle nadzieja i do tworzenia nowego chęci niech tak się kręci **************
    1 punkt
  26. kolejny spadł jesienny deszcz kurtyna chmur niebo zasłania wiatr ciągle buszuje pośród drzew choć liści na nich dawno nie ma na dworze szybciej zapada zmierzch ponure myśli ukryć próbuje z serca wymaże myśli złe noc mocą swoją sny wyczaruje po nocy nadejdzie dzień słońce przebije się przez chmury nadzieja z twarzy obetrze łzę rozjaśni wokół krajobraz ponury jesień jednak skończy się wnet odejdzie z szarościami pamiętajmy ten czas kiedy raczyła nas kolorami
    1 punkt
  27. nie zamykaj zostaw światło jestem wystarczająco zamknięty w sobie mam aż nadto cieni którymi rzucam na prawo i lewo w ciepłe słoneczne dni jak teraz gdy bywam perłą lub wieprzem w zależności od kąta padania i poziomu alkoholu we krwi szumnej albo lodowatej żongluję śmiechem i płaczem ale zawsze czekam wypatruję czy nie idziesz w imię pańskie z kością dla bezpańskiego psa
    1 punkt
  28. Wcale się nie dziwię ;D Dla mnie to jest wartość dodana, że czytelnicy potrafią dostrzec w moich wierszykach coś innego - często coś, na co ja zupełnie bym nie wpadł. Sprawia mi to frajdę. A Marek po prostu ze swoją interpretacją totalnie mnie zaskoczył ;D No i rozkminione wzorowo, panie ;D W takie właśnie skojarzenia celowałem ;> Na szczęście lub nieszczęście (jak kto woli) mózg nie da się oszukać, że zbicie szybki cokolwiek w pamięci zmieni. Bardzo dziękuję! Dziękuję pięknie! Głód jak najbardziej emocjonalny, tak. Z tym upychaniem w ramy to bardzo ciekawe spostrzeżenie.
    1 punkt
  29. Piękne odwrócenie ról jakby zwiększające moc przekazu przez tę odwrotną logikę. Samo drzewo widzi mi się mimo wszystko jako całkiem tajemnicze, skryte w swoich przeżyciach życiowych. Całkiem widoczny jest fakt samobójstwa pomimo pozornego szczęścia i dobrobytu jednak wydaje mi się, że powód tego jest wciąż niejasny, zręcznie ukryty pod płaszczykiem mowy o dobrym życiu. Czyżby płytkość w ocenianiu człowieka (który niewątpliwie może być właśnie taką brzozą) powodowało, że sam człowiek staje się tylko sumą ocen jego zewnętrznego życia? Intryguje mnie ponadto konstrukcja strofoid, w których liczba wersów topnieje wraz z kolejnymi. Może to zanikająca gdzieś tajemnica brzozy, której śmierć poddała ją w zapomnienie? Na pewno ostatnia strofoida złożona już tylko z jednego wersu potęguje zastosowany tu koncept, jakim jest fakt samobójstwa pomimo dobrego życia. Całość bardzo zręcznie zbudowana i bardzo ładna B)
    1 punkt
  30. Psychiatria dziecięcia kuleje. Onkologia kuleje. ***** *** Świetny wiersz! Bardzo, bardzo mi się podoba!
    1 punkt
  31. @Rafael Marius to prawda, czasem sam fakt, że zostaniemy przez kogoś wysłuchani bardzo wiele znaczy i niejednokrotnie daje pewien rodzaj ulgi, ukojenia.
    1 punkt
  32. Tak regularnie rzecz ujmując to masz rację. Żeby kogoś zrozumieć to trzeba mieć też pewną wiedzę z psychologi chociażby. I mądrość życiowa też by się przydała. A z tymi dwoma to już może być trudniej. Ale jak ktoś wysłucha z empatią to już dużo.
    1 punkt
  33. @Rafael Marius na szczęście masz rację, na szczęście dobrzy ludzie istnieją, choć czy zrozumieją tylko dlatego, że są dobrzy i potrafią wysłuchać? Tu już tak pewna nie jestem...
    1 punkt
  34. Wzięłam wdech i zaczęłam widzieć, Zaczęłam łapać to co mnie zachwyca. Czuje że zaraz się uduszę Ale w końcu wyszłam z cienia. Jeszcze stopami mroku dotykam. Muska mnie przyjemnym chłodem. Jednak się go tak bardzo nie boję, Bo ogonem objął moją głowę. Już tlenu mi brakuje w płucach A kolory się wokół mnie rozmazują. Znów ten przeklęty cień mnie pochłoną, Bo stęsknił się za swoją królową.
    1 punkt
  35. Nadaję imię Kolejnym łzom Zagubionym wśród rzęs Płynącym po policzkach Jak strumień po suchej ziemi Pamiętam każdą Nie wrócą wiem nawet gdy zawołam Ten krzyk jest we mnie Wzmaga się z każdym uderzeniem O samotne chwile Skały tuż pod powierzchnią Latarnik jeszcze pali lampę Ma zapas oliwy i nadziei
    1 punkt
  36. @ais Aktualnie jestem w klasie maturalnej, a do ścieżki kariery nauczyciela całkiem mi nie po drodze. Co do takiej pracy twórczej to nawet dobry pomysł by się rozerwać. B) Szkoda tylko, że zmiana środowiska musi przebiec w moim domu, jako że siedzę tu na antybiotyku xd. @Giorgio Alani Można, jeszcze jak.
    1 punkt
  37. Paweł, można by rzec, był… wyjątkowy. Urodził się grubasem. A potem jadł, tył, aż się nie mieścił w drzwiach. Nosił okulary, nigdy ich nie zdejmował, jakby wyrosły mu na nosie w tym samym czasie co brzuch, gdy był jeszcze w fazie życia płodowego. Znałem go od dziecka, bo nasze matki pracowały razem. Zanim skończył podstawówkę, jego ojciec poszedł sobie w świat. Kiedy miał siedemnaście lat, zmarła matka. Zamierzano objąć go kuratelą, odebrać mieszkanie, ale walczył i wygrał. A w tym mieście własne mieszkanie to prawdziwy skarb. Wszystkich Świętych wypadało w czwartek — okazja, której nie można było przegapić i tak też się stało: wysiadłem z pociągu na Dworcu Centralnym w zimne, dżdżyste popołudnie, lecz gdy tylko przekroczyłem próg pustego mieszkania, pojawił się problem: co zrobić z wolnym czasem? Wszyscy kumple, z którymi warto się spotykać byli zajęci, wobec tego zadzwoniłem do Pawła, bo był deską ratunkową, zapytać co porabia. — Maluję mieszkanie. — Całe? — Na razie tylko kuchnię. — Kiedy skończysz? — Jeszcze nie zacząłem. — Pędzle i farbę masz? — Mam. — To poczekaj na mnie, pokażę ci jak się to robi. Będę za pół godziny. Odłożyłem słuchawkę, założyłem kurtkę i wyszedłem na przystanek. Mieszkanie Pawła było dwupokojowe, z niedużą kuchnią, jeszcze mniejszym przedpokojem i łazienką-ubikacją. Z dużego pokoju wychodziły drzwi na malutki balkon, z którego widać było pociągi jadące linią średnicową. Jedyne co mi się w jego chacie podobało to okno w kuchni z podsuwaną szybą, przez które można było podawać posiłki i napoje osobom siedzącym w dużym pokoju: wystarczyło podnieść szybę i serwować przekąski prosto pod nos, jak w barze bistro. Już od drzwi na klatce schodowej doszło mnie bębnienie na perkusji i śpiew Phila Collinsa. Nacisnąłem dzwonek, dwa razy. Paweł uchylił drzwi. Okulary o grubych szkłach zjechały mu na koniec nosa. Dotknął je pośrodku palcem, wcisnął z powrotem na czoło i dopiero wówczas mnie rozpoznał. Odczepił łańcuch w drzwiach i cofnął się do środka. Rozejrzałem się po kuchni. — Jakieś stare gazety masz? Mruknął potakująco. — Taśmę maskującą? — Coś się znajdzie. Zabraliśmy się do roboty. Sprzęt kuchenny i naczynia przenieśliśmy do dużego pokoju. Przykryłem podłogę gazetami, okleiłem taśmą krawędzie przy podłodze, oknie i kontaktach z prądem, które Paweł rozkręcił wcześniej. — Dawaj tę puszkę. Nalałem farby do plastikowego pojemnika, pokręciłem w nim wałkiem i równomiernym ruchem nanosiłem kolor na ścianę: zgaszony niebieski, śmiały jak na owe czasy, grał doskonale z pomarańczowymi szafkami i stalowym połyskiem lodówki. Paweł potrząsał głową, klepał się rękami po udach. Robił tak ilekroć był czymś podekscytowany. — Wiesz co, to ty maluj, a ja skoczę na halę kupić coś do picia. Myślisz, że po trzy piwa wystarczy? Nie wiem czemu nigdy się nie nauczył mówić poprawnie. Słowo „piwo” wymawiał: p’siwo, w innych przekręcał głoski: „Mam gar pigosu. Dużo w nim kiełpasy, cepuli i poczku”. — Kup więcej, może będziesz mieć gości! — krzyknąłem za nim. Do hali były dwa kroki, lecz wrócił dopiero po godzinie. Nic dziwnego, o tej porze musiały być długie kolejki. Zdążyłem w tym czasie przejechać wałkiem wszystkie ściany i wykańczałem pędzlem krawędzie. Gdy skończyłem, zerwałem taśmę. Paweł przysunął nos do ściany i oceniał efekt. — Ty inżynier, masz rączkę! Kazałem mu posprzątać, a sam usiadłem na kanapie w dużym pokoju i nalałem sobie piwa do szklanki. Było za wcześnie, żeby wracać do domu, ale nie chciałem spędzać reszty wieczoru grając z Pawłem w szachy. Zadzwoniłem do Ewy i zapytałem, czy nie zechciałaby przyjechać. Znałem ją pół roku, lecz nie było między nami wielkiej zażyłości. Pracowała jako goniec w redakcji jakiegoś tygodnika, tam również musiała nocować dopóki nie znajdzie czegoś lepszego, co nie było rzeczą łatwą. Najprędzej można było wynająć pokój u jakiegoś dziwaka w podeszłym wieku, który oprócz czynszu wymagał specjalnych usług. Paweł usiadł obok mnie i popijał piwo, sapiąc głośno. Podłoga była wciąż zawalona rzeczami wyniesionymi z kuchni. — Ale narzuciłeś tempo, daj odsapnąć. Te gary zaniosę jutro, bo mi już pompka siada. „Pompka” to było serce, z którym miał problemy od dziecka. Wypił piwo, poczłapał do kuchni po następne. Usiadł, pociągnął łyk, potrząsnął głową. — Zaprosiłbyś Magdę. Tę co ma, no wiesz… duże… — Duży biust? — No tak, właśnie ją. Ile ona ma lat? — Dziewiętnaście. — Gówniara, a ma tak dobrze wykształconą pierś. Skąd on mógł znać ten szczegół? Złapałem słuchawkę, zacząłem wykręcać cyfry na tarczy… — Magda? Dobry wieczór, może pani poprosić ją do telefonu? W słuchawce zapadła cisza, a po chwili odezwał się znajomy głos: — Cześć, skąd dzwonisz? — Od Pawła, tego z którym pływaliśmy ostatniego lata na kajakach. Pamiętasz? — Tego grubego? Tak, pamiętam. — Robimy imprezę, zapisz adres. Masz bezpośredni autobus spod domu. Wysiądziesz przystanek przed pętlą. Taki wysoki budynek, zaraz przy ulicy, drugie piętro. Będę wyglądał za tobą z balkonu. — Przyjedzie? — spytał Paweł z niedowierzaniem. — Przyjedzie. Tylko musisz mi coś obiecać — zmieniłem ton na poufny. — Kiedy będziecie rozmawiać to nie gap się tak na ten jej… Ona bardzo tego nie lubi. Wypiliśmy jeszcze po jednym piwie. Taśma z muzyką doszła do końca i kręciła się na szpulce, jak pies za własnym ogonem. Paweł schował ją do pudełka i zaczął szukać czegoś na półce. — Jakiej muzyki ona lubi słuchać? — Kto? — No, Magda. — Nie mam pojęcia… puść coś na czasie, Lionel Richie, albo Tina Turner. Paweł przeglądał pudełka z taśmami. — Tego nie mam. Może nastawić Trójkę? Za godzinę będzie lista przebojów. Rozległ się dzwonek, w drzwiach stała Ewa. Uśmiechnęła się nieśmiało, jakby nie była pewna czy ta wizyta to dobry pomysł. Spytała czy będzie mogła umyć sobie włosy, bo w redakcji nie było takiej możliwości. Ja i Paweł wypiliśmy już trochę i byliśmy w wyśmienitych nastrojach. — Możesz mi pomóc? — zawołała z łazienki. — Weź ten dzbanek i wypłucz mi głowę. Ktoś zadzwonił, Paweł otworzył drzwi. — Magdusiu czekaliśmy na ciebie — powitał ją infantylnym tonem, tak typowym dla niego. Pomógł zdjąć jej płaszcz i szalik. Magdę pamiętałem jak była jeszcze dziewczynką, bo mieszkała w sąsiednim bloku. Nigdy nie zwracałem na nią uwagi, aż wyrosła na kobietę o wybujałych kształtach. Gdyby zrobiła sobie włosy, mocniej się umalowała i założyła coś modnego, byłaby z niej super laska, ale ona wciąż się ubierała jakby szła do budki po syfony i kiszoną kapustę. Nie miała żadnych zainteresowań, oprócz tego, żeby jak najszybciej znaleźć sobie męża. Wkrótce dołączyli do nas dwaj koledzy Pawła oraz jakaś dziewczyna, którą Paweł poznał korespondencyjnie przez czasopismo młodzieżowe. Słał regularnie listy w nadziei, że słowami rozkocha w sobie adresatkę i wygląd nie będzie miał dla niej znaczenia. Niestety oczekiwania nigdy się nie spełniały i dziewczyna już po pierwszej randce lądowała w łóżku u jednego z kolegów Pawła. Taki los. Zabawa rozkręcała się w najlepsze: Paweł gotował coś w kuchni, ja zamknąłem się z Ewą w pokoju obok i suszyłem jej włosy. Nie prosiła mnie o to, ale miałem już nieźle w głowie i zebrało mi się na czułości. Po piwie przerzuciliśmy się na mocniejszy alkohol. Piliśmy prędko i dopiero po pewnym czasie poczułem, że wypiłem za dużo. Odłożyłem suszarkę i przysunąłem się bliżej, żeby ją pocałować. Nie wiem czy mnie odepchnęła, czy byłem już tak pijany. Pamiętam tylko, że niespodziewanie straciłem równowagę, zsunąłem się po kanapie i upadłem na podłogę. Chciałem się podnieść, ale coś mnie trzymało, jakbym był przyklejony do dywanu. Czy on tam rozlał jakiś klej? Dotknąłem palcami boku: rzeczywiście był lepki. Znowu spróbowałem się podnieść, ale straciłem czucie w ręce. Obróciłem głowę, żeby zobaczyć gdzie jest Ewa. Pochylała się nade mną i dotykała mnie po lewej stronie. Parszywy klej, nie dotykaj, bo też się przykleisz i będziemy tutaj leżeć wystawieni na pośmiewisko! Usiłowałem rozejrzeć się dookoła, lecz pole widzenia zaczęło mi się kurczyć, jak obraz w wyłączanym telewizorze. Poczułem dławiący ucisk w gardle: jak to możliwe, żebym wyjął pasek ze spodni i zaciągnął go sobie wokół szyi? Nagle jakaś siła uniosła mnie ku górze i przesuwała w powietrzu tuż nad podłogą. Ujrzałem w drzwiach czyjeś twarze, niewyraźne, zamglone. Czy oni też lewitują razem ze mną i czemu mają takie przerażone oczy? Potem nie widziałem już nic i zapadłem się w jakąś część ciała dokąd dochodziły jedynie słabe sygnały z zewnątrz. Straciłem poczucie czasu. Tak łatwo się umiera? Ocknąłem się na stole operacyjnym. Nade mną paliło się oślepiające światło z trzech żarówek, w oprawach wielkich jak spód wiadra. Przekręciłem głowę i zobaczyłem, że jestem podłączony do kroplówki. Tłoczą we mnie czyjąś krew, jakbym był wampirem. To dlatego powrócił mi obraz. Po lewej stronie stał mężczyzna ubrany w zielony fartuch. Na głowie miał biały czepek, usta zakryte zawiązaną z tyłu maseczką. Obok niego stała tak samo ubrana kobieta, a po drugiej stronie jeszcze jedna. Wyglądały w tych strojach jak muzułmanki. Mężczyzna rozcinał koszulę na moim boku, a stojąca przy nim kobieta trzymała w wyciągniętej ręce krótki, wąski nóż. Ta po drugiej stronie wpatrywała się we mnie. Kiedy nasze oczy się spotkały, starałem się uśmiechnąć. — Słyszysz mnie? — zapytała. Zamrugałem oczami i kiwnąłem lekko głową. — Ile wypiłeś? — Co? — Pytam się, ile wypiłeś? — Dużo. — Więcej niż butelkę wódki? — Nie wiem, może. — Przypomnij sobie, bo inaczej będziemy cię kroić na żywca. — Czemu nie zbadacie krwi? — Twojej krwi zostało już niewiele. Co zrobią, było mi zupełnie obojętne. Nie czułem żadnego bólu, uczucie duszenia się minęło. Nawet humor zaczął mi wracać, widocznie byłem wciąż pod wpływem alkoholu. — To była super prywatka — szepnąłem do tej rozmowniejszej. — Szkoda, że ciebie tam nie było. Zignorowała mnie i zwróciła się do chirurga: — Za dużo wypił, teraz nie mogę dać mu anestetyku. — Nie powinniśmy zwlekać, zbyt duże ryzyko infekcji — zadecydował chirurg. Podniósł ręce do góry, jak ksiądz odprawiający mszę, tylko zamiast chleba i wina miał na nich rękawiczki z gumy tak cienkiej, że prawie nie było jej widać. — Będziemy operować pod znieczuleniem miejscowym. Operacja musiała przebiegać bardzo sprawnie. Wywnioskowałem to z zachowania chirurga, jego asystentki i pani anestezjolog. Żartowali, opowiadali sprośne kawały, wygłupiali się przez cały czas. Byłem pełen podziwu. Prawdziwi profesjonaliści. — Co wy żeście tam pili i ruchali? — dowcipkował chirurg zszywając mój bok. Przewieziono mnie na salę. Efekt upicia alkoholem mijał powoli, miałem za to straszne parcie w pęcherzu. Kiedy zawołałem pielęgniarkę, przyszła z jakimś facetem, który odkrył prześcieradło, złapał mnie bezceremonialnie za fiuta i poczułem jak wpycha mi coś, co musiało być plastikową rurką. Koniec rurki był połączony z torebką zawieszoną nisko w nogach łóżka. Dzięki tej prostej metodzie uczucie parcia minęło samoczynnie i zapadłem w głęboki sen. Obudziłem się z potwornym pragnieniem w ustach. Marzyłem o szklance coca-coli, cytrynady, czegoś musującego, ale nie mogłem pić: byłem całkowicie zautomatyzowany. — Siostro, umieram, wody! W odpowiedzi wyjęła jakiś patyczek z watką, zamoczyła koniec w wodzie i zwilżyła mi usta oraz język. Tak męcząc się, przeleżałem cały dzień. Nazajutrz z samego rana miałem gości. Pierwszym był mój ojciec, który przyjechał aż z Pomorza, gdzie pracował przy budowie elektrowni atomowej. Takie poświęcenie należy docenić. Popatrzył na mnie zatroskanym wzrokiem i wtedy pomyślałem, że nie różnimy się wiele: za trzydzieści lat też będę wyglądać jak on, myśleć jak on. Widocznie nie było ze mną najgorzej, bo po krótkiej rozmowie z lekarzem, czuły tata zmienił się z powrotem w nieżyciowego zgreda. — No, to kuruj się prędko, żebyś nie zawalił sesji. Egzaminy były dla niego ważniejsze niż moje życie. Po południu odwiedziło mnie dwóch całkiem niespodziewanych gości: milicjant w stopniu sierżanta i oficer z kryminalnej, po cywilnemu. Oficer usiadł na krześle od okna, a sierżant po drugiej stronie, jakby miał zamiar blokować drzwi, na wypadek gdybym się rzucił do ucieczki. Oficer spytał jak się czuję, gdzie pracuję, kim jest moja rodzina, koledzy, dziewczyna i o inne szczegóły z życia prywatnego. Najważniejsze pytanie zadał na końcu: — To jak było z tym nożem? — Jakim nożem? — Nie udawaj. Miałeś wbity nóż, dwadzieścia centymetrów, po samą rękojeść. Nie odpowiadałem. Oficer się wyprostował i sięgnął do kieszeni marynarki. Nagle cofnął rękę i położył ją na krawędzi łóżka. — Mnie możesz powiedzieć. Kto to zrobił? Powoli zaczynałem kojarzyć. — Nikt, to musiał być wypadek. Oficer zrobił minę, jakbym udzielił mu niewłaściwej odpowiedzi i tym samym stracił szansę na wygranie wielkiej nagrody. — Słuchaj, rozmawiałem z chirurgiem, który ciebie operował. Powiedział, że tego typu rana może być zadana jedynie ludzką ręką. Miejsce i kąt wejścia noża wykluczają próbę samobójstwa, zatem musiał to zrobić któryś z twoich kolesiów. Kto to był? Słuchając go natychmiast uświadomiłem sobie powagę sytuacji. Uniosłem głowę znad poduszki, popatrzyłem mu prosto w oczy i odpowiedziałem powoli, akcentując każde słowo: — Panie oficerze, tego nikt nie zrobił. Byłem pijany, przewróciłem się na podłogę i musiałem nadziać się na ten nóż. Oficer pokręcił z niedowierzaniem głową. — Chirurg wykluczył taką ewentualność, a jego opinia jest niepodważalna. — Może nóż stał na sztorc w suszarce do naczyń… — próbowałem wymyślić alternatywne rozwiązanie — i zaklinował się jakąś łyżką albo widelcem. Sam pan wie, że jak zadają cios nożem, robią to ruchem z góry albo na wprost, nie z boku. Mój argument widocznie nie był bezpodstawny, bo oficer wstał z krzesła, wyciągnął z kieszeni wizytówkę i położył ją na stoliku obok łóżka. — Jak sobie przypomnisz, zadzwoń pod ten numer. Skinął na sierżanta i razem ruszyli do wyjścia. Trzeciego dnia miałem zupełnie innych gości: studentów akademii medycznej, odwiedzających ten szpital regularnie w ramach zajęć. Musiałem być interesującym przypadkiem, bo gdy tylko weszli do sali, lekarka kazała im stanąć koło mojego łóżka. Było ich czterech czy pięciu, same kobiety. Lekarka coś tłumaczyła, a studentki zapisywały wszystko skrupulatnie w zeszytach. Odkryła mój bok, żeby mogły sobie swobodnie popatrzeć. Sprawiało mi to pewną przyjemność i nie miałbym za złe, gdyby któraś dotknęła tego miejsca, lecz one patrzyły na mnie obojętnym wzrokiem, jakbym był nie człowiekiem, ale maszyną, którą trzeba naprawić. Ku najwyższemu zażenowaniu, lekarka ściągnęła prześcieradło i pokazując na przewód wystający mi między nogami, powiedziała: — A tak wygląda zabieg cewnikowania. Studentki wpatrywały się z ciekawością; jedna nawet podeszła bliżej, jakby za mało jeszcze widziała. Poczułem palący wstyd, nie dlatego, że widziały mnie odkrytego, ale ponieważ wyglądałem tak niemęsko. Stojąca najbliżej zrozumiała to wreszcie, bo na jej twarzy zauważyłem lekkie zakłopotanie. Po chwili grupa wyszła i mogłem oddychać z ulgą. Następnego dnia odłączono aparaturę i byłem w stanie poruszać się o własnych siłach. Utykałem na lewą nogę, jakby nie była całkowicie połączona z resztą ciała. Piłem tyko tyle aby ugasić pragnienie, ponieważ oddawanie moczu było bardzo bolesne. Na mojej sali znajdowało się osiem łóżek. Pacjentami byli starzy ludzie, za wyjątkiem chłopaka naprzeciwko. Mógł być moim rówieśnikiem i zwracał uwagę włosami wygolonymi na Irokeza. Leżał dłużej ode mnie, mimo to wyglądał źle: był poobijany ze wszystkich stron, prawdopodobnie od uderzeń z całej siły pięściami i od kopniaków, dlatego musieli założyć mu kilkanaście szwów. — Zapalisz? — Pewnie. — Czemu cię tu przywieźli? — Nadziałem się na nóż. Roześmiał się. — Daj spokój, mnie możesz powiedzieć, ja przecież nie z milicji. Na łóżku obok leżał pacjent wyglądający na siedemdziesiąt lat lub więcej. Nie wstawał, bo był również zautomatyzowany. Nikt go nie odwiedzał. Na stoliku obok łóżka nie było kwiatów, ani rzeczy osobistych. — Proszę pana, czy pan mnie słyszy? — szepnąłem mu do ucha. Nie dawał znaku życia. Zajrzałem do szafki i znalazłem tam niedużą książkę. Była słabo sklejona, brakowało jej wielu stron. Kiedy przerzucałem kartki, otworzyła się na stronie czytanej częściej niż inne. Spojrzałem na tekst i zacząłem czytać cicho na głos: Z ziemi, gdzie ufność i strach podły Z miłością życia, zbyt nam drogą rządzą – dziękczynne ślemy modły Bogom, co gdzieś tam istnieć mogą Za to, że życie nie trwa wieki, Że nikt nie wraca z mgieł dalekiej Krainy śmierci, a nurt rzeki Zawsze na morza spocznie progu.* Zamknąłem książkę i odłożyłem ją na swoje miejsce. Zdawało mi się, że słyszę jakiś jęk i wtedy spojrzałem na jego twarz — wyglądała jak pośmiertna maska. Nie mogłem się dłużej wstrzymywać i wyszedłem do toalety. Korytarzem ciężko było się przepchać, bo w salach brakowało miejsca i łóżka ustawiano pod ścianami. Przy chorych siedzieli odwiedzający, zagradzając drogę. Jednym było wesoło, ktoś popłakiwał, ktoś inny modlił się cicho. Nigdy przedtem nie byłem w szpitalu i nie miałem pojęcia, że tyle bólu i cierpienia może się nagromadzić w tak niedużym miejscu. Kiedy wróciłem na salę, od razu zauważyłem brak sąsiedniego łóżka. Irokez gdzieś wyfrunął, więc zwróciłem się do mężczyzny spod okna. — Ten pan, co tu leżał przed chwilą… Gdzie go zabrali, na zabieg? Wyszedłem na korytarz i zaczepiłem pielęgniarkę. — Proszę pani, pacjent z siódemki, co się z nim stało? — Daj mi spokój, jestem teraz zajęta! Następnego ranka wstawiono nowe łóżko, a po południu leżał na nim inny człowiek. Czułem się nie najgorzej, ale wciąż miałem gorączkę. Spadała nad ranem, podnosiła się po południu. Codziennie rano, podczas obchodu zadawałem to samo pytanie: — Kiedy będę mógł wyjść? Lekarz analizował dane z tablicy zawieszonej na łóżku. Szepnął coś pielęgniarce i powiedział to, co mówił za każdym razem: — Poleżysz jeszcze trochę. Pokuśtykałem schodami na dół do szatni. — Mistrzu, wydaj mi ciuszki. — A wypis ordynatora masz? — Ja tylko na minutkę, skoczę do sklepu i zaraz wracam. Szatniarz machnął ręką i schował się za wieszakami. Podszedłem do automatu telefonicznego wiszącego na ścianie. Wrzuciłem monetę i wykręciłem dobrze znany numer. W słuchawce zabrzmiał długi, przerywany sygnał. Odczekałem kwadrans i zadzwoniłem ponownie. Tym razem usłyszałem po drugiej stronie kobiecy głos: — Halo, kto mówi? — To ja, dzwonię ze szpitala, musisz mi pomóc. — Którego szpitala, co się stało? — Na Stępińskiej. Przyjdź jutro rano, sala numer siedem. Przynieś mi jakieś ciuchy. Tylko bądź, na pewno! — Postaram się. Odłożyła słuchawkę. Nazajutrz obudziłem się wcześnie. Umyłem się, ogoliłem, spakowałem kilka drobiazgów, resztki jedzenia wyrzuciłem do kosza. Potem podyrdałem na koniec korytarza, skąd nadchodzili odwiedzający. Czas wizyt rozpoczynał się za kilka minut. Usiadłem na krześle i patrzyłem na twarze wchodzących: twarze zmęczone, smutne, obojętne, ale żadna z nich nie była twarzą osoby, na którą czekałem, której nie widziałem od ponad roku. Kiedy chodziliśmy do ogólniaka spotykałem ją codziennie, później coraz rzadziej. Czasem przychodziłem pod jej dom, siadałem na ławce i godzinami patrzyłem się w jej okno. Innym razem włóczyłem się po okolicy w nadziei, że ją zobaczę, przez moment, choćby na sekundę… — Co z tobą? Stała przede mną, zbytnio zaniepokojona, by zauważyć, jak wiele radości sprawiają mi te słowa. — Nic, miałem mały wypadek. Przyniosłaś ubranie? Stanęliśmy obok łazienki. Po chwili wyszedłem stamtąd przebrany. — Rzuć tę ich piżamkę na łóżko, pierwsze za drzwiami, po lewej stronie. Spotkamy się przy wyjściu. Do przystanku było niedaleko, lecz nie miałem siły iść szybko, a ponadto potrzebowałem co chwila odpoczywać. Podtrzymywała mnie, żebym nie upadł. Kobiety to słaba płeć, a przecież są źródłem życia i przetrzymają wszystko. Teraz czułem jak ta energia płynie w moją stronę i dodaje mi sił. — Może powinieneś wrócić. Wyglądasz nie najlepiej. — Nic mi nie jest, a tam nie ma po co wracać… chyba, że śmierć. Dowlekliśmy się po dłuższej chwili do przystanku, usiedliśmy pod wiatą osłaniającą nas od wiatru. Patrzyłem na jej jasne włosy, niebieskie oczy i nagle przypomniała mi Stokrotkę z filmu „Kanał”: ona również nie zostawi mnie tutaj samego, będzie ze mną do samego końca. — Wiesz, ten chirurg powiedział, że miałem ogromne szczęście. Gdyby nóż nie poszedł równiutko między płuco i serce, już bym nie żył. — Jak do tego doszło? — Głupi wypadek, ale najtrudniej uwierzyć w prawdę. Nadjechał autobus, lecz wszystkie siedzenia były zajęte. — Proszę ustąpić koledze, jest bardzo osłabiony po operacji. — Dla osłabionych jest karetka pogotowia, a tu transport publiczny — zagrzmiała nieprzyjemnym tonem pani siedząca obok. Jakaś dziewczyna zlitowała się w końcu i pozwoliła mi usiąść na swoim miejscu. Popatrzyłem na nią z wdzięcznością: może to ona oddała krew, która przywróciła mi życie? Klucze od mieszkania zabrała Ewa i miałem ją spotkać na dworcu. Stamtąd wzięliśmy taksówkę. Bok zaczynał mi krwawić, więc zaraz po przyjeździe do domu położyłem się na wersalce. Poprosiłem, żeby usiadła koło mnie. — Powiedz mi, jak to się stało? — Byłeś pijany, upadłeś i nadziałeś się na nóż. — A czy nie popchnęłaś mnie? Pokręciła przecząco głową. — Jesteś tego pewna? — Tak, śpij już. Zamknąłem oczy i nigdy więcej jej o to nie pytałem. * A. C. Swinburne (1837-1909): „Ogród Proserpiny”.
    1 punkt
  38. Witam - ja też mocno wierze - dzięki za przeczytanie - Pozdr. @Ewelina - @Natuskaa - @beta_b - @Tectosmith - @kwintesencja - Wszystkim pięknie dziękuje -
    1 punkt
  39. Fajny, równy, zaaferowany. Pozdrawiam, bb
    1 punkt
  40. Tak, słowa ranią, a nie jesteśmy głazami, żeby wyrzucić je z pamięci. Dlatego czasem warto się ugryźć w język — wtedy boli mniej. 🫦
    1 punkt
  41. To jednak piórko złote było....:))
    1 punkt
  42. @kwintesencja dzięki za opinię, tez pozdrawiam B) @ais dzięki za dobre słowo - aktualnie mam ferie to dla mnie w teorii każdy dzień jest piątkiem, choć jakoś tego nie czuję
    1 punkt
  43. Taki to temat przebrzmiały Pełen banałów Na każdym kroku Za progiem Za oknem Za każdym drzewem - Miłość Miodem i mlekiem Krainy płynące Ach miłość! Jakiż to nonsens Kochać szalenie Miłośnie Zmysłowo Bo przecież trzeba poważnie Najlepiej rozsądnie I dojrzale jeszcze Prawdziwie i wzniośle Miłość! Pisać o niej na próżno Już inni pisali tyle To po cóż tak pisać wiecznie? Ach miłość! Z nią nigdy nie będzie nudno Prędzej szalenie Niepewnie... I czasem rozchwiane emocje Kołyszą nie tylko serce Najgorsze że kołyszą też mózg I całe życie I jeszcze coś więcej... Ciała zgrabne czy niezgrabne Kołyszą bez przerwy Ups... Erotyk - Niemile widziany Bo miłość To przecież coś więcej Taki to temat przebrzmiały - Miłość Tyle z nią kłopotu i rozterek Tyle lamentów i szczęścia Tyle kart na ślepo rozdanych Dziękuję za inspirację @staszeko i @ais
    1 punkt
  44. @Corleone 11 Dziękuję za wyjaśnienie 😊
    1 punkt
  45. W pamięci usiłuję przywołać Ten biały śnieg I ciebie przed nim - Jak stoisz Ale mgła na oczach mi majaczy Niby sen I roją się szare myśli W ciężkiej jak niedźwiedź rozpaczy Bo przecież cię nie ma Przez tak długi czas Na pył zostałeś starty Słońce ciepłym dotykiem Pieści moje policzki Obłoki pływają bajecznie na niby W oczach Ból mnie przeszywa Do kruchych kości W milczeniu osobno toniemy Tylko przez siłę Upartej woli Przez krótką chwilę Nadal jesteś prawdziwy W sennym zapomnieniu Rzeka wzbiera głęboka I rzeźbi koryto boleśnie Prędkością nurtu Przez wiatr szarpana Fale burzą się na jej powierzchni Umykasz mi we wzburzonej pianie Nawet w snach Rozpływasz się W granicach rozległych Niechcianie zapadam się We wspomnienia bez ciebie W dłoniach ściskam mój kwiecisty wianek pachnący nadzieją Niechcianie zapadam się w siebie A zewsząd najszczersze konanie W smutku się poddaję Echo przemożnego szlochu Rozciąga się w zasnuty snem Ciemny zagajnik Który pachnie tak wyraźnie Jak zgniły owoc Dawnym palącym rozstaniem
    1 punkt
  46. Szepnij czysto marzysz czasem o powrocie do domu bezwarunkowej czułości ideału przebycia stepów miasta grozy przepłynięcia bezkresu samotności złudzenie ciepłego mleka ogrzanego słodką opieką twój nieśmiały uśmiech rumieńce goniące liliową bliskość nie odwracaj się zatrać w akustyce echa krzyczącego miodowymi wspomnieniami pamięć wkrótce zamarznie pocałuj grób utraconej pani mleko i lilie zakryją szarpiące osamotnienie na niesłodzoną chwilę
    1 punkt
  47. Dokładnie. Starałem się oddać klimaty w miarę organoleptycznie, dusza się uśmiecha we mnie, gdy czytelnik odbiera moje wypociny zmysłami, dzięki ci za to, no ale ty stoisz na wysokim poziomie warsztatu autorskiego, poziom odzewu intelektualnego dla ciebie to kaszka z mleczkiem. Pozdrawiam, dzięki.
    1 punkt
  48. Właśnie! Każdy chce się od razu identyfikować, a po co? Zauważyłem nawet w sylwestra. Co za czasy.
    1 punkt
  49. @Czarek Płatak Nihil novi niestety, jak napisałeś. Pozdrawiam
    1 punkt
  50. @Czarek Płatak W lutym 2022 zaczęłam pisać o wojnie...
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...