Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 12.04.2022 w Odpowiedzi
-
Mrok na pustyni! Nie ma światłości! Żar żarzy ciała, przenika kości. Pewnie już wiesz, ja jeszcze nie wiem, kiedy i gdzie, co spotka Ciebie. Czołgam się w prochu, kurzu i pyle. Czy dokądś dobrnę, wybrnę czy zginę? Kiedy i gdzie (czy) spotkam Ciebie? Ty to już wiesz, ja jeszcze nie wiem. Błądziłem nieraz, wiesz o tym dobrze, prawdy gubiłem, znaleźć nie mogłem i pewnie jeszcze nieraz pobłądzę... W słów labiryncie Ty jesteś Słowem.6 punktów
-
Świat się wydaje dziś przeludniony, ciżbią się tłumy w przyciasnych miastach, szerzą zarazy i rażą wojny, zło dobro pleni i w ziemię wrasta. W Jerozolimie proroków mrowie i każdy głosi swoje widzenie. Niejeden silny w geście i w mowie, na chybił trafił dostał kamieniem. Nikt jeszcze nie wie, że to w tym świecie brudnym, rozpustnym i kłamstwa pełnym, ma nieskończoność swoje granice i nieskończenie lęka się spełnić.6 punktów
-
"Ty" nie rozmawiasz tylko mówisz nie dajesz lecz bierzesz jak się uda to kradniesz prawdy unikasz jej się lękasz jak bura suka łżesz silniejszemu w strachu się kłaniasz słabym gardzisz pomiatasz innych ganisz obgadujesz strofujesz jeno sobie we wszystkim folgujesz ciebie chytrość twoja zniewala diabeł w piekle ogień już rozpala "on" nie rozmawia tylko mówi nie daje lecz bierze jak się uda to kradnie prawdy unika jej się lęka jak bura suka łże bogatemu w pas się kłania biednymi gardzi poniewiera na nogach chwiejnych szpetnych trądem żądz oblepionych w bylejakości życie swoje spala diabeł mu w piekle ogień już rozpala "my" nie rozmawiamy tylko mówimy nie dajemy lecz bierzemy jak się uda to kradniemy prawdy unikamy jej się lękamy jak bure suki łżemy bogatemu fałszywie się kłaniamy słabymi gardzimy cudzym nieszczęściem się karmimy swoją głupotą się chełpimy marnie tylko udajemy kim nie jesteśmy i nie będziemy5 punktów
-
dziś nie będę się złościł ani płakał patrząc szeroko na ten świat dziś chcę być jak wolność szczęśliwy nie bać się smutku ani prawd dziś pragnę kochać zrozumieć wiatr szumiące drzewa echo i kwiat dziś ponieważ jutro może być gorsze może mieć trochę trudniejszą twarz4 punkty
-
3 punkty
-
Krążysz ślepcze w koło, nie tylko nie widzisz ale także nie słyszysz. Nikogo wokoło nie ma, nikt Ci nie pomoże, chyba że głusi i ślepi. Cisza i ciemność, głucha i przerażająca, każdy krok to obawa że następny to przepaść. Przepadną głusi i ślepi, nie wiedząc gdzie iść, nikt ręki nie poda. Jak niemowlę bezradny, ciemno jak w grobie cisza dobija, noc to wieczność.3 punkty
-
Moja czerwona dola jest jak żółta cykoria. Nawet smakuje bardzo podobnie. Czasem się boi, a najbardziej czasów i najczęściej przyszłych. Pomimo wszystkich ale tej doli proszę nie mylić z niedolą, bo niekiedy bywa szklanką Coca - Coli. Tylko dolary, tylko dolary... Seranon, 12.04.3022r.3 punkty
-
Jest Świat Jest wojna trupy kwitną jest rosnąca inflacja są nowe mutacje wirusów znawcy z internetu bez merytorycznej wiedzy kosmiczne misje i foliowe czapki jest insta poezja i kryptowaluty jest ziemia co się osuwa ziemia która dudni jest niebo którego nie kreślą anioły są mikroplastik i mikropłatności jest głód i wymiociny w niedzielny poranek przemyt narkotyków na szeroką skalę korporacje śmierci świątynie bez bogów miasta wycięte z kartonowych pudeł ludzie o twarzach wyciętych z prospektów jest gorszy jest lepszy jestem ja w glinie ciała jest lód pękający i ty — stały ląd.2 punkty
-
nie pytam już wiem dzień minął jak dzień zwyczajnie co dzień tak samo to idziesz? po to mleko? pójdę po drodze wezmę śmieci i wrzucę uczucia do mieszanych2 punkty
-
historia prawdziwa jednego esemesa szyfrem pisanego treść SMS zaszyfrowana brzmiała w sposób następujący: kartofelka z talerza widelczykiem w nocy zdjęliśmy podpisano: dwaj miłośnicy skrobi Czujna żona Mirosława B. tej samej nocy treść esemesa rozszyfrowała i do służb porządkowych szybciutko go wysłała. treść SMS rozszyfrowanego brzmiała następująco: nie kartofelka - a krowę nie z talerza - a z pastwiska nie widelczykiem - a samochodem nie zdjęliśmy - a wywieźliśmy nie miłośnicy - a mój chłop Mirosław B. i jego kolega Andrzej H. nie skrobi - a świeżej wołowiny podpisano: Twoja wybrana, wiecznie zakochana. Dzielnicowy esemesa bardzo poważnie potraktował i akcję pojmania miłośników skrobi sprawnie zaplanował. Obaj przyjaciele nawet nie spostrzegli jak do celi w kajdanki skuci po schodach wbiegli. Dni minęło kilka. Żona Mirosław B. i dzielnicowy romantyczną kolację dzisiaj sobie gotują, a dwaj miłośnicy skrobi Mirosław i Andrzejek w celi się parują. Morał czytelniku mój drogi z tego taki: - jedz z umiarem to co lubisz , bo inaczej siebie zgubisz.2 punkty
-
Noc była jak nasze gwiezdna. Zabrałaś mi całe życie, Nawet nadzieje najbardziej skryte. Została już tylko zajezdnia. Potop Sienkiewicza, tak polski Norwid, Ogniska, piwo w letnim cieniu… Nie było istnienia. Na pustym przystanku nie słucham głowy. Tak bardzo to wszystko nic nie warte. Śmiech w plątaninie nocy, Kot, jak między nas się mości, Prawda tchórzostwem na proch starta. Niedługo nadjedzie ostatni autobus Wcześniej wieś kurz wojny rozgoni. Nie czuję już twoich dłoni… Odgrywam scenariusz. Znowu. Kiedy ktoś tonie, To właśnie korona do końca płonie. Polecam Cię Bogu.2 punkty
-
Cisza i spokój - nastał nowy początek, Zbuduje nowy dom ze zgliszcza szczątek, Nowy, czysty umysł myśli tylko o tobie, Zbudowałbym nam dom w słonecznej Padwie, I cieszył się chwilą z na nowo otwartym życiem, Wszystko jest ciche i wypełnione spokojem, I nastanie cisza na pół godziny, Zaśnie wszystko aby nabrać siły, Wstanie na nowo i będzie dalej walczył, To nie o mnie, tylko o innym każdym, Śmiałbym się całe dnie z tobą w domu naszym, Patrzyłbym jak nasze dzieci dorastają po czym, Bym się tylko tobą zajmował i spędzał całe życie, Nie ruszyłbym się bez ciebie kochanie nigdzie, Patrzyłbym w twoje oczy całe dnie, I nie przejmował się jak ubywa piachu w klepsydrze, Cichy wiatr by muskał twoje skronie, Żylibyśmy tak - szczęśliwie i spokojnie, Mój bardzo personalny wiersz, lecz postanowiłem go gdzieś udostępnić.2 punkty
-
kasztan stary taki liściasty ogromniasty przy oknie co stoi nikogo się nie boi powiedział mi tyle - zamknij okno! klamkę docisnąłem okno zamknąłem z ulgą odetchnąłem przez szybę patrzałem a tu chmury się jakoś groźne zrobiły pociemniały pomarszczyły wiatr na chwilę zamilkł w zdumieniu ptak co świergotał teraz się gdzieś schował ni z tego ni z owego ryknęły niebiosa obłoki błyskać piorunami zaczęły strugi deszczu z nieba leją się obficie w okna walą me uszy katują mówią - otwórz nam drzwi prosimy i grożą - jak nie otworzysz sami się wprosimy wiatr z ukrycia wyskoczył szaleje do domu się przez drzwi i komin wciska podmuchy bez skruchy walą do okna też krzyczą - my chcemy do środka strwożyłem się wiatru i deszczu błaganiem starego drzewa się zapytałem kasztan stary taki liściasty ogromniasty przy oknie co stoi nikogo się nie boi liśćmi zaszeleścił gałęziami coś tam pomamrotał niewiele zrozumiałem jedno zapamiętałem - okno otwórz na oścież na maksa i uwierz mi nie będzie z tego kraksa tak zrobiłem okno otworzyłem na oścież na maksa bo nie będzie z tego kraksa słowik przyfrunął przykucnął odfrunął chmury trochę pomruczały i płakać przestały wiatr gdzieś się schował już nie lamentował słońce resztkę obłoków gdzieś przegoniło mój domek stare drzewo ciepłem otuliło ptaszki znów radośnie śpiewają za nic sobie groźne chmury i wiatr mają kasztan stary taki liściasty ogromniasty przy oknie co stoi nikogo się nie boi2 punkty
-
„Boże spraw, żeby wszystkie moje dziewczyny były zdrowe i nigdy na siebie nie wpadły!” — dobrodziejstwo tego życzenia miałem docenić poniewczasie. Gdyby nie małe niedopatrzenie, wszystko poszłoby zgodnie z planem, jednak diabeł siedzi w detalu i to on w końcu decyduje o naszym losie. Pociągi wjeżdżały o tej samej porze. Pomachała mi ręką z okna w pierwszym wagonie i kiedy przeszedłem na koniec peronu, czekała tam na mnie. Miała na sobie białą bluzkę i brązową spódnicę, na ramieniu zwinięty żakiet, w ręku niedużą torbę z podręcznym bagażem. Przywitałem ją, chwyciłem za torbę i ruszyliśmy w kierunku wyjścia: ja przodem, ona pół kroku za mną, ściskając w ręku bukiet kwiatów, które dostała przed chwilą. Dobrze było zobaczyć jej stęsknione oczy, więc czemu akurat w tym momencie pomyślałem o tej drugiej, która według precyzyjnie opracowanego planu powinna witać wschód słońca trzysta kilometrów stąd? Myśl ta to był zły omen: stała z plecakiem na ramieniu przy przeciwnej krawędzi peronu. Uszczypnąłem się, nie chciała zniknąć. Widząc mnie, podskoczyła z radości i zaczęła biec w moim kierunku. Nagle stanęła jak wryta, a uśmiech momentalnie znikł jej z twarzy. Ta obok mnie zauważyła ją również i ich spojrzenia skrzyżowały się w powietrzu jak szpady. Stały tak przez chwilę, taksując się nawzajem wzrokiem, a potem spojrzały na mnie, cóż to wszystko znaczy? Usiłowałem szybko zebrać myśli, szukałem najgłupszej choćby wymówki, ale wciąż nie mogłem uwierzyć, że stoją tam blisko siebie, na tej samej stronie, chociaż są postaciami z różnych książek. Stan osłupienia długo mnie nie opuszczał, widziałem to w ich oczach. — Uhm… poznajcie się, to jest Róża… — Próbowałem odzyskać zimną krew. — A to Stokrotka — powiedziałem w zabawny nawet sposób, ale nikomu nie było do śmiechu. Stokrotka ściągnęła plecak i położyła go na peronie. Była nieco wyższa od tej drugiej, dość szczupła, włosy blond, upięte z tyłu czarną klamerką, oczy niebieskie, kolorem trochę podobne do moich. Miała ładną twarz, choć nigdy nie używała mocnego makijażu. Atrakcyjna, ale nie obnoszącą się tym przed światem. Ponadto bardzo wysportowana: na dwieście metrów mogła się uplasować w pierwszej trójce, na czterysta złoty medal murowany, w zespole uniwersyteckim oczywiście, bo na olimpiadę musiałaby jeszcze trochę potrenować. Róża była zupełnym przeciwieństwem: brązowe włosy, długie i proste, które czasem sobie kręciła, piwne oczy, duże i ciekawe świata. Kolor włosów znakomicie kontrastował z jasną karnacją. Ubierała się elegancko i gustownie, jakby przyjechała prosto z Paryża lub Mediolanu. Chodziła na lekcje baletu i znakomicie tańczyła. Do tego była małomówna, co uważałem za dużą zaletę. Widząc moje zaambarasowanie, uśmiechnęła się nieznacznie na znak, że doskonale rozumie jego powód. Tym pół-uśmiechem naprowadziła mnie na jedyne rozsądne rozwiązanie: udawać, że wszyscy znaleźliśmy się tutaj przypadkiem i powinniśmy to spotkanie traktować jako szczęśliwy zbieg okoliczności. — Wyjdźmy przed dworzec… Nie będziemy przecież tak wystawać na peronie — zaproponowałem, lecz w moim głosie nie było pewności siebie. — Wiesz, ja może jednak zaczekam na pierwszy powrotny pociąg do Szczecina — odcięła Stokrotka. — Następny pociąg podstawiają dopiero po południu. — Wolę stać tutaj cały dzień, niż być w twoim towarzystwie choćby minutę dłużej. Podniosła plecak, podeszła w kierunku najbliższej ławki i usiadła na niej, bokiem, żeby nie patrzeć na mnie. Mogłem się tego spodziewać. Na jej miejscu zareagowałbym tak samo. Było mi okropnie żal, że to uczucie, które miała dla mnie, stało się nagle siłą niszczącą. Przed oczami przesunęła mi się scena nad Jeziorem Głębokim: Leżeliśmy pośród wysokich traw, głaskanych delikatnie podmuchami wiatru. Przy brzegu fale kołysały kajak, w którym schowaliśmy ubranie. Trzymając się za ręce, patrzyliśmy na obłoki płynące lekko po niebie. Jej ciało miało zapach łanów pszenicy, brzemiennych, mokrych od deszczu. Nigdy przedtem, z żadną kobietą, nie było mi tak dobrze. Teraz wiedziałem, że ten dzień już nie powróci, jest wspomnieniem, jak pożółkła kartka papieru w pudełku z listami. Gdyby nie ta głupia pomyłka mielibyśmy przed sobą wiele takich dni, może nawet całe życie. Róża wciąż stała obok mnie. Poprosiłem aby usiadły razem, niech nie myślą, że biorę stronę którejś z nich. Sam przycupnąłem na krawędzi ławki. — Jaką miałaś… miałyście podróż? — zapytałem, żeby przerwać nieznośne milczenie. — Nie najgorszą — odpowiedziała Róża. Wydawało mi się, że lepiej znosi konfrontację. Zawsze wychodziła z założenia, że nie ma sensu się martwić, skoro i tak niczego to nie zmieni. — A ty? — zwróciłem się do Stokrotki. — Jakby kogoś to obchodziło. — Obchodzi mnie. — Tak? A to, jak ja teraz wyglądam, o tym nie pomyślałeś? Na to pytanie nie ma odpowiedzi. Gdybym był swoim obrońcą, wniósłbym natychmiastowy sprzeciw: Wysoki Sądzie, nie mogłem przewidzieć sytuacji, która nigdy nie powinna się wydarzyć. Na świadka powołuję diabła. — Nawet jeśli nie dziś, to i tak kiedyś bym się dowiedziała. Miała rację, dwa zero dla niej, ale obrywam w bańkę! — Jak długo się znacie? — zapytała Różę. Zostałem wyeliminowany z dalszej dyskusji. Nie pozostawało mi nic innego, tylko biernie się przysłuchiwać rozmowie. — Trzy lata. — Tak długo? — Nie mogła uwierzyć. — A wy? — Poznałam go trzynastego kwietnia, o godzinie dwudziestej osiemnaście… — mówiąc to wyjęła z plecaka cienki zeszyt i zajrzała na jedną z kartek. — Tak, nie pomyliłam się. Wyciągnęła z kieszeni długopis i zaczęła coś zapisywać. — Wynika z tego, że znamy się… przepraszam, znaliśmy się… cztery miesiące, dziewięć dni, czternaście godzin i trzydzieści sześć minut. Popatrzyła na mnie z ironicznym uśmiechem, jakbym był jej partnerem w konkurencji o puchar świata i zawalił wyścig kilka metrów przed metą. — Nie najgorszy wynik, co? Czemu one to robią? Mówią takie rzeczy, jakby szukały zemsty. Czemu nie chcą ocalić tego co piękne? Popatrzyłem na ten zeszyt, który wciąż trzymała w ręku, jakby zamierzała wrzucić go do kosza stojącego obok ławki. Jego istnienie odkryłem w drugim miesiącu naszej znajomości. Przyjechałem wczesnym rankiem, kiedy jeszcze spała. Nie chcąc jej zbudzić, ostrożnie rozpakowywałem torbę i wówczas zauważyłem zeszyt leżący na stoliku, przy głowie łóżka. Otworzyłem go, zacząłem czytać, a linijka po linijce ciekawość zamieniała się w przerażenie. Zapisywała w nim każdą chwilę spędzoną beze mnie, każdy szczegół, który mógł mnie przypominać, najintymniejsze zwierzenia, słowa jakich ja sam nigdy nie miałbym odwagi powiedzieć, cóż dopiero zapisać. Łechtało to moją próżność, jednocześnie zasiewało wątpliwość, czy ten brak równowagi pozwoli nam długo być ze sobą. — Nie wyrzucaj tego, proszę! — To mój pamiętnik, mogę zrobić z nim co zechcę. — Właśnie dlatego. To jest twoje życie, nie niszcz go, bo możesz tego żałować. — Po co ja to w ogóle pisałam — rzekła do siebie, lecz jednak schowała zeszyt do plecaka. Odetchnąłem z nadzieją: jeszcze nie wszystko stracone. Na tor obok wtoczono skład pustych wagonów. Peron zaczął się zapełniać ludźmi; co chwila przejeżdżały po nim elektryczne wózki z bagażem. Minęło południe i słońce przygrzewało coraz mocniej. — Słuchajcie, nie ma sensu tkwić tutaj w nieskończoność. Chodźcie, usiądziemy w cieniu drzew po drugiej stronie dworca. Nie czekając na reakcję, złapałem za torby z bagażem i skierowałem się w stronę schodów na końcu peronu. Dziewczyny podniosły się i bez słowa poszły za mną. Usiedliśmy na jednej z ławek przy alejce ciągnącej się wzdłuż dworcowego placu. — Chcecie coś do picia albo lody? Pewnie jest wam gorąco. — Teraz przynajmniej nie będziesz musiał mówić wszystkiego dwa razy — dogryzała Stokrotka. Róża zdawała się być bardziej wyrozumiała. — Gdybyś mógł mi kupić tylko butelkę wody. Poszedłem do pobliskiego kiosku i stanąłem na końcu długiej kolejki. Upłynęło trochę czasu zanim wróciłem i zauważyłem, że dyskutują o czymś zawzięcie. — Ach tak, to dlatego nie chciał się wtedy spotkać… Bo w tym czasie był z tobą. — Róża uzupełniała brakujące elementy układanki, unikając mojego wzroku. Czułem, że nawet i jej pobłażliwość ma się ku końcowi. — A następnego miesiąca, kiedy chciałam go odwiedzić, powiedział że nie może, bo maluje mieszkanie. — Maluje? Ty w to uwierzyłaś? — Kłamca! No tak, proszę, śmiało… Ulżyjcie sobie kwiatki, powiedzcie kim naprawdę jestem: uwodziciel, niewierny, niewdzięcznik, egoista, nieczuły, ignorant, impotent… Co takiego? Chyba już trochę przeholowały. Byłem znużony tym wysiadywaniem na ławce przed zatłoczonym dworcem. Chcą dokonywać nade mną sądu, to niech tam argumentują choćby i cały wieczór, ja wracam do akademika. — Kwiatuszki zbierajcie się, przenocujecie u mnie. Stokrotka przeszyła mnie wzrokiem, jakby się przesłyszała. — Widzisz go? Ale bezczelny, proponować nam coś takiego w tej sytuacji. — A macie inne wyjście? Chcecie się telepać do domu nocnym pociągiem przez pół Polski? — Już ty się o nas nie martw. Wynajmiemy pokój w hotelu na jedną noc. Co o tym myślisz? — Czemu nie — zgodziła się Róża. — Przecież nie znacie miasta, a teraz pełnia sezonu, wszystko wynajęte. — To może raz w życiu zachowasz się jak dżentelmen i zdobędziesz się na gest? Przeszliśmy na postój po drugiej stronie placu. Po kilkunastu minutach nadjechała taksówka. Usiadły z tyłu, ja obok kierowcy. — Hotel Nadmorski, proszę. — Panie kochany… Tu jest bulwar nadmorski, teatr nadmorski, restauracja nadmorska… To całe miasto jest nadmorskie. — Taksówkarz popatrzył na mnie jakbym był nietutejszy. — Adres pan zna? — To ten nieduży hotel, zaraz przy plaży, jak się jedzie do Redłowa… — Aha, kurwidołek! Od razu trzeba było tak mówić. Jazda zabrała niecałe dziesięć minut. Róża i Stokrotka miały miny, jakby nie były pewne, czy będzie to odpowiedni kąt na nocleg, ale się uspokoiły gdy dojechaliśmy na miejsce: stylowy, dwupiętrowy budynek, otoczony bujną zielenią, na malowniczej skarpie z widokiem na morze. Pokoju jednak nie było, chyba że za specjalną cenę, o czym doskonale wiedziałem, lecz zależało mi, żeby się przekonały same. Ponadto chciałem zyskać na czasie i pozbawić je możliwości powrotu nocnym pociągiem. — Niech pan zaczeka — zawołałem w stronę kierowcy, który nie zdążył jeszcze odjechać. — Kurs na Grabówek, ulica Kapitańska. W akademiku zajmowałem duży pokój z balkonem. Właściwie nie był to typowy akademik, ale zwykły blok mieszkalny, zakupiony przez szkołę morską. W mieszkaniu znajdowały się jeszcze dwa pokoje, kuchnia, łazienka i oddzielna ubikacja. Zwykle kwaterowało w nim siedmiu studentów, ale podczas wakacji mieszkałem tylko z jednym kolegą. Jutro niedziela, a w niedzielę nie spodziewałem się gości. Zaprowadziłem dziewczyny do kuchni, bagaże zaniosłem do pokoju. Stokrotka usiadła na parapecie przy oknie. Było to jej ulubione miejsce. Stamtąd roztaczał się widok na port, stocznię i zatokę, po której zaledwie miesiąc temu płynęliśmy statkiem do Jastarni. Róża skorzystała z łazienki. Zostałem ze Stokrotką i zauważyłem, że początkowe rozgoryczenie już jej odeszło. Przecież ona cały czas czuje do mnie to samo. Te kilka słów, które powiedziała dziś w złości, nic nie znaczą. Chciałem dotknąć jej włosów, lecz odsunęła głowę. Do kuchni weszła Róża. Popatrzyła na nas badawczo, ale zaraz się uspokoiła i zajrzała do świecącej pustką lodówki. — Ładnie się przygotowałeś na mój przyjazd — wygarnęła mi w oczy, zamykając prędko drzwiczki. A kiedy miałem zrobić zakupy, skoro cały dzień zmarnowaliśmy na dworcu? Niezrażona wyciągnęła z torby słoik z wekowanym mięsem, drugi z grzybami, a także kostkę masła i chleb, które przezorna zabrała ze sobą. Znalazła w szufladzie nóż i zaczęła przygotowywać coś do jedzenia. — Daj spokój, ja się tym zajmę. — Chciałem odebrać jej nóż, ale nie pozwoliła. — Siadaj i nie przeszkadzaj, też musisz być głodny. Nie jadłeś cały dzień. Zastanawiałem się, co dalej. Nie pojechały do domu, to znaczy, że chcą zostać ze mną. Kolacja była gotowa. Siedliśmy do stołu: kwiatuszki pod ścianą, ja pośrodku. Razem tworzyliśmy doskonały trójkąt równoramienny. Tak się nie da żyć, żadna kobieta nie zaakceptuje takiego układu. Było idealnie kiedy nie wiedziały o sobie. Teraz nasz trójstronny związek nie ma sensu. — Czemu nic nie jesz? Róża chciała poznać moje zamiary już teraz, pewnie dlatego, żeby mogła spać ze spokojną głową. — Nie mam ochoty — odpowiedziałem wymijająco. — Idę, pościelę wam łóżka. Nie siedźcie zbyt długo. Zgasiłem światło i położyłem się na tapczanie, obok drzwi wychodzących na balkon, ale z nadmiaru wrażeń nie mogłem zasnąć. Przysłuchiwałem się o czym rozmawiają, lecz docierały do mnie tylko strzępy słów. W łazience zaszumiał prysznic. Kąpie się, która z nich? A może obydwie? Starałem je sobie wyobrazić pod prysznicem: Mokre włosy każdej z nich wyglądały tak samo. Róża miała bardziej kuszące usta. A piersi? Obydwie miały za małe, Róża ociupinkę pełniejsze. Punkt dla niej. Czekałem aż się odwrócą. Ta po lewej stronie była nieco szersza w biodrach i miała okrąglejsze pośladki. Punkt dla Stokrotki. Zmierzyłem nogi. Stokrotka miała dłuższe. Remis. Drzwi od łazienki się otworzyły i weszła do pokoju. W ciemności nie widziałem jej twarzy, ale po krokach rozpoznałem Różę. Położyła się na dolnym łóżku. Po chwili prysznic w łazience zaszumiał znowu. Wydawało się, że Stokrotce kąpiel zajęła nieco mniej czasu. Czy to znaczy, że tamta dba bardziej o higienę osobistą? Chciałem się przekręcić na bok, ale do pokoju weszła Stokrotka. Przymknąłem oczy i leżałem bez ruchu, jakbym przyrósł do krawędzi łóżka. Stanęła blisko balkonu, dokładnie w miejscu, gdzie sączące się przez firankę promienie ulicznej latarni oświetlały jej postać. Miała na sobie białą haleczkę z prześwitującego tiulu, zdobioną czarnymi kwiatkami pod dekoltem. Tą samą, którą założyła kiedy spędziliśmy pierwszą noc. Wiele bym dał, by móc cofnąć czas. Postała chwilę koło mnie, po czym podeszła do łóżka, gdzie leżała Róża, wspięła się po krótkiej drabince i położyła na górze. Leżeliśmy tak w milczeniu udając, że śpimy. Jakie to nienaturalne. W pewnej chwili, któraś z nich się odezwała: — Śpisz? — Nie. — A on, śpi? — Chyba tak. Mówiły szeptem i nie mogłem rozpoznać ich głosu. — Czy pamiętasz dzień, w którym się poznaliście? — Oczywiście. Pracowałam z jego ciotką w redakcji. Przygotowywałam się do egzaminów na studia, a w wolnych chwilach chodziłam do teatru albo na wystawę. — Sama? — Tak, bo nie znałam w tym mieście nikogo. — To jak się poznaliście? — Jednego razu, jego ciotka zabrała mnie do jego domu na obiad. Byłam przerażona kiedy zobaczyłam, ile on potrafi zjeść. A więc teraz Róża oskarża mnie, że jestem żarłokiem. — Gdzie mu to idzie? Przecież jak ja go poznałam to musiał nosić szelki, bo spodnie mu zlatywały. — Nie miał mamusi, żeby mu gotowała. Do tego jeszcze jestem maminsynkiem. — A jak go zobaczyłaś pierwszy raz, spodobał ci się? — Nie od razu. — A kiedy? — Następnego lata. Przyjechał po mnie do redakcji. Był opalony i miał na sobie taką modną koszulę, wąskie spodnie… Myślałem, że wreszcie zasnęły, ale po kilku minutach któraś wyszeptała: — Co z nami teraz będzie? — Ja jutro wracam do domu, ty rób jak chcesz. — Zostawisz go? — Nie widzę innego wyjścia. — Ja też już z nim nie będę. Zasłużył na to. Najlepiej pojedźmy pierwszym porannym pociągiem. Zostawmy go tutaj samego. — Ja pojadę tym o dziesiątej, chcę się wyspać. — W takim razie śpij, dobranoc. — Dobranoc. Kobiety zasnęły w doskonałej zgodzie. Kiedy się obudziłem, łóżka były puste. Wszedłem do kuchni. Siedziały przy stole i jadły śniadanie. — Smacznego. Mruknęły coś pod nosem, nie odrywając wzroku od talerza. Do diabła z tym! Niech jadą precz. Mało to dziewczyn w świecie? W każdym porcie jedna, a na promach to nawet kilka na jednym rejsie. Niech tylko wyjdę w morze, zapomnę o nich. Zapaliłem i mocno się zaciągając, patrzyłem na nabrzeże daleko w dole, gdzie zacumował olbrzymi statek Ro-Ro załadowany fajnymi autami. Skończyły jeść, poszły do łazienki, a potem zajęły się pakowaniem rzeczy w pokoju. Gdy były gotowe do wyjścia, stanęły wyprężone przede mną, jak na odprawie warty honorowej. — Musimy jechać — oznajmiła Stokrotka. — Przecież możecie zostać tu do następnej niedzieli. W dzień mam praktykę w porcie, ale popołudnia wolne. — Zostać? Jak ty to sobie wyobrażasz? — Zwyczajnie, jak troje prawdziwych przyjaciół. — Nie nadajesz się na przyjaciela. — Ach tak? — Zdusiłem peta w popielniczce i podszedłem do nich tak blisko, żeby patrząc mi w oczy musiały zadrzeć głowę do góry. — Wobec tego, na co czekacie? — Musisz wybrać jedną z nas — postawiła warunek Stokrotka. — A co się stanie z tą, której nie wybiorę? — Pojedzie i więcej jej nie zobaczysz. — To straszne. Do końca życia jej nie zobaczę. Żartujesz sobie, czy życzysz mi, żebym umarł tak wcześnie? Starałem się ją przegadać, zyskać na czasie, ale wiedziałem, że nadeszła ta chwila i nie można jej odwlec. Nie chciałem i nie potrafiłem dokonać tego niemożliwego wyboru. To tak jakbym miał zdecydować, którą nogę dać sobie odciąć. Lepiej być odrzuconym, aniżeli zmuszonym odrzucić kogoś. Żadna nie zasługiwała na taki los, a jednak jedną z nich musiał spotkać i to zaraz. Złapałem Stokrotkę za rękę i pociągnąłem ją do stołu. Usiedliśmy. Nie wypuszczając ręki, spojrzałem jej prosto w oczy. — Wybrałem. Chwilę siedziała blisko mnie, próbując się uwolnić, lecz nie puszczałem. W końcu rozluźniłem uścisk. Wtedy się wyrwała i pobiegła do pokoju. Złapała za plecak i usiadła na łóżku. Podszedłem do niej i zobaczyłem, że po policzkach spływają jej łzy. Wyjąłem z kieszeni chusteczkę i zacząłem je ocierać. — Żaden facet nie jest wart twoich łez, a tym bardziej ktoś taki jak ja. Zanim się rozstaniemy obiecaj, że nigdy więcej nie będziesz płakać, nie z takiego powodu. Wyszedłem na korytarz i poprosiłem kolegę, żeby odprowadził ją na dworzec. Dotrzymałem towarzystwa Róży. Dlaczego jej, nie byłem całkiem pewien. Może dlatego, że nie nalegała tak kategorycznie, żeby wybrać jedną z nich. A może pozostać wiernym dziewczynie, z którą spędziłem tylko cztery miesiące to było zbyt wiele. Cokolwiek zrobiłem, musiało boleć jak diabli. Bóg dał ludziom wolną wolę, aby zadawali sobie rany.1 punkt
-
Przedstawiam Wam moją piosenkę z płyty "Pragnienia". Słowa/ śpiew: Anna Przybył Muzyka: Vlasta Traczyk1 punkt
-
Bywa że Jesteś dla mnie niezrozumiały. I gdy tak się dzieje, zazwyczaj odpuszczam. I wtedy wychodzę odetchnąć, powietrzem które mi dałeś. Moje ręce rozkładam na znak wolności i przynależności do Ciebie. Wychodzę naprzeciw tego co dla mnie stworzyłeś. Każde poruszenie liśćmi. Szept lasu,zapach wilgotnego mchu, i ta złota kula ,która chowa się w koronach drzew. Przypominają mi o Twojej potędze. Podałeś mi to wszystko na mojej drobnej dłoni. Moje myśli odnajdują wytchnienie, gdy błądzę wśród rozkołysanych drzew. Gdy kroczę powoli w ich cieniu, czuję jak ciało stygnie. Ty wiesz,że zazwyczaj Nie zadaję pytań, masz pokorną mnie. Gdy szukam Cię w lekkim powiewe, oczekuję że ostudzisz żar bijący we mnie. Przychodzi wiatr. Dobrze mi. Bywasz Ojcem i nie brzmisz jak ten ziemski. Jednak wiem o Tobie,że nim Jesteś. Więc staram się Ciebie wybadać na ile tak jest. Wiesz dobrze ze Twoje rokowania są słabe. Czasem zdarzy mi Się nazwać Cię przyjacielem, choć dawno tego nie usłyszałeś. Gdy zabrałeś mi ziemskiego Ojca, Nasza odległość stawała się coraz mniejsza. Stałeś blisko. Dałeś mi czas pełen pokoju, Ciszy... Po jakimś czasie rzuciłeś niezrozumiałe błyskawice, uderzały o moje piękne rozkołysane drzewa. Niebo przestało rysować błogie kolory. Dawno nie dostrzegłam tej najjaśniejszej z gwiazd. Wiedziałeś co w moim ciele drzemie,w końcu prześwietlasz mnie na wylot. Nie odnalazłam w Tobie spokoju, choć starałam się go znaleźć, tak usilnie że zaczęłam błądzić. I pomyślałam że to co mi dałeś na dłonie, trochę pobolewa. Mój krok przestał być stabilny. Chyba zachwiałeś moim światem. Twoj Wiatr przestał być otuchą, Moje ciało nie może się utrzymać. Moje ręce pragną abym je dla Ciebie rozłożyła. Jednak ta niezrozumiala siła która we mnie jest ,nie pozwala ponownie poddać się temu. Trzymam się drzew aby nie zachwiać kroku. Widzisz mnie w tej odsłonie,i nie chce mi się już Ciebie szukać. Przecież wiesz dobrze o moim położeniu. Twoja nawigacja nie szwankuje. Teraz Ty znajdź mnie. Twoja Ja.1 punkt
-
gdybyśmy się kiedyś spotkali pocałowałabym go w czoło policzki i nosek i w usta, ale zamknięte (bo to nie miłość erotyczna) kiedy Poeta ma usta otwarte ja tylko słucham1 punkt
-
Siedemnaście lat minęło dawny Jasio dziś jest Janem mnie przypadkiem się udało porozmawiać z owym panem. Przez te lata, gdy Jaś mężniał i sposobił do zawodu w trakcie długiej ewolucji precz porzucił, co za młodu było jego łan numerem poprzez rozbiór ćwiartowanie teraz sobie upodobał - chcę malować piękne panie. Ruszył w plener i na plaży wprost zaczepiał panny młode - zechcesz moją być modelką nagą, piękną masz urodę trudne jednak są początki i kosztowne i bolesne bo zazwyczaj odpowiedzią obrażenia są cielesne. Jan jest twardy i uparty wciąż pytania swe ponawia choć ostatnio nico mięknie i nad jednym zastanawia może trzeba z innej beczki akademia, piękno, sztuka może w którejś jest niedobór, może się modela szuka? Dotarł Jan do tej agencji, która była jego celem nie przyjęli, żadna łaska w celi mogę zostać cwelem.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
-Mistrzu, jak mam odróżnić chuć od miłowania? -Bardzo łatwo odróżnić branie od dawania.1 punkt
-
@[email protected] Dokładnie, dokładnie, a jak ładnie!!!! Pozdrawiam @Marek.zak1 Marku cos dla Ciebie: nie rozmawia tylko mówi nie daje lecz bierze jak się uda to kradnie prawdy unika jej się lęka jak bura suka łże bogatemu fałszywie się kłania słabymi gardzi na nogach chwiejnych szpetnych trądem żądz oblepionych w bylejakości życie swoje spala diabeł mu w piekle ogień juz rozpala moze byc?1 punkt
-
1 punkt
-
Jestem przeciwny używania formy "my" bez sprecyzowania o kogo chodzi, bo wtedy robi się rozgardiasz logiczny i zaciera się przesłanie. Pozdrawiam1 punkt
-
1 punkt
-
Wielkie uogólnienie i użycie "my" czytelnik chcąc nie chcąc kieruje do siebie. Tak punkt po puncie nie utożsamiam się z "my" opisywanymi w wierszu.1 punkt
-
@Sylwester_Lasota Wielki Wtorek, zapowiedź zdrady dokonanej przez Judasza...1 punkt
-
Pod gwiazdami to już trochę lepiej wygląda :))) Upss... i znów się zmienił :)))))))))))))))))1 punkt
-
@Leszczym Trzeba to przejść wtedy zobaczysz jak to smakuje, jak się traci zdrowie i pracę z dnia na dzień.1 punkt
-
1 punkt
-
@jan_komułzykant Aleś Janku... popracował, piękną damę w cieniu schował. Pozdrawiam, dzisiaj tego mi trzeba było.1 punkt
-
Suko parszywa plugawisz ziemię po której stąpasz w jednym miocie wydajesz hordy barbarzyńców kalekie dzieci i ślepe karmisz mlekiem nienawiści Uśpić cię zakopać pośrodku pustyni wykląć to imię spalić wszystkie zdjęcia1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
śpiewają lepiej lub gorzej, więc doszczętnie tłum wypadł z sali, gdy gazda zaryczał z gór..1 punkt
-
1 punkt
-
@[email protected] Dziś raz jeszcze Twój wiersz przeczytałem i się zachwyciłem. Rozkoszny, rozkoszny. Pozdrawiam.1 punkt
-
Jakież szczęście mnie spotkało choć artystów mamy mało a ja jestem tym poślednim brakło krzesła w rzędzie przednim. Z tegoż to powodu właśnie ani bajki ani baśnie i tragedie i klasyka to nie temat dla Henryka. Pozdrawiam1 punkt
-
Uczucia ma każdy z nas . Uczucia w nas buzują . Uczucia są pełne grozy I nienawiści . Przytłaczają nas i uszczęśliwiają a więc tak .1 punkt
-
-Mistrzu, czy to jest przyjaźń, czy może kochanie? -Miłość to z nią przyjaźń i jej pożądanie. Markowi Grechucie.1 punkt
-
1 punkt
-
Cierpię na niedopowiedzenia. Gubię się, co chce podlir, prócz kontaktu i uwagi. Ale ujęcie tego stanu dobre. Może mniej ważne co chce, jeśli chce i jest ktoś kto słucha? bb1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Żyłem sobie na uboczu chociaż nieraz się zdarzało wpłynąć na szerokie wody lecz tych wpłynięć było mało. Skromność moją wizytówką przeźroczystą, bez koloru żeby nic i nikt nie splamił moich zasad i honoru. Gdy cierpiałem nikt nie musiał o tym wiedzieć, widzieć, słyszeć żal i ból, choć był dotkliwy mógł jedynie we mnie dyszeć. O chorobach nic nie pisnę mam stosunek do nich podły nie ujawniam ich lekarzom by pod skalpel nie powiodły. Kroczę na przód bez pośpiechu świat, choć jest jak i ja szary chcę upiększyć, więc oglądam przez różowe okulary. Nie ma we mnie ni krzty złości co najwyżej są zwątpienia bo dość często los łaskawy nagle się w przeciwny zmienia. Tyle mogę rzec o sobie lecz czy dużo to czy mało to już sami osądzicie mnie się tyle napisało.1 punkt
-
Rodzimy się, żyjemy, wzdychamy czasem do ukochanego czasem do boga Poznając głębię świata jego intrygi i konwenanse gubimy samego siebie Życie mające prawdziwy sens? Jedno na tysiąc Jaki w nim sekret, skąd wziąć nań przepis? Odpowiedź prosta a jakże zawiła Zaprzyjaźnić się ze śmiercią Ot trudna prawda, ale czy naprawdę trudna? Może tak jak my jej, tak i ona nam jest do czegoś potrzebna Najlepsza przyjaciółka, patronka naszych marzeń, motor działania i inspiracja Ten kto ją poznał wie, że bez niej życie nie ma sensu. To ona wskazuje mi cel, szereguje wartości; pozwala cieszyć się chwilą ulotną, człowiekiem widzianym w biegu. Rozmawiając z nią odkrywam nieznane dotychczas prawdy i wtedy patrzę na świat inaczej. Tworzę ze śmiercią nieodłączny duet, Razem wzbijamy się na wyżyny ducha. Tak więc pragnę ruszyć przez siebie Zawalczyć Odważyć się żyć Ze śmiercią na swoim ramieniu.1 punkt
-
Mercedes z Madrytu straciła sens bytu sięgnęła po alkohole mówiąc mężowi - pierdole nie będę ci wciskać kitu1 punkt
-
Podoba mi się, w Twoim fajnym stylu. Widzę tu pokłosie znanej tezy profesora Tatarkiewicza: jeśli szczęście puka do drzwi nie pytaj po co przyszło i do kogo i zaraz otwieraj. Tutaj konsekwentnie, jak puka smutek, też nie pytaj, tylko nie wpuszczaj, bo on działa destrukcyjnie. Fajnie wyszło. M1 punkt
-
1 punkt
-
Garstka ludzi z przekonywującym tonem moralizuje nie potrafiących zweryfikować dzielnie wychowująca trójkę dzieci musi ufać archeologowi nie mamy kocich żyć metempsychicznie nie poświęcimy drugiego nie sprawdzimy najnowszych interpretacji będziemy przekonani za zakrętem wiedzy jest tylko trochę z pewnością będziemy apostołami informacji zawdzięczanej nieswojej przenikliwości1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne