Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 25.08.2022 w Odpowiedzi
-
powoli powolutku otwierają się drzwi za nimi babie lato - pająk w sieci śpi powoli powolutku już prawie tuż tuż lasy ogrody parki i sady upiększa złoty liść powoli powolutku lato się pakuje upycha do walizki marzenia i sny powoli powolutku noc dogania dzień na niebie coraz częściej widać srebrny klucz tak tak moi drodzy to nie żaden żart za tymi drzwiami jesień zaprasza do gry6 punktów
-
Coś ci opowiem Istnieje ponoć wymiar między snem a czasem, Gdzie myśli nieświadomie trwają całą wieczność, Lecz jeśli z krańcem świata uda im się zetknąć, Przełamią nieprzejrzystość horyzontu zdarzeń. Nauczmy się czym prędzej z pasją śnić na jawie, By chwilom wyszarpywać zrozpaczone piękno, Lecz ono, gdy na powrót zyska nieśmiertelność, Wciąż będzie delikatne, kruche, całkiem nagie. Widziałem latające we wszechświecie wyspy; Niesione wyobraźnią cicho dryfowały. Zbudujmy razem tratwę i pomiędzy wpłyńmy, By wybrać tę jedyną, gdzie się zatrzymamy. A jeśli podróżników pokonają wichry, Będziemy pośród złudzeń nadal rozbitkami. ---5 punktów
-
myśli ugrzęzły w słowach z góry leje strumieniem nie spłynę ale finał zaskoczeniem wczoraj w słońcu dzisiaj w cieniu a życie gna do zobaczenia4 punkty
-
Został mi tylko Śpiew wiatru jesiennego I miejski szum Taki dziki tłum A ja jestem sam Zatapiam się W oceanie ciszy Już nikt mnie nie usłyszy Został mi tylko Śpiew wiatru jesiennego Takiego cudownego Jak życie I pęknięte w lustrze odbicie Panta rhei Wszystko płynie4 punkty
-
jestem z tobą w ogrodzie w powiewie wiatru śladach na trawie pamiętasz piłam ziołową herbatę ty niezgrabnie plotłeś wianek mówiąc pachniesz sokiem wiśniowym miałeś czubek nosa pobrudzony miodem wokół zakwitał czas w białych kwiatach jabłoni jeszcze tyle miał wydać owców trawa była śliska od rosy ozdobiłam kamień czerwonymi nitkami za wcześnie zerwane spływały ku ziemi tak wiem spojrzałeś wtedy w niebo kołyszę cię teraz w ciszy między światami tobie pewnie niewygodnie przepraszam kochanie nie mnie przeciąć sznur3 punkty
-
te zrośnięte z nami na amen dają zagłębiając lecz kamienie w kieszeniach okradają z sił i czy wypadną3 punkty
-
Na zgliszczach i gruzach martwego miasta, Odbędzie się proces wieńczący tę wojnę, Kiedy Historia powie twardo – basta! I kiedy czasy nastaną spokojne. Na ziemi zatrutej krwią tysięcy ofiar Staną namiory sędziów przysięgłych, Osądzą Tupina, Gejszu i Niedźwiedzia, Z twarzami katów, krwią nabiegłych. Za wszystkie mordy skażą ich na śmierć Przez rozstrzelanie; pluton egzekucyjny Wykona wyrok – odwet za wet Wszystkich powali strzał precyzyjny. Warszawa, 24 VIII 20223 punkty
-
@Wędrowiec.1984z pewnością wiele wynosimy z domu i zgodnie z przysłowiem: "czym skorupka za młodu nasiąknie..." postępujemy zgodnie z wartościami, które zostały nam przekazane. Ze skurczybyka nie zrobisz dobrego człowieka, ale jeśli dobry sparszywieje, to albo przez zły los albo zdegenerowanie i zaburzenia swojej psyche (czasem jedno idzie w parze z drugim). Tylko, że to rodzi błędne koło. Jeśli jest świadomy swojej ułomności, to będzie parszywiał dalej... Bo mechanizm powstawania każdej choroby przewlekłej opiera się na fenomenie błędnego koła... Oj, ciężkie to... A ja mam takie jakieś szczęście w życiu, że trafiam naprawdę na dobrych ludzi. Nie wiem, z czego to wynika...Szczęście? Intuicja? (w której istnienie ogromnie wierzę i uważam, że posiadanie jej - to naprawdę wielki dar). Przesądna nie jestem, ale splunę przez ramię...tak na wszelki wypadek :)))) I wierzę w doby ludzi. Bo są. Naprawdę. Życzę Ci, żebyś tylko takich spotykał na swojej drodze :) @violettaTo prawda. Tylko, że z tą samotnością wiesz, jak jest...są sami, którzy nie czują się samotni i samotni, którzy nie są wcale sami. @Kapistrat NiewiadomskiRacja. To, co napisałam wyżej... A często to kwestia własnego wyboru...3 punkty
-
wyrusz ze mną przyjacielu w górską podróż w letni dzień z alfabetu smakołyków nam wystarczy chleb i dżem my już trochę nie na dzisiaj my chłopaki z polnych dróg za pieniędzmi nam gonitwa nie zabierze dawnych snów3 punkty
-
ot tak sobie od niechcenia napisałem wiersz o cieniach mój jest lepszy od twojego większy tęższy i ten tego twój to taki cienki cień i leniwy jak ty jest mój to skacze podryguje cały dzień się dobrze czuje gdy usłyszy nutki dźwięk zaraz brykać mu się chce twój przy tobie jak pies siedzi chciałby stanąć a wciąż leży znaczy się posłuszny jest pan jest gnuśny to on też mój gdy widzi jakąś dziewkę zaraz ciągnie za podszewkę a gdy ona w pysk mu da (znaczy dziewka nie podszewka) to odskoczy tak jak ja potem po kałużach brodzi skacze tupie i się złości że już nie jest jak ten cień jakby mu wigoru mniej i wspomina dawne dzieje -ja z tym cieniem oszaleję !!! fota z netu.3 punkty
-
3 punkty
-
Ten dzień będzie mnie prześladować do końca życia. Całe szczęście to już niedługo. To była jakaś mała przychodnia w dzielnicy nieobywateli, z typową surowo wykończoną poczekalnią. Beżowe ściany ozdabiał odpadający tynk, a białe, plastikowe, niewygodne siedziska złączone były w szereg chromowanym stelażem. Zawsze w takich miejscach ściany są albo beżowe, albo w kolorze zielonego groszku, aby już po przekroczeniu progu pacjent mógł doznać cierpkiego uczucia niechęci do tego miejsca. Poczekalnia była pusta – wpuścili nas tam po urzędowych godzinach pracy. Z uwagi na porę, na zewnątrz było zupełnie ciemno, więc korytarz wypełniało drażniące spojówki światło jarzeniówek. Podeszła do nas obfita pielęgniarka i kazała wypełnić papiery. W karcie zabiegu było wpisane: USUNIĘCIE TORBIELA NA LEWYM JAJNIKU. Torbiela…W polis każda ciąża jest rejestrowana a narodziny ewidencjonowane. W końcu każdy zarodek potencjalnie ma zdolność do stania się pełnowartościowym obywatelem. Niestety, w większości przypadków, po narodzinach i odchowaniu okazuje się, że ten niegdyś drogocenny zarodek jest jednostką o małym znaczeniu społecznym, którą trzeba odepchnąć w smugę cienia, aby zrobić miejsce dla innych, tych silniejszych i wartościowszych. W końcu 5040 to święta, nienaruszalna liczba. Idea. Oddałam pielęgniarce wypełnione dokumenty a ty podałeś jej kopertę z dwoma tysiącami drachm. Taka jest cena za przywilej nienarodzenia się . Siedzieliśmy obok siebie bez słowa. Nie spojrzałeś ani razu w moją stronę. Potem zaprowadzono mnie do pokoju, w którym panował mrok i bezwładność czasu. W momencie przekroczenia jego progu, naraz ogarnęło mnie uczucie zastygania w gęstej mazi oczekiwania na to, co za chwilę musiało się wydarzyć. Kontury metalowych szafek i szpitalnych łóżek jedynie lekko zarysowywały się w świetle, które wyczołgiwało się spod drzwi gabinetu zabiegowego. Dopiero gdy usiadłam na jednej z trzech prycz dostrzegłam, że naprzeciwko mnie leży inna kobieta. Nieproszona, zaczęła opowiadać mi swoją historię. Zvezda poddaje ścisłej kontroli ilość narodzin. Kobieta może posiadać tylko jedno dziecko z tym samym partnerem. Z uwagi na ograniczoną populację, jakże ważne jest utrzymywanie różnorodności genetycznej. Za każde kolejne para musi płacić wysokie podatki. A ona miała już jedną, prawie pełnoletnią córkę. Jej i partnera, z którym była od około 30 lat, nie stać było na więcej. Mimo środków uspokajających, jakimi ewidentnie została naszprycowana, słychać w jej głosie było roztrzęsienie i żal. Próbowałam ją uspokoić, choć słyszalne było z mojego wnętrza przytłumione brzmienie powolnego adagio zwątpienia. Drzwi od gabinetu otworzyły się i pielęgniarka zaprosiła ją do środka. Zostałam sama. Gdy tylko dowiedziałam się o ciąży, towarzyszył mi nieprzerwanie dualizm postaw, co jest cechą typowo ludzką. Im bardziej poznajemy rzeczywistość, tym bardziej przekonujemy się, że nie możemy dotrzeć do istoty poznawanych zjawisk, bytów i fenomenów tej rzeczywistości. Istota zjawisk jest niezgłębiona i nie do poznania w stopniu dostatecznym. Pozostaje nam zatem dualnie postrzegać i dualnie rozumieć tę rzeczywistość. W tym kontekście, wahanie się jest jednym z najbardziej racjonalnych i oczywistych reakcji. Napisałam do ciebie wiadomość: „Jeżeli tego nie chcesz, jeszcze możemy się wycofać”. Odpowiedziałeś dopiero po dłuższej chwili: „Bądź dzielna”. BĄDŹ DZIELNA. Dopiero po tych słowach dotarło do mnie, że ciężar mojego smutku będę musiała dźwigać zupełnie sama. Nie ma żadnego sprzymierzeńca. Nigdy nie było. Jestem tylko ja, ta chwila mająca znamiona wiecznego trwania, gęsty mrok pokoju, brzdęk narzędzi chirurgicznych, dobiegający zza ściany odgradzającej mnie od gabinetu zabiegowego i rozpacz. Rozpłakałam się, ale tak żeby nikt nie słyszał. Naprawdę starałam się być dzielna. Z samego zabiegu nic nie pamiętam. Ze snu po narkozie wybudziła mnie ta sama obfita pielęgniarka, której dawałeś kopertę. – Proszę już wstawać i zbierać się do domu. Otumaniona po narkozie początkowo nie wiedziałam gdzie się znajduję i co właściwie się stało. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, że leżę na tym samym łóżku, na którym wcześniej siedząc czekałam na to, co musi nastąpić. Przyszedłeś po mnie, wziąłeś pod rękę i wyprowadziłeś z przychodni mówiąc, że taksówka już czeka na zewnątrz. Podjechałeś ze mną pod mój dom, ale nie wszedłeś do środka. Obiecywałeś, że po zabiegu zaopiekujesz się mną, że spędzisz ze mną tyle czasu ile będę potrzebować, ale w trakcie przypomniało ci się, że musisz skończyć ważny projekt. A w domu…w domu czekała na mnie otchłań, która niemalże wołała mnie po imieniu. Wtedy zrozumiałam, że jesteś całym moim światem, którego nienawidzę.2 punkty
-
zimą po puszystym śniegu boso stąpałem by twoje ślady odnaleźć skrawek naszego życia wiosną skowronka pytałem czy pamięta jak dla nas śpiewał nie zrozumiał odleciał latem kwiaty na polanie zbierałem je tak bardzo lubiłaś nocą wzrokiem ku gwiazdom sięgałem ciebie szukałem nie spotkałem kasztany tej jesieni zbierałem w nadziei że twój dotyk spotkam nie zastałem nie potrafię zapomnieć z tej namiętności się uwolnić dlaczego tylko to z nas zostało? na zawsze odeszłaś a ja z sobą dla ciebie zostałem moje miasto listopad 20212 punkty
-
Nawet jeśli dzisiaj błysnę albo zabłysnę spodniami, uśmiechem, czy myślą pojutrze mnie nigdzie nie będzie jakby nieprzesadnie przenigdy nie było. Warszawa – Stegny, 24.08.2022r.2 punkty
-
Aż strach czasem coś powiedzieć, czy napisać w świecie, który nie ocenia sztuki, a wartościuje bez przerwy poprawność i najróżniejsze prawidłowości myślenia. Plastikowych correct tez szukaj bardzo proszę u kogoś innego. Warszawa – Stegny, 25.08.2022r.2 punkty
-
Rodzina pana Hipolita z Chinkowa lubiła zjeść suto niczym wielka królowa. Szybkie zupki z torebki niemalże od kolebki. Smak, aromat i synonim końskiego zdrowia. # Pamiętała Jagna z bronowickiej biesiady, gdzie jadło na stołach nie prosiło lekarzy. Pierogi, chleby, dziczyzna to wyżerka wręcz mistyczna. A teraz chińszczyzna, pizza oraz kebaby. ___ 25 sierpnia obchodzimy Dzień Polskiej Żywności Dzień Zupki Błyskawicznej Smacznego?2 punkty
-
taki właśnie miał być od pierwszego wejrzenia aż po sam dach każdy kąt ozdobiony opowiastką nie z tego świata okna z falbanami nadziei na szczęście i kominek z garścią ciepła zagrzebaną w popiele dla potomnych wszystko tak bardzo niezwykłe nawet rybka w stawie co wiodła swój kolejny żywot (ponoć zmartwychwstała trzy razy) *** na półkach witryny szereg bezbarwnych szklanek stare talerze w kwiatki nad zlewem po prawej jeszcze chlebak jak zawsze obok lodówki a przy nim ta sama ściereczka frotte są jeszcze fotografie nowe i nieznane wśród nich tylko jedno wciąż na tym samym miejscu ze szczerbatym uśmiechem sprzed lat *** - Synu, wyrosłeś, nie poznałbym... - Dlaczego zabrał pan dom? Nasz dom...2 punkty
-
@Kapistrat Niewiadomski Tak, faktycznie. Ja czasem lubię kostropate i na przekór myśli, przekonują mnie. Inna sprawa, że jest mi trudniej takie rzeczy pisać, ale staram się. Czyściutkie rzeczy też lubię. Różną sztukę w sumie lubię.2 punkty
-
Problem w tym, że sztuka oznacza dla każdego coś innego, lecz jeśli się podoba Tobie, nie ma strachu. ?2 punkty
-
Doskonale Cię rozumiem, bo widzisz tak się składa, że gdy dorastałem i pomału wchodziłem w dorosłość, byłem wręcz nasiąknięty wartościami, która okazały się zupełnie bez znaczenia w prawdziwym życiu. I tutaj nie chodzi o jakąś rycerskość czy rzeczy istniejące tylko w bajkach. Nie nie. Chodzi o zwykłą, ludzką życzliwość, zrozumienie, empatię czy współczucie. Poznałem i poznaję ciągle jak zimny i bezduszny jest świat, jak bardzo wydaje się oparty na biologii i instynktach, a przecież powinno być zupełnie odwrotnie, ponieważ posiadamy rozum i (podobno) duszę. Mnie także jest smutno. Smutno, ponieważ, tak jak wiele innych osób, byłem uczony zupełnie innego świata, a w tym naszym zupełnie nie potrafię się odnaleźć. Mam wrażenie, że ludzkość dziczeje, i ubożeje emocjonalnie, ufając jedynie swoim instynktom. Ja naprawdę nie cierpię przeklinać ale po latach okazuje się, że naprawdę opłaci się być chujem w życiu. Widzisz wciąż takie osoby i okazuje się, że żadna kara od losu ich nie spotyka, a przecież uczono nas, że sprawiedliwość zawsze człowieka dosięgnie. A oni? Są, zatruwają innym życie i nie ponoszą żadnych konsekwencji. Dla człowieka wychowanego podług innych wartości to naprawdę smutne.2 punkty
-
@Nefretete@Wędrowiec.1984@Kapistrat Niewiadomski bardzo dziękuję za przystanięcie! Dotarło w końcu do mnie, że w miarę upływu czasu zmieniają się uwarunkowania, poglądy, zachowania ludzkie. Bohaterzy tematu i ich towarzystwo chyba już przywykli do nowej codzienności, a ja... pewnie potrzebuję więcej czasu. Chociaż jestem tylko obserwatorem. Ponieważ niezmiennymi pozostają nadal pewne wartości życiowe, jest mi po prostu najzwyczajniej smutno, że dla niektórych przestały one mieć już jakiekolwiek znaczenie. Pozdrawiam! :)2 punkty
-
„Boże spraw, żeby wszystkie moje dziewczyny były zdrowe i nigdy na siebie nie wpadły!” — dobrodziejstwo tego życzenia miałem docenić poniewczasie. Gdyby nie małe niedopatrzenie, wszystko poszłoby zgodnie z planem, jednak diabeł siedzi w detalu i to on w końcu decyduje o naszym losie. Pociągi wjeżdżały o tej samej porze. Pomachała mi ręką z okna w pierwszym wagonie i kiedy przeszedłem na koniec peronu, czekała tam na mnie. Miała na sobie białą bluzkę i brązową spódnicę, na ramieniu zwinięty żakiet, w ręku niedużą torbę z podręcznym bagażem. Przywitałem ją, chwyciłem za torbę i ruszyliśmy w kierunku wyjścia: ja przodem, ona pół kroku za mną, ściskając w ręku bukiet kwiatów, które dostała przed chwilą. Dobrze było zobaczyć jej stęsknione oczy, więc czemu akurat w tym momencie pomyślałem o tej drugiej, która według precyzyjnie opracowanego planu powinna witać wschód słońca trzysta kilometrów stąd? Myśl ta to był zły omen: stała z plecakiem na ramieniu przy przeciwnej krawędzi peronu. Uszczypnąłem się, nie chciała zniknąć. Widząc mnie, podskoczyła z radości i zaczęła biec w moim kierunku. Nagle stanęła jak wryta, a uśmiech momentalnie znikł jej z twarzy. Ta obok mnie zauważyła ją również i ich spojrzenia skrzyżowały się w powietrzu jak szpady. Stały tak przez chwilę, taksując się nawzajem wzrokiem, a potem spojrzały na mnie, cóż to wszystko znaczy? Usiłowałem szybko zebrać myśli, szukałem najgłupszej choćby wymówki, ale wciąż nie mogłem uwierzyć, że stoją tam blisko siebie, na tej samej stronie, chociaż są postaciami z różnych książek. Stan osłupienia długo mnie nie opuszczał, widziałem to w ich oczach. — Uhm… poznajcie się, to jest Róża… — Próbowałem odzyskać zimną krew. — A to Stokrotka — powiedziałem w zabawny nawet sposób, ale nikomu nie było do śmiechu. Stokrotka ściągnęła plecak i położyła go na peronie. Była nieco wyższa od tej drugiej, dość szczupła, włosy blond, upięte z tyłu czarną klamerką, oczy niebieskie, kolorem trochę podobne do moich. Miała ładną twarz, choć nigdy nie używała mocnego makijażu. Atrakcyjna, ale nie obnoszącą się tym przed światem. Ponadto bardzo wysportowana: na dwieście metrów mogła się uplasować w pierwszej trójce, na czterysta złoty medal murowany, w zespole uniwersyteckim oczywiście, bo na olimpiadę musiałaby jeszcze trochę potrenować. Róża była zupełnym przeciwieństwem: brązowe włosy, długie i proste, które czasem sobie kręciła, piwne oczy, duże i ciekawe świata. Kolor włosów znakomicie kontrastował z jasną karnacją. Ubierała się elegancko i gustownie, jakby przyjechała prosto z Paryża lub Mediolanu. Chodziła na lekcje baletu i znakomicie tańczyła. Do tego była małomówna, co uważałem za dużą zaletę. Widząc moje zaambarasowanie, uśmiechnęła się nieznacznie na znak, że doskonale rozumie jego powód. Tym pół-uśmiechem naprowadziła mnie na jedyne rozsądne rozwiązanie: udawać, że wszyscy znaleźliśmy się tutaj przypadkiem i powinniśmy to spotkanie traktować jako szczęśliwy zbieg okoliczności. — Wyjdźmy przed dworzec… Nie będziemy przecież tak wystawać na peronie — zaproponowałem, lecz w moim głosie nie było pewności siebie. — Wiesz, ja może jednak zaczekam na pierwszy powrotny pociąg do Szczecina — odcięła Stokrotka. — Następny pociąg podstawiają dopiero po południu. — Wolę stać tutaj cały dzień, niż być w twoim towarzystwie choćby minutę dłużej. Podniosła plecak, podeszła w kierunku najbliższej ławki i usiadła na niej, bokiem, żeby nie patrzeć na mnie. Mogłem się tego spodziewać. Na jej miejscu zareagowałbym tak samo. Było mi okropnie żal, że to uczucie, które miała dla mnie, stało się nagle siłą niszczącą. Przed oczami przesunęła mi się scena nad Jeziorem Głębokim: Leżeliśmy pośród wysokich traw, głaskanych delikatnie podmuchami wiatru. Przy brzegu fale kołysały kajak, w którym schowaliśmy ubranie. Trzymając się za ręce, patrzyliśmy na obłoki płynące lekko po niebie. Jej ciało miało zapach łanów pszenicy, brzemiennych, mokrych od deszczu. Nigdy przedtem, z żadną kobietą, nie było mi tak dobrze. Teraz wiedziałem, że ten dzień już nie powróci, jest wspomnieniem, jak pożółkła kartka papieru w pudełku z listami. Gdyby nie ta głupia pomyłka mielibyśmy przed sobą wiele takich dni, może nawet całe życie. Róża wciąż stała obok mnie. Poprosiłem aby usiadły razem, niech nie myślą, że biorę stronę którejś z nich. Sam przycupnąłem na krawędzi ławki. — Jaką miałaś… miałyście podróż? — zapytałem, żeby przerwać nieznośne milczenie. — Nie najgorszą — odpowiedziała Róża. Wydawało mi się, że lepiej znosi konfrontację. Zawsze wychodziła z założenia, że nie ma sensu się martwić, skoro i tak niczego to nie zmieni. — A ty? — zwróciłem się do Stokrotki. — Jakby kogoś to obchodziło. — Obchodzi mnie. — Tak? A to, jak ja teraz wyglądam, o tym nie pomyślałeś? Na to pytanie nie ma odpowiedzi. Gdybym był swoim obrońcą, wniósłbym natychmiastowy sprzeciw: Wysoki Sądzie, nie mogłem przewidzieć sytuacji, która nigdy nie powinna się wydarzyć. Na świadka powołuję diabła. — Nawet jeśli nie dziś, to i tak kiedyś bym się dowiedziała. Miała rację, dwa zero dla niej, ale obrywam w bańkę! — Jak długo się znacie? — zapytała Różę. Zostałem wyeliminowany z dalszej dyskusji. Nie pozostawało mi nic innego, tylko biernie się przysłuchiwać rozmowie. — Trzy lata. — Tak długo? — Nie mogła uwierzyć. — A wy? — Poznałam go trzynastego kwietnia, o godzinie dwudziestej osiemnaście… — mówiąc to wyjęła z plecaka cienki zeszyt i zajrzała na jedną z kartek. — Tak, nie pomyliłam się. Wyciągnęła z kieszeni długopis i zaczęła coś zapisywać. — Wynika z tego, że znamy się… przepraszam, znaliśmy się… cztery miesiące, dziewięć dni, czternaście godzin i trzydzieści sześć minut. Popatrzyła na mnie z ironicznym uśmiechem, jakbym był jej partnerem w konkurencji o puchar świata i zawalił wyścig kilka metrów przed metą. — Nie najgorszy wynik, co? Czemu one to robią? Mówią takie rzeczy, jakby szukały zemsty. Czemu nie chcą ocalić tego co piękne? Popatrzyłem na ten zeszyt, który wciąż trzymała w ręku, jakby zamierzała wrzucić go do kosza stojącego obok ławki. Jego istnienie odkryłem w drugim miesiącu naszej znajomości. Przyjechałem wczesnym rankiem, kiedy jeszcze spała. Nie chcąc jej zbudzić, ostrożnie rozpakowywałem torbę i wówczas zauważyłem zeszyt leżący na stoliku, przy głowie łóżka. Otworzyłem go, zacząłem czytać, a linijka po linijce ciekawość zamieniała się w przerażenie. Zapisywała w nim każdą chwilę spędzoną beze mnie, każdy szczegół, który mógł mnie przypominać, najintymniejsze zwierzenia, słowa jakich ja sam nigdy nie miałbym odwagi powiedzieć, cóż dopiero zapisać. Łechtało to moją próżność, jednocześnie zasiewało wątpliwość, czy ten brak równowagi pozwoli nam długo być ze sobą. — Nie wyrzucaj tego, proszę! — To mój pamiętnik, mogę zrobić z nim co zechcę. — Właśnie dlatego. To jest twoje życie, nie niszcz go, bo możesz tego żałować. — Po co ja to w ogóle pisałam — rzekła do siebie, lecz jednak schowała zeszyt do plecaka. Odetchnąłem z nadzieją: jeszcze nie wszystko stracone. Na tor obok wtoczono skład pustych wagonów. Peron zaczął się zapełniać ludźmi; co chwila przejeżdżały po nim elektryczne wózki z bagażem. Minęło południe i słońce przygrzewało coraz mocniej. — Słuchajcie, nie ma sensu tkwić tutaj w nieskończoność. Chodźcie, usiądziemy w cieniu drzew po drugiej stronie dworca. Nie czekając na reakcję, złapałem za torby z bagażem i skierowałem się w stronę schodów na końcu peronu. Dziewczyny podniosły się i bez słowa poszły za mną. Usiedliśmy na jednej z ławek przy alejce ciągnącej się wzdłuż dworcowego placu. — Chcecie coś do picia albo lody? Pewnie jest wam gorąco. — Teraz przynajmniej nie będziesz musiał mówić wszystkiego dwa razy — dogryzała Stokrotka. Róża zdawała się być bardziej wyrozumiała. — Gdybyś mógł mi kupić tylko butelkę wody. Poszedłem do pobliskiego kiosku i stanąłem na końcu długiej kolejki. Upłynęło trochę czasu zanim wróciłem i zauważyłem, że dyskutują o czymś zawzięcie. — Ach tak, to dlatego nie chciał się wtedy spotkać… Bo w tym czasie był z tobą. — Róża uzupełniała brakujące elementy układanki, unikając mojego wzroku. Czułem, że nawet i jej pobłażliwość ma się ku końcowi. — A następnego miesiąca, kiedy chciałam go odwiedzić, powiedział że nie może, bo maluje mieszkanie. — Maluje? Ty w to uwierzyłaś? — Kłamca! No tak, proszę, śmiało… Ulżyjcie sobie kwiatki, powiedzcie kim naprawdę jestem: uwodziciel, niewierny, niewdzięcznik, egoista, nieczuły, ignorant, impotent… Co takiego? Chyba już trochę przeholowały. Byłem znużony tym wysiadywaniem na ławce przed zatłoczonym dworcem. Chcą dokonywać nade mną sądu, to niech tam argumentują choćby i cały wieczór, ja wracam do akademika. — Kwiatuszki zbierajcie się, przenocujecie u mnie. Stokrotka przeszyła mnie wzrokiem, jakby się przesłyszała. — Widzisz go? Ale bezczelny, proponować nam coś takiego w tej sytuacji. — A macie inne wyjście? Chcecie się telepać do domu nocnym pociągiem przez pół Polski? — Już ty się o nas nie martw. Wynajmiemy pokój w hotelu na jedną noc. Co o tym myślisz? — Czemu nie — zgodziła się Róża. — Przecież nie znacie miasta, a teraz pełnia sezonu, wszystko wynajęte. — To może raz w życiu zachowasz się jak dżentelmen i zdobędziesz się na gest? Przeszliśmy na postój po drugiej stronie placu. Po kilkunastu minutach nadjechała taksówka. Usiadły z tyłu, ja obok kierowcy. — Hotel Nadmorski, proszę. — Panie kochany… Tu jest bulwar nadmorski, teatr nadmorski, restauracja nadmorska… To całe miasto jest nadmorskie. — Taksówkarz popatrzył na mnie jakbym był nietutejszy. — Adres pan zna? — To ten nieduży hotel, zaraz przy plaży, jak się jedzie do Redłowa… — Aha, kurwidołek! Od razu trzeba było tak mówić. Jazda zabrała niecałe dziesięć minut. Róża i Stokrotka miały miny, jakby nie były pewne, czy będzie to odpowiedni kąt na nocleg, ale się uspokoiły gdy dojechaliśmy na miejsce: stylowy, dwupiętrowy budynek, otoczony bujną zielenią, na malowniczej skarpie z widokiem na morze. Pokoju jednak nie było, chyba że za specjalną cenę, o czym doskonale wiedziałem, lecz zależało mi, żeby się przekonały same. Ponadto chciałem zyskać na czasie i pozbawić je możliwości powrotu nocnym pociągiem. — Niech pan zaczeka — zawołałem w stronę kierowcy, który nie zdążył jeszcze odjechać. — Kurs na Grabówek, ulica Kapitańska. W akademiku zajmowałem duży pokój z balkonem. Właściwie nie był to typowy akademik, ale zwykły blok mieszkalny, zakupiony przez szkołę morską. W mieszkaniu znajdowały się jeszcze dwa pokoje, kuchnia, łazienka i oddzielna ubikacja. Zwykle kwaterowało w nim siedmiu studentów, ale podczas wakacji mieszkałem tylko z jednym kolegą. Jutro niedziela, a w niedzielę nie spodziewałem się gości. Zaprowadziłem dziewczyny do kuchni, bagaże zaniosłem do pokoju. Stokrotka usiadła na parapecie przy oknie. Było to jej ulubione miejsce. Stamtąd roztaczał się widok na port, stocznię i zatokę, po której zaledwie miesiąc temu płynęliśmy statkiem do Jastarni. Róża skorzystała z łazienki. Zostałem ze Stokrotką i zauważyłem, że początkowe rozgoryczenie już jej odeszło. Przecież ona cały czas czuje do mnie to samo. Te kilka słów, które powiedziała dziś w złości, nic nie znaczą. Chciałem dotknąć jej włosów, lecz odsunęła głowę. Do kuchni weszła Róża. Popatrzyła na nas badawczo, ale zaraz się uspokoiła i zajrzała do świecącej pustką lodówki. — Ładnie się przygotowałeś na mój przyjazd — wygarnęła mi w oczy, zamykając prędko drzwiczki. A kiedy miałem zrobić zakupy, skoro cały dzień zmarnowaliśmy na dworcu? Niezrażona wyciągnęła z torby słoik z wekowanym mięsem, drugi z grzybami, a także kostkę masła i chleb, które przezorna zabrała ze sobą. Znalazła w szufladzie nóż i zaczęła przygotowywać coś do jedzenia. — Daj spokój, ja się tym zajmę. — Chciałem odebrać jej nóż, ale nie pozwoliła. — Siadaj i nie przeszkadzaj, też musisz być głodny. Nie jadłeś cały dzień. Zastanawiałem się, co dalej. Nie pojechały do domu, to znaczy, że chcą zostać ze mną. Kolacja była gotowa. Siedliśmy do stołu: kwiatuszki pod ścianą, ja pośrodku. Razem tworzyliśmy doskonały trójkąt równoramienny. Tak się nie da żyć, żadna kobieta nie zaakceptuje takiego układu. Było idealnie kiedy nie wiedziały o sobie. Teraz nasz trójstronny związek nie ma sensu. — Czemu nic nie jesz? Róża chciała poznać moje zamiary już teraz, pewnie dlatego, żeby mogła spać ze spokojną głową. — Nie mam ochoty — odpowiedziałem wymijająco. — Idę, pościelę wam łóżka. Nie siedźcie zbyt długo. Zgasiłem światło i położyłem się na tapczanie, obok drzwi wychodzących na balkon, ale z nadmiaru wrażeń nie mogłem zasnąć. Przysłuchiwałem się o czym rozmawiają, lecz docierały do mnie tylko strzępy słów. W łazience zaszumiał prysznic. Kąpie się, która z nich? A może obydwie? Starałem je sobie wyobrazić pod prysznicem: Mokre włosy każdej z nich wyglądały tak samo. Róża miała bardziej kuszące usta. A piersi? Obydwie miały za małe, Róża ociupinkę pełniejsze. Punkt dla niej. Czekałem aż się odwrócą. Ta po lewej stronie była nieco szersza w biodrach i miała okrąglejsze pośladki. Punkt dla Stokrotki. Zmierzyłem nogi. Stokrotka miała dłuższe. Remis. Drzwi od łazienki się otworzyły i weszła do pokoju. W ciemności nie widziałem jej twarzy, ale po krokach rozpoznałem Różę. Położyła się na dolnym łóżku. Po chwili prysznic w łazience zaszumiał znowu. Wydawało się, że Stokrotce kąpiel zajęła nieco mniej czasu. Czy to znaczy, że tamta dba bardziej o higienę osobistą? Chciałem się przekręcić na bok, ale do pokoju weszła Stokrotka. Przymknąłem oczy i leżałem bez ruchu, jakbym przyrósł do krawędzi łóżka. Stanęła blisko balkonu, dokładnie w miejscu, gdzie sączące się przez firankę promienie ulicznej latarni oświetlały jej postać. Miała na sobie białą haleczkę z prześwitującego tiulu, zdobioną czarnymi kwiatkami pod dekoltem. Tą samą, którą założyła kiedy spędziliśmy pierwszą noc. Wiele bym dał, by móc cofnąć czas. Postała chwilę koło mnie, po czym podeszła do łóżka, gdzie leżała Róża, wspięła się po krótkiej drabince i położyła na górze. Leżeliśmy tak w milczeniu udając, że śpimy. Jakie to nienaturalne. W pewnej chwili, któraś z nich się odezwała: — Śpisz? — Nie. — A on, śpi? — Chyba tak. Mówiły szeptem i nie mogłem rozpoznać ich głosu. — Czy pamiętasz dzień, w którym się poznaliście? — Oczywiście. Pracowałam z jego ciotką w redakcji. Przygotowywałam się do egzaminów na studia, a w wolnych chwilach chodziłam do teatru albo na wystawę. — Sama? — Tak, bo nie znałam w tym mieście nikogo. — To jak się poznaliście? — Jednego razu, jego ciotka zabrała mnie do jego domu na obiad. Byłam przerażona kiedy zobaczyłam, ile on potrafi zjeść. A więc teraz Róża oskarża mnie, że jestem żarłokiem. — Gdzie mu to idzie? Przecież jak ja go poznałam to musiał nosić szelki, bo spodnie mu zlatywały. — Nie miał mamusi, żeby mu gotowała. Do tego jeszcze jestem maminsynkiem. — A jak go zobaczyłaś pierwszy raz, spodobał ci się? — Nie od razu. — A kiedy? — Następnego lata. Przyjechał po mnie do redakcji. Był opalony i miał na sobie taką modną koszulę, wąskie spodnie… Myślałem, że wreszcie zasnęły, ale po kilku minutach któraś wyszeptała: — Co z nami teraz będzie? — Ja jutro wracam do domu, ty rób jak chcesz. — Zostawisz go? — Nie widzę innego wyjścia. — Ja też już z nim nie będę. Zasłużył na to. Najlepiej pojedźmy pierwszym porannym pociągiem. Zostawmy go tutaj samego. — Ja pojadę tym o dziesiątej, chcę się wyspać. — W takim razie śpij, dobranoc. — Dobranoc. Kobiety zasnęły w doskonałej zgodzie. Kiedy się obudziłem, łóżka były puste. Wszedłem do kuchni. Siedziały przy stole i jadły śniadanie. — Smacznego. Mruknęły coś pod nosem, nie odrywając wzroku od talerza. Do diabła z tym! Niech jadą precz. Mało to dziewczyn w świecie? W każdym porcie jedna, a na promach to nawet kilka na jednym rejsie. Niech tylko wyjdę w morze, zapomnę o nich. Zapaliłem i mocno się zaciągając, patrzyłem na nabrzeże daleko w dole, gdzie zacumował olbrzymi statek Ro-Ro załadowany fajnymi autami. Skończyły jeść, poszły do łazienki, a potem zajęły się pakowaniem rzeczy w pokoju. Gdy były gotowe do wyjścia, stanęły wyprężone przede mną, jak na odprawie warty honorowej. — Musimy jechać — oznajmiła Stokrotka. — Przecież możecie zostać tu do następnej niedzieli. W dzień mam praktykę w porcie, ale popołudnia wolne. — Zostać? Jak ty to sobie wyobrażasz? — Zwyczajnie, jak troje prawdziwych przyjaciół. — Nie nadajesz się na przyjaciela. — Ach tak? — Zdusiłem peta w popielniczce i podszedłem do nich tak blisko, żeby patrząc mi w oczy musiały zadrzeć głowę do góry. — Wobec tego, na co czekacie? — Musisz wybrać jedną z nas — postawiła warunek Stokrotka. — A co się stanie z tą, której nie wybiorę? — Pojedzie i więcej jej nie zobaczysz. — To straszne. Do końca życia jej nie zobaczę. Żartujesz sobie, czy życzysz mi, żebym umarł tak wcześnie? Starałem się ją przegadać, zyskać na czasie, ale wiedziałem, że nadeszła ta chwila i nie można jej odwlec. Nie chciałem i nie potrafiłem dokonać tego niemożliwego wyboru. To tak jakbym miał zdecydować, którą nogę dać sobie odciąć. Lepiej być odrzuconym, aniżeli zmuszonym odrzucić kogoś. Żadna nie zasługiwała na taki los, a jednak jedną z nich musiał spotkać i to zaraz. Złapałem Stokrotkę za rękę i pociągnąłem ją do stołu. Usiedliśmy. Nie wypuszczając ręki, spojrzałem jej prosto w oczy. — Wybrałem. Chwilę siedziała blisko mnie, próbując się uwolnić, lecz nie puszczałem. W końcu rozluźniłem uścisk. Wtedy się wyrwała i pobiegła do pokoju. Złapała za plecak i usiadła na łóżku. Podszedłem do niej i zobaczyłem, że po policzkach spływają jej łzy. Wyjąłem z kieszeni chusteczkę i zacząłem je ocierać. — Żaden facet nie jest wart twoich łez, a tym bardziej ktoś taki jak ja. Zanim się rozstaniemy obiecaj, że nigdy więcej nie będziesz płakać, nie z takiego powodu. Wyszedłem na korytarz i poprosiłem kolegę, żeby odprowadził ją na dworzec. Dotrzymałem towarzystwa Róży. Dlaczego jej, nie byłem całkiem pewien. Może dlatego, że nie nalegała tak kategorycznie, żeby wybrać jedną z nich. A może pozostać wiernym dziewczynie, z którą spędziłem tylko cztery miesiące to było zbyt wiele. Cokolwiek zrobiłem, musiało boleć jak diabli. Bóg dał ludziom wolną wolę, aby zadawali sobie rany.1 punkt
-
Uginają się krzaki i drzewa pod słodyczą, co dały nam nieba lśnią dorodne, soczyste kłębuszki koszyk cały i lepkie paluszki Soki, dżemy, na zimę mikstury zmierzch jesienią nie będzie ponury dwa fotele, dwa serca rozgrzane i bez mikstur są zawsze pijane1 punkt
-
@Wędrowiec.1984 "- Pani sąsiadko, to nasza posesja, co pani robi w naszym basenie ???"1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@Wielebor świetny wiersz, bardzo zgrabnie napisany i wbrew pozorom optymistyczny, że ta sprawa potrwa tylko do 2024 roku. Oby, oby, mocno trzymam kciuki!!1 punkt
-
Lubisz noc? Ja lubię ją pewniejszą. Wyśnioną wcześniej, choć okrytą szalem melancholii… Wybacz, jeśli właśnie tak, ale w ciszy dopada mnie ból tęsknoty. Księżyc wschodzi i zachodzi, srebrzy się i płynie… Lubisz dzień? Słońce na twarzy. Pomiędzy palcami rozedrgany blask. * Na widnej ścieżce ogrodu zarys wysokiego drzewa, pocięty mrokiem głębokiej rozpadliny. Nie. To nie drzewo. To krzak dzikiej róży o ustach czerwonych, o płonących ustach, bądź szelest jaśminu, bzu, co zaszedł mi cieniem znienacka drogę, co omiata mnie i kusi wonią aromatu… Bądź. Będziesz tam? Jesteś? Bądź… Ja będę. Wpatrzony w przestrzeń… W ekstazie oczekiwania i w niemodnym garniturze. Wybacz, jeśli właśnie tak… Co mam dla ciebie? Jedynie wytarte metafory. Wylęknione i tęskne… Na cóż komu one, na co… Ale, jeśli lubisz. Jeśli… Spójrz! Kwiat się przede mną otwiera najpiękniejszy, sperlony od łez, od rosy, od deszczu… Bądź… Stoję i czekam. Na piaskowej ścieżce, na żwirku alejki… W liściach tkliwy migot słońca. Znad jakich źródeł przybywa? Znad jakich łąk? Znad jakich zagajów rozrzuconych echem? W kulminacji łodyg, płatków, korzeni… W brzęku pszczół w koniczynie. Wśród zgiełku ptaków śnię… Chwytam twoją dłoń. Zaciskam… … obejmuję próżnię, tuląc się do powietrza… … … do niczego… Dotykam rzeczy, milczące przedmioty. Pod baldachimem rozłożystego drzewa drewniany stolik, odsunięte krzesło. Na stoliku dzbanek z herbatą. Otwarta książka z zakładką, której strony przerzuca wiatr, czytając to, co jest napisane o nim… Gdzieś, coś przeminęło… Zabrzęczało… Zastukało o blaszaną konewkę… W błękitnym niebie biała smuga po odrzutowcu… I znowu wiatr, co kołysze gałęziami… Wybacz, jeśli właśnie tak. Ale ― nie potrafię inaczej… (Włodzimierz Zastawniak,2022-08-24)1 punkt
-
@Kapistrat Niewiadomski A może to tylko marzenie senne było, piękne przewidzenie, zarys tęsknoty ? :))1 punkt
-
@Kapistrat Niewiadomski Z dużym podobaniem, jakkolwiek temat można byłoby bardziej rozwinąć dodając przygód i przykrych opowieści na Twój temat to udało się. Całkiem ciekawy kawałek prozy :))1 punkt
-
1 punkt
-
Skoro „śpiew wiatru jesiennego” jest „tak cudowny jak życie”, nie trzeba do szczęścia niczego więcej.? Pozdrawiam. ?1 punkt
-
@violetta Z rodziną różnie bywa, a co do samotności — zawsze jest noc za oknem, niezawodna towarzyszka. ?1 punkt
-
@Dag Jest susza, więc chyba nie wszyscy zbiorą... Dziękuję za obecność. @Waldemar_Talar_Talar Wierszyk na osłodę. Dziękuję za obecność. @walvit Bardziej nalewki. Dziękuję za obecność. @Marek.zak1 @Wędrowiec.1984 @Leszczym @Rafael Marius @Natuskaa Bardzo Wam dziękuję!1 punkt
-
1 punkt
-
Witam - zgadza się trzeba mieć odwagę - a z tym różnie bywa - Pozdr. serdecznie. Witam - miło że czytasz za co ślę uśmiech - Pozdr. Witaj - nie zawsze jest żle - dzięki za odwiedzenie - Pozdr. @Natuskaa - @ais - dziękuje -1 punkt
-
Tacy cisi są najgorsi — nie rozładują się krzykiem, waleniem pięścią w stół lub choćby narzekaniem, kumulują w sobie złość przez długi czas, aż wybuchają w końcu niczym grom z jasnego nieba i przy okazji ranią innych. Lepiej nie tłumić uczuć, wyładować się stopniowo, bo inaczej serducho pęknie. ? Pozdrawiam. ?1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@Cor-et-anima Nie rozumiem dlaczego czytelnicy widzą w Twoim utworze próbę wskrzeszenia poezji. Czytam to już któryś raz i nie odnoszę wrażenia, że jest o poezji. Bardziej o zniszczonych... hmm... wspomnieniach czy chwilach, które chciałoby się zapamiętać inaczej.1 punkt
-
Wojna na słowa, na gesty i znaki. Prochem mogą być uczucia. Często cios zadają uczeni, filozofowie, artyści, poeci… Nie zawsze poligon można określić. Na zwyczajną wojnę, patrzę ze szczególnej perspektywy.1 punkt
-
1 punkt
-
Kłótnia Mam dosyć, nie rób tego, więcej już nie zniosę; Uległem tak jak chciałaś. Czego jeszcze żądasz? Zachłanna jesteś bardzo i uwielbiasz kąsać, A taka byłaś krucha. Wypuść mnie już, proszę. Dlaczego romansujesz z moim biednym losem? Przymilasz się, zalecasz, boczysz się i dąsasz. Czy muszę się od zawsze zakochiwać w zołzach? Naprawdę! Nie zaczepiaj, chcę odpocząć trochę. A mógłbym na to wszystko bez emocji patrzeć, I wyrwać się na chwilę spod zaborczych ramion, Lecz trzymasz mnie w objęciach mocno i uparcie, Ustami i spojrzeniem zwinnie się zbliżając. Przegrałaś, jesteś moja, będziesz jeszcze bardziej; Znów błaga mnie o dotyk żądne pieszczot ciało. ---1 punkt
-
Idę przez życie z podniesioną głową pełną codziennych spraw dbam o rodzinę i właściwie to cały świat robię wszystko podług książki, którą dostałam od rodziców na pierwsze i osiemnaste urodziny wpisali się do niej dziadkowie, ksiądz wiele kartek zapełniła babcia Ja w zgodzie z instrukcją chociaż nie cierpię instrukcji północny wiatr drze te kartki jedna po drugiej w panice łapię fruwające strony rozsypują się w dłoniach jak stare fotografie1 punkt
-
Do najzdrowszych wcale nie należę. Czasem poczuję się jeszcze gorzej i wówczas pomyślę – czas na witaminy. Natenczas zapuszczam witaminki C i D. Faktycznie fantastyczna mieszanka. Nagle lepszy muzycznie nakręcam sobie któryś z filmów i idę do kina. A potem chcę już prawie tylko jednego, a mianowicie czymś do czegoś się dorzucić. Warszawa – Stegny, 24.08.2022r.1 punkt
-
@ais Te mikstury to chyba jakies wina? A kłębuszki? - może winogrona? - taki tajemniczy wiersz-zagadka... ale dość fajny, choć krótki.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne