Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 07.08.2021 w Odpowiedzi
-
Znów zaczęłam zakładać sukienki i przeglądać się w lustrze, jak w sobie. Zapomniałam, że jestem kobietą, pomyliły mi się w życiu role. Chciałam świat zawojować jak robot i najlepszą być w każdej dziedzinie. Dziś rozglądam się - pusto wokoło, każdy wolny czas spędza w rodzinie. Znów zaczęłam zakładać sukienki i malować swe usta czerwienią. Superwoman ma również usterki, chociaż... kto ich już dzisiaj nie ma? Wszystko sama wymyślę i zrobię, wykastruję też jeśli potrzeba i w tym cała tragedia spoczęła, że zamknęła mi drogę do nieba. Bo ja chcę być zwyczajną kobietą, i nie walczyć już z całym światem. I w ramiona męskie się wtulić i żyć całkiem, już całkiem inaczej. Dziś kobiety walczą o prawa. "Niezależna": to drugie ich imię. Ja kobietą bym być - wolała, bo za dużo mnie w życiu ominie.6 punktów
-
- Pewien młody poeta do mistrza się zwrócił. - O czym trzeba mi pisać? – O tom się pokłócił. - Są dwa rodzaje twórców, jedni zawsze słodzą, i liczą, że chwaleni ich za to nagrodzą, Ci drudzy ułomności w narodzie szukają, bywając oskarżani, ze gniazda kalają. Od ciebie więc zależy, dokonaj wyboru, po której stronie zechcesz postawić się sporu. Cyprianowi Kamilowi Norwidowi w hołdzie.5 punktów
-
O wielu sprawach nie napiszę Nie mam śmiałości skraplać mgły Wybieram lekkie w niej stąpanie Słowo zabierze całą niewinność Wykrzywi kształt i nada nazwy Wolę kiedy istnieją niewypowiedziane Wylęgają się bez nacisku na trwanie Muskają moje rozumienie istoty Są tak realne jak ta chwila.4 punkty
-
4 punkty
-
żniwa na polach owoce pachną pełnią w ciężarnych ogrodach na drugą kosę łąki czekają warzywa puchną na grządkach słońce dogrzewa jak nigdy dotąd chociaż bywały już lata to jeszcze nigdy taką spiekotą nie smakowała zapłata nad rzeką krzyki tłum wczasowiczów cieszy się życia pogodą upał wygonił ich z dusznych murów szukają chłodu nad wodą w miasteczku pełne są kawiarenki gościom przygrywa muzyka wieczorem dancing znów głośne krzyki niejeden się w tańcu potyka piszą o lecie wiersze poeci lubieżne i rozebrane we wrześniu pójdą do szkoły dzieci trzeba już kupić wyprawkę co niesie przyszłość tego nikt nie wie na razie jeszcze jest sierpień tysiąc dziewięćset trzydzieści dziewięć preludium grozy i cierpień4 punkty
-
Pies i ja Znalazłam psa w ziemię wtulonego sponiewieranego, pobitego. Wył z bólu słychać było pieskie - O matulu! Jedna łapa poraniona, bardzo pokrwawiona. Druga w lepszym stanie jak to dobrze o Panie! Błyski w głowie mi się pojawiły, jak sen były. Uratuję to niebożę o Boże! Choć psychika mi siadała i nad psem płakałam, pozbierałam się szybko i już byłam w wodzie rybką. Mogłam nieść pomoc nieszczęśliwemu, ale po kolei. Przemówiłam do niego: - No co kolego, choć do mnie poczujesz się swobodnie. Ten czołgając się ostrożnie jakoś tak dwunożnie, mrużył oczy zielone patrzył to w jedną, to w drugą stronę. Pogłaskałam siwy łeb, potem skołtuniony grzbiet, następnie dotknęłam rannej łapy poruszyły mu się chrapy - choć to pies. Nagle szczeknął jak szczeniaczek, odczuł szczęście nieboraczek, bo zrozumiał, że spotkał na swojej drodze, kogoś, kto mu pomoże. A ja właśnie, jak wspomniałam, taki zamiar miałam. Powolutku wzięłam bandaże - Teraz piesku coś ci pokażę. Moje dłonie stały się mięciutkie delikatnie owinęły chorą łapkę. Tu pies się zawahał, ogonem jednak pomachał. Był radosny jak skowronek, jakby zyskał nową żonę. Stał się nagle silny, młody, napił się nawet wody dla ochłody. Wyzdrowiał. Teraz biegamy po łąkach pełnych kwiatów, słuchamy śpiewu ptaków. Spotyka nas dobro - opowiadamy o tym bobrom. Tak kończy się historia psa w ziemię wtulonego sponiewieranego, pobitego. J.A.3 punkty
-
Bezpańskie psy często same wybierają życzenia wiecznego wagabundy i kręte motele narzekań. Szukają domu, który nie istnieje, pałaców, o jakich czytał im ojciec, drugiej połowy z piersią matki, muzyki, jaką wygwiżdże im róż strumyku przed Amen, wspomnienia, które się ziści, miękkiej poduszki z paproci i jagód, drgania świerszczy i rosy, zanim położą się na trawie w nieznanym. Bezpańskie psy rzadko miewają gorsze sny niż przy otwartych oczach. Zbierają ostropest zamiast chabrów, z ochotą celują w każdego, kto nie śpiewa z nimi refrenów, walczą ze zmarłymi, oddają mocz na mogiły, w niewierze licytują się z Tomaszem, a w alkoholizmie z Bukowskim. I tylko czasem, kiedy zbudzi je chłód zorzy, czują, że łzy mają ten sam smak dla wszystkich, a ich wyjątkowość polega na ich końcu.3 punkty
-
Rankiem… Z najgłębszych otchłani i z nocy Erebu Aromat twój mnie niesie z ciemności ku niebu Otwieram oczy na ten świat szalony I słyszę jak gdzieś plotą w głośniku androny Wstaję, płynę za wonią co mnie obudziła Przechodzę obok Ciebie, dziewczyno przemiła I mruczę pod nosem, siadając przy stole… – moja czarna kawo, teraz ciebie wolę!3 punkty
-
Rzucam młotem biegnę pływam gram w siatkówkę i wygrywam medal złoty srebrny brąz ty się patrzysz w tv wciąż idź na spacer dziś człowieku ćwicz jak w Tokio olimpijczyk bo już jesień puka w okno a wraz z nią no cuż chłodno.3 punkty
-
zginęło echo i mgła zgubił się wiatr przepadły sny i marzenia nie ma miłości jest tylko żal smutek rządzi i ciemna dal gdzie szukać tego co ozdabia kram pełen wzruszeń uśmiechu i prawd3 punkty
-
3 punkty
-
Dwie gorzkie bezy w Zanzibarze ... Pozdrawiam - wszystkie końce świata I czekam. Chociaż - nie oczekuję, że figla spłata coś ... czego nie chcę - chociaż mogę Coś, co tobołkiem jest w mojej drodze - do zrozumienia ludzkich przepaści, szczytów, odlotów, likierów z rumem, pustych pokoi, tępych 'rozumiem' Czasami stoję w nieśmiałości - gestem zdobywcy - odrzucam kości Siadam i w barze jem kotlety - i myśli próżne Siłą atlety - trawię, wychodzę, zmawiam różaniec Stacja końcowa ''Niedoczekanie!'' A ja poczekam. Mam kilka chwilek - co chwilę myślę, że nie wiem, ile Gdy śmierć przychodzi na Americano: ''nie mam śmietanki, możesz przyjść ... rano?''3 punkty
-
urodzona w dwieście czterdziestym pierwszym umrę trochę w sto dwudziestym to życie nie jest opowieścią znasz mnie ze wszystkich imion drugich jesteś odczuwam ciepło z nadalszych stopni rozproszenia nie wygramy ze sobą boleśnie usypiam i jeszcze bardziej dziś choć śpiewam jak nigdy lewa ręka musi trzymać niebo prawa topór dla ran nie ma miejsca nauczyłeś dzień bez walki zamykam oczy by cię dostrzec resztę sama2 punkty
-
2 punkty
-
wiatr się zerwał niebo zapłakało słońce uśmiechu jakoś skąpi drzewa smutniejsze bledsze gwiazdy ptak nie śpiewa tak jak zwykle miłość popłakuje samotność też szuka prawdy boi się łez ale nie martw się drogi czytelniku hen widać coś a w nim sens2 punkty
-
Wczorajsza noc pachniała czarnym bzem, papierosami i tobą. Błądziłam w obcym mieście z nadzieją, że tu cię nie będzie. Byłeś, czułam cię cały czas. Pewnie dlatego pozwoliłam sobie na bliskość i nieznany dotyk. Tęsknotę do ciebie nabrałam w przerwie między oddechami, gdy tańczyłam z obcym mężczyzną. Zdyszana oddychałam coraz intensywniej, a myśli o tobie zanurzały się coraz głębiej i mocniej. Te zakorzenione już budziły się, jak pierwiosnki w marcu i kwitły mi w płucach. Wrastały w gardło i tchawicę. Nie mogłam oddychać. Usiadłam. Wstałam. Zatańcz ze mną. Chyba, że kochasz teraz kogoś innego.2 punkty
-
Znów czuję się Tobą. Tak bardzo bolisz we mnie serce Tak mało słów rozumiem niewypowiedzianych dotąd Tak mało wiem a czuję Dokąd zmierzam idąc znów sercem umiem Ciebie i w myślach szczęśliwy ja ty jakaś inna Tak bardzo bolisz moje serce; Stęsknione2 punkty
-
Nie do mnie pytanie, ale odpowiem. Enteroza, to taka przypadłość przejawiająca się nadmierną aktywnością palca przyciskającego klawisz enter. Żaden wiersz nie musi być z założenia poprawny, ale powinien chociaż starać się być wierszem. I tu wchodzimy w obszary niekończących się dyskusji na temat co jest wierszem, a co nim nie jest. Są tacy, którzy starają się udowodnić, że wierszem jest wszystko, nawet czysta strona czy pusty ekran bez tytułu, lub zapełnione przypadkowym zbitkiem słów lub liter. Są też tacy, którzy twierdzą, że wierszem powinny rządzić jakieś reguły, powinny w nim się znaleźć jakieś środki, czasami zwane poetyckimi itd. Każdy towar ma swojego kupca, każda potwora swojego amatora :). Moim zdaniem wiersz teraz, to krótka forma literacka, która ma w jakiś sposób oddziaływać na czytelnika (który obecnie, szczególnie tutaj, jest również często osobą piszącą), powodować pewną interakcję czytelniczego odbioru z intencjami autora. Teraz, wracając do tego, co na górze pod tytułem, w moim odbiorze, to po prostu nie działa. Możliwość zadziałania zabija ta wspomniana wyżej "enteroza" i wrażenie dość przypadkowego, zbyt dowolnego doboru słów, który nie służy ani formie, ani potencjalnej treści. Ponieważ próba znalazła się w warsztacie, więc domyślam się, że Autor jest świadomy niedoskonałości swojego dzieła... i to chyba jedyny plus. Co można z tym zrobić? Moim zdaniem spróbować napisać od nowa. Osobiście lubię słowne eksperymenty, może coś się z tego wykluje i nie będzie to taki tasiemiec jak powyżej :) Pozdrawiam :) P.S.: Dopiero teraz zauważyłem, że Autor sam już znalazł odpowiedź na postawione pytanie :)))). Sorry za marudzenie. Powodzenia :)2 punkty
-
2 punkty
-
Tekst delikatny, a mgła przepiękna. W odpowiedzi moich kilka słów, po drugiej stronie przesłania. Ściskam ciepło. bb Słowa to tylko słowa A ja żałuję tych co błysły iskrą w kominku czoło rozgrzały i zgasły w pamięci. Układ znaków dźwięk melodii lśnienie sensu. Niby nic a jednak2 punkty
-
@GrumpyElf Głupi telefon... trochę zmienił moją wypowiedź, czego nie zauważyłam... Miało być - wielu nie chce pewnych spraw dotykać... Dalej już jest dobrze.2 punkty
-
@GrumpyElf Dobrze pomyślane. Wielu sWielunie chce się dotykać, żeby nie naruszyć... czegoś. Każdy jak sądzę ma inny zasób takich spraw i może nawet nieco inne powody ich nienaruszania. Pięknie ujęłaś w słowa... Pozdrawiam :)2 punkty
-
@jaguar Było, jak dobrze pamiętam u madziara. Wjechałem na rondo i w tym samym czasie jakby rozbiłem kolumnę złożoną z ok 20 motocyklistów. Wyglądali elegancko, tak razem. Część motocyklistów zatem przemknęła przez rondo, część motocyklistów przed rondem, aż przejedzie ciężarówka. Zatrzymałem się na rondzie i machnąłem ręką przez otwarte okno - przepuściłem wszystkich - nie sposób rozbić tak eleganckiej kolumny. Takie mam zdanie. Pozdr. @Michał_78 jutro odpowiem. Dziś padam. @GrumpyElf Jutro odpiszę, jak pozwolisz. @Natuskaa Nigdy nie byłaś nachalna. Takie pytania są oczywiste. Mnie jest przyjemnie odpowiadać.2 punkty
-
Grzecznościowo: "jak rozumiem, nie chcesz kawy?" Naczynia zbyt połączone... Odbierasz telefon. Przesyłka kurierska. Jest i czeka. Na spustoszenie. Czy o odejściu od kogoś decyduje kombinacja kodu kreskowego? Zostawiasz jednak irytację na ławce w parku, mimo, że kątem oka dostrzegam, że robisz notatki z furii. Świat nie jest nawet przez chwilę lepszy czy gorszy przez twoją złość. Chyba, że wypowiedziałbyś mu wojnę. A tak niedużo trzeba, by zamknąć się w absolutnym pokoju i kleić latawce o różowo-niebieskich warkoczach ... Zaznaczam terytorium kobaltową kredką do makijażu Wychodzę wieczorem na festiwal kalkomanii Nie rozumiem jeszcze, że nigdzie się nie odcisnęliśmy - ani lekkością, ani piętnem. Odwracam plecy do chmur Czuję, że pośpiech tylko przyspiesza ten dzień, kiedy bezradnie skonstatuję starość w obwisłym lustrze... ... Możesz mnie brać do woli. Na smutne-wesołe miasteczka i płatne autostrady z kocich łbów. Łaskotki? Przecież i tak tam nie polecisz! Przedwczoraj zwróciłam bilety. Czy raczej napisałam o nas ... bilet. Ale nikt nie przeczytał. Uczucia! Te nadbagaże! Dopłacisz? Czy ty w ogóle zdążyłeś gdzieś ... być?! Napierasz na mnie swoją męskością ... Szukam tego mojego biletu. W sobie ... Latawiec! Układa się w sensowną całość, ale rozmowa się nie klei: ''Jak będzie po francusku 'szantaż'?'' Ściel łóżko i wynoś się bez przesiadek. Zwrotnicę zostaw. Jestem swoja.1 punkt
-
Ktoś mnie woła... Chowają się po kątach szepty i mrok… ― czyjeś westchnienia, skrzypienia podłogowych klepek, pierzchania kroków… … obserwuję w płomieniu świecy fakturę pęknięć mokrych od zacieków ścian… Wstaję z głębokiego fotela i podążam przed siebie, wyczuwając pod dotykiem palców martwe przedmioty… Obejmuje i wciąga ― chłód schodowej klatki… Wygładzone przez lata ― rzeźbione poręcze… Odpryśnięty lakier… … wbita pod paznokieć zadra… Kurz zagęszcza powietrze miliardami wirujących drobin, które osiadają na źrenicach wilgotnych oczu… Dokąd teraz? … powiedz… * Faluje i migocze moja jaskrawa światłość… Dodano mi skrzydła, jakby istocie z obcego świata… Jeszcze nie potrafię nimi poruszać… - uczę się… … wniebowstąpienie ― odbywa się zawsze ― po spirali czasu… Zasklepiają się za mną brzuchate powłoki ― skłębionych chmur… Gdzieś tam, daleko ― przechodzi na przestrzał blada smuga świtu, muskając nadbrzeżne trawy ― zmarszczony, oceaniczny nurt… … zmurszałe szczątki drewnianego domu… macierzankę rozpełzłą przy ziemi … (Włodzimierz Zastawniak, 2021-08-06)1 punkt
-
II. Bilet od Simone. Nie, nie byłem już spokojny. Niespokojnie i w erotyzującym miłosnym napięciu kończyłem jedzenie obiadu mimowolnie na nią zerkając, co ona z wręcz jakąś lubością pięknie odwzajemniała. Obawiałem się, bo zaraz skończy mi się obiad i przecież powinienem do niej podejść oraz zagadać, a w każdym razie chyba by tak wypadało uczynić w tej niecodziennej, lekko kłopotliwej i intrygującej sytuacji. I w końcu nadszedł ten moment, że i ja i ona skończyliśmy konsumować pożywienie i oboje w szklankach mieliśmy jeszcze trochę napojów – ja piwa, ona herbaty. Wtedy właśnie stała się rzecz niespodziewana, której przez jakiś czas zupełnie nie potrafiłem sobie racjonalnie wytłumaczyć, a przecież zawsze wydawało mi się, że ja z tych uczuciowych, choć jednak racjonalnych i rozsądnych właśnie. Ona wzięła do ręki szklankę herbaty podeszła do mnie, po czym odstawiła szklankę na mój stolik, a nawet stanęła nade mną i odezwała się – cześć jestem Simone, masz chwilę, jak Ci na imię, jak się czujesz? Zaciekawiła mnie tymi słowami, bo poza ich swoistą odwagą, słowa wypowiadała w miarę dobrą polszczyzną, ale jednak z akcentem francuskim, co zdążyłem od razu zauważyć. I od razu sobie pomyślałem, że tej jej niedopracowanej polszczyzny mógłbym słuchać całymi godzinami i przez całe lata, ale odpowiedziałem, bo przecież musiałem odpowiedzieć, że „Daniel, że oczywiście mam chwilę czasu, że czuję się całkiem nieźle”. Wstałem. Simone w tym momencie się uśmiechnęła tym jej zupełnie rozbrajającym uśmiechem i ucałowała mnie w dwa policzki, zresztą francuskim zwyczajem. Nie, to nie był wcale koniec, bo zaraz tymi bezczelnie odważnymi i figlarnymi oczami mnie zapytała – cytuję, żeby nie skłamać – „czy pójdziesz ze mną do łóżka?”. No po prostu wtedy oniemiałem do tego stopnia, że aż usiadłem z wrażenia. Tak otwartej propozycji po tak krótkim czasie nawet nie wiem, czy w ogóle przecież tę sytuację można nazwać znajomością nigdy bym się po Simone nie spodziewał, ani zresztą po żadnej innej kobiecie, a przecież kilka dziewczyn spotkałem w życiu. Zupełnie nie wiedziałem co mam myśleć, choć muszę przyznać, że Simone od razu bardzo, ale to bardzo mi się spodobała. Nie potrafiłem jej niczego odmówić, a przecież takie okazje nie chodzą piechotą. Po chwili odpowiedziałem, że: „tak, że oczywiście że tak”. Simone uśmiechnęła się i tą lekko łamaną polszczyzną powiedziała – „świetnie, no to chodź”. Poszedłem jak jakiś niewinny i niedoświadczony w tych sprawach nastolatek, który myśli, że oto złapał za rogi szansę na jakieś wspaniałe życie pełne miłości, pożądania i całkowicie pozbawione stresujących okoliczności, czy trudów usilnych starań o kobietę. A przecież miałem swoje lata. W lokalu pozostawiliśmy po sobie dwie szklanki i tylko nie pamiętam, czy do połowy puste, czy do połowy pełne, czego prawdopodobnie nigdy się nie dowiem, ale tu nie o tym. W ten sposób poszliśmy do łóżka, ale zanim to nastąpiło musieliśmy przejść wśród okolicznych bloków jakieś dwa, może trzy kilometry nieśmiało i w leciutkim podenerwowaniu ważną chwilą skupieniu, choć nie obyło się bez jakiś, pojedynczych zresztą słów, w stylu ładnie wyglądasz, o jakie piękne słonko, czy wspaniałe zielonością drzewko i takie tam. Napotkane na naszej drodze stado gołębi dziobało hojnie porozrzucaną karmę, a gdy tylko przeszliśmy obok całą chmarą zerwało się w powietrze i poszybowało w cudne i niebieskie przestworza. Cóż, może właśnie wtedy poczuliśmy wolność? Wolność wyboru? Wolność zachowania? Swobodę jakąś? Zapomnieliśmy się i nie dostrzegaliśmy przechodniów. Minęliśmy dostojnym krokiem przyszłych kochanków parę wydawałoby się nieznacznych przecznic. Świat naszego osiedla zadumał się naszą odwagą nic o nas nie wiedząc i nie domyślając się niczego. Kilka zafrasowanych popytem i podażą sklepów wyczekiwało z utęsknieniem popołudniowego gwaru. Kiosk z gazetami dawał po oczach tytułami, których sam bym nie wymyślił, choćbym napisał kilka tysięcy wierszy. Chmury dziś sobie odeszły, ale nie sposób o nich zapomnieć, bo przecież i tak wrócą i zapewne już nazajutrz. Magia aut oczarowywała dobrobytem i łatwością jazdy kierowców. Osiedle nabrało niespotykanych dotąd kolorytów, błyszcząc się niekiedy najróżniejszymi odblaskami. Suche powietrze nabrało wilgoci słusznego porozumienia w jedynym słusznym celu jaki tylko można wymyślić. Aż w końcu blok, ten blok, rzecz jasna z wielkiej płyty. Drzwi wejściowe i jego czterocyfrowe hasło. Ciekawa klatka schodowa. Kafelki. Donice z kwiatami. Skrzynki na listy z reklamami i wezwaniami do zapłaty, bez listów i pocztówek rzecz już oczywista. Winda nie była nam do niczego potrzebna, ponieważ Simone mieszkała na parterze, pod jedynką. Dwie wycieraczki. Ledy. Osowiałe publiczne wnętrza, do których czasem trudno jest się nam przytulić, choć ciągle próbujemy i próbujemy tak czynić i zazwyczaj bez powodzenia. I słowa Simone, które do dziś kołaczą mi się po głowie „Chodź Daniel, chodź, zapraszam Cię, zapraszam”. Buty trzeba było odstawić w kąt, zresztą jak później odrzucić przeszkadzające skarpetki koloru jasny beż, ale nie uprzedzajmy wypadków. Ładnie było w tym poustawianym i zadbanym mieszkaniu. Duża Sofa polegiwała pod rozłożystym niebieskim pledem z kilkoma niedbałymi poduszkami, a pod ścianą miała się całkiem dobrze przedniej klasy markowa wieża hi – fi. Simone włączyła bodajże jakąś składankę z nastrojowymi przebojami, zagrała „Lady in red” Chrisa de Burgha i „Avalon” Bryana Ferrego oraz następne wolne piosenki, a mi nie pozostało nic innego jak poprosić ją do tańca. Simone przyjęła zaproszenie z dużą dozą akceptacji, o którą ciągle się tutaj rozchodzi, goszczącą na jej blond twarzy. Zatańczyliśmy i trwało to ładnych parę godzin, podczas których przytulaliśmy się do siebie ciasno i mocno, szepcąc sobie na ucho jakieś ładne, miłe i czułe słówka. Tak, pocałowaliśmy się, tak dotknęliśmy swoich dłoni i najróżniejszych części ciała w tańcu, bo przecież właśnie po to tutaj przyszliśmy. Nie ukrywam, że nasze spotkanie miało związek z zaspokajaniem poukrywanych przed większym światem pragnień, a w naszym zachowaniu dojrzałbyś nieprzebrane pokłady tęsknoty i chyba za miłością, która niekiedy potrafi tutaj jeszcze - jak nic innego - zagwarantować wolność. Ach co to były za swawolne tańce, miękkie i przyjemne, swobodne i wolne, z nutką pożądania i rozkoszy oraz przepełnione odwzajemnianymi uśmiechami. Tak, popłynęliśmy w tańcu w ubraniach oraz pożeglowaliśmy w tańcu bez ubrań. Starałem się i o mało co z tych starań nie wyzionąłem ducha, bo przecież jestem już niemłody i faktycznie bywam tutaj niekiedy niemądry. Ciała zagrały jedną z najładniejszych pieśni jaka kiedykolwiek powstała na tym dziwnym świecie pełnym najróżniejszych podejrzeń, złości, zazdrości i niebezpieczeństw. Nikt nie był w stanie nas podejrzeć, bo Simone zawczasu zasunęła ciężkawe i grube osobliwością materiału zielone kotary. Niczego nie żałowaliśmy ani sobie, ani wewnętrznie, a ta spontaniczna akcja, jak z początku myślałem, zakończyła się pełnym sukcesem, o ile w ogóle na sprawy łóżkowe można patrzeć w kategoriach sukcesu. Jeśli nie wchodzę zanadto w szczegóły tego wydarzenia dzieje się tak tylko dlatego, że jeszcze nie potrafię z sercem pisać o seksie, a wszystko ponoć przede mną. I tylko dlatego. Kto to wie, może i ja nauczę się kiedy pisać takie teksty? Nie miałbym nic przeciwko abym przepojony obopólną polsko – francuską przyjaźnią ciał napisał kiedyś jakiś ważny wiersz, ale przecież jeszcze nie nauczyłem się tego robić. Udało się, a ja nie mam czego się tutaj wstydzić, bowiem potrafiliśmy z Simone na jakiś czas właśnie zapomnieć o najróżniejszych wstydach, ograniczeniach i powściągliwościach, które plączą się po naszych obolałych ciężkawymi myślami głowach i ciałach, powstrzymując nas dogłębnie w życiu zgodnie z własnymi zasadami, chęciami, możliwościami i pragnieniami. Na każdym kroku najróżniejsi dziwni ludzie straszą nas negatywnymi skutkami odważnej miłości, mówiąc że to niebezpieczne, że niemoralne, że niewłaściwe, że dziecinne, że bezbożne, że nieprzemyślane że że i że, aż sami jesteśmy skłonni uwierzyć w te zdziwaczałe oraz pokraczne zdania i wypowiedzi, które bardzo często nie mają pokrycia w tak zwanej rzeczywistości, o ile w ogóle jakakolwiek rzeczywistość ma tutaj rzeczywiście miejsce, w co zresztą śmiem od czasu do czasu wątpić. Wiem jedno - „Matrix”. Po wyczerpujących duszę i ciało całych nieprzespanych fragmentach nocy zasnęliśmy przytulonym snem dwojga spełnionych kochanków i chyba było nam dobrze i przyjemnie i zgodnie. I fajnie. Prawdę mówiąc niczego innego nie byłbym w stanie dać Simone, ponieważ nic innego nie mam, ale to już temat na inną opowieść. Niczego nie żałowałem i nie żałuję do tej pory, choć minęły już lata od tamtego pamiętnego spotkania z Simone. Moją Simone aż po kres prozaicznego i czasem zupełnie niepoetyckiego świata. Wstaliśmy o mniej więcej tej samej porze następnego dnia. W oczach i zachowaniu Simone było widać radość, a łatwiej mi było dojrzeć takie emocje, bo przecież sam cieszyłem się niezmiernie i niepomiernie. Poranek – sama przyjemność – z dodatkiem zabielonej kawy przy kuchennym stoliku oraz z obopólnym papierosem na balkonie. Ubrać się trzeba było, ubrać się. I poudawać że się myje zęby, bo przecież nie wzięło się do baru żadnych przyrządów do porannej toalety. I trzeba było jeszcze raz podziękować i zapytać o odczucia i poprosić o więcej. Simone odparła „Daniel bardzo, bardzo Ci dziękuję. Spisałeś się na medal. Masz głuptasie prezent. Tylko proszę Cię żebyś się nad tym zastanowił” i wręczyła mi do ręki czerwoną teczkę formatu A4 oraz poprosiła żeby jej nie otwierać przed powrotem do domu. Cóż, raz jeszcze podziękowałem Simone, cóż założyłem buty i cóż poszedłem lżejszy o setki drobnych przemyśleń w te pędy z czerwoną teczką pod ręką do własnego domu własnej namiastki wolności, choć zdawałem sobie sprawę z faktu, że wolność w moim mieszkaniu jest wątpliwa, niepełna, dwuznaczna i iluzoryczna, co z podwójną mocą uświadomił mi nie kto inny jak przepiękna Simone. W głowie to ja miałem tylko skowronki, które zresztą raczyłem minąć na moim osiedlu, a przecież już wtedy miałem swoje lata. Skowronki zresztą odleciały w siną dal, a smak bezsprzecznej przygody pozostał do dzisiaj.1 punkt
-
Widzimy się na dżangłerze Trelleborg upalny, lipcowy dzień od trzech godzin siedzę w ciężarówce jedyne podmuchy wiatru od strony morza do promu mam pięć godzin do domu pięć dni wziąłem kartkę papieru, długopis 40 tonową ciężarówką przejechałem trzy miliony kilometrów czterdzieści trzy razy z gadającym radiem jak z najlepszym kumplem okrążyłem ziemię przewiozłem trzydzieści milionów kilogramów różnych towarów pięćset razy przeprawiałem się promami przez morza naszego kontynentu pod Sundsvall pod kołami mojej ciężarówki zginął człowiek (nie była to moja wina, a jednak...) w Gravesend zabiłem dwa lisy pod Obernai kuropatwę pod Wałczem młodą sarnę pod Tonebro zbratałem się z jedną dziką kaczką za każdym razem specjalnie dla niej tarłem jabłko jadła prosto z ręki W Zalaegerszeg poznałem Portugalczyka, kierowcę bez prawej dłoni pomogłem wymienić koło do północy razem piliśmy portugalską wódkę w Dover na Police Station calutką noc przesiedziałem w areszcie celnicy znaleźli w ciężarówce latarkę z paralizatorem (w Anglii to jak broń) groziło mi kilka miesięcy więzienia w Leeds okradli mnie ze wszystkiego (kilka lat później zrobiłem z tego wiersz, ale jaja) W Bratysławie wpakowałem się do centrum miasta zablokowałem cały ruch utknąłem przed niskim wiaduktem ani w przód, ani w tył pod Monachium zapłaciłem dwieście euro mandatu zimą w środku nocy pod Bergen padło webasto na zewnątrz minus piętnaście nikogo wokół. Wstawiłem wodę na kawę do promu mam cztery godziny za cztery godziny po raz czterdziesty czwarty zacznę okrążać ziemię jak ty w osobówce okrążasz miasto który, co noc śpisz w swoim domu przytulasz się do ukochanej kobiety rano przy stole zajadasz się świeżymi chrupiącymi bułeczkami popijasz ciepłym mlekiem przez pół godziny siedząc w przytulnej ubikacji przeglądasz smartfona co jeszcze chciałbyś wiedzieć co sobie myślę na autostradzie mrugasz długimi światłami zbyt długo wyprzedzam drugą ciężarówkę blokuję tobie drogę klika minut spóźnisz się na działkę pod Zgierzem. Trelleborg, lipiec.1 punkt
-
objawienie Ubrana w suknie ślubną ponad Waterloo snuje się Napoleona narzeczona nie kochanka nie żona nie ona na zawsze delikatnie wieki temu uciekła sprzed ołtarza jak katu spod topora snuje się nocą w białych ażurach szeptem powtarza jestem tutaj wbijam się w serce czarnej chmury duszę bratnią o 5 nad ranem wygrzebano z ziemi żeliwną kulę armatnią, pod Waterloo, sierpień.1 punkt
-
1 punkt
-
ciuciek ma dzisiaj znów przechlapane wszyscy ciućkają ciućka na amen starszyzna młodzi i dzieci nawet każdy do ciućka ma jakąś sprawę a ciuciek spoko ma dobre serce pomaga żwawo i całkiem chętnie wokół go wielbią zyskuje sławę tyś jest chłopisko nasze kochane aż nagle ciuciek zaniemógł smętnie kiedy to chcieli właśnie najwięcej złapano ciućka dano mu łomot a kiedy skonał w dołek wrzucono trudno się dziwić wnerwił on swoich no jak to ciućka nie można doić przecież nauczał że nas wspomagał a teraz leży by już nie dawać jednak sumienie zabłysło nikłe ciuciek nad sobą dostał tabliczkę tu leży nicpoń nieznośny ciuciek przestał pomagać do grobu uciekł1 punkt
-
Nie jestem pewny i nie to żebym się czepiał, ale zapytam: Spod ołtarza, czy sprzed ołtarza? Po prostu, to "spod" zbyt wcześnie wprowadza grobowe skojarzenia i zubaża nieco końcowy efekt zaskoczenia, moim zdaniem. Poza tym drobnym szczegółem, to bardzo dobry tekst. Pozdrawiam.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Czemu nie ma gazety co pisze tylko o mnie albo magazynu który rozprawia o mych wierszach wyłącznie Dlaczego to nie ma muzyki dopasowanej zawsze do mego nastroju dlaczego tak wielu ludzi tak pięknych i mądrych podczas gdy ja tonę w brzydocie a nawet nikt nie patrzy1 punkt
-
? Kocham moje życie. ? Lubię ciepło słońca, słodkich owoców smak, Cieszę się z małych rzeczy, I mało dbam o to że kogoś to może śmieszyć, Lubię psy i koty i wszystkie zwierzęta, Lubię bardzo ludzi przywitać się z nimi zawsze pamiętam. Lubię ciepłe wieczory, i cudne poranki, zapach kawy i słodycz w niej śmietanki. Przyroda radosne we mnie wywołuje dreszcze , uwielbiam śpiew ptaków, zapach trawy, tego mam mało mówię sobie jeszcze. może za bardzo przesadzam? Lecz tego nie zmienię. Lato też bardzo lubię, zimę wiosnę, i szelest jesieni, A kiedy czasem jestem smutna to mam radość do życia?, Ta radość w mig mój smutek odmieni. Choć trzeba je nieraz trochę pozmieniać? moje lubię najbardziej z nikim innym się nie chcę zamieniać. # Natalia Natii Buczek # 7 08 2021 r1 punkt
-
Porankami otrzepujemy się jak śnieżnobiałe psy, po wyjściu z zakazanego jeziora. Nie szukamy konsekwencji, jemy mało, nie widujemy się zbyt często. Czasem tylko, na tym jednym moście za kinem, gdzie wtedy znaleźliśmy motyle z szafiru, potrafię uśmiechnąć się wyłącznie do ciebie. Wtedy nie widzisz, bo właśnie odbierasz małą czarną, w purpurowej filiżance, za rogiem. Tymczasem wyjeżdżam utopić się znowu w zaułkach, pomarszczonej i zbyt rozpuszczonej Barcelony. Musisz na ten ukryty uśmiech poczekać minimum do września. Nie powiesz przez całe pełne świerszczy i deszczu lato -Wiesz Aniu, chyba uszczypnęło mnie słońce- Ona nie odpowie z grymasem Hłaski -Może w końcu, grzesznico, uwierzysz w mojego Boga- Zapalam i kolejny raz modlę się żeby jak u Kieślowskiego, dzisiaj w powietrze wyleciał mój samolot. Nie wyleci. Zostało mi jeszcze kilka uśmiechów.1 punkt
-
@Antosiek Szyszka Antek koniec tej gonitwy, bo maraton to był istny. Wreszcie dośpię, złapię oddech, by wyglądać wreszcie godnie. Trzymaj się zdrowo.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
nie szukaj nas w kościele wśród westchnień dookoła zawołaj po imieniu kiedy wstajemy z kolan1 punkt
-
@dach z ciekawej wysokości podajesz nam mapę człowieka wyjątkowo ciekawego.1 punkt
-
bezpańskie stada metropolii skupione na modłach wieżyce czyśćca od tysiącleci zażegnane nie proszę o rozkołysany podest nie walczę o zaginioną równonoc za firankami warg schował się pocałunek każdy się wstydzi paciorki gwiazd wpełzły pod spadziste czoło raju teraz wszyscy będą rokrocznie święci rozkochasz w sobie nawet śnieżnobiałe anioły o niegrzecznie zielonych oczach1 punkt
-
~~Zalotnik Felek ze wsi Warchołyprzekroczył z panną wrota stodoły.Tam naszedł ich jej tata,szybko więc użył bata ..Nasz biedny Feluś .. uciekał goły. Tato już zapomniał, jak to w młodości przyszły teść jego .. rachował mu kości ~~1 punkt
-
@corival Mi też telefon robi często numery. Miłego dnia! @beta_b Lubię kiedy ktoś mówi wprost, że czegoś żałuje - życie teraźniejszością to jedno, ale brak refleksji to już dla mnie nieporozumienie. Załączone przez Ciebie mini rzeczywiście z drugiej strony tej mgły, ale jak trafnie. Bardzo mi się podoba i mądrze uzupełnia mój tekst. "Lśnienie sensu" zapamiętam na długo. Ściskam.1 punkt
-
Kwaśny Miód ujrzałem tysiące zwiędłych niewielkich pąków wyrzuconych poza ogród chociaż głód dokuczał nie mogłem przełknąć chleba z miodem był kwaśnym zwątpieniem niemożliwością poznania łąki na horyzoncie dotykały nieba pochyliłem się dotknąłem jednego z nich poczułem na dłoni krople rosy lecz suchy szelest samotnej parodii zapachów gdy promień słońca rozdarł zasłonę z ciemnych chmur delikatnie przygarniał niepewność a wiatr zakołysał snem o zakwitnięciu w czystym krysztale błękitu Pięciolinia pozwól ciemności jasno świecić cienia możliwość jej odebrano czy ma zapłonąć ogniem zakryta zostać zwęgloną kochaną za mało złudna słodycz co miłość dławi zabija gorycz balsamem cała zrywać owoce choć dłonie parzą bólem wzmocnienia gdy umysł oszalał zranione nuty krwawej bieli muzyka pulsem rytmem ożywczym na pięciolinii kluczem otwarta ciszą nie wzgardzi roztańczy zmysły1 punkt
-
Pewien Murzynek ze szkolnej czytanki, wdrapał się na palmę, ale nie dla draki. Murzynek szczęśliwy, - dziś to już nie dziwi; on wodę z orzecha nalewa do szklanki.1 punkt
-
Dziękuję. To teraz jesteś Telimeną w Świątyni Dumania :))) Sorry, głupawka mnie chwyta czasami mnie. A serio.... to chyba dobrze. Zaduma też jest nam potrzebna. Serdeczności :)1 punkt
-
?Zacznij marzyć ? Szarości dnia gdy ciepła brak, promień słońca rozjaśni smutek w nas . Szary światy nie musi nam doskwierać, a melancholii dobra i radości, nie pozwolę już zabierać. Ważne jest by w smutku umieć się zatrzymać, Marzeń moc rozjaśni noc, i cofnie w stecz najbardziej złe wspomnienia. Marzenia nam dodają sił , do czynów wielkich popychają, nieważny wiek, Gdy sensu brak, w marzeniach moc, lecz same się nigdy nie spełniają. Gdy trudny los tak bardzo, że masz wszystkiego dość , i tak potwornie ciąży twoje życie To się nie lenisz, bo samo nic, i nigdy się nie zmieni. Początek nowy w głowie masz poukładany, Lecz dobrze wiesz, że to nie wszystko, Że bez wysiłku niczego nie zdobyłaś, Więc trzeba jeszcze się postarać, by znowu zdobyć to, co sobie wymarzyłaś. Szarość dnia gdy marzeń brak, A smutek w głowie ciąży , więc znowu zacznij marzyć, a potem ułóż plan, by do spełnienia dążyć. # Natalia Natii Buczek# 3 08 20211 punkt
-
1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne