Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 23.04.2022 uwzględniając wszystkie działy
-
Nie wiem czy istnieje realne szczęście Konstrukty w głowie nie pasują do świata Jeśli życie to chwila ja z wami nie biegnę Choć może to tylko marihuana Kryształowe oczy nocą świecą jak latarnie Eufoniczne dźwięki rozlewają się po rynku I toną ich spojrzenia mniej pretensjonalne Na krakowskim disco w kościelnym budynku By zyskać nad chaosem pozorną kontrolę Zakładają uśmiechy przekwitłe dzieci kwiaty W szklance bezradność mieszając z alkoholem Krzyczą peace and love and tabletka ecstasy6 punktów
-
Choć kawalera z Białegostoku jęczmień dręczy i serca niepokój, dobre rady: "Parz żeń szeń, panny szukaj i żeń się." zbywa krótkim: "Już mam coś na oku."6 punktów
-
w sumieniu zgasło światło poddaję się myślom przynoszącym twój zapach przekrzywiony pocałunek pragnę znów usłyszeć twój strach niedokończoną spowiedź znalazłam wczoraj taki zegar który od czasu do czasu zapomina pójść do pracy miękkie są słowa szczególnie gdy pada zakazany deszcz naiwność to również przepustka do piekła wciąż marzę o ciszy jaka obudziłaby poczucie winy utracona wiosna nie jest tym na co czekamy czego się spodziewamy otrułam najpiękniejsze chwile nienawistne spojrzenia bombardują pustkę w moim ciele nie udawaj życie zasłużyło na bezkres jeszcze jedna sekunda i możemy wybrać cel tej przechadzki6 punktów
-
Dla A- jak AgAsia Przyjaźń to potężna twierdza, w której nie brak cnót. Gdy zabraknie wiary, jest miłość, ta najdoskonalsza z wszystkich. To warownia, przez wiatr nie złamana. Nie zasypie jej śnieżna nawałnica. A prawdziwa i czysta staje się Gdy wystawiona na trudy nieprzeniknione.5 punktów
-
boskość obdarowala nas kłami do skonsumowamia aktu najwyższej modlitwy według rytuału naostrze swoje zęby na starych kościach z pamięcią o miłości w ich szpiku mam nadzieję, że gdy wgryze się w twoje ciało i metal pod skórą utopi mi ślinę w końcu doznam bliskości w świętej uczcie cielesności bez chleba i wina, a z krwią i mięśniem twojego serca potem w twojej pustej skórze znajdę zbyt znajomy dom i zatęsknię za chwilowym brakiem głodu 11.04.20225 punktów
-
przy uchylonym oknie firany podmuchem letniego wiatru falują promyki wschodzącego słońca z tobą flirtują w fotel wiklinowy wtopiona w pidżamie w spiętych mokrych włosach uśmiechasz w siebie wtulona Maurycy do ciebie się przytula dłonią jego sierść czule dotykasz się uśmiechasz a ja kawę w kubku z mlekiem w dłoniach niosę tęsknić raz jeszcze zaczynam kiedy w twoje oczy patrzę niczego już nie pragnę na nic nie czekam o niczym więcej nie marzę lękam się że kiedyś na zawsze Ciebie stracę5 punktów
-
(*) Mamusiu, Nim niebo na wieczność zamknie swe bramy, Ja pragnę przytulić się mocno do Mamy, Powiedzieć, że kocham, przeprosić za smutek I pobyć chcę z Tobą choć kilka minutek... Mamusiu, Tak trudno jest rozstać się z Tobą! Tak dzielnie walczyłaś ze straszną chorobą! Bezradne Twe ciało od wewnątrz krzyczało I wreszcie wolności niebiańskiej zaznało... Mamusiu, Już możesz biegać po polach, po górach, Głos swój uwalniając w anielskich chórach, I tańczyć beztrosko po łąkach kwiecistych, Bez bólu, bez cierpień, wśród niebios gwieździstych... Mamusiu, Nim niebo się zamknie - przyjdź do mnie! Daj znak, choć maleńki, że jest Ci cudownie! I szepnij do uszka choć jedno słóweczko! I powiedz :"Poczekam na Ciebie, córeczko!". (*) Styczeń 2020 przed pogrzebem mamy.4 punkty
-
Był z reklamacją, chłop ze wsi Dębie, plomby w niedawno leczonym zębie. Chciał nawrzucać dentyście, zakląć przy nim siarczyście, lecz nie mógł znaleźć języka w gębie.4 punkty
-
Między niebem, a piekłem Między eterem słów, a lśnieniem łez Między starym drzewem, a jego młodym cieniem Między kołyszącym się światłem, a lepkością mroku Między twardym palcem, a miękkim sklepieniem serca Między słodyczą cierni, a gorzką czerwienią rozpalonych ust Między szczerością drobiazgu, a płochością ogromu Między magią pokusy, a dzikim ogniem pożądania Między drogą do absolutu, a jarzmem czasu Między obsesjami ciała, a czystością duszy Między ciszą codzienności, a wrzawą idei Między tajemnicą, a odwagą pytania Między mną, a Tobą3 punkty
-
trawi nowiczok w areszcie domowym nasz naród jest lepszy od innych ale wróg nie śpi tak się żyje sprawiedliwie i po bożemu ale najważniejsze to twardo trzymać ludzi za pysk uciska swoje dzieci brytyjska korona Bangladesz nie potrzebuje już tańca z książętami mają prezydenta wiszą w domach obrazy przodków a między wymiarami po ścianach cieknie krew z płuc i nagich dłoni niewolników kopiących siarkę złe duchy kolonialnego dziedzictwa nigdy nie opuszczą oprawców straszą mroczną opowieścią o diamentach w każdym niewinnie umierającym człowieku umiera Chrystus cierpi gdy wyrywane są paznokcie wybijane zęby gwałcone dziecko to zwyczajna walka dobra ze złem na czarnej szachownicy świata łatwo się ukryć3 punkty
-
3 punkty
-
Przekleństwo Upuszczone z powiek Ze strachu Braku sił Sięga dna Jak ziarno W ziemi niczyjej Wzbiera w sobie Kiełkuje Pierwiastek zła Słowa Zatrzymać łatwiej niż słońce na orbicie krążyć wraz z ciszą Nie wypuść Z wnętrza Wzburzonych myśli Lepiej dryfować Wśród leniwych fal3 punkty
-
jaki ja jestem głupi lecz kto tę głupotę kupi na zbyciu ją mam tanio ją komuś sprzedam choć w głowie będzie bieda cenę swoją znam nie będę się targował renomy swej rujnował darmo jej nie dam a może w tej samej cenie na rozum się zamienię i to sens już ma więc gdy się znajdzie kupiec to może da się upiec uśmiechy dwa, cha cha, cha, cha, cha, cha3 punkty
-
Jak mistrz curlingu z olimpijskim spokojem doskonały poślizg szczotką wyszoruję zapach tajgi błysk lodowca wyczaruję chemią stroiciela mi trzeba do regulacji spłuczki byś dopieszczała wszystkie zmysły3 punkty
-
Skąd się biorą wiersze Że ich się nie pisze a po dwóch stronach skóry wydrapuje Że tu można by o stalówce w kałamarzu serca ale to jedzie sztampą Że nie zmyję z twarzy ewidentnej gęby Polaka Że nas pod fallusami wież wychowywano Że alkohol z mlekiem w butelce po piwie wyssałem Że podobnie rzecz ma się ze sprawami cmentarnymi Że może dlatego ziemia buja mi się pod stopami? Że każde miejsce będzie złe i nie to Że dopóki mi staje dopóty żyję jeszcze Że jestem akceptowany tylko kiedy się wpasowuję Że się kurwa nie lubię wpasowywać a czasami muszę Że anioły mi srają na ścianę Że ubijam gazetą sceptycyzmu Że jeśli jest to Bóg jest kobietą Że kobieta jest nadczłowiekiem Że połowa czytelników w dobie insta poezji nie dobrnie do tego wersu Że kiedyś kawałek to było 3x16 wersów + refreny a teraz odwrotnie Że Słowacki pozamiatałby zawodowców na wolno Że przerwa w pisaniu celem odkurzenia (także myśli) Że kiedy odkurzałem kot odlał się do wanny Że musiałem umyć Że minęły już czasy robienia się na poetę a wszelkie próby są śmieszne i pretensjonalne Że portale poświęcone poezji stanowią najczęściej kółka wzajemnej adoracji Że liczba wierszy pisanych w Polsce na temat wojny w Ukrainie jest proporcjonalna do liczby ofiar wojny w Ukrainie (o ile nie większa) Że co z tego wynika Że z tego nic nie wynika Że wiosna może być piękna nawet poprzez muszkę celownika Że życie to pojedynek z materią z góry skazany na porażkę Że zagadka mojego dużego nosa ma kryć się w żydowskich korzeniach Że na przekór krzywdzącym stereotypom nie mam smykałki do handlu i nie potrafię się sprzedać ani bogacić Że hasłem reklamowym sklepu z odzieżą patriotyczną było — Niepodległość nie na sprzedaż Że paru moich kolegów przez wódkę straciło rodziny albo życie Że sam zaprzestałem spożycia by nie stracić tego co oni Że w efekcie straciłem kilku spośród nich Że nie cierpię z tego ale z zupełnie innych powodów Że nie chce mi się teraz o nich opowiadać Że Hrabal prawdopodobnie nie wypadł z okna na swoim piątym piętrze przypadkiem Że przypadkiem mógł rozstać się z życiem jeden polski poeta Że podobno ktoś znowu obraził się na mnie za to co napisałem Że mam to w dupie bo piszę tylko o sobie Że niejeden wystąpi z krytyką że tych ŻE za dużo i ŻE bez składu Że ależ proszę uprzejmie patrz jw. Że potrzeba zapisu własnych myśli jako samorealizacja kosmicznego pyłu w złudnej chwil imortalizacji Że za parę dni rocznica śmierci Komedy Że kiedy leżał pogrążony w śpiączce poruszał palcami jakby wciąż grał na pianinie Że ludzie przechodzący za oknem już suną jak duchy Że Shakespeare urodził się w kwietniu Że według legendy umarł w dniu swoich urodzin zatem także w kwietniu (podobnie rzecz ma się z Hitlerem) Że chuj w ten kwiecień bo Cobain i Staley też w kwietniu Że w zgodzie z rodzinną tradycją sam zapewne strzelę obcasami w czerwcu Że noc sylwestrowa byłaby ciekawsza Że już wystarczy tego kalendarium Że jeśli według istniejącego przesądu odpalając papierosa od świeczki uśmierca się marynarza to odpalając od świeczki skręta się lotnika uśmierca Że dziś umowne święto a mi wyszła pewna substancja Że — hello hello how low — notyfikacja — muszę wyjść celem nabycia Że oh well whatever never mind2 punkty
-
rysuję ciebie nieśmiałą kreską trochę czerwoną trochę niebieską kładziesz się kształtem na czystej karcie w niej się zamykasz całkiem otwarcie choć jesteś we mnie jakbym był w tobie i cię wyrzucić z siebie nie mogę imienia twego wzywać w noc ciemną zupełnie byłoby nadaremno dzielą nas przecież już świetlne lata kiedy dzień w nowy niebyt się wplata niemym spojrzeniem nawet nie pytasz skąd dzisiaj czarna wzięła się rysa2 punkty
-
Wybacz, że dziś piszę do ciebie po angielsku, trudno mi używać ojczystego języka... Strasznie mnie przytłacza i trwoży teraz wszystko... obłuda, nienawiść, kłamstwo i polityka. Boję się odezwać do męża na ulicy, bo strach, co pomyślą ci, co przechodzą obok... I strasznie jest mówić, a jeszcze straszniej milczeć, kiedy nie wiadomo, co teraz z nami zrobią. Spokojnie. Możemy rozmawiać po rosyjsku. Rosja to przecież kraj Tołstoja i Puszkina... i nie mam naprawdę zupełnie nic przeciwko rozmowie z tobą językiem Sołżenicyna.2 punkty
-
On nigdy nie przypuszczał że w świecie wielkich marynarzy przeogromnych stalowych statków niesamowitych morskich przestworzy gromkich fal napędzanych burzą za burzą bajek przeradzających się w legendy tego dnia zamieszka na szalupie gdzie będzie mu głęboko wygodnie a jego żywot spokojnie upłynie na żywych spojrzeniach za burtę. Seranon, 21.04.2022r.2 punkty
-
2 punkty
-
Fala niekończących się absurdalnych... historii o... zatacza coraz szersze kręgi Rozpuszczone p l o t k i mnożą się przed wersy Rozkwitają niczym żółte grzybienie pełnią wiosny A jeśli rozkwitły z wiosną na wodzie po raz pierwszy Na tak niestałym podłożu wyrastają obfite bukiety Osłonięte opadającą mgłą kwietniowego przedświtu Aż po wypalony zachód pogrążającego się w szarość nieba Lanie wina2 punkty
-
2 punkty
-
By wyrazić słowami uczucia, język zbyt ubogi. Próbujmy przeskoczyć nie zrozumienia tego progi. Nie osądzajmy innych, byśmy nie byli sądzeni, tej krzywdzącej słabości, pozbawić trzeba korzeni. Przecież w życiu nic nie dzieje się bez przyczyny, nie rzucajmy osądami - nie jesteśmy bez winy. Krytykując bazujemy na własnych doświadczeniach i zniekształcających często obraz przemyśleniach. Jako wytwór umysłu zawierają cząstkę prawdy, bierzmy to pod uwagę, nie czujmy nigdy pogardy. Oczami serca popatrzmy na drugiego człowieka, tak jak i my pragnie miłości i na nią wciąż czeka. Emocje wypływające z nas są czasem burzliwe i potrafią bardzo zranić, gdy są zbyt kąśliwe. Rzadko nam się udaje krzyk duszy otulić w słowa, puenta wiersza ukryta, za słowami się chowa.2 punkty
-
Ponoć miał dwie panny, ten z Białegostoku. Czekały dość długo, każda z jego boku. Nie potrafił zdecydować, której serce ofiarować; więc do dziś sam stoi, w szerokim rozkroku.2 punkty
-
Ciasta jaja ogień i wodę święcicie Zające kurczaczki tłuste balerony Zaprawdę powiadam wam trochę błądzicie Do Emaus idziecie zbierać pomidory Wasze oczy macie jakby przysłonięte Poznacie przejrzycie gdy siądę do stołu I teraz możecie dostąpić do Życia To dla was wyszedłem wyjście odsłonięte Łk 24. 13-352 punkty
-
1 punkt
-
Galileusz wezwany na końcową mowę, Kiedy przed Świętym Oficjum stał, Z przekorą szepnął: Epurr si muove, Choć topór czekał, żeby głowę dał. W wielości rzeczy oraz pośród paru, Co przez stulecia z Ziemią kręcą się, Ta boska, piękna, ruda Jola z baru, Ta jedna tak naprawdę kręci mnie. Gdy wchodzi wieczorem za kontuar, Ubrana w krótki fartuch rouge-écru, Uchyla wrota pełny smaków jej buduar. Zaprasza szkło i wieniec z butli stu. Lśni blat, kontuar błyszczy chromem, A złoty kurek leje piwo w kufle dwa. Wzrok na jej biust kierują łby ruchome. Oczy zielone jak wielkie grochy ma. I w każdy wieczór tu siedzę urzeczony. Spoconą dłonią przekładam monet plik. W zielone oczy, dwie gwiazdy zaopatrzony, By monet dźwięk zamienić w boski łyk. Gdy tłum klientów kręci się spragniony, Wabiony smakiem i szybkim skokiem w bok, Odchodzą z kwitkiem słono zapłaconym, Gdy ona uśmiecha się i gładzi rudy lok. I marzę, by podejść do niej niezrażony, Tak podejść i w słodki klepnąć zad. Pozostawimy za sobą białe paragony I bukiet świateł, i niespłacony VAT. By potem siedzieć pod żółtym parasolem. Przez jedną słomkę sączyć z miętą rum. Dwa grochy wielkie pod nieba Akropolem, Wpatrzone we mnie i w kolorowy tłum. Zanim się ziści, nim za chwilę to się stanie, Z ręką na kurkach ruda Jola dzierży prym. Nim tam się zbliżę po rouge-écru dywanie, Powrócę jutro wciągnąć w płuca baru dym. YouTube - wersja dla leniuchów (wersja udźwiękowiona)1 punkt
-
Kasia z Tarnowa chciała spróbować, jednak do ślubu cnotę zachować. Spytała znajomego: -Umiesz dokonać tego? -Trzeba inaczej nim pokierować.1 punkt
-
1 punkt
-
Moje dziecko studiuje filologię rosyjską z angielską i mi podrzuca rożne książki w sumie często czytamy je na zmianę, teraz to aż wstyd się przyznać publicznie do przeczytania literatury rosyjskiej. Wiem, bo sprawdziłam... A co mają powiedzieć ludzie studiujący na takich kierunkach? Pozdrawiam :)1 punkt
-
Co to jest wolność ? Gdy w słońcu, na wietrze, Mogę beztrosko pochłaniać powietrze! I idąc przed siebie nie myśleć o niczym... Gdy zechce, to krzyczę, gdy nie - to trwam w ciszy... Co to jest radość ? Gdy biegnę po trawie I buty mam zdarte, I spodnie dziurawe. Ubrana w słabości dziś mogę być sobą! I śpiewam, choć brzydko - to z wielką swobodą. Co to jest szczęście ? Gdy zdobyć mi dane I góry, i blizny, i złote medale. A gdy dzień złowrogi , Mam pewność, że jesteś i sił swych ostatkiem na górę mnie wepchniesz... Co to jest miłość ? Gdy wściekam się czasem, Że mówię coś- a Ty - rozumiesz inaczej. Lecz gdy dzień się kończy, To czuję Twą bliskość i nagle bez słów Ty rozumiesz już wszystko. ❤️1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@Marek.zak1 daleko wtedy do przyjaźni. To jedna z najsłabszych wymówek świata. Pozdrawiam, słonecznego dnia:-)1 punkt
-
@Dared @Dared @Dared tekst ma charekter nieco sarkastyczny by uniknąć pretensji chciaż nie jestem pewien czy do końca mi to wyszło1 punkt
-
@Wiesława zgadzam się, a za tym często plotki i ambaras gotowy. Z przyjemnością przeczytałam, pozdrawiam serdecznie.1 punkt
-
1 punkt
-
O RAJU, FAN! KOZI SER OKALA OKRES I Z OKNA, FUJARO. EJ, I PAW DRAPAKA DAŁ, KSIĄŻĘ RPA. NAPRĘŻĄ I SKŁADAK. A PARDWA PIJE.1 punkt
-
@WarszawiAnka Musiał szybko zwiewać trębacz z Patagonii. W końcu się zaczepił w jakiejś filharmonii. Nauczony trąbek brzmienia, nie odstąpił od trąbienia; gdyż trzonem orkiestry, były trąby słoni.1 punkt
-
E i samopas po hopsa? Po masie. I mu samopas psa, po Masumi? I Masumi Coty. Żyto ci mus. A mi?1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@WarszawiAnka droga Warszawianko - wyróżniasz się i chyba najbardziej pietyzmem i dopracowaniem (w dobrych tych słów znaczeniu ;))1 punkt
-
1 punkt
-
@OloBolo słuchaj podoba mi się ten wiersz i pewnie tak bardzo, że i popijam i psychotropy i że dzikus bez przerwy ze mnie wyłazi ;)) A i na jakiś randkach też kiedyś bywałem ;)) Dzięki1 punkt
-
muzyką z nieba te ciepłe ramiona wtulam moje nagie wrzącą twarz rozdzierasz mi świat tylko czuć nic nie widzę zbliżenie za zbliżeniem działasz na mnie życie rozmyte zapominam o oddechu chociaż tam nie ma ścieżki tylko dzika gęstwina to jednak drzewa rzadziej rosną i miłość mogę na skórze nosić cała się ulatnia na ustach zostawiony ślad pełznie powłoką brzuszną niżej rozchyla uda rozwija nie w trójstyku zostań tylko we mnie1 punkt
-
Powiedz mi… Co mi możesz powiedzieć? Milczysz. Słyszę wciąż czyjś oddech. Dobiega zza ścian, z każdego zakamarka bezwzględnej nocy. Czy jest tu, ktoś? Czy, ktoś tu jest? Milczenie rozsadza mi czaszkę pulsującym zrywem melancholii. Drgający blask dopalających się świec rozwiewa całun śmierci, której szept wychodzi jak syczący wąż z mroku drugiego pokoju. Nieustanny monolog, szmer, piskliwy szum trawiącej mnie gorączki… Pełgające plamy tańczą, płoną na krawędziach książek, drewnianej klepce, pustych fotelach… I płoną we mnie, w pustce niepamięci, resztkach dawnego życia... Czy, ktoś tu jest? Ogarnia mnie chłód, piwniczna woń rozkładu. Spójrz na mnie, właśnie pełznę w kierunku n i c z e g o… Wydają się wypełniać przestrzeń czyjeś nieśpieszne kroki… Nasłuchuję… To nic. To, tylko bicie mojego serca albo echo serca mojej umarłej niedawno matki. Stanęło na wieczność. Usnęło na wieczność. Pamiętam, że jej dusza wymknęła się przez otwarte okno, przysiadłszy chwilę na parapecie, odwracając się ze smutnym wzrokiem pożegnania, tak, jak żegna się kogoś na zawsze. Na nieskończone zawsze. Na miliardy miliardów... Na potęgę wszech-nocy… Liczę słoje w dębowych klepkach. Obrysowuję je palcem. Słoje czasu i umierania. Przede mną wznosi się do nieba noga stołu niczym mityczna Wieża Babel. Nie mam siły podnieść głowy. Przynajmniej na razie. Może później spojrzę wysoko w niebo, prosto w wiszącą lampę żyrandola, w rdzawe obłoki sufitowych zacieków, z których padają nieustannie krople deszczu… kap, kap, kap… kap… kap… Gdzieś coś się przemienia w melancholii mroku. Ulega metamorfozie. Lśnią przed moimi oczami wirujące cząsteczki kurzu. Mżące piksele pustki i samotności. Wzbiera za oknami wiatr. Wzrusza gałęziami dębów, kasztanów… Wspinam się po kaloryferze, po plątawisku bulgoczących żeliwnych rur… Patrzę na wszystko z wysoka, ze szczytu mojego jestestwa. Puste fotele, kanapa i stół, regał z książkami, sine lustro martwego kineskopu z odbitym obrazem jakiegoś zdeformowanego zwidu. Za oknem ulica, szary mur, szpaler drzew. Za murem ogród z rozświetlającymi puste żwirowe alejki lampami. Kamienny staw. Trawniki, zalążki przyszłych kwiatów… Na elewacji zabytkowej kamienicy cienie gałęzi. Czarne prostokąty okien i drzwi… Rozkładam szeroko ramiona i przedzieram się przez rozchwiane gałęzie, gałązki, konary drzew… Przemieszczam się. Płynę w powietrzu z rozwichrzonymi od wiatru włosami. Całkowicie obcy i niewidzialny. Przenikam wszystko jak w potrójnym śnie albo na próbie wniebowzięcia. Przenikam wszystko, nie czując jakiegokolwiek oporu materii… Przenikam ściany, puste pokoje, pracownie, sale. Podążam długim korytarzem, wchłaniając zapach ciszy, kurzu i opuszczenia. Zamknięte, otwarte drzwi… Wszędzie jakieś rzeźby, olejne obrazy, laboratoria badające niegdyś studium ludzkiego osamotnienia, szklane gabloty, medyczne eksponaty, porzucone przeciwgazowe maski, obdrapane, zardzewiałe szpitalne łóżka, poplamione materace z symptomami nieubłaganego procesu rozkładu. Przytłoczony wielokrotnie spotęgowaną pustką, podążam gdzieś donikąd, gdzieś w mrok, w coś albo w nic. Echo czyichś kroków, oddechów… Trzeszczenie rozsychającej się w świetle księżyca klepki. Jakieś widziadła i cienie, jakieś widma o nieustalonych rysach twarzy. Nie, to tylko moje własne odbicia w obrazach i dźwiękach. Moje własne wyobrażenie, przeznaczone tylko dla mnie i tylko w moim własnym świecie. Wszystko jest zatopione w jakiejś dziwnej zawiesinie meandrującego nieustannie czasu, której nadmiar może doprowadzić do choroby popromiennej. Płynę prosto, to znowu nieco inną drogą. Zresztą wszystko jest tutaj jakieś pogmatwane i przesycone błyskającymi co pewien czas zderzającymi się ze sobą atomami. Słyszę wciąż ten nieustanny szmer promieniowania reliktowego. A więc, sięgam prapoczątków istnienia, prapoczątków stworzenia… Widzę wszystko w jakimś nieokreśleniu, jakbym studiował negatyw nieostrych zdjęć. To znowu widzę ostro w skondensowanej formie. Przede mną jakiś nieruchomy kształt. Posąg z kamienia o znajomym obliczu. Rozpoznaję w nim samego siebie. Leżę znowu twarzą do podłogi. Obrysowując słoje klepki, nogę stołu… Odwracam się na wznak. Spada na mnie światło. Spotęgowane po wielokroć plamy zacieków zapowiadają deszcz. Za oknem wzbiera szmer nacierającego wiatru. Piskliwy szum buzującej w żyłach krwi… (Włodzimierz Zastawniak, 2022-04-22)1 punkt
-
1 punkt
-
Leci barwny motyl w stronę słońca. Posiada kropelki na swoich skrzydłach. Zanurzam się w promieniach, ciszy. Przymykam powieki.1 punkt
-
Duży, srebrny, złoty ptak leci w stronę słońca. Trzepoce skrzydłami. Zatacza duże koła, oraz dziwne znaki. W dziobie niesie wiersze.1 punkt
-
Puszysty Arnold jest ciałopozytywny. A dziwny Miromir heteronormatywny. Poliamoryczna Agnieszka jest z Bartkiem, Który z kolei jest w nowo otwartym związku. Są u nich zygoty i płody ku porządku. Madox chciałxby jeno poznać ktosia niktosia Lub Queer'a Moon Gender, to właśnie jest Małgosia. Na Izraelu, Izraelczycy mieszkają W Ukrainie swoje posiadłości trzymają. I w Węgrzech uprawiają wonne winnice, Pozwalają na to sędzinie i poślice. Sexworkerka Luna w kontakcie bezpośrednim, Spotykała kolektyw osób w czasie poobiednim. W wolnych chwilach gejuje ostro na rowerze, By z Afroamerykaninem być w kamperze.1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne